Believe it Cz.14


Plotki i niedomówienia

|na kampusie|

Sobotni wieczór spędzany w pubie przy jakimś drinku, którego nazwy nie chciało mi się spamiętać, to było coś, na co nie miałem ochoty. W przeciwieństwie do mojego drogiego przyjaciela, który od razu zaczął dogadywać się z Loli i Theklą, jakby znał je całe życie. Hector, Petter i Bastian też podziwiali jego otwartość, której przy nich nie posiadał. A raczej w rozmowach z nimi. Bastian dwa razy próbował zagaić rozmowę z Urlikiem i za każdym otrzymywał oszczędne odpowiedzi, co poskutkowało rzuceniem w moją stronę pytającego spojrzenia. Nie rozumiał, jakim cudem przyjaźnię się z tak powściągliwym kolesiem, skoro nie jestem kobietą.

– Może to zasługa bycia homo? – spytał Hector, odchyliwszy głowę i wrzuciwszy do ust garść czegoś, co wyglądało jak perły morskie. Przeźroczyste, śliskie i pływające w drinku jego dziewczyny. Podkradał zawartość, gdy ta nie patrzyła. A gdy kazała mu zamówić sobie to samo, to zbył to wzruszeniem ramienia.

– To mnie powinien czcić – stwierdza beznamiętnie Potter.

Ten też pałaszował, tyle że zwykłe paluszki solone. Na początku były krakersy, ale stwierdził, że dość ma ostrości i chce iść w sól.

– Mnie też powinien lubić – przypomina mu Hector z brwią w górze.

– Raz w dupę to nie gej – mówi Baz z uśmieszkiem wyższości.

– Przepraszam, ale czy wy mówicie o gejach?

Loli poprawiła się na siedzisku, aby teraz lepiej widzieć naszą pozostałą trójkę, bo dotychczas odwróciła się plecami do swojego faceta i oblężyła Urlika swoimi atutami. Thekla była bardziej subtelna, ale dobrze jej się z nim rozmawiało, bo tak się składało, że był pomiędzy babami. Wszyscy siedzieliśmy w loży, za którą któryś ze sportowców musiał bulić niezły hajs. Mieliśmy tutaj prywatną przestrzeń dzięki trzem ścianom, miękkiej sofie w kształcie podkowy i piekielnie zmysłowym świetle, którego źródło znajdowało się tylko na kwadratowym stoliczku pośrodku.

Atmosfera w samym lokalu była znośna. Nie grała tutaj głośna muzyka, nie doświadczyliśmy jeszcze awantury czy pary, która nazbyt afiszowałaby się swoim napaleniem. Kible też zadbane, nie mdliło na samą myśl z korzystania. Drink smaczny, aczkolwiek nie zmienił mojego nastawienia do alkoholu. Niektórzy zamówili sobie trzecią lub czwartą kolejkę, a ja dalej siedziałem przy pierwszej. Nikt nie poganiał i nie drwił z tego powodu, ale nawet jeśli, nie miałem humoru na dołączenie do tego i odbicia w jakiś żartobliwy sposób. Może niektórzy to widzieli i celowo nie próbowali czegoś takiego?

W każdym razie ja siedziałem na samym brzegu, zaraz obok mnie był Petter, który uparł się, aby być przy mnie; obok niego był Bastian, Hector, Loli, Urlik i na końcu, a zarazem na drugim brzegu sofy siedziała Thekla.

Każdy tego dnia wyglądał wbrew pozorom normalnie, żadnych wyzywających sukienek w przypadku kobiet, ani drogich dodatków u mężczyzn. Wręcz przeciwnie; Pett opatulony był za dużą na siebie bluzą – mogłem tylko się domyślać, że należała do jego faceta – włosy też miał w całkowitym nieładzie, więc może po szybkim numerku ubrał się w nie swoje rzeczy. Baz nosił niebieski sweter wciągany przez głowę, a Urlik postawił tego dnia na zwykłą beżową koszulkę. Każdy z nas posiadał odzienie wierzchnie, ale zostawiliśmy je w szatni. Nie było sensu ubierać się grubo, skoro planowaliśmy spędzić większą część wieczoru w zamkniętym pomieszczeniu, gdzie alkohol miał nas dodatkowo rozgrzać.

Hectora za to nie raziło zimno ani ciepło, bo przyszedł do pubu jak typowy przystojniak w białej koszuli rozpiętej od góry na trzy guziczki oraz czarnej skurzanej kurtce. Miałem podobną, ale od dawna nie nosiłem. Przypomniał mi przynajmniej o jej istnieniu.

Loli dopasowała się do niego stylem, bo też ubrała białą koszulę z szerokimi rękawami oraz oldskulowe dżinsy z wysokim stanem. Czarny pasek raczej robił tylko za ozdobę, ale nie mogłem być tego pewnym. Jej przyjaciółka też wyglądała zwyczajnie w czarnych spodniach i w bluzce o dziwnym odcieniu niebiesko-szarego, która z odległości przypominała fakturą zamsz. Rękawy trzy-czwarte, dlatego nie musiała sama ich podwijać, a dzięki temu eksponowała swoje cholernie kościste nadgarstki z toną bransoletek i zegarkiem.

Zaczynałem się poważnie zastanawiać, czy ta kobieta nie potrzebuje czasem konsultacji z psychologiem.

Rozmowa zeszła im na ogólnoznane tematy jak uniwerek czy rodzina, dlatego Loli zaprzestała napaści na Urlika – o którego swoją drogą Hector nie wydawał się zazdrosny – i starała się zagadać każdego. Nie umknęło mojej uwadze, że wzrok na Petterze zatrzymywała na absolutne minimum, czyli dwie sekundy.

– Hej, idę do baru, komu coś domówić? – spytała uprzejmie Loli, przepychając się do wyjścia. Gdy stanęła przy stoliku, poprawiła swoją koszulę, która się trochę przekrzywiła, i spoglądała na nas błyszczącymi oczyma. Policzki też miała zaróżowione. W skrócie: była wstawiona.

– Kochanie, byłem dziś na siłowni, nie mam ochoty na ciebie na moich barkach – ostrzegł ją Hector z tak szerokim uśmiechem, że to niemal uchodziło za groźbę. Ale przynajmniej nie ja jedyny widziałem jej stan.

– Umiem chodzić – burzy się. – Mam ochotę na drinka, nie będziesz mi mówił, ile mogę wypić. Żaden facet. – Wskazała na nas palcem, ale ja tylko się temu przyglądałem. – Remi, pójdziemy razem?

– Gdzie?

Petter jakby dopiero teraz wyłączył swój tryb amoku i przeskoczył do żywych, gdy tylko padło moje imię. Patrzył na Loli takim wzrokiem, tak lodowatymi – w moim mniemaniu – niebieskimi oczyma, że aż przeszły mnie dreszcze. Może nie tylko ja miałem gorszy dzień – rok – bo zaczynałem odnosić wrażenie, że niektórzy przy stole zachowują chłodny dystans. Loli względem Pettera, on względem każdego; Hector też uśmiechał się bardziej sztucznie przez większość czasu; Bastian siedział trochę spięty, naprzemiennie opierając się o sofę lub stolik. Urlik tylko względem facetów nie podejmował prób integracji, choć obiecał mi co innego, a Thekla to chyba miała takie usposobienie, że nie lubiła tłumów, bo zawsze miło odpowiadała lub nieśmiało włączała swoje trzy grosze do tematu. A Loli swoimi słowami do chłopaka pokazała, że między nimi trzasnął grom.

– Do baru – odpowiedziała nieco zbyt mrukliwie, ledwo szło ją zrozumieć. Spuściła wzrok na swój brzuch, gdzie dalej gładziła koszulę i spodnie, w które miała ją utkniętą.

– Weź Thekle.

On nie sugerował zmiany, on ją nakazywał. Petter zarzucił chyba jakąś sieć na moją osobę i bez jego zgody, nikt nie mógł robić ze mną czegokolwiek. Chciałem więc sprawdzić, czy moje zdanie ma jakieś znaczenie dla niego, a skoro Loli właśnie uniosła głowę, rozrzucając swoje rozpuszczone włosy na boki, to był idealny moment przed aferą.

– Pójdę z tobą.

Wstałem pospiesznie. Odwróciłem dziewczynę frontem w stronę baru i popchnąłem ja delikatnie dłonią na dole pleców. Spojrzałem przez ramię, aby ocenić reakcję przy stole, ale nie wydawało się, żeby ktokolwiek rozmawiał. Petter za to powrócił do przeżuwania paluszków i gapienia się na lampkę, nie na nas. Było dobrze. Moje zdanie miało jednak znaczenie. Sam nie wiem, co bym zrobił, gdyby było inaczej.

Podeszliśmy do kontuaru, gdzie panował mały ruch, każdy wolał zająć stolik na środku sali lub na jej bokach. Barman uśmiechnął się do nas serdecznie, w końcu sporo już zostało zamówione i zapowiadało się na dolewki, dlatego czuł zysk i napiwek. Loli złożyła dokładnie zamówienie, a on obiecał je przygotować i przynieść do stolika. Zbędna łaska, bo Loli chciała odebrać to sama, a on musiał się zgodzić, skoro ja lepiej sobie radziłem z pionem niż ona. Mimo wszystko. Zostawił nas samych, co było trochę niekomfortowe. Z nerwów zaczęła nawet bawić się ekologiczną słomką, a gdy doszło do niej, że to niehigieniczne, wyciągnęła ją z podajnika i chciała zabrać ze sobą.

– Myślę, że Pett cię lubi.

Tak to wymruczała pod nosem, że nie byłem pewien, czy to czasem nie było dźwiękiem płynącym z głośników. Pochyliłem się nad nią, bo przerastałem ją wzrostem, a gdy tak opadła na blat, to było jeszcze gorzej w warunkach do rozmowy.

– Słucham?

– Pett – podkreśla – wpadłeś mu oko. Traktuje cię jak swoją własność. Psychol.

Spojrzała na stolik za moimi plecami, więc mogłem chyba się domyślić, na kogo właśnie łypała groźnie. To mógł być jedyny moment, aby dowiedzieć się, dlaczego ma tak złe stosunki z nim.

– Co się dzieje między wami? Hector to najlepszy przyjaciel Pettera.

– Od kiedy ukradł mi pozytywkę po mamie, jestem na niego wściekła.

– Jest chory – przypomniałem, na co zareagowała parsknięciem godnym konia. – No co?

– Choroba, jasne. Chory się leczy, a on tylko wciąga – drwi, zmieniając pozycję. Oparła się łokciem na blacie, za mocno kładąc się przy tym, aby przy okazji jeszcze lepiej móc widzieć to, co za mną. – Jest ćpunem i ma wyprany mózg. Nie wierzę, że zażywa jakieś leki ani że chodzi na terapie.

– Może jest zaborczy, ale...

– Nie ma ale, Remi – wcięła się z nerwami. Uniosła oczy na mnie. – Wiesz, powiem ci coś. – Wyprostowała się, ale ja i tak musiałem pozostać schylony. – Hectorowi się nie podoba, że Petter wie więcej.

– Nie rozumiem.

– Pamiętasz sytuację, gdzie było późno wieczorem, a wy szliście z kawiarni i spotkaliście tego... jak mu było? – Zmarszczyła brwi.

– Olai – podpowiadam, przełykając z trudem ślinę. – Ma na imię Olai.

– O, ten. – Kiwała energicznie głową. – Mieszka z Petterem.

– Co? – szokuję się. – A Pett nie mieszka ze swoim facetem?

Co prawda wiedziałem, że Pett mieszkał we własnym domu tylko weekendami i sporadycznie w trakcie tygodnia, ale wolałem grać mniej wtajemniczonego, aby więcej z niej wyciągnąć.

– Tak, to też – zapewniała. – W domku poza kampusem, to wiadomo. Ja mówię o akademiku. Petter i Olai mieszkają razem w pokoju. Mieszkaniu. Rozumiesz? – Krzywiła się, aż jej wzrok zrobił się zamglony. – Słyszałam plotki, że na początku mieszkali w czwórkę; Hector, Petter, Olai i chłopak, którego Olai skatował.

– Nie możesz rozsiewać plotek – skarciłem ją i się wyprostowałem. Nie miałem ochoty słuchać kolejnych banialuków na jego temat. Sam chciałem sobie wyrobić zdanie, a niestety facet się uparł, żebym miał negatywne. Nie ma tak łatwo!

– To nie są jakieś tam plotki, Remi! – Szarpnęła mnie za ramię, przez co znów skupiłem na niej wzrok. – Ten chłopak był tak ciężko ranny, że rodzice wypisali go z uczelni. Od tamtej pory dyrekcja zarządziła, że Olai może być w pokoju z drugą osobą, nie więcej. Hector był zły, że musiał się wynieść, bo Petter jakimś sposobem wygrał swoją prośbą o pozostanie przy nim. To chore. Obaj są chorzy. Obaj są niebezpieczni. Boję się o ciebie, o Hectora. Co wy widzicie z Petterze?

Jej oczy zaszły łzami. Czułem się jak dupek, bo przeze mnie płakała jakaś kobieta, ale co mogłem zrobić? Rozumiałem jej lęk, Hecto był jej facetem i nade wszystko nie chciała jego krzywdy. Jasne, też nie znałem tej grupy dostatecznie długo, by doszły do mnie takiego kalibru plotki, ale przez swój wyczulony słuch czułem, że mogę wierzyć w szczerość intencji tych ludzi. Hector był pierdolnięty w swój sposób, Petter tym bardziej, ale czy to czyniło ich gorszymi? Mógłbym zaryzykować, że obaj chcieli dla Olaia jak najlepiej.

Rik opowiadał przecież, jak wyglądał mniej więcej początek znajomości tej trójki i jak bardzo chcieli ratować innych przed prawdziwym zagrożeniem ze strony niektórych studentów. To, że Olai miał problem z pohamowaniem agresji, był nadpobudliwy, nie świadczyło o tym, że to jego wina. Przecież brał leki, a Petter się o to troszczył. Pierwszą rzeczą, jaką tamtego wieczora zrobił, to spytał o leki, kazał mu je zażyć. Dlaczego więc miałem się martwić? Cholera, spędziłem z Olaiem interesujący wieczór poprzedniego dnia, nawet jeśli obudziłem się z pustą pościelą obok. Zniknął równie szybko, jak znaleźliśmy się w mieszkaniu, ale to nie pokazywało mi go w złym świetle. Nie  tak złym przynajmniej.

Strzelałem focha, że mnie zostawił i nie mogliśmy porozmawiać o tym, ale to coś zupełnie innego od bania się go. Przecież było nam obu dobrze ze sobą, czegoś innego nikt nie był w stanie mi wmówić. Słyszałem wyraźnie, wzrok też mi nie szwankował.

– Loli, uspokój się – prosiłem, nadal mając wbijane paznokcie w gołe ramię, bo przyszedłem w cieplejszej kurtce i koszulce na krótki rękaw.

– Nie mogę! – powiedziała to zdecydowanie za głośno na tak cichy pub. – Jesteście lekkomyślni!

– Tak, jesteśmy, ale porozmawiajmy o tym, gdy się uspokoisz, dobrze?

Kręciła desperacko głową i łkała. Barman stanął przy nas, tyle że po drugiej stronie kontuaru i patrzył na mnie takim wzrokiem, jakbym ją co najmniej uderzył.

Na litość Boską.

Nagle uścisk zniknął z mojego ramienia w gwałtowny sposób. Spojrzałem zaalarmowany na prawo, gdzie Petter trzymał za nadgarstek Loli. Odsunął jej dłoń ode mnie. Wciągnęła powietrze przez usta ze świstem na jego widok, choć pewnie nieźle zamazany.

– Kotku, mówiłem, że za dużo wypiłaś – ćwierkał z uśmiechem Hector, obejmując ją. – Podczas okresu robisz się taka emocjonalna, że wolałbym ci kupić tabliczkę czekolady.

Pocałował ją w głowę, zaginając trochę jej włosy. Posłał też spojrzenie do barmana, które chyba miało mu przekazać, że taka kobieta jak ona, zawsze robi mu wstyd publicznie, gdy wypije, mając krwawienie. Petter w tym czasie wypuścił jej dłoń, aby Hector mógł ją odprowadzić z pomocnym ramieniem na jej talii do stolika. Odetchnąłem głęboko pod czujnymi niebieskimi tęczówkami.

– Revo – coś w jego tonie kazało mi na niego spojrzeć – gdy mówię, że nie masz z nią iść, to się słuchaj. Rozumiesz już lekcję, którą ci dałem?

– Ona mnie ostrzegała przed tobą i Olaiem – wypaliłem bez zastanowienia. On jednak chyba się tego spodziewał, bo tylko nieznacznie zmrużył oczy i wzruszył ramieniem.

– Zdziwiłbym się, gdyby tego nie robiła. Od miesiąca próbuje mnie skłócić z Throem – patrzył teraz zapewne na nasz stolik – ale słabo jej idzie. Prędzej zerwą.

– Dlaczego źle jej życzysz? Bo się ciebie boi?

– Schlebia mi to. Im więcej ludzi się ciebie boi, tym mniej chce zranić. Obiecaliśmy, że będziemy cię chronić przed szkodnikami – wskazał na ślepo za mnie palcem, bo oczy utkwione miał we mnie – to cię chronię. Gdybyś skontaktował się z Nilsem, to opowiedziałby ci ciekawą historię ich zerwania.

– Rozmawiałeś z Nilsem?

Zesztywniałem z lęku i niedowierzania. O wiele mogłem podejrzewać grupę sportowców, a konkretnie dwie osoby z niej, ale żeby posuwać się do tego stopnia i szpiegować osoby, których nawet nie znają? Których nie ma w ich otoczeniu?

– Nie musiałem – szczerzył się – w końcu, od czego są maile?

– Chryste, Pett.

– Co poradzić? – Rozłożył bezradnie ręce, ale słyszałem tę dumę w głosie. – Nie pilnowała swojego komputera, a ja lubię błyskotki.

– Nie ukradłeś jej pozytywki, prawda?

– Masz na myśli tę zabawkę, którą się nakręca? – dopytywał. – Możliwe, że stoi u mnie na biurku. A tak właśnie się zastanawiałem, skąd to się tam wzięło. No cóż.

Zabrał z niesamowitą zręcznością tacę z baru i ruszył do naszego stolika, pozostawiając mnie w niemym szoku. Wydarzyło się tak wiele w przeciągu tak niewielkiej chwili. Przyszedłem do baru w zasadzie z dobrą miną do złej gry, bo po zniknięciu Olaia, nie mogłem zebrać myśli. W końcu dalej tkwiłem na rozdrożu. Seks był błogi, ale ta niepewność po przebudzeniu jakoś zabiła cały jego smak. Musiałem porozmawiać z Olaiem, lepiej wcześniej niż później. A skoro obiecałem wszystkim – zwłaszcza Urlikowi i Loli – że zjawię się w barze, aby oderwać się od nauki, to nie miałem zamiaru przez jakiegoś faceta spławiać znajomych. To nie był krytyczny stan mojego ducha czy coś. Mogłem więc się trochę rozerwać, nawet jeśli mój humor przypominał naburmuszone dziecko po wyjściu ze sklepu z zabawkami bez zabawki w dłoni, bo rodzic się nie zgodził. Chciałem być obecny ciałem, czasem umysłem, gdyby ktoś o coś pytał. Wypić piwo, drinka, cokolwiek i posiedzieć sobie te parędziesiąt minut w towarzystwie innym niż Urlik – którego towarzystwo w sumie było już rzadkością – i książki.

Podświadomie wiedziałem, że nawet jeśli czegoś nie chcę i nie mam na to ochoty, to w głębi duszy rozumiałem, jak bardzo mi tego potrzeba. Jak potrzeba mi odrzucić książki, bo ktoś poprosił o pomoc; jak potrzeba mi porozmawiać o innych rzeczach niż moje problemy sercowe.

Jednak przebieg tego wieczoru był dla mnie naprawdę dziwny. Nie tylko ja byłem nie w sosie. A niektórzy, jak widać, mieli też nieodparty lęk przed innymi. Loli bała się Pettera i Olaia, ale przede wszystkim martwiła się o Hectora i... o mnie.

Zbyteczna łaska. Sam wiedziałem, co robię i z kim.

Tak chciałbym powiedzieć jej prosto w twarz, ale łzy wytrąciły mnie z równowagi. Zwłaszcza zjawiające się tak nagle i bez ostrzeżenia. Gdy się z kimś kłócę i się pojawiają, to przynajmniej zmam sytuację przyczynowo-skutkową. A tutaj? To wydarzyło się poza moją kontrolą i nawet zmysły nie potrafiły mnie przed tym ustrzec w porę. Albo zatopiłem je drinkiem, którego nawet nie dopiłem do końca.

A teraz proszę; odwróciłem się i widziałem, że przy stole każdy zachowuje się jak gdyby nigdy nic oprócz mojej dawnej znajomej. Siedziała wtulona w Hectora, którego poza jawnie mi mówiła, że coś szepcze jej do ucha, aby się uspokoiła. Pett za to powrócił do jedzenia, Bastian dyskutował zażarcie z Theklą i Urlikiem. Nikt poza mną nie wykazywał zainteresowania.

Nagle stałem się centrum zdarzeń. To zaczynało być ciążące. Moje własne obawy, dopiero co kwitnące w umyśle; nieodparta chęć poznania Olaia i rozwikłania jego osoby; zrozumienie i pogodzenie się z ojcem. A teraz doszła do tego cholerna ciekawość co wydarzyło się między Nilsem a Loli, bo wychodziło ze słów Pettera, że dziewczyna nie wyjawiła mi całej prawdy. Nie miała takiego obowiązku, ale czułem się trochę oszukany.

Nawet jeśli nie dawałem wiary w plotki, to one istniały z jakiegoś konkretnego powodu. A ta, co dopiero dziś doszła mych uszu, była niepokojąca.

Olai skatował współlokatora? Petter się go nie bał? Dlaczego tak bardzo chciał mieć pod kontrolą jego stan? Byli rodziną?

Zadawałem za dużo pytań, ale to tylko dlatego, że nie znałem ani jednej odpowiedzi. Im dłużej przebywałem w towarzystwie sportowców, tym bardziej traciłem kontakt ze swoimi postanowieniami. A może po prostu za dużo chciałem zrozumieć, a za mało interesowałem się tym, co powinienem? Tak, na pewno o to chodziło.



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty