Intertwine Dodatek 4


Świąteczny klimat

– Czujesz się spokojniej, od kiedy masz u boku Ethana? – dopytywała Kate, siedząc naprzeciwko mnie z nogą na nodze i podkładką do pisania na udach.

– Tak – odpowiadam zgodnie z prawdą, uśmiechając się przy tym. – Mam mniej... napadów.

– Jak często je miewasz w ciągu miesiąca? – Spojrzała na mnie podejrzliwie, ale nie oceniała.

– W porywach od dwóch do czterech. Wcześniej musiałem raz na tydzień szukać odskoczni.

– Czy wino dalej skutkuje? – Wyprostowała się i spojrzała na mnie pewnie. – Planujesz poszukać substytutu?

– Sugerujesz coś? – Oparłem policzek na pięści.

– Opowiadałeś mi o twoim seksie z Ethanem. Skoro powrócił, czy rozważasz rozładowywanie się poprzez zadawanie bólu partnerowi?

Uciekłem wzrokiem na jej kryształową zastawę, która niebezpiecznie była eksponowana na lewo i pacjenci mogli z niej korzystać. To tylko pokazywało, jak bogata była i miała w dupie ceny.

Analizowałem jej słowa. W zasadzie Ethan był już rok w Chicago i nie wydawał się znudzony. Na początku trochę źle znosił spadek temperatury, bo zjawił się dosłownie na samą zimę, ale z czasem przywykł i zaczęło mu się to podobać. Trudno, żeby nie, skoro Ro zawsze uśmiechał się na widok śniegu i ciągnął cię za rękę, abyś ulepił z nim bałwana, zrobił anioła w śniegu i porzucał się śnieżkami. Ethan został kupiony przez zimę dzięki małemu i to mogłem powiedzieć bez skrępowania.

– Gabriel? – nawoływała Kate, więc powróciłem wzrokiem na jej twarz.

– Już próbowaliśmy – stwierdziłem, na co delikatnie drgnęła jej warga, ale jeszcze się nie odezwała. – Było... tak jak przedtem. Z pewnością mi ulżyło, ale nie sądzę, abym chciał pakować się w tak posraną relację celowo. Nie ściągnąłem go tutaj, aby był moim workiem treningowym. – Usiadłem jak człowiek. – Nie skrzywdzę go.

– Zapewniasz mnie czy siebie?

Zawsze jej pytania brzmiały dosadnie i brutalnie, ale tylko dzięki nim mogłem rozkładać swoją psychikę na czynniki pierwsze. Doceniałem w niej tę cechę profesjonalistki.

– Nas oboje – zaśmiałem się. – Ethan jest... zaborczy. Musiałabyś go poznać, żeby się przekonać.

– Chętnie, ale nie chcesz mi go przedstawić – powiedziała ze słyszalnym wyrzutem. – Masz przed nim tajemnice?

– Mam – zapewniłem bez wahania. – Nie powiem mu, że wino to dla mnie krew, a cisza, w której się topie, jest syropem na rozemocjonowane wnętrze mojej głowy – dotknąłem skroni. – On wie, że jestem pojebany, ale nie musi wiedzieć, że mi się pogorszyło.

– Pogorszyło? – Załapała mnie za słówko. – Czy dostrzegasz pogorszenie się twojego stanu od wizyty w szpitalu? – Zapisywała coś.

– Absolutnie nie – pokręciłem energicznie głową. – Ale od czasu pobytu w Australii na pewno jest to swego rodzaju pogorszenie się. Szczerość ze samym sobą to znacznie poważniejszy rodzaj spaczenia. Wcześniej broniłem się przed swoją sadystyczną stroną, uciekałem, a teraz ją zaakceptowałem i karmię ją, aby żyć normalnie. Czy powinienem go martwić, skoro zwierzam się tobie?

– To ty decydujesz, o czym mówisz partnerowi – powiedziała bez emocji, znów coś notując. – Cokolwiek tu omawiamy, zostaje między nami, Garbielu. Wizyta Ethana w moim gabinecie nie sprawiłaby, że powiedziałabym mu o tobie coś, czego nie powinnam. Obowiązuje mnie tajemnica lekarska i zawodowa. – Spojrzała na mnie spode łba, gdy notowała. – Wiesz, o czym mówię?

– Tak – skinąłem. – Psychiatra od czarnej roboty. Musiałbym sporo zapłacić za wizytę u zwykłego, a powiedzenie mu, jak bardzo lubię szlachtować i jak wiele zaszlachtowałem – mruknąłem z podniecenia. – Och, nie byłbym wolnym człowiekiem. Zastanawiam się nawet, czy ty aby na pewno mnie leczysz, pozwalając uwalniać dzikość umysłu.

– Kochany. – Rzuciła podkładkę na stolik i zdjęła okulary, pochylając się do przodu. – Płacą mi za dużo, aby być normalną. Jestem zbyt spragniona takich jak ty. Pomagam ci. Pomagam ci? – Byłem pewien, że powtórzenie było pytaniem skierowanym do mnie wraz z palcem wskazującym jej ręki.

– Pomagasz, bez dwóch zdań.

– Dopóki owca cała i wilk syty, możemy mówić o leczeniu, czyż nie? Czy skrzywdziłeś kogoś od ratunku Ro?

– Nie.

– W takim razie moja misja jest sukcesem, nie sądzisz? – Uniosła brew. – Zażywasz leki, pijesz jak normalny człowiek wino i lubisz ciszę. Czy moje metody leczenia są nieodpowiednie?

– Nie.

– Tak myślałam.

Uśmiechnęła się dumna z moich odpowiedzi i powróciła do poprzedniej pozycji, nakładając okulary i zabierając podkładkę.

– No to powróćmy do Ethana...

Sesja zajęła nam godzinę, ale to żadne zaskoczenie. Raz w tygodniu widywała się ze mną, raz z Ro, a gdy sytuacja wymagała nas obu, wtedy i trzecią godzinę w tygodniu poświęcała naszej dwójce. Ro stanął dzięki niej na nogi, otworzył się, ale oczywiście Kate nigdy nie przekazywała mi jego prywatnych zwierzeń, które kierował tylko do jej uszu. Mówiła mi absolutne minimum, jakie rodzic powinien słyszeć po sesji terapeutycznej swojego dziecka. Zresztą, sporo dostawała za leczenie chłopaka z mojej kieszeni, dlatego, jeśli nie stanąłby na nogi, zastanowiłbym się nad zmianą. Nie była psychiatrą dziecięcym, ale mimo to odnajdowała się na tym gruncie, skoro Ro miał kryminalne plecy. Obecnie chłopiec skończył jedenaście lat i był bardzo ciekawskim dzieckiem. Uczył się więcej niż przeciętny nastolatek w jego wieku. Nie lubił hałasu, przesiadywał więc większość czasu w miejscach odizolowanych, jak swój pokój czy parter, gdy nas akurat nie było w domu. Można powiedzieć, że cisza była naszym azylem, dopóki w domu nie zjawił się hałaśliwy Ethan, którego wszędzie było pełno. Początkowo nawet Ro wyglądał na jawnie wściekłego, że nie ma chwili spokoju, ale z czasem przywyknął i może nawet zaczął doceniać te oznaki ciepła rodzinnego. Rzadko wchodził do naszej sypialni, ale gdy już to robił, zawsze siedział między nami i cicho spał.

Ethan miał z nim znacznie bardziej drastyczny kontakt. Po przełamaniu pierwszych barier często go przytulał, dotykał, co oczywiście Ro ani trochę się nie podobało. Był tak samo, jak ja za posiadaniem strefy prywatności, którą Ethan bestialsko mu naruszał non stop. Robił to celowo i doskonale o tym wiedziałem. Lubi go denerwować i widzieć sporadycznie jego rumieniec. Lubił jego błyszczące oczy, gdy uczył go gotować lub pokazywał coś nowego. Zdecydowanie mieli silną relację gawędziarską. Ja zawsze Ro się czepiałem i wyśmiewałem, co skrupulatnie odbijał. Nie dotykałem go praktycznie wcale, chyba że nocą, gdy akurat wpełznął nam pod kołdrę i się tulił. Może odczuwał moje odpychanie, ale wierząc słowom Kate, nie przeszkadzało mu to i nawet doceniał.

Mieliśmy właśnie święta, do których obaj przygotowywali się pełną parą. Po powrocie do domu, gdzie to było już grubo po piątej po południu, Ethan coś gotował a Ro w ciszy mu pomagał. Tatusiek nie lubił ciszy, jak już wspominałem, dlatego w tle pogrywała jakaś stara płyta Metallici, a oni bez zbędnych gadek pracowali. Podszedłem do kuchni i zerknąłem na nich. Ro kroił warzywa, a Ethan sprawdzał coś w telefonie i nawet nie zdołali mnie dostrzec. Parsknąłem śmiechem. Chłopiec odwrócił się pierwszy, ale nie poświęcił mi chwili i powrócił do zadania, natomiast Ethan cały się rozpromienił i podszedł, całując mnie w usta.

– Jak było? – spytał.

– W porządku.

Zawsze odpowiadałem to samo. Na początku Ethan to akceptował, ale z czasem drążył, co konkretnie mi dolegało, że potrzebowałem ciągłej i stałej kontroli psychiatry. Wiedział o lekach, ale wiedział też, że zażywałem je tylko w krytycznych momentach. On też chciał poznać Kate, przez rok udawało mi się ich jakoś wymijać. To ja odbierałem Ro od niej lub ktoś z Sullivanów. Może byłem przesadny, może on też skorzystałby z takich rozmów, ale mógł powiedzieć o tym wprost, prawda? Wiedziałem, że chciał tylko pójść na przeszpiegi.

– Planujesz pomóc czy gdzieś wybywasz? – zmienia temat, co nie było do niego podobne. Może nie chciał się kłócić w dzień przed wigilią.

– Może skoczę do firmy, popracuję trochę. – Wzruszyłem ramieniem, a między jego brwiami pojawiła się zmarszczka.

– Musisz? Czy nie chcesz siedzieć w domu? Tak, to dwie różne sprawy – powiedział, zanim zdołałem wtrącić.

– Ja też bym od ciebie uciekł, gdybym mógł – wtrącił Ro, poświęcając uwagę tylko warzywom. Parsknąłem, a Ethan się skrzywił.

– A kto zrobi ci pyszne dania na jutro? – spytał.

– Restauracja. Ta, w której Gabe zawsze zamawia. – Spojrzał na niego z uniesionymi brwiami, jakby młodszy ojciec był idiotą.

– A stać cię na takie jedzenie? – drążył.

– Się byś zdziwił. – Zmrużył konspiracyjnie powieki.

Nie wytrzymałem i zacząłem się głośno śmiać. Sprzeczki z naszym synem były czymś przyjemnym i zawsze je kochałem. On w bardzo niekonwencjonalny sposób przekazywał swoje uczucia. Z większością ludzi nigdy nie rozmawiał, a z nami prowadził czasem zażarte dyskusje na różne tematy. Wiedział, że Ethan znaczy dla mnie bardzo wiele i nie miał zamiaru go krzywdzić, a przynajmniej nie celowo. Dostawał od nas obu kieszonkowe, czasem większe, czasem mniejsze, a nie wydawał na głupoty. Chyba że watę cukrową, ale to nie głupota, szanujmy się. Odkładał każdego drobniaka, może to jakiś nawyk z jego starego życia, gdzie musiał kraść, aby przeżyć. Przepracowywał zaufanie z Kate, bo mimo iż bardzo pragnął mi ufać i potrafił ze mną zasypiać, to wciąż latało mu po głowie, że pewnego dnia nie będzie ani mnie, ani Ethana.

– Rozpieściłeś go – zarzucił mi.

– Ja? – zszokowałem się ze śmiechem. – A kto mu mówi, jakim jest wspaniałym chłopcem, bo zrobił mu jeden jedyny raz śniadanie do łóżka?

– To było dawno i nieprawda! – oburzył się chłopiec.

– Dawno może i tak, ale prawda – skwitowałem.

– Jesteś pewien, że on nie ma twoich genów? – spytał z ironią.

– No wiesz, musiałbym go sobie machnąć w wieku dwudziestu lat. O cholera, to możliwe! – Udałem niedowierzanie. Chłopak uderzył mnie w ramię, a ja przyciągnąłem go i pocałowałem. – Jakby nie był do mnie podobny, to bym go nie przygarnął.

– Słyszałem – oburzył się Ro. – To ja go wybrałem.

No właśnie – poparł go. – Przecież to on padł ci do nogi, a nie ty do jego.

– Nieprawda! – Ro się zaczerwienił z zażenowania. – Byłem mały i... i... Wiecie co? Zamieszkam u Felixa.

Nasze pogaduszki przerwał dzwonek do drzwi. Ro wystrzelił jak z procy, żeby tylko otworzyć, a my z Ethanem popatrzyliśmy za nim. Lubił witać gości, ale lubił też zamykać niektórym z nich drzwi przed nosem, więc warto było obserwować, kto przyszedł. Tym razem był to jakiś kurier, który wymówił imię Ro i kazał mu podpisać, a potem dał mu średniej wielkości paczkę i życzył wesołych świąt. Teraz byliśmy zaciekawieni, co takiego zamówił. Czasem zdarzało się, że przychodziły do niego paczki, od kiedy nauczył się korzystać z tabletu i stron internetowych. Fakt, że wyciekły moje dane do konta bankowego był detalem. Zapamiętał wszystko albo zapisał, a ja byłem zbyt leniwy, żeby zmienić hasło, i pozwalałem mu zamawiać. I tak zawsze oddawał pieniądze. Tym razem jednak nie wiedziałem, że coś przyjdzie, a w spisie zakupów nie istniało to zamówienie. Czyżby ktoś inny mu pomagał?

Uradowany niósł paczkę w stronę piętra, a gdy nas mijał, wytknął język. Puściłem Ethana i tupnąłem za chłopcem, który biegiem puścił się na schody. Zaczęliśmy się śmiać. Mogłem tylko zgadywać, że w tym pakunku znajdowały się prezenty dla naszej dwójki, ale nie chciałem psuć mu zabawy, więc pozwoliłem na tę drobną tajemnicę, która pożerała Ethana bez reszty. Miał wypisane na twarzy, że chciałby już wiedzieć, co takiego jego synek dla niego zamówił. Przewidywalny. Pocałowałem go ponownie.

Tego samego dnia po dwudziestej zasiadłem z synem w salonie. Była idealna cisza, a to tylko dlatego, że Ethan wyskoczył na miasto. W tle strzelał tylko płomień w kominku nieopodal nas, za oknem powoli zasypywało braki w śniegu, a Ro był podekscytowany kolejnym świeżym puchem. Widziałem, jak podoba mu się obecna atmosfera w domu, korzystał z niej pełną parą, zanim wróci stary. Zaśmiałem się cicho, zaraz jednak się opamiętując. Uczyłem go. Może za wcześnie, Hazel ganiła mnie za torturowanie dzieciaka. Sęk w tym, że Ro sam pragnął nauczyć się migowego. Tak samo, jak włoskiego i niemieckiego, które znałem perfekcyjnie. Odpuściłem trochę, przeraziły mnie słowa Hazel. Nie znałem się na dzieciach, własnego się nie doczekałem. Mimo to chłopiec nalegał i obiecywał, że to nie za wiele, a w szkole i tak jest najlepszy. Cóż, to była akurat prawda. Jak tylko ogarnął podstawy angielskiego, poszło mu ze wszystkimi przedmiotami z górki.

Migowy był pierwszy. Sam umiałem go od niedawna, ale właśnie z tego powodu mogłem go wszystkich najważniejszych trików na zapamiętywanie nauczyć od razu. Z włoskim i niemieckim mógł być problem. W ciszy pokazywaliśmy sobie gesty, które już umiał i chciał się upewnić, czy nie popełnia żadnego błędu. Nie popełniał. Pomieszczenie przepełnione było dźwiękami kominka, naszych oddechów i gestów. Rozmawialiśmy ze sobą na spokojnie, chociaż czasami zatrzymywał się przy niektórych moich niemych słowach, jakby zapomniał, co oznacza dokładnie ten ruch dłoni. Zaraz potem odzyskiwał werwę i odpowiadał po swojemu. Słusznie i prawidłowo, ale miałem wrażenie, że robi to na około.

Przeszliśmy do wyższego poziomu i się nie pomyliłem, zaczynał się denerwować. Nie na mnie, na siebie. Zawsze, jeśli sobie z czymś nie radził, zły był tylko i wyłącznie na swoje wolne łapanie podstaw. Ja nigdy go nie karciłem, byłem cierpliwy i wyrozumiały, on względem siebie nie bardzo. Już wiedziałem, że ma pewną charakterystyczną cechę. Ja byłem wzrokowcem, ale nie dopatrzyłem się tego u niego. Ethan za to był uparty i nawet jeśli coś szło mu koślawo, nigdy nie narzekał, tylko starał się bardziej. Tak było w dniu, gdy nie mógł mnie zdobyć; znalazł pracę, podciągnął oceny, chociaż potrzebował korków i to było pewne. Nigdy nie narzekał, dawał z siebie dwieście procent. Jeśli twierdził, że Ro był moją kopią, to chyba jeszcze nie zauważył, jak często był podobny do niego.

To z Ethanem uwielbiał rozmawiać i mu się zwierzać, jeśli naszła go ochota. Lubił się do niego ukradkiem uśmiechać i pomagać mu w kuchni. Obserwował go uważnie, gdy robił coś, w czym mógłby go wyręczyć. I przede wszystkim; był bardzo wytrwały i uparty w swoich postanowieniach. Nie szło mu? Trudno. Będzie uczył się tak długo, aż to opanuje, bo właśnie taki był. Inteligentny, chociaż poświęcał znacznie więcej czasu na naukę niż ja w jego wieku. Wiedziałem, że wyrośnie na odpowiedzialnego człowieka.

– Stary wrócił! – Usłyszeliśmy krzyk Ethana, na co obaj podskoczyliśmy drastycznie.

Było tak cicho, byliśmy tak skupieni rozmową na migi, że nagły hałas wybił nas jak odgłos wystrzału przy uchu. Wyrwano nas z transu, cichego transu. W domu rozbłysło światło, stało się głośno. Znów przyszedł ktoś, kto żył całą piersią. Mógłbym porównać siebie i Ro do wymarłych w środku. Bóg jeden wiedział, jakie piekło przeszedł w dzieciństwie, dlatego tak doceniał ciszę i spokój, bo czuł się bezpieczny. A ja? A ja bez głosów ludzi nie wyobrażałem sobie, jak ci błagają mnie o litość, gdy uchodziło z nich życie. Obaj w jakimś stopniu byliśmy spaczeni i to nie było odwracalne, jak bardzo bym tego nie pragnął, nie mieliśmy być już zdrowi.

Ethan podszedł do nas, a Ro zirytowany na migi pokazał, jak bardzo nienawidzi tego człowieka, powinien jednak nie zgadzać się na jego powrót i... tu się urwało, bo Ethan pokazał mu duże pudełko waty cukrowej, które najwidoczniej było limitowaną edycją na święta.

Ro rozchylił usta z szoku, możliwe, że ślinka mu właśnie pociekła, a oczy wyszły na wierzch. Rzucił się do pudełka i podziwiał je jak relikwię.

– Była jeszcze różowa, więc jeśli...

– Tak! – krzyknął podekscytowany. – Jesteś super!

– Czyli jednak dobrze, że go przywlokłem? – zakpiłem z jego migowego.

– Oczywiście – odparł dumnie. – Ty po prostu nie doceniasz.

– O, dokładnie – przyklasnął mu starszy.

Chłopiec pobiegł na piętro, a Ethan usiadł na jego miejscu i wyglądał na rozbawionego.

Pokazał, że mam umrzeć?

– Nie, no co ty. – Machnąłem dłonią. – Tylko że cię nienawidzi.

– Uf, to dobrze.

– A co masz dla mnie? – Poruszyłem brwiami.

– Zabawki erotyczne – zakpił, chociaż nie byłem pewien. Ethan w tych kwestiach często mówił prawdę.

– To prezent dla ciebie, a gdzie dla mnie?

– Ja jestem twoim prezentem! – Rozłożył ramiona, a ja parsknąłem śmiechem.

Nie dyskutowaliśmy długo, bo on chciał jeszcze coś dorobić na wigilię, a ja postanowiłem poodpoczywać i popatrzeć za okno na ciemne podwórko, gdzie dalej prószył śnieg i ścielił ziemię wraz z drzewami. To był błąd pierwszy od bardzo dawna. Widziałem swoje odbicie w szybie, widziałem zmiany w sobie, ale jednocześnie dawnego siebie. Czarny golf, białe spodnie, czarno-białe włosy. Mieszanka Chase’a i Jeremiaha w jednym ciele o nowym imieniu; Gabriel. Zima, przed wieloma laty. Mama i tata, gdzie jeszcze udawali, że będą lepsi. Jedenastoletni ja uciekałem od nich, chociaż oni nigdy nie starali się za mną gonić. Prezenty, które tylko przygotowywały mnie do pracy. Może i nie wiedzieli, czym się zajmuję, a może nie chcieli wiedzieć? Moi rodzice byli już martwi. Moja kobieta i dziecko byli martwi. Matka zastępcza Damiena była martwa, siostra Tylda. Wszyscy zmarli przez ze mnie? Nie. To wina moich rodziców. Naszych rodziców. Damien nigdy nie napluł mi w twarz, że przeze mnie poszła lawina trupów, nie. Ale czy miałby czelność? A może był szczery? Widziałem w jego oczach tylko nadzieję dla naszej relacji, naszej rodziny. Och, och. Niedobrze.

Zamrugałem kilkukrotnie, a zmartwiona twarz Ethana pojawiła się przede mną. Uniosłem wzrok. Ro stał przy barierce na piętrze i patrzył na mnie w dół z miną głębokiego rozmyślania. Zmartwiłem ich. Jak długo pływałem myślami? Rozejrzałem się za zegarkiem, ale zaraz dłonie znalazły się w tych należących do Ethana, który kucnął przy mnie.

– Gabe, potrzebujesz leków? – spytał bez zastanowienia. A może wcześniej już analizował, jak mi pomóc.

– Potrzebuję informacji, na jak długo odleciałem – sprecyzowałem.

– Nie wiem... – zmieszał się. – Od chwili, gdy odszedłem stąd do kuchni, czy...?

– Tak, przyjmijmy ten moment za początek.

– Coś koło godziny – zamyślił się na chwilę. – Tak, myślę, że godzina.

– Och – mruknąłem, uśmiechając się ponuro. – Przepraszam, że cię zmartwiłem.

– Martwisz mnie cały czas, bo nie mówisz mi już nic – powiedział z bólem. – Jak mam ci pomóc, jeśli nie wiem, jak skontaktować się z twoim lekarzem? Jak mam cię zrozumieć, jeśli nie chcesz mi w tym pomóc? Gabe, ja staram się wpasować w twoje nowe życie, ale co to daje, skoro ty jesteś w tym wszystkim najbardziej obcy? Niby mnie dotykasz, czuję twoje ciepło i uczucia, ale jednocześnie... jakbyś... przy nas nie był.

– Zbiła mnie do kupy, ale przeszłość nie wyparuje – powiedziałem cicho, skupiając jego uwagę. – Masz rację, dopasowujesz się do mnie. Nie zmuszaj się do...

– Gabe! – warknął zirytowany. – Nie o to mi chodziło i doskonale o tym wiesz. Kocham cię, kocham Ro. Uwielbiam zimę, święta z wami. Lubię twoją rodzinę, choć wciąż trochę mnie krępują. Lubię swoją pracę. Tu jest mój dom, z wami – zapewniał, a ja wiedziałem, że tym oczom mogę zaufać. – To ty, ty jesteś dla mnie zagadką. Tak bardzo chcę cię zrozumieć. Powiedziałeś o wszystkim, ale jednocześnie o niczym. Rzucasz ogólnikami. Z Chase’a stałeś się Jeremiahem a teraz Gabrielem. Dostosowuję się do tych twoich osobowości. Mówisz, że jesteś całością, ale tak nie do końca. Proszę. Pomóż mnie i sobie.

– Może będę już zawsze martwy w środku. Może zawsze będę skałą, która pęka – zacząłem niepewnie, gładząc jego dłonie. – Wiesz, gdzie są pochowani twoi rodzice?

– Co? – Był zaskoczony. – Tak... znam adres cmentarza. Dlaczego pytasz?

– Ja nie wiem, czy moi w ogóle mają nagrobki. – Zaśmiałem się sztywno. – Wiem, że Lyra takowy posiada.

– Chwila... Chcesz iść na ich groby? W sensie... lecieć do Australii? – próbował nadążyć, widziałem to. Niezbyt łapał, co chodziło mi po głowie, ale bardzo pragnął zrozumieć.

– Rozmawiałem z Kate o mojej przeszłości. Rozebraliśmy ją na takie części, że sam siebie nie podejrzewałem, że znam takie detale z dzieciństwa. Powiedziała raz, tylko jeden raz, gdy byłem w szpitalu, że może powinienem zobaczyć ich płyty. Że może powinienem pożegnać się z nimi, jebnąć im monolog nad grobem i nad tym grobem zostawić swój żal. Pochować go wraz z nimi. Wtedy powiedziałem – przełknąłem z trudem ślinę – że przecież oni mogą nie mieć grobu. Wiesz, co odpowiedziała? – Pokręcił delikatnie głową. Słuchał z uwagą. – Że w takim razie do miejsca, które jest nimi przesiąknięte. Do domu. Jeśli mieszkają tam nowi ludzie, poprosić ich o pozwolenie. Jeśli nie, to znaleźć inne miejsce. Kazałem jej spierdalać.

– Nie wierzę. Doceniasz Kate i jej porady.

– W szpitalu wiele razy nie doceniałem życia – zauważam, co dziwi go nieco i przez co sztywnieje. – Byłem skrajny od jednego stanu do drugiego. Wiele razy mówiłem jej przykre słowa. Gdy chciała, żebym zmierzył się z bólem do rodziców, za każdym razem kazałem jej się wypchać. I wiesz, że do dziś nie powróciła do tematu? Zupełnie jakby to było coś, na co nie jestem gotów. Może już jestem? – Pochyliłem się. – Może jestem gotów powiedzieć im, jak skrzywdzili Damiena, jak zabili mnie i wszystkich dookoła?

– Czy... rozmawiałeś dziś z Kate? Zasugerowała ci to rozmyślanie? – dociekał, ale jak na niego, dość delikatnie.

– Nie. Wciąż wierciła mi dziurę o ciebie – odparłem ze śmiechem. – Stwierdziła, że chce cię poznać, a ja mówiłem, że nie. Pytała znów o naszą relację i jak mi pomaga bycie z tobą.

– Pomaga? – Był bardzo zaintrygowany swojej roli w moim życiu.

– To odpowiedź tylko dla Kate – odparłem z tajemniczością, na co jęknął i zwiesił na chwilę głowę. – Naprawdę chcesz z nią o mnie porozmawiać? – pytam cicho, jakby słowa nie mogły mi przejść przez gardło. Spogląda na mnie z dozą niepewności. Która odpowiedź prawidłowa?

– Tylko jeśli mi pozwolisz. Ja... chciałbym tylko lepiej cię zrozumieć.

– Okej. – Kiwam głową. – Możesz się z nią spotkać. Nie wiem, czy ci pomoże, ale okej.

– Naprawdę? – Wyglądał na zaskoczonego.

– Tak.

Był zadowolony z takiego obrotu spraw. Usiadł na moich kolanach i przytulił do siebie. Był. Żywy i dalej głupkowaty. Widywałem też jego poważną stronę, tego zapracowanego i szanującego się nauczyciela matmy. W domu zawsze jednak zdejmował służbową maskę i przybierał naturalną. Śmiał się i wydurniał z Ro. Rumienił, gdy zaskakiwałem go swoją śmiałością. Wstydził, gdy w grę wchodziła rodzina większa od naszej trójki. Poświęcił się dla mnie, dla nas. Mogłem mu chociaż udowodnić, że nie robił tego na darmo. Jeśli wizyta u Kate miała jakoś podbudować jego pewność w związku, to nie powinienem mu jej zabraniać. Kobieta zresztą sama chciała go spotkać i porozmawiać. Wiedziała o naszym seksie sadomaso, wiedziała o tym, jak bardzo bałem się relacji z nim. A jak potem mi ostatecznie pomogła oderwać się od złych myśli.

Przeczuwałem, o czym będą rozmawiać. W końcu Ethan był jednym jedynym człowiekiem, który był świadom, że przeskakiwały mi osobowości. Doświadczył brutalności Chase’a, doświadczył spokoju i lęku Jeremiaha. A teraz żył z nimi oboma naraz. Może był brakującym puzzlem do przeprowadzenia mojego leczenia. Chociaż Kate to akurat miała dość wysokie wymagania. Pragnęła także rozmowy z Damienem, ale oboje ustaliliśmy, że on za wiele nie wniesie. Nie było zatem sensu ściągać go do Chicago. Mój facet był na miejscu i to on widział mnie w wielu wydaniach, idealny więc do zbadania grunt.

Kolejny dzień zaczął się od wrzasków. Nie? Tak. Spałem smacznie z Ro pod ramieniem, gdy z dołu mieszkania dochodziły mnie krzyki... Felix? Na pewno Felix. Mruczałem przekleństwa po włosku, żeby Ro jeszcze nie mógł przesiąknąć moim niezadowoleniem. On jednak i tak się obudził i mrugał zaspany, patrząc w sufit, a potem na drzwi. Brakowało w łóżku tylko jednej osoby i był nią Ethan.

– On nie może tak hałasować, prawda? – wychrypiał zaspany.

– Ethan może krzyczeć szeptem – powiedziałem równie ochryple. – Przysięgam, że zakleję mu usta taśmą.

– Papier nożyce? – Wystawił w górę pięść, a ja z niemałym uśmiechem zacząłem z nim zabawę.

– Wygrałem – powiedziałem, gdy dwa razy z rzędu wybrałem odpowiednie gesty.

Ro z dumą zwlókł się z łóżka i wyszedł z sypialni w swoich czarnych getrach i czarnej bluzce. Już sporadycznie przychodził do nas w środku nocy, może ze względu na swój wiek, chociaż z Ethanem zapewnialiśmy go, że to w porządku. Jeśli miał problemy ze snem lub koszmary, zawsze mógł przyjść do nas. Znacznie częściej jednak to  Ethan wstawał pierwszy, bo szedł do pracy, a wtedy Ro właził na jego miejsce i spał dalej. To nie była wina Ethana oczywiście, bo gdy to ja wychodziłem pierwszy, zastawałem Ro na moim miejscu, śpiącego przy młodszym ojcu.

Zaraz zerwałem się z łóżka, gdy doznałem omamów słuchowych. Bo przecież niemożliwym było, abym usłyszał, jak Damien krzyczy „nikt cię nie zapraszał, kuzynie”, prawda? Tak. Po prostu minionego dnia za dużo przed snem o nim myślałem i teraz zmysły płatały figle. Mimo to wyszedłem z łóżka w swoich spodniach dresowych i białej koszulce. Chwyciłem też okulary ze stolika nocnego i nałożyłem na nos. Wyszedłem z sypialni, a odgłosy kłótni stały się wyraźniejsze. Felix. Felix był na pewno. Zszedłem na parter z szybciej bijącym sercem i zmarłem, gdy na środku parteru Damien patrzył na Felixa z miną godną mordercy, a Felix wyrzucał mu wiązankę, dlaczego to właśnie on ma prawo być w tym domu. Ethan ze spokojem stał z boku i pił kawę, a Ro stał obok niego i podziwiał sprzeczkę. Zamrugałem oniemiały.

– Co się, kurwa, dzieje? – powiedziałem, skupiając na sobie uwagę każdego.

Damien jak na zawołanie przestał wyglądać na pewnego siebie, Felix uśmiechnął się szeroko, a Ethan odetchnął z ulgą. Najwidoczniej obecność dwójki z mojej rodziny była dla niego przytłaczająca z samego rana i to we wigilię.

– Myślę, że ich obu należy wyrzucić – skwitował Ro, pokazując na wujków palcem. – I wracamy spać.

– Idealny plan – ucieszyłem się. – Ethan, wywal ich.

– Co?! – Prawie zakrztusił się kawą. – To twoja rodzina!

– Ty jesteś moją rodziną, a ich nie znam.

– Plus jeden. – Ro zadarł głowę do góry, a Ethan mruknął tylko coś pod nosem.

– Gabe – odezwał się Damien, a mnie aż zmroziło. Znowu. Nie widziałem go od dobrego roku. Powoli na niego spojrzałem. Niepewny jego osoby. Felix patrzył po nas obu, Ethan także, czułem jego spojrzenie. – Wpadłem bez zapowiedzi, przepraszam za to.

– Odwiedziny? – Uniosłem brew.

– Zapraszałeś, pamiętasz? – Uśmiechnął się.

– Coś... możliwe... – Zacząłem sobie przypominać, ale nie sądziłem, że kiedykolwiek skorzysta z zaproszenia. Słowo padło. – Na święta?

– Jasne, chyba że to problem...

– Niespecjalnie – zapewniłem. – August już wcześniej wspominał, że przeze mnie nie może cię tu ściągnąć, a dopiero co wczoraj pozwoliłem na spotkanie z psychiatrą Ethanowi, więc zabierzesz się z nim.

– Co? Chwila, co? – Zszokował się, nie rozumiejąc mojego monologu.

– Kate zarobi na tej rodzinie więcej niż ja na kieszonkowym od Ethana za dobre sprawowanie – powiedział kąśliwie Ro, bawiąc mnie przy tym.

– Może dlatego nie stawia mnie na nogi.

– Na pewno. Doi z nas – powiedział konspiracyjnie. – Zmieńmy dostawców.

– Pomyślę nad tym.

– Absolutnie nie! – wtrącił Ethan. – Dopiero co zgodził się na moje spotkanie z Kate. Dowiem się o was pikantnych rzeczy i nie dam wam żyć.

– A ja tu przyszedłem, bo mama truje, że chce was na wigilii – dodał Felix, który poczuł się pominięty. – Mogę powiedzieć im, że przyjechałeś – powiedział trochę z łaską do Damiena.

– Dzięki, obejdzie się – odpowiedział mu równie kąśliwie. – Przyjechałem do Gabriela, nie do ciebie.

– August to twój wuj, nie bądź kutasem!

– Wybacz, mamy to najwidoczniej dziedziczne. – Uśmiechnął się, a ja podszedłem do niego i zarzuciłem mu ramię na barki, zaskakując go przy tym.

– No właśnie, Felix, Damien czuje się pominiętym starszym bratem w tej rodzinie. Nie możesz go winić, że jest o ciebie zazdrosny.

Poczułem, jak coś twardego wbija się w mój bok. Odskoczyłem od brata, który właśnie piorunował mnie wzrokiem, podczas gdy nasz kuzyn poczuł się rozbawiony.

– Och, to tak! Dlatego mnie nie lubisz! Bo ci brata ukradłem? – Nie mógł uwierzyć w ten absurd. – Litości!

– Przyjechałem po prostu spędzić z nimi trochę czasu, nie wkurwiaj mnie – warknął w odpowiedzi.

– Z nimi? – zauważa Ethan.

– Miałem na myśli Ro, ale ty też możesz być.

Ryknąłem śmiechem, a gdy Ethan się skrzywił, nie mogłem nie poklepać brata po ramieniu i powiedzieć, że jego wizyta mogła uratować mój podły nastrój. Ethan wcale nie zmienił nastawienia do Damiena, dalej był w jego towarzystwie niepewny i spięty. Mimo to pyskował mu zwrotnie, a gdy jako jedyny w tym domu chwalił imię Edward, Ro od razu znalazł sojusznika w wujku, który nie rozumiał absurdu staroświeckiego imienia. Zbili sobie piątki. Starszy rozstawiał prezenty pod choinką w saloniku i zapowiedział, że będzie sprawdzał, czy ktoś już jakiegoś nie otworzył.

– Nie przyjdą, bo Damien przyjechał – powiedział Felix do telefonu.

Siedzieliśmy przy stole. Zdjąłem swoje okulary, żeby przetrzeć oczy, bo mimo iż siedzieliśmy na dole od dobrej godziny, ja wciąż byłem w piżamie i nie włożyłem soczewek. Ethan za to już się uspokoił i podziwiał zapał Ro do wujka, z którym dość sporo rozmawiał. Chociaż oni mieli dobre szanse na relację.

– No Damien... – powtarza Felix, zerkając w naszą stronę. – Nie sądzę... Już! – fuknął i podsunął komórkę pod Damiena, który odstawił kubek z kawą i spojrzał na niego zaskoczony. – Tata chce z tobą porozmawiać.

Damien mlasnął i kliknął głośnomówiące, odkładając urządzenie na blat między nami.

– Witaj, August – przywitał się.

– Ja ci dam August! – warknął, a ja parsknąłem. – Z czego się cieszysz, Hammond? Że ty i twój durny starszy brat nie potraficie do własnego wuja wuju mówić? Jesteście jak chwasty, ilekroć was upomnę, wy i tak robicie swoje.

– Po prostu darzymy cię szacunkiem – wymyślił starszy z uśmiechem na ustach. Felix stanął za nami i również przysłuchiwał się rozmowie. Nawet Ro i Ethan wyszli z kuchni, aby być świadkami tej wiekopomnej rozmowy.

– Chłopcze, nie prowokuj mnie – pogroził. – Ani ty, ani tym bardziej twój braciszek nie z tych pobudek tak do mnie nie mówicie. Mniejsza z tym, zrobię wam pranie mózgów, jak wpadniecie. Hazel zaprasza wszystkich na święta.

– Dring, nie skorzystamy – wtrąciłem. – Siedzimy w domu z Ethanem i Ro. Ewentualnie nieproszonym gościem będzie Damien. Wy co najwyżej możecie wpaść w pierwsze lub drugie święto.

– I co ja mam powiedzieć Hazel?

– Damien, idź do nich na święta – zarządziłem.

– Nie ma mowy – odparł od razu.

– To świetny pomysł! Mamy wolny pokój, zapraszamy.

– Wynająłem już hotel.

– Vazz, nie denerwuj mnie ty też – odburknął August. – Macie wpaść wszyscy w pierwsze święto, a w drugie my zwalimy się do was. Nie przyjmuję żadnych kompromisów. Czy to jasne?

– No nie wiem... – zacząłem marudzić.

– Jeśli się nie zgodzisz, zwolnię cię i dopilnuję, żebyś nigdy więcej nie miał styczności z tym idiotą moim synem.

– Hej! – wtrącił się obruszony.

– Zgoda. Świetny pomysł. Od początku chciałem tak to rozwiązać – zgodziłem się natychmiastowo.

– Pewnie, wszyscy wiedzą, jak wziąć cię pod włos – dodał Ethan. – Pogrozić ci brakiem pracy i już jesteś cały na tak.

– A ja myślałem, że to ze względu na mnie – zasmucił się Felix.

– Damien, a ciebie zapraszam do nas – odezwał się August. – Mówię poważnie, musimy porozmawiać. Skoro już jesteś na miejscu, możemy to zrobić w cztery oczy.

– Faworyzujesz bratanka – zauważam żartobliwie.

– Udam, że tego nie słyszałem. Widzę cię u siebie, adres poda ci Felix lub Gabriel. Wesołych Świąt wam wszystkim.

– Wesołych! – odpowiedzieliśmy wszyscy chórem.

Połączenie zostało zakończenie, a telefon zabrany przez właściciela ze stołu. Damien spojrzał na mnie.

– Nie odpuści, prawda?

– Nope. – Sięgnąłem kanapkę z talerza Ro, który zbył to tylko wzruszeniem ramienia.

Naprawdę zapowiadały się święta w rodzinnym gronie. Nie poznałem prawdziwych motywów brata, ale z drugiej strony nawet nie korciło mnie pytać. Postanowiliśmy zacząć z czystą kartą i to też robiliśmy. Coś poprzestawiało się w głowie Ethana, bo teraz puszył się jako pan domu i nie dał sobie przemówić ani zdominować Damienowi. Wszyscy to widzieli, a słowa mojego brata, że Ethan nic się nie zmienił, tylko mnie rozbawiły swoją prawdziwością. Ro nie miał problemów z nawiązywaniem relacji z wujem i czerpał z tego całymi garściami, a wujek nie miał wyjścia; udzielał wyczerpujących odpowiedzi. Rok to całkiem dużo, a najwidoczniej młody musiał sobie postawić jakieś cele przy kolejnej wizycie u wujka. Musiał je właśnie spełniać.

Krótko przed wigilią siedziałem w pokoju i czytałem. Gdy przyszedł czas szykowania wszystkiego, planowałem zejść. Zatrzymałem się jednak przy balustradzie i podsłuchałem niechcący rozmowę mojego brata z moim synem...

– Jeśli się skapnie, to nam obu się oberwie – powiedział cicho Damien.

– To przecież August dał mi twój numer – odpowiedział mu spokojnie. – Więcej wiary.

– Mówi to jedenastolatek – przypomniał z drwiną.

– Hej, ten jedenastolatek musi myśleć za was, dorosłych.

– Jasne. Jestem tutaj tylko dla twojego planu. – Zamarłem i schowałem się trochę w głąb korytarza.

– Przecież nie wyrzucili cię z domu. Nie marudź, znam ich na wylot – powiedział ze słyszalną dumą.

– Szalony dzieciak, ale abyś nie wyrósł na zbira, bo wtedy będzie konflikt interesów.

– Gorzej być nie może.

Damien zaczął się śmiać, a ich rozmowa dobiegła końca. Nie rozumiałem z niej za wiele. Czy mój brat przyjechał tutaj ze względu na telefon od Ro? Czy mały zaplanował święta razem i nic nikomu o tym nie wspominał? Chciałem i musiałem się tego dowiedzieć, ale na razie wypadało zachować pozory. Zszedłem i pomogłem Ethanowi w kuchni. Uśmiechnął się na mój widok i przelotnie pocałował, aby zaraz powrócić do pracy. Ani ja, ani on nie byliśmy wybitnymi kucharzami, często posiłkowaliśmy się przepisami, ale Ro chyba miał wrodzony talent do kuchni, bo doprawiał wszystko na oko i zawsze było smacznie. Czasem sięgał po konkretny przepis, ale po dwóch razach miał go już w głowie i robił wszystko na czuja. Bez wagi, bez miarek. Skłamałbym, gdybym powiedział, że sami wszystko w te święta przygotowaliśmy. Ro, jako dziecko, maczał swoje paluchy w każdym daniu i krytykował nas, jeśli za mało doprawiliśmy, chociaż słowo daje, nam smakowała wersja beta. Jego jednak była lepsza i nie mogliśmy się kłócić.

Wszystko wydawało się takie... dziwnie na swoim miejscu. Każdy przy stole, brak napiętej atmosfery. Rozmowy bezpiecznie dryfowały od tematu do tematu, żaden nie wymagał poświęceń. A gdy zeszło na partnerkę Damiena, też tylko mruknął, że może jest, a może nie. Drążyliśmy, oczywiście. Nie odczuwał potrzeby dzielenia się czymś, co jeszcze nie było trwałe i pewne, dlatego przyleciał sam. Niby celowo zahaczałem o powód jego przylotu, ale ten za każdym razem był gotów na moje przeszpiegi. Dobry był, ale co się dziwić, skoro był agentem.

Prezenty pod choinką chyba cieszyły każdego. Co prawda ja i Ethan nie przygotowaliśmy niczego dla Damiena, ale przecież nawet nie wiedzieliśmy, że spędzimy te święta z dodatkową osobą przy stole. Chłopak podszedł do tego na spokojnie i stwierdził, że sam fakt przyjęcia go traktuje jak prezent. Ro pierwszy podbiegł do choinki i podniósł coś, co sam pod nią postawił. Podał paczkę Ethanowi, a ja byłem cholernie ciekaw, co też wykombinował ten łobuz. Chłopak otwierał powoli, stresował się, gdy trzy pary oczu były skierowane właśnie na niego, zamiast odpakowywać swoje. Po chwili zawahania się wyjął z pudełka... aparat fotograficzny wraz z albumem na zdjęcia. Spojrzałem zaskoczony na Ro, który jednak wytrwale wyczekiwał reakcji młodszego ojca. Damien uśmiechał się tajemniczo i coś przeczuwałem, że to on pomagał mu w doborze prezentów, jak nie sam dokonywał zamówień.

– To... naprawdę dla mnie? – spytał oniemiały.

– Żebyśmy się zrozumieli, nadal nie lubię, jak ciągle chcesz wszystko uwieczniać – obruszył się, zakładając ramiona na klatce piersiowej. – Ale zniszczyłem przypadkowo ten stary... naprawdę nie zrobiłem tego celowo, więc...

– Przecież ci wierzyłem! – zapewnił go od razu. – Nie musiałeś...

– Dobra! – Zarumienił się, dlatego szybko sięgnął drugą paczkę, która była już dla mnie. Z dumą ją odebrałem i szykowałem się na taką samą dawkę stresu, jaką dostał Ethan.

Moja była trochę większa i bardziej dzwoniła. Potrząsnąłem nią delikatnie, aby niczego potencjalnie nie uszkodzić, a zaraz potem zerwałem papier i byłem gotów zobaczyć wszystko. Wszystko oprócz winowajcy ostatnich skaleczeń dłoni u Ro. Wiedziałem, że zrobił to własnoręcznie, bo pamiętałem, jak zamawiał z mojego konta różne ozdóbki i druty wraz ze sznurkami. Wtedy nie rozumiałem, na co mu to, ale teraz wszystko stało się jasne. Prezent dla mnie miał już zaplanowany od dwóch miesięcy.

– Duży! – stwierdził Ethan. – Sam go zrobiłeś?

– Nie? Kupiłem na Amazonie – powiedział z ironią.

Łapacz snów był czerwono czarny z akcentami złota, z którego były stworzone małe dzwoneczki i kuleczki. To było piękne. Dał mi go, wiedząc, że sporadycznie miewałem koszmary i problemy ze snem. Nie stracił na mnie majątku, nie kupił niczego elektronicznego, nie poszedł na skróty; stworzył coś własnoręcznie. Poświęcił czas i skaleczył się, żeby to zrobić. Nic nie ucieszyłoby mnie bardziej niż właśnie taki prezent. Przemyślany i trafiony.

– Dziękuję, jest idealny – powiedziałem z szerokim uśmiechem. – Przywiesimy go nad łóżkiem.

– Ok – speszył się, a po chwilowym wahaniu, zerknął pod choinkę.

– No bierz dla siebie – powiedziałem.

Sięgnął niepewnie po paczkę, którą położyłem tam wraz z Ethanem, który właśnie znów się zestresował. Mógłbym przysiąc, że Ethan w dalszym ciągu skrycie obawiał się, że Ro go odtrąci. Wybór prezentu na urodziny czy święta był dla niego katorgą, a te dwa wydarzenia dzieliło raptem kilkanaście dni. Dopiero co kupował Ro kartę pamięci, bo sam się upomniał, że by się mu przydała. Coś czuję, że zrobił to wtedy celowo, ale nie miałem pewności.

Rozdarł delikatnie papier ozdobny i zobaczył dużych rozmiarów pudełko. Westchnął ciężko, przygotowując się na zawartość. Nie dał nam żadnej podpowiedzi odnośnie prezentu, ale fakt, że kupowaliśmy wszystkie razem, zawsze go trochę podbudowywał. Pokrywka znalazła się na podłodze, a Ro wciągnął gwałtownie powietrze. Jego oczy zalśniły, a ja starałem się pohamować śmiech.

– Co tam jest? – szepnął siedzący przy mnie Damien, próbując zerknąć za plecy chłopca.

– Ja mam swoją piętę Achillesa w postaci pracy, a taką piętą Ro jest...

– Boże! – krzyknął, a ja nie wytrzymałem i zacząłem się śmiać. Ethan wreszcie odetchnął z ulgą. – Skąd to macie?!

Wyciągnął z pudła czarną pościel, na której były błękitne i białe nadruki waty cukrowej. Gdy zamawialiśmy ją według własnych wymagań, Ethan przeczuwał katastrofę. Nie oszukujmy się, Ro może chodzić tylko ubrany na czarno, ale jeśli coś ma motyw waty cukrowej, to nawet jeśli nie jest to zjadliwe, on chce to mieć. Trochę jego wstydliwy sekret, ale dopóki był dzieckiem, mogliśmy bez przeszkód mu kupować takie głupoty.

Na podłogę zaraz wyleciała też mała paczka waty, a pod pościelą w pudełku były jeszcze inne słodycze oraz etui na telefon z tą samą grafiką. Czarne, błyszczące i z puszystą watą.

Byłem tak rozbawiony wraz z Ethanem i Damieniem, że nie dostrzegłem, jak chłopiec w ciągu sekundy znalazł się między mną a drugim ojcem i zaczął nas przytulać.

– Jesteście super! – powiedział radośnie.

– Ode mnie case, a od Gabe’a słodycze. Pościel to takie wspólne – wyjaśnił.

– Teraz już nie będę wychodził z łóżka – zapowiedział groźnie, odsuwając się od nas.

– Jak to? – jęknął smutny młodszy. – A kto będzie z nami spał?

– Ethan, brzmisz jak pedofil – zauważa Damien, więc uderzam go w udo, na co parska śmiechem.

– Sam jesteś pedofil – odpyskował mu niczym pięciolatek.

– Brakuje pod drzewkiem prezentów waszej dwójki, więc nawet nie chcę wiedzieć, co wy sobie dacie – stwierdza Damien.

– Ach tak? – Wychylił się Ethan, więc odsunąłem się w tył, żeby mieli na siebie lepszy widok na tej kanapie. – To może weźmiesz Ro i pójdziesz do Sullivanów i nasz prezent ułatwisz?

– Pomyliłem się, z wiekiem robisz się zbyt bezczelny.

– I tak Felix miał po mnie przyjechać. – Ro wzruszył ramieniem, otwierając zaraz paczkę waty i wpychając ją sobie do buzi. – Możemy jechać razem.

– Okej – zgodził się. – Wywalać dziecko z domu – powiedział pod nosem.

– Ciebie mam większą ochotę wywalić – stwierdzam, ale mój uśmiech mnie zdradzał, bo i zaraz u Damiena się pojawił podobny.

Gdyby to była kochanka, to popsułbym ci szyki, kwiatuszku, a tak nie pozostawiasz mi pola do zemsty.

– To młodszy musi psuć humor starszemu, nie na odwrót.

Odrzucił głowę do tyłu i zaczął się bezgłośnie śmiać. Potem przeszliśmy do prezentów od Damiena, aby ten mógł zaraz zabrać się z Felixem i Ro do Sullivanów. Ro dostał od wujka prezent, który dopiero miał dojść po świętach ze względu na opóźnienia u kurierów. Ale miała to być tapeta, którą mieliśmy wyłożyć na jednej ze ścian. Służyła ona do zapisywania na niej informacji, wymazywania i możliwości zapisania kolejnych. Była też dobra do zawieszania na niej zdjęć pineskami lub jakichś fiszek. Ro wyglądał na zachwyconego, więc skoro utrzymywali kontakt, to poinformował wujka o swoich marzeniach związanych z istnieniem takiej tapety lub po prostu ściany do zapisków. Cóż, jako ojciec nie miałem o tym pojęcia.

Ethan za to dostał mały zestawik startującego nauczyciela, który patrzył na to sceptycznie. Był tam kubek z napisem „jak wystygnę, będę zły”, notes z grawerem „dla poważnego matematyka” oraz dość drogie pióro, które jako jedyne nie miało nic ośmieszającego na sobie. Nie powiem, bawiło mnie to i mogłem przysiąc, że Ethan również doceniał ten gest.

W mojej paczce natomiast była butelka drogiego i rocznikowego wina, na co zagwizdałem. Musiał dowiedzieć się o moich upodobaniach od Augusta, bo raczej nie ode mnie. A może? No tak, był jeszcze mały szpieg, który zapewne donosił mu na mój temat. Oprócz tego w środku był także komplet sześciu zdobionych kielichów. No i na samym dnie, zaraz pod nimi, była książka, o której mówiłem ostatnim czasem. Chciałem ją kupić, ale nie opłacało mi się jechać do księgarni po jedną, wolałem uzbierać dłuższą listę. Spojrzałem na Ro, który jak chomik miał wypchane policzki i od razu odwrócił wzrok. Już miałem pewność, że miałem pod dachem szpicla.

Jeszcze przed jego wyjściem i pojawieniem się kuzyna, zaproponowałem mu lampkę wina, ale ze swojej kolekcji piwniczanej. Wraz z Damienem i Ethanem wznieśliśmy swego rodzaju toast za kolejny rok, który upłynął nam bez większych zmartwień. Chłopiec nie był nawet zainteresowany nami, bo już siedział w pokoju i przebierał pościel, aby móc spać kolejnej nocy w świeżej. Cały ten dzień był zaskoczeniem, ale finalnie kończył się przyjemnie. Ja i brat z uśmiechami na twarzach, Ethan u mojego boku, który również dorósł do swojego nowego życia. I to właśnie on zawołał Ro na dół i ubłagał go o pamiątkowe zdjęcie tych świąt. Pierwsze moje zdjęcie z bratem. Tylko na jednym chłopiec zgodził się być, więc zaraz zniknął, a Ethan jeszcze pokusił się o kilka ze mną, jedno z Damienem oraz jedno moje z Damienem. No cóż, trochę narzekań i przeklinań go w głowie, ale i tak mogliśmy za jakiś czas wspominać ten dzień, jakby był odległym wspomnieniem. Może dlatego mój brat poprosił Ethana o przesłanie mu mailem części z nich, aby on też mógł je mieć.

Kolejne dni świąt tylko spotęgowały liczbę fotek. Damien nie miał już tylko tych z nasza trójka, ale także z kuzynem, wujem i ciotką. Był ewidentnie zmęczony, ale w ten pozytywny sposób. Spędzał święta wśród biologicznej rodziny. Może dlatego wszyscy w te magiczne święta zrobiliśmy Augustowi prezent i zaczęliśmy do niego mówić tytułem, a nie po imieniu. Był naszym wujem. Więc gdy stanęliśmy przy nim jak bracia i mówiliśmy do niego właśnie w ten sposób, widziałem, jak jego oczy się zaszkliły, co szybko odganiał mruganiem.

– Po świętach nie będę tego robił – zapowiedział cicho Damien.

– Kto po świętach będzie miły dla Augusta? – powiedziałem równie cicho.

Stuknęliśmy się kieliszkami i wypiliśmy za nasze postanowienie. Byliśmy wszyscy razem, a ja delektowałem się tą chwilą bez macek przeszłości, które już nie były w stanie mnie sięgnąć. Jakby moje dwie osobowości już nie istniały, było tylko tu i teraz. Głośne śmiechy i żartobliwe przekrzykiwanie siebie. Byli wszyscy, których kiedykolwiek chciałbym widzieć. Wszyscy razem. A pośród tego mogłem w spokoju spędzić czas z Ethanem, któremu w dniu wigilii dałem prezent, którego ewidentnie się nie spodziewał. Dwa równe pierścienie. Dwa dobrej jakości rzemyki. Mogliśmy nosić je na szyjach lub palcach, dowolność. Nie planowaliśmy nigdy małżeństwa, więc pomyślałem, że dlaczego nie zrobić czegoś w naszym stylu? Czegoś na opak. Dla niego był to gest, który pokazywał, jak poważnie go traktuję. Nie spodziewał się, że za tymi pierścieniami była też pewna możliwość.

– Jeśli kiedykolwiek... najdzie cię ochota, abyśmy byli pełnoprawną rodziną bez tych całych papierów i obietnic przed urzędnikiem... możesz w każdej chwili przyjąć moje nazwisko. Zaproponowałbym, że przyjmę twoje, ale musiałbym wtedy też zmieniać nazwisko Ro, a to upierdliwe, więc przepraszam, że znów musisz się dostosowywać do mnie.

– Ty... proponujesz, żebym miał twoje nazwisko? – spytał, będąc w szoku.

– W każdej chwili – potwierdziłem. – Ale to też nie tak, że jeśli tego nie zrobisz, to będzie mi przykro. Absolutnie cię nie zmuszam, to nie jest wymóg ani test. Po prostu uznałem, że powinieneś mieć świadomość, że jeśli tylko poczujesz się gotowy, to możemy istnieć jako... małżeństwo. – Uśmiechnąłem się. – Z nazwiskiem czy bez już się mnie nie pozbędziesz. Nie pozwolę cię odbić żadnemu innemu.

Pochyliłem się i leniwie całowałem jego usta. Odwzajemnił pieszczotę, szczerząc się coraz bardziej.

– No nie wiem, czy w ogóle byłbym skłonny pomyśleć o innym, mając syna i takiego ugodowego faceta.

Przysunął się do mnie bliżej i zaczął całować. Noc wigilijna była spędzona razem, a mój prezent nie okazał się felerny. Czułem, że te słowa dały Ethanowi swego rodzaju zapewnienie, że cokolwiek by się działo, jego miejsce zawsze będzie tutaj, wśród jego rodziny. 



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty