The truth in my lies Cz.10 Neels
–
Błagam, wstań. – Blaire uderzała w drzwi od mojego pokoju z taką siłą, że
porcelanowa figurka na mojej szafce nocnej się trzęsła.
Nie
miałem ochoty wstawać. Po pierwsze była trzecia nad ranem, po drugie czułem się
jak gówno, a po trzecie złapałem doła emocjonalnego. Prosiłem, nie, błagałem o
wolne. Chciałem umrzeć w tym pokoju; umrzeć ze wstydu.
–
Jeśli nie otworzysz tych drzwi, to ci obciągnę. – Moje oczy rozszerzyły się,
gdy usłyszałem znajomy głos. Aiden.
Niechętnie
wyczołgałem się z łóżka, będąc nadal ubranym w ciuchy ze wczoraj i otworzyłem
mu drzwi. Wszedł do środka, a ja opadłem na fotel z poduszkami. Wziąłem telefon
do ręki i zatopiłem w nim swoje spojrzenie. W tym czasie mój przyjaciel
rozłożył się na łóżku z rękoma pod głową. Czułem jego palące spojrzenie na
sobie, co tylko podnosiło mi ciśnienie.
–
Coś z tym chłopakiem? Odrzucił twoje zaloty? – dopytywał, a moje kłykcie zaczynały
bieleć z powodu zbyt dużej siły naciskowej. Wkurwiaj mnie dalej. – Stary, co z
Tobą? Neels, którego znam, tak się nie zachowuje. Za godzinę mamy samolot, a ty
siedzisz obrażony jak pięciolatek i...
–
Mam ochotę skoczyć z mostu. – Spojrzałem na niego wściekle.
–
Co ty pierdolisz? – Zaśmiał się. – A tak poważnie?
Złość
ze mnie uleciała, jakbym był zwyczajnie zmęczony swoimi rozterkami. Część mózgu
mówiła jedno, a druga co innego. Czyny zaprzeczały moim postanowieniom, a
fantazje psuły...
–
Chyba się zadurzyłem – odpowiedziałem, przełykając ślinę. Przez dłuższą chwilę
nie dostawałem żadnego odzewu, żadnej reakcji, aż w końcu przemówił:
–
Chcesz go po prostu przelecieć – pocieszał. – Przecież tak to u ciebie działa,
Neels. Zawsze ktoś wpada ci w oko i mówisz, jak to byłoby z nim dobrze.
Prawdopodobnie.
–
Okey, ale żadnym z tych kolesi nie... nie myślałem wtedy poważnie, dobra? –
fuknąłem. – Zawsze to działało na zasadzie żartu. Jasne, wpadali mi w oko, ale
nie myślałem o nich w tych kategoriach, a teraz... – Zwilżyłem wargi. – Myślę o
nim.
–
Zajmij się pracą, to zapomnisz. Mijaj miejsca, w których może bywać, szerokim
łukiem. Usuń go z obserwowanych na insta i gdziekolwiek go masz. Nie utrzymuj
kontaktów z jego siostrą i oczywiście z nim samym.
Aiden
mógł mieć rację. Przecież ja nigdy się nie zakochałem i nie potrzebowałem tego
do szczęścia. To mogło kolidować z moją pracą i życiem. Lubię swoją orientację
do jednorazowych zabaw, ale by być z kimś na stałe... to kompletnie
zrujnowałoby wszystko, co udało mi się osiągnąć latami.
–
Możesz mieć racje. – Westchnąłem i zacząłem wgapiać się w sufit, odchylając
głowę do tyłu.
–
Na pewno mam. – Prychnął i wstał z łóżka. – A teraz rusz swój sexy zadek i
ruszamy do roboty.
Już
wstałem z fotela, gdy telefon w mojej dłoni rozbrzmiał. Spojrzałem na
wyświetlacz i oniemiałem. Przełknąłem przerażony ślinę i bardzo wolno
przyłożyłem słuchawkę do ucha.
–
C-Co tam? – zająknąłem się. Nie powinieneś odbierać, Neels.
–
Jedziesz do Paryża, prawda? – zapytał bez żadnego „cześć". Nie, żebym tego
chciał, czy coś...
–
No i co w związku z tym? – Westchnąłem, a Aiden stanął obok mnie, jakby
zdziwiony. Najwidoczniej mógł domyślać się, z kim rozmawiam.
–
Też tam lecę. – Moje oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, a usta lekko
rozchyliły.
–
D-Dlaczego? Po co? – drążyłem.
–
By uprzykrzyć ci życie – zakpił. – Zapłać mi za milczenie i za to, co wczoraj
zrobiłeś.
–
Nie planowałem tego, jasne?! – warknąłem wściekły. Zapadła długa cisza, aż
zacząłem żałować swoich słów.
–
Tak poważnie to rozważyłem twoją ofertę i skontaktowałem się z Naomi. Twoja
menagerka dała mi robotę na cztery dni, takie próbne i jednocześnie ostatnie –
wyjaśnił już bardziej powściągliwie.
–
Przepraszam, Niko – powiedziałem ze skruchą.
Nie,
to nie mogła być zwykła chęć bliskości z nim. Takiej bliskości.
Myśl, że moje słowa go zraniły... zadawała mi podwójny ból. To na pewno nie
była chęć zabawy nim.
–
Ty chyba kpisz! – wkurzył się Aiden i chciał zabrać mi telefon.
–
Daj spokój. – Usłyszałem ten znajomy ton. Ten sam, który zawsze towarzyszył
przy naszych rozmowach od samego początku. Znów ten zimny i obojętny ton. – Mam
gdzieś, co uroiło ci się we łbie. Jestem He-te-ro i ten pocałunek niczego
nie zmienił. – Przełknąłem ślinę, jakby dotknięty jego słowami. Dla mnie
znaczył, chyba. – Jadę tam tylko dlatego, że to bardzo łatwa kasa. Agnes mi
to wszystko przełożyła na cyfry i cholera, cztery dni i mam spłacone połowę
długu.
–
Aiden, kurwa pierdol się! – krzyknąłem nieźle wkurzony zachowaniem przyjaciela.
Ten jak na zawołanie zaprzestał wyrywania mi telefonu i tylko patrzył na mnie
swoimi ślepiami, które miały wywołać u mnie wyrzuty sumienia. – Skoro tak jest,
to po co dzwonisz? – teraz zwróciłem się do nastolatka.
–
Tak jak mówiłem na początku, to ostrzeżenie. – Ściągnąłem brwi. – Jeśli to się
powtórzy, Neels, zapłacisz mi za to. Idź swoją drogą, a ja pójdę swoją. Zajmij
się przyjacielem, a ja zajmę się dotarciem na lotnisko.
Nim
zdążyłem jakoś odpowiedzieć, usłyszałem pikanie oznaczające koniec rozmowy. Nie
wierzyłem w jego słowa. Nie mógł mnie szantażować, przecież to irracjonalne.
Czym
prędzej uszykowałem się do wyjścia, co oczywiście tylko rozzłościło Aidena.
Wiedziałem, co sobie o mnie myślał, ale na samą myśl, że mogę spotkać Niko na
lotnisku... cóż, miałem ochotę tam być. Wsiadłem z przyjacielem do taksówki i
pojechaliśmy. Nerwowo rozglądałem się za Naomi i Nikolaiem. Dziewczyna
dołączyła do nas po chwili. Mimo wahania postanowiłem powiedzieć Aidenowi o
dodatkowym gościu w Paryżu, dlatego był niewyobrażalnie zły na Naomi. Pominąłem
jedynie fakt, że to ja najpierw załatwiłem mu tę robotę.
Gdy
wylądowaliśmy już na miejscu, byłem jak trup. Nie wiem, jak ta dziewczyna mogła
być w tak świetnej formie. Chociaż, jakby się tak zastanowić, to ona zapewne
spała, gdy ja myślałem pół nocy o ustach Nikolaia. Były takie idealne, takie
delikatne, niepewne...
–
Nie potrzebujemy szczyla – szepnął wkurzony Aiden, czym oderwał mnie od
myślenia; zbędnego myślenia.
–
Jeszcze się zdziwisz, jak świetny może być – odparła pewna swego. Po chwili nas
wyminęła i pobiegła do Nikolaia, który stał jakieś dwa metry za nami.
Nie
byliśmy w stanie usłyszeć ich słów, ale gdy tylko nasze spojrzenia się ze sobą
skrzyżowały, wyczuwalne było napięcie. Jego oczy nie wskazywały na złość,
raczej były dziwnie obojętne. Ja ze swojej strony za to kipiałem wściekłością.
Pojawiła się znienacka, jakby na sam jego widok mój organizm reagował
sprzecznością. Gdy byłem sam na sam ze swoimi myślami; pragnąłem go obok. Gdy pojawiał
się na horyzoncie; byłem wkurzony, że tak bardzo wywrócił mi życie.
–
Nie wierzę, że ten gówniarz będzie z nami przez całe cztery dni – szepnął do
mnie z rękami w kieszeniach spodni.
–
Nie nazywaj go tak – mimowolnie na niego warknąłem. Oboje się zdziwiliśmy na
moje słowa, więc szybko odwróciłem wzrok i zawinąłem się do taksówki.
By
go chuj strzelił!
Komentarze
Prześlij komentarz