Intertwine Cz.14
Początkowo
plan był prosty, miałem go tylko odwieźć do domu i pojechać w swoją
stronę. Mimo wszystko nie poczułem zaskoczenia, gdy zażyczył sobie
towarzyszenia mi w wycieczce. Domyślałem się, że nie będzie chciał wracać, ale
i tak przeczuwałem kłopoty. Każdy normalny powinien trzymać się ode mnie z
daleka po bliskim spotkaniu z Chasem, a Ethan jak ślepiec dalej do mnie lgnął.
Wgapianie się na lekcjach nie uszło mojej uwadze, choć wolałem udawać, że jest
inaczej. W samochodzie jednak nie mogłem przestać się uśmiechać, gdy ten
wywiercał we mnie dziurę. Krótkie spojrzenie wystarczyło, aby się speszył i
odwrócił wzrok. Przywykłem i to wykorzystywałem.
Z
drugiej strony byłem zaintrygowany, co zrodziło się w jego podstępnej główce i
dlatego zgodziłem się go ze sobą zabrać. Nie integrował się z klasą, raczej
spędzał czas tylko z Ivanem. Nie zadawał sobie trudu udawaniem, że jest
zainteresowany kimkolwiek z wyjątkiem mnie. Z Cassandrą miał jakiś dziwny
konflikt, średnio go rozumiałem. W przeciwieństwie do reszty klasy, tam
wszystko było jasne. Czas mi się kończył, a nadal nie poczyniłem ważnych kroków
do zażegnania ich sporu. Nie poddawałem się, musiałem ich postawić do pionu
przed zjawieniem się Indigo.
Niespodziewanie
Ethan spytał mnie o mój status związku. Nie było sekretem, że byłem singlem ani
też to, że kiedyś kogoś miałem. Na szczęście nie dopytywał szczegółów, chociaż
one też wybitnie sekretne nie były. Ot, jednego dnia masz kogoś przy sobie, a
następnego ta osoba znika. Lyra miała ze mną zostać na lata, taki kontrakt
podziemi, jak wchodzisz z kimś w relację, w tej relacji pozostajesz. Wszystko
się pewnego magicznego dnia posrało. Choć może to ja po prostu byłem chory.
Po
zaparkowaniu na sporym parkingu się rozejrzałem. Nie czułem się obserwowany,
ale jakiś dziwny dreszcz przeszedł moje ciało. Ten teren powinien należeć do
Christiano, ale on siedział. Nowi raczej nie mieli wyczulonego wzroku na moją
osobę, zwłaszcza nocą i to w chwili, gdy ja wcale siebie nie przypominałem.
Mimo wszystko to było dziwne. Poszliśmy czym prędzej do biblioteki po
wypożyczenie książek. Sprawdziłem wcześniej w sieci godziny otwarcia, dlatego
miałem pewność, że nie pocałuję klamki. Za ladą siedziała śliczna pracownica,
która musiała mieć o mnie podobne zdanie, gdy zrobiła maślane oczy.
–
W czym pomóc? – spytała cicho.
–
Chciałbym wypożyczyć kilka książek. – Oparłem się o blat. – Mogłaby mi pani coś
polecić? Interesuje mnie kryminał, thriller lub wątek mafijny.
–
Naturalnie... – Poprawiła swoje okulary. – Proszę chwileczkę poczekać.
Zniknęła
za rogiem, a ja przestałem się uśmiechać. Ethan wykorzystał ten czas, aby do
mnie podejść i zagadać. Brunetka wróciła do nas z pięcioma książkami, ucieszył
mnie ten widok. Były grube, więc na pewno zajęłyby mi z dwa tygodnie. A co to oznaczało?
Dwa tygodnie odcięcia się od swojej chorej sytuacji z małymi przerwami na
pracę. Nie chciało mi się wyrabiać karty, ale skoro Dylan pofatygował się o
stworzenie pełnej tożsamości Jeremiaha, to ostatecznie bez marudzenia ją
założyłem. Na pożegnanie uśmiechnąłem się do niej, a ta odpowiedziała mi
delikatnym rumieńcem i kolejnym poprawianiem okularów.
Najpierw
chciałem odnieść dość ciężką torbę z literaturą do auta, a potem przejść się do
kina nieopodal. Poleciłem nastolatkowi na mnie poczekać, aby nie musiał robić
dodatkowych kroków, ale może byłem w połowie drogi, gdy ten szybko znalazł się
obok mnie. Rozbawiło mnie to. Czy on bał się, że go zostawię? Prawdopodobnie.
Rzuciłem
pakunek na tylne siedzenia i ponownie zamknąłem pojazd. Oddać je miałem dopiero
za trzy tygodnie, więc nie musiałem się wybitnie spieszyć z czytaniem, ale
oddawanie czegoś po terminie bardzo mnie irytowało. W ciszy poszliśmy do kina.
Chłopak jako pierwszy podszedł do rozpiski seansów, a ja do niego dołączyłem.
–
Co chcesz oglądać horror, thriller, a może porno? – zapytał śmiertelnie
poważnie.
–
Jeśli pozostawiłbym ten wybór tobie, to się domyślam jego finału – westchnąłem
ociężale, wyobrażając to sobie. – Thriller.
–
Masz mnie za zboczeńca?
Wyglądał
na zaskoczonego, że za takiego go mam, choć nic otwarcie mu nie zarzuciłem.
Spojrzałem na niego, jakby był idiotą i znów się uśmiechnąłem.
–
W którym momencie powiedziałem, że wybrałbyś porno? Właśnie sam się przyznałeś
do swojego zboczenia.
–
Idę kupić bilety, a ty kup popcorn.
Odszedł
pospiesznie, a ja pozostałem chwilę w miejscu. To było naprawdę ciekawe
widzieć, jak traci panowanie nad swoim językiem i mówi rzeczy, które przychodzą
mu pierwsze na myśl, zanim je dogłębnie przeanalizuje. Potem wychodziły dziwne
sytuacje, które jawnie go peszyły. No nie powiem, naprawdę był ciekawym
osobnikiem.
Weszliśmy
na salę kinową razem po wykonaniu swoich zadań. Panowała cisza, która ani
trochę mi nie przeszkadzała, zwłaszcza w kinie. Zajęliśmy miejsca w ostatnim
rzędzie. Lubiłem je, więc w duszy byłem zadowolony z jego wyboru i dostał takie
solidne pięć punktów do lubienia. Ludzi było już całkiem sporo, z każdą minutą
ich przybywało. Skupiałem się na ekranie z braku lepszej perspektywy. Ethan
oczywiście nie byłby sobą, gdyby usiedział w ciszy, więc podjął kolejny temat.
A raczej kontynuował stary.
–
Obejrzałbyś ze mną porno?
–
Hm – mruknąłem – dawno żadnego nie oglądałem, więc być może.
Miałem
ochotę się roześmiać, ale postanowiłem grać zobojętniałego, w końcu mogło się
to ciekawie rozwinąć.
–
A co jeśli by ci wtedy stanął?
Spokojnie,
Jeremiah, tu są ludzie. Nie przeszkadzaj innym.
–
Marne szanse na to, ale jeśli by się tak stało, na pewno byś się nie spostrzegł
– odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
–
Skąd to wiesz, żebym się nie zorientował?
–
Powiedzmy, że nie jestem aż tak oczywisty, gdy mam ochotę. – Odwróciłem na
niego głowę. – Ty jesteś aż nadto.
–
Więc co sprawia, że masz ochotę?
–
Skąd to zainteresowanie moimi słabościami i to w tak jawny sposób?
–
Chcę wiedzieć wszystko o osobie, którą jestem zainteresowany.
–
Nic z tego nie będzie, więc sobie odpuść.
Przestało
być mi do śmiechu. Nie okłamałem go, byłem osobą, która nie podniecała się na
byle co, zwłaszcza jako sadysta. To wcale nie oznaczało, że w łóżku musiały
dziać się niestworzone rzeczy, aby mi stanął. Z Lyrą nie potrzebowałem jakichś
wspomagaczy, seks był po prostu dobry i zadowalał nas oboje. W pracy też nie
stawał mi, gdy widziałem cierpienie innych, ale odczuwałem ogromną satysfakcję
z jęków i błagań tych ludzi. Można powiedzieć, że nie próbowałem jeszcze seksu
w połączeniu z sadyzmem, trochę mnie to nawet przerażało. Chase w pracy był
przerażający, błagania działały tylko jak zachęta do widoku większej ilości
krwi. Nigdy nie przyszło mi do głowy, aby próbować czegoś na Lyrze, ona może nie
była delikatna, też potrafiła pokazać swój charakterek, ale mimo wszystko mi na
niej zależało. Zadawanie bólu nie wchodziło w grę.
Ethan
był młody i najpewniej skuszony siłą, ale to nie było zdrowe. Ja nie byłem
zdrową opcją do jego badania swoich bodźców. Dłuższe droczenie się z nim nie
zwiastowało niczego dobrego.
–
Dlaczego? – dopytywał uparcie. – To dlatego, że jestem twoim uczniem?
–
To nie ma nic do rzeczy – Westchnąłem zmęczony. – Bardziej rozchodzi się o twój
wiek i moje preferencje. Trudno mi dogodzić, a ja nie jestem dobrym partnerem.
–
Wiek to tylko liczba.
Skrzyżował
ręce na piersi. Ten drobny ruch niczym obrażonego pięciolatka mnie rozbawił.
–
Owszem, łatwa do korekty – przyznałem, coś o tym wiedząc. – Jesteś mną
zainteresowany, bo sprawiłem ci ból, prawda? Radziłbym z tym uważać, masochizm
może wpędzić do grobu, a ja często zapominam o granicach.
Jego
drążenie przerwał start filmu. Lepiej dla niego, aby nie testował moich granic,
ale to był Ethan i cały czas trzymało mnie przeświadczenie, że może i jest
głupi, ale dąży do swego. Sprawianie problemów było wpisane w naszą relację
jeszcze przed pierwszym spotkaniem. Masochiści byli prawdziwym wrzodem na
dupie, bo oni jedyni głaskali sadystów i napędzali jeszcze bardziej. On nie był
zwykłym masochistą, a ja zwykłym sadystą. Przez długi czas zastanawiałem się,
jakim cudem podobało mu się w prysznicach? Przecież nie dałem mu żadnych oznak
swojego zainteresowania stosunkiem, a może o czymś nie wiedziałem i masochiści
też z byle gówna i bez powodu się ekscytowali? Do tej pory spotykałem tylko
takich, którzy preferowali swoje roleplay w łóżku, nigdy poza nim. To
wszystko pokazywało, że naprawdę złym połączeniem mogłaby być nasza dwójka. Ja
zbyt niebezpieczny dla niego, a on zbyt zaślepiony chęcią eksperymentowania.
Prawdę
powiedziawszy, to z tego filmu mało wyniosłem, gdy większość czasu rozmyślałem
nad sobą. Jak już skupiłem się chociaż na pięć minut, to odgrywane sceny były
żenująco słabe. Na szczęście to nie ja płaciłem, a ewentualne narzekania
nastolatka planowałem olać. Co tu dużo mówić; po prostu był nudny. Moje myśli
wydawały się lepszym scenariuszem na film niż to gówno na ekranie. Wyszliśmy z
sali jako jedni z ostatnich, a Ethan poczuł ogromną potrzebę, aby podzielić się
swoimi wrażeniami. Zaczął mnie wyprzedzać.
–
Ogólnie to ten film mi się nie podobał. Był nudny, do tego gra aktorska była
też do dupy. Muzyka tutaj najbardziej pasowała.
Z
naprzeciwka szła dwójka ludzi, z czego jeden przypominał pracownika, a drugi...
być może jego kolegę? W każdym razie Ethan tak się rozgadał, że groziło to
zderzeniem.
–
Ethan...
Chciałem
go ostrzec i pewnie by się to udało, ale nie pozwolił mi dokończyć. Odwrócił
jedynie głowę w moją stronę, ale na próżno moje troski, bo właśnie zderzył się
z drugim facetem. Cofnął się i wpadł na mnie, ale pochwyciłem go za ramiona,
aby nie zatoczyć się i nie zrobić większego rabanu. Ofiara przeprosiła cicho i
poszła dalej, a ja poczułem ogromną złość.
–
Słuchaj, co się do ciebie mówi – warknąłem, wzmacniając uścisk.
Sam
nie wiem, czy bardziej wkurwiło mnie jego rozkojarzenie, czy może przechodząca
dwójka, która przecież doskonale widziała poczynania Ethana. Zacząłem nawet
przypuszczać, że celowo jeden z nich wszedł na nastolatka, ale nie miałem
żadnych dowodów, plus było na tyle późno a ja na tyle problemowy, że prościej
było się wyżyć na chłopaku przede mną. Na domiar złego zauważyłem, że ten
kompletnie odpłynął. Gdy wychyliłem głowę w przód, zauważyłem, że ma zamknięte
oczy, a oddech przyspieszony. Zastanawiałem się nad powodem, może nawet trochę
się zaczynałem bać, ale zaraz sobie przypomniałem, że to jebany masochista,
który miał na mnie ochotę. Był tak blisko mnie, że bez problemu wyczuwał moje
ciało na swoich plecach, a uścisk, który pogłębiłem, najwidoczniej wprawił go w
jakieś zboczone myśli. Z nim było coś nie tak, odchylając głowę do tyłu, mnie w
tym utwierdził. Puściłem go i się odsunąłem. Poczekałem na jego otrzeźwienie.
Na szczęście korytarz był opustoszały i ciemny, więc nikt nie widział tego
zajścia, a przynajmniej się o to modliłem.
–
Kurwa – zaklął i nagle zwiesił swoją głowę.
Zerknąłem
mu przez ramię, wcześniej w sumie tego nie sprawdzając. Gdy zobaczyłem
wybrzuszenie w jego obcisłych spodniach, nie mogłem uwierzyć w absurd tej
sytuacji.
–
Żartujesz, tak? Boże, dlatego masochiści są utrapieniem, a nie zbawieniem dla
sadystów – skomentowałem, aby choć trochę mu dokopać. – Idź do kibla, a
ja poczekam w aucie.
–
Pomóż mi. – Jego głos był błagalny, ale ja byłem zbyt zirytowany, aby w ogóle
się droczyć.
–
Sam się podnieciłeś, nic ci nie zrobiłem – prychnąłem. – Skoro tak ładnie
fantazjowałeś, to teraz idź pofantazjuj nad kiblem. Ach i uwiń się, bo musimy
wracać.
Wyminąłem
go. Chciałem wydostać się z tego miejsca i zaczerpnąć świeżego powietrza, aby
choć trochę się uspokoić. W międzyczasie wyjąłem telefon z kieszeni, aby
włączyć dźwięki. Wyciszyłem je od razu po wyjściu z domu, więc ktoś mógłby
próbować, ale i tak by się nie dodzwonił. Na ekranie migała mała zielona dioda,
więc byłem w dupie, nie dosłownie. Odblokowałem urządzenie i sprawdziłem tekst
wiadomości od Damiena, który brzmiał mniej więcej:
„Wracam
do domu, wracaj.”
Tylko
że jego była bardziej niesforna i błędnie zapisana. Na pewno był wstawiony, a
powrót do domu zająłby mi dobrą godzinę. Co gorsza, Damien wysłał tę wiadomość
dwadzieścia minut temu. Miałem bardziej niż przejebane, więc pospiesznie
wystukałem mu wiadomość, że niebawem będę, tylko muszę jeszcze wstąpić do
sklepu. Nie odpisał, a ja pozwalałem chłodnemu wietrzykowi uspokajać moje
zszargane nerwy. Na ulicy była niesamowita cisza, ale nie było w tym nic
dziwnego, skoro dochodziła północ. Przymknąłem powieki i cierpliwie czekałem.
Minuty mijały, a Ethan nie wracał. Może bym się zmartwił, ale to był Ethan,
prędzej zrobiłby krzywdę komuś niż ktoś jemu. To oznaczało, że miał problemy
innego sortu. Odwróciłem się, chcąc wrócić do kina i zamarłem w bezruchu. Znów
to uczucie bycia obserwowanym. Gwałtownie spojrzałem za siebie, ale nikogo nie
było. Wzrok w ciemniejszych zakamarkach zatrzymywał się na dłużej, ale nawet
tam nikogo nie dostrzegłem. Skąd to uczucie grozy? Może popełniłem błąd, że w
ogóle wyjeżdżałem poza Karirose? Potrząsnąłem głową, wariowałem. Niepotrzebnie
sobie coś wmawiałem i dawałem się zaszczuć własnym obawom. Ewentualnie to Chase
bawił się kosztem zdrowia psychicznego Jeremiaha. Tak, to było możliwe, on był
do tego zdolny.
Odszukałem
łazienkę, do której chłopak miał najbliżej. Wszedłem po cichu i ucieszyłem się,
że nikogo nie było, a tylko jedna kabina z czterech była zamknięta. Oczywiście,
że to Ethan był w środku, jego odgłosy były nadto pasujące. Otworzyłem cicho
drzwiczki i przyglądałem się jego zmaganiom, zaczynając czuć satysfakcję.
Wróciła moja chęć droczenia się z nim jak bumerang. Co z tego, że niespełna
godzinę temu byłem przekonany, że to niezdrowe dla nas obu i jako Jeremiah
powinienem ukrócić nasz kontakt do zwykłego nauczania go w szkole. Chase miał
inne plany, a ja zaczynałem czuć się zagubiony w wybieraniu, jak powinienem
postępować.
Ethan
w końcu zorientował się, że za nim stoję i o dziwo nie poprawiło to jego
masturbacji, wręcz przeciwnie, powstrzymywał się. Miałem tego dość. Czas
naglił, a jego problemy z penisem zaczynały być irytujące. Podszedłem do niego
i chwyciłem lewą ręką za szyję, prawą umieszczając nad biodrem. Spiął się,
wypuszczając głośno powietrze przez usta.
–
W korytarzu dojście zajęłoby ci chwilę, a w kiblu siedzisz od ponad dwudziestu
minut – powiedziałem cicho przy jego uchu. – Czy w ten sposób chciałeś mnie
zmusić do pomocy? Równie dobrze mogłem cię tu porzucić, wiesz?
Być
może testował moją cierpliwość, a to nigdy nie było dobrym pomysłem. Jeśli
faktycznie chciał w ten sposób zmusić mnie do wzięcia udziału, był bardzo
głupi.
–
Pomożesz mi?
Rozbawił
mnie tym swoim pełnym chęci głosu. Korciło mnie popatrzenie, jak się męczy na
moich oczach, ale naprawdę warunki na to nie pozwalały. Resztki świadomości
Jeremiaha trzymały Chase’a w ryzach. Musiałem nad sobą panować. Mimo wszystko
pokusa była dość spora, więc chciałem mu pomóc, ale na moich zasadach.
–
Nie rozśmieszaj mnie, dobrze wiesz, że nie – odparłem. – Ale spieszy mi się,
więc nie mam czasu czekać, aż łaskawie sobie poradzisz i będziemy mogli jechać.
Jeśli mam cię odwieźć, musisz grzecznie zrobić to samodzielnie.
–
Nie rozumiem...
Aby
lepiej mu zobrazować, co mam zamiar zrobić z jego ociąganiem się, wsunąłem
prawą dłoń pod jego koszulkę. Skóra była prawdziwie rozgrzana, a na mój dotyk
zadrżał wyczuwalnie. Wbiłem palce w jego skórę. Jęknął delikatnie, prawie
niesłyszalnie. Nie był on wywołany z bólu, raczej z rosnącego podniecenia.
Podobało mu się? Co sprawiłoby, żeby prosił o przestanie?
–
Interesujące. Domyślam się, że poradziłbyś sobie bez tego, ale niech będzie.
Chciałem
spróbować więcej. Zdusiłem go mocniej i szarpnąłem w tył, aż oparł się swoim
ciałem o moje, głowę kładąc na moim ramieniu. Wciąż nie narzekał.
–
Dotknij się – rozkazałem, aby przetestować jego posłuszeństwo.
Nie
sprzeciwiał się, niemal natychmiastowo sięgnął do swojego członka i zaczął go
pieścić. Patrzyłem w dół i bacznie obserwowałem jego poczynania, sporadycznie
zerkając na wyraz twarzy. Trzymałem go naprawdę mocno za szyję, musiałem mieć
kontrolę nad siłą, choć było to trudne. Chciałem więcej. To było złe. Chciałem
więcej. Dwoma palcami zacząłem rysować na jego skórze pod koszulką czerwone
szlamy. Sapał. Dalej mu to nie przeszkadzało. Czy jawna krzywda też nie
zrobiłaby na nim większego wrażenia? Tak jak w prysznicach? Wariowałem od
natłoku myśli, nie zwróciłem nawet uwagi, gdy jego prawa dłoń sięgnęła mojego
nadgarstka lewej. Spiąłem się. Ledwo odczytałem sytuację, gdy wyrwałem się z
otępienia i przygwoździłem jego wolną kończynę za plecami. Spojrzałem na jego
twarz, ale tam dalej nie było jawnego grymasu bólu, który tak doskonale znałem
z pracy. Wciąż to nie było to. Za mało. Co jeszcze?
–
Niegrzeczny kundel – wyszeptałem wprost do jego ucha z pewną dozą wyższości.
–
Kurwa, Jeremiah – jęknął.
Chwilę
potem szczytował, a ja zastanawiałem się, co mu tak ostatecznie pomogło? Moje
skarcenie go? Użycie większej siły? Jak wielka ona mogła być? Ile by zniósł?
Chciałem to wiedzieć. Potrzebowałem tej wiedzy. Nie miałem na jej zgłębienie
czasu, Damien czekał. Tak, czekał. Chase, odsuń się, wystarczy. Zrobiłem
to z niemałym trudem.
–
Jak chcesz, to potrafisz. Chyba z ogarnięciem tego bajzlu pójdzie ci szybciej?
Masz pięć minut.
Wyszedłem,
teraz jeszcze bardziej potrzebowałem ochłonąć. Moje dłonie drżały jak narkomana
na głodzie. Byłem na granicy, jeszcze chwila i mogłem źle to rozegrać. Po co mi
była zabawa z gówniarzem. Mój oddech przyspieszył, gdy szybciej pchnąłem drzwi
od kina i znalazłem się na zewnątrz. Pochyliłem się, chwytając za kolana.
Spokojnie, dasz radę, powtarzałem jak mantrę. Nie powinienem dopuszczać do tej
sytuacji, a jednak dopuściłem. Chciałem wiedzieć więcej. Potrząsnąłem głową, gdy
znalazły się w niej te słowa. Wyprostowałem się i chwyciłem za nią oburącz.
–
Nie mogę... – szeptałem, aby jeszcze bardziej stać przy swoim pierwszym
postanowieniu.
Jak
na złość jęki i posapywania chłopaka nie opuszczały mojej głowy, roznosząc się
po niej echem. Zwariowałem. Całkowicie zwariowałem. Nie chciałem za nim czekać,
poszedłem przodem. Zasiadłem za kółkiem, opierając zbyt mocno na siedzeniu.
Tępo wgapiałem się w punkt za przednią szybą. Musiałem się ogarnąć, czekała nas
godzinna trasa powrotna. Czy to oznaczało podniecenie w sadomaso? Nie, na pewno
nie. Mimo to spojrzałem w dół. Czy byłbym w stanie...
Drzwi
od auta się otworzyły, a do środka wszedł Ethan. Wyjątkowo cichy i unikający
patrzenia w moją stronę. Pierwszy raz miałem ochotę mu powiedzieć „wreszcie
zmądrzałeś”, ale zamiast tego mentalnie przyznałem kolejne pięć punktów.
Wziąłem głęboki wdech. Nie było sensu rozmyślać nad jakimś waleniem do tej
sytuacji. Odpaliłem silnik i wyjechałem z parkingu. Dopiero po chwili
orientując się w lusterku bocznym, że ktoś stał na końcu placu. Oblały mnie
zimne poty. Mężczyzna. Nie widziałem jego twarzy z tej odległość, w końcu on
stał daleko, a ja wjeżdżałem już na drogę, ale na pewno palił papierosa. Nie
było obok niego innego auta.
–
Kurwa... – syknąłem, dociskając pedał gazu.
Jeśli
jednak jakiś zastępca Christiano mnie znał i właśnie chciał donieść Dante,
byłem skończony. Damien również, to na niego było spisane to auto. Pytanie
brzmiało, czy powinienem mu powiedzieć o tym facecie, czy może moja strona pokory
za mocno panikowała i to zwykły cywil? Co ja pierdolę, to nie mógł być
cywil, który tak jawnie się we mnie wpatrywał! Przetarłem usta dłonią,
wcześniej łokieć podpierając na drzwiach. Wiedziałem, że ten kundel
przysporzy mi problemów, czemu ja nigdy nie słuchałem intuicji?
Odwiozłem
chłopaka pod ośrodek, gdzie wyszedł, rzucając krótkie „dobranoc”. Nie byłem w
stanie mu odpowiedzieć. Cały czas nerwowo zerkałem w lusterka, czy aby na pewno
nikt za nami nie jechał. Nie miał kto pomóc, Dylan czekał na ruch Dante, a
Damien był w niebezpieczeństwie, bo to do niego należał SUV. Normalnie bym miał
to w dupie, ale z jakiegoś powodu widok gangstera sprawił, że nie chciałem
wciągać w swoje stare życie niewinne osoby. Damien to dupek, ale z ambicjami i
sercem do swojej roboty. To sprawka rządu, że ze mną wylądował, nie powinien
kończyć w piachu.
Kurwa,
o czym ty rozmyślasz? Czego panikujesz? Uspokój się.
Wjechałem
do garażu i zgasiłem silnik. Wszedłem do mieszkania. Światło w salonie się
paliło, choć Damiena nigdzie nie widziałem. Zrobiłem kilka kroków do przodu i
zaraz zguba została odnaleziona. Spał na kanapie. Uspokoiłem się na ten widok.
Pijak pochrapywał, a ja kucnąłem przed nim i odgarnąłem kilka niesfornych i
posklejanych kosmyków z jego czoła.
–
Powiedziałeś, że razem w tym siedzimy – mówiłem cicho – ale to nie twoja wojna,
kwiatuszku. Nie mam nic do stracenia w porównaniu z tobą.
Wstałem,
gasząc stojącą lampę podłogową i zostawiając go w spokoju. Tej nocy zasnąłem z
ogromnym ciężarem na barkach. Nie żałowałem śmierci nikogo w przeszłości,
umierali tylko ci, którzy nie szanowali swojego życia. Na przykład moi rodzice.
Idioci. Jedynie słusznie postąpili w chwili, gdy zrezygnowali z posiadania
większej liczby potomstwa. Każde należałoby do podziemi, nieważna była płeć,
skończyliby jak ja. Odrabialiby swoje każde kolejne dni życia. Nie narzekałem
na pracę dla Dante, naprawdę trafiła się jak ślepej kurze ziarno. Moi rodzice
odetchnęli z ulgą, że dobrze się sprawuję i Dante mnie chwali, ale nigdy tak
naprawdę nie poznali mojej posady. Nie wiedzieli, w jak głębokim morzu krwi się
kąpałem każdego dnia. Jak Lyra krzywiła się na mój zapach, gdy zaraz po robocie
wracałem do niej. Tylko ona znała prawdę. Tylko ona mogła ją znać.
Następny
dzień przyniósł mi ból głowy po przebudzeniu. Zszedłem do kuchni, bo to tam w
szafce trzymaliśmy naszą domową aptekę. Mój współlokator zdawał się już
pozbierać po imprezie, bo wyglądał świeżo i nienagannie. Siedział w ciszy
na sofie i grzebał w laptopie. Zażyłem lek i usiadłem obok niego. Cisza była
przyjemna, zważywszy, że do tej pory w mojej głowie huczało od myśli.
Rozmyślałem nad moimi dalszymi planami i jak powinienem to wszystko rozegrać.
–
W aucie coś zostawiłeś – odezwał się niespodziewanie.
–
Co?
–
Książki. – Odwrócił się do mnie. – Dobrze się czujesz?
–
Dlaczego pytasz? – Kolejne zaskoczenie.
–
Bo nie zachowujesz się jak ty. – Zmierzył mnie wzrokiem. – Stało się coś?
–
Poznałem masochistę. – Zarzuciłem nogi na stolik. – Powinienem się cieszyć czy
uważać?
–
Pytasz dzika czy sra w lesie – zakpił. – Dla ciebie bezpiecznym byłoby
trzymanie się z daleka od każdego.
–
Tak, racja.
Bardzo
powoli, niczym robot, znów odwrócił na mnie głowę. Wyglądał na potężnie
zszokowanego. Podwinął lewą nogę pod udo drugiej i zaczął ręką okręcać moją
głowę.
–
Co ty robisz? – Strzepnąłem ją szybko.
–
Chase? Uderzyłeś się? A może masz zdiagnozowanego raka?
–
Co ty pierdolisz? – Zacząłem się śmiać.
–
Raz mi grozisz i zachowujesz się jak psychopata, a dziś zgadzasz się ze mną, że
lepiej się nie wychylać. Czy ty aby nie zwariowałeś?
–
Tak, kwiatuszku, na twoim punkcie. – Posłałem mu całusa z palców, jak miałem to
w zwyczaju.
–
Witaj z powrotem.
Na
nowo zaczął grzebać w laptopie. Ta krótka wymiana zdań naprawdę mi pomogła.
Miał rację, Chase nie miał w planach chowania się po kątach, on chciał ogarnąć
tę klasę w ostatnim roku, a potem dopiero uciec jak najdalej od Dante. Klasa.
Moja klasa wymagała resocjalizacji i nikt inny nie był w stanie ich lepiej
zrozumieć niż ja. Nie było czasu na lęki Jeremiaha, trzeba było się wziąć w
garść. Z takim nastawieniem poszedłem w poniedziałek do pracy. Czarne okulary
lśniły w blasku promieni na moim nosie, szary bezrękawnik powiewał na
delikatnym wietrze, a dupę ogrzewały czarne spodnie. Z radością przywitałem się
z ochroniarzem, który ostatnimi czasy nawet zaczął przejawiać szacunek do mojej
osoby.
Wszedłem
do klasy na ich trzecią lekcję, czyli angielski. Do pokoju nauczycielskiego
planowałem wpaść dopiero przed czasem z wychowawcą. Wszyscy byli obecni,
niektórzy nie na swoich miejscach, bo korzystali z uroków przerwy, która nadal
trwała. Wskoczyłem na biurko, zwracając uwagę kilku z nich. Przywitali się w
przeróżne sposoby, a ja im odpowiedziałem.
–
Roman, Caleb, zostajecie dziś po lekcjach. – Wskazałem ich palcami.
–
Chwila, co? – zdziwił się Kevin. – Oni razem?
–
Co się dziwisz? – Prychnął Robert. – Zmusił ich.
–
Robercik, ciebie mogę zmusić, chcesz? – Cmoknąłem. W odpowiedzi pokazał mi
środkowy palec, na co się uśmiechnąłem. – Sami się zgłosili – odpowiedziałem w
ich obronie.
–
Niemożliwe – wtrąciła Liz.
–
Caleb? – Adikia zwróciła się do kolegi, który drgnął na jej zawołanie. Spojrzał
na nią przez ramię. – To żart?
–
A co w tym zabawnego? – W dyskusję wtrąciła się Ava jak zwykle chętna do jatki.
– Nic mnie nie bawi, a ciebie?
–
Ciebie nie pytałam – warknęła.
–
Przerwę wam, panienki. – Uniosłem rękę, więc spojrzały na mnie. – W sobotę mogę
przeprowadzić pierwsze lekcje wychowania fizycznego, sprzęty w siłowni są
zdatne do użytku na pierwszą lekcję.
–
O! – Ucieszył się Ivan. – Na którą?
Udało
się. Odciągnąłem ich od rozmowy na temat przewodniczącego z dawnym jego
zastępcą i przyjacielem. Wielu chętnych ogłosiło swoją obecność w sobotnim
treningu, w tym oczywiście bliźniaczki, Kevin, Ivan, Robert, Roman.
–
Matteo, zapiszę cię. – Zeskoczyłem z biurka z dźwiękiem dzwonka.
–
Słucham? – zdziwił się, unosząc głowę. – Nie chcę.
–
Chcesz – odparłem, patrząc prosto w jego oczy. – Wierz mi, że chcesz.
Przeprowadzimy sobie prywatną lekcję.
–
Też chcę! – Ręka Ethana wystrzeliła w górę. Zakryłem twarz dłonią, przymykając
powieki.
–
Nie.
–
Czemu? – spytał głupio.
–
Bo cię nie chcę widzieć po zajęciach.
–
A ja mogę? – dopytywał Owen.
Przez
dłuższą chwilę wpatrywałem się w niego w ciszy. Rozważałem różne opcje i
scenariusze, jak może się to skończyć. Szczerze powiedziawszy, wiedziałem, że
tylko Matteo ma problem z pohamowywaniem agresji. Jego kartoteka była pełna
napaści, za które został wyrzucony z poprzedniej szkoły i przez to był rok
starszy od pozostałych. Wtedy pobił bardzo dotkliwie koleżankę z klasy. W
pierwszej klasie w tej szkole doszło do tego samego, ale na innej płaszczyźnie.
Domyślałem się więc, że jego izolacja wynikała z braku zaufania do samego
siebie. Owen był jego talizmanem, trzymał się go kurczowo, aby nie popaść w
jeszcze większe problemy.
–
Daj nam jedną sobotę, na drugą spoko – odparłem.
–
Ale...
–
Czas na angielski!
Usiadłem
na krześle, kończąc bezsensowne dyskusje. Lekcja przebiegła spokojnie, chociaż
między Owenem a Matteo odbywała się szeptana rozmowa co jakiś czas. Nie
zwracałem im uwagi, najwidoczniej musieli dojść do porozumienia w sprawie
sobotniego treningu. Ethan wyjątkowo unikał patrzenia na mnie, skupiał się na
zeszycie i widoku za oknem. Chociaż raz.
Dopisywał
mi humor, dlatego przywitałem kolegów po fachu w pokoju nauczycielskim
serdecznie. Niektórzy popatrzyli na mnie dwojako, aż mężczyzna nie wytrzymał i
spytał:
–
Jakim cudem radzisz sobie z nimi i masz tak dobry humor? Nawet Victoria
powiedziała, że nie sypiają na jej lekcji i w miarę słuchają.
Ach
tak, pani Victoria, chemiczka. To właśnie z nią mają drugą lekcję w
poniedziałki, środy i piątki. Cieszyło mnie, że takie pozytywne słowa krążą już
wśród rady pedagogicznej, to tylko pokazywało mój mały sukces.
–
Wystarczyło znaleźć z nimi wspólny język – odpowiedziałem zgodnie z prawdą,
siadając na dupie.
–
Kupujesz im alkohol? – Starsza kobieta zerknęła na mnie podejrzliwie.
–
Tak, narkotyzuję przy okazji.
Oburzyła
się, odwracając głowę. Facet zaśmiał się cicho, ukazując kciuk w górę. Zdążyłem
się zorientować, że staruszka nie była zbyt pożądanym nauczycielem i wielu
miało z nią problemy. Tak, też na studiach miałem wkurwiające babsko od
historii. Nie potrafiła uziemić mnie ocenami, to zaczęła psychicznie. Szkoda,
że to ja byłem tym od łamania ludzi, a nie jakaś psorka. Trafiła kosa na
kamień, jak to mawiają. Nagle mój wzrok zjechał na blat, na którym oprócz
dziennika leżała także kartka. Uniosłem wzrok, ale żadne z nauczycieli nie
chciało mi tego wyjaśnić. Otworzyłem ją niczym laurkę, aby zobaczyć ciąg liter.
Zgniotłem ją czym prędzej. Niemożliwym było, aby w klasie był ktoś z podziemi,
a przynajmniej tak sobie mówiłem. Wszystkich dokładnie przeskanowałem, nikt nie
wykazywał się związany kontraktem, więc skąd ostrzeżenie? Skąd słowa:
„Powinieneś uważać, człowiek Christianio cię widział w sobotnią noc. Chase,
życie ci niemiłe?” Ta sama osoba napisała do mnie kartkę ostrzegawczą z
prysznicami. Dlaczego... Nie, nie było czasu się nad tym w tamtej chwili
zastanawiać. Schowałem papier do kieszeni spodni.
Po
lunchu wróciłem do klasy i doznałem szoku. Wszyscy siedzieli w ciszy na swoich
miejscach, wyprostowani wpatrywali się w stronę biurka. Odłożyłem dziennik i
przebiegłem wzrokiem po nich. Coś kombinowali, zdołali uśpić moją czujność.
Kurwa, a ja chwilę wcześniej chwaliłem się dobrymi osiągami ze swoją klasą. No
zabiłbym ich, jeśli nagle wylaliby na mnie wiadro z odchodami. Nic jednak nie
śmierdziało w znaczeniu dosłownym, więc chodzić musiało o coś innego. Wzrok
zatrzymałem na Adrianie, który kulił się na krześle. Jako jedyny zmienił pozę.
–
Okej... – odezwałem się pierwszy. – Który i co zrobił?
–
Wyjątkowo nic – odparł znudzony Roman. – Po prostu wpadli na pomysł tych zajęć.
–
Ach tak? – zaciekawiłem się, wskakując na biurko. – No to słucham.
–
To w zasadzie pomysł Owena – odezwała się Liz bardzo niepewnie. Spojrzałem na
chłopaka wyczekująco.
–
Zna pan naszą przeszłość z opinii dyrekcji, więc... – Zerknął niepewnie na
Matteo, który nie odpowiedział mu niczym. – Chcielibyśmy poznać też pana.
Będzie fair, jeśli wszyscy będziemy sobie równi, prawda? To pan mówił, że w tej
klasie jesteśmy jak rodzina, więc...
–
Bronisz Matteo, jak Roman broni Caleba, jak Ava broni Romana, Adikia Liz... –
Na niektórych twarzach wymalował się szok. Caleb gwałtownie odwrócił się na
Romana, który zawzięcie starał się zrobić dziurę długopisem w kartce. – Jasne,
poznajmy się lepiej. Kto zaczyna?
–
Pan wsypał ich jak Roman Iana – zadrwił Ivan.
Ethan
szturchnął przyjaciela, najwidoczniej upominając go przed kolejną rozróbą.
–
Och, zamknij się, kurwa – warknęła znudzona Ava.
–
Daj spokój, siostra. Ivan lubi wpychać kij w mrowisko.
–
To może pan? – Caleb postanowił skończyć tę błazenadę, wracając do głównego
wątku. – Dlaczego pan chciał uczyć akurat nas?
–
To moja odsiadka – odparłem zgodnie z prawdą. – Za karę tutaj trafiłem. Coś jak
prace społeczne.
–
Więc jest pan karany? – drążył Robert.
–
Tak, Robercik. Za łamanie takich niesfornych chłopców jak ty. – Puściłem mu
oczko, na co się wzdrygnął.
–
Ma pan tylko brata? Może jakaś siostra? – Ivan wystrzelił z kolejnym pytaniem.
–
Tylko brat.
–
Też uczy w szkole? – zaintrygowała się Cassandra.
–
Ty weź pizdę pod kluczem trzymaj, Chryste. – Anika wzdrygnęła się, a po klasie
rozeszły się śmiechy.
–
Ja przynajmniej wiem, jak się z niej korzysta – odpyskowała.
Anika
nie wytrzymała i odsunęła się z rumorem krzesłem i oparła łokciem o jej ławkę,
nadal siedząc.
–
To, że używam jej powściągliwie, wcale nie oznacza, że się nie znam na seksie.
Twoja jest tak rozwarta, że Robert pewnie ma odczucie ruchania powietrza.
–
Ty suko jebana!
Robert
chwycił w talii czarnowłosą, gdy ta wstała i chciała uderzyć blondynkę, która
wcale nie miała zamiaru się bić. Wróciła krzesełkiem do ławki i przybiła z
siostrą piątkę zadowolona.
–
Barbie rozjuszona.
–
Wreszcie jej pocisnęłaś! – Adikia wyglądała na szczerze zadowoloną.
–
Ileż można to znosić – odpowiedziała jej.
To
było czymś innym od tego, co zaobserwowałem w ostatnich tygodniach. Adikia
nigdy nie wymieniała przyjaznych zdań z bliźniaczkami, aż w tamtej chwili były
gotowe również zbić ze sobą piątki.
–
Mnie to bardziej ciekawi, skąd Ivan wie, że nasze marzenie Cass ma brata. –
Kevin odwrócił się do Ethana i Ivana, którzy popatrzyli na niego w dziwny
sposób. On również to wyczuł, marszcząc brwi.
–
Jesteś... – Ethan z całych sił jebnął stopą w stopę przyjaciela, aż ten syknął
z bólu. – Kurwa, za co?!
–
Zemsta za pobicie mnie. Przypomniało mi się. – Wzruszył ramionami.
–
Za co ja cię lubię? – syczał, przyciągając nogę na krzesełko i zginając ją
przez to w kolanie.
–
A co z rodzicami? – Do tematu wrócił Xavier.
–
Nie żyją.
Zamilkli.
Niektórzy patrzyli z delikatnym zdezorientowaniem, inni ze zrozumieniem.
Drążenie byłoby niekulturalne, dlatego chciałem rozwiać ich wątpliwości o sobie
i po prostu opowiedzieć najpotrzebniejsze rzeczy.
–
Dobra, w skrócie. Moi rodzice zmarli ponad rok temu, moja ciężarna narzeczona
również. Wypadek samochodowy. – Uśmiechnąłem się, bo o wiele prościej było mi
kłamać, niż sądziłem. – Nauczanie nigdy nie było czymś, co chciałem robić, ale
po ich odejściu moje życie trochę się zmieniło. Miałem kontakt z trudnymi
ludźmi w poprzedniej pracy, więc powiedzmy, że nie jesteście dla mnie czymś
nowym.
–
Chwila, czeka pan! – Robert przerwał mój monolog. – Czy pan właśnie powiedział
„ciężarna narzeczona”?
–
Tak. – Uśmiechnąłem się.
–
I mówi to pan na takim luzie? Jakby nigdy nic?
–
Robert, na chuj drążysz temat? – Roman niespodziewanie zabrał głos
przesiąknięty złością. – Po prostu słuchaj i nie komentuj tego, czego nie
trzeba.
–
Zgadzam się – poparł go Xavier. – Chcieliście poznać naszego wychowawcę to
macie. Zażalenia schowajcie do kieszeni, poparłeś ten pomysł, Robert.
Chłopak
nie skomentował słów dwójki upominających go ludzi.
–
Z ciekawości, kto poparł pomysł Owena? – spytałem.
–
Oprócz mnie, Caleba, Claude’a, Liz i Adriana, każdy – odpowiedział Xavier.
–
Nie poparłbym go, gdybym wiedział. – Roman spojrzał na mnie z lekkim smutkiem.
– Przepraszam.
–
Tak, ja też... to był słaby pomysł – odezwał się Owen.
–
Co to za współczucie? – zaśmiałem się, zeskakując z biurka. – Było, minęło. Nie
rozpaczam, życie toczy się dalej. Powiedzmy, że teraz moją rodzinką jesteście
wy, więc jeśli pomogła wam wiedza na mój temat, cieszę się i liczę na
współpracę. – Pokłoniłem się.
–
To teraz pan wybiera osobę i pyta. – Ciszę przerwał Roman, który oparł się o
ścianę.
–
Hm, to może...
Komentarze
Prześlij komentarz