Believe it Cz.3


Szczenie porzucone przy drodze

|na kampusie|

Wracaliśmy całą grupą na kampus, gdzie mimo późnej pory, nadal panował niezły ruch. Nie mogłem się do tego przyzwyczaić. Dwudziesta, a główny plac był zaludniony jak targowisko z samego rana lub w południe. Ktoś z kimś stał i rozmawiał z książkami pod pachą, ktoś szedł w danym kierunku w pośpiechu, niekiedy leniwie. Wszystko było takie żywe i spokojne zarazem. Osamotnienia nie można było czuć, chociaż byłem dopiero tydzień na tym kampusie i nie znałem ludzi prywatnie, to wciąż słyszenie ich ekscytacji w głosach, zmęczenia zakuwaniem lub snucia planów było naprawdę odprężające na swój sposób. A przynajmniej czasami, gdy człowiek nie miał głowy zajętej własnymi zmartwieniami, wtedy jakoś trudno było docenić życie wokół.

– Cześć, Esben! – krzyknęła jakaś dziewczyna.

Odmachał jej z uśmiechem, ale było coś sztywnego w jego ruchach.

– Mówiłem, nie zaliczaj – skarcił go Rik. – Teraz już ma plan na trójkę dzieci, chomika i dom z basenem.

– Sama chciała – odpowiedział mu. – Tak jak Hector penisa Pottera.

– Fakty.

Cmoknął w tle blondyn. Rozeszły się ciche śmiechy, nawet ja się pokusiłem. Albo byłem już tak zmęczony, że było mi wszystko jedno, albo naprawdę moje ciało reagowało przychylnie na ich zamiary.

Weszliśmy do akademika i tym razem postanowiłem pojechać na swoje piętro windą. Przy niej zaczepił mnie Hector, a ja instynktownie się napiąłem, bo cała grupa już zniknęła w swoich pokojach na parterze. Jego uśmiech zacząłem postrzegać nieco inaczej i żałowałem, że nie było obok Zoe, żeby sama mogła ocenić, co mu w środku gra.

– Mówiliśmy poważnie, Reva. Geje nie mają łatwo, nawet na studiach i coś o tym już wiemy.

– Sugerujesz, że jestem gejem?

Siliłem się, aby moje słowa brzmiały pewnie, ale chyba coś mnie zdradziło, albo faktycznie miał dodatkowy zmysł, bo odsłonił zęby w dumie.

– Nie sugeruję, ja to wiem. My to wiemy – podkreślił. – Lubię ludzi, interesuję się nimi, ale to nie sprowadza się do tego, że chcę robić im krzywdę. Proszę więc, abyś nie uniżał mnie do poziomu tych idiotów. Nie musimy się przyjaźnić, ale jeśli będziecie potrzebowali pomocy lub pogadać, to możecie z nami.

– Super, dzięki – mruknąłem trochę niegrzecznie i wcisnąłem guzik przywołania windy.

– Och, zapomniałbym. – Zaczął grzebać w kieszeniach, aż w końcu natrafił na to, czego szukał. Mój telefon. Chciałem mu go zabrać, ale uniósł dłoń. – Mówiliśmy też poważnie w kwestii kleptomanii. Potterowi albo ufa się w pełni, albo nie ufa wcale, ale wierz mi, że opcja pierwsza jest łatwiejsza w egzystencji. Nie musisz dzięki temu obracać się za siebie i sprawdzać kieszeni po sto razy. On ukradnie wtedy, gdy ty stracisz czujność.

– Kurwa, oddaj.

Oddał. To naprawdę był mój telefon. Drzwi windy rozchyliły się obok, a ja bez patrzenia na tego idiotę, po prostu wszedłem i przycisnąłem guzik mojego piętra.

– Uważaj na swoje zdjęcia, czasem za dużo mówią o ludziach.

Spojrzałem na niego w ostatniej chwili, zanim drzwi się zasunęły. W jego oczach był błysk zwycięstwa, a ja nie mogłem się powstrzymać i szybko wszedłem w galerię. Pamiętałem o istnieniu albumu zdjęć z Danem. Większość z nich była neutralna, niczym dwójki przyjaciół, ale były też takie, które jasno sugerowały, że z tej strefy dawno wyszliśmy. Nawet się nie spostrzegłem, kiedy Petter buchnął mi telefon! Przysięgam, że przez cały dzień miałem go w kieszeni, aż ta nagle wydawała się pusta dopiero w chwili, gdy swoją własność ujrzałem w dłoniach kogoś innego.

Wszedłem do mieszkania. Urlik był w łazience, bo jej niezamknięte drzwi i zapalone światło idealnie go kreowały przed lustrem. Golił się, aż nasze oczy spotkały się w odbiciu. Przywitałem się niemrawo, idąc do pokoju. Odłożyłem swój telefon na biurko i położyłem się niechlujnie na wyrze. To był tak dziwny dzień...

Mój telefon zabrzęczał na blacie, więc sięgnąłem go niechętnie. Domyślałem się, że tylko dziewczyny mogły coś napisać, bo na pewno nie Dan, ani ojciec. A jednak wiadomość pochodziła od...

Od: Pet-nie-kradnie-on-kolekcjonuje
    Pozwoliłem sobie zapisać swój numer u ciebie. Ciekawy z ciebie gość. Dostanę kiedyś dickpick?

Jęknąłem z przesadną dramaturgią, aż na moje uszy źle to podziałało. Zakryłem sobie twarz poduszką. Pragnąłem umrzeć. Dopiero co postanowiłem sobie, że nie będę płakał po Danie, więc dlaczego tak bardzo przeżywałem propozycję innego geja? Kurwa, powinna sprawić mi przyjemność! Ale jakoś nie sprawiała. Nie wiem, może dlatego, że to ze mną było coś nie tak? Albo to wina mojego humoru, który jakoś od rana nie był najwyższych lotów.

– A tobie co?

Usłyszałem stłumiony głos Urlika, więc zdjąłem ze swojej czerwonej twarzy poduszkę i popatrzyłem na przyjaciela jak smutne szczenię z podkówką zamiast ust. Zaśmiał się na mój widok. Chociaż on miał dobry dzień.

– Remi, prosiłbym, abyś nie umierał w naszym pokoju, bo nie będę miał gdzie mieszkać.

– Aha – mruknąłem naburmuszony. – Ja tu mam problem wagi mojej orientacji!

– Czyli że znów wracamy do „wcale nie jestem gejem"? – Uniósł brew, zasiadając przy biurku. Odpalił lampkę i najpewniej właśnie zabierał się do pracy. – Wolałbym się nie cofać w twoim rozwoju.

– Przestaniesz po mnie jechać?

Uniosłem się na łokciu, odrzucając poduszkę na jej miejsce.

– Wybacz, gadałem z Zoe i stwierdziła, żebym czasem ci dopiekł, bo na pewno ci tego brakuje.

– Widzę, jak silisz się nie roześmiać.

– No przepraszam, no! O co chodzi?

Przekrzywił się na krześle i zgarbił, żeby w pełni poświęcić swoją uwagę mnie. Czasami zapominałem, że naprawdę im to obiecałem; bycie szczerym w kwestii swoich problemów i nieukrywanie ich przed nimi.

– Możliwe, że... sporo ludzi już wie o mojej orientacji.

– A to problem, ponieważ...?

– Sportowcy ostrzegli mnie, że geje nie mają tu łatwiej.

– Chyba nie rozumiem. – Jego głos też mi to mówił. – Możesz zacząć po kolei?

Zacząłem. Od skrótu moich zajęć i bezsensownych notatek po spotkanie z piątką sportowców, którzy trochę siłą zaciągnęli mnie na pizzę, a potem... no dobra, pominąłem kwestię, że wiedzą o naszych potajemnych wyjściach, ale wspomniałem o kleptomanii Pottera, a to była najważniejsza część mojego problemu z orientacją. Wcale wiele nie zataiłem, prawda? Po co miałem stresować Urlika, skoro to wcale nie musiał być problem? Zaufanie piątce silniejszym od ciebie na słowo wcale nie brzmiało jak głupota. Nie, skądże. Ani, kurwa, trochę.

– Podpierdzielił ci telefon, gdzie masz zdjęcia z Danem jako geje... dobrze zrozumiałem?

– Idealnie.

– I myślisz, że będą chcieli to wykorzystać przeciwko tobie?

Dla niego brzmiało to bardzo sensownie. Nawet jeśli głos go zdradzał. Nie ufał facetom, nie przełamał swoich traum z nimi związanych i każda choćby namiastka nieufności czy sprzeczności brzmiała dla niego jednakowo: było źle i miało być gorzej. On i Anja nie znali moich wyczulonych zmysłów na czyjeś stany i bardzo mnie to cieszyło, bo teraz Urlik pewnie bardziej by się starał ukryć prawdziwe myśli, a ja tego nie chciałem. Jeśli była prawda, którą ukrywał, musiałem się do niej dokopać, nawet bez jego wiedzy.

Już miałem otwierać usta i jakoś uspokoić nas obu, ale telefon znów zawibrował.

Od: Pet-nie-kradnie-on-kolekcjonuje
        Ile masz cm?

Westchnąłem. A potem się roześmiałem. Bastian był w ich grupie o dwa dni dłużej ode mnie, a już sprzedał o sobie ważne informacje – zdaniem Pottera. Jeśli i mnie czekało jakieś podglądanko, szantażowanie lub zwykłe zawracanie głowy aż nie ulegnę... no to było ciekawe. Czy to właśnie mieli na myśli wszyscy ludzie, którzy twierdzili, że studia rządzą się nieco innymi zasadami? Bo ludzie na tym uniwerku zdecydowanie byli pokręceni.

Pokazałem wiadomości Urlikowi, który najpierw miał głęboki szok na twarzy, a potem mi zawtórował i się roześmiał.

– Widzisz? I to się nazywa flirt! – Klasnął w dłonie. – Znaleźliśmy ci pierwszego faceta!

– Nie ma mowy! – przewyższyłem go tonem, oczywiście dalej się śmiejąc. – Absolutnie nie będę się bzykał z Potterem.

– Ale pomyśl o perspektywach. Potem możesz opowiadać, że widziałeś prawdziwą różdżkę Pottera!

– Ta seria już nigdy nie będzie dla mnie taka sama, jesteś gorszy od nich.

Cisnąłem w niego poduszką, którą pochwycił i wytknął mi język.

– Daj spokój, Remi. Dan nie wróci i nie ma sensu pozwalać sercu dalej rozpamiętywać – mówił ciszej, ale na tyle emocjonalnie, że wiedziałem, że nie chce mnie zranić. – Jednorazowe numerki nie są złe, naprawdę. O ile używasz zabezpieczeń i wszystko odbywa się za obopólną zgodą. Proszę, choć spróbuj żyć teraźniejszością. Obiecaliśmy sobie, że te studia będą ostatnią prostą, nie traćmy czasu na wspominki, bo to dopiero przed nami.

– Okej. Ja zacznę szukać ofiar, a ty zaczniesz szukać męskich kumpli – rzuciłem wyzwanie.

Otworzył usta i zaraz je zamknął, krzywiąc się na twarzy. Byłem okrutnym przyjacielem, ciskając w niego takim tekstem, ale obaj byliśmy w takim punkcie, że to wyzwanie miało sens. On tylko kręcił z kobietami, a ja nie kręciłem z nikim. Bo tak było wygodniej. Jeśli miałem wrócić do podbojów miłosnych, to tylko w momencie, gdy i Urlik dałby coś od siebie w zmianie na lepsze.

Albo liczyłem, że się nie zgodzi i będę rozgrzeszony. Życie byłoby zbyt proste, gdyby każdy robił to, czego się od niego oczekuje.

– Dobra. Niechaj będzie.

– Miałeś odmówić!

Mój głos przypominał skowyt szczeniaka, który został porzucony przy drodze. Na przyjacielu nie zrobił wrażenia, bo odwrócił się do swoich notatek i tyle było z dyskusji. Odwróciłem się za karę na lewy bok, czyli plecami do niego i zacząłem się wgapiać w gładką ścianę przed sobą. Ciekawe, czy odmalowywali pokoje co roku, czy naprawdę żadnemu studentowi nie przydarzył się wypadek podczas ich zajmowania.

W końcu znużył mnie sen, a powieki same się zamknęły. Miałem chyba pierwszy raz od tygodni, a może i miesięcy, koszmar. Ojciec był w nim bardzo odległy, jakby z każdym moim krokiem i słowem coraz dalej, a mama z Alexis i sztucznymi uśmiechami wystawiały swoje ramiona, gdzie to niby tam znajdę wsparcie. U mamy. Nie ojca. Ta myśl tak mnie przeraziła, że poderwałem się do siadu z ciężkim oddechem, zrzucając telefon na panele.

Odetchnąłem głęboko, bo to był tylko sen i zdawałem sobie z tego sprawę, tylko... sen ów był realny. Od kiedy tata dowiedział się o mojej orientacji, coś się między nami zmieniło. Pojawiła się dziwna przeźroczysta granica. Mogłem dotykać jej jak szyby, widzieć za nią ojca, ale nic poza tym. Każda rozmowa wydawała się aż nadto sztuczna i wymuszona, podobnie zresztą odpowiedzi. Nie powiedział nic, co mogłoby kazać mi myśleć, że się mną brzydzi, ale zachowanie też ma swoje znaczenie w tej sprawie, a to się zmieniło. Od kiedy opuściłem dom, nie rozmawiałem z nim ani razu, a już nie blokuje nas brak zasięgu. On nie dzwonił, bo tak wybrał.

Zrzuciłem stopy na podłogę i pochyliłem się po telefon. Na szczęście dalej był w jednym kawałku. Nie było na nim żadnych nieodebranych połączeń. Za to wiadomości. Od Pottera. Wszystkie brzmiały albo erotycznie, albo zbędnie. Jak na przykład:

Szyłeś kiedyś i nie zadźgałeś się igłą?

Ja się zadźgałem.

Wykrwawię się od tej dziurki w palcu?

Revo, to ważne.

Revo, chyba umieram.

Dostanę przed śmiercią penisa?

Jesteś nieczuły.

W końcu pokusiłem się o odpowiedź, ale zanim to zrobiłem, najpierw zmieniłem nazwę kontaktu tego człowieka. Mój humor może się nie poprawił jakoś bardzo, choć była już północ. Zerknąłem przelotnie na łóżko Urlika, ale to było zaścielone i puste.

Do: Gejkleptoman
        Jestem czuły, gdy tego chcę i nie, Pet, nie dostaniesz zdjęcia mojego penisa. Ps. Jak umarłeś, to ci znicz zapalę.

Uśmiechnąłem się pod nosem i zablokowałem urządzenie, odkładając je bezpiecznie na biurko. Przetarłem twarz, chcąc jakoś się ocknąć ze snu i koszmaru jednocześnie. W brzuchu mi potwornie burczało, a to mi przypomniało, że byłem tego dnia tylko po dwóch nędznych posiłkach, z czego jeden był na stołówce a drugi w pizzerii na spółkę z pięcioma osobami.

Wyszedłem z pokoju, żeby przyrządzić sobie jakieś danie w naszej kuchni. Na szczęście zawsze mieliśmy jakiś zapas. Chociaż czy „zawsze" to nie za duże słowo na „tydzień"? Chyba zaczynałem się za bardzo przyzwyczajać do życia tutaj. Zadziwiająco łatwo mi to szło w porównaniu z wyspą, na której musiałem tkwić miesiąc z matką lesbijką. Och, to od razu przypomniało mi te lokalne pyszności spod ostrza Helmera. Ile ja bym dał, żeby znów zjeść te jego specjalność z owocami i ryżem. Ślinka mi pociekła. Zerknąłem na talerz, gdzie widniały tylko posępnie wyglądające kanapki, bo gotowanie po północy jakoś nie było szczytem marzeń. Tak, to był jedynie zapychacz.

Zasiadłem z nimi do stołu i zacząłem konsumować. Zadziwiać mógł fakt, że Urlik nie spał w mieszkaniu, ale gdy znało się go dostatecznie długo, to wiedziało się, że teraz śpi w mieszkaniu, tylko że nie swoim. Ciekawe, która panienka padła jego ofiarą? W sumie mógł sobie pozwolić na zabawę, skoro nadszedł weekend i już słyszało się pogłoski o pierwszych imprezach. Uczelnia nie zabraniała ich w weekendy, a nawet można było wracać o niestandardowych godzinach do akademika, jeśli oczywiście ochroniarze mieli dobry humor... lub ty znałeś dziury w zabezpieczeniach. Największą było lenistwo tych ludzi między drugą a czwartą w nocy. Szkoła jedynie nieakceptowała kaca i pijaństwa na kursach, dlatego, dopóki piłeś z umiarem i nie śmierdziało od ciebie jak z gorzelni, rób, co chcesz. Weekend był po prostu bardziej przystępny dla wyjść i późnych powrotów.

Z Urlikiem zrobiliśmy dwie noce z rzędu oględziny tych facetów i za każdym razem właśnie między drugą a czwartą przysypiali. Albo gadali po jednej stronie, a po drugiej mógłby przejechać rower, a i tak mieliby to w dupie. Największymi dupkami na kampusie na pewno byli administrator i zarządca. Nawet dyrektorka była spoko babką, a ci dwaj marudni faceci tylko kręcili nosami w sprawach, które „wychodziły poza ich rozumowanie". Tak, mogłeś wynieść kanapę z mieszkania, ale wrócić do akademika po północy? Ty ćpiesz czy się kurwisz?

Westchnąłem poirytowany dziwnymi zasadami. Akceptowaliśmy je, bo tylko to miejsce było najbliżej i najlepiej ustawiało nas na przyszłość. Kilka lat męczarni pod czyjeś dyktando nie brzmiało znów tak strasznie niż brak odpowiedniego papierka. Po prostu czasem trzeba powiedzieć „okej", nawet jeśli bywa daleko od okej. Może to była taktyka na sportowców?

Okej, będę waszym kumplem.

Okej, kupię wam żarcie.

Okej, ale siedźcie cicho.

Cudownie Remi, właśnie oddałeś swoją wolność i dumę! Od razu się lepiej poczułem, że rozwiązałem problem-który-być-może-problemem-nigdy-nie-był. Z czystym umysłem i pełnym brzuchem mogłem się umyć i iść spać. Ja to bywałem genialny, prawda?



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty