Intertwine Cz.28
W
piątek siódmego marca czułem się skacowany minionym tygodniem. Miałem wrażenie,
że wydarzyło się podczas niego więcej, niż podczas całego mojego życia.
Sprowadził się upierdliwy kundel, zetknąłem się z Fabio i jego ludźmi, którzy
po mnie sprzątnęli, poszedłem na układ sadomaso, choć wciąż się wahałem, Damien
przestał udawać, przynajmniej w jakimś stopniu. Do tego te koszmary. Nie
powiedziałem tego głośno, ale w nocy, gdy Ethan postanowił mi pomóc je
przegonić, naprawdę mu się to udało. Trudno to wyjaśnić, ale miałem wrażenie,
jakby wyrwał mnie z niekończącego się snu o jednym i tym samym, a najgorsze
było to, że po przebudzeniu nie potrafiłem nawet przypomnieć sobie, co było tak
straszne w moim koszmarze. Nic, totalnie czarna dziura. Mimo to bałem się, że
przez sen mógłbym zrobić coś głupiego. Wprawdzie Lyry nigdy nie zrobiłem, ale
wtedy też nie byłem chodzącą bombą. Nie dawałem rady pierwszy raz od... zawsze.
Liczyłem na samoistne powrócenie do formy, w innym przypadku mogłem mieć
jeszcze większe problemy.
Poszedłem
do garażu z samego rana, bo ostatnie kilka dni Damien spędzał albo tam, albo w
piwnicy. Zupełnie jak ja w odosobnieniu. Wcześniej robił to dość rzadko, ale teraz
może czuł się osaczony przez Ethana? Nie on jedyny.
Chłopak
sprawdzał coś pod maską, mając jednak czyste ręce. Zerknął na mnie kątem oka,
bo postanowiłem poczekać, aż będzie miał chwilę przerwy. Nie zaprzątał sobie
nią głowy, gdy zwrócił mi uwagę i kazał mówić, czego chcę.
–
Pamiętasz moją prośbę z wczoraj? – spytałem. Pochylał się, ale moje słowa
wydały mu się na tyle interesujące, że przekrzywił głowę i umieścił podbródek
na ramieniu.
–
Tę o forum? – W odpowiedzi kiwnąłem głową. – Tak. Załatwiłem to. Najbezpieczniejsza
strona, jaką udało mi się znaleźć z chatem grupowym. Mogą, a nawet muszą, się
tam zarejestrować i dzięki temu dołączą do konwersacji. O ile dasz im
uprawnienie po wcześniejszym zaakceptowaniu ich próśb o dołączenie.
–
Super. – Odetchnąłem. – Jeden problem mniej.
–
Co się dzieje? – Odepchnął się od samochodu i patrzył na mnie tym samym
wzrokiem, co po moich omamach słuchowych. Twarz musiała zdradzać wiele, zbyt
wiele.
–
Nic. Przygotowuję się na nowego ucznia. – To było zgodne z prawdą.
–
Twoje słowa brzmiały, jakby problemów było więcej – skwitował. – Poza tym...
zmieniłeś się. Mam wrażenie... – Rozszerzył powieki, jakby przyszło mu coś
istotnego do głowy. – Nie powiesz mi chyba, że Dante się odezwał?
–
Ta i co jeszcze? – Prychnąłem. – Gdyby się odezwał, to nie stałbym przed tobą
żywy. Wyślij mi lepiej link do forum, żebym mógł im o nim powiedzieć na lekcji.
Spadam.
Nie
zatrzymywał mnie i byłem z tego powodu bardziej niż szczęśliwy. Co miałem mu
powiedzieć? Odbiło mi i słyszę głosy, a w nocy nawiedzają mnie zmarli? Może od
razu wykupiłbym sobie miejsce w psychiatryku? Musiałem po prostu odpocząć, to
wszystko albo aż tyle.
Wkroczyłem
na teren szkoły dopiero przed jedenastą, kiedy to mieliśmy mieć lekcję.
Dostrzegałem swoich uczniów porostrzelanych na korytarzu podczas przerwy. Nie
było wyjątku, żeby ktoś nie powiedział mi dzień dobry. Pocieszające, chociaż i
tak wiedziałem, że część z nich dalej była do mnie nastawiona sceptycznie.
Musiałem to zmienić, chociaż kiepsko przychodziło mi do głowy rozwiązanie. Za
priorytet postawiłem sobie rozmowę z Robertem i być może Cassandrą, która z
niewiadomych przyczyn zaczęła mnie unikać jak ognia. Skoro chodziła z Robertem,
to od niego wypadało zacząć. Nawet jeśli oznaczało to powrót do początku
relacji.
Lekcja
angielskiego poszła nam sprawnie, nie licząc pytań o esej, który im zadałem.
Widziałem, że traktują to poważnie, a przynajmniej znaczna część. Wtedy też mój
wzrok zatrzymał się na Adrianie, który jak zawsze głowę trzymał nisko. Miałem
przed oczami wszystkie jego wybryki i pomyślałem, że z nim też najwyższa pora
pogadać.
–
Myślicie, że dacie radę z egzaminem? Macie już wstępne pomysły na aplikacje? –
Zagadnąłem ich pod koniec lekcji.
–
Będę się starał o przyjęcie na studia wojskowe – odpowiedział pierwszy Roman,
czym zwrócił na siebie uwagę.
–
I myślisz, że się dostaniesz?
–
Czemu nie? – Uniósł brew. – Nie zakuwam od trzech lat, żeby się nie udało. Poza
tym rozmawiałem z wujem, wesprze mnie u dyrekcji.
–
Kontakty, co? – Wyszczerzyłem się. – Masz dobrze.
–
Bywało lepiej.
–
Robert, poczekaj chwilę – zaczepiłem go po usłyszeniu dzwonka.
Xavier
zatrzymał się, nie wiedząc, czy powinien poczekać na kolegę, czy może jednak
zostawić go mnie. Ostatecznie szturchnął go w ramię i poszedł. Zostaliśmy sami
w klasie, a ostatnia wychodząca osoba pomyślała o zamknięciu drzwi. Blondyn
wyglądał na delikatnie spiętego, zapewne bał się mnie. Widział już tyle wersji
mojej osoby, że zostanie sam na sam musiało być dla niego trudne. Z nerwów
poprawił ramiączko plecaka na ramieniu.
–
Przepraszam – wyznałem, na co otworzył szerzej oczy.
–
Słucham?
–
Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? To na tobie wszystkim pokazałem, że nie
boję się wyzwań.
–
Tak... ale...
–
Ale minęło sporo czasu, a ja robiłem ci coraz więcej – dopowiedziałem. Milczał,
więc pozwoliłem sobie mówić dalej: – Prawda jest taka, że zanim zacząłem tutaj
pracować, przeczytałem o każdym z was najważniejsze informacje. Powiedziałem ci
o narkotykach pod ławką, bo wiem o twoim bracie od samego początku.
Powiedziałem okrutne słowa o rodzicach, chociaż wiedziałem, że wychowuje cię
tylko ojciec. Trochę już się znamy i myślę, że powinniśmy sobie dać szansę, nie
sądzisz?
–
Co to znaczy?
Jego
spojrzenie skakało z różnych miejsc, to oznaka jego zmieszania i niepewności.
–
Spójrz na swoich kolegów; wielu chwyta okazje, bo wiedzą, że więcej szans nie
będzie. Caleb z Romanem uczą się dodatkowego języka. Matteo uczy się panować
nad złością. A wszyscy między tym są bardzo skorzy do pomocy. Nie widzisz, jak
twoja klasa potrafi współgrać?
–
Widzę... wiem to od pierwszego roku – szepnął, patrząc ponuro na biurko. –
Wtedy wszystko było inne, to Roman bardziej dbał o porządek między nami i
uciszał tych, którzy zachowywali się zbyt głośno.
–
Szanujesz go – zauważam.
–
Oczywiście. – Uniósł na mnie spojrzenie. – Jest dla mnie jak starszy brat, ten
lepszy. Zawsze starałem się mu pomagać, a potem nagle to wszystko się posypało
i... Ja wiem... to znaczy ja widzę, że pan też potrafi to jakoś uratować, Roman
znów zaczął nawiązywać więcej kontaktów, to usadzenie go z Ivanem może być
kłopotliwe, ale... Ja nie jestem aż takim chujem, za jakiego mnie pan ma.
–
Wiem. – Uśmiechnąłem się, co go zdziwiło. – Uwziąłem się na ciebie, bo
wiedziałem od pierwszego dnia, że nie jesteś sobą. Że robisz to, aby przetrwać,
wiem, co znaczy walka o przetrwanie w obcym środowisku. Przepraszam za swoje
słowa, ponieważ widzę, że jesteś gotowy być częścią tej klasy, a nie tylko
jednym z kawałków, których brakuje. Rozumiem też, że masz charakterek i lubisz
czasem dojebać ironią.
–
A kto nie lubi? – zakpił. – Poza tym niektórzy w tej klasie zasługują na
ironię.
–
Więc dasz sobie pomóc? – Wystawiłem w jego stronę dłoń. – A Xavier nie jest aż
takim chujem, on chyba widzi w tobie młodszego brata. To dopiero zbieg
okoliczności, co?
Chłopak
po zawahaniu się uścisnął rękę i delikatnie nią potrząsnął.
–
Tak, tak, dla pana każdy w tej klasie to rodzina. – Westchnął, chowając dłonie
do kieszeni spodni. – Postaram się być milszy, ale nie obiecuję.
–
Ach i jeszcze jedno. – Patrzył wyczekująco, trochę spokojniej. – Cassandra...
przyjaźnicie się?
–
Nie bardzo. – Odwrócił wzrok. – To raczej czysto platoniczne.
–
Tak myślałem...
–
Wolę być jej zabawką niż pozwolić trafić na nieodpowiednią – przyznał po
chwili. – Cass jest zagubiona, chcę jej tylko pomóc.
–
Nie ty jeden – zapewniłem. – Współpracuj z Xavierem, a gdy uznacie, że mogę się
w to wtrącić, poinformujcie mnie.
–
Dlaczego pan nie spyta? – Zmrużył powieki. – Każdy normalny spytałby „a co jej
jest, że tak się zachowuje i potrzebuje twojej pomocy?” To też pan o niej
wyczytał?
–
Nie – zaprzeczyłem z uśmiechem. – Nie mam pojęcia, co jest problemem u Cass.
Widziałem już cierpienie tego typu i mogę się tylko domyślać, dlatego nie
działam jawnie, bo to pogorszy sprawę. Mam rację?
Patrzył
na mnie w milczeniu. Poczułem, że Robert zmienia się na moich oczach. Już
wcześniej musiał chcieć być po jednej stronie, a nie być po drugiej jako wróg.
Był pewniejszy siebie, mówił bardziej otwarcie i nie obawiał się ataku.
Przemówiłem do niego w odpowiednim momencie.
–
Tak – powiedział w końcu. – Postaram się nie zabić Xaviera w międzyczasie.
Może... spróbuję z Cass.
Odszedł
i zostawił mnie samego. Niby nie chciałem się w to wtrącać, skoro Robert i
Xavier mogli zająć się problemem, ale czy aby na pewno to było słuszne
rozwiązanie? Jak robiłem coś osobiście, zawsze miałem kontrolę nad przebiegiem.
Matteo na naszym spotkaniu w środę w klubie zachowywał się strasznie nerwowo.
Patrzył na mnie jak na ducha, a ja tylko wyczekiwałem pytań o wtorkową noc.
Żadne nie padło, a on skupił się na treningu. Potem z każdym naszym spotkaniem
był coraz bardziej odległy od tego, bardziej zdystansowany do ’problemu’.
Liczyłem na niego, a skoro Owen nie patrzył na mnie spod byka, to raczej
naprawdę nikomu nie wyjawił naszego brudnego sekretu. Byłem bardzo nieostrożny,
zostawiając światka, ale nie byłem też Chasem. On żył we mnie, był częścią
mnie, ale obecnie chciałem zmian. Jedną z nich był Ethan. Niby zgodziłem się na
to wszystko dla świętego spokoju, ale środowy poranek był relaksujący.
Przełamałem swoje granice, pozwoliłem nam obu je przekroczyć i nie było źle.
Nie spałem długo, obudziłem się przed nim, ale wciąż to była przyjemniejsza
drzemka niż całe ostatnie noce. Problem tkwił w tym, że on nie potrafił tego
docenić i był niecierpliwy, a ja nie miałem w sobie tyle pewności do samego
siebie, aby mu na to pozwalać.
Czas
z wychowawcą wykorzystałem na przedstawienie klasie forum. Byli zaskoczeni, ale
już kilka pierwszych osób wyjęło telefony i logowało się na stronie, a do mnie
przychodziły raporty o prośbach. Chciałem, aby to miejsce w sieci nie tylko
pomagało nam się kontaktować w sprawach nauki, a żeby było naszym azylem przed
Indigo. Nie dostałby się na to forum, chociażby nawet wysłał zaproszenie.
Damien miał mi pomóc w nadzorowaniu tego miejsca. Mogłem przysiąc, że gdyby nie
rząd, mógłby spokojnie pracować nielegalnie jako haker. Na przykład dla Dante.
Wprawdzie sama strona nie należała do niego, ale podstrona już tak. To on
stworzył kod i zabezpieczenia tylko dla nas. Mógłbym go za to polubić, ale
tylko trochę. To wciąż tajemniczy facet, który patrzył na mnie z różnymi
emocjami. Raz widziałem w jego oczach chęć odstrzału w pobliskim lesie, a raz
chęć przytulenia mnie. Brzmiało to absurdalnie, ale w ten sposób tłumaczyłem
sobie jego różne nastroje, nawet jeśli były dalekie od prawdy. Zdziwiłem się,
gdy zgodził się pomóc i to bez marudzenia. Może nie tylko ja się zmieniłem? A
może on po prostu zaczął mieć w poważaniu nakazy szefów.
–
O, Jer! – krzyknął do mnie Arthur, nauczyciel historii. Przystanąłem przy
pokoju nauczycielskim, gdy akurat z niego wychodziłem i chciałem iść do domu.
Facet dobiegał do mnie po lekcji z inną klasą, wyglądał na osobę w świetnej
formie, nie to, co ja.
–
Co jest? – spytałem, wzdychając.
–
Dyrektorka wyszła dziś wcześniej, podobno jakieś spotkanie u weterynarza czy
jakoś tak. – Mówił to z niesamowitą determinacją, jakby to był zwiastun końca
świata.
–
I co mnie to obchodzi? – spytałem ze śmiechem. Mijali nas uczniowie, którzy
żegnali się z nauczycielem.
–
Kazała ci przekazać, że od poniedziałku masz nowego członka klasy.
Zamarłem.
Okej, spodziewałem się, że Indigo powinien dołączyć lada moment, ale żeby
tak... już? Nie byłem gotowy. Klasa nie była. Chciałem najpierw zapanować nad
Cassandrą, bo nawet jeśli udało się to z Robertem zaskakująco szybko, ona była
dla mnie wciąż problemem. Na domiar złego Adrian... chciałem z nim również
wyjaśnić kilka kwestii. Kiedy miałem to uczynić? Moja ostatnia szansa istniała
na sobotnim wychowaniu fizycznym, ale przecież on wtedy na nie nie przychodził.
Zacząłem panikować, to nie był dobry znak. Wziąłem głęboki oddech. Powoli,
ułożenie planu na pewno pozwoliłoby mi to wszystko ogarnąć.
–
Dobrze się czujesz? – Poczułem dłoń Arthura na ramieniu.
–
Tak, przepraszam, zamyśliłem się.
–
Rozumiem – powiedział to, chociaż nie poczułem od niego wiary w moje słowa. –
Znasz tego ucznia?
–
Ty powinieneś znać – powiedziałem niezbyt kulturalnie, więc zaraz się
poprawiłem: – Przepraszam. Spieszę się.
–
Jasne. Do zobaczenia w poniedziałek.
Pożegnałem
się z nim i zrobiłem w tył zwrot prosto do drzwi wyjściowych ze szkoły. A może
nie powinienem ich teraz zostawiać? Może powinienem wykorzystać fakt, że są
wszyscy razem? I wtedy pojawił się wytłuszczoną czcionką punkt pierwszy w mojej
głowie. Zatrzymałem się gwałtownie i powróciłem do pokoju nauczycielskiego.
Drzwi nie zdążyły się jeszcze zatrzasnąć. Przejrzałem wzrokiem innych
pracowników, a Arthur od razu uniósł na mnie wzrok. Ja go zignorowałem i
podszedłem do stojącej nad swoim biurkiem Stelli.
–
Przepraszam, mogę zająć chwilę? – zaczepiłem ją. Uniosła na mnie zaciekawione
oczy i kiwnęła. – W poniedziałek... chciałbym zamienić się z tobą lekcją.
–
Jak to?
–
Potrzebuję swoją klasę od samego rana, mogłabyś mi odstąpić godzinę?
–
Matematyka jest dla nich bardzo ważna, a przed lunchem jestem zajęta w innej
klasie. – Miała przepraszający wyraz twarzy. Nie mogłem jej ulec.
–
To bardzo ważne – zapewniałem uparcie. – Zadaję sobie sprawę z powagi sytuacji,
ale jeśli dasz mi temat, to sam z nimi go opracuję. Proszę.
Patrzyła
na mnie, jakby szukała powodu, ale nie znalazła go. Ostatecznie niemrawo
kiwnęła głową w akcie zgody. Spotkanie z Indigo zostało przyspieszone. Nie
mogłem zostawić tych ludzi na pastwę swojego kolegi i to przez pół dnia. Ja
spałbym sobie lub siedział z dupą przed telewizorem, a oni mieliby przeżywać
koszmar? Nie było o tym mowy, nie po tym, co przeszliśmy i co im obiecałem.
Wychodząc
z pokoju, wyjąłem telefon z kieszeni, aby przyjąć zaproszenia. Nicki były
proste i bez problemów mogłem rozpoznać swoich uczniów. Tylko że szukałem
konkretnych osób i w końcu natrafiłem. Wystukałem na chacie krótką wiadomość: Adrian,
przyjdź jutro rano. Zaraz znaleźli się zaciekawieni tematem i zaczęli
pytać, co przeskrobał. Ledwo weszli na chat i już zaczęli ze sobą dyskutować,
jakby wcale nie siedzieli ze sobą większość dnia pięć dni w tygodniu. A może
oni tego potrzebowali? Potrzebowali neutralnego gruntu, gdzie mogliby poza
przymusowymi lekcjami ze sobą rozmawiać.
Adrian
był cichym obserwatorem w klasie. Nie mieszał się w dramaty, ale o każdych
wiedział. Nie znałem problemu Cassandry, ale nie było za późno, aby go poznać,
a jak inaczej mogłem to zrobić? Istniało ryzyko, że on nigdy nie pojawił się na
językach w klasie, ale skoro Robert czuł się w potrzebie jej pomóc mimo braku
miłości... musiał coś wiedzieć. Nie przyjaźnili się.
Do
domu wszedłem i nawet nie zdałem sobie z tego sprawy. Tylko ciałem dotykałem
ziemi, myślami krążyłem wokół ułożenia planu działania. I pewnie dalej bym tak
błądził, gdybym nie usłyszał głosu Damiena i jego rozmowy telefonicznej.
–
To mnie z nim skontaktuj, to takie trudne? – syknął. Uniosłem brew i
postanowiłem chwilę postać w miejscu, podczas gdy ten siedział na kanapie i
nerwowo tupał nogą. – Kurwa, powiedz mu, że zmarł mu brat i dzwoni do niego
jego bratanek!
Teraz
już kompletnie nic nie rozumiałem. Może Damien zmienił się, bo ktoś zmarł w
jego rodzinie? Nie, żebym był tym faktem poruszony, znałem tylko jego matkę z
widzenia, ale tyle rozmawialiśmy o moich zmarłych rodzicach, że mógł się
pofatygować i powiedzieć o swoich problemach. W sumie... nie przyjaźniliśmy
się, więc nie musiał. Logiczne. Pokręciłem głową i zacząłem kierować się na
piętro.
–
Niech do mnie oddzwoni, to wszystko mu wyjaśnię.
Dalszej
konwersacji nie słuchałem. Nie widziałem w tym sensu, to nie była moja sprawa.
Reszta dnia minęła mi pracowicie. Siedziałem przy biurku i wszystko
zapisywałem, jakby to miało jakoś uporządkować moje plany. Dopiero po drugiej
po południu przypomniałem sobie, że przecież Indigo pracował dla Podziemi, co
do tego wątpliwości nie miałem, a więc Fabio technicznie rzecz biorąc, mógł go
znać. Wyciągnąłem telefon i wystukałem wiadomość. Nie czekałem długo na
odpowiedź.
Od:
Fryderic
Indigo?
Ktoś z podziemi? Kojarzę, ale od miesięcy go nie było, podobno siedział. Dante
kiedyś nawet ostrzył na niego kły, ale po tej sprawie z tobą odłożył go na bok.
Skąd go znasz?
Do:
Fryderic
Chwileczkę. Dante nie
lubi Indigo? Co się stało, że ich praca przestała współgrać? Pamiętam to
nazwisko aż za dobrze i pamiętam też, że pracował nad sprzątaniem po nieudanych
interesach. Czymże mu podpadł?
Od:
Fryderic
Nie
mam pojęcia. Wtedy byłem za miastem, zresztą doskonale wiesz, bo mnie wsypałeś,
a policja pocałowała klamkę. Przez pół roku mnie nie było na miejscu, a Dante
nigdy nie chciał się dzielić historią zdrady was obu. Wiem tyle, że dzieciak
mocno mu zalazł za skórę, chciał dać mu nauczkę. Chciał dać go tobie,
przyjacielu. Miałeś go naprostować.
Trzy
razy czytałem jego wiadomość. Indigo miał trafić na moje krzesło. Miałem go
złamać. Za co? Jedyne, co wiedziałem, to właśnie fakt o jego maczaniu sobie rąk
zabijaniem. Był nawet swego rodzaju bossem, posiadł pod sobą kilku ludzi,
którzy pomagali mu w zleceniach, ale... to ja miałem się zająć nim? Dante
zawsze dawał szansy, niejednokrotnie przesadnie wielkie i mogłem nawet
zaryzykować, że gdybym klęknął teraz przed nim, to istniała jakaś dla mnie.
Mała nikła i krucha, ale istniała. Lubił, jak ludzie się przed nim płaszczyli,
jak błagali o pomoc. Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy przychodził patrzyć
na moją pracę. Sprawiało mu to satysfakcję, gdy ja pozbawiałem zdolności oddechu
jego ludzi. Mimo to, gdy ci krzyczeli przepraszające formułki, ten potrafił mi
przerwać i ich po prostu dobić. Łaska. Miłosierdzie. Szybszy koniec, bo ze mną
toczyłoby się to dwa razy dłużej.
Nie
tracąc więcej czasu, zabrałem się do wyjścia na lekcję włoskiego. Miałem
jeszcze okazję przygotować na wszystko Romana i Caleba, ale pytanie brzmiało,
jak miałem to zrobić? Indigo nie był byle płotką, nie był Fabio, który zajmował
się zwykle podpisywaniem papierków o przewozie. Nie, Indigo nie miał skrupułów
w zabijaniu. Dlatego musiałem trzymać go z dala od klasy, musiał skupić swój
gniew tylko i wyłącznie na mnie. Na Chasie. Nie takie trudne, gdy wyłączy się
skrupuły i wejdzie w tryb psychopaty podniecającego się na widok krwi. Nic, co
było mi obce.
–
Psorze? – Wzdrygnąłem się na nawoływanie przez długowłosego. Razem z Romanem
patrzyli na mnie wyczekująco.
–
Przepraszam, wyłączyłem się – przyznałem zgodnie z prawdą. – Coś nie tak?
–
W zasadzie jestem zaciekawiony, dlaczego pan wezwał na jutro Adriana? – dociekał
Caleb, a Roman również dodał zainteresowanie tematem.
–
Muszę z nim porozmawiać. Wydaje się szczery.
–
Co to ma do rzeczy? – odezwał się Roman.
–
To, że chcę z nim porozmawiać. Cassandra ostatnio się dziwnie zachowuje i
liczę, że nią zajmą się Xavier i Robert. Nie mam aż tak podzielnej uwagi.
Adrianem zająć muszę się sam. Potem Claudem, chociaż ten to mnie przeraża
akurat. – Wzdrygnąłem się, co ich rozbawiło.
–
Claude jest niemową. To pana przeraża? – spytał brunet.
–
Raczej sposób, w jaki na mnie patrzy.
–
Może jest kryptogejem? – snuł Caleb.
–
Czemu zakładasz, że większość klasy jest homo? – rzucił z pretensją. – Liz jest
Bi, Ethan jest gejem, choć się nie przyznaje. Ty też jesteś pedałem.
–
Może my, geje, mamy radar na swoich? – sarknął.
–
Jasne. – Wywrócił oczami. – Tak jak mój ojciec miał radar na moje treningi z
Zackiem.
–
Spytaj go na migi, na pewno ci powie prawdę – zachęcał go.
–
Znasz migowy? – Teraz to ja byłem zainteresowany. Faktycznie, ten język mógł
wiele ułatwić w porozumiewaniu się z niemową, ale nie przypuszczałem, że
przewodniczący go zna.
–
Owszem. Nauczyłem się go w pierwszej klasie.
–
Dla Claude’a – zaznaczył.
–
No i? – Uniósł wyzywająco brew. – Przydatna umiejętność. Tak samo, jak dla
ciebie włoski.
–
Nie twierdzę, że nie. – Uniósł ręce.
Nie
musiałem się o nich martwić. Mieli jakieś podstawy do spokojnych rozmów, nawet
jeśli pomiędzy nimi wciąż iskrzyło w ten niebezpieczny sposób. Nie byli już
swoimi wrogami, raczej kolegami z klasy, którzy bez spiny potrafią się
pogodzić, aby na następnej lekcji nie było niezręcznie. Matteo był już
silniejszy, a Owen był jego oparciem. Xavier w jakiś sposób chronił Cass i
Roberta, choć nie znał ryzyka. Bliźniaczki raczej nie miały z Indigo większych
kłopotów. Musiałem uważać na całą resztę, bo ci byli bliżej nieokreśleni.
Po
powrocie do domu od razu poszedłem do kuchni, aby zrobić sobie kawę i jeszcze
raz przestudiować problem. Wyjmowałem właśnie kubek z szafki z zamiarem
wsypania tam czarnego proszku. Brązowego. Jeden wał.
–
Kocham cię.
Niespodziewanie
naczynie wyleciało mi z rąk i runęło na panele, powodując hałas i swoje
zniszczenie. Spojrzałem przerażony na Ethana, który właśnie rumienił się,
patrząc prosto w moje oczy. Nawet nie zdałem sobie sprawy, że chłopak jest
blisko mnie, a to, że sprzątał, to już całkowicie umknęło uwadze.
–
Ty... ty co? – zająknąłem się.
–
Nie wiem, kiedy zacząłem cię kochać, może to było w prysznicach, na naszej
pierwszej randce albo kiedy pierwszy raz się całowaliśmy. Nigdy wcześniej nie
byłem zakochany i to dla mnie nowe. Właśnie dziś zostałem uświadomiony przez
Romana i Kevina, że to miłość. Tak, kocham cię.
Nawijał
to tak szybko, że z trudem przyswajałem informacje. Przymknąłem powieki, jakby
to miało mi jakoś w tym pomóc, ale zgadnijcie co? Nie pomogło. Pominąłem nawet
fakt, że w klasie Roman nazwał go gejem. To powinno mnie ostrzec, że Ethan
zaczął paplać na nasz temat, może nie wprost, ale jednak mówił.
–
Ethan... znamy się kilka tygodni. Nie spędzaliśmy tego czasu ze sobą tyle, ile
można by było. Ledwo w ciągu tych siedmiu dni ze sobą spaliśmy dwa razy, dałeś
mi kwiaty i poprosiłeś o chodzenie i już twierdzisz, że mnie kochasz? –
Wskazałem na siebie dłonią. – Ja... Tego nie czuję, Ethan.
–
Przecież podobało ci się... i potrafimy ze sobą gadać! – Zrobił krok w moją stronę,
ale ja zrobiłem dwa wstecz. Dosłownie. To go wmurowało w miejsce.
–
Przykro mi, ale dla mnie to nie działa tak szybko, jak dla ciebie. Okej, nie
neguję twoich uczuć, w sumie chyba powinienem za nie podziękować, ale... –
Zwilżyłem wargi, uciekając wzrokiem. Boże, w co ja się wpakowałem? – Nie
potrafię ci odpowiedzieć tym samym.
–
Rozumiem.
–
Ethan... umiesz mnie rozbawić, jesteś super chłopakiem i pomijając całą tę
twoją nagonkę na ból, to można z tobą pogadać. To nie jest dla mnie dobry
moment.
–
Rozumiem – powtórzył, jakby chcąc trochę uciąć temat, co nie było do niego
podobne. Zabolało. Nas obu. Znów przymknąłem powieki, bo to, co chciałem
zrobić, było bardzo głupie.
–
Podobasz mi się – prawie to wyszeptałem. – I gdybym nie miał teraz poważnych
rzeczy na głowie, gdybym był innym człowiekiem... mógłbym próbować coś z naszą
relacją robić częściej. Nie musisz tego znosić, do mnie trzeba mieć
cierpliwość. Nie jestem dobrym materiałem na chłopaka.
–
Powiedz to moim uczuciom. – Spojrzał na mnie z zaciekłością, ale wiedziałem, że
oznacza to kłopoty. On się nie poddał. – Mówisz, że nie jesteś dobry, ale mimo
mojego nalegania, żebyśmy zrobili to mocniej, ty się bałeś, że mnie
skrzywdzisz. Masz niskie mniemanie o sobie, wiesz? – Podszedł tak blisko, że
dzieliły nas centymetry, a potem po prostu wsunął dłonie pomiędzy moje ramiona
a tułów i się przytulił, kładąc podbródek na moim ramieniu.
Przechyliłem
głowę i zrobiłem coś, czego nie planowałem. Był to trochę odruch, trochę bardzo
niewłaściwy moment na moje wyżywanie się na nim, a jednak to zrobiłem. Ugryzłem
go w szyję, na co jęknął, gdy ja zassałem się na jego skórze. Zrobić to
mocniej... Byliśmy facetami, nie był aż tak delikatny, jak Lyra, ale... to
wciąż było ponad moje wyobrażenie. Zresztą, co ja w ogóle analizowałem?
Powinniśmy zacząć od tego, że nie powinienem dawać mu żadnych nadziei! Mogłem w
każdej chwili wrócić do więzienia lub zostać zabitym przez Dante. Bawiłem się
jego uczuciami takim zachowaniem, ale zanim cokolwiek mogłem odwołać, Ethan się
odsunął i przycisnął usta do moich. Przepadłem. Chase może i by patrzył na
cierpienie i się śmiał, ale moje obecne zdrowe ja po prostu nie potrafiło
otworzyć drzwi i kazać mu odejść.
Sprawy
pokomplikowały się nocą, gdy ja kładłem się spać a ciszę przerwał oczywiście
Ethan z pytaniem, czy możemy spać razem. Jaśniejszych sygnałów niż „nie”
przecież nigdy nie dawałem, dlatego odwróciłem się do niego przodem i
popatrzyłem w milczeniu. Ten wyczekiwał odpowiedzi, ale ja nie potrafiłem jej
podać. Nie brzmiało okrutnie, tak było nadzieją. Milczenie kazało czekać, tylko
jak długo? Ostatecznie odpuścił i poszedł spać. Mój sen nie był spokojny, a
kolejny dzień zwiastował moją porażkę. Obudziłem się i dostrzegłem Ethan
przy łóżku. Wzdrygnąłem się.
–
Obudziłeś się? – spytał, jakby nie zauważył.
–
Tak? – odpowiedziałem zachryple.
–
Super, więc żeby nie było zaskoczenia...
Zaraz
znalazł się na miejscu obok mnie i przytulił do mnie, zarzucając moje ramię na
swoje. Spojrzałem na zegarek. Siódma rano. To był żart. Senność mi przeszła,
ale silny uścisk Ethana zabronił wstać.
–
Mam ci pierdolnąć? – spytałem ironicznie.
–
Możesz. I tak cię kocham.
Oniemiałem.
Otwierałem usta, chcąc coś powiedzieć, ale żadne słowa nie znalazły wyjścia.
Jego wyznanie było tak samo niekomfortowe, jakim je zapamiętałem. Tak samo, jak
wcześniej, nie potrafiłem odpowiedzieć. On zdawał sobie z tego sprawę, musiał.
Mimo to odchrząknąłem i zmieniłem temat na ten, o którym myślałem poprzedniego
wieczora.
–
Przyjaźnisz się z Ivanem?
–
Można tak powiedzieć... a co? – Uniósł spojrzenie na mnie.
–
Napisałbyś do niego pytanie „jaki masz stosunek do Indigo”?
–
Kto to? – Zmarszczył śmiesznie nos, aż miałem ochotę go za niego złapać, ale
się powstrzymałem.
–
Osoba, którą z pewnością zna. Wszyscy robią z tego tabu i jak ja mam z nimi
pracować?
–
On mi nie odpowie. – Podniósł się na dłoni. – Ivan zawsze reagował złością, gdy
pytałem o przeszłość klasy. Zawsze warczał coś w stylu „nie wtrącaj się w to”.
–
Możesz chociaż spróbować? Proszę.
Popatrzył
na mnie z zaskoczeniem, ale zaraz wyszedł z łóżka i zabrał swój telefon ze
stolika. Usiadł z nim przy mnie i wystukał wiadomość do Ivana. Czekał na jakiś
zwrot, ale uprzedził, że ten mógł jeszcze spać. Miał blisko do szkoły, więc
mógł sobie pozwolić na dłuższe drzemki niż do siódmej rano. Niespodziewanie
jednak jego telefon rozbrzmiał w pokoju, a ten zaraz wszedł w wiadomość.
Również usiadłem, zrzucając z siebie kołdrę.
–
Tak jak się spodziewałem. – Westchnął, pokazując mi ekran.
–
„Nie potrzebujesz tej wiedzy do szczęścia, to typ, o którym się nie mówi. To
przeszłość, odpuść. Ktokolwiek ci o nim powiedział, po prostu odpuść” –
przeczytałem na głos.
–
Kto to jest? – ponowił pytanie.
–
Osoba, z którą i tak wszyscy się zmierzą – mruknąłem do siebie. Zaraz
spojrzałem na Ethana, który dalej się we mnie wpatrywał. Pochyliłem się i
pocałowałem go w usta. – Trzymaj się od niego z daleka od poniedziałku, jasne?
–
Ale... – Przytkałem jego usta kolejnym pocałunkiem. I kolejnym, aż, zamiast
drążyć, po prostu przysunął się do mnie, a chwilę później nade mną zawisnął,
gdy wylądowałem plecami na materacu. Oderwał się ode mnie i spojrzał głęboko w
oczy, aż przeszły mnie dreszcze. – To nie fair, że ja dla ciebie coś robię i
jeszcze mi znajomych wybierasz, wiesz?
–
To nie fair, że mówisz te dwa słowa, na które nie umiem ci odpowiedzieć, wiesz?
– przedrzeźniałem go. Uniosłem się i jeszcze raz złączyłem nasze usta ze sobą.
~*~
Do
poniedziałku zbierałem w sobie całą odwagę na spotkanie z dawnym życiem. Fabio
mnie tak nie przerażał, jak ten chłopak. Jedno jego słowo i wszystko mogło się
posypać. Aż śmiać się chciało, jak przekładałem dobro tych nastolatków nad
swoje własne. Kto by pomyślał? Na pewno nie Damien, który przez cały weekend
był zabiegany i ledwo zwracał na nas uwagę. Ethan wykorzystał też i niedzielę
do wyznania mi swoich uczuć. To nie było denerwujące, to było krępujące. Miał
szczęście, że miałem kogo innego w głowie, bo chyba bym oszalał całkowicie. W
sobotę Adrian wcale nie zjawił się na zajęciach, czym mnie cholernie zirytował.
Roman tłumaczył go, że musiał poczuć się przytłoczony wezwaniem lub po prostu
miał ważny powód, aby ignorować od piątku forum. Swoją drogą już pojawiły się
już dwa tematy o pomoc w zadaniach, gdzie inni udzielali faktycznych porad.
Uśmiechnąłem się na widok dobrego użytkowania ich własnego azylu. Sam dodałem
pięć groszy od siebie, co ich mocno zaskoczyło.
Nikogo
nie informowałem o zamianie ze Stellą lekcjami. Wszedłem do szkoły pewnym
krokiem, będąc gotowym na spotkanie z przeznaczeniem. Dyrektorka stała na
korytarzu, o dziwo bez swojego psa. Spojrzała na mnie posępnie i zatrzymała
przed wejściem do pokoju nauczycielskiego.
–
Indigo...
–
Wiem, dziś się zjawił.
Widocznie
odetchnęła z ulgą, że byłem gotów stawić mu czoła.
–
Słyszałam, że zamieniłeś się lekcjami. Dobre posunięcie.
–
Też tak uważam.
Patrzeliśmy
na siebie dłuższą chwilę, aż w końcu oboje weszliśmy do środka. Zabrałem swój
dziennik i zerknąłem na godzinę. Akurat w dobrym momencie, bo zostały trzy
minuty do rozpoczęcia zajęć. Szybkim krokiem wyszedłem z pomieszczenia i tuż
przed drzwiami poczułem się jak duch. Czułem się, jakbym stał przez mitycznie
wielkim zwierciadłem, za którym stałem ja sam, ale nie do końca to było moje
prawdziwe odbicie. Stał tam on. Chase. Uśmiechał się z rękoma w kieszeniach
spodni zupełnie jak dwa lata temu, gdy pyskował matce i kazał jej zniknąć z
jego życia. Teraz to spojrzenie było kierowane na mnie.
Nie
przesadź.
Wyszczerzył
się, jakbym mówił coś niewiarygodnie zabawnego. Mimo to kiwnął głową, a gdy
otworzyłem oczy, dalej stałem przed klasą. Nie czułem nic. Dosłownie. To było
uczucie, jakbym w swojej głowie przełączył jakiś pstryczek. Pamiętałem, co
robiłem i mówiłem, ale wpływu na to nie miałem najmniejszego. Skorumpowanie.
Tak mógłbym określić swój stan.
W
klasie panowała napięta atmosfera, a główny winowajca stał na jej środku. Jego
uśmiech był paskudnie znajomy, prawie jak mój, a jednak jeszcze ohydniejszy.
Odłożyłem dziennik na blat i wskoczyłem na niego, siadając po turecku. Uniosłem
kącik ust, czekając na rozwój wydarzeń. Nie zauważył mnie jeszcze.
–
Boże, jak ja za wami tęskniłem! – powiedział radośnie.
Dopiero
teraz się zorientowałem, że Roman wstał. A to ciekawe widowisko.
–
Co ty tu... – zająknął się.
–
No jak to co? Wróciłem na ostatni semestr i egzaminy – odpowiedział, wydając się
zdziwionym niewiedzą klasowych kolegów i koleżanek.
–
Nikt cię tu nie chce – wycedziła Ava przez zaciśnięte zęby.
–
Siostra! – krzyknęła do niej Anika. Zapewne miało to być ostrzeżeniem.
Obie
tego dnia wyglądały inaczej. Ava miała swoje włosy spięte wysokiego kucyka, co
przy jej włosach sięgających ramion było naprawdę małym ogonem. Anika za to
miała spięty lewy bok jakimiś wsuwkami zapewne, a pasmo po prawej stronie
opadało jej na twarz. Mimo jesieni pogoda sprzyjała, więc obie miały na sobie
letnie stroje. Ava wyzywający czerwony croptop z jakąś czaszką i krótkie
szorty, a jej siostra - co było trudne do zobaczenia - miała elegancką tiulową
białą koszulę, ale ubrała pod to również biały stanik sportowy. Chyba to był
stanik sportowy. Może też jakaś bluzka? Na nogach za to miała podziurawione
jasne dżinsy.
–
Za tobą też tęskniłem, Ava. – Mrugnął do niej. Wciąż byłem niewidoczny. – O,
nowa twarz? – Kierował to do Ethana.
–
Odpierdol się od niego – wtrącił wkurzony Ivan.
Nie
trudnym było dostrzeżenie, jak bardzo negatywnie na nich działał. Dotychczas
wszyscy przychodzili do szkoły punktualnie i nawet trzeźwi, chyba że zaspanie
liczyło się jako nietrzeźwość. Teraz byli w pełni rozbudzeni i, choć to tylko
moje przypuszczenie, prosili, aby obecna sytuacja była koszmarem, z którego
zaraz się obudzą.
–
Od kiedy ty taki warownik? Jestem Richard, ale możesz mi mówić Rick. A ty, jak
masz na imię?
–
Ethan – odpowiedział, chociaż go ostrzegałem.
Zaraz
Rick obejrzał się na koniec i zobaczył Claude’a, który wydawał się pierwszy raz
przerażony. Na mój widok uśmiechał się tajemniczo, a Indigo traktował jako
zjawę. Kevin obok zachowywał się jak Adrian i po prostu zwiesił głowę, a nawet
mogłem sobie rękę uciąć, że zjechał trochę na krześle, aby być mniej widocznym.
–
Claude, przyjacielu...
–
Ty masz jakichś przyjaciół, Indigo? – odezwałem się w końcu. Wszyscy spojrzeli
na mnie z przestrachem, za to główny zainteresowany z ogromnym
zainteresowaniem.
Teraz
mogłem się przyjrzeć jego osobie. Co prawda nigdy nie widziałem go osobiście w
Podziemiach, tyle o ile słyszałem kątem ucha rozmowy o nim, ale wyglądał
dokładnie tak, jak ludzie od brudnej roboty. Zadufany w sobie dupek. Strojem
odstawał od tej wizji, bowiem miał na sobie prawie białe spodnie bez skazy i
kremową koszulę rozpiętą od góry na kilka guzików. Elegancik. Może więzienie
zmienia ludzi? Jego ciemnobrązowe włosy i zielone oczy kontrastowały z ubiorem.
Co więcej, pojedynczy kolczyk w uchu i drogi zegarek również.
–
A ty to kto?
–
Twój wychowawca zdaje się. – Przechyliłem głowę i się uśmiechnąłem.
–
O, Jully odeszła? Nie, ona się chyba inaczej zwała... – Udawał zamyślenie.
Pyszna osoba, check.
–
Może już usiądziesz i przestaniesz mi lekcję marnować? – zaproponowałem.
–
A nie mamy matematyki z panią Stellą? – Uniósł brew.
Niesamowite,
przygotował się na powrót. Zapewne nie był imbecylem, posiadał wiedzę, którą
chciał posiadać i uważał ją za kluczową. Prawie bym docenił, gdyby nie
sytuacja.
–
Czuj zaszczyt, zamieniłem się z nią dla tej chwili. Czyż to nie szlachetne?
– Zeskoczyłem z blatu i się zaśmiałem. – Och, miło cię spotkać.
–
Mam wrażenie, że skądś cię znam... Dziwne.
–
Kombinuj, kombinuj. – Postukałem się w głowę. – Inaczej słabo pójdą ci egzaminy
z takim kojarzeniem faktów.
Naginałem
delikatną strunę i czułem to w spojrzeniach, które posyłali mi uczniowie. Bali
się, nie wiem, czy bardziej o siebie, czy o mnie. Niemniej czułem nieme prośby
o zaprzestanie.
–
Wychowawco... – odezwał się łamiącym się głosem Robert, aż zaraz sam się
skrzywił.
–
Robert, wow, ale się spiskliwiłeś – zakpił. Jego wzrok zjechał na ławkę za nim.
Xavier patrzył na niego nieufnie, a Cass dygotała i nie mrugała. – Cass, a
gdzie Ian? Zmieniłaś partnera? Chyba go też jeszcze nie poznałem.
–
Zostaw ją, kutasie – Ava zerwała się z miejsca.
–
Bo co? Przecież kulturalnie pytam, tak? To w końcu jej chłopak... a może już
nie? Cassi, gdzie on jest?
Doskonale
wiedział, że ją drażni i rani. Wiedział to podobnie jak każdy w tej klasie.
Szczęki Xaviera się zacisnęły, a ja nie mogłem pozwolić, żeby miał ich za
wrogów, dlatego zamiast oni, odezwałem się ja.
–
A gdzie Sam? – Znów skupili na mnie spojrzenia. Jego źrenice się rozszerzyły.
–
Słucham? – dopytał.
–
Och, no tak! Nie żyje. Racja. Zapomniałem, ups. – Przysłoniłem usta, chociaż i
tak śmiałem się okrutnie. Jemu do śmiechu już nie było.
–
Znamy się? – spytał poważnie.
–
Ty mi powiedz. Znamy? Ja Sam znałem. Była ładna. Pamiętasz, co się z nią stało?
–
O czym pan mówi? – wtrąciła Adikia, ale spojrzałem na nią z ostrzeżeniem.
Ona
jak zwykle miała na sobie obcisłą bokserkę i starą znoszoną już koszulę w
zieloną kratę. Nie powinni się wtrącać w moją grę słów, bo ta miała za zadanie
ustawić mnie za cel.
–
Nie odzywać się. To nasza rozmowa, prawda, Indigo? – Przeniosłem wzrok na
niego.
–
Grozisz mi? – Zmrużył powieki.
–
A i owszem. – Powoli do niego podszedłem. – Tak się składa, że gdy ty sobie
oglądałeś niebo z izolatki, ja trochę tutaj po tobie sprzątałem. Więc jeśli
myślisz, że pozwolę ci zniszczyć to, co odbudowałem... och, musisz być w bardzo
idiotycznej bajce.
–
Tak na forum? – Prychnął. – Jesteś psychopatyczny, bardziej niż ja.
–
Oni to wiedzą. Prawda, Robercik? – spytałem go, chociaż się nie obejrzałem.
Zrobił to za to Indigo.
–
Owszem – odpowiedział młodszy, czym sobie u mnie zapulsował.
–
A teraz siadaj grzecznie.
Indigo
spojrzał mi w oczy, jakby szukał tam odpowiedzi na swoje pytania, ale
ostatecznie wycofał się i zajął miejsce dwie ławki za Xavierem z Cassandrą.
Postanowiłem odpuścić i prowadzić lekcję jak gdyby nigdy nic. Przygotowałem się
na to spotkanie najlepiej, jak mogłem bez schodzenia do Podziemi. Fabio wysłał
mi najpotrzebniejsze informacje od swojego kolegi i wiedziałem sporo. Richard
Indigo posiadał dwa lata temu piękną i mądrą dziewczynę imieniem Samantha. Ta
niestety zmarła w niewyjaśnionych okolicznościach, akurat pod koniec pierwszego
roku. Wtedy też wszystko wzięło w łeb i nasz drogi kolega się stoczył,
trafiając najpierw do więzienia dla nieletnich, a potem do tego z prawdziwego
zdarzenia po wielu procesach. Był poza zasięgiem Dante z mojego powodu, ale
nadal nie wiedziałem, czym sobie u niego zaskarbił taką nienawiść.
Ostatnie
pięć minut lekcji było decydujące, bo wreszcie Indigo użył mózgu i zrobił z
niego użytek, choć przez całą lekcję milczał i starał się nie wszczynać nowych
rozmów.
–
Już wiem, skąd cię znam! – odezwał się nie proszony, powodując wzdrygnięcia u
niektórych. Dalej zacięcie przeglądałem podręcznik. – Dante wie, że tu jesteś?
Uśmiechnąłem
się, rzucając lekturę na blat. Patrzyłem wprost na niego kompletnie
niewzruszony jego nowo nabytą wiedzą. Było to moją małą zagadką, skąd sobie
mnie przypomniał, raczej mój portret nie wisiał na drzwiach do biura, ale może
Dante wystawił list gończy i jakoś on do niego dotarł? Nie chciałem dawać mu
przewagi, więc po prostu się tym nie przejąłem. Chase się nie przejął.
–
A wie, że ty tu jesteś?
Mina
mu zrzedła, chociaż zaraz znów udawał, że to on ma mnie w garści.
–
Nigdy bym nie przypuszczał, że będziesz ukrywał się w Karirose. Nisko upadłeś,
a tak wysoko latałeś.
–
Mógłbym rzecz to samo. Słyszałem, że ten, który sprzątał, miał zostać
sprzątnięty.
Matteo
uniósł gwałtownie głowę, ale zignorowałem to. Kątem oka też dostrzegłem, jak
Caleb drgnął, jakby chcąc powstrzymać kolegę przed niepotrzebnym impulsem.
–
Mamy układ, co? – Oparłem się o biurko. – Ty się grzecznie uczysz i nie ruszasz
moich uczniów, a ja w zamian wezmę pod uwagę, żeby traktować cię na równi z
nimi.
–
Twoich uczniów? Claude, czemu nic o tym nie wiedziałem? – Spojrzał
oskarżycielsko na niemowę. Ten go skrupulatnie ignorował. Kevin jeszcze bardziej
skurczył się na krześle, a Anika patrzyła w plecy Romana.
–
Och... Och! Już rozumiem.
Spojrzał
na mnie podejrzliwie. Czemu wcześniej na to nie wpadłem? Odpowiedź była na
wyciągnięcie ręki, a ja patrzyłem w złym kierunku.
–
Co takiego, psorku?
–
Że to koniec na teraz, Indigo. Do zobaczenia potem. – Mrugnąłem i wstałem, a
gdy chciał coś powiedzieć, przerwał mu dzwonek. – Xavier, za mną.
Chłopak
bez wahania wstał i poszedł w ślad po mnie, szepcząc coś do Roberta. Stanęliśmy
przed klasą, ale on zdawał się rozumieć sytuację, choć nikt mu o niczym raczej
nie powiedział.
–
Nie udało mi się dowiedzieć przed jego pojawieniem się, co się stało
Cassandrze. Z tego, co wiem, Ian żyje i jest obecnie w stolicy na praktykach.
Tylko ty i Robert możecie na nią wpłynąć.
–
Kurwa, widziałem ją. – Przeczesał swoje włosy. – Pan coś wie, prawda? O nim.
–
Oni wszyscy wiedzą więcej niż my trzej.
–
Trzej... Ach, Ethan. No tak. Co teraz?
–
Indigo to mój problem, Cass wasz, a reszta sobie poradzi. Muszę jeszcze tylko
porozmawiać z dwoma osobami.
Rozstałem
się z chłopakiem, aby móc iść do dyrektorki. Chciałem z nią przedyskutować
jeszcze raz pozwolenie na użycie siły, bo coś czułem, że kolejne spotkania
trochę mnie jej będą kosztowały. W międzyczasie wszedłem na forum, gdzie byli już
wszyscy oprócz Cass. Wystukałem proste słowa, aby reszta wiedziała, że nie są
sami.
„Jeśli
coś wam zrobi, jestem cały czas w szkole. Macie przyjść z tym natychmiast do
mnie. Indigo to mój problem, nie wasz. Wy macie się uczyć i oby wasze wyniki
były zadowalające, bo was wszystkich rozpierdolę.”
Chciałem
schować telefon, ale zaraz ikonki ich avatarów jedna po drugiej wyświetlały
moją wiadomość, a na ustach pojawił się uśmiech, gdy kilku zaczęło odpisywać.
Czekałem.
AvA:
Pan
jest pojebany.
AnikaZnika:
Niech
się pan nie zmienia, ok?
Ivan:
Ma
ktoś sznur, bo Ethan już wypytuje o tego chuja.
robertt:
Nie
umiesz go przytrzymać?
Claude:
Ok
@jeremiah.
Ethan:
ja
tu jestem btw
Roman:
Dziękuję.
Po
jego wiadomości zapadła grobowa cisza, bo każdy wiedział, że to słowo znaczyło
więcej niż ich żarciki na rozluźnienie atmosfery. A było ono kierowane do mnie
i to nawet nie ego. Roman wyglądał jak kupka nieszczęścia. To, że wstał i
chciał stawić czoła złu w pojedynkę, było niesamowite. Nie chciał mieć nic
wspólnego z tą klasą, a mimo to dalej był ich przewodniczącym, dalej czuł
potrzebę chronienia ich na swój własny pokrętny sposób.
Chase
nie czuł lęku i obawy. Chase czuł chorą satysfakcję z zabawy swoim losem i
losem innych. A Jeremiah? On tylko momentami się przebijał. Nie odzyskał pełnej
kontroli nad ciałem. Nie do końca dnia. Być może już nigdy.
Komentarze
Prześlij komentarz