I know all your secrets Cz.8
Podrzucałem w górę owoc, siedząc na tym popieprzonym krześle w kuchni, w tym równie popieprzonym domu i cholernie zjebaną matką. Jeszcze nie zaczęła się kolacja, a ja miałem wszystkiego dość. Eric zirytował wszystkich jednym zdaniem. "Tak masz zamiar iść ubrany na kolację rodzinną?"
Nawet moja matka się wkurzyła. Oboje wiedzieliśmy, że garniaka mu nie włożę, więc musiała stanąć w mojej obranie, by potem mnie zdradzić i kazać się przebrać. Nie zrobiłem tego rzecz jasna. Wystarczył mi widok mojej siostry w sukience do kolan, koloru pudrowego różu. Rozumiecie? Moja siostra lubiła tylko biały i fiolet. Gdy ktoś wciskał ją w różowy, miał przejebane. Dlatego też siedziała obok mnie z naburmuszoną miną.
Szturchnąłem ją lekko, a gdy na mnie spojrzała, to posłałem jej uśmiech.
– Zawsze można się zemścić, wiesz? – szepnąłem.
– Jak? – zaciekawiła się.
– Już oto się nie martw.
Gdy nasza matka zjawiła się w kuchni, zmierzyła mnie wzrokiem. Nie chciała się kłócić, bo najwidoczniej stoczyła batalię z Ericiem. Ostatecznie wsiedliśmy do auta, którym kierował sam pan domu i pojechaliśmy do lokalu. W głowie układałem różne scenariusze, by zepsuć wszystkim humor i by jeszcze bardziej mnie nienawidzili.
Siedzieliśmy przy naprawdę długim stole, gdzie to nawet mieliśmy własną salę. Albo Eric był cholernym miliarderem, albo to ja przestałem patrzeć na wartość pieniądza odpowiednio. Grzebałem w swoim talerzu jak w gnoju, bo te wszystkie wykwitnę dania ni jak się do mej diety czy smaków nie wpasowały. Nawet Viola po spróbowaniu krewetki, prawie się zrzygała. Podciągnąłem sobie rękawy skórzanej kurtki, bo zaczynało być mi gorąco.
– To jest oryginalna bransoletka Linkin Park? – Usłyszałem pytanie, które na pewno nie było kierowane do kogoś z osób dorosłych.
Podniosłem głowę, by sprawdzić, kto je zadał i komu. Trafiłem na nastolatka, który siedział naprzeciwko mnie i wgapiał się we mnie, więc od razu znalazłem odpowiedź na swoje pytanie. Pokierował się wzrokiem na moją rękę, więc sam też tak zrobiłem i ups, zapomniałem zdjąć bransoletki, które cholernie było teraz widać. Grabiłem sobie, ale w sumie o to mi chodziło.
– Tak, byłem na jednym prywatnym koncercie – odpowiedziałem w końcu.
– Zazdroszczę, bo nie mieli często prywatnych koncertów. Kupę kasy trzeba wydać, by takowy od nich dostać na wyłączność. – Skrzywił się.
– Ta, jeden z mojej poprzedniej szkoły chyba na forsie spał – zażartowałem.
– Synu, mógłbyś zakryć ręce – szepnęła do mnie matka, bo siedziała po mojej lewej, a siostra po prawej.
– Nie? – Patrzyłem na nią jak na idiotkę. – Przecież się nie tnę.
– Póki Eric nie widzi, proszę. – Miała błagające spojrzenie.
– A mogę stąd wyjść? – Uśmiechnąłem się przebiegle.
– Zwariowałeś chyba! – Uniosła się lekko, co chcąc nie chcąc zwróciło na nas uwagę.
– Skarbie, jakiś problem? – Eric zmartwiony dotknął jej ramienia.
– Nie, skąd – zmieszała się.
W tym właśnie momencie poczułem wibracje w kieszeni. Wyjąłem telefon i dyskretnie patrzyłem na wyświetlacz pod stołem. Przełknąłem ślinę, gdy nadawcą wiadomości był nikt inny jak Shane.
Od: Shane
Spotkamy się? Potrzebuje z tobą pogadać.
Prychnąłem. Byłem dumny, że teraz to on pilnie potrzebował się ze mną spotkać. Ciekawiło mnie tylko, dlaczego tak nagle sam potrzebował wyjaśnić tę sprawę z klubem. Czyżby stało się coś, o czym nie miałem pojęcia?
Do: Shane
Nie ma takiego numeru. Rozmówca, z którym próbujesz się porozumieć, jest nieosiągalny.
Od: Shane
Przestań robić sobie jaja. Wiem, że nie odpisywałem na twoje wiadomości, ale wyjechałem z Ethanem i resztą. Nie miałem czasu. To jak?
Do: Shane
Pogadać o tym możemy jutro, bez większej różnicy.
Od: Shane
Ja nie chcę tylko o tym pogadać. Proszę cię, ja potrzebuje się teraz z tobą spotkać.
Rozszerzyłem zdziwiony oczy. Zacząłem wertować w głowie moje plany, by się ewakuować z tego nudnego spotkanka, ale żaden nie dawał mi specjalnie jak najmniejszego zdenerwowania. Już chciałem mu odpisać, gdy głos zabrał Eric, wstając od stołu.
– Idziemy teraz na salę bankietową, gdzie będzie bardziej swobodnie. – Wskazał ręką na drzwi.
Kątem oka dostrzegłem natarczywe spojrzenie nastolatka, ale nie miałem ani czas, ani ochoty się nim przejmować. Czym prędzej wstałem, a gdy poczułem szarpnięcie za rękaw, odwróciłem się wkurzony.
– Czego? – syknąłem, ale gdy natrafiłem na Violę, poważnie się zdziwiłem.
– Obiecałeś, bro. – Zrobiła maślane oczka, a w tym czasie za nią pojawił się spóźniony Dominic.
– Co ci obiecał? – spytał zdyszany.
– Z nieba mi spadłeś. – Klepnąłem go w ramię. Uniósł w zapytaniu jedną brew, a chwilę potem już nas nie było.
– Jesteś pewien, że ten pomysł był najlepszy? – spytała pełna obaw, gdy staliśmy na przystanku autobusowym.
Czytałem rozkład, jednocześnie sprawdzając godzinę w telefonie. Byłem lekko zestresowany, bo w każdym momencie mogła podbiec do nas matka lub Eric i mielibyśmy piekło na ziemi. Na szczęście autobus miał podjechać za dosłownie krótką chwilę, więc jedynie odprawiałem modły, by nam się udało.
– To najlepsze wyjście – odpowiedziałem.
Usiadłem na ławce i wziąłem się wreszcie za odpisywanie Shane'owi. Ciekawiło mnie, czego mógł chcieć tak nagle, ale z drugiej strony byłem zły na siebie. Powinienem go olać, tak jak mnie zlewano, gdy potrzebowałem się komu wygadać. Nikt nigdy nie chciał słuchać, jedynie Dominic, ale jemu też o wszystkim mówić nie mogłem. Czułem, że wpadłem w dziwną relację, gdzie z pewnością groziło mi wykorzystanie, a jednak nie potrafiłem przestać. Odczuwałem ból i rozczarowanie. Satysfakcje i pewność siebie. Jak to jest, że w jednej chwili byłem szczęśliwy, by potem tonąć w żalach własnej głupoty?
– Jedzie. – Z transu wyrwał mnie głos siostry.
Podniosłem się z ławki i wsiadłem z nią do pojazdu. Usiadłem z brzega, bo ta koniecznie chciała przy oknie. Kij z tym, że autokar był praktycznie pusty i mogła usiąść sama – nie, ona wolała obok mnie.
Do: Shane
Jadę już.
Wszystkie ostrzeżenia w mojej głowie dudniły i dawały o sobie znać, tylko głupi ja zawsze pakował się w pojebane znajomości.



Komentarze
Prześlij komentarz