Intertwine Dodatek 5
Przemierzałem ulice szybciej, niż
pozwoliłby mi na to ojciec. Jedno niefortunne mrugnięcie mogło kosztować czyjeś
życie. Mimo to wybierałem ulice, które nie były zatłoczone, nie posiadały
sygnalizacji. Nie było tego dnia pogodnie, chmury zakryły praktycznie każdy
czysty skrawek błękitnego nieba. Nie przeszkadzało mi to, wolałem chłodniejsze
klimaty, a gdy tylko myślałem o cieple, na myśl przychodziła mi tylko
Australia, której dogłębnie nienawidziłem. Jak moi rodzice mogli tam mieszkać?
Ledwo znosiłem tam kilka dni, co dopiero lata.
Zatrzymałem się zręcznie swoim
czarnym ścigaczem przy posesji domu Kate. Przyjeżdżałem do niej rzadziej, niż
te kilka lat wcześniej. Kobieta była już sędziwa i miała rodzinę, a więc znacznie
mniej czasu poświęcała swojej prywatnej klinice. Ja i Gabriel jedna
stanowiliśmy swego rodzaju wyjątek. Byliśmy dla niej ważnymi przyjaciółmi, nie
tylko pacjentami. Nasze wizyty i tak zostały ograniczone i trudno było się
dziwić. Moje problemy z otoczeniem się skończyły, a przynajmniej ograniczyły do
minimum. Pamięć sprzed poznania Gabriela nie istniała, nikt mnie nie oceniał z
tego powodu.
Mój ojciec to trochę bardziej
skomplikowana układanka. Twierdziła, że to on ograniczył wizyty u niej, ona
chciała nawet podczas ciąży z nim rozmawiać, wspierać go. Co tu się dziwić?
Czasem ukrywał swoje prawdziwe motywy pod skórą, ale na pewno zależało mu na
Kate. Obarczanie ją jednym i tym samym podczas ciąży mogło być wyczerpujące.
Mimo to po urodzeniu nie zmienił zdania, a nawet ograniczał ich sesje jeszcze
bardziej. Obecnie spotykali się raz na miesiąc, czasem raz na dwa.
Co prawda na jego miejsce wskoczył
Ethan, ale to też nie tak, że on potrzebował wybitnie pomocy terapeutycznej.
Chciał nas zrozumieć i pomóc. Dostał tyle informacji, ile powinien i to mu
wystarczyło. Odwiedzał ją czasem, aby się czymś podzielić, bo z tego co
wiedziałem, już poradził sobie ze swoim fetyszem. Gabriel i Ethan tylko czasem
zachowywali się jak pojeby, ogólnie byli jak każda inna, para. Myślę, że
adopcja Elin im mocno pomogła w nudnej codzienności. Ja dorosłem, więc teraz
swoją uwagę skupili na młodej.
Moje schodzenie z motocykla przerwał
telefon. Sięgnąłem go z kieszeni czarnej kurtki i zaraz odebrałem, przykładając
do ucha. Przerzuciłem nogę za maszyną.
– Leslie, czego zapomniałem? – pytam.
– Odpowiedzieć mi na pytanie. Wpadasz
dziś na noc?
Zacząłem kalkulować w swojej głowie
moje plany na wieczór i kolejny dzień. Ruszyłem niespiesznym krokiem w stronę
domu Kate, ale odbiłem w bok, aby przemknąć do dobudówki, która była jej
gabinetem, w którym przyjmowała pacjentów.
– Potencjalnie – odpowiadam
wymijająco. – Jeśli starzy niczego nie wymyślili, to mógłbym wpaść.
– Ej, nie zmuszam cię, prawda? –
zasępił się. – Nie musisz.
– Chcę – zapewniłem, przystając przy
białych drzwiach ze złotą klamrą po ich środku. – Leslie, nie zmuszam się do
przyjaźni z tobą. Ile razy to wałkowaliśmy?
– Wiem – zaśmiał się nerwowo. – To
tak wiesz... zawsze bezpieczniej.
– Wziąłeś leki?
– Głupio pytasz.
– Leslie, to nie odpowiedź. Wziąłeś
je czy nie?
– Wziąłem, bro*. Muszę jechać na te idiotyczne diagnozy, nie mógłbym ich teraz
nie brać.
Wiedziałem, on też o tym wiedział,
ale co to zmieniało? Przekonałem się w życiu, że wiedza niekoniecznie chodzi w
parze z czynami. Możesz wiedzieć, że zabijanie jest złe, mimo to pociągniesz za
spust, bo tak jest ciekawiej. Zabawniej. Niestety Leslie należał do osób, które
na pierwszy rzut oka wydawały się normalne, zdrowe i silne. Daleko mu było do
tych określeń. Chorował i miał za sobą już dwie nieudane próby samobójcze.
Pierdolił non stop, że nie pasuje do tego świata, a jego choroba niewydolności
serca to tylko wisienka na torcie. Po co zwlekać? Można zabić się już. Tak
powtarzał często przez telefon. Spędził pół roku w zakładzie zamkniętym, a po
wyjściu zachowywał się inaczej. Może zdrowiej, tak sądziłem.
Leslie jednak wciąż nie był na
półmetku swojego leczenia. Musiał brać więcej leków, niż ja mogłem zliczyć i to
nie tylko na choroby psychiczne, ale też cielesne. Czekał w kolejce na
przeszczep, na szczęście miał dobre rokowania i nie był potrzebny na wczoraj.
Jego ciało wciąż było silne, słabsze od mojego, to oczywiste, ale wciąż dawał
radę wejść na trzecie piętro bez omdlenia.
Przyjaźniłem się z nim od
podstawówki, mniej więcej dwunastego roku życia. Pięć lat to zdecydowanie za
długo, aby pozwolić mu się poddać w walce.
– Diagnozy to... Dobra, pogadamy jak
przyjadę wieczorem, okej? Nie dostawaj padaczki do tego czasu, świrze.
– Nie dostanę, kostucho. Luv ya!
Wywróciłem oczami i się rozłączyłem.
To były nasze zwyczajne przezwiska. Moje pochodziło od zamiłowania do czerni, a
jego od szalonych pomysłów wraz z kolorowymi i błyszczącymi ciuchami. W tej
kwestii przypominał mi niestety Ethana. Gdyby nie był spoko, na pewno omijałbym
szerokim łukiem.
Uniosłem dłoń do klamry i zastukałem
nią w drzwi. Te otworzyła Kate niemal natychmiast, jakby od początku pod nimi
stała i podsłuchiwała. Jej niewinny uśmiech tylko mnie w tym utwierdził.
Wszedłem do środka i zacząłem zdejmować kurtkę. Chciałem mieć to już za sobą.
Usiadłem na fotelu, rzucając skórę na jego oparcie. Zasiadła na drugim fotelu,
tym naprzeciw mojego.
Dziś wyglądała jak zwykle świeżo z
przylegającymi legginsami koloru czarnego, kremowych balerinach z ostrym
czubkiem oraz tego samego koloru luźnym sweterkiem. Wzięła do ręki swój notes i
pstryknęła długopisem, aby być gotową do sporządzania notatek. Kiedyś fascynował
mnie jej zawód, ale z czasem zaczął przerażać. Właziła ci do głowy i jak bardzo
byś się nie bronił, diagnoza powstawała w kilka dni.
– Witaj, Ro. – Znów się uśmiecha, a
jej oczy błysnęły z ekscytacji. Zły znak. – Jak ci minął dzień?
– Jak zwykle – odpowiedziałem
zwięźle, do czego przywykła.
– Co u twojego przyjaciela?
– Oczywiście, że słuchałaś. –
Prychnąłem. – Leslie się trzyma. Jeszcze.
– Jak masz jakieś podejrzenia, zgłoś
je. Przecież wiesz, jak poważnie może na nas oddziaływać psychika. Spytam raz
jeszcze; jak czuje się Leslie?
Spojrzałem w jej oczy. Żadne z nas
nie odpuszczało. Ona musiała nauczyć się wytrwałości już lata temu, a ja byłem
na tyle bezczelny, że nie uginałem się przed wyzwaniem. Mimo to wiedziałem, że
Kate traktowała Leslie poważnie z racji na moje opowieści. Był moim
przyjacielem, chciałem mu pomóc, dlatego często pytałem ją o radę nawet głupim
esemesem. Nie było sensu ukrywać podejrzeń i tak bym jej o nim powiedział.
– Niedługo ma spotkanie z psychiatrą.
Ocenią jego stan. On... – Spojrzałem na swoje dłonie. – Może wrócić do
szpitala.
– To dobrze – powiedziała bez
skrupułów.
Zacisnąłem zęby. Oczywiście, że
dobrze, ale czy to na pewno by mu pomogło? Już raz tam trafił i średnio zdało
to efekty.
– Gabrielowi to pomogło – wyjaśniła,
jakby czytała mi w myślach. Uniosłem spojrzenie. – Przecież wiesz, że był
zamknięty, bo próbował się zabić. Jego psychika podzieliła się na połowy.
– Uważasz, że jest zdrowy?
Zmrużyła powieki, znieruchomiała
ciałem. Zadałem jej pytanie, którego się nie spodziewała. Nie wiedziałem, o
czym rozmawia z Gabrielem na tych pojedynczych spotkankach, ale po jej postawie
mogłem stwierdzić, że i ona nie do końca cieszy się z takiego obrotu spraw.
Martwił ją dystans, którego ona najwidoczniej nie polecała.
– A ty nie? – odbiła piłeczkę.
Sprytnie.
– Jesteśmy z sobą szczerzy, więc...
nie.
Oparłem się wygodnie w fotelu,
podpierając sobie głowę na dłoni. Czekałem na jej setki pytań o stan zdrowia
ojca, bo tylko ja byłem jej prawdziwym źródłem wiedzy na jego temat.
– Czemu tak mówisz? Podejrzewasz złe
zachowania swojego ojca? Coś cię w nim niepokoi?
– Wierzysz, że można wyzbyć się chęci
mordu? – Odwracam wzrok na lewo. Miała całkiem
ładną oszkloną gablotę, za którą chowała nagrody i zdjęcie z mężem.
– Pomogliśmy Ethanowi z jego
masochistycznymi popędami, więc owszem, wierzę, że i te sadystyczne się da.
– A ja myślę, że to nie takie proste.
– Nie wspominałam o stopniu trudności
tego przedsięwzięcia. Do czego zmierzasz?
Milczałem, a ona dostatecznie długo
wytrzymała moje spojrzenie. Westchnęła ciężko i przymknęła powieki. Zaraz
jednak je otworzyła i uśmiechnęła się jak na początku.
– Jak twoja relacja z Elin?
Dogadujecie się?
– Dlaczego mielibyśmy nie?
– To ja na razie zadaję pytania,
odpowiadaj – powiedziała surowo, a jej uśmiech sprawił, że zabrzmiało to
jeszcze okrutniej. Była na mnie zła.
– Owszem. Elin jest spoko siostrą.
– Nie czujesz zazdrości? – Zaczęła
coś notować.
Korciło, aby odbić temat pytaniem,
ale ugryzłem się w język, zanim do tego doszło. Ona i tak zdawała sobie z tego
sprawę, bo parsknęła cicho.
– Nie, nie czuję. Elin skupia na
sobie większość uwagi Ethana. Tym lepiej. Mogę skupić się na sobie.
– Na pewno? – Uniosła podejrzliwie
brew. – To nic złego, gdy starsze z dzieci czuje zagrożenie, bo uwaga rodziców
jest przerzucana na młodsze.
– Elin wymaga jej więcej niż dorosły
ja.
– Odpowiadasz dyplomatycznie. –
Wyprostowuje się z miną wyrażającą współczucie.
– A jak mam odpowiadać? Och, wybacz.
Nie dałaś mi pozwolenia na pytanie, więc pomilczę.
– Ro, Ro... – Pokręciła głową. – Nie
jestem twoim wrogiem.
– Posiedzę te paręnaście minut w
ciszy. Mam dość tej sesji.
– Ro – upomniała mnie, ale ja już
zamknąłem oczy i mogła mówić do ściany.
Wiedziała, że siłą nie ugra niczego.
Wiele razy ignorowałem jej słowa i pytania, a gdy dochodziło do punktu
krytycznego, wyłączałem się w ogóle z życia i czekałem do końca spotkania. W
większości przypadków pozwalała mi na to, mówiąc, że to według mojego tempa będziemy
pracować, a nie jej. Jeśli będę gotów odpowiedzieć, odpowiem. Nic na siłę.
Teraz było inaczej, czułem jej negatywne wibracje, jej niepokój. Po paru
minutach otworzyłem oczy i ze spokojem ducha patrzyłem wprost na zmarszczkę
między jej brwiami. Patrzyła w swoje dokumenty, ale jakby to nie one powodowały
zadumę. Kolejne minuty. Czas minął, ja siedziałem. Spojrzała na mnie
zaskoczona, że jeszcze nie wybiegłem.
– Skoro skończyliśmy wizytę...
powiedz mi prawdę, Kate. O co chodzi z Gabrielem? Co cię martwi?
– To, co mówi twój ojciec...
– Nie pytam o jego zeznania z sesji –
odzywam się agresywnie. – Chodzi mi o twoje... jakby to ująć? Spekulacje.
Dlaczego już przestał pokładać w tobie nadzieję?
Zasępiła się, widziałam, jak teraz to
ona gryzie się w język. Nigdy nie powiedziała mi nic na temat Gabriela, zawsze
podpytywała delikatnie o jego osobę, ale nie sugerowała niczego. Coś w tej
kwestii się zmieniło, a ja miałem nawet świadomość, co to takiego.
– Ty mi powiedz. – Zrobiła się
poważna. – Czy Gabriel jest... zdrowy? Nie potrzebuje już rozmów ze mną? Ethan,
ty, przyjaciele, wystarczacie mu?
– Wygląda na zdrowego. Bierze leki,
pije wino, pracuje.
– Jeśli wiesz coś, o czym nie mówisz,
powiedz teraz. – Pochyliła się do przodu z ogromną nadzieją na twarzy. –
August, Damien... oni powinni wiedzieć, jeśli stan Gabriela się pogorszy.
– Mówiłaś, że wyleczyłaś go z tego
gówna.
– Bo wyleczyłam, ale...
– Nie ma „ale”, Kate. – Wstałem
gwałtownie, aż się wzdrygnęła. – Właśnie tu masz odpowiedź na swoje pytania
dotyczące Lesliego. Nic mu nie da kolejna izolacja. Wróci poskładany tylko na
chwilę, ale czy da się tak żyć wiecznie? Czy wy, psychiatrzy, naprawdę
pomagacie czy tworzycie tylko zasłonę dymną, która i tak opadnie?
Milczała. Wymownie milczała. Zrobiłem
w tył zwrot i wyszedłem, narzucając na siebie swoją kurtkę. Słyszałem, jak
mówiła za mną, że w każdej chwili mogę przyjść do jej domu i wznowić sesje.
Skorzystałbym, gdybym poczuł się skołowany. Dotychczas jednak znalazłem sobie
odskocznie w postaci sportu. Lubiłem pływać, dlatego wsiadłem na swój śmigacz i
pojechałem wprost na basen publiczny. Trasa zajęła mi kilka chwil, a moje nagłe
zjawienie się w szatni, a potem w wodzie nikogo nie dziwił. Nikogo, bo trener
Armandez przywykł, że ja często odreagowuje stres w ten sposób. Raz przyłapał
mnie nocą, ale zamiast wygonić, siedział na krześle i pilnował, abym się
przypadkiem nie utopił. Człowiek był moim małym autorytetem.
Zrobiłem dwa kursy od ścianki do
ścianki, a potem oparłem się dłońmi o brzeg, a na nich umieściłem policzek.
Prywatny basen, na którym właśnie pływałem, należał do miejscowych zawodników.
Ćwiczyli tutaj do turniejów, ale to nic zaskakującego. Armandez swego czasu był
na szkolnych zawodach i wyszukiwał nowe talenty. Tak mnie złowił. Jeszcze nie
zasiadałem na ławce zawodowców, ale już obiecywał mi na niej miejsce. Lesliemu
także. Ale on już nie mógł.
To tutaj go poznałem, nie chodziliśmy
do tej samej szkoły. Armandez złowił nas w różnym czasie; jego gdy miał
dwanaście lat, a mnie dopiero w wieku piętnastu. To niesprawiedliwe, że mój
przyjaciel już teraz żegnał się ze światową karierą, choć nawet jej nie
rozpoczął.
– Co zatapiasz smutki, kostucho?
Otworzyłem szerzej powieki, unosząc
głowę. Przede mną przeszedł właśnie Leslie i jak gdyby nigdy nic usiadł obok
mnie i zamoczył stopy w wodzie. Wyglądał na szczęśliwego i zdrowego. Patrzyłem
na niego dłuższą chwilę. Jego szare oczy miały w sobie coś kojącego. Moje
nazywane były oczami ćpuna, wiecznie duże źrenice. Prawda była taka, że miałem
nieprawdopodobnie ciemne tęczówki.
– Sesja u Kate nie poszła? – drąży
cierpliwie z uśmiechem.
Miał siłę się uśmiechać, gdy ja
wszystko analizowałem i dochodziłem do wniosku, że życie i ludzie są pojebani.
Dobrzy ludzie nie dostawali szans, a pojebani nie widzieli sensu w byciu
dobrymi. Cóż, nie dziwiłem im się gwoli ścisłości.
– Ja... pokłóciłem się z nią.
– Czemu? O co?
Był zaskoczony, ale to normalne.
Ostatnie sesje z terapeutką były sukcesem.
– O Gabriela.
– No tak, mówiłeś – zasępił się,
chlupocząc wodę nogami. – Nie lepiej pogadać ze starym? Albo wujem?
– Jak zadzwonię do Damiena, to rzuci
wszystko i przyleci – powiedziałem zrezygnowanie. – Jak powiem Augustowi, to
oberwie się Felixowi. A wiesz jaki finał jest każdej z trzech opcji? – Patrzył
na mnie w ciszy, wiedział, że to pytanie retorycznie. – Że i tak będę miał
dramę z Gabrielem. On... On jest...
– Przede wszystkim twoim troskliwym
ojcem, bro – przypomniał z empatią. – Kochasz go, on kocha cię, to się nie
zmieniło. Nie znamy się długo, ale akurat twoich ojców zdążyłem spotkać parę
razy. Są oderwani od rzeczywistości, ale patrzą na ciebie z czymś, czego każdy
dzieciak pozazdrości.
– Na ciebie rodzice też tak patrzą.
Widziałem to.
– No tak... – Skrzywił się, patrząc
przed siebie. – Ale nie rozumiesz, bo nie jesteś na moim miejscu. Gabriel
oddałby za ciebie życie, jestem tego pewien. Nie mógłby cię znienawidzić za
troskę.
Jego słowa brzmiały sensownie.
Widziałem wiele. Zabił, żeby mnie uratować, przygarnął mnie, gdy padłem do jego
nóg i nie chciałem puścić. Czytał do snu, gdy koszmary wracały. Uczył
cierpliwie i dosadnie. Był wyrozumiały, znacznie bardziej od Ethana. Ten
narzucał zasady, troszczył się do przesady, ale też robił to z miłości. Skale
ich uczuć były na swój sposób podobny, ale kompletnie różne. Leslie nie miał
pojęcia, jak dobrze ujął uczucia Gabriela w słowa. Oddałby za mnie życie, tego
akurat mogłem być pewien. Już je raz prawie przeze mnie stracił, a jeszcze
nawet nie znał.
Pokręciłem głową i postanowiłem
przemilczeć temat. Zamiast tego odskoczyłem i popłynąłem kolejną rundkę w
basenie. Powracając na start, przyjaciela nie było. Przez chwilę się
zastanawiałem, czy go sobie nie wyobraziłem, ale gdy tylko woda po mojej lewej
wydała dźwięk, niedowierzałem. Leslie wynurzył się spod tafli i zaśmiał głośno.
To nie było bezpieczne, lepiej, aby pokonywał długość basenu tylko w jedną
stronę, ale był upartym świrem.
– Jak się utopisz, nie będę cię
ratował – sarknąłem, popychając go.
– Od czego jest Armandez?
– Na pewno nie od dzwonienia po
drugiego, gdy pierwszy cierpi w samotności – powiedział głośno, przechodząc
obok nas.
– Oczywiście, że to pan po niego
zadzwonił.
– Jak zostawisz mi choć gram więcej
swojego lamentu w basenie, to moi pływacy będą pokonywać kamień milowy.
Uspokoić się, panienki.
Zniknął z naszego zasięgu, a Leslie
był na tyle zadowolony z siebie, że pacnął mnie i ruszył kolejny raz w stronę
przeciwnej ściany basenu. Serce podeszło mi do gardła. Z jednej strony był tak
cholernie szczęśliwy, że znów pływa, a z drugiej powinienem go powstrzymać.
– Wiesz, czego nie
warto robić w życiu? – powiedział niepokojąco Gabriel. – Żałować. I tak wszyscy
umrzemy. Nie marnuj nigdy czasu na bezsensowne analizowanie.
Nie mogłem uwierzyć, że to właśnie te
słowa ojca pojawiły się w mojej głowie. Podziałały na mnie, bo uśmiechnąłem się
i ruszyłem za przyjacielem. Leslie nie planował żałować pływania, nawet jeśli
miałby od niego umrzeć, więc dlaczego miałbym mu go zabraniać? Cholera, to jego
ostatnie lata życia, niech robi, co chce. Nawet w skoku na bank, jakby
poprosił, pomógłbym mu, bo żałować można tylko czegoś, czego się spróbowało.
Po wysuszeniu się w szatni, Leslie
wyglądał tak jak zawsze. Jego szare włosy układały się idealnie pocieniowane
pod czapką z daszkiem i sięgały mu połowy policzka. Cera była idealnie opalona,
a nie blada, zwiastując ciężkie stadium choroby, w której jeszcze nie był.
Biała koszulka luźno spływała na kremowe spodnie, a błyszcząca srebrna kurtka
prosiła o podpalenie. Wyglądał jak jebany odblask. Mimo to wyszliśmy razem z
pływalni. Podeszliśmy do mojego motocykla i jego podniszczonego volvo.
– Wiesz... – zaczął, obracając
nerwowo kluczyki w dłoni. To na nich skupił wzrok. – Nie trzymaj go dłużej w
niepewności.
– Słucham? – dziwię się, siedząc na
maszynie.
– Armandeza. – Spojrzał wprost w moje
oczy i czułem, jak wszystko w moim ciele się napina. – Powiedział mi swoje
przypuszczenie i wiem, że są prawdziwe. Bro... To, kurwa, szansa.
– Należy do ciebie – warknąłem,
zaciskając zęby.
– Do każdego. Dostałem ją ja –
wskazał na siebie palcem, a potem na mnie – dostałeś ją i ty. Naprawdę sądzisz,
że kradniesz mi miejsce? Przecież w drużynie były dwa. Nasze. Widziałem, jak
pływasz. Treningi mogłyby tylko polepszyć twój czas.
– Nie chcę.
Buntowałem się jak dzieciak. Wsunąłem
kluczyk do stacyjki, ale dłoń Lesliego na kierownicy uniemożliwiła mi szybką
ucieczkę.
– Ależ chcesz. Wzbraniasz się z
mojego powodu, a ja tego, kurwa, nie zniosę. Obchodzą się ze mną jak z jajem,
ile można? – Odsunął się rozdrażniony. – Tylko w wodzie czuję się wolny, ty
też, nawet nie musisz potwierdzać. Armandez widzi w tobie talent, uczyni cię
zawodowcem. Zgódź się. Dla nas obu, bro.
– Obu? – Uniosłem zaskoczony spojrzenie.
– Obaj wiemy, że ja nie zajdę tak
daleko bez nowego serca, a i tak nie wiadomo, czy się przyjmie i ile da mi
więcej życia. Jeśli będziesz spełniał się w wodzie, to ja zawsze będę cię w tym
wspierał. Będę tam, pod wodą, płynął razem z tobą. Jeśli to rzucić, bo ci się
znudzi, to też spoko. Chodzi mi o to, bro, że mogę cię wspierać, ale nie
hamować.
Rozumiałem jego przekaz, a oczy pełne
zdeterminowania tylko go potwierdzały. Armandez już miesiące temu złożył mi
propozycję dołączenia do licealnego klubu, abym mógł spełniać się w przyszłym
zawodzeni. Czy tego chciałem? Może w jakimś stopniu. Czy Leslie mnie hamował?
Nie, ja... nie potrafiłem sobie wyobrazić, że robię coś, czego on nie może.
– Nie marnuj czasu na bezsensowne
analizowanie – szepnąłem pod nosem słowa Gabriela.
– Hm?
– Rozumiem – powiedziałem głośniej. –
Zastanowię się, okej?
– Obietnica, kostucho? – Wyszczerzył
się.
– Obietnica, świrze.
Przybiliśmy sobie żółwika,
rozjeżdżając się w swoje strony. Ja pędziłem przez miasto do domu, aby
wieczorem wpaść do przyjaciela na wspólną nockę. Miałem sporo do analizowania.
Pływanie, przyszłość, Gabriel... Gdy tylko zaparkowałem w garażu obok aut
ojców, wszedłem do domu. Rozległo się szczekanie i chrzęst paznokci w spotkaniu
z panelami. Z kącika Gabriela wybiegł seter irlandzki, ogromne psisko. Biała
sierść z brązowymi plackami. Swego rodzaju prezent od Ethana i Felixa na
gwiazdkę. Dla mnie i Jeremiaha był dosłownie jak prezent urodzinowy.
Wywalczyliśmy dla niego imię inne niż na literę E, co Ethanowi się średnio
podobało, za to wujka bawiło do rozpuku.
– No cześć, King – przywitałem się,
głaszcząc psa. Gdyby tylko skoczył, leżałbym najpewniej połamany.
– Ro!
Zaraz za psem z kąciku Gabriela
wybiegła moja młodsza siostrzyczka. Wtuliła się we mnie, a ja niezręcznie ją
objąłem. Wciąż nie przepadałem, gdy ona czy Ethan naruszali moją przestrzeń
prywatną. Przywykłem, ale nie lubiłem tego. Odtrącenie dziecka brzmiało
okrutnie, dlatego dla niej byłem trochę bardziej wyrozumiały.
–
Cześć, Królowo – przywitałem się, klepiąc ją po głowie. – Gdzie ojcowie?
– Na górze! – zaćwierkała, odsuwając
się nieznacznie. – Ty wiesz, co ja dziś robiłam?
– No nie wiem, może byłaś w szkole?
– To też! – Wyszczerzyła się. – Ale
byłam u babci Hazel!
Ja od dziecka nazywałem Augusta
Augustem, a Hazel ciotką, ale Ethan z Gabrielem stwierdzili, że skoro żadne z
nich nie ma żyjących rodziców, przydaliby się jacyś dziadkowie dla Elin. Hazel
i August byli na tak, w końcu Felix nie kwapił się do założenia rodziny. Ba!
Zerwał z jedyną partnerką, która akceptowała jego zawód. Obecnie był singlem.
Miał trzydzieści osiem lat, gdyby ktoś pytał. August nazywał go porażką
życiową, miał rację. Nawet wujek Damien miał już dziecko.
– Super. Co porabiałyście? – pytam,
odwieszając kurtkę na wieszak i idąc do kuchni z Kingiem i Queen za sobą.
– Piekłyśmy babeczki. Dała nam do
domu. Spróbuj, spróbuj! – podskakiwała, a ja dostrzegłem słodycz na talerzu,
przykryty paczką.
– A jak mi nie zasmakuje? – Opieram
się biodrem o szafkę. – Wiesz, że jestem krytyczny w kwestii jedzenia.
Nadąsała się i tupnęła jak
naburmuszone dziecko w sklepie.
– Ale moje babeczki są pyszne!
Wzruszyłem ramieniem i sięgnąłem
jedną spod paczki. Wyglądała dobrze, pachniała tak samo. Wgryzłem się i
poczułem rozpływającą się na języku czekoladę. Elin czekała na moją reakcję z
piąstkami przy twarzy i w pełnym skupieniu. Lubiłem gotować, piec nauczyłem się
od Ethana, który miał do tego całkiem niezłą smykałkę, ale mało czasu w trakcie
roku szkolnego. Wyręczałem go często, gdy miałem dość nauki, a praca przy
garach była ciekawą alternatywą.
– Dodałbym mniej cukru, ale niezłe
nawet – przyznałem szczerze. Odetchnęła przesadnie z ulgą, a potem się
uśmiechnęła i zakołysała na stopach.
– Supcio.
– Dobrze, że jesteś. – Do kuchni
wszedł Ethan w swoim wydaniu nauczyciela. – Wieczorem jesteśmy umówieni u
Sullivanów.
– Jak to wieczorem? – Uniosłem brwi,
ale to Elin odpowiedziała.
– Bo Felix kończy czterdzieści lat!
– A kogo to obchodzi?
– Ro, nie bądź antyspołeczny. Ja w
twoim wieku łaziłem z kolegami – powiedział z dumą, popijając wodę.
– Z tego, co wiem, ty w moim wieku
trafiłeś do bidula. – Prychnął w szklankę z szoku, zaraz gromiąc mnie
spojrzeniem. – No co? Poprawiam fakty, które ty mataczysz.
– Niech ci będzie. Co masz lepszego
do roboty nocą?
– Nie wiem, wizytę u Leslie? – Udałem
głupa, gdy mył szklankę i odkładał na suszarkę.
– Pytałeś nas o pozwolenie?
Wiedziałem, że Ethan skutecznie zaraz
będzie grał rolę tego „złego ojca”, gdy tylko ty pominiesz ważny krok w relacji
syn-ojciec. Był nadopiekuńczy, dlatego gdy Gabriel kupił mi motocykl, ten
zareagował wiązanką potencjalnych kolizji drogowych. Typowy ojciec.
– Ja was o tym informuję, nie pytam.
Znacie się, po co wasza zgoda?
– Bo tak mówię i skoro Felix zawsze
spełnia twoje zachcianki, ty pójdziesz z nami i będziesz jak ja się świetnie
bawił. – Pogroził palcem, na którego patrzyłem zirytowany.
– Przecież ty nawet nie lubisz Felixa
– zauważam, co go skutecznie szokuje. – Wygrałem.
Poklepałem go po ramieniu i minąłem, idąc na górę. On w tym czasie powiedział coś do młodej i zaczął kierować się do wyjścia. Krzyknął jeszcze coś w stylu „wrócę wieczorem, bądźcie grzeczni” i wyszedł do garażu.
Wzdrygnąłem się, gdy na górze
zastałem Gabriela. Pochylał się nad balustradą i patrzył przez antresolę za
okno. Był zamyślony, ciałem jedynie w domu, a umysłem dryfował daleko. To nie
był pierwszy ani ostatni raz, gdy go takim widziałem. Coraz częściej był
wyobcowany, ale Ethan był zapracowany, żeby w ogóle zwrócić na to uwagę. Gdy
wracał, Gabe był czuły i kochany, dla nas także, ale gdy tylko zostawiło się go
na chwilę samego, on już był pustą skorupą. Rozmawiałem na ten temat tylko z
Lesliem, ale nie mogłem mu przecież powiedzieć, że mój ojciec walczył sam ze
sobą. Z drugim sobą, który był rządny krwi. Mogłem tylko spekulować, że coś w
jego wnętrzu wrzało do rozróby i bardziej agresywnych sytuacji. Słyszałem rozmowy
z Ethanem, wiedziałem, że wcześniej byli w relacji sadomaso, która również w
jakimś stopniu mu pomagała. Boże, dla mnie to było straszne, a przecież
potrafiłem zrozumieć położenie Grabriela lepiej niż sam Ethan. Mimo to teraz
nikt oprócz mnie i Kate nie był w stanie dostrzec, jak bardzo wycofuje się z
bezpiecznej strefy.
– Gabriel
oddałby za ciebie życie, jestem tego pewien. Nie mógłby cię znienawidzić za
troskę.
Oczywiście, że Leslie miał rację i
doskonale o tym wiedziałem. Dlaczego powiedzenie czegokolwiek nie mogło przejść
przez moje gardło? Bo Elin była na dole? Bo jakby chciał się wyżyć...
Potrząsnąłem głową. O czym ja w ogóle myślałem?
– Tato? – zawołałem zduszonym głosem.
Przełknąłem ślinę, aby zabrzmieć pewnie. – Tato?
Wzdrygnął się i wyprostował. Spojrzał
na mnie z uśmiechem. Powrócił, ale coś w jego postawie kazało mi być na
baczności, bo nie był szczery. Udawał.
– Jak u Kate? – zagadnął.
– Średnio. Dobrze się czujesz? –
powróciłem do tematu, który korcił porzuceniem. Gabriel wyglądał na zaskoczonego,
że zadaję mu takie pytanie.
– Dlaczego nie? Zamyśliłem się.
Rozmawiałem z Ethanem o urodzinach Felixa i tak mnie wzięło.
– Konkretniej? – Stanąłem do niego
frontem, a on przyjął pozycję obronną; zaplótł ramiona.
– Też niebawem dobije czterdziestki. Ty
jesteś już duży, ale Elin będzie miała starego ojca. – Wyszczerzył się. –
Poczułem się po prostu staro.
– Elin będzie miała to w dupie –
zapewniłem. Prychnął. – Poważnie. Wyrośnie na przebojową dziewczynę.
– Tak. Na pewno tak będzie. – Zwiesił
wzrok na podłodze. Znów bił od niego dystans, którego nie potrafiłem
przeskoczyć, ale miałem już w sobie odpowiednią siłę do rozmowy.
– Tato – wzdrygnął się – możesz ze
mną porozmawiać. Jesteśmy ulepieni z podobnej gliny. Ja... chciałbym, żebyś
wiedział, że jeśli czujesz potrzebę powiedzenia o swoich obawach komuś innemu
niż Kate, to ja tu jestem. Ethan tego nie pojmie, ale ja tak. – Dotknąłem
swojej klatki piersiowej. – Ja widziałem śmierć. Nie jestem też dzieckiem.
Możesz mi zaufać.
Dziwnie bujał głową w pionie, ale to
nie było skinięcie czy przytaknięcie. Raczej nerwowy tik, który ukazywał jego
podenerwowanie.
– Wziąłeś leki? – spytałem poważnie,
a on zamarł w bezruchu. Miałem wrażenie, że zadaję tę pytanie każdemu w swoim
życiu.
– Wziąłem – odpowiedział ochryple,
nie potrafił spojrzeć mi w oczy. – Nic mi nie jest.
– Jasne – sarknąłem. – Będę u siebie,
gdybyś zmienił zdanie. Elin jest na dole z Kingiem.
Odwróciłem się na pięcie i wszedłem
do pokoju, który teraz dzieliłem z siostrą. Nie było za dużo prywatności, ale
akurat Elin była na tyle spokojnym dzieckiem, że dzieliła się miejscem i
przedmiotami. Jej część pokoju była bliżej wyjścia, a moja w jego kącie.
Spojrzałem na swoją ścianę z tapetą, po której mogłem pisać. Wciąż widniał
podpis Lesliego pod naszym wspólnym zdjęciem. Zmarkotniałem na samą myśl, że za
jakiś czas to mogła być jedyna żywa pamiątka po nim. Miałem wielu kolegów i
koleżanek do tej pory, ale dopiero z nim złapałem nić porozumienia. Może pisane
mi było zadawanie się z pojebami i chorymi ludźmi. Jakby nie patrzeć ojciec
morderca, wujek diler. Trudno było mówić o normalnych warunkach wychowania, gdy
przez pierwsze lata życia było się żywym towarem na targu. Nienawidziłem wtedy
swojej bezradności. Teraz znów ją odczuwałem i to do dwójki najbliższych mi
ludzi.
Poczułem silną potrzebę zadzwonienia
do Damiena albo Augusta. Powinni wiedzieć, że stan taty nie jest stabilny, tyle
że... mogłem się mylić. Kate mogła mnie podburzyć, a Gabrielowi wcale nie
musiało nic być. Wszcząłbym alarm, a on by mi tego nie zapomniał. Czułem
zagubienie.
Zanim Ethan wrócił, ja wyszedłem z
pokoju i przez barierkę dostrzegłem Gabriela na sofie w swoim kąciku z lekturą
w dłoni. King spał przy meblu, a Elin spała wtulona w ojca. Za dzieciaka to ja
tak usypiałem, więc poczułem swoistą nostalgię. Miło było widzieć, że niektóre
cechy w tej rodzinie – mimo braku powiązań krwi – były na porządku dziennym.
Zszedłem do nich, gdzie Gabriel od
razu przerzucił z kartki wzrok na mnie. Spojrzał podejrzliwie.
– Umówiłem się na nocowanie – odparłem.
– Ethan wie, że nie idę do Felixa.
Kiwnął głową. Jak zawsze nie miał nic
przeciwko moim planom. Za młodu zawsze byłem przy nim, trochę jak miś, który
łapie cię za nogę i nie chce puszczać. Czułem się bezpieczniej, nie było obawy,
że mnie zostawi. Nigdy nie zostawił. Jego ignorancja – jak to wielu w rodzinie
nazywało – nie była nią, a ponad stuprocentowym zaufaniem. Każdy zejście sobie
z oczu było obietnicą powrotu. Każdy zakaz z jego ust brzmiał dobitnie i
ostatecznie, praktycznie nie sprzeczałem się z nim jeśli zabierał głos w mojej
sprawie. Kupiłem ci motor? Masz nim jeździć, a nie rozbić. Daję ci jeść? Masz
spożywać posiłki ustami, a nie w postaci kroplówki w szpitalu.
Z moich ust słowo „tata” nie padało
często. Czułem dziwną wagę tego słowa, której zawsze się obawiałem. Wiązało
mnie do ludzi, którzy nie chcieli wiązać się ze mną. Ethan i Gabriel byli moimi
rodzicami od lat i wiedziałem, że nazwanie ich w ten sposób to czysta
satysfakcja, ale mimo to nie potrafiłem się przełamać. Robiłem to tylko w momentach
krytycznych, gdy czułem, że te słowa były odpowiedniejsze od ich imion. Na
przykład moja krótka rozmowa z Gabrielem na piętrze. Zdawali sobie sprawę z
moich dziwactw, akceptowali je. Walczyłem z przyzwyczajeniami sam i z Kate, ale
nie mogłem poradzić na to, że byłem zdystansowany.
Podjechałem pod dom Lesliego i
spojrzałem po okolicy. Było spokojnie i cicho. Chłopak mieszkał w małym
mieszkanku jednopiętrowym. Było tu dużo takich domków scalonych ze sobą. Dziwna
okolica, podobno wcześniej przesiadywali na niej chuligani, ale musieli sobie
to w końcu darować. Tak mówił Leslie. Mimo to mama chłopaka zawsze pozwalała mi
parkować w ich ogródku, żeby nie kusić losu. Mój motocykl był wart więcej niż
cała ich posesja z meblami razem wzięte.
– Witaj, Ro.
Kobieta zawsze była uśmiechnięta,
nawet w tak złych chwilach jak stany depresyjne własnego dziecka. Widziała we
mnie rodzinę, bo Leslie nagadał jej bzdur na mój temat.
– Dzień dobry – odpowiedziałem z
kulturą. – Mogę na noc?
– Leslie o tym mówił od wczoraj, wiec
zgaduję, że wiedział dłużej od ciebie. – Zaczęła się śmiać. – Wszystko gotowe,
idź do niego.
Gdy wszedłem do jego małego pokoiku,
naprawdę jego łóżko było grzecznie zaścielone. Nigdy nie spałem, gdy
przychodziłem na nocowanie. To nie było definicją tego słowa w moim słowniku.
Zasypianie w obcym miejscu? Niemożliwe dla mnie. Nie jestem w stanie zliczyć,
ile razy wracałem po kilku dniowej wycieczce wykończony i odwodniony, bo
wszystko mnie przerażało. Brak Gabriela obok najbardziej. Zawsze się tego wstydziłem
i oblewałem rumieńcem, ilekroć ktoś w domu o tym wspominał. Żałosne.
– Co się ociągasz? Siadaj –
pospieszał mnie z laptopem na udach.
Nasze nocki wyglądały różnie. Czasem
siedzieliśmy w ciszy, czasem graliśmy w gry, czytaliśmy lub oglądaliśmy filmy.
Ostatnio rozpoczęliśmy szósty sezon american horror story i musiałem przyznać,
że flaki na wierzchu były obrzydliwe o trzeciej w nocy.
– Wiesz, kto mnie dziś zaprosił na
randkę? – zaćwierkał, gdy usiadłem obok niego pod ścianą.
– Niech zgadnę... Charlie?
– Nie – prychnął. – Joel.
– Co?
– Mówiłem ci w zeszłym tygodniu, że
ten facet rumieni się jak dzieciak, gdy tylko go dotknę. – Był iście
rozbawiony. – Nie, żebym celowo macał.
– Pamiętam. Mówiłeś, jak celowo
strzeliłeś go w tyłek z koszulki, gdy przebierałeś się w szatni szkolnej.
Wybuchnął śmiechem. Leslie był
ostatnią osobą, która miała coś przeciwko gejom, ale zawsze bawiło go, gdy
jakiś chłopak wyznawał mu uczucia. Mówił wtedy: „czy ja mam na ryju wypisane
lubię w dupę?”. Nie miał, to fakt. Był za to całkiem cukierkowaty, zwłaszcza
gdy ubierał te swoją połyskującą kurtkę. Cholera, nawet Ethan mi szeptał, że
musi na mnie lecieć. Pierdolenie. Ja i Leslie byliśmy tak bardzo hetero, że to
aż podchodziło pod fobię innych orientacji.
– Ma ładny, to trzeba przyznać. –
Pstryknął. – A ciebie kto ostatnio gdzieś zaprosił?
– Kate na terapię. – Szturchnął mnie.
– Nie wiem, chyba Rosalie z roku wyżej.
– O kuwa, kiedy? – Przekrzywił się,
żeby lepiej mnie widzieć.
– Jakoś miesiąc temu? – Zadumałem
się.
– Stary, zaprasza cie starsza laska
na randkę, a ty co... co zrobiłeś właściwie?
Zapadła długa cisza. W tle słychać
było tylko przesuwające się wskazówki zegara wiszącego na jednej ze ścian, aż
ten nie wybił pełną godzinę i dopiero wtedy Leslie – jakby na to właśnie czekał
– szturchnął mnie mocniej.
– Ty no, kurwa, nie gadaj! –
wrzasnął. – Gdzie? Co? Jak?
– Leslie, słyszałam! – zirytowała się
jego mama, a mi chciało się parsknąć śmiechem, gdy wywrócił oczami, kompletnie
ją ignorując.
– Przespałeś się ze starszą laską?!
Czemu ja nic o tym nie wiem, do jasnej cholery?
– Kto czuje parcie na chwalenie się
takimi rzeczami? Daleko mi do takiego człowieka – podsumowałem, wzruszając
ramieniem.
– Ani mi się, skurwysynie, waż. Mów
mi w tej chwili, gdzie to robiliście i jak było.
– Zapomnij, świrze. Włącz lepiej
jakiś film.
– Ja ci opowiedziałem, jak było z
Caren – żachnął się.
– Bo jesteś fiutem – skwitowałem, na
co gromił mnie wzrokiem.
Temat seksu wieki temu został przeze
mnie zbadany. Będąc dokładnym w chwili, gdy w szkole naśmiewano się z moich
ojców. Byłem do tego stopnia sfrustrowany, że potrzebowałem wiedzy i sięgnąłem
po nią. Do sieci. Na szczęście nikt się o tym nie dowiedział, a ja swoje życie
seksualne zacząłem już w wieku piętnastu lat. Ethan już rok temu zapowiedział,
że zrobi mi lekcję o antykoncepcji, bo jest za młody na bycie dziadkiem.
Ogólnie kobiety to „wyrachowane france” więc lepiej, żebym się też niczym nie
zaraził. Gabriel wtedy tylko go przedrzeźniał i wsypał, mówiąc, że Ethan go
praktycznie zgwałcił gdy ten był pijany i wcale nie miał kondomów. No także
sprawa niepopełniania błędów rodziców była dość jasna.
Przez całą noc gryzła mnie sprawa
ojca, średnio potrafiłem skupić się na tym, komu teraz wyciągają flaki.
Przynajmniej miałem jakieś zajęcie na całą noc, gdy Leslie odpłynął, a ja
wyłączyłem jego laptopa. Dostałem też wiadomość, ale o dziwo nie była od
rodziców, a od Damiena.
Obraziłbym się, gdybym
mógł, że cię na czterdziestce wuja nie ma, wiesz?
Byłem zszokowany. Mój wuj przyleciał
do Chicago? Cholera, zacząłem żałować, że jednak sam nie poszedłem na te
urodziny. Z drugiej strony spojrzałem na Lesliego, który spokojnie spał.
Żałować można tylko rzeczy, które się dokonało, prawda? A ja nie żałowałem, że
siedziałem obok przyjaciela i widziałem jego sen. Zazdrościłem mu, że mógł
zasnąć obok obcego człowieka. Ja mogłem zasypiać tylko w jednym domu z
Gabrielem.
Kolejne dni nie różniły się za bardzo
od tych zwykłych. Szkoła, basen i Leslie. Przemyślałem jego słowa i doszedłem
do wniosku, że powinienem spróbować swoich sił w pływaniu tak na poważnie.
Skoro on starał się żyć, to dlaczego ja miałbym się wstrzymywać? To była
prawda.
– Ro! Zrób mi warkoczyka! – pisnęła
Elin, zeskakując ze sofy, na której siedziała z Hazel.
– Kochanie, Ro dopiero wszedł do domu
– powiedziała ze śmiechem. – Daj mu odetchnąć.
– Braciszek nigdy się nie męczy, bo
jest super silnym...
– Rycerzem? – Uniosłem brew. Pokiwała
energicznie głową. – Dobra, ten rycerz może spełnić życzenie królowej Elin.
Usiedliśmy na podłodze, chociaż Hazel
nalegała, żebyśmy zajęli kanapę. Cóż, nam zawsze wygodniej było na panelach. To
żadna nowość, że Elin przychodziła do mnie lub Ethana, żeby zrobić jej coś z
włosami. Garbiel słynął z tego, że jego aura nietykalności działała nawet na
małe dziecko. Wyczuwała, że powinna dać spokój ojcu, a może to Ethan ją
uprzedził, że Gabe potrzebuje w takich chwilach ciszy i spokoju? Wszyscy
chodzili obok niego na paluszkach i nikt nie był w stanie zrobić więcej. To
denerwowało.
– Gotowe – powiedziałem ponuro, przez
co odwróciła się ze smutną miną.
– Brzydko?
– Ślicznie – zapewniła babcia. –
Mówiłam, że Ro na pewno jest głodny. Chodź, podgrzejemy mu obiad, co?
Elin wstała ochoczo i poszła do
kuchni, aby przygotować posiłek. Co miałem powiedzieć? Trzeba było się ugryźć w
język i samemu jakoś rozwiązać ten problem, który stawał się coraz większy. Z
absurdu zacząłem zakradać się do pokoju rodziców i sprawdzałem stan buteleczki
z lekami Gabriela. Zmieniał się, malał. Faktycznie je zażywał czy wyrzucał?
Wino również znikało, nie w jakimś zastraszającym tempie, ale co kilka dni tata
lubił napić się lampki w samotności lub w towarzystwie Ethana. Zazwyczaj obaj
wtedy milczeli. Robił wszystko, byle mu jakoś pomóc i okazać wsparcie. Na pewno
niektóre techniki poleciła Kate, ale to przestało skutkować.
Wróciłem do domu wcześniej i
widziałem potwierdzenie swoich słów. Siedział pochylony na fotelu z szeroko
rozwartymi oczami. Obracał w dłoniach swój ulubiony scyzoryk bez większego
celu. Bawił się nim nerwowo, wysuwał ostrze, obracał zwinnie między palcami,
zasuwał. Wszystkim tym ruchom towarzyszyły charakterystyczne dźwięki, jakie
wydawał przedmiot. Cisza i tylko to. Amok. Tak określałem ten stan. Gdy miał w
dłoni broń, zawsze miałem nieodparte wrażenie, że lepiej mu nie przerywać.
Nigdy nie uniósł na mnie dłoni, nigdy nie spojrzał wrogo, ale to dziwne
spaczenie od najmłodszych lat pozostało.
Gabriel był niebezpieczny. Słyszałem
to i widziałem. Zabił bez skrupułów, po czym uśmiechnął się dumno do mnie.
Uratował. W tamtej twarzy kryła się siła, która mogła mnie ochronić, której
potrzebowałem. Dziś pragnąłem udzielić mu swojej, ale nie potrafiłem. Lata
mijały a on i Damien byli w dziwnej relacji. Napiętej od samej obecności
drugiego w towarzystwie. Niby rozmawiali normalnie, niby się śmiali, ale coś
było pod tym skrywane. Uraza i niechęć, może przymus?
Za jakiś czas nie wytrzymałem i
zadzwoniłem do Felixa, wychodząc z basenu. Odebrał i odezwał się podczas
ziewania.
– Smarkacz sobie przypomina o
istnieniu cudownego wuja? – powiedział z ironią.
– Ten smarkacz ma poważne pytanie.
Pewnie mi nie powiesz, ale kto nie pije...
– Ty nie pijesz – wtrącił. – Jesteś
abstynentem jak twój ojciec. Szczerze? On pije wino, a ty na sam zapach się
wzdrygasz. Podobno on w twoim wieku też nienawidził zapachu alkoholi.
Wiedziałeś? Złote czasy.
– Tak, tak. Jesteśmy podobni. Mogę
już spytać?
– Ach, no tak. Wal.
Zacisnąłem dłoń w pięść. Stałem przy
ścigaczu i ostrożnie w głowie dobierałem słowa.
– Czy tata... kiedy ostatni raz
zabrałeś go na nielegalne zadanie, których nienawidzi August?
Cisza. Przez chwilę myślałem, że
połączenie zostało zerwane, ale skrzypnięcie po drugiej stronie nakazało mi
czujność. Pytanie w jakiś sposób wpłynęło na Felixa. Musiał analizować powód
jego zadania i potencjalne konsekwencje powiedzenia prawdy lub kłamstwa. Nie
było mnie przy nim, więc nie mogłem wypatrzeć technik manipulacji lub kłamstwa.
– Nie zabieram go już na to. Ojciec
by mnie zarąbał – powiedział ze spokojem. – Rozpowiadanie takich tekstów jest
niebezpieczne, młody.
– To wersja dla Augusta i reszty. Ja
pytam jako ktoś, kto widział przelewane litry krwi od urodzenia. Felix, na moją
cierpliwość, nie wykorzystam tej wiedzy przeciwko tobie. Słowo.
– Po co ci właściwie a informacja?
Gabe jest czysty, serio.
– To dlaczego kłamiesz?
Uderzyłem w niego tym pytaniem,
czułem to. Zaciągnął się głośno powietrzem i zaraz przeklął cicho. Musiał
odstawić na chwilę telefon, bo słowa były stłumione. Analizował.
– Kilka miesięcy temu – odpowiedział
w końcu, a ja przymknąłem powieki z ulgi. – Wtedy pojechał ze mną jako
wsparcie. Nie dałem mu żadnej broni, siedział w punkcie A i nadzorował sytuację
z bezpiecznej odległości.
– Zabiliście wtedy kogoś?
– Chryste, Ro, nie! – krzyknął
obrzydzony i zirytowany. - Gabriel nikogo
nie zabił.
– Pytam o twoją grupę.
– Co to zmienia? W co ty pogrywasz? –
zaczął się niecierpliwić.
– Powiedz tylko to, proszę. Ostatnia
rzecz i daję ci spokój.
Westchnął.
– Tak. Padło kilku, dwóch czy trzech.
Dlaczego robisz te przesłuchanie? I tak nie powinienem był ci tego w ogóle
mówić.
Wydarzenia zaczęły kreować się w
mojej głowie w sensowną historię. Jeśli Felix zabierał go na te swoje łapanki,
to równie dobrze mógł postawić przed abstynentem alkohol i łudzić się, że ten w
swojej głowie go nie wypija. Testował jego wytrwałość, nie zdając sobie z tego
sprawy. Gabriel był na głodzie mordu, żadne leki by mu nie pomogły, a już na
pewno nie te słabe, które tłumiły natłok myśli. Mój ojciec toczył walkę sam ze
sobą.
Pożegnałem się z wujem i wróciłem do
domu. Ethan siedział z Gabrielem przed telewizorem i oglądali jakiś serial.
Zachowywali się jak starzy ludzie, którzy o określonej godzinie mają swój seans
i nic ich nie wyciągnie z domu na ten czas. Elin mogła się dwoić i troić, a i
tak uwaga – zwłaszcza Ethana – była skupiona na ekranie. Obaj uśmiechnęli się
na mój widok i zaprosili do siebie.
– Dzięki, wciąż za młody na kablówkę
– mruknąłem.
– Robisz kolację – podsumował,
kiwając na plan pod telewizorem. – Dość opierdalania się wieczorami.
– Przyznaj, że po prostu masz ochotę
na coś doprawionego.
Chwycił poduszkę i cisnął ją w moją
osobę, ale ja już się ulotniłem do kuchni, a z niej przeszedłem do łazienki.
– Kieszonkowe ci utnę! – krzyczał za
mną.
– Ja swoje podwoje! – zaproponował
Gabriel.
Mój sen zawsze był płytki. Jeden
niewłaściwy krok, a moje oczy już były szeroko rozwarte. Miałem to szczęście,
że spałem w kącie, więc i tak większość dźwięków zza ścian mi nie wadziła. Elin
nawet wyjący wilk pod drzwiami by nie zbudził. Słyszałem, jak któryś z rodziców
wymykał się z pokoju i schodził na dół. Gdy poszedłem jego śladem, od razu
wiedziałem, że to Gabriel. Przestał dobrze sypiać. Na początku siedział chwilę
na parterze, pił wodę lub zażywał jakieś środki i wracał do łóżka. Z czasem
ewoluowało to do wyjść z domu. Spacery. Nie śledziłem go, nie czułem potrzeby.
Tego dnia, a raczej nocy było jednak inaczej. Wziął auto i nie bał się, że
piętro wyżej Ethan może usłyszeć otwierane drzwi garażowe i odgłos silnika.
Bałem się, że planuje coś złego, bo ubrał się wyjściowo. Miałem szczęście, że
tej nocy nie zdążyłem jeszcze odrobić zadań i nadal nie byłem w piżamie.
Druga w nocy a ja odpalałem ścigacza
i wyjechałem z rykiem z garażu. Ojciec musiał się obudzić, bo lampka w pokoju
rozbłysnęła. Nie przejmowałem się tym, prułem za Gabrielem. Mieszkaliśmy w
spokojnej dzielnicy, więc wszystkie drogi, którymi jeździli, miałem w małym
palcu. Wystarczyło tylko wykalkulować, co wybrałby Gabriel na spokojną
przejażdżkę a nie szybką. Wybrałem słusznie. Śledziłem go, z czego na pewno
zdawał sobie sprawę. Zajechaliśmy nad rzekę. Zostawił auto i poszedł pieszo pod
samą taflę wody, kilkanaście metrów z górki. Dłuższą chwilę siedziałem na
motocyklu i nie schodziłem z niego. Zdjąłem kask i spojrzałem na niego. Światła
odbijały się w wodzie, dźwięki miasta z oddali gdzieś się przebijały. Owady
zapełniały dziwną ciszę. Wziąłem głęboki oddech i zszedłem. Zostawiłem kask na
siedzeniu, kierując się w dół. Przystanąłem za ojcem z metr za jego plecami.
Czekałem.
– Nie chciałem cię obudzić – odezwał
się wreszcie. – Masz lekki sen, mogłem się spodziewać, że wyczujesz moje
łażenie nocą.
– Nie pierwszy raz – zauważam, na co
prycha. – Ale to chyba wiesz.
– Domyślałem się, że mnie śledzisz.
Pomyślałem, że wyjście z domu to dobry pomysł.
– Chujowy.
Znów się zaśmiał, tym razem obejrzał
przez ramię. Wyglądał... inaczej. Aż zaparło mi dech w piersi. Był taki
spokojny i wypoczęty. Jego umysł musiał być czysty, żadnych negatywnych myśli.
Widziałem go takim od... bardzo dawna. Już zapomniałem, że potrafi być taki
zwykły. Zdrowy.
– Przepraszam – powiedział, wracając
wzrokiem na rzekę.
– Gdyby mi to przeszkadzało, nie
przyjechałbym za tobą. Rozumiesz, czemu tu jestem? – Cisza. – Porozmawiaj ze
mną, tato.
– O czym? – zasępił się.
– O tym, co dzieje się w twojej
głowie. Nie chodzisz już do Kate, udajesz zdrowego. Tabletki niby znikają, ale
naprawdę je zażywasz?
– Myślisz, że kłamię? – dziwi się,
odwracając z wysoko uniesionymi brwiami. – Biorę je.
– Może są za słabe? Dlaczego
zrezygnowałeś z Kate?
– Mógłbym spytać o to samo, Ro –
odbił piłeczkę, przybierając teraz bardziej surową minę. – Pokłóciłeś się z
Kate i zawiesiłeś sesje. Z jakiego powodu?
– Nie o mnie mowa. – Pokręciłem
głową.
– Owszem, o tobie. Tak się składa, że
mam z nią taką niepisaną umowę odnośnie twoich sesji. Nie mówi mi, co
konkretnie zostało powiedziane, ale zawsze opowiada, czy dobrze ci się żyje.
Jakież było moje zdziwienie, gdy nagle okazałeś bunt. Z jakiego powodu, Ro?
– Jeśli martwisz się kasą, to cię
spłacę.
– Chcesz mnie zdenerwować? Zaraz cię
utopię w tej rzece – powiedział zastraszająco poważnie.
– Przestań! – warknąłem. – Jestem
prawie dorosły, lada moment wyjadę na studia, może nawet dostanę się do
krajowej drużyny pływackiej. Mnie wychowaliście, a co z Elin? – zmarszczył
brwi. – Dlaczego zachowujesz się w ten sposób? Chcę ci pomóc. Przed każdym udajesz
zdrowego. Chcesz wiedzieć, dlaczego pokłóciłem się z Kate? O ciebie. Miałem
dość pierdolenia, że leki i zakład coś pomaga.
– Zwolnij, czekaj. – Zrobił gest stop
z ręki. – Jakie studia? Jaka drużyna?
– Trener namówił mnie do zapisania
się – wyjaśniłem spokojnie. – Mam szansę, ale muszę spiąć dupę i mocno
trenować. Jeśli z pływaniem by wypaliło, to studia kreowałbym na sport. Jeśli
nie, poszedłbym w coś bardziej codziennego. Tak czy siak, finał ten sam. Za
ponad rok się wyprowadzę.
Było ciemno, ale mimo to mogłem
dostrzec jak kolory z jego twarzy odpływają. Poczułem ukłucie w sercu, które
nie miałem pojęcia, co oznaczało. Kontynuowałem więc:
– Elin potrzebuje prywatności. Teraz
nie przeszkadza jej dzielenie pokoju ze starszym bratem, ale za jakiś czas to
może być problem.
– To nie jest i nie będzie problem –
powiedział stanowczo. – Podzielimy pokój lub przearanżujemy cale piętro.
– Głupiego robota – stwierdzam.
– Wybudujemy nowy. Ethan i ja mamy
możliwości, zawsze możemy wziąć kredyt...
– Tato! – krzyknąłem. – Studia.
Nieważne jest lokum, nie zostanę z wami.
– No tak... to wiadomo, tak –
marudził pod nosem, ale dalej miał minę głębokiej konsternacji. – Ale to twój
dom rodzinny, musimy mieć więcej miejsca. Porozmawiam z Ethanem, to da się
zmienić.
– Nie cieszysz się, że znalazłem coś,
w czym chcę się spełniać? – pytam trochę ze ściskiem żołądka. Spojrzał na mnie
z tą samą miną.
– Ależ ja o nim wiem, Ro. Wiem, że
odreagowujesz w publicznej pływalni. Wiem, że dostałeś promocję, bo rozmawiałem
z tym twoim trenerem.
– N-Naprawdę?
Byłem zaskoczony. Czułem, jak moje
policzki rumienią się od wstydu. Gabriel zawsze był krok przede mną, dlaczego o
tym zapomniałem? Znał mnie lepiej, niż ja sam siebie. Poczułem się jak
gówniarz, który nie zagiął rodzica i został przyłapany na winie.
– Myślisz, że nic o tobie nie wiem?
Jesteś moim synem. Zaufanie to jedno, ale to nie zwalnia mnie z ignorowania
twoich potrzeb. Nie szpiegowałem cię, obserwowałem. Przecież Leslie sam mówił,
że poznał cię na basenie. Co byłby ze mnie za rodzić, gdybym nie wiedział,
gdzie szukać własnego dziecka?
Coraz bardziej czułem zażenowanie.
Kurwa, przecież Leslie był dość częstym gościem w naszym domu z samego
początku. Był wypytywany o szkołę, a gdy okazało się, że nie chodzimy do tej
samej, to o miejsce naszego poznania. Ależ byłem głupi. Zasługiwałem na to
poniżenie.
– Przepraszam...
– Za co? To nic nowego, że lubisz
chodzić własnymi ścieżkami, bo te rodzinne bardziej cię krępują. Nigdy nie
miałem do ciebie o to pretensji czy żalu. Taki jesteś. Sam fakt, że nauczyłeś
się mówić do nas „tato” jest bardzo miły.
– To nie tak...
– Rozumiem to – zapewniał uparcie,
choć jego mina dalej pozostawała zmartwiona. Nadal wyglądał na bladego.
– Dlatego, skoro wciąż jestem na
miejscu, chcę wiedzieć, że jesteś zdrowy. Jak mogę wyjechać i zostawić cię w
takim stanie?
– Jakim stanie?
– Zaraz to ja cię utopię w tej rzece.
– Mrużę gniewnie oczy, a jego wargi drgają delikatnie. – Dobrze wiesz jakim.
Zachowujesz się jak ćpun na głodzie. Jeśli znów sobie nie radzisz, to po prostu
to powiedz.
– To chwilowy kryzys. – Odwrócił się
w stronę rzeki. No jasne, chwilowy. Dobre sobie.
– Obserwuję cię od dłuższego czasu.
Jeśli to jest chwilowe, to ja się boję długoterminowego. Widziałem śmierć...
wymierzałem ją – wyszeptałem ostatnie słowa, a ten spiął się na ich wydźwięk.
– Co? – spytał cicho.
– Byli inni, słabsi – zacząłem
niepewnie, pierwszy raz to mówiłem. Nawet Kate nie znała tej części historii. –
Starych to bawiło. Dawali nam narzędzia, wiązali dłonie. Bo jakby kilku latek
mógł w ogóle im coś zrobić. Pierwszy raz zabiłem niedługo przed spotkaniem was.
To było dziecko młodsze ode mnie. Potem jednego ze strażników. Jeśli myślisz że
ty jedyny widzisz krew... – zawahałem się, spoglądając na tył jego głowy – to
jesteś hipokrytą. Zabijałem i widziałem zabijanych.
– Zaufałeś mi... mimo że zabiłem na
twoich oczach... – mówił to jakby do siebie.
– Właśnie dlatego. – Odwrócił się
gwałtownie. – Pojawiłeś się w środku niczego, byłeś kimś, kto mógł mi pomóc.
Jedynym do wyciągnięcia z tego piekła. Gdzie wymiotowałem i robiłem pod siebie
każdej nocy. Gdzie to nocami właśnie przychodzili ci najgorsi. – Przymknąłem
powieki. – Przeraziła mnie twoja siła. Dodała sił twoja skrupulatność. Po
prostu go zabiłeś, bo chciał zabić mnie. Zostałeś ranny przeze mnie. Mogłem
uciec, ale czy potrafiłbym spojrzeć sobie w oczy? Potrafiłbym przeżyć? –
Otworzyłem oczy, które szczypały. – A może ty też byłeś kimś, kto chciał mnie
kupić, wykorzystać? Co miałem do stracenia, Gabe? I tak byłem trupem.
– Ro... – wychrypiał.
– Więc, proszę, przestań. –
Pociągnąłem nosem i zatrzepotałem powiekami, aby odgonić łzy. – Jesteś
uzależniony, ja to rozumiem. Ja też. Od tej ciągłej kontroli – zrobiłem dziwny
gest przy swojej głowie. – Muszę mieć świadomość, kto i co wokół mnie robi całą
dobę. Muszę być szybszy i sprytniejszy, bo znów mnie skrzywdzą lub karzą
krzywdzić.
– Nikt ci już nic nie zrobi.
W jego pobrzmiewała niesamowita
pewność tych słów, jakby rozgromił każdego, choćby pomyślał o zrobieniu mi
krzywdy. Wierzyłem w moc jego zapewnień.
– Wiem, ufam ci. Tak jak ty, to nie
chce ucichnąć. – Postukałem się w głowę. – Jest lepiej, bo jesteś ty, Ethan,
Elin, rodzina. Znajomi. Wiem już, że świat nie jest tak ohydny, jakim go
widziałem za dzieciaka. Pokazałeś mi go. – Podszedłem do niego. – Więc czy mogę
pomóc jakoś tobie? Mogę jakoś...
– Mówiłem poważnie – powiedział
głośniej. – To chwilowy kryzys, rozmyślanie o swoim życiu. Fakt, nie radzę
sobie. Ale jest coś, nad czym myślałem dłuższy czas.
– To znaczy?
– Powrót do punktu zero. –
Zmarszczyłem brwi, a on westchnął ciężko. Te słowa nie były dla niego łatwe. –
Chciałbym na jakiś czas odpuścić.
– Co to znaczy? Konkretnie?
Spojrzał na rzekę, która wibrowała od
podmuchów wiatru. Zrozumiałem, chociaż nie odezwał się słowem. Było mi słabo,
bo to dokładnie to, co mówił sam Leslie. Też groziło mu ponowne zamknięcie.
Odpuszczenie.
– Na jak... długo?
– Nie wiem, trudno ocenić. Dałem
sobie spokój z Kate, bo chciałem sam sprawdzić, czy naprawdę znów sobie nie
radzę.
– Co konkretnie jest problemem?
– Głosy – powiedział podejrzliwie. –
W jednej chwili jest cisza, a w następnej coś mówi, żebym wykrztusił czyjś
krzyk. To... niedobrze.
– Czy ty... znów dzielisz się na dwa?
Byłem przerażony wizją, która stanęła
mi przed oczami.
– Możliwe. Nie wiem. Może dadzą mi
mocniejsze leki i nie będę musiał nigdzie iść. Nie chciałbym. Zostawienie Elin
byłoby zbyt okrutne, dzieci za szybko rosną.
Bez zastanowienia objąłem ojca
ramionami wokół jego ramion, które swobodnie były zwieszone przy ciele. Byliśmy
praktycznie podobnego wzrostu, głowa dzieliła mnie od równości. Oparłem
policzek na jego barku. Był spięty, tak jak ja. Obaj nie lubiliśmy, gdy ktoś nieproszony
przekraczał granicę. Rozluźnił się szybko.
– Bardziej chciałaby cię zapamiętać
uśmiechniętego niż sztucznego – stwierdziłem. – Takiego, jakiego pamiętam cię
ja. To, co teraz widziałem... nie jest Gabrielem. Chcę odzyskać tatę nie tylko
dla siebie.
Wzdrygnął się. Zwiesił głowę i uniósł
dłoń do swojej twarzy. Czułem, jak drży. Płakał. Cicho i w samotności walczył
sam ze sobą, z tym co widział i czego pragnął. Zacisnąłem mocniej uścisk.
– Przepraszam... – wyszeptał przez
łzy. – Nie chciałem...
– To bez znaczenia. Jeśli nas
potrzebujesz, po prostu powiedz. Nie musisz już walczyć sam, bo każdy ci
pomoże. Ethan, ja, August. Twoje ciało jest zniszczone, nie chcę, żebyś był też
zniszczony od głowy. Jesteś... – zawahałem się, czując napływ gorąca – za krótko
moim ojcem, żeby odejść.
Zaszlochał głośniej. Nie powinienem
czuć wstydu, że zależy mi na rodzinie, którą stworzył dla mnie. A mimo to byłem
taki obnażony, jak nigdy wcześniej. Nigdy nie mówiłem otwarcie, że kocham ich,
że cieszę się, że są moimi rodzicami i że będzie mi kurewsko przykro, jeśli ich
już nie będzie. Potęga śmierci ukochanych uderzyła do mnie dopiero w chwili
poznania choroby Lesliego. Był moim przyjacielem, który mógł umrzeć. Zacząłem
widzieć dzięki niemu więcej. Pewnego dnia głupie troski Ethana znikną nie tylko
spowodowane moim wiekiem, ale przede wszystkim jego śmiercią. Nie będzie już
zaczepek Gabriela, który na złość Ethanowi pozwalał mi na wszystko, bo nie
tylko mi ufał, ale lubił spełniać moje kaprysy. Nie będzie Damiena i Elliota, którzy
warczeli na siebie za każdym razem, a osobno zawsze potrafili się ze mną
dogadać. Nie będzie Augusta, który niby miał grubą skórę biznesmena, ale był
wrażliwy i kochający. Hazel, która uśmiechem rozpromieniała cały smutek.
Dali mi rodzinę, o której nie
marzyłem i na którą nie zasługiwałem. Plułem na nich, a oni zbierali ślinę i mi
oddawali ze zdwojoną siłą. Oprócz Hazel, ona swoim smutnym spojrzeniem
potrafiła wzbudzić wyrzuty sumienia. Dlaczego każdy wokół miał umrzeć? Dlaczego
nawet ktoś w moim wieku?
Wróciliśmy do domu wspólnie, ale tak
jak podejrzewałem, Ethan nie spał. Siedział skulony na kanapie z kubkiem picia
i wpatrywał się w drzwi. Na nasz widok rozchylił powieki, odrzucił koc i
odstawił kubek na stolik. Stał w miejscu i mierzył nas spojrzeniem. Był coraz
bardziej zmieszany, otworzył usta i je zamknął.
– Przepraszam, że cię obudziliśmy –
odezwał się zachrypnięty Gabe.
– Powinniście byli – odpowiedział,
podchodząc bliżej. – Co się stało?
– Jak powiem, że potrzebuję
zaostrzonego rygoru psychiatry... będziesz zły? – Patrzył w jego oczy,
doszukując się wsparcia. Wiedziałem, że Ethan akurat miał ogromne pokłady tej
cechy.
Jasne, był zaskoczony słowami
Gabriela, aż zjechał wzrokiem na mnie, a ja tylko pokiwałem głową.
– To jakby być złym, że masz do
wycięcia wyrostek – odpowiada metaforą. Przytulił go. – Czekałem na to.
Przeczuwałem, że ci już nie pomagają.
– Jak to? – zdziwiłem się.
– Brał je codziennie. Kiedyś co kilka
dni, w nagłe wypadki – odpowiedział, patrząc mi w oczy. – A teraz potrzebował
ich codziennie. Nie spał i odpływał częściej, nawet jeśli starał się udawać, że
słucha.
– To dlaczego nie zareagowałeś?
– Zareagował – wymamrotał Gabriel,
odsuwając się od niego. – Cztery razy będąc dokładnym. Za każdym razem
odpowiadałem mu to samo co tobie.
– Mogłem pomyśleć, że pojechanie za
nim w środku nocy coś zmieni. – Westchnął ciężko.
– Zmieniły we mnie słowo „tato”.
Posłał mi swój kpiący uśmiech, a ja
miałem ochotę jednak wrócić nad rzekę i nas obu w niej utopić. Wywróciłem
oczami i zacząłem kierować się na górę. Musieli sami przedyskutować problem,
który rodził się i rósł bardzo długo, aż wreszcie gotowi byli się go pozbyć.
Nie przypuszczałem, że Ethan również zdawał sobie ze wszystkiego sprawę, nie
dawał tego po sobie poznać. Może nie chciał nas martwić; mnie i Elin.
Mimo wszystko Gabriel musiał odbyć
krótki pobyt w szpitalu. Kate nie była jedynym psychiatrą, który mógł zajmować
się „skomplikowanymi” przypadkami. Przechodziła na swego rodzaju emeryturę, a
August wyciągnął dosłownie z podziemi innego terapeutę. Nie znałem go, ale
wszyscy twierdzili, że Gabriel potrzebował świeżej osoby do współpracy. Nowa
para oczu mogła postawić inną diagnozę, dostrzec coś, czego sama Kate nie
widziała. Pomogło, bo po czterech tygodniach izolacji i jedynie krótkich
telefonach do Elin, Gabe w końcu miał wrócić do domu. Ethan był tak
podenerwowanych i podekscytowany, że stał się jeszcze bardziej irytujący.
Gotowałem z Elin coś dobrego, bo
chciała zrobić ojcu niespodziankę, a ja zawsze chętnie jej w kuchni pomagałem;
gdyby przez przypadek stała się jej krzywda, Ethan wypatroszyłby najpierw mnie,
potem w panice dzwonił pod numer alarmowy, a dopiero potem stwierdziłby, że
kuchnia jest niedostępna dla dzieci do ich wieku po pięćdziesiątce. Mimo to
pojechał po niego do szpitala, a my zostaliśmy sami. Elin trzeba było wymyślić
wymówkę, która polegała na wyjechaniu Gabriela w delegację. Praca mówiąc
krócej. August podtrzymywał historię, przez co Elin to do niego dzwoniła, gdy
jej ojciec nie odbierał. Co jak co, ale staruszek nie miał lekko przez ten
miesiąc.
Damien również nie mógł uwierzyć, że
nie zauważył zmian w zachowaniu swojego brata. Odwiedzał nas bardzo rzadko,
trudno zauważyć w takich chwilach cokolwiek innego prócz własnych emocji. Ponowny
wyjazd Gabriela do szpitala wszystkich wybił z rytmu. Felix dwa razy mnie
przepraszał, a Ethan tylko mrużył podejrzliwie oczy. Pogroziłem mu, że
wybebeszę go jak rybę, jeśli jeszcze raz się dowiem, że Gabriel widział akcje.
Ba! Sam August nie mógł tego dłużej znieść i obiecał Ethanowi, że od teraz
Gabriel będzie pracował z domu, a Felix... Felix stracił pracę. Jeszcze nikt
tego choremu nie przekazał, ale tak, to oficjalne, a wujek nawet nie oponował.
Zmienił branżę i teraz był biurokratą, aby zminimalizować jego szkody do zera.
Należało mu się, ja mu nie współczułem, ale on też nie wyglądał na osobę, która
mocno przeżyła decyzję szefa. Przyjął ją z godnością i szczerze przeprosił.
– Czy psychol wrócił?
Elin podskoczyła z rękawem
cukierniczym na krzyk wuja Elliota. Oddychała głośno przez usta, żeby się
uspokoić. A gdyby tak nabić wuja na kij i zrobić ognisko? Kanibalizm to też
opcja terapii...
– Halo, dzieciarnia, mówię do was!
W kuchni zjawił się wspomniany były
skazaniec i narkoman. Diler. Wszystko razem i z osobna. Z charakterystycznym
dźwiękiem wysunąłem gwałtownie nóż ze stojaka i spojrzałem na mężczyznę ze
znudzeniem. Ten uniósł dłonie i zaczął się śmiać.
– No już, bo jeszcze sobie krzywdę
zrobisz i Ethan znowu będzie wściekły. Wrócili czy jeszcze nie?
– Wujek, przestraszyłeś mnie! –
fuknęła Elin, a z piętra zbiegł zaalarmowany pies. Musiał spać w którymś z
pokoi skoro tyle mu to zajęło.
– O, obrońca domu – zauważył go.
Pies obwąchał go i leniwie zamerdał
ogonem. Jeśli King kogoś nie lubił – o co trudno – to był to zdecydowanie
Elliot. Może to sprawka Gabriela, który non stop napuszczał niby żartem psa na
mężczyznę. Nie, żeby wujek z ojcem żyli w jakichś dobrych relacjach, bo gdy
zjawiali się w jednym pomieszczeniu, Elliot szeptał wulgarne słówka w jego
stronę, a Gabriel uśmiechał się tak szeroko, że najpewniej widział całą paletę
tortur dla tego człowieka. Typowy ojciec, a ja jako syn typowego ojca mógłbym
przynosić i podawać mu narzędzia tortur. Przynajmniej to korciło w chwili, gdy
Elliot mnie wkurwiał.
– Tatusie zaraz przyjadą i będzie
ciacho! – zachichotała. – Będzie niespodzianka!
– Na cukier? – spytał zaskoczony. –
Sprytnie, młoda. Cukier to...
– Jeśli powiesz, że to uzależniające,
przemyślę to ognisko – pogroziłem.
– Ognisko?
– Kiełbaski?
Siostra przechyliła ciekawsko główkę,
a ja miałem ochotę się roześmiać.
– Och, tak. – Pochyliłem się
konspiracyjnie. – Będzie jedna parówka, ale niejadalna.
– Szkoda.
– Im starszy jesteś, tym
obrzydliwszy, wiesz? – Wzdrygnął się. – Żeby takie teksty siostrze mówić.
– Jakie teksty?
– Zboczone?
– Zboczone? – zdziwiła się.
– Nie słuchaj go, wujek uderzył się w głowę – wyjaśniłem, na co pokiwała głowę w zrozumieniu.
Drzwi się otworzyły, a King zerwał
się z kuchni i pobiegł przywitać gości. Wzdrygnąłem się, bo zaraz miałem
zobaczyć ojca po miesiącu nieobecności. Elin oczywiście również zerwała się z
miejsca, aby jak najszybciej zobaczyć się z ojcami. Odłożyłem nóż na miejsce i drętwym
krokiem poszedłem za nią. Elliot stał za rogiem i w ciszy obserwował sytuację. Gabriel
kucnął do Elin, aby ta mogła go spokojnie objąć ramionami wokół szyi.
Wyglądał... lepiej. O ile tak można było to nazwać, skoro jego skóra nabrała
koloru, oczy były radośniejsze.
– Już nie wyjeżdżasz? – pytała,
odsuwając się delikatnie.
– Nigdy w życiu nie zostawię już
swojej królowej, to byłoby okrutne – powiedział z nieukrywaną dumą. Tęsknił.
– Elin, daj się tacie rozebrać, co? –
zaproponował Ethan, łaskocząc małą pod pachami, aż ta puściła drugiego i
zaczęła się śmiać.
Gabriel stanął na prostych nogach i
spojrzał na mnie. Może widział w tle Elliota, ale skutecznie go ignorował,
skupiając na mnie. Uśmiechnął się szczerze, a ja zrobiłem coś, czego nie
planowałem. Było to ostatnie na mojej liście powitalnej. Podszedłem do niego
szybkim krokiem i przytuliłem, jak chwilę temu zrobiła to Elin. Gabriel się nie
wahał, odwzajemnił uścisk.
– Cieszę się, że wróciłeś w lepszej
formie – powiedziałem cicho.
– Ja też, Ro.
– A ty co tu robisz?
Usłyszałem napięcie w głosie Ethana,
więc odsunąłem się od ojca i spojrzałem na wujka, który bez skrupułów podjadał
sałatkę, którą zrobiłem.
– Chciałem powitać... – zaciął się,
gdy zobaczył moje zirytowanie. Parsknął śmiechem. – Chciałem powitać Gabriela.
Witaj wśród zdrowych.
– Witaj wśród wolnych – odpowiedział
mu kąśliwie.
– Nie wyleczyli ci tej pyszności.
– A tobie nie odrosły włosy.
– Dzieci. – Ethan wywrócił oczami.
– A tam głupoty gadają! – oburzyła
się Elin. – Lepiej zjedzmy coś, głodna jestem. King też, prawda king?
Pies jak na zawołanie zaszczekał i
zamerdał ogonem, a mała roześmiała się radośnie. Wszyscy jej zawtórowaliśmy, bo
to akurat było urocze. Jeśli ktoś potrafił ją zrozumieć najlepiej, to właśnie
jej Król. Wiedziałem, że miesiąc nie
wymaże jego obaw i lęków, ale leki, które teraz zażywał skutecznie go wyrywały
z ponurych odmętów umysłu. Ethan planował go lepiej pilnować i drążyć
dociekliwiej, jeśli zaszłaby w nim jakaś zmiana. Ewentualnie obiecywał też, że
od razu powie mi o swoich obawach, abym to ja przycisnął ojca, bo jak on to
określił: ja potrafię zburzyć jego mur. Trudno Gabrielowi byłoby pogodzić się z
moją wyprowadzką, ale to było nie do uniknięcia. Nie uciekałem od nich, ale to
nieodłączny element życia. A to dla mnie szykowało jeszcze walkę o zdrowie
Lesliego i miejsce w drużynie narodowej. Kto powiedział, że miało być łatwo?
Moje życie od urodzenia było skomplikowane, nie liczyłem na fory.
*Bro w tym kontekście ma dwa znaczenia. Jednym z nich jest oczywiście „najlepszy przyjaciel/brat z wyboru" ale także powiązanie z imieniem bohatera „Ro-bRo".
Komentarze
Prześlij komentarz