The truth in my lies Cz.17 Nikolai


Siedziałem w fotelu, gdy obok mnie zajmował miejsce Neels. Chłopak od czasu naszej rozmowy w kawiarni znów powrócił do swojego trybu: "jestem gejem, jestem zadufany w sobie, a ty i tak staniesz się homo". Cóż, to była prawdziwa odsłona blondyna, chyba zdążyłem przywyknąć.

– Co powiesz na spacer potem? – spytał z lizakiem chupa-chupsem w ustach.

– Spójrz tu – wskazałem na książki znajdujące się na moich udach – a teraz powiedz, czy wyglądam ci na osobę znudzoną?

– Hej, chciałem wyjść na romantyczny spacer, a ty mi tu z nauką wyjeżdżasz – jęknął rozczarowany.

– Neels, nie idę na żaden romantyczny spacer, nie z tobą, nie dziś. – Wywróciłem oczami i zacząłem przeglądać notatki.

Nagle kątem oka dostrzegam Neelsa, który wstaje i kuca przede mną. Niechętnie wracam wzrokiem do jego oczu. Posyła mi swój uwodzicielski uśmieszek, przez który większość lasek zapewne ma mokro. Chłopak unosi lewą brew.

– Neels. – Westchnąłem.

– Niko – odpowiedział tym samym. – No chodź, bo na spacerze nie zrobię ci tego, co zrobić mogę w domu w twoim pokoju.

To jedno zdanie wystarczyło, by mnie przekonać. Nie był to pierwszy raz, gdy użył tego argumentu, dlatego doskonale wiedział, że podziała na mnie najlepiej z całej gamy innych.

– Nienawidzę cię. – Odrzuciłem książki i zeszyty na bok i wstałem.

Nie miałem specjalnego wyboru, więc zwyczajnie pociągnąłem go za rękaw i zeszliśmy na parter. Chłopak miał obecnie czwarty i ostatni dzień wolnego, który spędzał ze mną, bo jakżeby inaczej.

– Doczekałem się złapania za rękaw. Teraz tylko trochę niżej – mówiąc to, zsunął swoją dłoń do mojej i splótł nasze palce – i jest idealnie.

– Nie podniecaj się tak. – Prychnąłem i zabrałem rękę, by ubrać buty.

Chłopak tylko wywrócił oczami, a gdy wyszliśmy przed dom, znów złączył nasze dłonie.

– Jebnął cię ktoś? – spytałem sarkastycznie, choć mój uśmiech mnie zdradzał.

Wiedziałem jednak, że takie gesty były niebezpieczne poza domem. No bo jak można odczytać ten gest? Dwóch facetów, z czego jeden sławny, trzyma się za ręce. Przez to szybko przy parku schowałem dłonie do kieszeni bluzy.

– Co jest? – spytał zaskoczony.

– Jesteśmy przy parku, Neels – przypomniałem mu, choć ten nadal zdawał się nie rozumieć powagi sytuacji. – Masz fanów, a ten gest mógłby być odebrany jednoznacznie.

Nie odpowiedział mi, tylko również schował ręce do kieszeni. Chodziliśmy bez celu, przez większość czasu w milczeniu. Nie sprawiało nam to jakiegoś większego problemu, wręcz przeciwnie. Przystanęliśmy przy markecie, w którym to niedawno pracowałem i po dłuższej naradzie weszliśmy do środka. Byłem temu przeciwny, ale z tym chudym blondynem nie miałem szans na wygraną.

Chodziliśmy między regałami i wybieraliśmy niezbędne składniki do przygotowania kolacji. Nie, nie dla nas. Agnes ostatnio chodziła struta, zapewne przez sprawę z Naomi, więc chciałem być dobrym bratem i zrobić siostrze jedzenie. No ok, czułem się winny, nie oceniajcie.

Gdy przyglądałem się opakowaniu słodyczy, Neels stanął za mną i nachylił się, całując krótko w policzek. Gdyby nie jego ręce, pewnie przywaliłbym w regał.

– Co ty wyprawiasz?! – karcę go. – Jesteśmy w sklepie.

– Czyli w domu mogę? – łapał mnie za słówka.

– Ty... – nie dokończyłem, bo zadzwonił mój telefon. Nawet nie patrząc, kto dzwoni, po prostu odebrałem wkurzony. – Tak?

– Księżniczka wróciła. – W słuchawce usłyszałem głos Willa. Odsunąłem się kawałek od Neelsa.

Byłem zdziwiony podwójnie; nie pogodziłem się jawnie z przyjacielem, jak i nie miałem pojęcia, o kim on mówił. Ale skoro dzwonił, to sprawa do błahych nie mogła należeć...

– Co ty...? – Znów mi przerwano, tym razem poprzez wskoczenie na moje plecy.

– Nikolai, nie myślałam, że spotkam cię w sklepie! – Przytuliła się do mnie, gdy tylko zostawiła moje plecy w spokoju. Przyłożyłem na nowo słuchawkę do ucha.

– Okey, dzięki za spóźnione info – pożegnałem się z Willem. Już doskonale wiedziałem, przed kim mnie ostrzegał. – Lisa, co ty robisz w mieście?

– Prawdopodobnie wracam na stałe. – Wyszczerzyła się, a mi serce stanęło w miejscu. Nikt nigdy jej nie poinformował o tym, że wiedziałem o jej zamiłowaniu do trójkątów. 

Byłem zły i rozczarowany, że ta nadal potrafiła się tak uśmiechać, patrząc w moje oczy i nie mieć za grosz wyrzutów sumienia. Jak mogłem z nią być? Jak kiedyś mogłem się z nią przyjaźnić? Gdzie się podziała moja Lisa?

– Dlaczego? – Zabrzmiało to bardziej wrednie, niż planowałem.

– Jeszcze chwila i zacznę myśleć, że mnie nie lubisz. – Zachichotała, co dawniej sprawiało u mnie podniecenie, a teraz wywoływało zirytowanie. – Przyjechałam na miesiąc, póki co – dodała.

– Och, to fajnie. – Wysiliłem się na uśmiech, a ta znów się do mnie przytuliła.

– Tęskniłam za tobą – wyznała, na co nieznacznie ją od siebie odsunąłem.

– Czy ja aby tu nie przeszkadzam? – wtrącił Neels, który na moje oko był już nieźle poirytowany zaistniałą sytuacją.

Witaj w klubie, stary.

Nie wiedzieć czemu na moich ustach zagościł uśmiech. Neels był zazdrosny.

– Ej, ty jesteś... – zaczęła, ale blondyn wszedł jej w słowo.

– Tak, Lautner i przyszedłem tu z Niko. – Uśmiechnął się sztucznie, wskazując na mnie palcem.

Czy on w jakiś sposób wyznacza teren, czy mi się zdaje i sobie to wmawiam?

– Znacie się? – Spojrzała na mnie ze zdziwieniem.

– Tak, pracowaliśmy razem przez chwilę.

Chłopak spojrzał na mnie jakby z żalem i od razu zrobił kilka kroków w tył. A temu co znowu?

– Słuchasz mnie? – Pomachała mi ręką przed twarzą bardzo rozbawiona.

– A coś mówiłaś? – spytałem, wzdychając.

– Czy wyjdziemy na miasto? – Chyba powtórzyła swoje pytanie. Zacząłem rozmyślać, czy aby nie z tego powodu odszedł blondyn. Meh, to bez sensu, przecież wtedy o nic nie pytała... a może?

– W sumie czemu nie?

W mojej głowie pojawił się chytry plan. Skoro ona dalej strugała idiotkę i najwidoczniej nie miała zamiaru mówić mi prawdy... pora samemu to zrobić.

 

Rozstałem się z Lisą po tym, jak dała mi swój aktualny numer telefonu. Szukałem Neelsa po sklepie, aż zastałem go przy prezerwatywach. Podszedłem do niego i uniosłem brew.

– Zamierzasz się z kimś przespać? – spytałem przy jego uchu, a ten jak na zawołanie odwrócił się do mnie z zawstydzeniem.

– J-Ja nie... tak tylko...

Klepałem go lekko dłonią w czoło i ruszyłem do kasy. Jak dobrze było być po tej drugiej stronie lady.

– Cześć, Olsen – przywitał mnie kasjer, którego imię było najwidoczniej mało istotne, skoro zapomniałem.

– Cześć.

– Powinienem się martwić, gdy tak ciągle na kogoś wpadamy? – wyszeptał mi do ucha.

– Tak – odpowiedziałem żartobliwie, ale on wziął to na poważnie.

Zapakowaliśmy zakupy do siatek i razem wracaliśmy do mojego domu. W drodze powrotnej atmosfera zdecydowanie uległa zmianie i stała się luźniejsza. Oczywiście nie obeszło się bez wścibskich sąsiadów, którzy zaczepili nas po drodze i kilku dziewczyn, które poprosiły o autograf. O dziwo, mnie także. Czaicie bazę? Ja, Nikolai Olsen, który był tak sławny jak papier w kiblu, miał dać komuś autograf. No ale cóż, raz nie zawsze, prawda?




~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty