The truth in my lies Cz.5 Nikolai


– Masz okazję życia! – Pisnęła Agnes, gdy ja obżerałem się orzeszkami przy jej ladzie.

– Świetna okazja. – Prychnąłem i wsypałem resztę zawartości paczuszki prosto do ust.

– Ty w ogóle wiesz, kim jest Neels? – Oparła się łokciami o ladę i spojrzała na mnie z politowaniem.

– Modelem? – odpowiedziałem znudzony.

Od dobrej godziny siostra próbuje mi przetłumaczyć, że nie ważne, jaką ma dla mnie pracę, skoro jest lepiej płatną, powinienem brać. Czy ja miałem na czole napisane: idiota, dam się wykorzystać?

– Wiesz, ile taki model zarabia? – drążyła.

– No i? – Westchnąłem. – Przecież jego oferta nie polegała na zatrudnieniu mnie jako modela.

– Polegała? Myślałam, że jeszcze ci jej nie przedstawił. – Zdziwiła się.

– Bo nie przedstawił. – Wywróciłem oczami. – Chodzi o to, że to na pewno nie taką pracę ma mi do zaoferowania.

– Tego nie wiesz. – Wystawiła palec wskazujący w moją stronę. – Jesteś przystojny, na pewno by ci się udało.

– Cokolwiek. – Machnąłem ręką i wstałem.

Zbliżała się osiemnasta, a ja umówiłem się z tym blondynem zaraz za rogiem w małej knajpce. Liczyłem, że nasze drogi rozejdą się tak szybko, jak się zeszły. Naprawdę irytowała mnie jego osoba i tu już nawet nie chodziło tylko o jego zawód.

– Idę – poinformowałem i skierowałem się do wyjścia.

Siostra życzyła mi powodzenia, co serio mogło się przydać. Na zewnątrz panował zimny wiatr, więc narzuciłem sobie kaptur od mojej bluzy na głowę i ruszyłem w umówione miejsce. Gdy tam dotarłem, zauważyłem przez okno, że chłopak już siedział przy jednym stoliku. Westchnąłem i wszedłem pewnie do lokalu. Pokierowałem się w jego stronę i usiadłem naprzeciwko bez żadnego przywitania. Moja postawa była raczej niechlujna. Od razu oparłem się o oparcie krzesła, a nogi wyciągnąłem tak, że ktoś mógłby się o nie zabić; ręce tkwiły w ciepłych kieszeniach spodni.

– Cześć? – Uśmiechnął się lekko.

– Ta. – Podrapałem się po powiece. – Co chcesz?

– Serio, jesteś jak pięcioletnie dziecko, które obraziło się na kogoś, kto dostał więcej pod choinkę.

– Co to za porównanie, człowieku? – Zrobiłem zażenowaną minę. – Mów, o co ci chodzi.

– Rozmawiałem z kilkoma osobami, a dzięki twojej zgodzie na obserwacje, pokazałem też zdjęcia. – Rozszerzyłem oczy. – Zainteresowało się tobą kilku znanych fotografów i projektantów. Oczywiście szepnąłem też dobre słowo, więc trzymajmy się tego – szepnął.

– Chwila. – Usiadłem jak cywilizowany człowiek. – Chcesz mi powiedzieć, że załatwiłeś mi prace modela lub kogoś takiego?

– Chcą cię sprawdzić, więc póki co, to coś w stylu rozmowy kwalifikacyjnej. – Wzruszył ramionami i napił się kawy.

– Pogięło cię. – Zaśmiałem się sztucznie.

– Nie ma za co. – Podparł sobie podbródek na wnętrzu dłoni.

– Poważnie, co ty z tego masz? – Zwilżyłem wargi. – Co masz z tego, że pomagasz jakiemuś nic nieznaczącemu chłopakowi, którego poznałeś w sklepie z bielizną. Damską, warto zaznaczyć.

– Po prostu... – zawahał się. – Chcę ci pomóc.

– W czym?

– Twoja siostra mówiła, że masz problemy finansowe. – Przymknąłem powieki, przeklinając w myślach tę małą wiedźmę. – Oprócz tego twoje wyznanie zrobiło na mnie wrażenie.

Gdy spojrzałem na mojego towarzysza, ten miał łobuzerski uśmiech na ustach, jakby coś kotłowało się w jego głowie. Przez chwilę zacząłem się zastanawiać, czy on czasem nie jest gejem.

– Posłucha, bo chyba muszę ci coś wyjaśnić. – Splotłem palce na blacie stołu. – Nie jestem gejem – szepnąłem ledwo słyszalnie. Mimo wszystko to było dla mnie krępujące.

– Nie? – Uniósł brwi, jakby średnio wierzył w moje słowa. A w pierwsze uwierzył bez problemu?!

– Nie – fuknąłem. – Powiedziałem to tylko po to, by moja siostra się ode mnie odwaliła. – Znów usiadłem jak w barze. – Ciągle truje, bym znalazł sobie dziewczynę. Totalnie nie rozumie, że mam dość randkowania, a nawet jeśli, to nie mam no to czasu.

– Wow. – Gdy na niego spojrzałem, jego usta były lekko rozchylone, a wzrok bardziej przyjazny. – Nie sądziłem, że tak się otworzysz. No bo wiesz – podrapał się po karku, jakby zakłopotany – zawsze jesteś taki negatywny, a teraz wylałeś z siebie to, co już dawno chciałeś komuś powiedzieć.

Zrozumiałem, o co mu chodziło. Też po chwilowym zamyśleniu doszedłem do wniosku, że powiedziałem więcej, niż chciałem.

– Rozumiem, że twoje zerwanie było bolesną przeprawą? – dociekał.

– To chyba nie jest twoja sprawa. – Przymknąłem gniewnie powieki.

– Powrót wrednego Niko – zakpił.

Z niewiadomych mi przyczyn zdrobnienie, jakiego użył, wywarło na mnie przyjemne wrażenie. Każdy mówił do mnie Nik albo Nikolai, ale nie spotkałem się jeszcze z Niko. Odchrząknąłem, gdy poczułem lekką chrypkę i przemówiłem:

– Jestem wdzięczny za propozycję, ale zmuszony jestem odmówić.

– Lol, co tak się oficjalnie nagle zrobiło? – Zdziwił się. – I czemu odmawiasz?

– Bo ja wiem? – Zerknąłem za okno lokalu. – To nie moja droga.

– Więc co nią jest?

– Jeszcze nie wiem. – Spojrzałem na niego tak, jakby nagle był mi bliskim przyjacielem, a nie zatruwającym życie kolesiem.

– Co robisz za tydzień o dwunastej? – Przekrzywił głowę w bok.

– Czemu akurat tydzień? – Zdziwiłem się, gdy akurat podeszła do nas kelnerka.

– Coś podać? – spytała.

– Nie dziękuję, zaraz wychodzę – oznajmiłem, na co Neels zagryzł wargę, jakby zamyślony. Kobieta odeszła i zostawiła nas samych.

– Za tydzień mam dzień wolny od sesji, więc chciałbym się spotkać.

Prychnąłem i wstałem od stołu. Pochyliłem się nad jego uchem, będąc tuż obok niego.

– Gdybym sprzedał twój sekret, to chyba dostałbym sporo kasy.

Wyprostowałem się i poklepałem go po ramieniu jak za naszego pierwszego spotkania. Chciałem jakoś go do siebie zniechęcić, bo być może wtedy dałby mi wreszcie święty spokój. Jego przerażone spojrzenie spotkało się z moim rozbawionym. Nagle poczułem, jak jego palce oplatają mój nadgarstek, czym totalnie mnie zdziwił.

– Chcesz mnie szantażować, gdy ja wyciągam w twoją stronę pomocną dłoń? – Jego wzrok nagle stał się lodowaty i mówił mi, jak przerażającą osobą może być.

– Odwal się, to zapomnę o całej sprawie. – Wyszarpnąłem rękę. – Jeśli ci zależy na twoim idealnym życiu, daj mi spokój. Za tydzień, za dwa...

Odszedłem od niego kilka kroków, by zatrzymały mnie jego słowa:

– Nawet nie wiesz, jakbym tego chciał. – Byłem pewien, że te słowa wypowiedział do samego siebie, ale zdołałem je usłyszeć.

Co to miało znaczyć? Co sprawiało, że nie mógł dać mi spokoju?



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty