Intertwine Cz.5
Przepychankę
z Ivanem przerwało nam głośne gwizdnięcie Romana. W klasie nastąpiła cisza,
dostrzegłem nowego nauczyciela siedzącego ze skrzyżowanymi nogami na biurku.
Był chudy, jak na moje oko wręcz za bardzo. Do tego miał dziecięce rysy twarzy,
przez co ciężko było go brać na serio. Jednak miał w sobie coś, co przyciągało
mnie do niego, już mogłem stwierdzić, że w jakiś sposób będzie interesujący.
Kiedy Roman rozkazał nam wstać, by przywitać nowego nauczyciela, uczyniliśmy to
bez marudzenia. Jednak uważałem, że takie wstawanie jest bez sensu, w tej
szkole nikt nawet by nie zwracał na to uwagi. Wzrok Jeremiaha zszedł z
Cassandry i powędrował na mnie, złapałem się na tym, że zbyt intensywnie patrzę
w stronę nauczyciela. Dlatego też odwróciłem szybko głowę w drugą stronę.
–
Ile ma pan lat? – spytał Xavier.
–
Dwadzieścia siedem.
Kiedy
to usłyszałem, otworzyłem szerzej oczy, to przecież było niemożliwe, on
wyglądał jak dzieciak. No cóż, jednak nie mi to oceniać czy naprawdę miał tyle
lat. Zastanawiałem się, jak taki ktoś przyporządkuje naszą klasę, nikomu się to
nie udało. Mieliśmy lekceważące podejście, na lekcjach robiliśmy, co
chcieliśmy, do tego ogromną frajdę sprawiało dokuczanie nauczycielom.
Dyrektorka miała wszystko w dupie, interesował ją tylko jej szczur, czyli biały
pudel, nienawidziłem tego psa. Unikałem kontaktu wzrokowego z tym krwiożerczym
zwierzęciem, wydawało mi się, że zaraz się na mnie rzuci od tego. Często jej
uciekał, wtedy potrafiła przewrócić szkołę do góry nogami.
Jeremiah
nie zachowywał się jak typowy nauczyciel, rozmawiał z nami swobodnie, traktował
nas normalnie, chyba. Zszedł z biurka, obszedł je i usiadł na krześle, a nogi
oparł na blacie. W ruchach nauczyciela nie wyczuwałem strachu, nie obawiał się
nas.
Kiedy
Adikia zapytała, czy może zapalić, myślałem, że odmówi jej. W odróżnieniu od
niej potrafiłem bez papierosa wytrzymać dłużej. Kiedy mieszkałem z bratem,
zdarzało mi się popalać w tajemnicy przed nim, gdyby się dowiedział o moim
nałogu, prawdopodobnie byłby zły. W oczach Elliota wciąż chciałem pozostać tym
niewinnym. Kochał mnie i to bardzo, byłem dla niego wszystkim. Po stracie
rodziców mieliśmy naprawdę ciężko, przeprowadziliśmy się do tańszego
mieszkania, było dużo mniejsze. Na początku Elliot podejmował się każdej pracy,
po kilku miesiącach znalazł stałe miejsce, była dobrze płatna. Z tymi dobrymi
pieniędzmi wiązało się to, że rzadko bywał w domu, ale rozumiałem go, robił to
dla naszej dwójki.
Spiąłem
się, kiedy Robert wspomniał o domu dziecka. Czy przez to, że tam musiałem
mieszkać, byłem gorszy? Chciałem mu odpyskować, ale na jego szczęście wtrącił
się Jeremiah. Temat domu dziecka i mojego brata były dla mnie drażliwe. Ivan
popatrzył ze zmartwieniem w moją stronę, jednak nic nie mówił. Sprawdził, czy
wszystko w porządku. Kilka razy nabrałem powietrza, starając się uspokoić, mimo
wszystko nie chciałem obić komuś mordy tak jak ostatnio.
Zaśmiałem
się cicho, kiedy Jeremiah zagiął Roberta, dobrze tak temu chujowi. Sądząc po
minie chłopaka, nowy wychowawca trafił w punkt. Wyglądało na to, że
mężczyzna potrafi zagiąć każdego. Odetchnąłem z ulgą, kiedy cała uwaga skupiła
się na Robercie. Pierwszy raz widziałam taką reakcję u chłopaka, Jeremiah go
przestraszył. Podszedł do swojego biurka, śledziłem każdy jego ruch.
–
To co, robimy imprezę powitalną? Na mój koszt.
–
Że co? – Zaciekawił się Ivan. – Co to znaczy?
–
Alkohol – odpowiedział. – Pozwolę wam po lekcjach napić się w tej sali. –
Pomachał kluczykiem na palcu. – Jeśli obiecacie mi, że jutro stawicie się
trzydzieści minut przed czasem i będziecie ze mną współpracować. Kupimy
wszystko, co chcecie. Co wy na to?
Rozładował
napiętą atmosferę, która zapanowała w klasie Wiedziałem, co chodzi mu po
głowie, chciał nas przekupić. Tu musiałem mu przyznać rację, to był dobry
sposób. Dla mnie to było nieistotne, ważne, że mogłem się za darmo
najebać. Chyba większość klasy była zadowolona. Wiedziałem już, że będę
uwielbiać Jeremiaha, miałem nadzieję, że częściej będzie organizować takie
imprezki. Na takie coś warto było przychodzić do szkoły.
Po
zajęciach wróciliśmy do domu, by się przygotować. Wracałem autobusem,
sierociniec znajdował się daleko od szkoły, praktycznie na końcu miasteczka. W
jedną stronę jechałem czterdzieści pięć minut. Nienawidziłem tego miejsca,
miałem złe wspomnienia. Kiedy tam trafiłem, byłem załamany, bez rodziców, brat
w więzieniu, brak własnego domu, czułem się samotnie. W tamtym czasie bardzo
potrzebowałem wsparcia, którego nie dostałem. Opiekunowie mieli w dupie
problemy innych, chociaż zapewniali nam podstawową opiekę. Miałem wrażenie, że
pracują tam z przymusu. W domu dziecka pracowały cztery osoby - trzy kobiety i
jeden mężczyzna. Sierociniec w Karirose nie był dużym ośrodkiem. Znęcanie się
psychiczne czy fizyczne wśród dzieciaków było na porządku dziennym, dopóki nikt
nie zginął, wszystko było w porządku. Musiałem nauczyć się obrony, być silnym.
Zanim trafiłem do domu dziecka, byłem słabą osobą, która nie potrafiła utrzymać
własnego zdania. Przez rok naprawdę bardzo się zmieniłem. Pierwszego dnia
padłem ofiarą przemocy, pobito mnie do nieprzytomności. Chłopak, który to
zrobił, był młodszy ode mnie, to właśnie on terroryzował cały sierociniec.
Szybko zorientowałem się, że panuje tam określona hierarchia. Otis, bo tak miał
na imię ten dzieciak, ustalał, kto z kim ma się bawić i zadawać, a rzeczy,
które wpadły mu w oko, odbierał. Sprzeciw groził użyciem przemocy przez
chłopaka.
Odetchnąłem
z ulgą, kiedy wysiadłem z zatłoczonego autobusu, to nie jest miłe, kiedy
zupełnie obcy ludzie dotykają każdej części twojego ciała. Szedłem wąską
uliczką, z obu stron otaczały mnie bloki, które były obdarte i popisane przez
okoliczną młodzież. Patrząc na te budynki, od razu wiedziało się, że jest to
biedna okolica. Niebezpiecznie było tutaj chodzić samemu. Przywykłem do tego
miejsca, nie odczuwałem strachu.
Kiedy
wyminąłem wszystkie bloki, poszedłem w lewą stronę, w tym miejscu kończyła się
droga asfaltowa, ustępując tej stworzonej z kamieni. Przeszedłem kawałek i
znalazłem się przed domem dziecka. Otworzyłem bramkę i wszedłem. Przed
sierocińcem znajdowały się kwiaty, w ten sposób to miejsce miało sprawiać, że
jest przyjemne, na oknach były poprzylepiane jakieś owady, wycięte przez
dzieci. Budynek był niebieski. Wszedłem do środka, nie ściągnąłem butów, bo po
co i tak za chwilę zrobi się brudno. Od razu skierowałem się do swojego pokoju,
pomieszczenia były pięcioosobowe, ledwo starczało nam miejsca. Chciałem przejść
niezauważony, miałem tylko nadzieję, że Bradleya nie będzie, był jednym z
opiekunów. Bradley to czterdziestoletni mężczyzna, o krótkich siwych już
włosach, na jego twarzy pojawiały się zmarszczki. Zatrudniono go, gdyż
dyrektorka uważała, że zastąpi nam ojca oraz chciała, by ktoś miał twardą rękę
do dzieci.
Nigdzie
nie widziałem mężczyzny, ucieszyłem się. Wszedłem do pokoju, w środku na łóżku
leżał tylko Collin, czytał książkę, nawet na mnie nie spojrzał. Był molem
książkowym, nic go nie interesowało oprócz lektur. Podszedłem do szafy,
wybrałem ubrania, w których pójdę na imprezę i od razu skierowałem się do
łazienki. Skorzystałem z toalety, rozebrałem się i wszedłem do prysznica, nie
chciałem śmierdzieć. Zawsze zażywałem kąpieli przed każdym wyjściem, dobry
wygląd był dla mnie najważniejszy. Czasami potrafiłem godzinami się
szykować.
Wyszedłem
spod prysznica, dziś wyjątkowo się spieszyłem. Miałem mniej czasu na
przygotowania. Pod sklepem byliśmy umówieni na konkretną godzinę, chciałem
uniknąć spóźnienia. Czułem się czysty i odświeżony, ubrałem na siebie turkusową
koszulkę, gdzie rękaw po lewej stronie był żółty, a po prawej różowy, do tego
spodnie w panterkę i czarne trampki.
Zmierzałem
już do wyjścia, kiedy poczułem mocne szarpnięcie, zostałem przyparty do ściany.
Byłem zdezorientowany i próbowałem się wyrwać, jednak okazałem się
słabszy.
–
Gówniarzu, gdzie to się znowu wybierasz?!
Przede
mną stał Bradley. Mimo że był niższy ode mnie, miał znacznie większą tkankę
mięśniową. Otworzyłem szerzej oczy, myślałem, że dzisiaj go nie będzie. Rzadko
przebywał w domu dziecka, zazwyczaj zajmował się pracą papierkową, był zastępcą
dyrektorki. Mimowolnie zacząłem drżeć ze strachu, Bradley nienawidził mnie,
wiedziałem to. Mężczyzna lubił uprzykrzać mi życie. Dawniej, kiedy byłem
słabszy, upatrzył mnie sobie za cel.
–
Myślałeś, że nie widzę, jak wchodzisz i przemykasz się do pokoju?! – Patrzył na
mnie z wyższością, a ja przed nim uciekałem wzrokiem. – Nigdzie dziś nie
pójdziesz – dodał po chwili. Byłem na siebie zły, że przy nim okazałem swoją
słabość. Mężczyzna zdawał sobie sprawę z tego, jaki wzbudzał we mnie strach.
–
Spierdalaj, dziadu. Myślisz, że wciąż jestem taki sam jak kiedyś? – zebrałem
się na odwagę, by mu to powiedzieć. – Już nie jestem słabym dzieciakiem, z
którym możesz robić, co chcesz. – Widziałem zaskoczenie na jego twarzy, to był
pierwszy raz, kiedy ktoś mu się sprzeciwia. Nie powstrzymało go to przed
zadaniem mi ciosu w brzuch. Upadłem. Zaskoczył mnie.
–
Jeszcze raz się do mnie odezwiesz, to pożałujesz, nie skończy się na jednym
uderzeniu – to było ostrzeżenie, chciał wzbudzić we mnie strach, pokazać, że to
on wciąż tutaj rządzi.
Jednak
ja chciałem mu pokazać, że się zmieniłem i już nic mi nie zrobi. Podciąłem mu
nogi, wywalił się, a ja miałem czas na ucieczkę. Za sobą słyszałem głośne
przekleństwa. Musiałem go nieźle tym wkurwić. Nie zważałem na to, że brzuch od
jego ciosu mógł mnie boleć.
Zdążyłem
idealnie na czas, wszyscy już się zeszli. Robert i Xavier mieli kupić alkohol,
Jeremiah jako ten pełnoletni poszedł z nimi. Robert był z tego powodu wyraźnie
niezadowolony. Reszta poszła do spożywczaka, który znajdował się obok. Roman
jako przewodniczący klasy dostał od nowego wychowawcy pieniądze na
zakupy.
Ivan
ubrał szare, dresowe spodenki do tego biała koszulka na ramiączkach, chciało mi
się śmiać, widząc strój chłopaka.
–
Wyglądasz jak menel – nawet się z nim nie przywitałem, gdy wypaliłem do niego z
takim tekstem. Wybuchnąłem niekontrolowanym śmiechem.
–
A ty jak pedał. – Wystawił język w moją stronę. Za każdym razem mi wypominał
moje kolorowe ubrania. W ramach zemsty kopnąłem go w dupę.
Do
środka weszliśmy jako ostatni, reszta klasy rozpoczęła zakupy. Adrian
posłusznie wykonywał zadanie, Roman chodził bez celu po sklepie, nie był tym
zainteresowany. Cassandra próbowała wyrywać przypadkowych chłopaków, chodzących
po sklepie. Widocznie dała sobie spokój ze mną, kiedy ostatnim razem byłem dla
niej chujem. Liz i Adikia przebywały w swoim towarzystwie, pakowały napoje do
wózka. Matteo i Owen trzymali się blisko siebie, zresztą jak zawsze, odkąd
pamiętam, nigdy nie mieli poważnej kłótni, prawdziwi przyjaciele. Nie
wiedziałem, co robił Claude, gdzieś zniknął, ale na pewno pojawi się, kiedy
będziemy kończyć, zawsze tak robił, potrafił pojawiać się i znikać, nikt nie
wiedział, jak to robił. Był praktycznie niewidzialny.
Chodziłem
z Ivanem, podziwiałem go za to, że wciąż ze mną gadał, często potrafiłem być
dla niego kutasem. Zawsze kręcił się wokół. Prowadziłem wózek.
–
Wiesz, że Cassandra jest na ciebie obrażona? – zagadywał mnie. Zamiast kupować
coś ciekawego, to chodziliśmy po sklepie, a jego gębą się nie zamykała.
–
Gówno mnie obchodzi Cassandra. Czemu cały czas o niej ględzisz? Jak jesteś nią
zainteresowany, to się umów – prychnąłem. Miałem już dosyć tematu tej
dziewczyny. Przez Bradleya nie miałem humoru, stary kutas zepsuł mi dzień.
–
Stary, coś ty taki zły? Zluzuj, jest impreza. To czas by się bawić, a nie
strzelać fochy. – Wyprzedził mnie i odwrócił się w moją stronę, posłał mi
tajemniczy uśmieszek. – Już wiem, co może poprawić ci humor – Podszedł do wózka
i do niego wsiadł. – Wio mój koniku! – wykrzyczał.
Więc
tak chcesz się bawić. By dać mu nadzieję, prowadziłem powoli
wózek, po chwili nabierałem prędkości, aż w pewnym momencie go puściłem. Chciał
zabawy, to ma. Przed nim stała na środku niska półka, na której stały puszki.
Przed stoiskiem stały bliźniaczki, kłóciły się, a obok nich stał Kevin śmiejący
się z dziewczyn. Ivan wpadł w puszki, wszystkie pospadały. Anika i Ava uniknęły
zderzenia, z czarnoskórym chłopakiem było gorzej, nie zdarzył się odchylić i
kilka puszek na niego spadło.
–
Ej, dupku, jak mogłeś?! – Powoli wstawał, nieźle zarył, krzywił się lekko z
bólu. Byłem zadowolony z takiego obrotu sytuacji. Kątem oka zauważyłem
nadbiegającego ochroniarza, uciekłem, nie chciałem, by mnie złapali. Dziewczyny
również go dostrzegły i poszły w moje ślady.
Kevin
i Ivan nie mieli tyle szczęścia, nie zdążyli się pozbierać, wciąż byli
zdezorientowani. Byłem ciekawy, jaka czekała ich kara.
Z
zakupami wyrobiliśmy się w godzinę, staliśmy przy kasie. Zebrałem kilka
produktów, żeby nie było, że się obijałem. Teraz to wszystko musiał ogarnąć
Roman, niechętnie to robił.
–
Nie daruję ci tego, kutasie – groził mi Ivan.
Ochroniarz
ich dopadł, razem z Kevinem dostali zakaz zbliżania się do tego sklepu, musieli
jeszcze posprzątać porozrzucane puszki. Byłem ciekawy czy w jakiś sposób zemści
się za to, co mu zrobiłem. Tak, lubiłem być złośliwy dla niego.
Roman
oczywiście nic nie kupił, Claude nie wiadomo, gdzie się kręcił, ale przyszedł
do kasy na czas. Najwięcej zakupów zrobił Adrian oraz Liz i Adikia, bliźniaczki
były na siebie obrażone, sam nie wiem, o co się pokłóciły. Wszystkie produkty
przerzuciliśmy do jednego wózka.
–
Nie licz, że zaruchasz jakąś dziewczynę w naszej klasie. – Złapałem go na tym,
że wpatrywał się w prezerwatywy. – Anika i Ava są zbyt kościste, a jak wiadomo,
pies na kości nie poleci. Liz i Adikia nie są tobą zainteresowane, a Cassandra
najpewniej sprawiłaby, że twój chuj by zwiędnął.
Ivan
zawsze mi tego zazdrościł, że laski same pchały mi się do łóżka, jednak nie
byłem typem ruchacza.
–
Mam wrażenie, że to twój kutas jest zwiędnięty. Dawno z nikim nie spałeś i za
każdym razem wypominasz mi to, że z nikim nie śpię. Ja jako znawca mogę ci
kogoś poszukać – odgryzł mi się.
–
Jak nie Cassandra to teraz musisz się przypierdalać do moich spraw łóżkowych –
burknąłem.
–
Ethan, wszystko słyszałyśmy. Kogo nazywasz workiem kości? – Bliźniaczki
popatrzyły na mnie z wyrzutem. Tego się obawiałem, że to usłyszą, nie
chciałem z nimi wszczynać wojny, wiedziałem, jakie potrafią być niebezpieczne. –
Wyobraź sobie, że mamy powodzenie – odpowiedziały z dumą.
–
Tak, tak, przepraszam bardzo. – Uniosłem ręce do góry w geście
oznajmiającym poddanie się. Wolałem uniknąć problemów z ich strony, a dziś
narobiłem sporo problemów w tym sklepie.
Wszystko
zostało skasowane, wychodziliśmy na zewnątrz, o dziwo wszyscy razem. Grupa
zajmująca się kupnem alkoholu jeszcze nie przyszła, musieliśmy na nich
poczekać. Usłyszałem głośny śmiech, odwróciłem głowę w tamtą stronę, był to
Xavier, za nim szedł nauczyciel, a na samym końcu Robert bardzo czerwony ze
złości. Prawdopodobnie przyczyną tak silnych uczuć u chłopaka był
Jeremiah.
Było
już ciemno, kiedy znaleźliśmy się w klasie, sklepy z alkoholem były już
zamknięte. Zakupy położyliśmy na ławkach, w których siedzimy podczas zajęć. Na
blacie można było znaleźć chipsy, chrupki, ciastka oraz napoje, oczywiście alkoholu
było najwięcej. Aż się zdziwiłem, że nauczyciel szarpnął się na taką
ilość.
Jeremiah
usiadł na swoim biurku i patrzył na to, co robimy. Pierwszy raz siedziałem w
szkole o tak późnej porze, po zajęciach zawsze opuszczałem mury tej placówki,
wręcz wybiegałem stąd. Adikia jako miłośniczka muzyki przyniosła ze sobą
głośnik, dzięki temu nadała temu miejscu imprezowego klimatu. Ivan i Liz
pierwsi rzucili się na alkohol, nikt nie chciał zrobić tego pierwszego kroku,
krępowali się przy Jeremiahu. Wyczuwali podstęp. Nalali sobie trunek do
plastikowych kubeczków, bez nich impreza byłaby nieudana. By nas zachęcić,
rozdali je nam.
Rozkręciliśmy
się na dobre, jedynie Roman wypił z nas najmniej, a nauczyciel kręcił się
zawsze tuż obok, ale nie tknął alkoholu. Prawdopodobnie chciał nas pilnować, co
jakiś czas na niego spoglądałem kątem oka, miał w sobie to coś, co mnie w nim
intrygowało. Liz na środku sali prezentowała swoje umiejętności taneczne,
kusiła przyjaciółkę, by do niej dołączyła. Adikia była na początku niechętna,
ale jednak uległa, ich taniec z czasem stał się wyzywający. Bardziej wyglądały
jak para niż przyjaciółki. Dziewczyny były ze sobą naprawdę blisko. Robert
zajmował się Cassandrą, nie wiem, na czym polegała ich znajomość, ale
prawdopodobnie tylko się ruchali.
–
Tę imprezę trzeba rozkręcić jeszcze bardziej! – wybełkotała Ava do swojej
siostry, na co Anika złapała ją za rękę i dołączyły do tańczących dziewczyn.
Jednak
te po chwili zaczęły się rozbierać, ściągnęły z siebie tylko koszulki. Nie
zwracały uwagi na pogwizdujących chłopaków. Nawet Robert oderwał się na chwilę
od Cassandry, by popatrzeć na półnagie dziewczęta.
Adrian
jadł przekąski i obserwował bawiących się ludzi, nie tknął alkoholu.
Największym zdziwieniem było to, że Claude, który był na co dzień cichy i
spokojny pił, może nie szalał jak reszta, ale dotrzymywał nam towarzystwa.
Matteo i Owen głośno gadali i śmiali się, chyba byli najgłośniejsi, jednak nie
wychodzili ze swojej strefy komfortu, przebywali blisko siebie. Kevin śpiewał,
stojąc na środku. No cóż, ja z Ivanem robiliśmy wyścigi, który więcej wypije,
wygrywał czarnowłosy.
–
Mam lepszy pomysł, chodźmy na zewnątrz! – krzyknęła rozbawiona Liz.
Bliźniaczki
od razu podłapały pomysł, w podskokach skierowały się w stronę wyjścia.
Koszulki odrzuciły gdzieś na bok. Ile one miały energii! Liz na chwilę podeszła
do stoliczka i napiła się, spragniona po dzikich tańcach.
Boisko
za szkołą było zaniedbane, wszędzie rosła wysoka trawa, nam to jednak nie
przeszkadzało. Plac był niewielki, po dwóch stronach znajdowały się bramki,
stare i zniszczone, farba już zdążyła z nich schodzić. Nikt tutaj już nie
przychodził, można powiedzieć, że to zapomniane miejsce, ale idealne na taką
imprezę. Ivan ledwo doczołgał się do tego miejsca, co jakiś czas podpierał swoje
ciało o mnie. Kevin niósł głośnik. Jeremiah nie wtrącał się w to, co robiliśmy.
Adikia paliła papierosa, nabierała sił na kolejną część imprezowania.
Rozsiedliśmy
się w grupkach na boisku. Robert chwiejnym krokiem podszedł do Adriana i
wręczył mu alkohol.
–
Pij – rzucił krótko Robert.
–
Nie piję – mruknął niewyraźnie Adrian, nie patrzył na chłopaka.
–
Weź, pij, nie pitol. Potem będziesz żałować. Jak darmowy alkohol to
bierz.
Czekał
na to, co zrobi Adrian. Okularnik mu uległ. Zaraz potem Robert dolał mu kolejny
kubeczek. Upijał go, nie wiem, czy to było złośliwe, czy nie, ale znałem jego
zamiary.
Blondyn
wykorzystał nieuwagę Adriana i zdjął mu okulary.
–
Ja pierdole, ale jesteś ślepym kretem.
Zastępca
klasy nic sobie z tego nie robił. Jego obraz był naprawdę rozmazany, nic nie
widział.
–
Ale ten Ivan nieźle wywija na tej rurze. – Adrian widział jedynie zarys
postaci, która tańczyła na rurce od bramki. Chłopak po alkoholu zrobił się
naprawdę odważny.
–
Halo, jestem tutaj! – krzyknął oburzony Ivan, ledwo można go było zrozumieć. Do
tego patrzył na mnie morderczym wzrokiem, kiedy się śmiałem.
Oczywiście
Liz znowu przyciągnęła uwagę większości swoim tańcem na bramce, miała to być
imitacja tańca na rurze. Wyginała swoje ciało zwinnie, wyglądała tak, jakby
miała w tym wprawę. Caleb też trzymał się z daleka od klasy, ale również pił.
Kevin nawiązał dobry kontakt z bliźniaczkami, jak na razie dobrze się
dogadywali.
Cały
czas miałem na oku Jeremiaha, trzymał nas na dystans. Nie wytrzymałem, musiałem
do niego podejść, przez alkohol robiłem się naprawdę odważny i żadne wyzwanie
nie było dla mnie straszne. Kiedy do niego szedłem, świat wirował mi przed
oczami, co jakiś czas się chwiałem. Stanąłem przed mężczyzną, był ode mnie
niewiele wyższy.
–
Jesteś interesujący – wypaliłem, swoje spojrzenie wbiłem w jego twarz. –
Chcesz? – Wygrzebałem z kieszeni paczkę papierosów. W tym samym czasie obok
mnie znalazła się Cassandra.
–
Jaka jest Pana ulubiona pozycja w czasie seksu? – zaszczebiotała radośnie, co
jakiś czas mrugając rzęsami. Uznałem, że już przeszła do działań i jest
zainteresowana nauczycielem.
–
Ja pierdole, przestaniesz w końcu myśleć pochwą?! – krzyknąłem jej w twarz.
Popatrzyła na mnie zdziwiona. Żołądek z tych emocji odmówił mi posłuszeństwa,
cała jego zawartość wylądowała na butach i spodniach Jeremiaha.
–
O cholera... – dodałem po chwili.
Już
wiedziałem, że on mi tego nie odpuści.
Komentarze
Prześlij komentarz