The truth in my lies Cz.16 Nikolai
Amanda
nadal się martwiła o naszą dwójkę, ale ja nie miałem zamiaru. Gdy dzwonek
oznajmił koniec zajęć tego dnia, od razu zabrałem swoje rzeczy i ruszyłem na
boisko. Odczepiłem zabezpieczenie od mojego roweru i już szykowałem się do
powrotu do domu, gdy poczułem klepnięcie w ramię. Odwróciłem się zirytowany,
jednak szybko mi przeszło.
–
Agnes, co ty tu robisz? – pytam zdziwiony.
Moja
siostra w mojej szkole? Co tu się właśnie stało? Byłem pełnoletni, więc nawet
jeśli ktoś by na mnie narzekał – w co wątpię – to raczej by mnie wzywali.
Zasady tej placówki znałem doskonale.
–
Gdzie jest Mike? – spytała z miną niewyrażającą żadnych emocji.
Gdzieś
z tyłu głowy pojawiła mi się myśl, że wyszło na jaw, w co gra mój przyjaciel.
Przełknąłem ślinę, nim odpowiedziałem. To spojrzenie i ten wyraz twarzy
przewiercało mnie do wnętrza, sprawiało, że zaczynałem się jej bać i w takich
chwilach, jak ta, zwyczajnie odczuwałem różnicę wieku.
–
Skąd mam wiedzieć?
To
nie tak, że go kryłem. Ja naprawdę nie wiedziałem, gdzie można go znaleźć.
Michael był nieuchwytny przez większość roku. Nie mieszkał w naszym mieście,
nie chodził do naszej szkoły, a gdy już się zjawiał u nas w odwiedzinach, to
było to sporadycznie.
–
Zadzwoń do niego – nakazała.
Zwilżyłem
wargi i z niechęcią sięgnąłem telefon z kieszeni.
–
Co narozrabiał? – strugałem głupca.
Siostra
nie odpowiedziała, więc tylko zyskałam pewność w swoich przekonaniach. Już
wiedziałem i czułem w kościach, że wcześniej czy później mi też się za to
oberwie.
Zabiję
cię, Mike.
Wybrałem
jego numer i przyłożyłem urządzenie do ucha. Chłopak nie raczył odebrać albo
przeczuwał kłopoty.
–
Nie odbiera – oznajmiłem i schowałem telefon do kieszeni.
Agnes
tylko wypuściła powietrze ze świstem, jakby przez cały ten czas wstrzymywała
oddech. Zastanawiałem się, czy nie przeżywa tego za bardzo.
–
Dobra, wracam do pracy, bo urwałam się na chwilę. – Przeczesała swoje długie
włosy palcami.
Ewidentnie
była zdezorientowana, jakby działa pod wpływem chwili. Spojrzałem na nią
wyczekująco, ale ta tylko odwróciła się na pięcie i ruszyła do swojego auta.
Doszedłem do wniosku, że ja też go potrzebuje.
Wzruszyłem
więc zobojętniale ramionami i wsiadłem na rower. Już za godzinę miałem spotkać
się z Neels'em, a pogoda nie zamierzała nam sprzyjać.
Dojechałem
do domu przy akompaniamencie rozmowy z blondynem. Zadzwonił do mnie, gdy tylko
jego samolot wylądował.
–
Wiesz, że w teorii powinienem teraz być jeszcze w Nowej Zelandii? – Zaśmiał
się, lecz jego głos wcale nie wskazywał na radość. Było w nim coś
specyficznego... zmęczenie?
–
To, co ty tu robisz? – Westchnąłem, gdy zamknąłem za sobą drzwi frontowe.
–
Cóż – zamilkł na chwilę – wsiadłem we wcześniejszy samolot po prostu.
–
Neels, samolot to nie autobus. – Zaśmiałem się dźwięcznie. – Żyjesz? – pytam,
gdy ten nagle ucichł.
–
Żadne „haha" we wiadomości nie odzwierciedli dźwięku twojego śmiechu –
wyznał, a ja od razu spoważniałem.
Nasza
relacja przybrała dziwną formę. Chyba nie mogliśmy nazywać siebie przyjaciółmi,
gdy blondyn ewidentnie coś do mnie czuł, a ja nie potrafiłem nawet określić, w
jakim stopniu go lubię.
–
Przepraszam, znów powiedziałem za dużo – speszył się, co było u niego normą
ostatnio.
Neels
zaczął wyznaczać samemu sobie pewien dystans i granicę. Gdy wypowiadał już coś
na temacie swoich uczuć czy zwyczajnie zaczyna za bardzo być frywolny, od razu
przepraszał.
–
Właściwie to coś się stało z Naomi? – zmieniłem temat.
Nie,
żeby jakoś bardzo przeszkadzała mi jego szczerość, ale nie byłem też na tyle
odważny, by coś powiedzieć od siebie.
–
A co miało jej się stać? – zdziwił się.
–
Nie wiem – od razu urwałem temat.
Po
co miałem wkopywać Mike'a skoro może nie o niego chodzić?
–
Niko, co ty wiesz, a ja powinienem? – dociekał, a ja zacząłem się denerwować. Z
moich rąk wypadł talerzyk, który narobił hałasu w całej kuchni.
–
Szlag – syknąłem, gdy kawałkiem szkła rozciąłem sobie palec.
–
Nic ci nie jest? – zmartwił się.
–
Spoko, ale pogadamy, jak już się spotkamy – odpowiedziałem i wsunąłem palec do
ust, gdy zaczęła sączyć się z niego krew.
–
Zaraz będę w domu – oznajmił już bardziej pogodnie.
–
A ja się zaras wykrfafie – wysepleniłem.
–
Pytałem, czy nic ci nie jest. – Zaśmiał się.
–
Rozciąłem palec, nie umrę – wyjaśniłem, wyjmując kciuk z buzi.
–
Chciałbym zobaczyć ten widok. – Miałem wrażenie, jakby w jego szepcie była
lekka chrypka. Ta chrypka.
–
Chcesz oglądać moją krew? – zakpiłem.
–
Co? – zdziwił się. – Nie, oszalałeś?
–
A już myślałem, że jesteś jakimś masochistą czy coś. Ale to chyba bardziej pod
sadyzm podchodzi – zacząłem dumać, czym tylko go rozbawiłem. Dobrze znów było
słyszeć jego szczery śmiech.
–
Zabawne, ale bdsm nie jest dla mnie. – Strzeliłem sobie face palma na jego słowa.
Tak zazwyczaj wyglądały nasze rozmowy, zawsze musiało być coś z dziedzin seksu.
–
A co jeśli ja bym gustował? – Uśmiechnąłem się zaczepnie, choć nie był w stanie
tego zobaczyć.
–
To musiałbyś mnie wciągnąć do tego świata.
Gdy nasza rozmowa zaczynała się robić co najmniej dziwna, od razu ukierunkowałem ją na inny tor. Byłem ciekaw, czy choć część pamięta z tamtej nocy spod klubu.
~*~
Włożyłem
buty i wyszedłem z domu, gdy za mną jak spod ziemi wyrósł listonosz. Odebrałem
od niego list i otworzyłem. Za nic w świecie nie chciałem znów otwierać zamków,
więc zwyczajnie szedłem na spokojnie z Neelsem, a po drodze czytałem
korespondencję. Wewnątrz koperty znajdowała się pocztówka od mojej kochanej
matki. Słała pozdrowienia z Hiszpanii wraz z jakimś Erlico; kimkolwiek ta osoba
była.
Wszedłem
do lokalu, w którym miał na mnie czekać blondyn. Właśnie, miał. Chłopak nie
pojawił się o umówionej godzinie, lecz dopiero po prawie dwugodzinnym
spóźnieniu. Wyglądał na zmęczonego, więc nawet nie planowałem robić mu wyrzutów.
–
Skąd wiedziałeś o Naomi? – spytał, gdy usiadł naprzeciwko mnie.
–
W jakim sensie? – dopytałem, biorąc łyk letniawej kawy.
–
Niko, błagam – przymknął powieki – nie graj debila.
–
Mike? – Chłopak od razu spojrzał na mnie zmęczony wzrokiem. Worki pod jego
oczami były aż nadto widoczne.
–
To twój przyjaciel, prawda? – upewniał się, na co skinąłem głowa. – Czemu mi
nie powiedziałeś o jego podwójnym życiu. Naomi jest dla mnie ważna; od początku
źle mu z oczu patrzyło. Czułem, że będzie chciał się zabawić.
Rozumiałem
go, bo przecież sam byłem w trójkącie, o którym nikt mi nie raczył powiedzieć.
Prychnąłem pod nosem, więc chłopak zwrócił na mnie uwagę.
–
Coś o tym wiem. – Zaśmiałem się ironicznie i odwróciłem wzrok na ludzi w
lokalu.
–
Przepraszam, nie chciałem...
–
Rozumiem, Neels. – Zerknąłem na niego. – Musisz też zrozumieć mnie; Mike to mój
najlepszy przyjaciel. Jasne, mogłem wam powiedzieć, ale straciłbym wieloletnią
przyjaźń na rzecz kilkutygodniowej. Lubię Naomi, lubię cię, jestem wam
wdzięczny za pracę, ale to niczego nie zmienia.
–
Tak, chyba masz rację. – Spojrzał na swoje dłonie splecione na stoliku.
–
Byłem pomiędzy młotem a kowadłem – kontynuowałem. – Porozmawiałem z nim, więc
obiecał mi się zdecydować. Skoro wszyscy dookoła o tym wiecie, to z pewnością
dotrzymał słowa.
–
Dziękuję za to. – Posłał mi uśmiech. – Tak czy siak, chciałeś się spotkać w
innej sprawie zapewne.
–
Och... – Zwilżyłem wargi, gdy przypomniałem sobie o tej rozmowie, którą teraz
zmuszony byłem odbyć.
–
To aż tak straszne? – Podparł sobie policzek na wnętrzu dłoni.
–
Pamiętasz ten dzień w Paryżu, gdy spałem w twoim pokoju? – spytałem, na co ten
od razu się spiął.
–
Raczej zapomnieć się nie da. – Przełknął nerwowo slinę.
–
A tak z ręką na sercu... Pamiętasz, co mówiłeś pod klubem?
Neels
rozszerzył oczy do granic możliwości, jakby na moje słowa doznał olśnienia.
–
Jak przez mgłę – wyznał. – Powiesz mi?
–
Generalnie prosiłeś mnie o zakochanie się w tobie do szaleństwa. – A jednak
oczy mogą otworzyć się jeszcze szerzej... – Tak jak ty to zrobiłeś.
–
Kurwa – syknął i przyłożył czoło do blatu. – Niko...
–
I pytałeś, co możesz zrobić, by to się stało.
Podniósł
wzrok na mnie i ściągnął brwi. Sam zaczynałem się zastanawiać, czego ja tak
właściwie oczekiwałem?
–
I? – dociekał.
–
Nie musisz robić nic – odpowiedziałem, a iskierka smutku błysnęła w jego
oczach.
–
No tak. – Wyprostował się, gdy podeszła do nas kelnerka.
–
O mój boże! Neels Lautner?! – podekscytowała się i pisnęła. – Zapłacę za
wszystko, ale czy mogę prosić autograf?
–
Cóż – zakłopotał się. – Jestem ze znajomym. – Spojrzał na mnie, jakby błagając
o pomoc.
–
Och, miło mi panów gościć. – Skłoniła się lekko. – Coś podać?
–
Musimy przedyskutować kilka kwestii, więc po wszystkim Neels będzie cały twój.
– Posłałem jej uśmiech, a ta zapatrzyła się na mnie jak w obrazek.
–
D-Dobrze. – Odeszła, gdy nie otrzymała zamówienia.
–
Mistrz w spławianiu ludzi – zażartował.
–
Kończąc wcześniejszy wątek. – Wstałem – Lepiej nie rób nic, bo zaczynasz mi
szkodzić, a nie powinienem tak reagować.
Na
ustach Neelsa szybko pojawił się uwodzicielski uśmiech, jakby moje słowa
polepszyły jego dzień.
–
Czyli że... – Zmrużył lekko powieki.
–
Nie wkurwiaj mnie. – Uśmiechnąłem się, pokazując zęby.
–
Oke, zapamiętam, co muszę robić – krzyknął, gdy odchodziłem od stolika.
Posłałem
mu nienawistne spojrzenie, choć oboje wiedzieliśmy, że humor mieliśmy lepszy
niż na początku spotkania. Cóż, chyba właśnie tego oczekiwałem po tej rozmowie,
choć nie mogłem się do tego przyznać nawet przed samym sobą.
Komentarze
Prześlij komentarz