Intertwine Cz.22
Nowy
dzień przywitał mnie bardzo brutalnie. Na początku byłem bardzo nieświadomy,
kompletnie zaspany i niełączący faktów na czas. Wiedziałem, że ciepłe usta na
skórze należały do Ethana, pamiętałem przebieg minionej nocy. Było mi wstyd, że
zachowywałem się jak zakochana nastolatka, która non stop chichocze bez powodu
i uważa to za urocze. Ja u siebie nazywałem to istnym krindżem.
Podejmowałem decyzje świadomie, a że napatoczył się Ethan to po prostu mu na to
pozwoliłem. Nie było powodu do roztrząsania sprawy, sypianie z innymi nie było
dla mnie jakimś tematem tabu lub czymś, nad czym głowiłem się kilka kolejnych
dni. Przynajmniej czułem się lżej. Oprócz bólu krzyża. Pierwsze promienie
słońca wdzierały się chamsko do pojazdu i ślepiły mnie na dzień dobry.
Popatrzyłem
na Ethana i zamarłem. Był ranek, a ja wciąż byłem w aucie za miastem. Zerwałem
się szybko, ignorując ból, miałem w tym wprawę. Szukałem szybko swojego
telefonu w spodniach nieopodal. Wyciszyłem urządzenie, gdy szliśmy do kina, ale
zapomniałem to odwołać. Przerażenie zaczynało się potęgować, gdy wyświetlacz
się nie zapalał, co zwiastowało rozładowaną baterię. Niech to wszystko chuj,
pomyślałem. Wyskoczyłem z pojazdu i nakazałem Ethanowi szybko się ubrać. Nie
było czasu na rozmowy i wyjaśnianie sobie nocnych czynów. Miałem właśnie sznur
na szyi, który niebezpiecznie się ścieśnił, a stołeczek pod nogami chybotał się
groźnie. Było bardzo źle. Podłączyłem telefon do ładowarki w samochodzie, ale
zanim się włączył, potrzebował kilku chwil. My w tym czasie wgramoliliśmy się
na siedzenia, gwałtownie ruszając z miejsca.
Po
dobrych paru minutach odzyskałem swój ekran na świat, a pierwsze wiadomości i
nieodebrane połączenia zaczęły zjawiać się na pasku powiadomień. Urządzenie
dalej było wyciszone, więc Ethan najpewniej nie zwrócił na ten spam uwagi.
Zresztą, wgapiał się we wszystko byle nie we mnie. Nie było czasu na miłe
słówka, a ja nie należałem do osób czułych.
Wybrałem
numer Damiena, ignorując wszystkie powiadomienia. Na moje nieszczęście,
skurwysyn nie odbierał. Syczałem wulgaryzmy pod nosem, dociskając pedał gazu.
Uprzedziłem nastolatka, że nie mogę odwieźć go pod sierociniec, bo to w drugą
stronę, a mi się cholernie spieszyło. Nie protestował, jeszcze tego mi by
brakowało. Cały czas starałem się dodzwonić do starszego, ale telefon dalej nie
odpowiadał. Najpewniej był już na łączu z Dylanem i szukali mnie w
niekonwencjonalny sposób. Och, jak bardzo mogłem mieć przesrane z powodu
jednego łyka alkoholu.
Wyskoczyłem
z auta jak poparzony, zostawiając Ethana samego. Wiedziałem, że poradzi sobie z
powrotem, był w końcu dorosłym człowiekiem. Wbiegłem do mieszkania, od którego
drzwi były otwarte. Kolejny pech, że Dylan już mógł być u nas. Sam nie
wiedziałem, która opcja była gorsza.
–
Damien! – krzyknąłem.
Chłopak
błyskawicznie zbiegł po schodach i stanął przede mną. Wyglądał tak blado i na
tak przejętego, że zrobiło mi się go minimalnie żal. Zazwyczaj dotrzymywałem
słowa, więc to z mojego powodu teraz się tak czuł. Zjebałem.
–
Co się stało? Dante cię dopadł? Nie, nie wyglądasz źle. – Zmierzył mnie
wzrokiem, podchodząc bliżej. – Chase, co cię zatrzymało? Bo to, że ostatni raz
twój telefon logował się w pierdolonym kinie, już ustaliłem.
–
Śledzisz mój telefon? – Zszokowałem się.
–
Oczywiście! – krzyknął. – Kurwa, chcę mieć pewność w takich chwilach, że nie
jesteś w niebezpiecznej dzielnicy. Powinieneś się cieszyć, że to ode mnie
zależy, czy znajdę cię żywego, czy nie znajdę wcale i będziesz gnił w rowie.
Dlatego, do kurwy nędzy, ładuj zawsze przeklęty telefon!
Niesamowicie
był zły, a twarz wreszcie nabierała barw. Mój powrót go uspokajał i denerwował
jednocześnie. Nie widziałem u niego jeszcze tego typu zachowań, mogłem nawet
spekulować, że martwił się... dosłownie o mnie, nie o sprawę. To było dziwne,
nie rozumiałem sytuacji. Przełożonego nie było, rząd milczał, więc od
poprzedniego dnia sam starał się uporać z moim zniknięciem.
–
Nie zgłosiłeś mnie? – spytałem.
–
A powinienem? – Popatrzył na mnie pod kątem. – Jeśli nie odpowiesz mi na
pytania, zgłoszę.
–
Pojechałem za miasto z moim uczniem – wyznałem szczerze. – Zasnęliśmy w aucie,
a przed pójściem do kina wyciszyłem telefon i nie zerknąłem na baterię.
Przepraszam, okej? – Uśmiechnąłem się. – Nie zrobiłem tego celowo, serio.
Dokładnie
lustrował moją osobę po raz kolejny. Może doszukiwał się kłamstw, ale niczego
nie znalazł. Moje włosy wyglądały jakby żyły własnym życiem, przez czochranie
Ethana były w kompletnym nieładzie, a ciuchy były pomięte od leżenia w różnych
kątach. Nie zdziwiłbym się, gdybym gdzieś był ujebany spermą.
–
Wyglądasz, jakbyś wyszedł z otchłani. Dobrze się czujesz? – upewniał się.
–
Tak, dzięki za troskę – sarknąłem. – Mogę iść się umyć? Pogadamy potem.
–
Okej...
Wyminąłem
go i czym prędzej poszedłem do swojego pokoju. Zabrałem z szafy czyste ciuchy i
bieliznę, aby móc zmyć z siebie cały stres. Spociłem się gorzej, niż jakbym
przebiegł maraton. Stres był najgorszym wrogiem organizmu, powiadam wam. Umyłem
się dokładnie, zważywszy, że nie ufałem Ethanowi na tyle, aby zrobić to
pobieżnie. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale do tej pory sypiałem
z kobietami i to tylko trzema. Nie wciągałem w swoje życie ludzi, którzy nie
umieliby w nim wytrzymać dnia. Lyra była wyborem koniecznym w pewnym sensie, z
racji na jej pracę dla Podziemi. Oboje w tym siedzieliśmy, więc nie było
żadnego ryzyka. Poprzednie kobiety to przypadkowe dziewczyny z czasów
szkolnych. Nic poważnego, raczej zaspokojenie potrzeb i ciekawości. Faceci nie
przeszli mi przez myśl, chociaż kilku gejów znałem. W zasadzie od zawsze nie
było dla mnie różnicy w ludziach. Liczył się dla mnie charakter bardziej
aniżeli wygląd, więc może to w tym sęk? Romantyzm nigdy nie szedł u mnie w
parze z miłością. Nie podniecałem się też z byle powodu i w każdej sytuacji.
Lyra nazywała mnie trudnym w obyciu, ale w końcu oboje się siebie nauczyliśmy.
Po
ubraniu się w przewiewną białą koszulkę i szare spodnie postanowiłem posprzątać
w aucie. Damien nie wychodził ze swojej sypialni, więc nie chciałem na razie mu
się pokazywać. Sprzątanie zajęło mi kilka godzin, musiałem mieć pewność, że
chłopak nie dopatrzy się w tym żadnej schadzki, byłoby dziwnie dla nas obu.
Wróciłem do domu z książkami, śmieci uprzednio wynosząc do kontenera.
Odstawiłem lektury na biurko nadal w reklamówce i poszedłem przyrządzić sobie
coś do jedzenia. W korytarzu minąłem się z zaspanym współlokatorem. Byłem
zaskoczony tym widokiem. Ziewał szeroko i schodził na parter wraz ze mną.
–
Nagrabiłeś sobie, więc rób żarcie – powiedział zachryple.
Usiadł
na sofie, a w zasadzie wtulił się w małą białą poduszkę, z której wystawało
futerko. Przymknął oczy i nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że kogoś mi
przypominał. Taki niewinny i śpiący... wcześniej tego nie dostrzegłem, ale tego
dnia wiedziałem, że znam te rysy twarzy, ale skąd?
–
Nie spałeś całą noc? – spytałem, zaglądając do lodówki.
–
A ty byś spał, gdyby twój podopieczny ci uciekł? – sarknął. – Starałem się
ustalić, gdzie możesz się znajdować.
–
Czemu nie zadzwoniłeś od razu do Dylana? – drążyłem zaciekle.
Zaczęło
zbyt wiele rzeczy do siebie nie pasować. Znał fakt o Lyrze i naszym dziecku,
był cholernie znajomy, a ostatnimi czasy wydawało mi się, że zaczął działać
bardziej na własną rękę. Przestawałem mu ufać, on coś ukrywał.
–
Nie wiem... – odpowiedział. Odwróciłem się do niego frontem. Patrzył niepewnie
na czarny ekran telewizora na ścianie. – Być może nie chciałem cię tak od razu
wsypywać.
–
Chcesz złapać Dante i pochwalić się przełożonym?
–
Już mam nienaganny wizerunek, nie potrzeba mi tego kryminalisty.
–
Nigdy nie zadałem ci tego pytania, wydawało mi się zbędne – zacząłem,
wracając do przygotowań – ale dlaczego akurat ciebie wybrali do tej roli? Nie
było innych?
–
Dylan widział we mnie potencjał.
Nic
podejrzanego nie było w jego odpowiedziach. Dawał je praktycznie od razu, ale
to właśnie był ten problem. Był zbyt przygotowany na takie pytania, jakby już
wcześniej dokładnie dobrał odpowiedzi. Recytował mi tylko formułki, czyżby mnie
okłamywał?
–
Czemu instynkt każe mi ci nie ufać? – spytałem przez ramię.
–
Mówi to kryminalista, który nie tak dawno temu groził mi odstrzeleniem –
zaśmiał się. – Błagam, Chase, nie mam pięciu lat na zabawę w podchody.
–
Ani pięciu lat, aby bawić się w singielstwo – dodaję surowo.
Odwracam
się do niego i widzę, jak mruży na mnie oczy. Głowę dalej miał przyłożoną do
poduszki. Kolejny znak, że moja czujność nie na darmo się uaktywniła. Dlaczego
byłem ślepy? Jaki cel był w podstawieniu Damiena? Czy był kimś groźnym?
–
Co ci do mojego stanu cywilnego? – spytał, siadając jak człowiek. – To chyba
moja sprawa, czy mam kogoś na stałe, czy też nie. Może mi też zmarła partnerka.
–
Oj Damien... – Pokręciłem głową. – Jak tak teraz cię analizuję, to widzę
człowieka, który do czegoś dąży. Jaki masz cel? Skoro nie potrzebujesz nagrody
od rządu, co innego możesz zyskać?
–
Jesteś zbyt przewrażliwiony. Lepiej postaraj się z jedzeniem, bo będziesz
musiał mi odkupić auto. Myślisz, że nie zemdli mnie na samą myśl, że się w nim
ruchałeś?
–
Co... skąd ty...?
Byłem
oniemiały. Nie wychodził z domu, a przynajmniej tak mi się zdawało, skoro auto
wyglądało na nietknięte, a ten poszedł spać. Czyżbym znów coś przegapił?
Głupiałem przy normalnych ludziach, Dante byłby zrozpaczony moim brakiem
instynktu łowcy.
–
Widziałeś się w lustrze? – spytał, jakby mówił do idioty. Wstał i podszedł do
mnie, patrząc na moją szyję. – Wyglądasz, jakby napadło cię stado komarów lub
pijawek. – Uniósł wzrok. – Lub kochanka podczas orgazmu. Jako osoba,
która często praktykuje ostatnią opcję, to właśnie na nią stawiam.
Dotknąłem
swojej szyi dłonią. To prawda, że po przyjeździe poszedłem prosto pod prysznic
i nie zwracałem uwagi na swój wizerunek w odbiciu lustra, ale... akurat fakt,
że Ethan robił mi malinki, magicznie wyparował z mojej głowy. Całe moje
starania, aby Damien się o niczym nie dowiedział, poszły w pizdu. Nienawidziłem
tego gówniarza, pragnąłem go połamać na każdy możliwy sposób. Wkurwił mnie
niemiłosiernie w tamtej chwili, do tego stopnia, że znów nie zwróciłem uwagi na
intrygę Damiena. Albo to on był dobrym manipulatorem, albo ja kiepskim
podzielaczem uwagi.
Siedzieliśmy
na parterze do szesnastej, aż z oglądania filmu wybił nas dzwonek do drzwi.
Spojrzeliśmy się po sobie, a ja tylko domyślałem się, że to mógł być Ethan.
Znał mój adres, tego byłem już pewien. Wstałem więc i poszedłem otworzyć, gotów
go zjebać i wyjebać. Zdziwiłem się, gdy po drugiej stronie stał Dylan z
okularami na nosie, w błękitnej koszuli oraz ciemnoszarych spodniach od
garnituru. Ten ubiór delikatnie go postarzał, zwłaszcza z pojedynczymi siwymi
włoskami na szatynowych pierścieniach. Zsunął okulary i zmierzył mnie wzrokiem.
Kolejna osoba tego dnia. Jakaś zmowa?
–
Gdzie Damien? – spytał na dzień dobry.
–
Ciebie też miło widzieć, starcze. – Ukłoniłem się ironicznie. – Jak się
miewasz? Widzę, że zdrowie dopisuje. Mój kochanek obecnie leży obolały na kanapie.
Może dołączysz do nas, jako ten doświadczony mężczyzna?
–
Nic się nie zmieniasz. – Pokręcił głową, wymijając mnie i wchodząc do
mieszkania. – Gdzie raport z ostatniego tygodnia? – rzucił do Damiena, który
właśnie wstał. Patrzył na mnie delikatnie spanikowany, ale zaraz się ogarnął.
–
Może przez mail nie przeszło – wyjaśnił. – Spróbuję wieczorem.
–
Spróbujesz teraz – poprawił go gniewnie, zdejmując okulary. – Daj mi plik na
pendrive, sam sobie go obejrzę.
–
Och, kłopoty z twoim pupilem? – Zaplotłem ramiona, podchodząc do starszego
szatyna. – Aż się stęskniłem za tobą. Co w Syd? Słońce też tam doskwiera?
–
Kilka tygodni się nie widzieliśmy, a ty stałeś się taki bezczelny i frywolny. –
Gniewnie zwiększył swoje źrenice. – Jeśli będziesz dalej tak podskakiwał,
trafisz w odpowiednie dla siebie miejsce. Do klatki, szczurze.
–
Nie strasz nie strasz, bo się zesrasz. – Zrobiłem kaczkę z dłoni.
Damien
delikatnie parsknął, ale zaraz przybrał kamienną twarz.
–
Bawi cię to, tak? – Spojrzał na Damiena z furią. – Spędziłeś z nim raptem kilka
miesięcy, a już się dogadujecie? To sprawia, że twoje raporty są o kant dupy
potłuc?! – wydarł się, a jego wypowiedź bardzo mnie zaciekawiła.
–
Nie przyjaźnimy się – odpowiedział mu ze spokojem. – Raporty są takie, bo nic
się nie dzieje. Co mam w nich pisać? Chase poszedł srać i wysrał adres Dante? –
sarknął, krzywiąc się. – Nie bądź żałosny, Dyl.
–
Nie zapominaj się! – warknął, podchodząc bliżej chłopaka. – Zgodziłem się na
to, bo wielu ludzi się za tobą wstawiało. Twoja matka najchętniej wszczęłaby
proces przeciwko mnie z tego powodu, a ty zamiast być wdzięcznym za tę robotę,
sprzymierzasz się z mafią?
–
Z nikim się nie sprzymierzam. – Chłopak zaczynał się irytować. Zrobił krok,
który dzielił go od twarzy Dylana. Byłem pewien, że zaraz mu w nią napluje. –
Radziłbym ci się opanować, bo jesteś w moim domu. Jeśli podniesiesz na mnie
głos jeszcze raz, wylecisz stąd z hukiem. Nas jest dwóch, a coś czuję, że Chase
z chęcią by mi pomógł.
–
Jeśli byście to zrobili, skończylibyście w jednej celi. – Jego śmiech był aż
nadto okrutny. – Nie przeceniaj się, dzieciaku.
–
Idę po plik, daj dysk. – Wysunął w jego stronę dłoń.
Mężczyzna
wyjął z kieszeni spodni mały nośnik i podał go młodszemu. Ten bez uprzejmości
poszedł na górę, aby zgrać dla szefa pliki. Gdy zostaliśmy sami, gwizdnięcie
wydobyło się z moich ust.
–
Nie sądziłem, że mój kwiatuszek jest taki zadziorny! – Dylan spojrzał na mnie z
politowaniem. – Myślałem, że to ty go wybrałeś do tej roboty.
–
Ja? – Zdziwił się. – Odradzałem to. Wszyscy upierali się wokół, że on jest
idealny, że radził sobie z dużo gorszymi chuliganami, ale dla mnie to tylko
podejrzany gnojek z wysoko postawioną mamuśką.
Coś
mi tutaj nie grało. Jeszcze nie tak dawno temu Damien twierdził, że to Dylan go
wybrał do tej roli. Podczas kłótni słowa Dylana miały potwierdzenie, byli wobec
siebie agresywnie nastawieni. Dotychczas chłopak wykazywał lęk przed
przełożonym, a w tamtej chwili po prostu był gotów się na niego rzucić. Czułem
zagrożenie z każdej strony. Ufanie Damienowi nigdy nie było opcją, ale nieznane
uczucie przebiegło wzdłuż mojego kręgosłupa. Co się ze mną działo? Chase nigdy
się nie lękał, on zawsze podniecał się na myśl o wyzwaniu.
–
Chcesz mi powiedzieć... że jest ze mną z własnej inicjatywy? – Chciałem
usłyszeć to jeszcze raz.
–
Tak, mówię niewyraźnie? – zirytował się. – Ledwo zaczął się twój proces, jego
zgłoszenie widniało jako pierwsze na moim biurku. Już rok temu chciał cię
pilnować.
–
Dlaczego? – spytałem cicho, jakby coś uniemożliwiało mi poprawne działanie
strun głosowych.
–
Nie wiem. – Wyrzucił ręce w boki. – Zbadałem Damiena wzdłuż i wszerz, moi
ludzie także... nie ma w jego aktach nic, co mogłoby mówić o jego złych
intencjach. Ale ty także to widzisz, prawda? To, że on musi czegoś chcieć.
Naszą
rozmowę przerwało zbieganie po schodach. Odchrząknąłem i poczekałem na
chłopaka. Wymieniłem się z Dylanem pojedynczym spojrzeniem, a potem Damien
wręczył nośnik starszemu.
–
A teraz wyjdź – nakazał.
–
Będę wam robił częściej takie wizyty – zapowiadał. – Jeśli zauważę, że coś
kombinujesz, polecisz – zagroził.
Damien
nie wytrzymał. Wyjął zza pleców pistolet i go odbezpieczył. Dłoń z bronią wolno
opadała przy ciele, to był znak ostrzegawczy, ale dla mnie bardzo idiotyczna
zagrywka. Zaczynałem się zastanawiać, czy to aby nie był sen.
–
A więc grozisz mi bronią? Odbiło ci?
–
Jak słusznie zauważyłeś, mam przy sobie takich ludzi, że nawet jakbym cię
odstrzelił, nikt nic by mi nie udowodnił.
–
Jeremiah jest w tym pomieszczeniu, a on ma tendencję do wsypywania – zakpił.
Chłopak
spojrzał na mnie, ale on znał odpowiedź, której nawet ja nie znałem.
–
Jeśli bym cię zabił, skorzystałby na tym. Miałby mniej niż dobę na ucieczkę,
ale wykorzystałby ją. Twierdzisz, że wstawiłby się za kimś takim jak ty? –
Prychnął. – Proszę cię, Dyl, obaj wiemy, że nie. On chadza własnymi ścieżkami.
A ja mam dość wysłuchiwania, jaki to jestem zły i na pewno mam złe zamiary.
Jeśli chciałbym go wypuścić, już byłby wolny. Ostatnia szansa, starcze –
powtórzył mój zwrot – nie groź mi więcej, rozumiesz? Współpraca to klucz do
sukcesu.
Zapadła
długa cisza, podczas której patrzyli sobie głęboko w oczy. Sam zacząłem się
zastanawiać, czy Damien naprawdę byłby w stanie pociągnąć za spust? Czułem się
dziwnie, jakby to wszystko działo się na scenie, a ja byłbym w kinie. Damien do
wtedy przejawiał się jako ten spokojny i lękliwy, gdy unosiłem się
psychopatycznie w jego towarzystwie. Uciekał, dawał mi szansę i tylko
sporadycznie rzucał czymś w stylu „nie groź mi więcej”, ale nigdy nie był tak
stanowczy. Byłem już pewien, że chłopak miał cel, dążył po trupach do niego, a
ja najwidoczniej byłem pionkiem na planszy. Pytanie brzmiało; był sojusznikiem
czy wrogiem?
–
Stwierdzam, że najgorszym było wsadzenie was do jednego wora – przyznał
spokojnie Dylan, zmierzając do wyjścia, gdzie zatrzymał się na chwilę i
spojrzał na nas. – Jesteście tak do siebie podobni, że aż mam ciarki. Jeden
sadysta, a drugi morderca.
Wyszedł.
Damien zabezpieczył broń i schował ją za pasek spodni. Patrzył na mnie
wyczekująco, a ja nie wiedziałem, co powinienem powiedzieć. Morderca? Damien
kogoś zabił? A może...
–
Pilnujesz mnie, bo skatowałem kogoś ci bliskiego? – spytałem.
Uniósł
brwi i przechylił delikatnie głowę. Napięcie sięgało zenitu. W pomieszczeniu
stały dwa podobne do siebie charaktery – zdaniem Dylana. Z tym że tylko jeden z
nas miał pistolet, a drugi był bezbronny.
–
A skatowałeś, Chase?
–
Brzydzisz się mną, dlatego mówisz po imieniu... chcesz mnie tak nazywać, bo
kogoś ci odebrałem. Już rozumiem... Ty mnie nie pilnujesz, ty masz już plan zemsty.
–
Twoje teorie robią wrażenie. – Uśmiechnął się. – Ciekawe, czy masz rację.
Poszedł
na piętro, zostawiając mnie w osłupieniu. Ten uśmiech... ten wyraz twarzy
widziałem u niego pierwszy raz. Był tak bezduszny, tak poniżający... jakby
wiedział, że jest lepszy. Już zrozumiałem, dlaczego nagle wyglądał znajomo, a
słowa Dylana tylko mi w tym pomogły. On bardzo przypominał mi młodszego mnie.
Posiadał dwie twarze, potrafił ukrywać swoje prawdziwe zamiary, potrafił być...
przerażający. Trafiłem do klatki z samym sobą. Przymknąłem powieki. Nie dość,
że walczyłem z Chasem, musiałem też mierzyć się z Damienem. Śledził moje
poczynania, ale od jak dawna? Mój telefon był pod nadzorem, a on sam wiedział o
mnie jeszcze przed wsypaniem Podziemi? Jak to możliwe? Przychodziło mi do głowy
tylko jedno rozwiązanie; pracował dla Podziemi. Może Dante się nie upominał, bo
cały czas byłem pod jego pieczą? Kurwa, było tyle niewiadomych, a odpowiedzi
żadnych.
Resztę
popołudnia postanowiłem spędzić w sypialni. Potrzebowałem to wszystko
przemyśleć, dojść do jakichś racjonalnych wniosków. Fabio był poza zasięgiem,
więc kontakt z nim odpadał. Moje rozmyślanie po szóstej przerwało połączenie od
Ethana. To akurat coś nowego, bo dotychczas chłopak wysyłał tylko wiadomości.
Byłem zaciekawiony, co chciał mi powiedzieć, ale znając jego, było to coś
głupiego. Z dwojga złego wolałem ponabijać się z młodszego, niż resztę dnia
dumać nad współlokatorem. Odebrałem.
–
Proszę, pomóż mi. Nie wiem, co robić...
Usłyszałem
łamiący się głos nastolatka. Zamarłem. No tego się nie spodziewałem. Zazwyczaj
był idiotycznie szczery lub głupkowaty, ale wersja zrozpaczona była czymś innym
i niezbyt wiedziałem, co robić.
–
Co się stało?
To
było pierwsze pytanie, jakie przyszło mi do głowy. Bardzo standardowe i bardzo
potrzebne. Przynajmniej tak sądziłem.
–
Nie mam się do kogo zwrócić o pomoc. Jestem bezdomny – wyznał szczerze.
Płakał,
chociaż starał się to ukrywać, to słyszałem łamiący się głos i pociąganie
nosem.
–
A to, że bezdomny, to nic nowego akurat – zakpiłem.
–
To pomożesz mi czy nie?
Nie
sądziłem, że można go zirytować. Chciałem go trochę rozluźnić, ale podziałało
to w drugą stronę. Dość głupot, pomyślałem.
–
Potrzebujesz noclegu?
–
Tak. Mogę u ciebie?
Rozważałem
różne za i przeciw, w końcu zamieszkanie ze swoim uczniem brzmiało
kontrowersyjnie, ale... za ścianą miałem groźnego Damiena, którego cel był mi
nieznany. Wciągnięcie w to Ethana brzmiało okrutnie, ale mogłem mieć tylko
nadzieję, że nie byłby zdolny do skrzywdzenia dzieciaka. Nie odpowiadałem na tyle
długo, że Ethan postanowił pokazać mi więcej plusów.
–
Zarabiam, mogę jakoś się dorzucać. Nie potrzeba mi też dużo miejsca, ja...
naprawdę nie wiem, gdzie mam teraz pójść. Proszę.
–
Powiesz mi, za co cię wyrzucono?
–
Zbyt często nie wracałem na czas do ośrodka – wyznał. – Ten raz był ostatnim i
w końcu nie wytrzymali. Ale nie żałuję tego, że spędziłem go z tobą.
–
To ostatnie zdanie zaważa na twojej prośbie o pomoc, wiesz?
–
Jeremiah...
–
Zgoda – wszedłem mu w słowo. – Znasz adres, napisz wiadomość, to zejdę i ci
otworzę.
Nie
mieliśmy w swoim domu dodatkowego pokoju, dlatego przygotowałem posłanie dla
chłopaka na podłodze w mojej sypialni. Ryzykowałem, przebywanie z nim w jednym
pomieszczeniu podczas snu mogło być jak dobrowolne wystawianie się na atak, ale
z drugiej strony, raczej nie był kimś, kto mógłby mi zrobić coś świadomie. W
klasie znajdowała się osoba powiązana z Fabio, ale czy to był Ethan? Szczerze w
to powątpiewałem. Z drugiej strony miał brata w więzieniu... nie sprawdziłem
powodu. Jako Jeremiah popadałem w paranoję, wszystko wokół wydawało się takie
obce i niebezpieczne. Nigdy nie odczuwałem takiego silnego lęku, jak w tamtych
momentach. Zacząłem rozumieć, że życie na „wolności” wcale nie było lepsze. W
moim przypadku czułem się osamotniony w wielkim świecie, gdzie na każdym kroku
czyhało groźne stworzenie. Chciało mi się rzygać.
Usiadłem
na łóżku, zakrywając usta dłonią. Serce przyspieszyło bicia, oddech stał się
nierówny. Czy to był atak paniki? Nie wiem, nigdy wcześniej go nie przeżywałem.
Być może? Starałem się uspokoić, marnie mi szło. Pomogło dopiero powiadomienie
o wiadomości od nastolatka. Przełknąłem ślinę i zszedłem na parter. Podszedłem
do drzwi, otwierając je szeroko. Stał za nimi niczym zbity kundel z podwiniętym
ogonem. Faktycznie miał zaczerwienione oczy, które podrażniły wyciekające łzy.
Kiwnąłem głową, aby wszedł do środka. Zrobił to bardzo powoli. Zamknąłem za nim
i nakazałem iść za mną. To również wykonał, a chwilę później znaleźliśmy się za
drzwiami od sypialni. Zamkniętymi dla świętego spokoju. Zachowywał się
niepewnie, zupełnie jak nie on. Trzymał się kurczowo ramiączka od plecaka.
Podszedłem do niego i szturchnąłem w ramię, gdy ten podziwiał wnętrze.
–
Lepiej się czujesz? – spytałem.
Spojrzał
na mnie. W jego oczach było coś innego. Do tej pory widziałem szczerość, chęć
doznawania czegoś nowego. Tym razem smutek i kiełkująca się niepewność. Był
zagubiony, nie zachowywał się standardowo. Najwidoczniej mocno przeżywał to
wyrzucenie z domu dziecka. Kiepski byłem w pocieszaniu, co powinienem robić w
takich chwilach?
–
Ja... dziękuję, że się zgodziłeś – odezwał się ochryple.
–
Spoko, ale śpisz na podłodze – ostrzegłem. – Łazienka jest tam, możesz
skorzystać.
Wskazałem
mu głową drugie drzwi w pomieszczeniu, idąc w stronę biurka. Sięgnąłem pierwszą
książkę z reklamówki i usiadłem z nią na łóżku. Ethan popatrzył chwilę na moje
poczynania, a potem poszedł z plecakiem do łazienki. Stwierdziłem, że była
późna pora, a on nadal był w ubraniach z poprzedniego dnia... mlasnąłem i
wstałem. Wypadało dać mu coś do jedzenia, skoro kolejny dzień był
poniedziałkiem. Przygotowałem dla niego zwykłe kanapki i przyniosłem do pokoju.
Ten zdążył już wyjść w świeżych ubraniach i usadowić się na swoim posłaniu.
Naprawdę z tej perspektywy wyglądał jak pies. Zawsze chciałem mieć psa, gdy
byłem mały, ale rodzice twierdzili, że to za duża odpowiedzialność. Ironia
losu, skoro za kilka lat wsadzili mi swoje życie w dłonie i kazali o nie
pracować. Musiałem przyznać jedno, im starszy byłem, tym mniej czasu miałem na
pupile. Chociaż taki duży owczarek niemiecki... no, to psy z klasą. Nie to co
kundle i pudle.
–
O czym myślisz? – spytał, gdy ja stałem nad nim z tym talerzem zbyt długo.
Zrobiło
mi się głupio, ale nie dałem tego po sobie poznać. Postawiłem jedzenie na stoliku
pod ścianą i zaprosiłem go na fotel. Usiadł, dziękując za posiłek. Tego
wieczoru nie byłem wygadany, w zasadzie chciałem odpocząć nawet od samego
siebie. Tyle sprzecznych myśli kołatało się po mojej głowie, że byłem po prostu
zmęczony. Z boku mogło to wyglądać na bycie chamskim, ale każdy czasem miewa
gorsze dni, prawda? Ja miałem właśnie w tamtym czasie.
Położyłem
się na łóżku z lekturą i zacząłem wciągać się w fikcyjny świat. Jedynie
połowicznie skupiałem się na tym, co robił Ethan. Ten szybko po zjedzeniu
położył się na posłaniu i przykrył szczelnie, leżąc na prawym boku plecami do
mnie. Czy planował spać, czy rozmyślać? Cóż, to nie był mój interes. Mnie nocka
zleciała bardzo boleśnie. Nie dość, że miałem problem sam ze sobą, to ani
trochę organizm nie pozwalał ufać Ethanowi. Nie potrafiłem zasnąć, choć usilnie
się starałem. Ledwo chłopak się przekręcił, moje oczy się otwierały. Z całej
nocy może przespałem z godzinę.
Rano
byłem w średnim nastroju, zbyt zmęczony i zaspany, aby w ogóle mieć ochotę na cokolwiek.
Zimny prysznic trochę mnie otrzeźwił. Wolałem wstać przed Ethanem skoro i tak
nie spałem. W lustrze tym razem zerknąłem na swoją nagą klatkę piersiową.
Pokrywała ją spora ilość malinek. Niektóre były mocne i na pewno na mojej
skórze utrzymywać się miały długie dni, a może i tygodnie. Ślady po walkach z
Matteo również odznaczały się w sińcach; bledszych i ciemniejszych. Byłem tak
poobijany, że aż żal było na to patrzeć, dlatego naciągnąłem koszulkę. Wracając
do sypialni, zastałem go dalej w głębokim śnie. Zegarek wskazywał za piętnaście
ósma. Jak nie planował iść, to na pewno sam bym go z domu wywalił. Godzina
jednak młoda, więc zszedłem na parter. Przyrządziłem proste śniadanie dla
wszystkich.
–
Co się tłuczesz od rana?
Damien
zjawił się w kuchni w pełni rozbudzony i gotowy do stawienia czoła nowym
wyzwaniom. Podałem mu miskę z jedzeniem, a ten popatrzył na nią dziwnie.
–
Smacznego, kwiatuszku – powiedziałem z uśmiechem.
–
Oj, Chase, udawanie ci średnio wychodzi, ale dzięki.
Usiadł
do stołu, a ja zaraz po nim. Siedzieliśmy w ciszy. Miałem wrażenie, że
atmosfera ciągle jest napięta. On przestał się silić na udawanie przerażonego
agenta, a ja przestawałem rozumieć swoje nowe oblicze. Stół stał pod wiszącym
na ścianie telewizorem, przez co dwa krzesła były przy szerszej części, a dwa
pojedyncze przy krótszych. To właśnie na jednym z nich siedział Damien, frontem
do kuchni. Miał dobry widok na całe pomieszczenie, nie to, co ja, który
siedziałem plecami do wszystkiego. Gdy nagle zamarł z łyżką w buzi, a wzrok
powędrował za mnie, wiedziałem, że stał tam Ethan.
–
Co on tu robi? – spytał.
Usłyszałem
zamykanie drzwi, więc Ethan ulotnił się bez żadnego słowa, choć na pewno nas
widział. Salon, kuchnia i korytarz nie były przedzielone żadną ścianą.
–
Nocował – odpowiedziałem.
–
Słucham? – Spojrzał na mnie wrogo. – Przepraszam bardzo, od kiedy przyjmujesz
swoich uczniów pod mój dach?
–
Kwiatuszku, myślałem, że współpracujemy? – Uniosłem na niego brew. – Jeśli tak,
to twój dom jest w połowie moim.
–
Ty... – Wystawił w moją stronę wskazujący palec, ale zaraz zacisnął go na
sztućcu. – Jesteś przebiegłym chujem.
–
W końcu jesteśmy braćmi, musimy mieć to we krwi.
W
ten sposób chciałem mu przypomnieć, że dla obcych dalej musieliśmy odgrywać
rodzinkę, aby nie było podejrzeń. Damien od razu załapał moją aluzję i zaśmiał
się smutno.
–
Ta, braćmi... Jeśli mamy to dziedziczne, to ciekawe po kim?
–
Może dalecy krewni? – zacząłem dumać.
–
Znałeś kogoś oprócz rodziców? – zainteresował się.
–
Nie. W tej branży wielkie rodziny bywały problematyczne, dlatego, z tego, co
wiedziałem, mama była jedynaczką, jej rodzice zmarli, a tata miał rodzinę za
granicą.
–
Spotkałeś kogoś na pogrzebie?
Zdziwiło
mnie jego pytanie, myślałem, że znał przebieg mojego życia w ciągu ostatnich
kilkunastu miesięcy. Najwidoczniej się pomyliłem. Spuściłem wzrok na miskę.
–
Nie byłem na nim. Siedziałem wtedy w celi i czekałem na rozprawę. Nie wiem,
gdzie zostali upamiętnieni. Nawet mnie to nie obchodzi.
Zapadła
cisza. Krótka wymiana zdań z Damienem pokazała mi, że dogadywanie się z ludźmi
mojego pokroju było dla mnie komfortowe. Byłem w błędzie, Damien już należał do
świata, w którym ja żyłem długi czas. Udawanie brzydził się krwią na moich
rękach, może w jakiś sposób mnie nienawidził, może mu kogoś odebrałem, ale
ostatecznie tylko on mógł mnie w tamtym okresie zrozumieć. W jakimś stopniu
oczywiście.
–
Obchodzi – powiedział cicho, więc uniosłem wzrok. – Znów robisz dobrą minę do
złej gry. Mam wrażenie, że zacząłeś się zmieniać, Chase. Mam wrażenie, że masz
serce, które starasz się ukryć przed każdym.
Zabrał
swoje naczynia i podszedł do zlewu, aby je umyć. Powinienem wstać i go wyśmiać,
ale z jakiegoś powodu nawet na to nie miałem siły ani ochoty. Siedziałem w
ciszy i starałem się zjeść resztę posiłku. To bardzo okrutne, gdy wasze życie z
dnia na dzień wywraca się do góry nogami i to nie z waszej inicjatywy. Jedno
pojawienie się Dylana wystarczyło, aby wbić między mnie i Damiena coś na wzór
paralizatora, który porażając nas prądem, ukazuje prawdziwe zamiary. Wciąż jednak
nie wiedziałem, jaki jest ten u Damiena. Chronił mnie czy chciał zabić na
własnych warunkach? Tylko czas mógł to zweryfikować.
Komentarze
Prześlij komentarz