Intertwine Cz.16
Cieszyło
mnie, że moje prośby przedstawienia się zostały spełnione. Roberta wybrałem bez
większego powodu, po prostu byłem ciekaw jego autoprezentacji. Następny wybór
był dość trudny. Wahałem się między Claudem i jego uśmieszkiem, a trzęsidupą
Ethanem, który wręcz błagał wzrokiem o litość. W sumie jego pobyt w domu
dziecka wydawał się ciekawy, zwłaszcza że chłopak był już pełnoletni, często
imprezował, a zachowaniem nie szczycił się najlepszym. Powinienem zainteresować
się jego wiarą w niewinność brata, ale z jakiegoś powodu każdy w tej klasie
miał coś kryminalnego wokół siebie. Nie czułem potrzeby drążenia, Robert też
miał brata za kratkami. Kolejne przepytanki nie były moim celem, ale jeśli
byliby skorzy do rozmów, to na pewno bym posłuchał. Nic jednak na siłę. To, co
wiedzieć powinienem, już wiedziałem.
Tego
dnia nie wracałem do domu. Większość czasu spędziłem na pogaduszkach w pokoju
socjalnym. Sprzątaczki były zachwycone dodatkowymi dłońmi do pracy. Dziękowały
mi za nagonienie niesfornych dzieciaków, ale prawda była taka, że zaczęli robić
to w głównej mierze dla samych siebie. Zależało im na dodatkowych zajęciach,
więc zakasali rękawy ci, którzy wcale nie musieli tego robić. Nie zapomnijmy
też o tym, że to samodzielnie myślące jednostki. Nikt nie musiał niczego
wpłacać z przymusu jakiegoś wychowawcy, skoro nic nie zepsuł. Oni jednak
postanowili patrzyć na swoich partnerów z mordem lub chęcią podłożenia im
świni. Miałem wrażenie, że bogacze woleli zapłacić dwie stówki więcej, a
pooglądać swoich kolegów na kolanach, a i biedniejsi woleli na te kolana paść,
aby pozbawić dodatkowych banknotów tych pierwszych. Transakcja wiązana, która
sprawiała im chorą satysfakcję. Czy to planowałem? Ani trochę. Czy
przypuszczałem, że pójdą na ten układ? A w życiu. Czy byłem zadowolony? Jak
cholera.
Wyszedłem
z piwnic i powróciłem na parter, gdzie niespodziewanie wpadłem na mężczyznę w
średnim wieku i w białym kitlu. Był on rozpięty, więc dostrzegłem szarą
koszulkę oraz legginsowe czarne spodnie. Zmierzył mnie wzrokiem, prawie
przyprawiając o ciarki. Lewa strona głowy była wygolona, za to podobne czarne
pasmo do moich włosów opadało na jego policzek. W lewej dziurce od nosa i w
lewym uchu miał kolczyki. Tatuaż z kilometra ozdabiał jego szyję w mroczny,
wręcz satanistyczny sposób. Czy ja o czymś nie wiedziałem? Mieliśmy w szkole
kółko satanistów?
Chciałem
go wyminąć, ale on nie planował mnie przypuszczać. Zrobił krok w tym samym
kierunku dwa razy, aż zaczynałem się wkurwiać.
–
Masz jakiś problem? – spytałem w końcu.
–
Wyglądasz młodo, ale jednak coś mi mówi, że uczniem to ty nie jesteś. Mam
rację? – Schował dłonie do kieszeni fartucha. – Jak się nazywasz?
–
Jeremiah. Dopiero w tym roku zacząłem tu pracować...
–
Och! – Wzdrygnąłem się na jego nagły krzyk. – No jasne! Jestem Justin, też
dopiero zacząłem tu pracować.
Uścisnęliśmy
sobie dłonie, choć miałem wrażenie, że on zrobił to trochę za mocno i zbyt
badawczo mnie przy tym obserwował.
–
Wybacz, spieszę się na dodatkową lekcję, więc... – Wskazałem palcem na koniec
korytarza, a ten ustąpił mi miejsca.
–
Gdybyś miał problemy z krwawieniem swoich uczniów, to odeślij ich do mnie. Na
zszywaniu się znam.
Coś
w jego zachowaniu kazało mi się go obawiać. W podziemiach posiadałem swojego
własnego medyka, który zazwyczaj zajmował się utrzymaniem przy życiu ledwo
istniejących ludzi. Od Justina biła taka sama profesja, ale nie wyglądał –
wbrew pozorom – na kogoś od mafijnej roboty. Za bardzo rzucał się w oczy, Dante
nigdy nie pozwoliłby na tak mroczny wygląd swoich pracowników. Miał swoje
dziwne wymogi, które przy bliższym poznaniu miały sens. Musiałem być
przewrażliwiony po ostatnich wydarzeniach i w każdym widziałem potencjalne
zagrożenie.
Lekcja
włoskiego zaczęła się, a ja miałem wrażenie, że Roman i Caleb robią sobie jaja.
Ten pierwszy siedział na swoim miejscu, a drugi uciekł od niego do pierwszej
ławki przy oknie. Byłem cicho, liczyłem, że sami odkryją, że tak z dwójką ludzi
pracować się nie da, lecz oni patrzyli we mnie wyczekująco. Przymknąłem
powieki.
–
Jeśli nie usiądziecie razem, to się wkurwię – zacząłem. – Jest was tylko
dwójka, mam drzeć mordę, żeby każdy mnie słyszał? Może dalej od siebie jeszcze
usiądźcie, bo za blisko jesteście. Nie daj Boże, usłyszycie swoje myśli.
Przez
chwilę myślałem, że naprawdę się nie ruszą. Caleb nie wydawał się
zainteresowany zmianą miejsca, zaczął patrzeć na swój pusty zeszyt, który
zapewne przygotował na notatki. Krzesło zaszurało, a mój wzrok spoczął na
przewodniczącym. Zabrał swoje rzeczy i dosiadł się do ławki kolegi. Ten
spojrzał na niego oniemiały, nie komentował.
–
Możemy zacząć? – spytał Roman, będąc gotowym do lekcji.
Pomyślałem,
że jeśli coś miało zmienić się w relacji tej dwójki, to właśnie z inicjatywy
przewodniczącego. Nie miał żalu do Caleba, wręcz przejawiał swego rodzaju
troskę. Chodziły plotki, że kiedyś byli ze sobą blisko, ale potem wiele się
podziało i ich przyjaźń tego nie przetrwała. Czy to długowłosy żywił urazę? A
może Roman, ale zdążył ją już pogrzebać? Te lekcje miały mi pomóc w zrozumieniu
tej dziwnej relacji i być może w naprawieniu jej.
Atmosfera
z początku była napięta, obaj starali się nie przekraczać swojej części ławki.
Zetknięcie się ramion nie wchodziło w grę, a ja zaczynałem rozważać opcję
rozruszania tej dwójki. Nie mogłem wrzucić ich na głęboką wodę z językiem,
dlatego przedstawiłem plan nauczania, który zwiastował na przyspieszony kurs.
Nie narzekali, w końcu mieli tylko ten rok na naukę. Roman dołączył w zasadzie
bez powodu, a Caleb traktował to poważnie. Nakazałem zebrać ważne materiały na
kolejne zajęcia, aby nam wszystkim lepiej się pracowało, a i oni mogli coś
skubnąć języka poza szkołą i móc o niego dopytywać na lekcjach.
Pierwsza
godzina minęła, a chęć zagłębienia się w temat nasiliła. Nie wyglądali na
spiętych, pojedynczymi słowami zaczęli się wymieniać, choć wciąż w głównej
mierze komunikowali się ze mną. Zerknąłem na zegarek nad drzwiami, który
zwiastował szóstą, czyli spędziliśmy w klasie dwie i pół godziny. Pora było
zakończyć zajęcia, do osiemnastej miałem czas, który ustaliłem z Alaską.
–
Pan jest poliglotą? – zaciekawił się Caleb, zbierając kartki.
–
Nie. Musiałem w poprzedniej pracy posługiwać się biegle kilkoma językami, ale
nigdy nie czułem parcia na uczenie się wszystkich języków świata.
–
Że się panu chce nas uczyć po lekcjach. – Roman narzucił sobie plecak na ramię.
Wyglądał
na zmęczonego, choć chwilę temu dzielnie skupiał się na moich
instrukcjach.
–
Moja poprzednia praca wymagała ode mnie bardzo dużo cierpliwości i pochłaniała
wiele czasu – wyjaśniłem, kierując się w stronę wyjścia. – Trochę nie jestem
przyzwyczajony do obijania się przez większość dnia, dlatego mi to na rękę.
–
Czym się pan zajmował wcześniej? – drążył Caleb.
Zamknąłem
za chłopakiem klasę swoim kluczem, a ci wiernie czekali, aż skończę. Całkiem
urocze, w końcu mogli mnie zostawić.
–
To sekret. – Przyłożyłem palec do ust. – Nie mogę zdradzać, to tajne.
–
Siły specjalne? – Roman uniósł brew.
Zaczęliśmy
kierować się do frontowych drzwi szkoły. Musiałem iść między nimi,
najwidoczniej nie czuli się zbyt pewnie przy sobie. Lub znów coś sobie
wmawiałem.
–
Jeśli pracował pan dla armii, to Roman może zacząć piszczeć – ostrzegł Caleb z
kpiarskim uśmiechem.
Byłem
pewien, że przewodniczący za chwilę odburknie coś niemiłego, ale ten wywrócił
oczami, jakby to nie uwłaczało jego godności.
–
Nie piszczę.
–
Jak nie? A co to było w Halloween, jak dziadek dał ci plastikową wiatrówkę? Tą
małą taką... – zmieszał się.
–
To był glock 22 gen 4 – odpowiedział z wyższością. – Poza tym, ta broń strzela
zajebiście jak na zabawkową. I nie piszczałem.
–
Że też nie nagrałem...
Wycofałem
się podczas ich dyskusji o jeden krok. Patrzyłem na nich z zainteresowaniem,
gdy zaczęli ze sobą gadać, jakby wcale przez miesiące nie byli skłóceni, a
klasa przez to podzielona. Dyskutowali bez zwracania sobie głowy mną, szli obok
siebie i wymieniali się wspomnieniami, które miały upokorzyć drugiego w moich
oczach. Tylko czy wciąż z tego powodu to robili? Zorientowali się, że coś jest
nie tak, gdy znaleźli się na boisku. Caleb odwrócił się na pięcie, a ja prawie
na niego wpadłem.
–
Przepraszam...
–
A nie przeszkadzajcie sobie. – Machnąłem ręką. – Ja idę do domu, więc róbcie,
co chcecie. Miłego wieczoru.
Wyminąłem
ich, ale zatrzymałem się zaraz, gdy za bramą ujrzałem znajomy SUV, a o drzwi od
strony kierowcy opierał się Damien. Syknąłem pod nosem i szybko do niego
podszedłem, zasiadając na miejscu pasażera. Chłopak dołączył do mnie z lekkim
opóźnieniem.
–
Mamo, robisz mi siarę – jęknąłem, wysuwając dolną wargę.
–
To obrzydliwe, wolę z dwojga złego kwiatuszka. – Wzdrygnął się, odpalając
silnik.
–
Wiedziałem, że skrycie się we mnie podkochujesz!
–
Oczywiście, że tak.
Moje
relacje z Damienem nie były tragiczne, zważywszy na burzliwy miniony tydzień.
Nie robił mi też wyrzutów z późnego powrotu, bo sam padł jak kłoda i nie
orientował się w godzinach. Coś na pewno się zmieniło w jego zachowaniu, ale
trudno mi było to określić. Może był trochę powściągliwy, ale jednocześnie
bardziej otwarty. Nie potrafiłem tego wyjaśnić, na pewno coś było na rzeczy.
Kolejny
dzień minął mi bez żadnych ekscesów. Klasa zachowywała się nienagannie, wciąż
sumiennie sprzątali szkołę, podczas gdy wielu bogaczy odpoczywało w domach.
Nauczyciele nie składali skarg, dyrektorka wyglądała na zadowoloną. Wszystko
zwiastowało kolejny dobry dzień! I takowym też był. Caleb z Romanem byli trochę
mniej spięci niż poprzednim razem. Nawet czuli potrzebę poprawiania siebie
nawzajem. Siedziałem przed ich ławką i z zachwytem to obserwowałem. Nawet
pojedyncze uśmiechy zaczęły przemykać niby spontanicznie niby chętnie. Tym
właśnie tłumaczyłem pojawienie się Ethana na środowych zajęciach dodatkowych.
Był zaintrygowany ich zainteresowaniem lekcjami i zaangażowaniem w nie. Siadł
kilka miejsc za nimi i wpatrywał się w nich. Starałem się go ignorować, bo co
jak co, ale na nauki nie przyszedł. Jego postawa sama o tym mówiła. Nerwowo
tupał nogą, stukał palcami o blat i wzdychał co jakiś czas bardziej nerwowo.
Postanowiłem to ignorować, dla dobra mojego czystego sumienia.
Caleb
z Romanem wyszli z klasy szybciej, choć nie słyszałem między nimi żadnej
rozmowy. Zbierałem swoje rzeczy z biurka, a gdy się odwróciłem, oczywiście, że
Ethan musiał tam stać. Nie wyszedł, nie było innej możliwości.
–
Zdradziłem cię – oznajmił niespodziewanie.
Uniosłem
wysoko brwi, otworzyłem usta i oniemiałem. Spojrzałem za siebie, bo być może w
pomieszczeniu był ktoś jeszcze, a jego słowa jakimś cudem nie były kierowane do
mnie. Niestety byliśmy sami. Roześmiałem się.
–
Mnie? – Wskazałem na siebie palcem.
–
Tak.
–
Zdradziłeś?
–
Tak.
–
Ethan, my nie jesteśmy w związku... w jakim innym sensie mnie zdradziłeś?
Najzabawniejszym
w tym wszystkim było to, że on mówił śmiertelnie poważnie. To nie był jego
dowcip, żadna gra, on naprawdę przyszedł mi oznajmić, że... coś z kimś zrobił.
To było dziwne, jak powinienem się zachować? Może on upadł na głowę?
–
Poszedłem do innego, bo chciałem sprawdzić, czy mogę robić to z każdym innym
facetem i się całowaliśmy – wyjaśniał. – Ale ostatecznie stwierdzam, że wolę
robić to z tobą, znacznie bardziej mnie to kręci.
–
Masochizm jest niebezpieczny, już ci mówiłem, że powinieneś uważać.
–
Ale to nie tylko ze względu na ból! Poważnie, uważam, że jesteś przystojny.
Przypomniałem
sobie jego słowa z sali kinowej, gdzie też mi tak powiedział. Nadal nie
widziałem, aby to było dla niego grą czy żartem. Mimo wszystko w jego lubieniu
było zbyt wiele dziur.
–
Nie całowaliśmy się, żebyś lubił robić to ze mną – wypomniałem, siadając jednym
udem na biurku. – Trudno mi wierzyć w twoje słowa o byciu zainteresowanym czymś
innym niż dominacją.
Zagryzł
wargę, gdzie na chwilę zawiesiłem swój wzrok. Najpewniej odkryłem jego
prawdziwe zamiary, które starał się ukryć pod fałszywymi słowami. Cóż, nie ze
mną te numery.
Ethan
zbliżył się gwałtownie, nie zdołałem tego powstrzymać. Moje ciało spięło się
jak struna na nagłe naruszenie strefy komfortu przez obcą osobę i to bez mojej
zgody. Pocałował mnie, na początku ledwo musnął moje wargi, ale zaraz przylgnął
do mnie bardziej. Ten kundel ośmielił się na taki krok! To niesłychane, żeby
tak pogrywać sobie z Chasem. Uśmiechnąłem się, zaraz popychając go mocno.
Uderzył o ścianę, na której wisiała małych rozmiarów biała tablica. Chwyciłem
go za szyję prawą ręką, lewą umieszczając na tablicy obok jego głowy. Dotknął
ucisku, który musiał być za silny, czułem, że taki był.
–
Nie prowokuj mnie, dobrze ci radzę – wyszeptałem przy jego twarzy. – Moja łaska
ma swoje granice, wiesz? Jeśli nie odpuścisz, nie gwarantuję, że nie stanie ci
się krzywda.
–
Odpuszczę, jeśli serio mnie pocałujesz – wychrypiał.
Znów
się zdziwiłem. Sytuacja była dziwna, gdyby ktoś wszedł do klasy, na pewno
miałbym kłopoty za duszenie ucznia. On zdawał sobie nie zaprzątać tym głowy,
zaaferowany jedynie rządzą. Nie był normalny, prawda?
–
Odpuścisz? – dopytywałem.
–
Tak...
Przeczuwałem,
że wpadam w jego sidła, ale w tamtej chwili sam też miałem ochotę to zrobić. To
było dziwne, nie panowałem nad swoim umysłem, jakby mając dwie kompletnie różne
opinie na ten temat. Z jednej strony czułem odpowiedzialność i chęć bycia po
prostu nauczycielem, a z drugiej chciałem się zabawić i sprawdzić granice
akceptacji. Skakałem między tymi dwoma tak bardzo niebezpiecznie, że zacząłem
się zastanawiać, czy to może ja nie byłem chory w tej relacji. Nie, ja po
prostu byłem spaczony pracą dla Dante. Ethan powinien był wziąć sobie moje
ostrzeżenia do serca, a zamiast tego brnął w dziwne sytuacje i zmuszał mnie do
utraty kontroli. W jakim celu?
Na
przekór jakiejś części mnie, puściłem jego szyję i pocałowałem w usta. Chłopak
na początku trochę musiał być zaskoczony, że na to przystałem, ale skoro żadna
moja dłoń nie krępowała jego kończyn, jedną ręką ścisnął moją koszulkę, a drugą
wplótł we włosy z tyłu głowy. Pogłębiał pieszczotę, znów przylegając do mojego
ciała całym swoim. To było dziwne znów czuć bliskość drugiej osoby w ten
sposób. Po śmierci Lyry, całej tej sprawie z donosem, nie przypuszczałem, że
będę miał możliwość na cielesne kontakty. Może gdybym był gejem od początku,
moje życie byłoby spokojniejsze...
Moje
błogie uniesienie trwałoby, może nawet z niebezpiecznym finałem, gdyby nie
Ehtan, który swoimi palcami zbyt wiele sprawiał mi przyjemności we włosach.
Mruknąłem w jego usta, co absolutnie nie uszło jego uwadze. Odsunęliśmy się od
siebie, oddychając ciężko. Dotarło do mnie, co się działo i co zrobiłem.
Musiałem udawać, że wcale mi się nie podobało i wszystko zrobiłem dla uzyskania
świętego spokoju. Odepchnąłem się dłonią od tej tablicy i zabrałem swoje
rzeczy.
–
Obyś dotrzymał słowa – rzekłem na odchodne.
Zostawiłem
go w klasie, a gdy znalazłem się na korytarzu, chciałem jak najszybciej uciec,
dlatego brałem duże kroki. Damien znów po mnie przyjechał, a gdy tylko mnie
dostrzegł, chciał opierdolić. Syczał coś o tym, że ta dwójka dawno
wyszła, a ja się ociągałem. Jednak wszystko się zmieniło, gdy usiedliśmy w
aucie. Patrzył na mnie w ciszy, podczas gdy ja uparcie patrzyłem przez przednią
szybę.
–
Powiedziałbyś mi, gdybyś spotkał kogoś z Podziemi, prawda? – dopytywał, zanim
uruchomił pojazd.
–
Oczywiście, kwiatuszku – odpowiedziałem z chrypką, którą zaraz odchrząknąłem.
–
Czy ty...
–
Możemy jechać?
Chciałem
jak najszybciej zmyć się z tego miejsca i poukładać myśli we własnych czterech
ścianach. O dziwo Damien się nie spierał i o nic więcej nie pytał. A tak fajnie
się tydzień zapowiadał, ale taki Ethan musiał istnieć w moim harmonogramie
życia. To ja nie wiem, czy nie wolałem siedzieć ze znajomymi za kratkami.
Wieczór
spędziłem na opracowywaniu treningów, które rozpocząć się miały w najbliższą
sobotę. Intuicja mi mówiła, że Matteo nie przyjdzie, ale i tak skupiłem się na
grafiku dla niego. Oprócz tego wyszukałem też najbliższe kluby w okolicy.
Chciałem do nich zajrzeć na dniach. O Ethanie nie myślałem nawet przez chwilę,
w końcu sam na to przystał, szansa na kłamstwo była marna. Jeśli jednak coś
kombinował, naprawdę bym się wkurwił. Nie musiałem na szczęście, bowiem przez
resztę tygodnia mnie unikał, nie przychodził też na lekcje włoskiego. Odetchnąłem
głęboko, przyjemnie było mieć jeden problem mniej.
Sobotni
trening również był owocny, aczkolwiek bez Matteo. Z racji na obecność Avy,
Aniki, Romana, Xaviera, Ivana oraz Kevina, rozdałem klucze do dwóch szatni.
Wybrałem godzinę wczesną rano, aby słońce nie utrudniało im życia, ale też
mogli odczuć delikatnie jego oddziaływanie. Rozgrzewkę przeprowadziliśmy na
zewnątrz. Boisko za szkołą wyglądało naprawdę dobrze. Wciąż było wiele do
zrobienia, ale włożyli w sprzątanie wiele wysiłku, który teraz się opłacił. Po
wszystkim przeszliśmy do piwnic, aby mogli poćwiczyć w siłowni. Sprzęty
wyglądały na nowe i regularnie czyszczone przez sprzątaczki. Dyrektorka z
wielkim bólem powierzyła mi klucz, moje nienaganne zachowanie tylko pozwoliło
jej zaufać. Xavier przez większość czasu sporo rozmawiał z Romanem, nawet się
dużo śmiali. Ava wybrała towarzystwo Kevina, a Anika Ivana. Ci ostatni
wyglądali na zaznajomionych ze sobą, co dawało do myślenia.
–
Dupa mnie boli – jęknął Kevin, schodząc z jednej z maszyn.
–
Jesteś gejem? – zaśmiał się Xavier, podnosząc jeden ciężarek bardziej dla
zabicia czasu, aż Roman zwolni mu sztangę.
Asekurowałem
ich, choć myślę, że Xavier poradziłby sobie z pomocą.
–
Na pewno jest hetero – wtrąciła Anika.
–
Pamiętam, jak kiedyś orgazmu dostał na samą myśl, że Adikia miała całować się z
Sam – dodała Ava.
–
Racja. – Roman usiadł, cały czerwony na twarzy. – O mało wtedy Ivana nie
zamęczył.
–
Kurwa, czemu mnie wtedy nie było!
–
Było wcześniej rozbić auta. – Roman spojrzał na niego przez ramię, uśmiechając
się szeroko.
–
Zabawne, przewodniczący. Złaź.
Postanowiłem
wykorzystać moment, w którym to Roman miał odpoczywać, aby zamienić z nim kilka
słów na forum. Zawsze istniała szansa, że ktoś mógł dopowiedzieć coś istotnego.
–
Matteo nie przyjdzie z własnej woli, prawda?
Chłopak
spojrzał na mnie z dołu, gdy usiadł na ławeczce, popijając wodę z małej
butelki. Pokręcił przecząco głową.
–
Niech się pan nie dziwi, jeden wyskok i trafi do więzienia. Jego kartoteka jest
pełna napaści.
Tak
jak oczekiwałem, ktoś się wtrącił. Była to Anika, która również postanowiła
zrobić przerwę, podczas gdy Ivan wytrwale ćwiczył.
–
Siedzenie cicho mu nie pomoże – skwitowałem. – Wychodząc z tej szkoły, będzie
musiał zacząć nawiązywać kontakty z innymi, aby iść chociażby do pracy. Nie
uniknie tego.
–
Matteo nie jest psycholem – wybronił go Roman. – On po prostu się boi
otwartości w szkole. Przeżył swoje, lepiej zostawić to w spokoju.
–
Tak, wiem. Bójka na końcu pierwszej klasy, gdzie był poważnie ranny.
Zapadła
cisza. Żadne urządzenie nie wydawało dźwięku. Xavier przestał podnosić sztangę,
Ivan usiadł, Ava wyprostowała się jak struna, a Kevin ciężko oddychał po
skończonych podciąganiach.
–
Skoro pan to wie, to dlaczego tak chce się wtrącać? – spytał zdyszany, nie
podnosząc wzroku. – To był pojebany czas, chcemy zapomnieć.
–
Nie da się – rzekłem. – Nawet ja to wiem. Mój brat też twierdził, że jesteście
klasą pecha. Sprawdził was w policyjnych aktach, wiem tylko z teorii, co się
działo. Opinii, które usłyszałem, przychodząc do szkoły. Boicie się ruszać
zabliźnioną ranę, rozumiem. Ale dajcie sobie pomóc pozbyć tej blizny. Nie
będzie krwawić, nie będzie boleć, nie będzie jej widać.
–
Czemu panu tak na tym zależy? – spytał Ivan, a Xavier w tym czasie również
usiadł.
–
Bo jestem pewien, że czeka na was w tym roku drugie bagno i jeśli nie
pozbędziecie się pierwszego, w drugim utoniecie. – Spojrzeli po sobie, niezbyt
rozumiejąc. – Do tego czasu chcę wam pomóc, żebyście wiedzieli, że wam pomogę
nawet w tej chujowej sytuacji.
–
O czym pan mówi? – Roman wstał. Był bardzo zaciekawiony.
–
Dowiesz się w swoim czasie. – Odwróciłem się do niego frontem. – Masz
możliwości, jeśli pomożesz mi, ja pomogę tobie. Roman, zaufaj mi. Czas nie
będzie litościwy, bo zmarnowaliście rok.
–
Czego pan ode mnie oczekuje?
–
Współpracy. Niech ten dzień – odwróciłem się do reszty – będzie dniem, w którym
podpisujecie swoje zgody na zmiany. Jeśli nie chcecie wyjść na prostą, nigdy
więcej nie przychodźcie na te lekcje. Nie mogę pomóc, dopóki mnie odrzucacie.
Koniec na dziś.
Zaczęli
wychodzić z pomieszczenia. Roman został najdłużej, przyglądając mi się
badawczo. Przeczuwał coś, ale może nie dopuszczał do siebie akurat tej jednej,
brutalnej opcji. Indigo pojawi się w tej klasie czy sobie tego życzą, czy nie.
Potrzebowałem do tego czasu ich pełnej subordynacji. Babranie się w przeszłości
nie jest niczym dobrym, a oni ciągle w niej tkwili z nadzieją, że po wyjściu z
tej szkoły, wszystko jakoś samo się ułoży. Nic bardziej mylnego.
Zamknąłem
siłownię, a mijając szatnię chłopaków, od której drzwi były uchylone,
usłyszałem słowa Kevina:
–
Dziś jest domówka za miastem, jedziecie?
–
Ja mogę – odpowiedział Xavier.
–
Ja mam plany – rzekł Ivan.
–
A ty Roman?
–
Dzięki, ale mam trochę nauki na lekcje włoskiego.
–
Serio się tego uczycie? – zaciekawił się Xavier.
–
Tak. Nie jest tak źle, gdy masz indywidualne lekcje i możesz przysiąść nad
czymś dłużej, niekoniecznie zasuwać z tematem.
Uśmiechnąłem
się. Dobrze było słyszeć, że Roman szczerze zainteresował się językiem i nie
uczestniczył w zajęciach tylko dla bezpieczeństwa dawnego przyjaciela.
~*~
Resztę
weekendu spędziłem w domu z Damienem. Z jakiegoś powodu chłopak stwierdził, że
powinniśmy obejrzeć jakiś film. To też zrobiliśmy w salonie. Przez te dwie
godziny zapomnieliśmy, w jakim jesteśmy położeniu. Ja przestępca, on
ochroniarz. Wymienialiśmy się kąśliwymi uwagami na temat seansu i bohaterów, a
wieczorami czytałem wypożyczone książki. Odcinałem się od świata, wczuwając w
historie fikcyjnych bohaterów. Jedną książkę udało mi się w pełni przeczytać,
kończąc ją w poniedziałek rano przed pracą. Z batonikiem zbożowym między
wargami, wchodziłem na teren placówki na kolejny tydzień harówki. Zdziwiłem
się. Ochroniarz zatrzymał mnie przy bramie, wskazując zbiorowisko przed szkołą.
–
Twoi uczniowie są w jego centrum.
Pobladłem.
Nie bałem się o ich życie, co jak co, ale ta klasa zadbać o siebie w kryzysowej
sytuacji potrafiła. Przerażała mnie możliwość, że któreś z nich nadszarpnie
swoje resztki prawa człowieka i skończy gorzej niż ja. Byli pełnoletni,
zostaliby sądzeni jak dorośli. Wyrzuciłem papierek po batoniku, szybko
przeżuwając jego resztę w ustach, gdy szedłem w stronę gapiów. Dochodziły do
mnie dźwięki dopingów i wulgaryzmów. Przepchnąłem się przez tłum i wszystko już
widziałem. W okręgu nie było żadnych ludzi z klasy, ci znaleźli się w centrum i
bili z jakimiś uczniami, których nawet nie znałem. Ten sam rocznik, czy może
młodsi? Gwizdnąłem. Tłum zwrócił na mnie uwagę, Ava również, puszczając
jakiegoś chłopaka. Miała rozciętą wargę.
–
Natychmiast ich opanuj, ja zajmę się nim – nakazałem.
Ona
musiała tylko ogarnąć Roberta i trzęsącą się Liz, a ja odciągałem Matteo.
Szarpał się, prawie mnie uderzając, ale podobnie jak zrobiłem to w kinie z
Ethanem, tak pozbawiłem swobody dłoni Matteo. Obie skrzyżowałem mu za plecami
niczym policjanci gotowi do skucia przestępcy.
–
Uspokój się! – krzyknąłem do niego.
Oddychał
szybko, a jego ofiara, chciała wykorzystać jego nieruchomość. Z chęcią sam bym
wymierzył mu sprawiedliwość w tamtej chwili, ale było tylu gapiów, że miałbym
jazdy na posterunku policji za pobicie gówniarza. Ava obudziła się w porę,
doskakując do chłopaka i zamaszyście kopnęła go kolanem w podbrzusze.
–
Co się tu, do jasnej cholery, dzieje?!
Tłum
się rozstąpił, robiąc miejsce dyrektorce. Matteo wciąż był spięty, byłem
pewien, że puszczenie go wiązało się z kontynuowaniem jego agresji. Kobieta
spojrzała na obolałych nastolatków, a potem uniosła wzrok na mnie.
–
Jeremiah! Co twoi uczniowie zrobili?
–
Zrobili sobie trening na żywych workach treningowych? – odpowiedziałem z
uśmiechem.
Wśród
gapiów dało się usłyszeć śmiechy.
–
Do mojego gabinetu, wszyscy! Rannych zabierzcie do pielęgniarki, a nie się
gapicie!
–
Matteo, spokój, jasne? – szepnąłem.
W
odpowiedzi pokiwał tylko głową. Zluźniłem uścisk, a ten faktycznie stał i się
nie ruszał. Objąłem go ramieniem, bo nie wyglądało na to, aby był w stanie się
ruszyć. Wydawał się kompletnie sparaliżowany, a ja ani trochę się temu nie
dziwiłem.
–
Chodźcie za nami – powiedziałem do reszty swoich uczniów.
Wszyscy
posłuchali mojego polecenia. Przez ramię dostrzegłem, jak Ava również stara się
wspierać roztrzęsioną Liz, Robert rozmasowuje bark, a za nimi z ziemi zbierano
obitych. Nie powinienem, ale byłem dumny z ich siły. Jeszcze nie znałem powodu
szarpaniny, ale fakt, że tak solidarnie postąpili, był naprawdę imponujący.
Na
korytarzu było chłodniej, a z jego końca dostrzegłem wychodzących uczniów.
Roman zatrzymał się gwałtownie, podobnie jak Adikia. Ta jednak szybko się
zerwała i podbiegła do Avy z pretensją.
–
Coś ty jej zrobiła?!
–
Oszalałaś?! – Pchnęła ją. – Gdzie byłaś, gdy ją zaczepiali, co? Dlaczego to my
musimy sprzątać twój bajzel, ruda?!
–
Słucham...? O czym ty mówisz?
–
Mejdej, też chciałbym wiedzieć, ale najpierw ktoś niech weźmie Matteo do pielęgniarki
– poprosiłem.
Roman,
który właśnie do nas dotarł, zabrał ode mnie chłopaka i również uwiesił go na
sobie. Patrzył mi głęboko w oczy, podobnie jak reszta.
–
Ja zajmę się Alaską, a wy idźcie do klasy. Tylko Roman z Matteo idą na górę. –
Spojrzałem na niego. – Właśnie dlatego musicie być gotowi na bagno, teraz
rozumiesz? Idźcie.
Zostawiłem
ich, wchodząc za pomocą swojej karty do pokoju nauczycielskiego. Minąłem
nauczycieli, którzy wyglądali na wzburzonych i przeszedłem od razu do gabinetu
Alaski na prawo. Zamknąłem za sobą drzwi. Patrzyła wściekła za okno, głaszcząc
swojego psa przy piersi.
–
Gdzie reszta? – spytała bez patrzenia.
–
Ja wystarczę.
–
Jesteś zbyt bezczelny! – Odwróciła się gwałtownie. – Miałam informować, jeśli
twoje zachowanie będzie wykraczać poza dopuszczalne normy.
–
Przecież nie zachęciłem ich do bójki ani nie brałem w niej czynnego udziału –
zauważyłem. – Co miałabyś zgłosić? Że wychowawca interweniował i powstrzymywał
najbardziej agresywnego ucznia przed masakrą?
Wyglądała
na iście wkurwioną, ale moje argumenty były prawdziwe i doskonale zdawała sobie
z tego sprawę. Mogła wparować w tę zamieszkę szybciej, ale przyszła idealnie na
jej finał. To moja wina, czy może ochroniarza, który zamiast powiadomić górę,
dalej się temu wszystkiemu przyglądał?
–
Wyjdź. Jeśli Matteo jeszcze raz podniesie rękę na któregoś z uczniów, wylatuje
– wycedziła. – Jeśli będziesz wtedy mataczyć, wylecisz wraz z nim. Dość mam
kryminalistów! Wynocha!
Pospiesznie
wstałem i wyszedłem. Odetchnąłem głęboko za drzwiami, a cała rada nauczycieli
właśnie patrzyła w moją stronę zaciekawiona. Postanowiłem pozostawić ich w
niewiedzy i szybko udać się do gabinetu pielęgniarki, który mieścił się na
drugim piętrze. Mijałem ofiary bójki, którzy byli posklejani i ewidentnie zirytowani.
Na korytarzu nikt nie czekał, więc Matteo musiał być w środku. Wszedłem do
gabinetu po usłyszeniu „proszę” po zapukaniu. Gabinet był sporych rozmiarów i
dość specyficznie pachniał. Coś jak... kadzidła? Wystrój też nie przypominał
szpitala, był bardziej przytulny, trochę nawet jak salon w domu. Dwie kanapy,
dwa biurka, obrotowe krzesło, ciemnobrązowe regały, brązowy stolik. Wszystko
było takie... ciepłe.
–
Witam, Jeremiah – przywitał się Justin, właśnie oczyszczając twarz Matteo,
który siedział na jednej z kanap.
Roman
stał przy wejściu, więc obecnie znajdowaliśmy się ramię w ramię.
–
Cześć – odpowiedziałem. – Przeżyje?
–
Obaj wiemy, że tak – zaśmiał się. – Nie masz lekko z tą klasą, co?
–
Bywało gorzej.
–
Co powiedziała dyrektorka? – wtrącił Roman, przerywając naszą bezsensowną
wymianę zdań.
–
Wywala mnie? – spytał Matteo.
–
Chłopaku, nie odzywaj się, bo ci wacik do ust włożę, chcesz?
–
Nas obu – poprawiłem go.
Chłopak
gwałtownie odwrócił na mnie głowę, na co Justin mlasnął z niesmakiem, bo znów
zostało mu przerwane opatrywanie ran.
–
Wywalają pana? – Jednak tym, który przemówił, był Roman. – Za co? Bił się tam
pan?
–
Nie, ale wygodnie byłoby się pozbyć kryminalistów, zdaniem Alaski – zaśmiałem
się. – Powiedziała, że jeśli Matteo jeszcze raz uderzy ucznia, to wylecę wraz z
nim. – Podszedłem do chłopaka i chwyciłem jego podbródek w dłoń. Justin
przyglądał się temu bardzo uważnie. – Dlatego, jeśli nie zaczniesz ze mną
współpracować, to sam obiję ci ryj, rozumiemy się?
Puściłem
go, wyprostowując się.
–
Przerażający ten wasz wychowawca, ja bym się go słuchał – polecił Justin.
–
Super, że nie uznajesz tego za przemoc. – Poklepałem go po ramieniu.
–
Wychowywałem się z dwiema kuzynkami, które non stop mnie biły, a ja im
oddawałem. Rozumiem twe metody, przyjacielu.
Zaczęliśmy
się obaj śmiać. Może mi się zdawało i Justin wcale nie był taki zły? Jego
wizerunek przyprawiał o gęsią skórkę, ale charakter był naprawdę w porządku.
Niespodziewanie dłonie Matteo zaczęły drżeć, a Roman zrobił nieznaczny krok w
przód. Przeczuwał kolejny atak agresji? Nie, to tym nie było.
–
Nie chcę... nikogo skrzywdzić... – łkał, chowając twarz w dłoniach.
Pielęgniarz
spojrzał na mnie zdziwiony, ale ja byłem w pełni skupiony na uczniu. Kucnąłem
przy nim, kładąc dłoń na kolanie.
–
Dlatego powinieneś był przyjść w sobotę. To nie są lekcje dla zabawy, one są
dla was.
–
Miejsce z ciężkimi rzeczami? – Spojrzał na mnie z zaszklonymi oczami. –
Zabiłbym kogoś.
–
Wcale nie, my też tam byliśmy – wtrącił Roman, więc uniósł na niego głowę. – Ja,
Kevin, Ivan, bliźniaczki... znamy cię, nie pozwolilibyśmy ci na taki ruch.
Chcemy ci pomóc.
–
C-Co?
Zrozumiałem
posunięcie przewodniczącego. To było jego wyciągnięcie pomocnej dłoni w moją
stronę. Chciał pomóc mi posklejać układanki do kupy i stworzyć jedną sensowną
całość. Matteo był jednym z najbardziej rozbitych, wymagał wiele uwagi i
ostrożności, ale nie bałem się podjąć wyzwania.
–
Pomogę ci – powtórzyłem. – Jeśli nie czujesz się pewnie na zajęciach z klasą,
mogę prowadzić je z tobą indywidualnie poza szkołą.
–
Jak to? – dziwił się.
–
Specjalnie dla ciebie siedziałem przez ostatnie kilka dni nad potencjalnymi
miejscami na treningi. Nie byłem jeszcze w żadnym z klubów bokserskich, ale
wykupie dla nas karnety i osobiście pomogę ci panować nad agresją.
–
Jeśli mogę pomóc – przerwał Justin – to znam jeden dobry klub zaraz nieopodal.
Trenerzy są zajebiści, jeden to mój przyjaciel, więc mogę o was szepnąć.
–
Dlaczego miałby pan pomagać? – spytał lekarza, który posłał mu uśmiech.
–
A dlaczego pracuję w tej szkole jako pielęgniarka? Bo chcę pomagać
potrzebującym. Szpital jest przereklamowany, gdy nastolatkowie są bardziej
niestabilni.
–
Skorzystam z oferty – powiedziałem do mężczyzny.
–
Super, napiszę ci numer do Alberto i powiem mu o was.
To
był bardziej przełomowy moment, niż przypuszczałem. Roman nie wiedział, jak to
skomentować, Matteo czuł się pierwszy raz od dawna szczery sam ze sobą i prosił
o pomoc, a Justin wydawał się w idealnym miejscu i porze, aby pokazać mu, że
obcy ludzie też mogą chcieć pomóc. Ja też dostrzegłem, że ta jedna krucha
sytuacja wiele zmieni. Zwłaszcza jak wróciliśmy do klasy i przejęty Owen
wyszarpał się z objęć Aniki, wpadając na Matteo i przepraszając go za
nieobecność. Roman usiadł na swoim miejscu, a chłopcy na swoich. Zanim zacząłem
angielski, musiałem poznać parę odpowiedzi.
–
Co się tak naprawdę tam stało?
–
Ten gnój miał coś do lesbijek – odpowiedziała Ava.
–
Chuj powinno ich to obchodzić – wtrącił rozjuszony Robert, który rozmasowywał
bolący nadgarstek.
–
I mówisz to ty – odwrócił się Caleb. – Ty, który od pierwszej klasy masz jazdę
na gejów.
–
Co to ma do rzeczy teraz? – warknął.
–
Caleb – lodowaty głos Romana przeciął napięcie.
Chłopak
patrzył na przewodniczącego z niedowierzaniem, a Robert delikatnie się
zmieszał.
–
Nie wywołuj burzy, to nie czas na to.
–
A kiedy będzie? – Adikia wstała. – Tacy gnoje jak Robert rzucili się z tego
samego powodu na Liz, co on na gejów. Kiedy mamy go wyjaśnić jak nie w tej
chwili? Roman, kurwa, dorośnij!
–
Twoim zdaniem to, że zapobiegam kłótni, jest oznaką braku dojrzałości? –
Również wstał.
Byłem
znowu w środku cyklonu. Mała iskra wystarczała do wzniecenia pożaru, ale akurat
widziałem zmiany w Romanie. Naprawdę zainterweniował, a jego wstanie,
utwierdziło w tym wszystkich. Nikt się nie odzywał, wszyscy dostrzegli jego
powagę.
–
Roman ma rację, tu chodzi o Liz... – dodał spokojnie Caleb.
–
Jeśli ktoś chce wyjaśnić Roberta, z chęcią mogę to być ja. – Xavier strzelił z
palców, a Roman obdarzył go spojrzeniem z góry, aby zaraz się roześmiać.
–
Więc wracając do tematu – przerwałem – ktoś obraził Liz, ponieważ jest
lesbijką?
–
Jest Bi – poprawiła mnie Adikia, więc uniosłem ręce w górę. – I tak, dokładnie.
–
Matteo nie wytrzymał i przywalił tej osobie?
–
Tak – odpowiedział Robert. – A ja mu pomogłem. Poza tym ja nic nie mam do
gejów.
–
Boże, litości – jęknął Caleb. – Wkurwiasz mnie już.
–
Żebyś ty taki zawsze wyszczekany był, to byś wiedział, że nie lubię cię z
innego powodu.
–
Mogę do Roberta? – Xavier uniósł rękę do góry, a ja nie mogłem się powstrzymać.
–
Śmiało.
–
Spierdalaj, kurwa – warknął na niego, ale ten i tak dosiadł się do jego ławki.
– Zmieniam swój obiekt nienawiści.
Komentarze
Prześlij komentarz