The truth in my lies Cz.22 Neels
–
A będziesz mnie zawoził? – Lana uśmiechnęła się słodko, gdy ja pakowałem swoje
rzeczy do kartonu.
Minął
tydzień, od kiedy rozmawiałem z ojcem i wraz z nim znalazłem małe mieszkanie.
Był zdziwiony moim wyborem, ale ja musiałem myśleć przyszłościowo; miałbym
płacić majątek za mieszkanie dla samego siebie? Oczywiście wierzyłem w marzenie
o zamieszkaniu wraz z Niko, ale to chyba była zbyt odległa przyszłość.
–
Mama mi drzwi nie otworzy – zażartowałem, a moja siostra skarciła mnie
wzrokiem.
Blaire
i Lana miały coś w oczach, co od razu człowieka stawiało do pionu.
–
Ja będę cię wozić, a brat będzie odbierać – ustaliła Blaire, która weszła do
(jeszcze) mojego pokoju.
–
Hura! – Przytuliła się do brunetki i wybiegła z pomieszczenia.
–
Jesteś pewien, że tego właśnie chcesz? – spytała starsza z zaplecionymi rękami
na piersiach.
Mimo
iż Blaire należała raczej do osób wyrozumiałych i pogodnych, tak nie potrafiła
pojąć mojej decyzji, a co do edukacji Lany, wierzyła, że to chwilowa
zachcianka. Mogła i prawdopodobnie była w błędzie.
–
To nie jest zauroczenie i mam ochotę przystopować. – Wpakowałem ostatnią rzecz
do kartonu i wziąłem go w ręce. – Kocham pracę modela, ale bardziej od niej kocham
Nikolaia.
–
Gdy zaczniesz żałować, wiesz, gdzie czekamy. – Dotknęła mojego ramienia i
rozeszliśmy się na korytarzu.
Wszystko
wpakowałem do samochodu dostawczego. Już kierowałem się do swojego auta, gdy
przed nosem zjawiła się moja matka. Przełknąłem ślinę spanikowany. Nie
rozmawiałem z nią od tamtego czasu; ojciec powiadomił ją o mojej wyprowadzce.
–
Nie możesz zostać w domu? – Jej oczy się zaszkliły. – Nie musisz się
wyprowadzać, zostań w domu.
–
Mamo. – Pierwszy raz od dziecka przytuliłem ją do siebie. – Oboje wiemy, że nie
pozwolisz mi na związek z Niko.
Kobieta
zesztywniała na moje słowa i się odsunęła. Od razu wiedziałem, że jej płacz był
tylko maską, bo jej prawdziwe oblicze właśnie się objawiło; wściekłość i furia
w jej oczach były nie do opisania.
–
Jak możesz być w związku z chłopakiem? To obrzydliwe! Dopóki nie ockniesz się z
tego, nie chcę cię widzieć w moim domu!
Westchnąłem
ciężko, gdy matka odwróciła się na pięcie i wróciła do domu. Nie, żeby jej
słowa złamały me serduszko, ale nikt raczej nie chciałby usłyszeć takich słów
od własnej matki.
Wziąłem
plecak do swojego auta i kazałem kierowcy samochodu dostawczego jechać pod
adres mojego nowego lokum. Tego dnia zaprosiłem także do siebie Niko, który był
dziwnie chętny pomóc mi przy wypakowywaniu. Znał mój adres, więc mógł wpaść bez
zapowiedzi.
Po
trzech godzinach porządków w salonie i kuchni, by doprowadzić je do stanu
używalności, opadłem zmęczony na kanapę i chciałem zadzwonić do Niko, gdy ten
nagle staje w progu salonu. Czubkiem buta dotykał podłogi, krzyżując nogi i
opierając się o framugę z zakrzyżowanymi rękoma.
–
Jak się tu dostałeś? – zdziwiłem się. – Zamykałem drzwi na klucz.
Włożył
dłoń do kieszeni spodni, a ja mimowolnie uniosłem brew. Wyjął z niej kluczyki i
zakręcił nimi na palcu.
–
Miałeś zapasowe, mieszkasz sam, muszę być osobą, która cię wesprze, jak zgubisz
swoje.
Zaśmiał
się i schował klucze z powrotem do kieszeni.
–
Od tego są ślusarze, kotku, ale według mnie możesz nawet tu zamieszkać. –
Zagryzłem wargę, a chłopak usiadł na kancie stolika. Siedzieliśmy naprzeciwko
siebie i stykaliśmy się kolanami.
–
Pomarzyć zawsze możesz. – Musnął moje usta niczym piórko.
–
O tobie marze w dzień i... w noc – dopowiedziałem, kładąc dłoń na jego karku i
zmuszając do głębszego pocałunku.
Zdawałem
sobie sprawę, że temat seksu musiał poczekać, ale jeśli już coś mówiłem, zawsze
mogłem obrócić to w żart.
–
Pomogę ci lepiej. – Westchnął i wstał.
–
Jak w szkole? – spytałem, przypominając sobie o testach, które były przed Niko.
–
Spoko, jutro mam pierwszy egzamin – oznajmił z totalnym spokojem, biorąc karton
w ręce.
–
Drzwi na lewo – poinstruowałem go. – To czemu się teraz nie uczysz? –
powróciłem do tematu.
Poszedłem
w jego ślady i również wziąłem jeden z kartonów.
–
Poradzę sobie – zapewniał. – Ślęczałem nad książkami na bieżąco, więc co ma
być, to będzie.
–
Ty zdajesz sobie sprawę, że mówimy o końcu roku szkolnego? – Przytuliłem się do
niego od tyłu, gdy odstawiłem pudło na ziemię. Ten młodziak był tak kurewsko
pociągający.
–
Wątpisz w to, czy zdam? – Prychnął ironicznie.
–
Skarbie, pragnę, byś zdał, bo wtedy mamy czas dla siebie, a nie na twoje
poprawki.
Wodziłem
nosem po jego policzku i mruczałem mu do ucha.
–
Jesteś napalony – zauważył albo poczuł, zależy.
–
Na ciebie zawsze. – Obaj prychnęliśmy na moje słowa. – Masz jakieś plany na
święta? – spytałem i wreszcie zabraliśmy się do rozpakowywania, bo ta gra
zmierzała w złym kierunku.
–
Początkowo chciałem wpaść do ciotki wraz z Agnes, ale teraz raczej spędzimy
święta we dwójkę. – Wzruszył ramionami.
Czułem,
że gdzieś w głębi go to męczy i marzą mu się święta w większym gronie
rodzinnym, jak każdemu. Wpadłem na pewien pomysł, który był trochę szalony i
stawiałem wszystko na jedną kartę, ale byłem Neels Lautner, to u mnie było
normą.
–
Nie wiem, jak Naomi, ale co powiesz na święta naszej czwórki? – Spojrzał na
mnie z niedowierzaniem.
–
Żartujesz teraz, tak? – Uśmiechnął się.
–
Nie. – Zagryzłem wargę. – Matka do domu mnie nie wpuści, a Lany czy Blaire nie
będę odciągał od rodziców.
–
Blefujesz. Matka pierwsza po ciebie zadzwoni. – Na jego słowa wywróciłem
oczami. – A czemu Naomi?
–
Jej rodzice mieszkają gdzieś za miastem. W zeszłym roku święta spędziła u mnie.
–
Och, jeśli bylibyście samotni to spoko pomysł, ale... – spojrzał na mnie chwilę
w milczeniu – czemu matka aż tak się wkurzyła?
–
Jest homofobem i fanką Naomi, ale nie martw się, niedługo cię zaakceptuje. –
Jego mina wcale nie wskazywała na to, że mi wierzy. Cholera, jego nie dało się
oszukać.
Naszą
niezręczną ciszę przerwał telefon. Odebrałem, gdy zobaczyłem numer ojca.
–
Jak w nowym miejscu? – spytał wesoło.
–
Razem z Niko wypakowujemy moje rzeczy, więc zadzwoń z tym pytaniem jutro –
odpowiedziałem, a mój chłopak spojrzał się na mnie. Tak, obgadujemy cię.
–
Ale tylko wypakowujecie czy bardziej chrzcicie dom? – Poczułem, jak wewnątrz
mnie kołaczą się mieszane uczucia; wybuch śmiechu ze zmieszaniem. Od kiedy mój
ojciec był taki?! – No dobra, to może mógłbym wpaść i go poznać nim wyjadę? –
Momentalnie zabrakło mi tlenu.
–
Ale wiesz...
–
Wiem, że to chłopak, ale przy okazji wpadnę i ci coś podrzucę, mogę? – Gdy
ojciec czegoś chciał, to nie można było mu odmówić.
Zerknąłem
na Niko, ale ten już powrócił do układania moich rzeczy na półkach.
–
No ok, Niko z chęcią pozna teścia. – Wyszczerzyłem się, a brunetowi wyleciały
książki z rąk.
–
Ja co?! – zadziwił się.
–
Świetnie, będę za godzinkę!
Pożegnałem
się z ojcem i czekałem na rózgi od Olsena, ale się nie doczekałem.
–
Wychodzę. – Wstał, ale szybko dobiegłem do niego i zacząłem się z nim
przepychać.
Oboje
się śmialiśmy i doskonale wiedziałem, że nie wyjdzie, skoro słowo się rzekło.
Co jak co, ale nie był tchórzem.
–
Nienawidzę cię. – Cmoknął mnie w usta.
–
Też cię kocham.
Komentarze
Prześlij komentarz