Believe it Cz.24
Zack
mówił wprost do mojego ucha dzięki słuchawce bezprzewodowej, a ja nigdy nie
byłem bardziej zadowolony z ewolucji. Żadnego trzymania czegoś, żadnego
wysyłania listów – choć dalej lubiłem tę formę, bardziej od maili. Dzięki temu
mogłem na spokojnie mierzyć ścianki szafki, aby wszystko pasowało jak ulał do
mojego projektu zaliczeniowego na koniec semestru.
–
Jaki to problem?
–
Taki – stęknąłem, podnosząc nieco mebel i wsuwając pod jedną stronę listewkę,
na którą go odłożyłem – że to ja miałem zdecydować o kontakcie z Remim.
–
Zawodzisz mnie – stwierdził, jakby miało mnie to obejść. – Przecież byłeś
zakochany. Już ci minęło? – Dodał do tego frazę po japońsku, której nawet nie
chciałem zrozumieć. – Odkochanie się nie trwa sekundę.
–
Wystarczyła odległość – rzuciłem bez przejęcia.
–
Co cię gryzie? Opowiadałeś mi o nim w samych superlatywach. Pytam więc
poważnie, co się zmieniło? Czym cię uraził?
–
Zack, to nie jest wina Remiego – oponowałem, prostując się.
Potrzebowałem
chwili przerwy. Była już dwudziesta w sobotę, a ja o niczym tak nie marzyłem,
jak o skończeniu projektu i pójściu do nowo otwartego klubu dla gejów. Podobno
mieli super ceny za super smaczne drinki. Niestety, życie dzieliło się na
rzeczy ważne i ważniejsze, a ukończenie studiów, które naprawdę sprawiały mi
przyjemność, należało do priorytetów.
–
A więc twoja – zawyrokował, a ja miałem ochotę się rozłączyć i podziękować za
jego merytoryczne słowa. – W takim razie czuję się bardziej zobowiązany, żeby
go za ciebie przeprosić.
–
Sam umiem za siebie odpowiadać. Nie chciałem utrzymywać z nim kontaktu, to
takie dziwne?
Zapadło
milczenie tak ciężkie, że nawet słowa dało się słyszeć. Dosłownie brzęczały mi
w głowie, jakby je wypowiedział, a zrobił to dopiero po długiej minucie.
–
Poważnie pytasz? Anglicy to straszni...
–
Nie kończ – prosiłem go, rozmasowując nasadę nosa dwoma palcami. – Posłuchaj.
To rozstanie nie było ciężkie tylko dla niego. Był dla mnie kimś więcej niż
facetem od seksu.
–
Miłością twego życia? – podpowiadał, ale go zignorowałem.
–
Rozumiał mnie, choć to niezły paradoks, skoro nie radził sobie z angielskim. –
Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie.
–
Powtarzam zatem pytanie, w czym problem?
–
A ja powtarzam odpowiedź; w odległości. Nie mogę rozmawiać z nim przez telefon
i udawać, że mi to wystarcza. To... to nie zadziała.
–
Nie zadziała czy nie chcesz, żeby działało? A wierz mi, to różnica zasadnicza.
–
A weź praw takie ojcowskie gadki swojej córce, nie mnie – zdenerwowałem się. –
Mam robotę, a ty trujesz po nocy.
–
U ciebie jest co najwyżej wieczór – poprawił. – Masz rację, nie ma co cię
karcić, skoro już do niego napisałeś. Napisałeś, prawda?
–
Nie, zablokowałem – rzuciłem ironią, za co oberwałem warknięciem po drugiej
stronie. – Żartuję. Napisałem do niego wczoraj. Nie odpisał.
–
Następny udaje trudnego do zdobycia. Z wami gorzej niż z lądami do odkrycia.
Zacząłem
się podśmiewać cicho, ale on i tak mnie słyszał. Co mogłem rzec? Miał rację.
Nie miałem za wiele czasu do rozmyślania o Remim, a jak już się pojawił to
nocami, gdy leżałem sam w pokoju i nie mogłem spać. Dokładnie w takich chwilach
myślałem o konkretnej wersji tego faceta i... to zawsze kończyło się w ten sam
sposób. W końcu miał takie smukłe ciało, które naprężało się w miejscach, gdzie
dotykałem.
Niech
to szlag. Tak po prostu się nie dało! Nie mogłem nocami robić sobie dobrze do
wspomnień, a następnego na przykład do niego napisać i spytać, co u
mojego przyjaciela. Paliłem się ze wstydu, gdy dochodziłem, rozmowa
po tym z moją fantazją nocną przekraczała granicę komfortu. Przejście na
przyjacielskie stosunki po prostu było zbyt... zbyt... bolesne. Zależało mi na
nim, był mi bliskim przyjacielem, ale w pakiecie z miłością. Rozdzielenie tych
dwóch było niemożliwe. Dał mi wolną rękę w kwestii przyszłości naszej relacji,
a ja podjąłem decyzję.
–
Jeśli nie napiszę, to wiedz, że tak naprawdę mam cię w dupie.
Słowa
zbyt mocne, ale ostrzegłem przed tym, co planowałem.
A
jednak oznaczenie mnie i Aliny pod postem u Anji było bardzo chamską zagrywką
ze strony Zacka. Ten facet był mi jak ojciec, a tak mnie wystawił na odstrzał.
Sprzedał jak owoce na targu.
Nie
mogłem jednak zaprzeczyć, że zdjęcia, które na profilu u blondynki zobaczyłem,
rozbudziły tęsknotę za wakacjami. Za tym, co było w nich magicznego i upojnego.
Poprzednie jej zdjęcia, na których widniał mój Remi... Znaczy po prostu Remi,
sprawiały, że czułem skurcz w klatce piersiowej. Gdy napisał tak znienacka,
spytał o to, jak sobie radze na studiach... nie mogłem dłużej się chować.
Pokazał mi, że jemu na mnie nadal zależy. Zapewne nie jako kochankowi, ale
chociaż jako przyjacielowi. Bolesna degradacja, ale nagle zapragnąłem mieć
chociaż to. Zack już nie był mi do niczego potrzebny, wystarczyło odpisanie, za
które od razu się zabrałem. Przykro tylko, że od tamtego czasu moja wiadomość
wisiała nieodczytana. Oczywiście to dobry znak, bo nie zignorował mnie, on po
prostu jeszcze niczego nie dostrzegł. Prawda?
A
potem zobaczyłem nowe zdjęcie, na którym widniał z jakąś małolatą i bańka
złudzenia pękła. Uśmiechał się, fakt, ale było w tym coś zbolałego, a w oczach
odległego. Od razu nabrałem podejrzeń.
Skoro
do mnie napisał, może potrzebował wsparcia? Może popełniłem błąd, zostawiając
go samego? Miał wprawdzie przyjaciół, ale sam mówił, że to, co było między
nami, znacznie różniło się od jego relacji z innymi. Na przykład mi jako
pierwszemu wyjawił dobrowolnie prawdę o swoim wyostrzonym słuchu. Czuł się przy
mnie swobodnie i wiedział, że cokolwiek powie, nie oceniłbym go pochopnie.
Prawdopodobnie więc mnie potrzebował, a ja milczałem długie dwa miesiące... a
nawet więcej.
Skomentowałem
to zdjęcie. Chciałem jeszcze wyraźniej zwrócić na siebie jego uwagę. O ile
czytał komentarze i na nie odpowiadał, ale poprzednie posty mówiły, że to
właśnie robił.
Zastanawiałem
się, czy on też o mnie myślał, jak ja o nim nocami. Czy przywodziłem mu na myśl
te wspólne namiętne chwile. A może już byłem mu całkiem obojętny i zmiana z
kochanka na przyjaciela była dla niego łatwiejsza.
Tego
też się obawiałem; jednemu z nas mogło pójść z czymś lepiej niż drugiemu.
Jasne, nic nie zwiastowało oblania roku w moim przypadku, ale miałem za to
problemy miłosne i towarzyskie. Chyba że liczyliśmy Nevin i Castora, którzy
nagle zjawiali się u mnie i chcieli gdzieś razem wyskoczyć. Oboje mieli własne
studia w innym mieście, ale uparli się, żeby odnowić to, co nas dawniej
łączyło. Z jakiego powodu tak nagle? Nie wiedziałem.
Po
dziesiątej wieczorem, gdy chciałem się już spokojnie kłaść spać w moim
jednoosobowym pokoju akademickim, usłyszałem dźwięk powiadomienia. Jeszcze
nigdy tak szybko nie przebiegłem z łazienki do pokoju, aby sprawdzić nadawcę.
Cóż, no nie był to Remi, ale i tak się zdziwiłem, bo była to Zoe. Ta sama,
która z początku średnio mnie lubiła. Zresztą Anja też za mną nie przepadała,
dopóki się nie dowiedziała, że sypiam z Remim.
Usiadłem
na podłokietniku i zabrałem się do odczytania pełnej treści wiadomości. A w
niej znalazłem tylko pytanie, czy mogłaby zadzwonić do mnie na facetime w
większym gronie. Zabawne, że uznała z góry, iż go posiadam, ale miała
szczęście. Kiedyś Karen, moja przybrana siostra, koniecznie chciała ze mną
rozmawiać, dlatego dla niej w zasadzie zainstalowałem apkę.
Zoe
po odczytaniu wiadomości ode mnie od razu dodała mnie na tej drugiej aplikacji,
a potrwało niemal tyle samo, aż dostrzegłem połączenie. Westchnąłem ciężko,
wkładając do uszu moje bezprzewodowe słuchawki, aby wygodniej z nimi rozmawiać.
Zaraz
jednak zamarłem, bo... co, jeśli wśród nich był Remi? Nie sprawdzałem, czy
odczytał, a więc mogło to być spotkanie w grupie, aby nie było niezręcznie. Nie
przewidziałem tej ewentualności, gdy odebrałem.
Szybko
się jednak okazało, że na rozmowie byłem tylko ja, Urlik, Anja i Zoe. Ten pierwszy
miał wokół siebie niesamowity mrok, oświetlać go musiał tylko ekran laptopa.
Blondynka za to rewelacyjnie się prezentowała – mimo godziny jedenastej wieczór
w Norwegii. Siedziała chyba w swoim własnym akademickim pokoiku, a za jej
plecami ładnie połyskiwały lampki choinkowe w odcieniu żółtym. Zoe siedziała w
najbardziej oświetlonym pomieszczeniu, które na pierwszy rzut oka wydawało się
salonem w jakimś domu. Może wróciła do rodziny. Nie potrafiłem ocenić, bo nie
znałem ich ani trochę. Absolutne minimum, nic z detali, które wie przyjaciel.
–
Hej – powitałem się po angielsku, wiedząc, że oni też się na ten język
przerzucą. Zupełnie jak na wyspie.
–
Kurwa, zapomniałam o barierze – stęknęła blondynka, koślawiąc nieco wypowiadane
słowa w moim języku. – Sorry, nie miałam ostatnio z kim nawijać po angielsku.
–
Jesteś beznadziejna – skwitowała dobitnie ciemnoskóra, której twardy akcent był
niemal idealny. Jakby wcale nie urodziła się w Norwegii. Może tak było.
–
Przyszliśmy w innym celu, niż urażać swoje znajomości językowe – przypomniał im
chłopak. – Poza tym cześć, Dan.
–
Powinniśmy najpierw urwać mu jaja za to, że zlał na Remiego, a nie do niego
ćwierkać po porady – zdenerwował się na nowo Anja. – Co ten... – przerzuciła
się nagle na norweski i spytała o coś Zoe. Ta wyraźnie wywróciła oczami ze
znudzenia.
–
Nie słuchaj jej. Fakt, że się do siebie nie odzywaliście, to nie nasza sprawa.
–
Ona ma rację – poparł chłopak. – Dan, dzwonimy, bo potrzebujemy twojej pomocy.
Remi jej potrzebuje.
–
Dla jasności, ja nie popieram pomysłu – wtrąciła Anja.
–
Ale co się stało?
Nagle
oblał mnie zimny pot. Naprawdę Remi miał jakiś kłopot, a ja nic o tym nie
wiedziałem, bo egoistycznie chowałem się pod dywanem, gdy on twardo stąpał po
ziemi. Skoro nawet ta trójka nie potrafiła mu pomóc, to jak mogłem zrobić to
ja?
–
W skrócie? – spytała retorycznie Zoe. – Remi postanowił uganiać się za facetem,
który lubi przemoc.
–
Co?
Sam
nie wiem, co dziwiło mnie bardziej. Remi, który naprawdę o mnie już zapomniał,
czy to, że pchał się w tego typu relację.
–
Pieprzenie – fulnęła znowu blondynka. – Urlik coś zobaczył, pewno źle
zrozumiał, a teraz wszyscy rozsiewają ploty, że Remi zgłupiał i bawi się w
masochizm.
–
Anja, wyjdź stąd i mnie nie wkurwiaj – nie wytrzymała w końcu. – Powiedział mi,
że mam spierdalać z jego życia wraz z Urlikiem i ty mówisz, że wszystko jest w
porządku? Tak po prostu, dla jakiegoś idioty skreślił naszą przyjaźń.
–
Bo się wpierdalasz! – krzyczała, a ja czułem się wyjątkowo nie na miejscu w tej
rozmowie. Urlik też milczał wymownie. – Ile można słuchać porad wielkiej Zoe?!
–
Teraz ci moje rady wadzą?
–
Zawsze wadziły!
–
Dziewczyny... – wtrącił się załamany Urlik. – Nie kłóćmy się też między sobą,
co?
–
Nie mogę jej słuchać – odpowiedziała mu Anja. – Pieprzy farmazony za każdym
razem, gdy jej się coś w nim nie podoba. Nawet nie powiedział nam nic o tym
Olaiu, więc powinniśmy poczekać z osądami.
–
Anja, do diabła, Remi uciekł z uczelni do własnego ojca! Dokładnie tak samo
zachowywał się na wyspie, jakbyś zdążyła zapomnieć jego nagranie.
–
Och, wyobraź sobie, że świetnie je pamiętam. Wiesz czemu? – drwiła z okrutnym
śmiechem. – Bo ja jako pierwsza je odsłuchałam!
–
Dan, przepraszam za nie – mówił do mnie Urlik. – Zawsze dzieliliśmy się w
kwestii poparcia dla Remiego. Ale teraz... No cóż, pierwszy raz się z nim
pokłóciłem.
Widziałem
zakłopotanie w jego ruchach. Te nerwowe potarcie karku, ucieczka wzrokiem w
bok. Nawet płynny angielski, który zawsze tak u niego wyglądał, wydawał się
niepewnie dobieranymi słowami.
–
Pokłócił się z tobą?
Dziewczyny
umilkły i się po prostu przysłuchiwały.
–
Ta... wczoraj rano. On... nieco zmienił się po poznaniu pewnej grupy ludzi.
–
Facetów. Samców alfa – dopowiadała Zoe. Anji udało się zacisnąć mocno szczęki,
żeby nie skomentować znów zachowania przyjaciółki.
–
Proszę cię, wiem, że nie mam prawa – kontynuował – ale porozmawiaj z nim.
Dowiedz się, czy nic mu nie grozi. Z tobą miał lepszy kontakt na wyspie, lepiej
się rozumieliście i mocno przeżył brak kontaktu z tobą.
–
Ach tak? – speszyłem się.
Istotnie,
mogli mieć mnie za dupka, skoro tyle dla siebie obaj znaczyliśmy, a z mojej
winy relacja po prostu umarła.
–
Wiesz, sporo się podziało. Tata go olewał, ty. Nie miał ochoty na romanse i
ciągle zachowywał się jak gbur, dopóki nie poznał tych sportowców. Zwłaszcza
dwóch z nich. Dziwni ludzie.
–
Czekaj. Po kolei. Ojciec go olewał? Przecież mieli niesamowicie silną więź.
–
Dowiedział się, że Remi jest gejem – odpowiedziała Zoe opanowanym już głosem. –
Porozmawiałam z nim i okazało się, że po prostu martwił się o akceptację
środowiska, nie chodziło o żadne obrzydzenie, jak przypuszczał Remi. Jak widać,
skoro wylądował u ojca na weekend, ich kontakt się poprawił.
–
Okej. A co z tymi dwoma kolesiami?
Z
jednej strony wolałem nie wiedzieć. Z drugiej chodziło przecież o problem,
który zrodził się z mojego milczenia. Powinienem chociaż zacisnąć zęby jak Anja
i po prostu słuchać.
–
Petter i Hector – przedstawił Urlik. – Ten pierwszy to niezły psychol, mam
ciary za każdym razem, gdy na mnie patrzy. Hector nie jest lepszy. Non stop się
uśmiecha. Na początku nawet go lubiłem, ale im bardziej patrzę wstecz, tym
widzę podejrzane sytuacje. Plotki też robią swoje.
–
Plotki – powtórzyłem. – Jakie?
–
Olai, ten chłopak, którym interesuje się Remi, podobno jest chory psychicznie.
Zażywa leki. – Pokręcił nerwowo głową. – W zeszłym roku skatował jakiegoś
studenta do tego stopnia, że został wypisany z uczelni. Na domiar złego, Petter
to jego bliski przyjaciel i za każdym razem pojawia się w chwilach, gdy coś się
dzieje.
–
Petter też jest chory – przypomniała Zoe. – Kleptoman. W ten sposób dowiedział
się o orientacji Remiego. Ukradł mu telefon i zobaczył wasze zdjęcia.
–
Nasze? – spytałem głupio. Skinęła głową w odpowiedzi.
Zapadła
cisza. Jak mogłem to wszystko skomentować? Właśnie skrócili mi życie mojego
byłego w kilku słowach. Ani trochę mi się ten skrót nie podobał. Może wpadł w
nieodpowiednie towarzystwo, a może zwyczajnie był szantażowany? Dlaczego tylko
mi przyszło to do głowy? Za mało wiedziałem, za bardzo polegałem na ich
emocjach.
–
Wiecie... – zacząłem niepewnie, zsuwając się na fotel. – Napisałem do niego
wczoraj, odpowiadając w sumie na jego wiadomość, ale do tej pory jej nawet nie
odczytywał.
–
Och, napisał do ciebie pierwszy? – dziwiła się Anja.
–
Taa... to chyba zasługa Zacka i oznaczenia mnie pod twoim zdjęciem.
–
A tak, możliwe.
–
Co napisał? – ciekawił się Urlik.
–
Zwykłe przywitanie i zapytanie, jak idzie mi na studiach.
–
Może jest jeszcze nadzieja? To znaczy, nie chodzi mi o to, żebyś na siłę starał
się udawać zainteresowanego związkiem – zaczął się wstydzić – nie śmiałbym o to
prosić. Ale jeśli udałoby się zrozumieć, skąd ta fascynacja i upór w kwestii
Olaia, byłoby idealnie.
–
Fascynacja... – powtórzyłem cicho, nabierając podejrzeń. – Możesz mi powiedzieć
dokładnie, jak przejawia się jego zachowanie przy nim?
–
Tak jak przy każdym w kłopocie. Jego zachowanie przypomina desperację. Jakby na
siłę, ale chciał pomóc.
–
Przypomnę, że ty też nie chciałeś jego pomocy, a jednak jesteś za nią
ostatecznie wdzięczny – znów dorzuciła swoje Anja. – To za jego upartością do
dziś mogłeś być jego przyjacielem. Kto wie? Może Olai będzie lepszym
przyjacielem, niż ci się zdaje.
–
Anja, leki, które zażywa, nie są na migreny – oponowała Zoe. – To silny lek
uspokajający, który wręcz otępia mózg. Nie wiesz, gdzie się znajdujesz. Jesteś
jak po strzykawce prosto w żyłę. Przepisywane są te leki tylko osobom pod
ścisłym nadzorem psychiatrów. Muszą się regularnie badać i przychodzić na
sesje. To warunki niezbędne do wyjścia z oddziału zamkniętego. – Zmarszczyła w
zamyśleniu brwi. – Nie mówimy o dziecinnej igraszce, to poważne schorzenie.
Wierzę Urlikowi, gdy mówi, że zastał Remiego z odciskiem dłoni na szyi.
–
Że co?! – zdębiałem. – To prawda?
–
T-Tak. Pożyczył od znajomej kosmetyki. Wiem to od dziewczyny, z którą chodzę na
wykłady. Nie wymyśliłem sobie tego. Kompletnie stracił zdolność racjonalnego
myślenia... Nie poznaję go.
Zacząłem
się zastanawiać poważnie nad tym, co już wiedziałem o Remim, a czego jego
przyjaciele w dalszym ciągu nie musieli. Pewnej nocy rozwinął myśl dotyczącą
jednego z trzech – przynajmniej do tamtej pory – doznań. Był nim płomień.
Nazywał to na swój własny pokraczny sposób trawieniem wszystkiego, czym był do
tej pory. Paleniem jego murów i zmienianie je w popiół, aby odkryć za nimi te
cechy osobowości, o których istnienie wolałby siebie nie podejrzewać. Dzięki
mnie i płomieniowi, który rozpaliłem, pojawiła się jego prawdziwa natura
pociągu seksualnego. Zrezygnował na chwilę z myślenia o konsekwencjach, o tym,
że jego życie wywróci się do góry nogami, bo daje się temu ponieść.
–
Ale nie potrafię inaczej – wyszeptał w ciemność sypialni, leżąc w moich
objęciach. – Te chwile z tobą są jak inny świat, ten, w którym mi tak dobrze.
Nie ma taty, mamy, przyjaciół, planów. Mogę robić, co chcę i jak chcę. Nie
myślę. Po prostu żyję.
–
Brzmi fajnie, ale musi być przerażająco – odpowiedziałem mu pół sennie.
–
Bo jest – śmiał się cicho. – To przeraża. Nie jestem sobą, a przynajmniej nie
takim, jakim się znałem. Czy to prawdziwy ja? Nie wiem, może?
Otóż
to. Moje przypuszczenia przygniatały moje płuca i pozbawiały tchu, bo oto
właśnie twierdziłem, że ktoś inny był sprawcą tego uczucia u niego. A to
oznaczało, że tracił głowę dla kogoś innego niż ja. To było przykre
uzmysłowienie sobie, jak wielki błąd popełniłem, ale nie żałowałem go. Remi był
wolny, nie krępowały go łańcuchy naszej relacji na odległość. Żył. A że przy
okazji znów stawał się kimś, kogo nie poznają bliscy... to był prawdziwy Remi,
o którym najwidoczniej nic nie wiedzieli.
Pozostawała
jednak niepewność, bo przecież mogłem się mylić. Sam nie wiem, czy chciałem.
Jedyne, czego pewien byłem, to tego, że muszę z nim porozmawiać. Musiałem
zyskać pełen obraz sytuacji nawet jeśli szkic mi się nie podobał.
Komentarze
Prześlij komentarz