The truth in my lies Cz.15 Nikolai
Przewracałem
stronę w thrillerze jednego z moich trzech ulubionych autorów, gdy w moim
pokoju pojawiła się siostra. Oznajmiła mi, że zrobiła coś do żarcia i w trybie
natychmiastowym mam pojawić się na dole. Cóż, życie z moją siostrą do
normalnych nie należało, no bo kto by chciał użerać się z wiedźmą, która aż
nadto wzięła na siebie rolę matki? Dodatkowo wszystko potęgował fakt, że
uczyłem się pod wybrany kierunek studiów, na które się oczywiście wybierałem.
Pewnie
nie zdziwi was fakt, że stary Daniel miał rację. W jednym z kartonów z
pamiątkami po ojcu wynalazł się album ze zdjęciami. Przejrzałem je wszystkie, a
że instynkt podpowiadał mi „hej, sprawdź, co jest na odwrocie napisane!"
to tak też zrobiłem. Na większości były opisane miasta, które odwiedził i
osoby, które poznał. Tylko jedno różniło się od pozostałych. Jedno jedyne
zdjęcie w całym albumie, na którym widniał jego przyjaciel i on sam, a podpis
wiele dawał do myślenia. Co w nim takiego było? Dokładny adres tego mężczyzny i
jedno słowo, które utwierdziło mnie w przekonaniu, że po to jedno zdjęcie
powinienem przekopać wszystko. Nikolas.
Mój
ojciec od zawsze miał żal do matki, że dała mi bardziej rosyjskie imię, dlatego
podczas naszych krótkich i rzadkich rozmów, nazywał mnie Nikolas.
Mógł być to zbieg okoliczności, bo przecież ten facet mógł również mieć tak na
imię, ale jednak podjąłem ryzyko, które opłaciło mi się w żywej gotówce.
Koleś
mieszkał w Tokyo, podobnie jak mój zmarły ojciec, i czekał na moją wizytę u
siebie. Ojciec zostawił tam na przechowanie pewną starą bardzo wartościową
monetę. Naprawdę musiał ufać temu kolesiowi, skoro powierzył mu coś dla mnie na
spłatę swoich długów. Zastanawiał mnie tylko fakt, dlaczego sam tego nie
spłacił i zostawił to w moich rękach? Tak czy siak, dzięki temu mogłem spłacić
długi, a kasa z sesji została mi na wakacje i planowane studia.
To
całe zamieszanie nauczyło mnie myślenia, ale nie jakiegoś drobnostkowego,
raczej analizowania pewnych rzeczy. Pokazało mi też, że to ja powinienem
odezwać się do zdystansowanego Neelsa, który po rozstaniu w Paryżu totalnie się
nie odzywał. Nawet tam mnie unikał i doskonale to wiedziałem.
Napisałem
do niego krótko po powrocie i tak wreszcie się przełamał. Cały czas był poza
granicami miasta, więc o jakimś spotkaniu i pogadaniu o zaistniałej sytuacji
mogłem tylko pomarzyć. Chciałem mu przypomnieć jego własne słowa i typowe
„mówiłeś prawdę, czy to tylko słowa pijaka?"
–
Żyjesz? – Agnes pomachała mi ręką przed oczami, więc ocknąłem się nad talerzem
z jedzeniem.
–
Dziś widzę się z Mike'm, wreszcie. – Westchnąłem.
Od
naszego spotkania na lotnisku minęły trzy tygodnie, a on dopiero teraz miał
dłuższą chwilę wolnego, by wpaść do miasta. Obiecał zabrać ze sobą Shane'a,
którego nie widziałem już od całych wieków.
–
Och, dawno go nie widziałam – oznajmiła.
Cóż,
może i zamieszkałem wraz ze starszą – nadopiekuńczą – siostrą, ale zdecydowanie
nasze relacje nie poprawiły się. Mogłem nawet rzec, że mijaliśmy się czasem bez
głupiego „wychodzę" czy „wróciłem". Nie, że tego oczekiwałem, ale
miło by było tego doświadczyć.
Po
skończonym posiłku pozmywałem naczynia, a siostra poszła na popołudniową zmianę
do sklepu. Nie wiem, co ona miała do roboty w sklepie po piętnastej, ale to nie
moją broszka.
Chwyciłem
swoją bluzę i wyszedłem z domu, uprzednio zamykając drzwi na klucz. Z
przyjaciółmi umówiłem się w pobliskim skateparku, więc chciałem tam dotrzeć jak
najszybciej. W drodze postanowiłem włożyć sobie słuchawki do uszu i posłuchać
jakiejś muzyki z telefonu.
Przypomniało
mi się nagle, że dziś o dwudziestej czekała na mnie jeszcze siłownia, a potem
powtórka do jutrzejszego sprawdzianu. Cóż, chyba właśnie o takim życiu
marzyłem; zwykły ze mnie licealista.
–
Siema, Nikolai – przywitał się Mike, a zaraz za nim Shane.
–
Cholera, dawno was nie widziałem – powiedziałem z szerokim uśmiechem.
Usiedliśmy we trójkę na oparciu ławki i zaczęliśmy sączyć zakupiony przez
chłopaków sok w szklanych butelkach. Cóż, alkoholu w takim miejscu pić raczej
nie wolno.
Po
dwóch godzinach spędzonych z nimi byłem jak nowo narodzony. Wygłupy i wspólne tematy
nie miały końca, aż w końcu Shane postanowił zabrać komuś deskorolkę i zjechać
z rampy. No cóż, powodzenia stary.
–
Co u ciebie? Masz kontakt z Lisicą? – dopytywał Mike, gdy przechylił butelkę,
biorąc łyk. Momentalnie zerknąłem na swoją jakby przytłoczony pytaniem.
–
Myślę, że u mnie spoko. – Zwilżyłem wargi i nagle przypomniałem sobie o
wyznaniu Neelsa. Uśmiechnąłem się pod nosem, chociaż nie powinienem.
–
Oho, czyżby ktoś inny ci teraz siedział w głowie? – Szturchnął mnie łokciem.
–
Meh, raczej uporczywie stara się mnie do siebie przekonać. – Spojrzałem na
niego z uśmiechem. – A co do drugiego pytania, to nie wiem co u Lisy. Nie
utrzymujemy kontaktu.
–
Rozumiem. – Nie drążył. Za to ja przypomniałem sobie coś ważnego.
–
W co ty pogrywasz z Naomi? – Spojrzałem na niego, by wyczytać z jego twarzy,
kiedy skłamie.
–
Cholera, wiesz, że obie je lubię. – Zagryzł wargę i gapił się, jak Shane
próbuje się nie zabić.
–
To nie jest odpowiedź. – Westchnąłem. – Naomi jest spoko, dlatego nie odpowiada
mi trzymania tego w tajemnicy.
–
Domyślam się – powiedział ze słyszalną nutką złości.
–
Co też nie znaczy, że cię zdradzę. Z dwojga złego mniej łączy mnie z nią. –
Zacząłem spoglądać przed siebie, gdy on zaczął wgapiać się we mnie.
–
Serio?
–
Nie zrobię ci tego, bo to nie moja działka. Ale zrób to sam, najszybciej jak
potrafisz. – Nasze spojrzenia się spotkały, więc ten posłał mi pokrzepiający
uśmiech i wiedziałem już, że mogę na niego liczyć.
–
Przykro mi, że musisz być pomiędzy młotem a kowadłem. Zdecyduje się na kogoś,
obiecuje.
–
W tym miesiącu – dodałem.
–
W tym tygodniu. – Zaśmiał się głośno. – Deal?
– Deal.
~*~
Siedziałem
wraz z Amandą w ławce podczas naszej ostatniej tego dnia lekcji. Moja morda
wyglądała koszmarnie przez mojego własnego przyjaciela. Ale może zacznę od
początku? Dziś miałem ten słynny sprawdzian, do którego pilnie się uczyłem.
Napisałem go, prawdopodobnie też i zdałem, ale ten dzień nie mógł być aż tak
idealny. Podczas długiej przerwy na boisku dopadł mnie wściekły Will ze
skruszoną Amandą u swego boku. Dostałem z dwa ciosy za oszukiwanie i kłamanie.
Sam sobie dałbym z dziesięć, ale to Will.
–
Pogodzicie się – zapewniała Amanda.
Spojrzałem
na nią i ciężko westchnąłem. Wiedziałem, że tymi słowami próbuje przekonać samą
siebie, a nie mnie. Mojej osobie było wszystko jedno od momentu, w którym
zacząłem inaczej patrzeć na Neelsa.
–
Dobrze, wychodzę, ale proszę, bądźcie cicho. – Uśmiechnęła się nasza pani od
chemii. Cóż, wolnych lekcji nigdy za wiele.
Ledwo
zniknęła na korytarzu, a w klasie od razu zapanował chaos. Wielu uczniów
ruszyło się ze swoich miejsc i podeszło do znajomych, a inni albo słuchali muzyki,
albo bazgrali po zeszycie.
–
Mieliśmy iść dziś do kina. – Zrobiła krzywą minę.
–
Amanda – szturchnąłem ją w ramię – idź z nim, a ja dziś posiedzę w domu.
Posłałem
jej pokrzepiający uśmiech, by trochę ją uspokoić. Może nie martwiłem się tak o
naszą paczkę, bo zwyczajnie wiedziałem, że musi być dobrze? Will może i
nienawidził mnie teraz za moją chwilową pracę modela, kłamstwo o chorobie i
zmartwienie ich, ale jestem pewien, że gdy ochłonie, to mnie zrozumie.
–
Jesteś pewien? – upewniała się.
–
Tak, dobrze mi zrobi wyjście pobiegać czy coś. – Wzruszyłem ramionami.
I
tak robiłem to codziennie, więc naprawdę było mi to obojętne. Nasza rozmowa na
tym się skończyła, a ja wyciągnąłem telefon z kieszeni, gdy poczułem wibracje.
Któż to mógł być jak nie Neels, który bombarduje mnie wiadomościami co godzinę?
Przecież istnieją strefy czasowe, kiedy ten człowiek sypiał?
Plus
tego, że napisał, był taki, że tego dnia mogłem się z nim wreszcie spotkać i
pogadać. Każdego dnia wyobrażałem sobie różne scenariusze tego spotkania, ale
żaden nie wydawał mi się wiarygodny.
Komentarze
Prześlij komentarz