Intertwine Cz.38


Jeremiah ma swój własny sposób na życie

Nigdy nie lubiłem chorować, bo wtedy zupełnie jak po alkoholu traciłem nad sobą panowanie i zachowywałem się irracjonalnie. Było mi za siebie wstyd, ale Ethan o dziwo nie zamierzał tego wykorzystywać przeciwko mnie, nie nabijał się. Plusem mojej choroby na pewno była zmiana osobowości. Próbowałem wielokrotnie przeanalizować, co cofało mnie do spokojnego Jeremiaha, ale cokolwiek było teorią, zaraz ją obalały argumenty. W drugą stronę działało to prościej, musiałem być w stresowej sytuacji z drugim człowiekiem. Pomyślałem, że względny spokój mógł mi gwarantować powrót, ale to też nie było takie pewne. To irytowało, ilekolwiek bym o tym nie myślał.

W najbliższą środę Robert wdał się w bójkę z jakimś chłopakiem z równoległej klasy, a potem obaj wylądowali u Justina. Nikt w klasie się tym nie przejmował albo musieli mu skrajnie ufać, albo wiedzieli, że głupiego śmierć nie dotyka. W obu przypadkach woleli inne tematy niż sklejany Robert dwa pietra wyżej.

– Nie jestem w ogóle zazdrosna. – Uniosłem wzrok na Anikę, która powiedziała to o dwa tony za głośno. Wszyscy pozostali zwrócili na nią uwagę. – Jak ktoś daje ci kwiaty pogrzebowe, jakoś nie czuję się zagrożona. Ty powinieneś – powiedziała z rozbawieniem.

Ivan odwrócił się do niej na krześle, ale to Kevin zadał pytanie:

– Jakie są kwiaty cmentarne?

– To białe lilie – odpowiedziała mu, a Ethan skurczył się na krześle. Temat iście mnie zaintrygował, bo dałbym sobie rękę uciąć, że białe kwiaty były w moim bukiecie.

– Dostałeś kwiaty, które oznaczają śmierć? – Xavier zaczął się głośno śmiać.

– Ej, Ethan, a czy ty przypadkiem nie kupowałeś białych lilii dla swojego chłopaka? – Kevin postukał nastolatka przed sobą w ramię.

– Błagam, skończcie – powiedział, zaciskając oczy i paląc się ze wstydu.

– Nie, nie. Ja chcę wiedzieć, jak Rick zareagował na dostanie kwiatów śmierci od swojego chłopaka? – spytałem, zrzucając nogi z biurka.

– Gest bardzo w moim stylu – odpowiedział z szerokim uśmiechem, zaczynając bujać się na tylnych nóżkach krzesła.

– A to prawda, że lubisz wiązać w łóżku? – Kevin tym razem odwrócił się do Ricka, jakby rozmawiał z przyjacielem, a nie swoim dawnym obiektem zagrożenia.

– Lubię? – Uniósł brwi, a Claude przed nim się uśmiechnął, również przymykając powieki. Bawiło go to, coś nowego.

– Czy wy możecie skończyć? Pośmiejmy się z kogoś innego, co? – warknął Ethan.

– Cicha woda brzegi rwie – mruknęła Adikia. – Niby niepozorny, a jak lubi się bawić.

– Ja pierdolę... – mruknął, kładąc się na ławce.

Po klasie rozeszły się śmiechy. Mój wzrok jednak skupił się na Matteo, który patrzył na mnie i starał się pohamować wybuch, ale nie wytrzymał. Szepnąłem pod nosem, że nienawidzę tej klasy i powróciłem do grzebania w dzienniku. Testy  sprawdzające wiedzę moich uczniów szły różnie. Niektórzy zdawali bez większych problemów, inni już mieli zaznaczone poprawki, które sobie uzgodnili. Nauczyciele przez kolejne tygodnie również mnie zaczepiali i rozmawiali o niektórych jednostkach. Mój przedmiot szedł wszystkim całkiem nieźle, nie wymagali dodatkowego powtarzania materiałów. Nawet Ethan zdał na zadowalającą ocenę, za to kulał z chemią, ale od tego miał już pomocników. Wszystko ładnie się łączyło, niczym puzzle, ale tylko trzy kawałki nie pasowały do niczego. Adrian, Roman i Claude. Ricka w ogóle nie brałem pod uwagę, bo zaskakująco zdawał pozytywnie wszystkie testy, a jego integracja z klasą zawsze kończyła się na Ethanie i Claudzie. Ten drugi też nie miał żadnych problemów z nauką, miałem wrażenie, że on całą wiedzę liceum ma w małym palcu i od dawna zbiera już tematy ze studiów do swojej głowy. Interesujący talent.

Roman dalej zgrywał oderwanego od rzeczywistości, który radzi sobie w pojedynkę, a każdą zaczepkę skrupulatnie ignorował. Ava po trzech tygodniach ignorancji miała tego po dziurki w nosie i pchnęła go, gdy ten tylko stanął przy swojej ławce. Poleciał na ławkę Aniki, ale ta widząc poczynania siostry, w czas ulotniła się ze swojej pozycji. Nieczęsto mogliśmy obserwować kłótnię między tą dwójką, dlatego każdy patrzył i nikt nie ośmielił się wtrącić.

– Przestań w tej chwili – powiedziała z niesamowitym zdenerwowaniem, trzymając go za koszulę. – Nie zachowuj się jak palant, bo ktoś ci prawdą nos wytarł.

– Ava... – Robert wstał, ale Xavier pociągnął go za nadgarstek i gestem głowy nakazał się nie wtrącać.

Przewodniczący jej nie odpowiedział, a przynajmniej nie werbalnie. Patrzył na nią z pustką i po chwili strzepnął jej dłonie. Blondynka prychnęła z irytacją, zaraz wychodząc z klasy. Chciałem powiedzieć „mamy angielski”, ale to i tak nic by nie dało. Była wściekła i musiała ochłonąć. Akurat po tej dwójce kłótni nikt się nie spodziewał, włącznie ze mną. Dziewczyna zawsze stawała w obronie przyjaciela, a teraz przestała go rozumieć. Miała prawo, ja też traciłem nadzieję, że ogarnie się do końca roku.

– Ochłoń, bo zaraz ci przyniosę wiadro zimnej wody – powiedział Rick.

Dostrzegłem jego kopnięcie w krzesło kolegi przed sobą, a dopiero potem istną furię wypisaną na tej oazie spokoju. Claude do tej pory albo się uśmiechał, albo nie okazywał żadnych emocji. Pierwszy raz zaobserwowałem u niego taką złość, taką niechęć, którą Rick widział bez patrzenia na jego twarz. Niesamowite... i niepokojące. Oni wiedzieli o sobie dużo więcej, wyczuwali własne nastroje bez patrzenia na siebie.

Po lekcji zaczepiłem na chwilę Caleba, który wyjaśnił mi, że Roman i Claude są w przyjaznych stosunkach od pierwszej klasy, ponieważ przewodniczący nauczył się migowego dla niemowy. Najwidoczniej ten gest tak dotknął białowłosego, że wciągnął go w swoje kręgi, które rozumiał Rick i w które nie miał prawa ingerować. To poszerzało wiedzę. Wiedziałem, że Roman ma dobre stosunki raczej z każdym oprócz Ivana i Ricka, ale świadomość, że dla Claude’a był cennym przyjacielem... wiele zmieniała. To stawało się też trochę niebezpieczne.

Na historii, którą mieli z Arthurem, wszedłem do sali. Mężczyzna był zaskoczony, ale poprosiłem go o wyjście niemowy. Zgodził się bez zadawania pytań i już chwilę później staliśmy pod drzwiami. Ava wciąż była nienaruszona, więc liczyłem, że reaguję w porę lub nie reaguje przesadnie. Chłopak patrzył na mnie chwilę bez wyrazu, a potem się uśmiechnął i bujał z pięt na palce z dłońmi w kieszeniach spodni.

– Wiem, w co się bawisz i nie pozwolę ci na to – powiedziałem, na co pokazał zęby przy szerszym uśmiechu. – Możesz bronić swoich bliskich, ale sprzeczka Avy z Romanem nie ma nic do jego niebezpieczeństwa, rozumiesz?

Zmarszczył brwi, a usta zacisnął w linie. Coś mu nie grało w moich słowach, najwidoczniej spodziewał się czegoś innego. Badał moje oczy, jakby chciał się dopatrzyć w nich prawdy, ale ja ją właśnie wyznałem. Stanął prosto, wyjmując z kieszeni mały notesik. Napisał w nim równie małym ołówkiem coś do mnie.

Sugerujesz mi coś?

– Sugeruję, żebyś jak już przemówił Romanowi do rozsądku, a nie był zły na tych, którzy chcą mu pomóc. Masz wszystkich na swoich oczach, Romana i Ricka traktujesz poważniej, ale nie możesz krzywdzić niewinnych.

To tylko twoje fanaberie, profesorze. Nic nie robię.

Uniósł po chwili dłonie do góry i znów się uśmiechnął. Odesłałem go do klasy. Czułem dziwny niepokój, jakby wciąż był kilka kroków przede mną i spoglądał wstecz z kpiną na ustach, że ja wciąż nie nadążam. Rick musiał mieć w sobie coś cennego, że Claude za nim podążał i nie był dla niego kimś gorszego sortu. Tego dnia postanowiłem zagrać w otwarte karty z Damienem. Mogłem tego żałować, ale jak wszystkiego w życiu. Przeszłość należy do przeszłości. Nie było sensu gdybać, miałem ograniczony czas. Po powrocie do domu na szczęście zastałem go nad papierami przy stole. Usiadłem na krześle po jego lewej przy dłuższej części stołu, a ten spojrzał na mnie zaciekawiony.

– Współpracujemy, tak mówiłeś.

– Tak.

– Dlatego obiecaj mi, że nie podejmiesz żadnych kroków bez porozmawiania o nich ze mną.

Patrzył na mnie z niezrozumieniem, ale dałem mu chwilę, aby się zastanowił. W końcu odłożył dokument i kiwnął na znak zgody.

– Sprawdź dla mnie rodzinę Claude’a – poprosiłem.

– Dlaczego? Podejrzewasz go o coś?

– Zadaje się z Richardem Indigo, zabójcą Podziemi. Wystarczający powód, aby czuć dyskomfort w jego otoczeniu. Możesz? – Pochyliłem się, a ten bez zawahania się zgodził. – I pamiętaj, nie rób nic, dopóki nie porozmawiamy. Mam przeczucie... że Claude nie jest bezpieczny.

– Okej. Jest coś jeszcze, co powinienem wiedzieć? – Przekrzywił głowę, gdy ja swoim wzrokiem uciekłem w bok.

Pokiwałem przecząco głową, chociaż korciło opowiedzeniu mu o swoich podejrzeniach. Nie, wróć. O wynikach swojego własnego dochodzenia. Fabio pomógł mi posprzątać, ponieważ ktoś ze szkoły się za mną wstawił. Z jakiegoś nieznanego mi powodu, nie mogłem mu o tym powiedzieć. Chciałem poczekać na dokończenie sprawy Claude’a, ażeby móc ruszyć z mafią. Miałem przeczucie, że jeśli poruszę tę sprawę, poruszę Dante i przebudzi się ze swojego głębokiego rocznego snu.

Damien od mojej prośby chodził poirytowany i tylko raz wspomniał, że Claude jest pogrzebany w aktach tajne. Dało mi to do myślenia, ale chłopak tylko się zaparł, że dotrze do tych akt w jakiś sposób. Tak czas płynął aż do czerwca. Matteo zdążył dobić dwudziestu lat, Liz dziewiętnastu, a Robert już miał planowaną imprezę przez Xaviera, choć urodziny miał dopiero przed feriami. Avie naprawdę nie spadł włos z głowy, a Roman ciągle chodził jak duch. Dostaliśmy też list od Cassandry, żeby nikt się nie martwił, ponieważ ona czuje się znacznie lepiej, od kiedy bierze udział w terapii grupowej i indywidualnej. Ta jedna kartka papieru zrzuciła ogromny ciężar z ich pleców. Nawet przewodniczący trochę drgnął na słowa koleżanki, ale ostatecznie powrócił do trybu ‘mam to w dupie’.

Dwunastego czerwca zaszły zmiany. Nie licząc ogromnego zmęczenia i ograniczonych dodatkowych zajęć tej klasy z racji na zakończenie semestru i testy z tego tytułu. Roman tego dnia przyszedł do szkoły posiniaczony i z dwoma szwami na twarzy. Usiadł na swoim miejscu, jakby wcale nie wyglądał jak worek po treningu Matteo. Claude wyglądał na spiętego i jakby hamował się przed zerwaniem na równe nogi. Chociaż to akurat mogła być zasługa Ricka, który cieszył się z krzywdy przewodniczącego. Nienaturalnie cieszył.

– Wreszcie ci ktoś przyjebał? – spytał uradowany Ivan. No tak, istniały dwie osoby zadowolone z tego wydarzenia. – Kto? Chętnie uścisnąłbym mu dłoń.

Roman odsunął się od ławki, na co Ethan trochę drgnął. Zapewne pomyślał, że czara się przelała i przewodniczący wyjebie Ivanowi, ale niespodziewanie podszedł do mojego biurka. Patrzył na mnie zmęczonym wzrokiem, a potem przełknął ślinę. To, co chciał powiedzieć, przychodziło mu z trudem.

– Przepraszam za sprawianie panu kłopotów. Miał pan rację, jestem właśnie takim człowiekiem, który wykorzystuje innych dla własnych korzyści. Nie dbałem o dobro Cassandry, to moja wina, że targnęła się na swoje życie.

– Co ty pierdolisz?! – Ava wstała poirytowana.

– Jeśli głuchniesz, to twoja wina. Nie będę powtarzał – powiedział z nerwami, ale nie odwrócił się do klasy, tylko czekał na moją reakcję.

– Ty dupku – odezwała się Anika.

– Chodź. – Wstałem, kierując się do drzwi.

Nie miałem wątpliwości, że nastolatek pójdzie za mną, więc chwilę później już zamknął drzwi i odetchnął głęboko. Wyglądał na iście styranego i chętnego do ucieczki, gdyby tylko czyjaś ręka nie pchała go do tego zadania.

– Dlaczego to zrobiłeś? – spytałem.

– Bo żołnierz nie chowa się za dumą, tylko walczy, nawet jeśli ofiarą jest sprzymierzeniec – oznajmił sucho, jakby latami ktoś wpajał mu te wartości.

– A tak po romanowemu? – Uśmiechnąłem się, co go trochę zdezorientowało. – Posłuchaj, domyślam się, że te rany na twoim ciele są spowodowane bitwą. Chcę tylko, żebyś zrozumiał coś innego. W życiu nie ma zła i dobra, są tylko nasze decyzje. Ktoś wyżej może nam mówić, że postępujemy źle, ale to od nas zależy – dotknąłem palcem miejsca, gdzie skrywało się jego serce – czy postępujemy zgodnie z naszą wolą. Jeśli nie czujesz skruchy za tych ludzi, nikt ci jej nie wpoi. Jeśli jednak naprawdę ich lubisz i cierpisz, to okaż to. Duszenie w sobie emocji zaszkodzi, wiem, co mówię. Cass też wie, ona najlepiej. – Wzdrygnął się. – Ukrywała swoje cierpienie, żeby nikt jej nie żałował lub nie wytykał palcami, a ostatecznie upadła z wycieńczenia. Roman, jeśli ty upadniesz, kto ci pomoże wstać? Ava zawsze walczyła po twojej stronie, to ona jest twoim sprzymierzeńcem, o którym teraz mówisz.

– Zabiłby pan, gdyby tak kazało panu serce? – spytał poważnie.

– Zabiłbym. Zrobiłbym wszystko, jeśli tego właśnie bym pragnął. Mogliby mnie karać, bo postępuję źle, ale nie interesuje mnie to, wiesz dlaczego? Bo to od nas zależy, czy robimy coś według naszej woli, czy według woli innych. Czego pragniesz, Roman? Nie zależy ci na ludziach? Chcesz być pustym żołnierzem, który wykonuje rozkazy, nawet jeśli rozkazem jest rozstrzelanie własnej rodziny? Zabiłbyś, jeśli dostałbyś rozkaz?

Zapadła długa cisza. Chłopak zacisnął pięści, a potem jedną dłonią podparł ściany, jakby miał zaraz runąć na ziemię. Tak też się stało, gdy zsunął się na posadzkę, obejmując nogi ramionami. Kucnąłem przy nim, dostrzegając lekkie drganie jego ramion. Płakał lub powstrzymywał się od tego.

– Nic nie jest czarne i białe, chłopaku. Cokolwiek postanowisz, mogą cię znienawidzić, ale jeśli tego właśnie pragniesz, trudno. Tamtego dnia powiedziałem ci prawdę, ponieważ ty sam sobie wmawiałeś coś innego.

– Przepraszam – powiedział stłumionym głosem.

I to było to, co ja chciałem usłyszeć, a co on pragnął powiedzieć już dawno temu, ale duma żołnierza mu nie pozwalała. Nie wiem, kto go tak hartował, ale niszczył wszystkie uczucia w jego wnętrzu. Miłość, współczucie, radość. Nie mogłem do tego dopuścić, nie dopóki był moim uczniem i przewodniczący.

– Dowodzisz tą klasą, ale już nigdy nie musisz postępować według czyjegoś pragnienia. Poprowadź ich do końca.

– Nienawidzą mnie – powiedział, dalej się chowając.

– Nienawidzą myśli, że nie mogą ci pomóc. Otwórz się, bądź sobą, to znów cię pokochają.

Wstałem i wróciłem do klasy, pozwalając mu ochłonąć. Zaraz jednak pojąłem, że samotność w niczym nie udowodni moich słów, dlatego Avę posłałem na swoje miejsce. Nie dyskutowała, wstała z wielkim zapałem i wyszła. Jeden problem został naprawiony i przekonałem się o tym po lekcji angielskiego, którą znowu bezczelnie mi ukradziono. Na szczęście nie mieli z nim problemów, ale to wciąż skracanie swojego czasu nauki. Musiałem pomyśleć o jakichś dodatkowych lekcjach, bo w takim tempie to miało się źle skończyć.

Kolejny dzień był przyjemniejszy od poprzedniego. Roman znów zaczął rozmawiać, Ethan nawet mi przekazał, że przeprosił go za swoje zachowanie, chociaż nic mu nie zrobił. Gdy Ivan domagał się przeproszenia, Roman tylko spojrzał na niego krytycznie i powiedział „ciebie nienawidzę z głębi serca” i tak zakończyło się tworzenie ich zdrowej relacji. Ava zasugerowała, że zrobią zbiórkę na jakiś prezent dla mnie, bo dzień nauczyciela nie jest świętowany, ale zrobią indywidualny dzień Jeremiaha Barrowa. Bawił mnie ten pomysł, ale miał też w sobie krztynę uroku.

Czas z wychowawcą okazał się kolejnym gromem z nieba. Po wejściu do klasy zastałem o jednego ucznia w niej więcej. Odstawiłem dziennik na biurko i przyglądałem się scenie przede mną. Jakaś dziewczyna stała przy ławce Romana, a ten jak zaczarowany wpatrywał się na nią z dołu. Z boku mogłem stwierdzić, że miała ciemne włosy, ale pod wierzchnią warstwą skrywały się jasne, blond może białe? Trudno określić. Miała też prostą grzywkę i smukłe ciało.

– Chwilę mnie nie ma, a tu takie zmiany – powiedziała. Oparłem się o biurko tyłem i czekałem kulturalnie na rozwój zdarzeń.

– Nikt cię nie zapraszał. Mogłaś zostać, gdzie byłaś – powiedziała Ava, wpatrując się przed siebie.

– Jak zawsze miła. – Rozejrzała się po uczniach, ale zaraz zwróciła uwagę na Ethana, więc gdy wparowała do klasy, to pierwsze co podbiegła do Romana. – Och, nowa twarz? Hej, jestem Amanda.

– Nie interesuje mnie to, więc możesz spierdalać – odpowiedział jej, odwracając wzrok.

– Ałć – powiedziała ze śmiechem.

– Ethan, szacunek – upomniałem go bardziej z obowiązku.

– Jasne – odpowiedział, a dziewczyna spojrzała na mnie zaskoczona.

– Macie nowego wychowawcę? Dzień dobry – przywitała się.

– Amanda... wnioskuję, że uczęszczałaś do tej szkoły na pierwszym roku.

– Zgadza się – przyznała rację. – Miałam rację? Jest pan tutaj nowy?

– Od tego roku.

– A co cię to obchodzi? – Ava odwróciła się bokiem. – I tak tu nie zostajesz.

– A może? – zakpiła. – Twoje zdanie mnie mało interesuje.

– Wypierdoli ją pan, bo nie ręczę za siebie – Ava zwróciła się do mnie.

– Dopóki nie robi zadymy, może zostać – odpowiedziałem.

– Gdzie Cass? – spytała, rozglądając się. – Kolejny nowy?

– Xavier – odpowiedział zawczasu.

– Cassandra jest chora – wtrącił Robert, dłubiąc w zeszycie. – Nie spotkacie się.

– Szkoda. Wpadłam z wizytą, bo trochę się za wami stęskniłam.

– Za mną też, pomarańczko? – spytał Rick, znów bujając się na krześle.

Dziewczyna wzdrygnęła się na jego słowa i odwróciła niechętnie. Na pewno go wcześniej dostrzegła, ale może wolała ignorować?

– Wypuścili cię już?

– Jak widać. – Rozłożył ramiona.

– Nawet się chłopaka nabawił – skomentował rozbawiony Kevin.

– Claude? – Spojrzała na niskiego, który nawet nie zaszczycił jej uwagą, którą całą poświęcał gryzmoleniu.

– Mnie – odezwał się Ethan. Może robił to na złość? Może chciał kontynuować kłamstwo.

– Boże... dlaczego nikt go nie ostrzegł? Jeszcze skończy jak Sam – powiedziała, czym zasiała w klasie ogromne napięcie.

Rick z trzaskiem wylądował krzesłem na posadzce, a zaraz się odsunął. Szybkim krokiem ruszyłem do przodu, pociągając dziewczynę za ramię do tyłu. Wpadłem na niego. Był jak tornado, które chciało siać zniszczenie. Kątem oka tylko dostrzegłem, że Roman i Ava również wstali, aby jakoś temu zapobiec.

– Przepuść mnie – nakazał, patrząc nieprzystępnie na Amandę. Jego oczy były pochłonięte przez źrenice.

– Przestań, zmarnujesz sobie życie, Rick – upomniałem, na co się roześmiał.

– Bo jakbyś sam nie był martwy. Co mnie to obchodzi? – spytał z jadem. – Przepuść mnie.

– Nie i dobrze wiesz, że ci na to nie pozwolę.

– Nie należy do tej klasy, a twój zakaz dotyczył tych idiotów. Ją mogę pociąć na kawałeczki. Daj mi się zabawić. Rozerwę ją – syczał przy mojej twarzy z parszywym uśmiechem.

– Matteo, nie.  – Usłyszałem za sobą głos Owena. Więc musiało ostatecznie wstać ich więcej.

– Zabierzcie ją stąd – rozkazałem.

Rick jednak nie miał zamiaru odpuszczać i próbował się siłą przedrzeć. Gdy zirytował się moim zastawianiem mu drogi, w końcu chciał również i mnie poskromić. Udało mu się dosięgnąć jeden raz, gdy poczułem metaliczny smak na języku.

Rozszedł się syk po klasie, a przy mnie nieproszony pojawił się Roman i Xavier.

– Przestań – powiedział przewodniczący.

– Spierdalaj, glizdo, albo cię rozdepczę.

Pomyślałem, że to idealny obrót sytuacji. Pytanie tylko brzmiało, po której stronie – o ile w ogóle – opowiedziałby się Claude? Uniósł zaciekawiony spojrzenie i skakał między nimi wzrokiem, ale nadal siedział. Amanda wyszła z klasy, ale to nie ostudziło jego zapału do brutalnego mordu na środku szkoły.

Indigo zrobił kilka kroków do przodu, Xavier instynktownie chciał ruszyć, ale o dziwo to Roman go powstrzymał. Sprawnie i bez krzywdy unieszkodliwił agresora, przyciskając do posadzki. Ten syczał przekleństwa, że ma z niego zejść, że jest już martwy i różne wizje tego, co  z nim zrobi, gdy tylko się uwolni. Roman zbył to krótkim „tak sobie pierdol” i dalej na nim siedział.

Podszedłem do nich i kucnąłem przy Ricku. Roman dokładnie słyszał moje słowa, jak i pewnie osoby w pobliżu, ale musiałem go uspokoić.

– Obaj jesteśmy martwi, Rick. Ale z jakiegoś powodu tkwisz w tej klasie, zamiast uciekać. Ja nie mogę, ty tak. Jeśli chcesz umrzeć, wracaj do domu i nie niszcz ludzi, których nie pozwolę ci niszczyć. Czas, żebyś pogodził się z jej śmiercią.

– Tak jak ty się pogodziłeś? – zadrwił. – Zniszczenie Dante dało ci ukojenie? Zabili ci dziecko. Nie praw mi morałów, w które sam nie wierzysz.

– Wierzę. – Zdziwił się. – Tylko różnica między nami jest taka, że ja wierzę też w życie i o nie walczę, a ty lgniesz do śmierci. Claude cię ochroni? – Pochyliłem się niżej. – Czy wybierze Romana?

Rick zamarł, a ja stanąłem na równe nogi. Nakazałem przewodniczącemu go puścić, co zrobił z niemałym ociąganiem. Patrzyliśmy na chłopaka, który klęczał na posadzce i analizował moje słowa. Musiałem mieć rację. Sam wyczuwał zagrożenie w Romanie i nie był pewien wierności Claude’a. Ich przyjaźń musiała być zawiła, nie rozumiałem jej, ale jego zachowanie wiele mi pokazywało. Plotki głosiły, że zabił swoją dziewczynę Samanthe, ale jego postępowanie pozostawiało wiele pytań. Czy rzucałby się na każdego, skoro odebrał jej życie, gdy tylko pojawiała się wzmianka o tym? W moich oczach stał się dziwnie zranionym dzieckiem, któremu nikt nie wierzy, a i on sam zaczyna wątpić w swoje wspomnienia.

Wstał i zabrał swoje rzeczy, wychodząc z klasy. Claude najwidoczniej nie chciał zostawiać go samego, bo podniósł się z miejsca, co wydało szuranie krzesła. Rick zatrzymał się przy drzwiach.

– Zostań. Nie chcę cię widzieć albo ją zabiję, rozumiesz? Nie idź za mną.

Wyszedł, a ja szybko spojrzałem na białowłosego. Patrzył w miejsce, gdzie chwilę temu stał Rick i dopiero po dobrej minucie usiadł. Claude miał kogoś, kim był szantażowany? Teraz dopiero po klasie rozeszły się głośniejsze oddechy ulgi. Avy brakowało, a Matteo z Owenem wciąż stali w przejściu i patrzyli na mnie. Xavier cofnął się do swojej ławki, Adrian miał zakryte uszy dłońmi, a Robert patrzył zmartwiony na mnie.

– Nie wiem, czy powinnam pana zrozumieć – odezwała się Anika. Odwróciłem się do tyłu, gdzie Roman dalej stał nad swoim krzesłem i nie zamierzał, póki co siadać.

– Dlaczego?

– Bo miał pan być murem między nami a Rickiem, a z jakiegoś powodu usiłuje pan go zrozumieć i mu pomóc. Komuś takiemu... gwałcicielowi i mordercy. Nie rozumiem i nie wiem, czy chcę zrozumieć.

– Masz prawo lubić, kogo chcesz, jak i ja mam prawo do własnych osądów. Rick nie jest niewinny, ale to nie tak, że go nie rozumiem, bo jest do mnie całkiem podobny.

– Bo obaj straciliście swoje kobiety? – wtrąciła Adikia, podpierając się na dłoni. Liz obok niej była blada i pocierała ramiona.

– Między innymi. Jeśli przyjmiemy, że jej nie zabił, jego zachowanie nabiera sensu. Ja radze sobie z przeszłością po prostu jej nie roztrząsając, a Rick woli mieć domknięte sprawy. To skutkuje ciągłym rozdrapywaniem strupa, który jeszcze się nie zagoił. Żyliście z nim przez ostatnie tygodnie, nie jest niebezpieczny bez powodu. Ma dziwne morały, ale możliwe, że kryje się za tym coś więcej, niż wam się wydaje.

Cieszył mnie fakt, że Roman zainterweniował, ale z drugiej strony kazałem mu się nie wtrącać w moje spory z Rickiem. To ja miałem chronić ich przed nim, ale bez ich pomocy. Czy na to wpływ miało jego przełamanie się? To dziwne, zwłaszcza gdy dodamy do tego Xaviera i Matteo w tle. Czyżby za kulisami działo się coś znacznie więcej, niż widziałem?

Dziwne, żebym nie rozumiał Ricka, skoro pochodziliśmy z tego samego środowiska. Potrafiłem zrozumieć Elliota, potrafię pojąć działania Ricka. Świat w tym środowisku był prosty w rozumowaniu, zawsze kryło się drugie dno. Dzieci, które pracowały dla tej firmy od urodzenia, nienawidziły swoich żyć. Zabijanie odcisnęło swoje piętno, musiało, tak, jak na mnie katowanie. Mnie nawet nie pomógł sadyzm, więc i Rickowi psychoza nie pomagała. Sam pośród tego gówna musiała być wyspą, która dawała świeże powietrze i wytchnienie, nawet jeśli nigdy jej nie poznałem. Chodziły wspomnienia, że była dobra i zawsze służyła pomocą, a potencjalna zdrada mogła nigdy się nie wydarzyć. Mimo to była dla niego tak cenną kobietą, że nie mógł znieść ciosu w serce, a przynajmniej tak to wyglądało według mojej teorii. Jeśli kochał jej istnienie tak bardzo, jak ja kochałem istnienie Lyry, to mogłem spokojnie wierzyć w prawdziwość tej teorii.

W domu Ethan od razu zaniepokoił się moim stanem, ale tak naprawdę przygryzłem sobie tylko wnętrze policzka i nic poza tym mi nie było. No może mały siniak, który do poniedziałku powinien zniknąć, a jak nie, to miałbym problem. Coraz bardziej doceniałem jego obecność. Czasem jego idiotyczne problemy, czy rozmowy pomagały mi zapomnieć o tych poważnych.

Na przykład sprawa Claude’a, która tak niepokoiła Damiena. Już wcześniej wiedział, że jego przeszłość jest pod kluczem, ale teraz był zbyt zdeterminowany, żeby porzucić sprawę. Opłaciło się, bo w końcu dokopał się do jakichś informacji zgoła innych, niż do tej pory słyszałem lub sobie wyobrażałem.

– Próbowałem namierzyć jego rodziców, ale to na nic – powiedział, gdy zasiedliśmy wspólne w salonie na sofie. – Zapadli się pod ziemię.

– W kraju czy świecie?

– Świecie, Chase. – Pochylił się i zabrał ze stołu dwa dokumenty, które formą znałem bardzo dobrze. – Ale udało mi się dorwać to. Sprawa była utajniona, ponieważ podejrzewano ich o znęcanie się nad niepełnosprawnym dzieckiem.

– Katowali go – stwierdziłem.

– Być może. Mieli bogatą kartotekę, od narkotyków po alkohol, ale najczęściej policja była wzywana do domu. Opieka społeczna tylko raz zainteresowała się ich przypadkiem, nie pytaj mnie o powód, sam chciałbym wiedzieć, dlaczego ignorowali ich przypadek. Może zaczęli bić w mało widocznych miejscach, a awantury stłamsili do minimum. W każdym razie przejechałem się do miejscowości, z której pochodził... poszedłem na cmentarz i tam popytałem proboszcza.

– Masz chody u klerów? – spytałem żartobliwie, ale ten o dziwo potwierdził.

– Mówiłem ci, że byłem zaznajomiony z polityką kościoła i sierocińców. – Podał mi dokumenty, choć od początku wiedziałem, że to akty zgonu. – Zmarli, gdy Claude miał prawie piętnaście lat. Przedawkowali, a przynajmniej tak twierdzi akt zgonu. Tylko że...

– Chryste... – szepnąłem, poznając pismo.

– Co jest?

– Nie, dokończ – poprosiłem.

– Claude został adoptowany, dlatego trudno było cokolwiek znaleźć. Zmienił nazwisko z Ledger na Boone. Nie ma rodzica z tym nazwiskiem, a przynajmniej ja takowego nie znalazłem. Jego przybrani rodzice są niewiadomi i to w tym wszystkim szokuje. Temat jest tak ukryty, że nie mogę do niego dotrzeć nawet ze znajomościami. Twoja kolej.

– Ja wiem, kto go adoptował – powiedziałem, co go zaskoczyło. – Akty podpisał Leo.

– Kto to?

– Leo to mój lekarz. A nawet nie tyle mój ile Dante. Pracował z nami od początku, to facet po pięćdziesiątce.

– To znaczy...

– Że Claude jest dzieckiem mafii. Jest synem medyka, którego nie zgłosiłem władzom.

– Kurwa, Chase – syknął, chowając twarz w dłoniach.

Nie było dla mnie zaskoczeniem, że to Claude był łącznikiem z Fabio, że to on kazał Adrianowi pisać kartki. Sprytnie unikał swojego charakteru pisma, bo doskonale znał Chase’a, jeśli choć odrobinę słuchał ojca lub... Dante. Musiał wiedzieć o mojej fotograficznej pamięci, o wszystkim. Zadawał się z Rickiem, bo obaj byli z Podziemi, ich skomplikowana relacja wywodziła się właśnie stamtąd. Może cały czas się myliłem i to Rick był w garści Claude’a, a nie na odwrót? Jeśli tak... to cały czas źle rozdawałem karty. „Owszem. Jeden szczególnie cię polubił i dlatego się do mnie odezwał”. Claude mnie polubił i prosił Fabio o pomoc w sprawie zdrajcy? To było dziwnie mętne, gdy dodamy do tego pochodzenie Claude’a.

– Chase, musimy mieć pewność, że się o tobie nie dowie. – Spojrzałem zaskoczony na Damiena. – Chodzi o to, że Claude nie może się dowiedzieć, że znasz prawdę o nim.

– Prawdę...

Tego się spodziewał, gdy zawołałem go na korytarz przed klasą. Oczekiwał, że zacznę go przekupywać. Część układanki wreszcie nabrała kształtu i zaczęła pasować do całości.

– Możemy też sprzedać go rządowi.

– Nie – zaprzeczyłem natychmiast.

– Dlaczego?

– Jeśli chciałby mnie wydać mafii, zrobiłby to dawno temu. On zdaje sobie sprawę z tego, kim jestem – oznajmiłem, czytając akty zgonu. – Jest moim sprzymierzeńcem, a przynajmniej dotychczas nim był. Nie będziemy ryzykować, Claude musi pozostać w cieniu. Jest zbyt blisko Dante, żebym mógł ryzykować. Damien, nie ruszamy go.

– A co jeśli nagle postanowi cię zdradzić? To gówniarz – przypomniał ostrzegawczo.

– Wiem, ale dopóki nie będę mu się narażał, nikt nie ucierpi.

– Dlaczego przygarnęli dziecko, które ma wadę? – spytał zaintrygowany. – Nie mówiłeś, że Dante zbiera tylko osoby, które mogą na siebie zarabiać?

– Jego talentem jest milczenie – powiedziałem. – To, że milczy, jest najcenniejsze.

– To kolejna osoba, której nie zgłosiłeś. Możesz mi powiedzieć, coś ty sobie myślał?

Damien wyglądał na zirytowanego, że sprawy się komplikują z mojej winy, bo za późno wspominam o tak kluczowych ludziach. Nie winiłem go za to, wciąż w rękawie skrywałem kilka tajemnic.

– Leo to dobry człowiek. Ratował życia, nie odbierał ich. Często byłem u niego na kuracji. Ma chore dzieci, bez pracy dla Dante, nie stać by go było na ich drogie leczenie za granicą. – Już otwierał usta i wiedziałem, o co chce spytać. – Dzięki temu, że jego żona mieszka z nimi w Szwajcarii, Dante nie może im nic zrobić. Mimo to Leo chce dla niego pracować, potrzebuje tych pieniędzy. Nie podałem tych, którzy nie zasługiwali na sprzedanie, Damien. Mógłbym ci wyliczyć takowe osoby na placach jednej dłoni.

– Myślisz, że Leo wpoił podstawowe wartości Claude’owi, a ten dzięki temu będzie dalej milczał?

– Myślę przede wszystkim, że Claude woli cicho obserwować niż samemu coś robić. Ostatnio się o tym przekonałem. Źle oceniłem jego motywy. Zaufaj mojemu przeczuciu, nie ruszaj tego. Obiecałeś mi.

– Wiem i zaczynam tego żałować.

Dotknąłem jego ramienia, przez co znów spojrzał w moje oczy. Uśmiechnąłem się szczerze, podczas wypowiadania kolejnych słów:

– Jeśli powie Dante, to będzie drugi. David z pewnością już podjął swoje kroki. Jestem pewny, że po mnie... nas przyjdą. Musimy być gotowi.

– Jestem gotowy – oznajmił natychmiastowo. – Czekam na to tak długo, że nie mogę być bardziej. Niech się pospieszy, bo mi się zaczyna nudzić i sam go odwiedzę, jak tak dalej pójdzie.

Zacząłem się śmiać. Nawet nie znając jego prawdziwych intencji, czułem się spokojniej na samą myśl, że nie będę walczył sam. David czy Claude, nie robiło mi to różnicy. Już nie. Chciałem żyć, ciągłe zaszczucie mnie wyniszczało. Może właśnie dlatego Rick pchał się w światło, może to było jego własną oznaką życia? Nie powinienem mu jej zabraniać, ale zabicie Amandy w niczym by nie pomogło. Mógł ją zabić poza szkołą, ale nie w niej. Trochę szacunku do mojego terytorium.



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty