Believe it Cz.35
Sesja.
To był główny temat rozmów, od kiedy wróciłem na kampus. Moje zadanie
zaliczeniowe było prawie skończone, wymagało tylko dokładnego sprawdzenia i
wprowadzenia ewentualnych poprawek. Według słów Urlika jego prace też były
gotowe, bo skupiał się już tylko na nich. To wyjaśniało, dlaczego nie wychodził
na łowy i siedział ciągle przy kompie lub notatkach.
Sytuacja
między nami była stabilna. Omijaliśmy wiele tematów związanych ze mną,
imprezami czy ludźmi, a skupialiśmy się na grach, filmach, gwiazdach i przede
wszystkim pracy. Okazało się, że Zack wysłał nam maila dotyczącego naszego
pobytu w Nowym Orleanie. To właśnie ta wiadomość wywołała niezręczną atmosferę
przynajmniej z mojej strony. Urlik jej trochę nie rozumiał. Nie wiedział, że w
mojej głowie od tygodni toczyły się scenariusze końca naszej przyjaźni.
Karciłem się za każdym razem, gdy tylko zaczynałem o tym myśleć za długo, ale
prawda była taka, że coraz trudniej było od tego uciec.
Urlik
miał sekret.
Petter
sekret ten znał.
Za
każdym razem, gdy spoglądałem na przyjaciela, czułem się oszukany. Obaj się
zmienialiśmy, ale ja nie miałem powodów, aby swoje zmiany ukrywać. Byłem z
Olaiem.
„Wybrałeś".
Miał
rację, wybrałem. Może Urlik wygrał z Petterem, ale nie zdołał pokonać Olaia. Co
bym zrobił, gdyby Urlik cierpiał przeze mnie jeszcze bardziej, a jedynym
lekarstwem na waśnie byłoby unikanie Olaia? Czy naprawdę wybór wtedy byłby
równie prosty, jak wcześniej?
Dopiero
na studiach pojąłem, jak zmiany otoczenia wpływały na człowieka. Jak poznanie
nowych towarzyszy kolidowało z tymi starymi. Wcześniej nie wyobrażałem sobie
porzucenia przyjaźni z trójką najbliższych mi osób, a teraz? Teraz
przyłapywałem się na tym, że gdy widziałem śmieszne obrazki, to chciałem je
wysłać na konferencję ze sportowcami, nie do Urlika. Gdy chciałem z kimś
pogadać, myślałem o Riku lub Bastianie, nie o Anji czy Zoe. Mogłem zrzucać to
na prawdziwe męskie towarzystwo, ale... wtedy uwłaczałbym Urlikowi. On również
był mężczyzną. Tyle że wolał siedzieć w cieniu, a ja zawsze wolałem światło.
Lubiłem wydurniać się z ludźmi, lubiłem im pomagać. Urlik taki nie był.
Preferował wąskie grono znajomych, a nawet swoje własne towarzystwo.
Kochałem
go. Bez niego nie byłbym szczery sam ze sobą, ale to nie był już tamten Urlik,
a ja nie byłem już tamtym Remim. Nie mogliśmy się za to winić, za to, że
poczynaliśmy zmiany. Już nie byliśmy tamtymi dzieciakami, które chodziły na
pizze, obgadywały ludzi i kombinowały wspólne wypady.
Ja
teraz myślałem o pracy, o silnym związku, który przetrwa więcej niż parę
tygodni. Urlik za to myślał o przelotnych romansach i dobrej zabawie. W pewnym
momencie nasze ścieżki po prostu się rozeszły. Co nie oznaczało rozpadu
przyjaźni, raczej jej... przedawnienie.
–
Remi?
Uniosłem
głowę, gdy w głównym pomieszczeniu mieszkania zjawił się Urlik. Miał w dłoniach
laptopa i patrzył na mnie tak, jakby zaraz chciał przekazać mi tragiczne
wieści. Wolałem, co prawda, dokończyć oglądanie durnego Love Victor,
które nakazał mi obejrzeć Rik, bo zarzucił wtedy groźbą, że jak sam tego nie
obejrzę, obejrzymy to w szóstkę. Raczej nie brał pod uwagę Olaia, ale
przemilczałem temat. Przeczuwałem, że to on komuś powiedział, że praktycznie
nie miałem chwili na robienie czegoś dla siebie. Wiedział o tym tylko on, a
nagle Rik wcisnął mi serial o geju i zmusił do obejrzenia go. Podejrzane. Za
duża zbieżność, skoro od imprezy minęły cztery dni – mieliśmy środę.
–
Co tam?
Zatrzymałem
serial, pochylając się do przodu. Chłopak z nieskrywanym wahaniem usiadł obok
mnie, a gdy na ekranie zobaczyłem dwie znajome twarze, niemal zapragnąłem
wrócić do serialu i zignorować tych ludzi. Westchnięcie jednak było prawdziwe,
co musiała już komentować Zoe, bo poruszała ustami. Na szczęście słuchawki
wciąż były w posiadaniu współlokatora i nie musiałem się przez nią wkurwiać.
–
Pogadamy? – zapytał, jakby już mnie nie pokazał w kadrze.
–
Ostrzegam, że jak zacznie się unosić, to wracam do oglądania.
Sięgnąłem
jedną z białych słuchawek, które leżały na klawiaturze, drugą podając
przyjacielowi. Poczuł ulgę na moją zgodę, której nie skrywał w uśmiechu.
–
Gwiazdo! – krzyknęła roześmiana Anja, wyrzucając dłonie w górę. – Zaraz święta!
–
Zaczął się listopad dopiero – przypomniałem jej ze śmiechem. – Aż tak tęsknisz
za tym facetem?
–
Oczywiście. Wtedy pogadam z nim o trójkącie. – Puściła nam oczko.
Siedziała
w jakiejś kawiarni i typowo dla niej, bezwstydnie poruszała takie tematy. Nie
mogłem tego samego powiedzieć o podejrzanie milczącej Zoe, która tym razem była
w domu, a lampka z biurka mocno oświetlała jej ciemną karnacją. Taką
konsternację i frustrację skrywała w sobie ostatni raz... nie pamiętałem kiedy.
Przełknąłem ślinę.
–
Trójkącie? – dopytywał Urlik. – Z kim?
–
Z... – zawahała się, aby zaraz zassać wargi do wewnątrz i je zagryźć.
Wiedziała, że temat, który poruszyła, był bardzo niebezpieczny przy Zoe, która
ledwo trzymała rezon. – Z takim jednym gościem.
Urlik
chyba nie dał się zwieść, bo podejrzanie spojrzał na mnie kątem oka, ale
udawałem, że tego nie widzę.
–
No dobra, ja z Castorem, a gdzie wy na święta wybywacie?
–
Moja rodzina będzie w tym roku u Zoe – odpowiedział pierwszy z uśmiechem. – Już
mam chyba wszystkie prezenty, czekam, aż dotrze ostatni.
–
Dla mnie poproszę wypad do Spa.
–
Dla całej naszej czwórki – zapewnił chyba udawanie.
–
Remi nie ma czasu na nasze wypady do Spa.
Zaczęło
się, pomyślałem.
Zoe
wytoczyła swoje działa, aż dziw brał, że tak długo to znosiła. Dawałem jej maks
dziesięć sekund. Zaśmiałem się cicho pod nosem, bo nie ukrywam, przeczuwałem w
jej postawie wybuch.
–
Zoe, daj spokój – skarciła ją blondynka. – Mieliśmy pogadać bez kłótni.
–
To niech mi powie – poprawiła się, splatając dłonie na biurku – gdzie spędzi
święta? Bo chyba nie w domu, gdzie wyrzekł się ojca, prawda?
–
Co? – zdziwiła się. – Remi, co... O czym ona mówi?
–
Przecież tam byłaś.
–
Ale wujka nie było. Rozmawiałam tylko z ciocią, a ta była w dobrym humorze.
Wujek zabrał Kristin do Zoo – odparła z niepokojem w głosie. – Remi, pokłóciłeś
się z tatą?
–
Pokłócił! – zadrwiła. – On powiedział, że nie jest już jego synem, skoro jego
faceta nie akceptuje!
Ciało
Urlika spięło się niemożliwie, czułem to przy ramieniu, którym się stykaliśmy.
Może nie chciał powracać do tematu Olaia, który tak starannie omijaliśmy albo
faktycznie czuł się zdruzgotany na nowe wieści.
–
A co, teraz to on ci się na mnie pożalił? – spytałem z kpiną, wywołując u
przyjaciela głośne przełknięcie śliny. Anja nieco szerzej rozchyliła powieki. –
Oj, prawie ci współczuję.
–
Remi! – wycedziła przez zęby. – Pozwalasz sobie na zbyt wiele.
–
Kto ci każe ze mną rozmawiać? – Uniosłem brew, uśmiechając się okrutnie. – Nie
jesteś mi do niczego potrzebna w liście znajomych, więc odpowiadaj wszystkim
ludziom, że cokolwiek mają na mój temat do powiedzenia, to nie twój interes.
Wolę być duszony przez niego, niż widzieć twoją twarz i słuchać twojego głosu,
który mnie nudzi.
Wszystko
wokół ucichło, jakby moje lodowate słowa przecięły każde życie. Zwierzątka za
oknem, serce Urlika, wentylator w laptopie – wszystko było martwe.
–
Więc tego chcesz, taki jesteś – powiedziała z dziwną chrypą w głosie. – W
porządku. Jeśli zapragniesz mnie przeprosić, wiedz już teraz, że cię nigdy nie
przygarnę. Przesadziłeś i jeśli myślisz, że wiecznie możesz popełniać błędy i
każdy będzie ci to wybaczał, to się grubo mylisz. Dotarłeś do granicy,
przekroczyłeś ją, a teraz już została ona zamknięta. Powrotu nie ma. Zostań
tam, gdzie jesteś i z kim jesteś.
–
Zoe... – zaczęła uspokajająco Anja.
–
Miłej rozmowy.
Rozłączyła
się, a kamerka Anji dzięki temu się powiększyła. Widziałem wyraźniej jej szok,
rozbiegane spojrzenie, jakby nie do końca wiedziała, co się wydarzyło i czy na
pewno się wydarzyło.
–
Nigdy jej nie lubiłem – odparłem z irytacją, a Urlik odwrócił na mnie twarz.
Dostrzegłem jego gniew. – Co? No co? Lubiłem cię, nie ją. Akceptowałem ją tylko
dla ciebie. Od początku wiedziałem, że ona i ja się nie zrozumiemy.
–
Bo ty nie chcesz być zrozumiany! – odparł rozdrażniony, a ja się wzdrygnąłem. –
Wyciągamy dłonie na pogodzenie, a ty zawsze wybuchasz i sprowadzasz wszystko do
parteru. Zamiast argumentów, jest cios. Remi... co się z tobą stało?
–
Może zawsze taki byłem?
–
Chłopcy, dajcie spokój, proszę – odezwała się Anja, o której istnieniu
zapomniałem. Zerknąłem przelotnie na ekran, żeby teraz dostrzec smutek w jej
głosie. – Nie tak miała ta rozmowa wyglądać.
–
Jak mogłeś... – powiedział już ciszej. – Jak mogłeś ją tak potraktować?
–
Kim ona jest, żeby ze wszystkimi problemami ze mną latać do niej? – odwarknąłem,
krzywiąc się. – Petter miał rację.
–
Z czym? – dociekała Anja, znów zmuszając mnie do spojrzenia na ekran.
–
No właśnie, z czym?
Zamilkłem
celowo. Powstrzymywałem się, aby nie rozstrzelać jeszcze gorszymi ciosami w
przyjaciół. Wiedziałem, że za parę godzin miałem żałować straty Zoe. Ufałem jak
nikt, że mi nie wybaczy, nawet gdybym błagał o to na kolanach. Nie ten typ
człowieka, nie po tym, co powiedziałem i jak się zachowałem. Ale utrata Anji...
nie byłem gotów także i na to. A powiedzenie, że wybrałem Olaia zamiast nich...
tym by skutkowało.
–
Remi, jeśli chcemy się zrozumieć, to chwila dobra jak każda inna. Po prostu bez
krzyków i nerwów, okej? – koiła moje nerwy, zmieniając tryb z wulgarnej i
dowcipnej na troskliwą i wyrozumiałą. Kochałem obie jej strony. Całą ją. –
Zaufaj nam.
Zamknąłem
oczy, aby zebrać w sobie cały gniew i wraz z westchnięciem się go wyzbyć.
–
Jestem zmęczony kłótniami – odparłem szczerze, nie otwierając oczu. – To nie
sprawia mi przyjemności ani satysfakcji.
–
To dlaczego się tak zachowujesz? – odezwał się Urlik z żalem. – Dlaczego
doprowadzasz do nich?
–
Ja? – Odwróciłem się na niego, gwałtownie otwierając powieki. Zszokował się. –
Kto mi mówił, z kim mogę się zadawać, co? Kto poszedł do Zoe, zamiast zaczekać,
aż ochłonę i może samemu wtedy przemyśleć swoje słowa? Widzisz problem we mnie?
Dostrzeż go może wreszcie w sobie, Urlik, bo jestem tym zmęczony.
–
Mną? – spytał z bólem. – Jesteś zmęczony mną, który się o ciebie martwi?
–
Tak – przyznałem dobitnie, czego chyba się mimo wszystko nie spodziewał. –
Jestem zmęczony, że cały czas mi mówisz, co mam robić. Od tego, że mam próbować
z facetami, po to, z jakimi mogę się zadawać.
–
W kwestii gejów nie miałem niby racji? – oburzył się. – Gdybym nie przyciskał
cię do tego, czy w ogóle zacząłbyś o tym myśleć?
–
Tak, zawdzięczam ci tę stronę mnie, którą odkryłeś. Ale odkryłeś dzięki temu
nie tylko mój pociąg do facetów, ale to, co przez lata ukrywałem. To, jaki
jestem naprawdę, a jakiego teraz nienawidzisz.
–
Kłótliwego samca? – zażartowała Anja, co nieco uniosło mi kąciki ust. Posłałem
jej spojrzenie pełne zaczepności, a ona poruszyła sugestywnie brwiami.
–
Ale ty walczysz nie tylko ze mną... Wyrzekłeś się ojca – drążył Urlik, nie
reagując na żarty. – Naprawdę nie widzisz, jakie toczysz wojny z każdym? Na
rzecz jednego faceta.
–
Waż słowa, Urlik – ostrzegłem, patrząc ślepo na zatrzymaną klatkę filmu. – Olai
jest od soboty moim chłopakiem.
–
Co? – powiedzieli równocześnie, tylko z różnymi emocjami.
–
O mój... Udało ci się go uwieść? – spytała nieco podekscytowana. – Jak?
–
Upiłem się, a następnego dnia obiecaliśmy sobie, że możemy robić z sobą, co
chcemy.
–
Chyba żartujesz!
Urlik
poderwał się na równe nogi, wyrywając tym samym słuchawkę z ucha. Nie słyszał
przekleństwa Anji na swój ruch, nie słyszał, jak była na niego zła. Na niego,
nie na mnie.
–
Co ci się nie podoba?
–
Może robić z tobą, co chce? Dałeś mu przyzwolenie na krzywdzenie cię?
–
Urlik! – warknąłem na niego.
–
Remi, odbiło ci kompletnie!
–
A czy teraz mogę mu coś zrobić?
Gwałtownie
spojrzeliśmy na Pettera, który wziął się znikąd i opierał plecami o zamknięte
drzwi wejściowe. Jedną stopę miał na nich, a ramiona zaplecione na klatce
piersiowej. Tego dnia wyglądał na swoją perfekcyjną formę z białą koszulą
rozpiętą na kilka guzików od dołu i góry, w czarnych spodniach z łańcuszkiem po
jednej stronie i dość markowych butach na stopach. Światło z lampki obok kanapy
ledwo co oświetlało jego twarz, ale nawet stąd usłyszałem w jego głosie coś,
czego chyba jednak wolałem nie słyszeć: wyższość.
–
Kto przyszedł? – spytała Anja, a ja bez uprzedzenia się rozłączyłem.
Odłożyłem
słuchawki na stolik i powoli wstałem. Mój współlokator był biały na twarzy,
stał sztywno i prosto. Bał się tego, który znów zakradł się po cichu do naszego
mieszkania, od którego powinniśmy zacząć zamykać drzwi na klucz.
–
Pett, co tu robisz? – spytałem.
–
Nie szło nie słyszeć krzyków. Olai chciał przyjść, ale byłem łaskaw, dałem mu
tabletki i kazałem siedzieć cicho. Wiesz, drogi przyjacielu Revy – jego głos
ociekał mrokiem – Olai by cię rozniósł, gdyby nie ja. Może okażesz łaskę?
Kłamał.
Olai niczego takiego by nie zrobił. Nie tak działała jego choroba, wręcz
przeciwnie: pozostawiłby tę sprawę między nami, bo nie przypominał mi osoby,
która wtrącałaby się w czyjś konflikt i to w czterech ścianach. Nawet jeśli był
zdenerwowany, to nie na Urlika. Co oznaczało, że Pett celowo obrał ten
teatrzyk.
–
Przestań – ostrzegłem go. – W ten sposób nie pomagasz.
–
To ty przestań – odbił ze śmiechem. Zrobił kilka kroków do przodu, za to Urlik
gwałtownie się cofnął i na mnie wpadł. Chwyciłem go za ramiona i nieco je
zdusiłem, aby się nie bał. – Bycie pośrodku ssie. A ja wolę ssanie penisa niż
takie. Co wybierasz?
–
Dobrze wiesz – odparłem przez zaciśnięte zęby. – Pett, przestań w tej chwili.
–
Tak, tak. Już przestaję. – Pomachał dłonią w powietrzu, po czym odsunął sobie
krzesło przy stole i zasiadł na nim. – Ja tu przyszedłem z rozwiązaniem waszego
problemu na czas dwóch tygodni.
–
O czym ty mówisz?
–
Wyjeżdżam w niedzielę, a ty potrzebujesz spokoju od niego. – Zmierzył Urlika
obojętnym spojrzeniem. – Wprowadzasz się do Olaia, bo ktoś musi mieć na niego
oko. Za zdjęcie penisa nie ma mnie trzy tygodnie.
–
On... on mieszka tutaj – odezwał się cały rozdygotany Urlik. Musiałem pozbyć
się Pettera i to już.
–
Za numer do Angel dostaniesz też klucz do mojego domu.
–
Żartujesz w tym momencie, tak? Bo kiepski sobie moment wybrałeś, Pett. Pogadamy
jutro.
–
Powiedziałeś mu już? – spytał Urlika z maską obojętności na twarzy. – O swojej
kobiecie? Wie, kim jest? Wie, jaka jest? Wie, jak ją kochasz i ile...
–
Zamknij się!
Ten
rozkaz był jak paniczne błaganie o litość. Wszystkie alarmy biły w mojej
głowie, że właśnie działo się coś bardzo złego. Ciało w jednej chwili zmroziło
przeraźliwe zimno, które powstało od stopniowego rozrastania się mrowienia.
Musiałem to zatrzymać. Chociaż chciałem poznać sekret Urlika, to nie w taki
sposób. Nie od obcej osoby.
–
Nie bądź hipokrytą – ostrzegł go, co chyba nawet dostrzegł sam odbiorca.
Blondyn wstał powoli. – Jeśli dalej będziesz pomiatał moimi przyjaciółmi, stanę
się bardzo nieprzyjemny. Wierz mi, jestem dużo gorszy od Olaia. Bardziej
niszczę psychicznie, bardziej boli.
–
Petter!
–
Już idę, już idę. Dobrej nocki.
Zamknął
za sobą cicho drzwi, ale jego zniknięcie nie sprawiło, że Urlik opanował swoje
drgawki na ciele. Przeszedłem więc krok do przodu, stanąłem dzięki temu przed
nim i bez pytania zagarnąłem go do uścisku. Tylko przez krótką chwilę szamotał
się w taki sposób, jakby chciał mnie odgonić, ale ja mu na to nie pozwoliłem.
Uspokoił się.
–
Jak... Jak możesz z nimi trzymać? – pytał tak cicho, tak bardzo był przerażony,
że chciałem potrząsnąć blondasem za to, w jaki stan go wprowadził. – Oni są
straszni. Wszyscy.
–
Bo ty chcesz, żeby tacy byli – zacząłem, a kołysanie wprawiło nas w nieco
spokojniejszy tryb rozmowy. – Wolisz się ich bać, wolisz z nimi walczyć i przed
nimi uciekać. Nie dajesz szansy. Petter, Olai, Hector; oni wszyscy są tacy z
powodu własnej historii. Tak jak ty byłeś roztrzaskany przez matkę – wzdrygnął
się mocniej – tak oni są przez coś zniszczeni. Trawi ich własna przeszłość. Ile
ja czasu walczyłem z homoseksualizmem u siebie, Urlik? Jak długo akceptowałem
swoją przeszłość? I spójrz, dalej nie mogę pogadać z mamą bez spiny. Nie mogę
już z nikim z was, bo... polubiliście fikcję.
–
Remi. – Odsunął się ze łzami w oczach, które zaraz spłynęły mu po policzkach.
Starłem je dłońmi. Nie odtrącił mnie. – Co się dzieje?
–
Nie wiem – wyznałem szczerze. – Ale wiem, że ci ludzie są tacy jak my. Bałem
się ich tak jak ty, ale zrozumiałem, że nie są źli. Pett chroni tych, których
kocha, bo jego nie miał kto chronić. – Przypomniałem sobie historię jego
rodziny. – Olaia trawią koszmary, w których cierpi katusze. Każdy widzi w nich
psychopatów, a oni tylko na swój pokraczny sposób chronią innych. Olai odtrąca
ludzi, bo boi się, że zostaną przez niego skrzywdzeni. A ja się nie boję –
odpowiedziałem z dumą pod czujnym spojrzeniem przyjaciela. – Boję się tylko, że
nigdy nie będę w stanie mu chociaż trochę ulżyć. Petter dopuścił mnie do Olaia,
bo mi zaufał, bo wierzy, że coś zmienię. A wiesz, czego brakuje mi u ciebie, u
taty, u Zoe? – Pokręcił szybko głową, pozwalając kolejnym łzom popłynąć, abym
je starł. – Tego, że mi nie ufacie tak jak ten chłopak.
–
Jesteś dla mnie najważniejszym facetem – wyszlochał, przyciskając nadrostki do
oczu. – Jak mogę patrzeć i ufać obcym, gdy słyszę takie historie na faktach?
Jak mogę pozwolić ci odejść z agresorem? Jak mogę pozwolić po tym, co sam
widziałem na twojej szyi? – Zaniósł się płaczem, rozdwajając moje serce. Znów
przycisnąłem go do siebie. – Boję się, Remi.
–
Nic ci nie zrobią – zapewniałem, gładząc go po plecach.
–
O ciebie się boję!
Zszokował
mnie. Jego głos ociekał bólem, smutkiem, samotnością i desperacją, ale... nie
przypuszczałem, że jego strach był o moją osobę, nie o samego siebie. Na jego
miejscu... też nie byłbym w stanie spokojnie spać, to oczywiste... Ale jak
mogłem to pogodzić?
Bycie
pośrodku ssie.
To
była prawda. Petter miał rację. Tkwiłem pośrodku między sobą z przeszłości a
sobą, którym chciałem być. Zastanawiałem się, czy naprawdę nie mogłem mieć
Urlika i Olaia. Gdybym tylko powiedział o tym temu drugiemu, odesłałby mnie z
kwitkiem, bo dla niego nie warto się starać. Tyle już metaforycznej krwi
przelałem w tych walkach za niego. Nie. Za samego siebie. Walczyłem o to, by
każdy brał moje zdanie pod uwagę. Żeby traktował moje słowa poważnie, nie jako
kaprys studenta.
Przycisnąłem
chłopaka mocniej do siebie.
–
Urlik... nie każ mi wybierać.
Bo
stałoby się to, co sugerował Petter, a wtedy bym upadł i się roztrzaskał.
–
Jesteś mi jak brat – kontynuowałem z bólem – i zawsze będziesz dla mnie
ważniejszy od reszty świata, ale... nie każ mi być przy tobie, wyrzekając się
mojej natury.
–
Aż tak bardzo ci na nim zależy? – spytał ochryple, nie puszczając mnie.
–
Gdyby tak nie było, nie zerwałbym więzi z Zoe, nie walczyłbym z tobą i nie
porzucił... taty. Kto na całym świecie znaczy dla mnie najwięcej, Urlik?
–
Ruben – odpowiedział bez wahania z przytkanym nosem. Odsunął się, pociągnął
nim, ale to nic nie dało. Chociaż łzy zastopowały. – Twój tata jest dla ciebie
najważniejszy. Albo był?
–
Jest – potwierdzam. – Mama powiedziała mi coś na wyspie, co dopiero teraz
rozumiem. Wiesz co takiego? – pokręcił niemrawo głową.
–
Nie możesz żyć szczęściem ojca! – powiedziała mi mama, podnosząc głos. – My
swoje życia przeżyliśmy i decydujemy o sobie oraz naszych dzieciach. Dzieci nie
powinny się martwić o rodziców! Twojemu ojcu nic do tego, czy wolisz chłopców,
czy dziewczyny. Masz prawo kochać, kogo chcesz!
–
Tylko ty możesz to mówić z taką swobodą, bo masz to w dupie!
–
Kochałam twojego ojca przez wiele lat, nie mam go w dupie! On nie może przyćmić
ci twojego własnego szczęścia, nie pozwolę być ci ślepym!
Uśmiechnąłem
się pod nosem na samo wspomnienie tej burzliwej konwersacji. Naszej ostatniej.
–
Mama kazała mi być szczęśliwym i kochać tego, kogo chcę. Bez względu na to, czy
tata to akceptuje, bo jestem już dorosły i nie mogę żyć szczęściem innych. –
Uniosłem własne zaszklone oczy, gdy w tych Urlikach zjawiło się zaskoczenie. –
Wtedy byłem wściekły, zwymiotowałem po rozmowie. A teraz? – Zaśmiałem się
smutno. – Teraz chciałbym ją przytulić i powiedzieć, że ją kocham i tak
naprawdę mimo rozłąki wie najlepiej, jak się czuję.
Komentarze
Prześlij komentarz