Believe it Cz.21


Trzeźwe myśli

|w domu|

Obudziłem się wczesnym rankiem, wiedziony nawykiem. Dobrze jednak, że nie zrzuciłem od razu nóg na podłogę, bo najpewniej wtedy zrobiłbym krzywdę śpiącej tam Kristin. Wciągnąłem głośno powietrze, dostrzegając jej zwiniętą postać pod moim łóżkiem. Miałem tak głęboki sen, że nie usłyszałem, jak przyciągnęła sobie dywan bliżej i otuliła przyniesionym kocem. Głowę na szczęście miała na poduszce z salonu. Tylko zastanawiałem się, co ona robiła w tym miejscu? Jej mama sama zapewniała, że młoda spać miała z nimi w pokoju.

Potrząsnąłem głową, bo myślenie od samego rana nie było czymś, na co miałem ochotę. Wolałem zaparzyć sobie kawy, obudzić się prawidłowo i dopiero wtedy przystąpić do stawiania czoła nowemu dniu. W tym celu z uwagą zszedłem z łóżka i zabrałem swój telefon z szafki, żeby przypadkiem nie obudził jej przed wcześniej. Potem jednak nabrałem wyrzutów sumienia, że młoda będzie dalej spała na zimnej podłodze, podczas gdy łóżko jest wolne.

Schowałem telefon do kieszeni dresów i wziąłem się do podnoszenia jej. Delikatnie. Pobudka nie była czymś, do czego dążyłem. Ulokowanie jej w dogodnej pozycji zajęło mi dobre trzy minuty, aż w końcu dźwignąłem ją do góry. Nie ważyła wiele, czyli dokładnie stało się to, czego się spodziewałem. Może miała niedowagę, a może naturalną budowę ciała? Nie znałem jej ojca ani dziadków.

Ułożyłem ją delikatnie na łóżku i okryłem kołdrą. Mruknęła coś niezrozumiałego i zaraz przyciągnęła róg do twarzy, żeby się lepiej okryć. Cwana bestia, wiedziała, że trzeba dbać o ciepło.

W końcu mogłem wyjść z pokoju, a w tym celu zabrałem też ciuchy, aby móc się w nie ubrać w łazience. Zrobiłbym to w pokoju, no ale nie przy niej. Potem tylko podrzuciłem swoją piżamę, rzucając ją na nierozpakowaną torbę swoich rzeczy. Poszedłem następnie zrobić sobie kawy.

Lalalu spał do góry brzuchem na swoim posłaniu, toteż dzięki temu mogłem bez problemu ocenić jego płeć. Wcześnie byłem pewien, że to samiczka, ale najwidoczniej nie. Ziewnąłem szeroko, zachodząc do cichej kuchni i wstawiając czajnik z wodą. Czekałem ze wsypanym proszkiem do kubka aż zacznie się gotować, a w tym czasie zerkałem za okno kuchenne. Nic się nie działo oprócz tego, że po drugiej stronie ulicy staruszka właśnie goniła jakiegoś kota z laską w dłoni. Niezłą werwę miała jak na swój wiek. Musiała mieć z osiemdziesiąt lat, a na widok jej koronkowej staromodnej bluzki w odcieniu beżu, przeszył mnie dreszcz zimna, chociaż ubrałem swoją białą bluzę i te same bojówki z poprzedniego dnia. Czułem zimno w ciepłym domu, a ta babka latała na krótki rękaw pod pochmurnym niebem. Chryste, babki to miały grubą skórę.

Woda w końcu się zagotowała, więc wyłączyłem palnik i zalałem kubek. Niespodziewanie przy mnie zjawił się mój ojciec i postawił obok swój, który już miał ślady po jednej kawie.

– Dolej mi do połowy, proszę – mówił ze zmęczeniem w głosie.

Tego dnia nie silił się na ukrywanie swojego stanu, co było dla mnie niemałym zaskoczeniem. Zaczynałem przyzwyczajać się, że mój ojciec już nigdy nie będzie przy mnie swobodny.

Dolałem mu, jak chciał, do połowy wody. Sięgnął od razu i napił się ciepłego napoju. Stęknął z ulgą, przymykając powieki.

– Malowałeś całą noc? – pytałem, aby się upewnić.

– Miałem wenę – odpowiedział, a potem spojrzał na mnie, a ja wiedziałem, że kłamie.

– Taki był układ, co? Ty pracujesz całą noc, a Kristin zajmują łóżko?

– Bez przesady – podsumował z irytacją. – Linda w środku nocy chciała, żebym się położył. Jak mnie coś natchnie, to nie zważam na porę.

– Skoro tak twierdzisz.

Łypnął na mnie groźnie. Nie podobało mu się, że mu nie wierzyłem, ale przecież kłamał w żywe oczy i bez daru doskonale to wiedziałem. Potrzebowałem kofeiny, żeby móc dobrze rozpocząć dzień, dlatego obecna konfrontacja z tatą nie była mi na rękę. Możliwe, że jemu także. Miał głębokie cienie pod oczami, skóra niezdrowo się marszczyła i nabrała szarości, co było niepokojące nawet jesienią. To było oblicze człowieka, z którym nie powinienem dyskutować w takim stanie. To musiało poczekać.

Miał na sobie swoją ulubioną poplamioną koszulę oraz beżowe spodnie trzy-czwarte. Następny, któremu było za gorąco.

– Jak spałeś?

Zaczęło się, pomyślałem.

Westchnąłem i zasiadłem do stołu. Tata poszedł moim śladem i zajął miejsce przy krótszej części blatu. To wyglądało zupełnie jak moja ostatnia rozmowa z mamą. Dokładnie te same pozycje i pewnie nie lepszy finał nas czekał, gdybyśmy rozpoczęli pewien temat.

– Byłem zmęczony, więc całkiem głęboko – odpowiedziałem, wpatrując się w kubek.

– Przyjechałeś, bo chcesz o czymś porozmawiać – stwierdził. – Porozmawiajmy. Wysłucham cię. Pokłóciłeś się z Urlikiem i Zoe. O co?

Kręciłem głową, coraz szczerzej się uśmiechając. Tak bardzo chciałem odłożyć swoje bóle i żale na później, ale ten facet mi tego nie ułatwiał.

– Więc mogę wrócić do domu tylko z problemem? Nie mogłem chcieć cię odwiedzić? Chcieć odpocząć od nauki? Każdy odwiedza domy rodzinne, ja nie mogę?

– Oczywiście, że możesz. – Zachował spokój, choć ja już zacząłem się gotować. – Znam cię jednak dobrze i bez uprzedzenia nie przyjechałbyś w odwiedziny, Remi. Jestem twoim ojcem. Nie oszukuj mnie, że to tylko chęć sprawdzenia.

– No właśnie – poprawiłem się na krześle – sprawdzenie ojca. Może powiesz mi, dlaczego mnie okłamywałeś?

– Nie okłamałem – zagrzmiał surowo.

– Nie? – drwiłem. – Pies należy do sąsiadów, podrzucili mi na parę dni. Ja i pies? – naśladowałem jego głos, widząc, jak mina mu rzednie. – Och, litości. Jestem twoim synem. Nie oszukuj mnie i nie zmuszaj do sprawdzenia cię.

– To nie fair – odbił.

– Jak wszystko, co ostatnio robię – odpowiedziałem dobitnie. – Bawi mnie ostatnio egoizm, jak widać. Proszę o szczerość i dostaję kłamstwo. Daję siebie, a w zamian zostaję sam. Jak to się dzieje, że dopóki jestem uśmiechnięty i pomocny, to każdy się wdzięczy, a jak potknie mi się noga i postępuję według własnego widzimisię, to nagle każdy śmie krytykować?

– Możesz mi wyjaśnić, co zaszło? Chciałbym zrozumieć, co cię trapi – powrócił do neutralnego tonu.

– No na przykład ty! – mówiłem z bolesnym dla mnie uśmiechem. – Aż tak mi już nie ufasz, że nie jestem godny nawet dowiedzenia się od ciebie, że od teraz mam nową mamę i siostrę?

– Natychmiast zmień ton!

– Bo co?

Zacisnął mocno zęby. Nigdy nie rozmawiałem z nim tym tonem i doskonale wiedzieliśmy o tym obaj. Pierwszy raz powiedziałem nim do matki, a tata był tego tylko biernym obserwatorem. Dmuchałem i chuchałem na niego, chcąc zabrać wszystkie problemy na siebie, aby on mógł odpocząć i żyć. A teraz proszę, ten sam syn odwracał się od niego i ciskał tym samym tonem, co do matki.

– Nie wyżywaj się na mnie, tak jak wczoraj na Zoe – prosił, a raczej surowo przypominał mi mój błąd.

– Och, na Zoe to akurat się wściekłem, bo decyduje, z kim mogę rozmawiać. Ty za to wyrzucasz mnie ze swojego życia.

– Kiedy to zrobiłem?! – wykrzyczał, co zapewne słychać było w całym domu. – Kiedy kazałem ci odejść? Remi, przestań wyolbrzymiać!

– Kiedy zamierzałeś mi w ogóle powiedzieć, co?

– Kiedy uznałbym to za odpowiedni moment – odpowiedział bez wahania. – Dzisiejszy weekend nim nie był.

– A może wspólne święta? Taki wiesz, prezent pod choinką.

– Natychmiast waż słowa, chłopcze.

– Myślałem, że jesteś inny, ale jesteś dokładnie tak samo obłudny, jak Margaret – mówiłem, a słowa cięły go jak ostrza. Krew odchodziła mu z twarzy, a ja nie potrafiłem przestać. – Gdyby nie Zoe, nawet byś do mnie nie zadzwonił. Pieprzysz farmazony, że moja orientacja niczego nie zmienia, ale zmieniła wszystko, a ty nie masz za grosz godności, żeby kazać mi spierdalać, tylko karzesz kłamstwami i milczeniem. Czym sobie na to zasłużyłem?! – podniosłem głos. – Tym, że przez trzy lata ci pomagałem, zarabiałem, nie przysparzałem problemów?! Tym, że przez trzy lata tak bardzo chciałem być normalny, żeby nie przysparzać ci zmartwień? Tym, że stawiałem sobie ciebie przed sobą? – Poczułem szczypanie w oczach i w nosie. Zmieniłem ton na cichszy i zbolały. – Wszyscy mi mówili, że to niczego nie zmieni, ale zmieniło wszystko, tato. Brzydzisz się mną i wcale mnie nie chcesz.

– To nieprawda. – Kręcił desperacko głową.

– Prawda. Spadłem z wysokiego miejsca na samo dno. Wolałbym mieć takiego ojca jak Dan, który kazał mu po prostu wypierdalać, niż żeby mnie wodził za nos.

– Remi!

Uderza dłonią w stół, rozlewając moją kawę, które podskoczyła w kubku.

– Uciekłem od problemów i ludzi tutaj, bo tutaj czułem się dobrze. Chciałem odpocząć i chciałem odetchnąć starym powietrzem – mówiłem, gapiąc się ślepo w tę rozlaną ciecz. – Ale już się tu tak nie czuję. To obce miejsce i obcy człowiek.

Odsunąłem się od stołu, zabrałem kawę i wyszedłem z domu. Miałem skarpetki na stopach, ale nie chciałem ubierać butów. Usiadłem tylko na schodkach i patrzyłem przed siebie. Sąsiadka już musiała wejść do środka, bo kota nie było widać, jej tym bardziej. Panowała cisza. Może wszyscy jeszcze spali.

Nie wiem, ile tak siedziałem i popijałem zimniejący napar. W którymś momencie jednak na moich ramionach wylądował koc, a na schodzie obok zasiadła Linda. Miała na ramionach ponczo w kratę w bardzo wypłowiałych kolorach. Na pewno przygotowała się do tego wyjścia lepiej ode mnie. Też miała przy sobie kubek z parującą herbatą i spoglądała przed siebie. Po co się zjawiała i czego chciała, pozostawało chwilową zagadką.

– Czy coś się zmieniło? – odezwała się w końcu. Patrzyłem na nią zaskoczony, ale ona na mnie nie. – Wczoraj mówiłeś, że ci nie wadzę. Cieszyło cię, że tata zaznał tego uczucia na nowo.

– Nie – wciąłem się. – Nic się nie zmieniło.

– To dlaczego dziś powiedziałeś, że czujesz się w tym domu źle, bo są w nim obcy ludzie?

Wreszcie przechyliła na mnie zaciekawione oczy tak intensywnie zielone, że już wiedziałem, po kim miała je Kristin.

– Tu nie chodzi o was. To tata jest mi obcy.

– Z jakiego powodu?

– Jestem gejem – obwieściłem, ale nie wydawała się zaskoczona. – Wiedziałaś?

– Wspominał.

Parsknąłem z goryczą. Och, nie, wcale nie wspominał. Kłamstwo było zbyt wyraźne w jej głosie. Może umiała manipulować swoją mimiką twarzy jako psychiatra, ale nikt nie nauczył jej ukrywania tych charakterystycznych nut w tonie głosu.

– Co?

– Wcale nie wspominał, wiem – wyjaśniłem. – I w tym sęk. Jest mną obrzydzony.

– Remi, to z pewnością nieprawda – zapewniała. – Twój tata wiele o tobie opowiadał, nawet nie wiesz, jak dumny był z ciebie i twoich osiągów. Nie uwierzę, że się tobą brzydzi.

– Widzisz – zwilżyłem wargi – on nie odzywał się do mnie miesiącami po moim wyznaniu. Zadzwonił w chwili, gdy moja przyjaciółka z nim porozmawiała w cztery oczy. A i tak to nie dało nam regularnych kontaktów, bo każda rozmowa była jak przez mur. Nie widziałem go, on nie widział mnie, bo może nawet nie patrzył. – Zerknąłem na nią, dostrzegając bruzdę między jej brwiami. – Może udawać, Lindo, ale on w jakimś stopniu mnie już nie chce.

– Nie wiem, co powiedzieć – wyznała. – Ale pozwól, że przedstawię możliwy punkt widzenia. Twój tata zapewne był wychowywany w specyficznych warunkach, gdzie odmienność w domu nie była zbyt mile widziana. Mimo to wyrósł na człowieka o złotym sercu. Na pewno trudno mu przyszło zrozumienie twojej homoseksualnej strony. Potrzebuje czasu, aby to sobie poukładać. Nie wierzę jednak i nie chcę wierzyć, że cię nie kocha z tego powodu. Za bardzo jego oczy błyszczą, gdy o tobie mówi.

Odstawiła kubek na schodek i zaraz objęła mnie ramieniem, opierając o mnie głowę. Znów ten subtelny szpikulec w moją przestrzeń osobistą, aby akurat fala, która wywodziła się z jej głosu, koiła nieco nerwy, gdy pozwalałeś jej do siebie dotrzeć i otulić.

– Skoro jesteś gejem... zawód miłosny cię tu przywiódł? A jeśli nie, to czy jest ktoś, kto niebawem może być powodem?

– Cóż za dziwna dedukcja.

Zaczęliśmy się oboje śmiać.

– No więc jest ktoś?

– Jest. Chłopak, którego zaczynają mi odradzać, a ja mówię im wszystkim, że mają się pierdolić, bo ja go chcę.

– Uroczę! – Klepnęła mnie w udo, unosząc głowę. – Walka o miłość zawsze jest piękną rzeczą. Ale czy jesteś pewny, że o tego chłopca warto walczyć?

– Odradzają mi go, bo jest chory – skwitowałem. Zapadło milczenie. – Co z tego, że ma problemy z psychiką? Co z tego, że bierze leki? Jest samotny, odtrąca innych, bo nie chce ich zranić. Nie bierze pod uwagę tego, że sam decyduję o tym, czy chcę zostać zranionym. Jeśli wiem, że zrobi to z powodu choroby, to coś zupełnie innego, jakby mnie tym zaskoczył, prawda? Dlaczego chory ma być gorszy, Lindo? Nie chcę, żeby źle o nim mówili ci, którzy zwą się moimi przyjaciółmi. Nie znają go, nie mają prawa oceniać po plotkach.

Spoglądałem na nią i widziałem delikatny uśmiech, który przypominał mi matczyny, gdy plotłem trochę bez ładu i składu, a potem kończyłem i się czerwieniłem, bo nie liczyło się nic wokół mnie. Nikt mi nie przerywał, tylko wyczekiwano końca. Nie z nudów, a z zaciekawienia. Linda taki właśnie miała wyraz twarzy.

– N-No co?

– Naprawdę go lubisz – stwierdziła. Serdeczność z falą uderzyły we mnie jak ciepły promień słońca. – Walczysz, więc naprawdę musi być tego wart, hm? Chciałabym go poznać. Może kiedyś będzie nam dane, jak przyprowadzisz i przedstawisz oficjalnie.

– To się nie wydarzy – obwieściłem. – Nie wbiłbym tego kołka między mnie i tatę. Wystarczy fakt, że mnie znosi jako syna. Facet to za dużo.

– Może spróbujesz raz jeszcze? – sugerowała. – Rozmowa z ojcem, gdy ten się wyśpi?

– Pracował, ale nie miał weny.

– Tak – przyznała z uznaniem. – Nie mógł spać, bo się o ciebie martwił. Wychodzi na to, że Kristin też, bo zabrała koc z nóg łóżka i poszła do ciebie na podłogę.

– Wiedziałaś? – dziwiłem się.

– To moja córka – mówiła, jakby to wszystko wyjaśniało. – Uczyłam ją czułości na łzy. Gdy widziała cię wybiegającego z kuchni, od razu wiedziała, że jesteś smutny i powinniśmy ci jakoś pomóc. Wtedy też opowiedziała, że byłeś już wcześniej zmęczony i przez przypadek źle sformułowałeś pytanie, ale zaraz za to przeprosiłeś.

– Całkiem sporo sprzedała...

– Bardzo się cieszyła na myśl o bracie – zaczęła wspominkowym głosem. – Nie mogła się doczekać, aż cię pozna. To ona najwięcej pytała twojego tatę o ciebie, a on z dumą odpowiadał. Nie potrafiłam zrozumieć wtedy i teraz, dlaczego tak długo zwlekał z poznaniem nas ze sobą. Przyniosło to więcej szkód niż pożytku. Jestem jednak pewna, że on cię kocha bez względu na orientację, Remi.

Zacisnęła dłoń na moim ramieniu, jakby też chciała cieleśnie mi przekazać, żebym nie popadał w paranoję. Może i miała rację, ale nie zmieniało to faktu, że coś wewnątrz mnie bolało na samą myśl, że tata miał nową rodzinę, o której mi nie chciał mówić. Mama powiedziała wprost, a on? On ukrywał to i przez telefon udawał, że nic się nie dzieje. Chciałem wiedzieć, miałem chyba prawo. A może nie miałem już żadnych praw.

– Jest mi przykro, tak po prostu – odezwałem się, odstawiając kubek, który całkiem zlodowaciał. – Przykro, że wracam do domu i widzę rzeczy, których nie znam. Rzeczy ludzi, których nie znam, a którzy dla mojego ojca są kimś ważnym.

Zagryzłem wargę, chcąc przerzucić ciężar łez z oczu na ból wargi. Mało to dało, bo ciche słowa Lindy „chodź tutaj" i jej przytulenie niweczyły cały mój plan. Powinna mnie nienawidzić za mój charakter. Powinna po prostu mnie zostawić.

– Naprawdę nic do was nie mam – zapewniałem łamiącym się głosem. – To po prostu chujowy moment w moim życiu, przepraszam.

– Nie masz za co, przecież nic nam nie zrobiłeś.

Fala powinna mnie uspokoić, ale tylko bardziej rujnowała zamek, w którym schowałem cały ból.

– Zniszczyłem to, co było między mną i tatą – żaliłem się. – Nie ufa mi, zawiodłem go.

– Nie możesz tak mówić a przede wszystkim myśleć. Słyszysz? – W jej głosie słyszałem determinację, ale i złość. Może na mnie, może na ojca. – Jesteś przeciążony, widzę to. Zabrzmię teraz bardzo okrutnie zapewne, ale czy rozważałeś konsultację z lekarzem? Studiujesz, pracujesz, masz kłopoty z akceptacją samego siebie i widzisz brak akceptacji wśród najbliższych. Może warto posłuchać rad kogoś, kto będzie neutralny, hm? Przyjaciele często tacy nie są. Oczywiście, ja też mogę ci pomóc, ale musielibyśmy porozmawiać od początku do końca.

– Czy twoim zdaniem mam problemy z psychiką?

– Depresja, być może – przyznała. – A może jednak nie. Wiesz, bazuję na kilku twoich napadach, a przecież to bardzo ludzkie, żeby złamać się pod naporem emocji. Nie twierdzę, że potrzebujesz pomocy, ale też tego nie wykluczam. Wiem, że przeżyłeś rozpad rodziny, a twój tata nie zaprowadził cię wtedy do lekarza, co było poważnym błędem.

Odsunęła się ode mnie i ujęła twarz w dłonie, ścierając kciukami łzy z policzków.

– Ta, słyszałem, że i on tego żałuje.

– Bardzo by to ci już wtedy pomogło zaakceptować nową sytuację. Miałeś tylko piętnaście lat, nie miałeś nikogo bliskiego oprócz taty, który akurat w zaistniałych okolicznościach średnio mógł pomóc. – Uśmiechnęła się ze smutkiem. – Jesteś przeciążony, chciałeś odpocząć. A tymczasem czekało cię tu niemiłe zaskoczenie. Tak przynajmniej twierdziłeś chwilę temu w kuchni.

– Ja nie...

– Wiem, Remi, spokojnie. Chodzi mi o punkt widzenia, który staram się pojąć. Zamiast znaleźć azyl, trafiłeś do kolejnego miejsca pełnego nowych problemów i zmartwień. Bardzo mi przykro, że tak się stało, dlatego skoro już tu jesteśmy, postaramy się rozwiązać ten problem, dobrze? Pozwolimy twojemu ojcu może odespać parę godzin, a my w tym czasie wybierzemy się do miasta, co ty na to?

– Co? – dziwiłem się. – A po co?

– Rzeczy na Halloween same do nas nie przyjdą. Poza tym wiesz – słyszałem wyraźnie tę żartobliwą nutkę – zawsze możemy iść z Lalalu na aportowanie, ale nie wiem, czy wtedy będzie przynosić patyki, czy twoje kości.

To był dobry plan, a przynajmniej taką miałem nadzieję. Linda wróciła do domu przede mną, a gdy i ja wylądowałem w środku, to moja młodsza siostra już nie spała i zajadała śniadanie. Tata za to faktycznie wylądował w sypialni. Może został tam zaciągnięty siłą? W każdym razie gdy wychodziliśmy we trójkę z domu, jego nigdzie nie było widać, a macocha zapewniła, że jak się staruszek wyśpi, to będzie trzeźwiej myślał. Miałem taką nadzieję.



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty