The truth in my lies Cz.7 Nikolai
–
Do zoba jutro! – pożegnał się Will, który wraz z Amandą zaczął do mnie machać.
Odmachnąłem
im leniwie i powróciłem do wkładania słuchawek do uszu. Gdy skończyłem,
przełożyłem nogę przez rower i ruszyłem do hipermarketu, gdzie zaczynała się
zaraz moja zmiana. Poważnie zacząłem zastanawiać się nad zmianą pracy.
Wyjeżdżając
z parkingu szkoły, mój telefon zaczął dzwonić. Wywróciłem oczami i się
zatrzymałem. Spojrzałem niechętnie na ekran, a gdy zauważyłem, kto dzwoni,
odebrałem zaciekawiony.
–
Nik, wróć do domu dziś na dwudziestą, okey? – Głos mamy był bardziej niż
normalny tak, jakby wypełniony troską.
–
A co się stało? – spytałem bez ogródek.
Moja
mama dzwoniąca do mnie w dodatku z „dobrymi" intencjami? To nie szło ze
sobą w parze.
–
Po prostu chcę porozmawiać.
Niechętnie
się zgodziłem i na tym zakończyła się nasza rozmowa. Wróciłem do przerwanej
czynności, gdyż spóźnienie mogło mnie srogo kosztować.
Moje
życie powróciło do rutyny, czyli do momentu, zanim poznałem Neelsa, który tak
lubił uprzykrzać mi życie. Po naszej krótkiej wymianie zdań w kawiarence
przestał się odzywać i byłem mu za to wdzięczny. Umówmy się, nie potrzebowałem
jego ładnej twarzyczki, bo tylko zwracałby na mnie niepotrzebną uwagę. Plotki
były mi zbyteczne. Ponadto jego zawód doprowadzał mnie wewnętrznie do irytacji.
Nie miałem ani czasu, ani ochoty, na nowe problemy i relacje. Wciąż wisiał nade
mną dług, którym musiałem się zająć jak najszybciej. Może wygrana na loterii?
Zdrapki? Nie? Też myślę, że to bardziej mnie wykosztuje, niż się opłaci.
Z
westchnieniem układałem na regale produkty. Poczułem, jak bardzo są napięte
moje mięśnie szyi, więc złapałem się za kark, by po chwili usłyszeć
chrupnięcie. Zdecydowanie brakowało mi dobrego snu i wygodnego łóżka na więcej,
niż pięć godzin.
–
Nik, ogarnij jeszcze podłogi i jesteś wolny – oznajmił szef cały w skowronkach.
Ok,
takiego go lubiłem. Wtedy zawsze dostawałem więcej luzu w postaci lżejszej
roboty czy szybszego powrotu do domu. Zwilżyłem wargi i czym prędzej zabrałem
się do roboty. Zajęło mi to około trzydziestu minut, by potem pójść na zaplecze
i wziąć swoje rzeczy. Oczywiście przebrałem się też w moje normalne ciuchy. Nim
jednak wyszedłem szef, oznajmił mi, że następnego dnia mam przyjść na szóstą.
Spojrzałem na niego z politowaniem, ale nie sprzeciwiałem się i przybrałem moją
maskę dobroci.
–
Wróciłem – oznajmiłem, gdy wszedłem do domu.
Rzuciłem
swój plecak pod ścianę i niechlujnie zsunąłem buty z nóg. Doczołgałem się do
salonu, gdzie siedziała moja mama i zająłem miejsce obok niej.
–
Wszystko dobrze? – zagadnęła i przyłożyła mi rękę do czoła. – Może powinieneś
wziąć wolne?
–
W co ty grasz? – Prychnąłem, strzepując jej dłoń.
–
Jak ty się do mnie odnosisz? – Uniosła głos. – Ja chciałam być miła, a ty jak
zwykle masz jakiś problem! – Wyrzuciła ręce w górę, gdy wstała. – Ale dobrze,
radź sobie sam, skoro jesteś taki dorosły.
Zakpiła
i wyszła z pomieszczenia. Siedziałem chwile w ciszy i prawie zasnąłem, ale
rozbudziła mnie myśl o prysznicu i spaniu w łóżku. O tak, to zdecydowanie było
mi potrzebne, jeśli miałem wstać na szóstą do pracy. Moją aktywność fizyczną
trafił szlag – nie licząc oczywiście w-f w szkole.
~*~
Ziewnąłem
przeciągle i zsunąłem się lekko z krzesła. Zasypiałem na siedząco w kantorku na
zapleczu sklepu. Marzyłem o dłuższej drzemce, ale byłem w pracy. Miałem tylko
kilka minut przerwy śniadaniowej i czekał mnie powrót za kasę. Dodatkowo nie
pocieszał mnie fakt, że tej nocy miałem problemy ze snem. Ciągle się budziłem
jakby na przekór mojemu zmęczonemu organizmowi. Tak, coś tam wysoko mnie
nienawidziło. Coś, co trzymało mój los w garści i bawiło się nim, kierując na
różne ścieżki. Jesteś zmęczony? Nie wyśpisz się, chłopaku. Chcesz kasy? Nie
zarobisz jej. Chcesz spokoju? Za Chiny ludowe go nie dostaniesz.
Tak,
to w skrócie wyobrażenie tego kogoś, który miał ubaw z zabawy moim życiem.
–
O czym ja w ogóle myślę? – śŚciągnąłem brwi i spojrzałem na coś przede mną
jakby rozbudzony.
–
Zastanawiam się. – Prychnął mój znajomy z pracy. Choć to zbyt dużo powiedziane.
– Kiepsko sypiasz? – zagadnął.
–
Chujowo, jak chcesz znać moje zdanie.
Naszą
jakże krótką rozmowę, przerwał sam szef. Poprosił mnie do siebie na tak zwany
dywanik. Wszyscy zaczęli szeptać, że pewnie coś przeskrobałem. Bawiło ich to,
mnie nie. Nic nie zrobiłem, wręcz przeciwnie; tyrałem jak wół.
Mężczyzna
pokazał na krzesło, co miało świadczyć, bym na nim usiadł. Bez sprzeciwu to
zrobiłem, bo hej! Ledwo stałem na nogach.
–
Nie wyglądasz dobrze – zauważył to, co każdy dookoła mnie. Jeśli matka była w
stanie tego dokonać, to naprawdę musiałem wyglądać jak gówno z nogami.
–
Czuje się dobrze – odparłem w obawie o możliwą stratę pracy.
–
Jesteś dobrym pracownikiem, ale chyba trochę za dużo bierzesz na swoje barki,
nie sądzisz? – Pochylił się. Zapomniałem wspomnieć, że oparł się biodrem o
biurko. No i fakt, że miał około trzydziestu lat chyba też mi umknął. Ups? To
wina zmęczenia, wybaczcie.
–
Po prostu... – Zwilżyłem wargi i odwróciłem wzrok w drugą stronę, niż stał
szef. – Potrzebuje tej pracy, proszę mnie nie zwalniać.
–
Jeśli weźmiesz ten tydzień wolnego, to tego nie zrobię. – Spojrzałem na niego,
jak na kosmitę. – Nie chcę patrzeć, jak się zaharowujesz w tak młodym wieku.
Wrzuć na luz i odpocznij.
–
Dzieciak pana nauczył tego slangu? – Prychnąłem, by po chwili spoważnieć. Świetnie,
Nik, przecież mówiłeś do szefa!
Nasza
dalsza rozmowa nie trwała zbyt długo. Oznajmił mi, że nie życzy sobie mnie od
poniedziałku w pracy, że mam odpocząć. Pocieszał mnie fakt, że wcale nie chciał
mnie zwolnić, a urlop nie zaprzepaszczał żadnej gotówki. W sumie mógłbym
dorobić przez ten tydzień, ale jakby to do niego dotarło... Tak, na pewno
musiałbym szukać nowej roboty.
Wyszedłem
ze sklepu z ręką na karku, a drugą w kieszeni czarnych rurek. Mój wzrok
powędrował na mężczyznę przede mną, który opierał się o drzwi auta od strony
kierowcy. Moje usta mimowolnie lekko się rozchyliły.
–
Co ty tu robisz, Neels? – Zamrugałem i podszedłem bliżej.
–
Hej, Niko. – Znów ten dziwny skurcz, który lubił chwytać za żołądek. Co to,
jakieś zapasy? – Wpadłem po ciebie.
–
Skąd ty..? – I nagle doznałem olśnienia. Była tylko jedna osoba, która
wiedziała, o której dziś kończę. – No tak.
–
Wskakuj, bo wyglądasz jak trup. – Zaśmiał się krótko, by zaraz spoważnieć. Nie
ruszyłem się nawet o krok, więc westchnął ciężko.
–
Myślałem, że dałeś mi wreszcie święty spokój. – Przymknąłem powieki, a zaraz
potem zakręciło mi się w głowie i poleciałem do przodu.
Zapewne
złapałbym równowagę w porę, ale i tak ręce Neelsa mnie pochwyciły. Odsunąłem
się od niego trochę zbyt gwałtownie.
–
Pogięło? – warknąłem, choć to mogło bardziej zabrzmieć jak pijacki bełkot.
Cholera, naprawdę byłem zmęczony.
–
Niko, to wygląda koszmarnie. – Spojrzał w moje oczy z takim przejęciem, jakiego
jeszcze niedane mi było w tym życiu doznać. – Musisz się przespać. Nawet
godzinę, ale musisz.
–
Czemu kurwa, w twoich ustach brzmi to, jak jakaś chora propozycja. – Chwyciłem
się jedną ręką za głowę, gdy zaczęła mi ciążyć.
Mogłem
się mylić, ale chłopak chyba się krótko zaśmiał, by spojrzeć na mnie z jakimś
dziwnym uśmieszkiem.
–
Zaufaj mi, Niko – objął mnie ramieniem i zaprowadził do drzwi na miejsce
pasażera – nie zgwałcę cię.
–
Oj, powątpiewam – wybełkotałem, gdy znalazłem się już w fotelu.
Gdy
zamknął drzwi, moja głowa automatycznie znalazła wygodne umiejscowienie
pomiędzy szybą a fotelem. Po prostu była zbyt ciężka, ok? A ja zbyt zmęczony.
Potem
zapadła ciemność. Świetnie, zasnąłem w aucie tego idioty, który patrzył na mnie
z tą dziwną iskrą i na dodatek totalnie zdany na jego łaskę. Proszę, przestań
się bawić moim losem, ty pierdolony gnoju!
Komentarze
Prześlij komentarz