I know all your secrets Cz.7


    Wiecie, jakie to wkurwiające, gdy ktoś was celowo unika? Tak było właśnie z Shane'm. Obiecał mi rozmowę, a od piątku nie było z nim kontaktu. Gdy szedłem do jego domu, to nigdy go nie było, a jak pisałem wiadomości, to nie odpisywał. Dostawałem regularnego szału, bo w szkole też nie mogłem wpaść na elitę. W końcu zirytowany podczas lunchu poszedłem na stołówkę i usiadłem obok Christy.

    Przy jej stoliku siedziała laska, która trzymała  za rękę Shane'a tego pamiętnego dnia. Postanowiłem bez patyczkowania się, przejść do ataku. Jeśli brunet myślał, że mu odpuszczę, to się grubo mylił.

    – Widziałaś Shane'a? – zagadnąłem.

    Blondynka spojrzała na mnie zdziwiona, jakby moja znajomość z nim nie należała do normalnych. Serio, powoli miałem tego dość.

    – Z tego, co wiem, jest z chłopcami na wyjeździe – odpowiedziała i wróciła do poprawiania makijażu.

    – Co, próbujesz nawiązać kontakt? – Szturchnęła mnie Christa.

    – Jest mi winien przysługę,  więc z łaski swojej mógłby się odezwać. – Podparłem sobie podbródek na wnętrzu dłoni, a łokieć o blat stolika.

    – Nie wierzę, by Shane rozmawiał z kimś takim jak ty. – Zmierzyła mnie pogardliwym spojrzeniem.

    – Ej, uważaj, do kogo mówisz – upomniała ją.

    Popatrzyłem zdziwiony na Christę. Może i byliśmy znajomymi, ale żeby aż tak?

    – A ty co, zakochałaś się? – Prychnęła.

    – To mój przyjaciel, więc jeśli nie chcesz lizać krawężnika, to się kurwa zamknij. – Wstała, najwidoczniej od nadmiaru emocji.

    Blondynka popatrzyła na nią jak na kogoś obcego, po czym wstała i wyszła ze stołówki. Patrzyłem z rozchylonymi ustami na moją "przyjaciółkę", aż ta usiadła i tylko zarzuciła włosami.

    – I to ja miałem dbać o twój sekret – zaśmiałem się, a ta od razu mnie zdzieliła.

    Jak to jest, że gdy mnie walnie, to to boli jak cholera? Często ktoś mnie szturchał czy coś, ale ona miała w sobie siłę faceta z ringu. 

    – Wkurzyła mnie. – Odetchnęła głęboko. – Ona nie jest laską Shane'a, ale myśli, że skoro ten jest dla niej miły, to może liczyć na coś więcej – wyjaśniła.

    Szczerze powiedziawszy, nie zdziwił mnie ten fakt zauroczenia, ale bardziej znów jego zachowanie. Udawał, że nie widzi tych cycków, czy może jest... Pokręciłem głową, gdy zaczynałem doszukiwać się spisków. Co za chory pomysł, by Shane był gejem. Może i pracował w tamtym klubie, ale wcale nie musiał należeć do osób homo, a ja powinienem przestać tyle rozmyślać.


    Na lekcji wuefu całą grupą poszliśmy na pobliskie boisko do piłki nożnej. W końcu to nie był wtorek, a poniedziałek, więc trening kosza był dopiero następnego dnia. Zagraliśmy luźny mecz, a potem każdy usiadł na trawie. Od razu rzucały się w oczy grupki, jakie tworzyli ludzie w średnio trzy osoby. Obok mnie znalazła się Christa, która tego dnia była zmuszona nie ćwiczyć z racji kontuzji. Paznokcia. Nie wiem, jakim cudem nauczyciele nie stawiali jej do pionu, ale z drugiej strony to nawet nie chciałem wiedzieć.

    Co kilkanaście minut sprawdzałem telefon, jakby Shane w końcu miał mi odpisać, ale nic takowego się nie działo. W pewnym momencie poczułem wibracje w kieszeni, więc pełen nadziei sięgnąłem po telefon. Gdy tylko ujrzałem imię Dominic, cały entuzjazm gdzieś uleciał.

    – Osz ty, odbierasz w trakcie lekcji? – zaśmiał się.

    – A ty? – Prychnąłem. – Swoich nie masz?

    – Meh, dziś mam praktyki także spokój mam obecnie – wyjaśnił, a ja nadal nie wiedziałem, czego chce. – Słyszałeś, że ma się do nas zjechać rodzina Erica? 

    – Pierdolisz – Byłem zły.

    Nienawidziłem rodzinnych zjazdów, a nie wiedzieć czemu przeczuwałem, że ten będzie jeszcze bardziej specyficzny. Eric pochodził z zamożnego domu, miał też wysokie wymagania, dlatego to nie mogło być "zwykłe" spotkanie rodzinne.

    – Chciałbym, bo dawno tego nie robiłem. – Westchnął. – Z tego, co mi wiadomo, to mają przyjechać dziś i generalnie spina jest, bo dwójka gówniarzerii z nami zamieszka przez tydzień.

    – Przecież jest pierdolony początek tygodnia, jak mogą zostać u nas? – wkurzyłem się.

    – Co ty taki dzisiaj wkurwiony? Często jesteś poirytowany, ale nie aż tak – zauważył.

    Tego dnia wszystko było dobrym pretekstem do wyładowania emocji i robiłem to całkiem nieświadomie. Przetarłem sobie twarz ręką i odetchnąłem głęboko. Powinienem zacząć pić melisę.

    – Po prostu u mnie z dziećmi jest na bakier, co zresztą wiesz – odpowiedziałem wymijająco.

    – Tsa, powiedzmy, że ci wierzę, braciszku, choć wcale nie pociesza mnie fakt, że ostatnio przestałeś ze mną gadać. – Wreszcie przybrał swój normalny ton bez śmieszków.

    – O której będą? – Udałem, że nie słyszałem jego słów.

    – Koło dziewiętnastej mamy kolację w jakiejś tam restauracji, a potem idziemy na jakąś tam sale...

    – Chyba biesiadną – zażartowałem, na co ten od razu się roześmiał.

    – Mój Aiden wrócił! Ale kontynuując; potem zabieramy jakąś tam siostrę Erica z mężem i dziećmi do siebie, oni wylatują o drugiej do Florencji, a bachorów zostawiają nam – objaśnił cały przebieg dnia i nocy.

    – Zapowiada się świetny tydzień – mruknąłem pod nosem. Christa wreszcie skończyła biadolić ze swoimi znajomymi i popatrzyła na mnie wyczekująco.

    – Nie narzekaj. Lepiej zajmij się swoim Romeem, Julio. – Moja lewa powieka dostałą drgawek irytacji.

    – Gdybyś był w zasięgu ręki, to byś żałował tych słów.

    – Tak, tak. – Prychnął. – Do zobaczenia przy kolacji, bo raczej nie wcześniej.

    – No hej – pożegnałem się i rozłączyłem.

    Christa dalej czekała na jakieś wyjaśnienia, ale wcale nie miałem na to ochoty. Zamiast tego wolałem podejść do trenera, gdy ten wybierał członków drużyn, aby rozegrać mecz. Naprawdę potrzebowałem się wyładować, a sport był do tego idealny, na przykład taki boks. Cholernie potrzebowałem znaleźć w pobliżu jakieś treningi. 

~*~

    Grałem z siostrą i jej sąsiadką aka przyjaciółką w "siatkę". Nic skomplikowanego i raczej na naszych zasadach. Podawaliśmy sobie piłkę górą, stojąc w takim jakby trójkącie. Wcale nie chciałem z nimi być, ale wolałem to, od obecności Erica, który tylko czekał, aż założę garnitur. Serio, szukał guza.

    – Wygrałam! – oznajmiła Viola, gdy piłka po raz kolejny nie została odbita przez jej znajomą.

    – To nie fair, ty nie masz kontuzji! – żachnęła się.

    Wywróciłem oczami, a gdy spojrzałem na auto podjeżdżające pod dom Collinsów, od razu skupiłem się na chłopaku z niego wysiadającym. Z Shane'm była jakaś kobieta, która go podwiozła, więc faktycznie nie było go w domu.

    Uśmiechał się szeroko, gdy się z nią żegnał, a chwilę potem nasze spojrzenia się skrzyżowały. Tak jak bardzo był zadowolony, tak teraz był przerażony. Ewidentnie bał się naszej nadchodzącej rozmowy, ale szczerze? Przestało mi na tym wtedy zależeć. Przestało mnie to obchodzić. 

    Odwróciłem się na pięcie i poszedłem do domu, by ogarnąć się na tę kolację. Miałem paskudny humor, więc wcale nie dziwił mnie fakt możliwości odpierdolenia czegoś na tym spotkaniu rodzinnym.



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty