Believe it Cz.37
–
Dochodzę do wniosku, że sportowcy mają lepiej – powiedziała Stine, miętosząc
swój kubek kawy.
–
Bo biegają teraz po boisku, zamiast zdawać egzaminy? – dopytywała Loli,
wpychając sobie do ust łyżeczkę z sernikiem na zimno.
–
Zależy od pogody, ale to nie to. Oni większą część sesji zdają dzięki
klasyfikacjom, mają trzy kursy do zaliczenia stacjonarnie na kampusie. No i
fakultety, jeśli się zapisali. Mówiłam już, jak ta uczelnia jest
niesprawiedliwa? Kto pozwala zdawać sesję, grając w durne gry?
Pochyliła
się do mnie, jakbym to ja miał jej odpowiedzieć. Prawda była taka, że
siedziałem obok Loli, mając naprzeciwko siebie Stine i Thekle. Gdzie ta druga
ignorowała nas na rzecz kolejnej książki, którą pochłaniała od początku wejścia
do kawiarni.
Zbiegiem
okoliczności cała nasza czwórka miała dzisiaj termin oddania swoich prac
zaliczeniowych, które potem miały nam pomóc lub zaszkodzić na egzaminie. Moje
zaczynały się już w przyszłym tygodniu i trwały do początku grudnia, dziewczyn
zaczynały się dopiero w ostatnim tygodniu listopada i trwały tydzień w grudniu.
U sportowców to zależało. Mieli wrócić dwudziestego szóstego listopada, gdzie
od dwudziestego dziewiątego zaczynał się ich gorący tydzień lub dwa egzaminów.
Jako różne specjalizacje mieliśmy też różne terminy zdawań. Spytałem nawet o
daty Olaia, odpowiedział mi, że tydzień łączący listopad z grudniem i kolejny w
grudniu. Wychodziło więc na to, że tylko ja miałem skończyć najszybciej i...
najszybciej mieć możliwość powrotu w rodzinne strony. Jakoś mnie to nie
cieszyło, bo dalej miałem konflikt z tatą. Ani on, ani ja się nie odezwaliśmy
do siebie, co tylko pogłębiało moje poczucie winy.
–
Wiecie, wydaje mi się, że ich granie w gry nie polega na zdawaniu roku. Podobno
ma dużą wagę, ale to nie tak, że dzięki punktom dostają oceny.
Stine
pociągnęła łyk z kubka, nie spuszczając mnie z oczu. Szykowała się do jakiejś
riposty, czułem to w kościach, dlatego też zacząłem się czymś bawić. Telefonem.
–
Esben w zeszłym roku dostał wyróżnienie po powrocie i na sam koniec semestru
list, w którym jakaś tam liga czy inny pies zaprasza go do zagrzania u nich
miejsca. Jak te ich granie w gry nie jest oznaką zdawania roku, to...
Pokręciła
głową i westchnęła. Nie słyszałem tej historii, dlatego wydała mi się ona mało
prawdopodobna, ale i zarazem ciekawa. Esben jako kapitan na pewno miał większe
osiągi na boisku, tyle że nikt nie raczył się pochwalić w jego imieniu. Skoro
Esben na pierwszym roku dostał szansę bycia kimś więcej, to Bastian też jakąś
miał, prawda?
–
Dobra, dość narzekania na facetów. – Nagle Loli spojrzała na mnie i posłała
krzywy uśmiech. – Wybacz, chodziło mi o sportowców.
–
Mam ci kawę przynieść czy ciasto? – spytała żartobliwie różowowłosa.
–
Lepiej. Chodźmy dziś do kina całą czwórką. Co wy na to?
–
To babski wypad, idźcie same – wykręcałem się, prawie tłukąc telefon.
Postanowiłem schować go i nie prowokować losu.
–
Weźmiemy Urlika i będzie trzy do dwóch. To chyba nie taka zła opcja, co?
Szturchała
mnie, chcąc zachęcić do tego pomysłu. Nie wiedziała tylko, że wspominając o
Urliku, bardziej działa na szkodę. Jasne, chciałem z nim wyskoczyć, ale z
drugiej strony po to zmieniłem też mieszkanie na dwa tygodnie: abyśmy dali
sobie przestrzeń. Poza tym wolałem posiedzieć z Olaiem i poznać go lepiej,
przypilnować przy okazji, niż gdzieś wychodzić z...
–
Mam kogoś, kto wyrówna szanse trzech do trzech – odparłem.
Loli
wyglądała na zaciekawioną, Stine nawet uniosła brew, zachęcając w ten sposób do
wyjawienia więcej informacji, a Thekla nawet oderwała się od książki. Niby
delikatnie, ale też mi dawała znak, że słyszy całą rozmowę i też chciałaby znać
więcej szczegółów wyjścia.
–
Jeśli nie macie nic przeciwko, to wziąłbym Olaia.
Już
po wypowiedzeniu tego zdania, czułem, jak wokół narasta napięcie. Thekla nieco
się wyprostowała i chyba kompletnie odeszła jej chęć na czytanie, gdy
wspomniałem to imię. Stine kontrastowała z nią, bo po jej
minie chyba mogłem mieć nadzieję, że się zgodzi. A Loli... zbladła. Zapomniałem
kompletnie, że przecież ona bała się nie tylko Pettera, ale także i Olaia.
Prosiła mnie i Hectora o trzymanie się od tych ludzi z daleka. Oceniała ich po
pozorach, bo przecież trzymałem się Olaia i póki co nie wszczynał burd na
kampusie. Ba! Od początku roku żadna nowa plotka na ten temat mnie nie doszła.
Mogłem przypuszczać więc, że te z zeszłego roku były albo wyolbrzymione, albo
były zbiegiem okoliczności. Tak jak u mnie: gorący miesiąc kłótni za kłótnią.
–
To ten chłopak co ma ładne rude włosy i zawsze się ubiera jak milion dolarów? –
dopytywała Stine, przyjmując pozę plotkary.
Podparła
łokciem stolik, a na dłoni umieściła podbródek. Uśmiech też miała dość wymowny
w tej kwestii; podobał się jej chłopak, którego właśnie miała w głowie.
Podjąłem grę, aby nieco załagodzić nastrój Loli i Thekli, która teraz patrzyła
smutno na przyjaciółkę.
–
Owszem. Ale ubiera się raczej klasycznie.
–
Właśnie, klasycznie – podkreśliła. – Ma niezły tyłek. Boże. Jak ostatnio
zamawiał u mnie herbatę miętową, a potem odchodził od lady... – Westchnęła
tęsknie. – Te spodnie tak ładnie podkreślały kształty. I jeszcze te nieco
żylaste dłonie.
–
On chyba lubi miętę. Ostatnio jak wyszedł spod prysznica, to pachniał miętą i
brzoskwinią – zauważyłem, na co Stine wybałuszyła oczy. – Co?
–
Jak to wyszedł spod prysznica, a ty czułeś jego zapach?
–
My... – zawahałem się, czując zażenowanie – mieszkamy razem.
–
Myślałam, że on dzieli lokum z Petterem – zdziwiła się. – Ach, no tak.
Wyjechał. Ale co ty robisz u nich w mieszkaniu?
–
Przeniosłem się na dwa tygodnie.
–
Okeeej – przeciągnęła, opuszczając dłoń, aby obiema opleść kubek – ale dalej
nie rozumiem dlaczego?
Zagryzłem
wargę i spuściłem wzrok. Cholernie trudno było mi pohamować uśmiech. Jak miałem
nazwać naszą relację? Zaczęliśmy od seksu, potem niby spróbowaliśmy przyjaźni,
ale koniec końców obaj nie umieliśmy być w jednym pomieszczeniu bez dotykania
siebie w jakikolwiek sposób. Czy to muśniecie twarzy, czy dłoni. Musieliśmy się
dotykać, to było takie... obezwładniające. Przyciąganie. On też to czuł, nie
mogłem tego zrzucić tylko na swój płomień. On też mnie pragnął.
–
Remi? – ponaglała mnie, ale słyszałem wyraźnie, że się uśmiecha i mało
brakowało, aby zaczęła podskakiwać na krześle. Powróciłem więc do jej oczu. – O
mój ojcze najwyższy. Ty jesteś gejem! To znaczy, że Olai też jest... Kurde,
dlaczego fajni faceci są z automatu blokowani?
–
Chwileczkę – wtrąciła zaciekawiona Thekla, odkładając książkę, w którą
uprzednio wetknęła serwetkę jako zakładkę. – Chodzisz z tym chłopakiem?
–
Można tak powiedzieć – odparłem takim tonem, że nie pozostawiłem złudzeń.
Stine
w końcu nie wytrzymała i jednak pisnęła, gdzie po chwili zakryła usta dłonią,
chociaż całe jej ciało chodziło. W oczach miała niesamowitą radość i
podekscytowanie, co ten pisk ładnie prezentował.
–
Okej, musimy iść razem z wami do kina, bo ja chcę zobaczyć to na własne oczy!
–
Czy ty właśnie fangirlujesz do gejów? – spytała rozbawiona Thekla, nieco
przekrzywiając się na krześle.
–
Nigdy nie miałem kumpla geja, tak? – odparła, zarzucając swoje długie różowe
włosy na plecy. – A dwóch gejów to już w ogóle kosmos dla mnie. Pomyśl, że
możesz być świadkiem takiego pięknego związku.
–
Co jest pięknego w dwóch facetach razem? – spytała nieco obrażonym tonem Loli.
Kątem oka widziałem, jak buzowały w niej emocje, które ledwo co trzymała w
ryzach.
–
Jak to co? Jeden tyłek mogę sobie podziwiać w spodniach, ale jak sobie wyobrazisz,
co te dwa tyłki robią poza moimi oczami. – Poruszyła brwiami, wciągając dolną
wargę i ukazując w ten sposób rząd górnych zębów. – Nie mów, że nie podnieca
cię ani trochę myśl o facetach. Jezu, jak pomyślę o aktorach, których
shipowałam albo piosenkarzach!
–
BTS? Army? – dopytywała z ogromną nadzieją w głosie Thekla. Stine od razu się
do niej odwróciła i uderzyła nieznacznie w drewniany stolik.
–
Boże, tak! Kogo z kim łączysz?
Zaczęło
się coś, o czym nie miałem zielonego pojęcia. Thekla wyszła ze skorupy „wy
gadajcie, ja porobię za tło" i zaczęła nawijać jak katarynka w rozmowie ze
Stine. Jakieś shipy, jakieś BTS i imiona, które nic mi absolutnie nie mówiły.
Mimo to słuchało się ich z przyjemnością, zwłaszcza z wyczulonym słuchem. Ich
energia, zachwyt i podekscytowanie wręcz wylewały się na powierzchnie. Odkryły
w sobie te cechy, które na pewno miały sprawić, że na długo jeszcze im się
buźki nie zamkną i miną tygodnie, miesiące lub lata, podczas których dojdą
kolejne odkrycia i nowe powody, aby nazwać się przyjacielem. Jedna nić
wystarczyła, aby pociągnąć znajomość. Jedna solidna podstawa, od której mogłeś
cegła po cegle budować wszystko, co musiało składać się na długoletnią
przyjaźń.
Odwróciłem
się więc do Loli, zyskując nową siłę, którą pozyskałem od dwóch kobiet
naprzeciwko siebie. Czułem radość, chociaż nie miałem pojęcia z jakiego powodu.
Zmęczenie uleciało, gdy ciało wreszcie odnalazło gram pozytywnej energii wokół
siebie.
–
Loli, pójdźmy razem. Nie musisz rozmawiać z Olaiem, ale chociaż poznaj go i nie
daj się zwieźć plotkom. Proszę?
Spojrzała
na mnie takimi oczyma, że niemal byłem pewien odmowy. Zamiast tego westchnęła
tylko i skinęła głową na zgodę. Kto wie, może przeczuwała, że z dwoma fankami
przed sobą i tak nie wygrałaby w walce na powody, dlaczego rudzielec nie
powinien iść z nami. Wyszłaby na uprzedzoną czy coś. A Loli już dawniej słynęła
z tego, że lubiła być ślepa na prawdę i robiła wszystko, aby każdy ją podziwiał
lub chociaż lubił. Najwidoczniej w tej kwestii niewiele się zmieniło.
Umówiliśmy
się, że ja zajmę się Olaiem – na co Stine błysnęła zębami – Loli Urlikiem, a
dziewczyny miały ewentualnie nas wesprzeć, gdyby któryś stawiał opór. Trudno
było sobie wyobrazić Stine, która namawiałaby Olaia na wyjście, ale nie powiem,
dość kusząca opcja do sprawdzenia. Nie omieszkałbym wdrążyć jej w życie, gdyby
faktycznie nie chciał z nami iść.
A
skoro o tym mowa...
–
Nie – wycedził, zatrzaskując za sobą drzwi do łazienki.
Byłem
jak zdesperowany dzieciak, gdy przylgnąłem do nich z jękiem i bólem. Uderzyłem
w nie parę razy otwartą dłonią.
–
Ale ja tam będę.
–
Twój kumpel też – odparł stłumionym głosem przez drzwi, ale nawet tak słyszałem
jego złość.
– Kochanie,
ochronię cię przed wszystkim, słowo.
Zatoczyłem
się, gdy drzwi zostały nagle otwarte, a ja przez przyleganie do nich, wpadłem
krok do przodu. Uniosłem szybko głowę, bo nie spodziewałem się tak szybko
zobaczyć Olaia po jego oślim uporze. A tu proszę, patrzył na mnie tak wielkimi
oczyma, że zaczynałem się obawiać o ich wypadnięcie.
–
Ty... co... Że... Co?
–
Obronię przed nimi. A co myślałeś? Że zrobię z ciebie pośmiewisko?
Nie
bardzo wiedziałem, co go teraz odwróciło na – chyba – moją korzyść. Złość
została zastąpiona głębokim szokiem, na co zareagowało delikatne mrowienie w
moich udach.
–
Nie... To znaczy, to nie to. – Potrząsnął głową, chcąc się ocknąć. – Ty mnie...
Zamknął
powieki, wziął głęboki wdech, a potem w jego spojrzeniu dostrzegłem
przejrzystość. Wszystko, co go trzymało od tego planu z dala, właśnie uleciało
z wydechem.
–
Dobra. Pójdę z Tobą.
Wyminął
mnie i poszedł do sypialni. Miałem ochotę wyrzucić ramiona w górę, co od razu
zrobiłem, wydając z siebie niemy okrzyk zwycięstwa. Co prawda nie miałem
pojęcia, co ostatecznie zadziałało; mój jęk pod drzwiami, moje zapewniania,
czy... było coś jeszcze? No cóż, mniejsza z tym. Najważniejsze, że to jedno
wyjście mogło pokazać Urlikowi, jak bardzo Olai jest spokojny, dobry i
normalny. Leki? Każdy na coś kiedyś chorował, choruje lub zachoruje. To taki
dodatek do życia jak paragon po zakupach. Niby możesz go zignorować, ale jak
potrzebny jest zwrot, to nagle paragon ci się przydaje. Zupełnie jak leki;
możesz ich nie brać, ale gdy ci się pogorszy, to wtedy bez nich będziesz obwiniany
o swój stan.
Nikt
nie porównywał paragonów do leków.
Aż
narodziłem się ja.
Dziękuję,
niepotrzebne są oklaski.
Opanowałem
się szybko, aby móc napisać Stine, że plan z Olaiem się powiódł i na pewno
wpadnie. Ona mnie zapewniła, że dostała wiadomość od Loli, że wraz z Theklą już
przekonały Urlika, którego rzekomo nie trzeba było długo namawiać. W teorii
Olaia także. Żadnego dania czegoś w zamian, aż poczułem się nieco zawiedziony.
Już miałem w zanadrzu kilka propozycji jak np.: jeśli pójdziemy razem, to po
powrocie zgodzę się na wszystko. Nie, żebym sam czerpał z tego korzyści, zwykłe
przekupstwo rzecz jasna.
Umówiliśmy
na następny dzień, gdzie to tylko Urlik miał wykłady, a my wszyscy mieliśmy
wolny dzień i wieczór. Olai krzywo spoglądał na konwersację, którą bez problemu
mu pokazywałem. Widziałem, że nadal był zły podskórnie, ale jednak się zgodził
i chyba nie miał zamiaru wycofać. Ja po raz kolejny powinienem się uczyć, ale
zrzuciłem to na przyszły tydzień, w końcu nie codziennie natrafiało się na okazję
życia. Była szansa na odzyskanie Urlika, a to było dla mnie niesamowite.
–
Jeszcze gram tej euforii i wytryśniesz – skwitował, zsuwając się nieco na
kanapie. Oglądał jakiś nudny film, który wykupił.
Spojrzałem
na niego, unosząc brew. Widział, co krząta mi się po umyśle, bo parsknął
śmiechem. Nerwowym, bo jak wspominałem, nadal miał obiekcje, ale mimo wszystko
go rozbawiłem.
–
Nie mogę się cieszyć, że idziemy na randkę? – spytałem żartobliwie, bo to nie
była dla mnie żadna randka.
A
jednak Olaia ścięło to całkowicie z wesołości, bo popatrzył na mnie, jakbym
orzekł mu, że biorę ślub z Obamą. Coś na granicy „żartujesz" a „jesteś
pojebany".
–
Jak chcesz iść na randkę, to chyba powinniśmy iść sami, nie sądzisz?
–
Proponujesz mi zatem takie wyjście?
Nie
mogłem odpuścić sobie tej gry, bo dobry humor naprawdę mnie rozsadzał. Chciałem
zarazić chłopaka chociaż małą jego częścią, aby się zrelaksował i odpuścił
myślenie.
–
Remi... chcesz iść na randkę?
Odepchnął
się od oparcia i spojrzał na mnie poważnie. Z głosu wyczytałem, że bardziej nie
dowierzał jednak sytuacji, niż faktycznie tego pragnął, ale i tak doceniałem
chociaż staranie. Pochyliłem się i pocałowałem go szybko w usta.
–
Nie. Mieszkanie z tobą przez dwa tygodnie mi wystarcza jako randka. Wyobraź
sobie, że to tak, jakbyśmy wtedy po imprezie przyszli do hotelu i tak żyli w
nim przez długie dni. – Przejechałem dłonią w powietrzu, aby pokazać mu
wyimaginowany obraz mojej wizji. Mimo to trudno było mi pohamować śmiech.
Olai
nie dał się zwieść, ten drgający kącik ust musiał mnie zdradzić, bo pchnął mnie
i wylądowałem w rogu kanapy, a ten nade mną zwisł. Wisiorek wymknął się spod
jego białej koszulki i wahadłowo poruszał się między nami. Chwyciłem go w
dłonie, aby ocenić. Zwykła pionowa kreska metalu, ale z grawerem tak drobnym,
że ledwo widocznym, więc nie mogłem odczytać. Poza tym Olai zaraz zabrał mi
dłoń z naszyjnika i splótł nasze palce ze sobą, co nieco mnie zaskoczyło.
Powróciłem do jego złoto-brązowych oczu, w których – tak jak kochałem – tlił
się spokój i flirciarskość.
–
Jeśli chcesz iść na randkę, to musisz mi zapewnić, że wtedy wyrzucimy
pieprzenie o przyjaźni do kosza.
–
Nie możemy się przyjaźnić i kochać? – spytałem bez zastanowienia.
Olai
znów wyglądał, jakby usłyszał coś, co ani trochę nie pasowało mu do mojej
osoby. Rozchylił powieki, usta, przypominając rybkę pod wodą.
–
Ty... Co w ciebie wstąpiło dziś?
–
W sensie?
Poprawiłem
głowę na poduszce, wysuwając wolną dłoń i gładząc go po brodzie, policzku,
ustach. Czułem pod palcami delikatny zarost, który zmysłowo kłuł skórę. Miałem
ochotę go pocałować, bo ostatnimi czasy tego nie robiliśmy. Mimo wszystko
zajmowałem łóżko Pettera, bo Olai nie zasugerował, że mógłbym spać z nim. Dwie
noce. Tyle wystarczyło, abym stęsknił się za bliskością z tym facetem. Jak
wspominałem, dotykanie go było uzależniające.
–
Mówisz poważnie, że chcesz mnie kochać?
Skupiłem
się na powrót na jego oczach, chociaż usta by takie...
Chwila,
co on powiedział?
Zepchnąłem
go z siebie dość agresywnie, ale nie protestował. Znów siedzieliśmy, ale tym
razem mój humor nieco się zepsuł. Nieco za bardzo.
–
Olai, mówiłem ci, że nie chcę być twoją dziwką, która daje ci wtedy, kiedy
nabierzesz ochoty. – Już otwierał usta, ale ja nie skończyłem. – Jak możesz
sądzić, że nie mam uczuć? Zależy mi na tobie, dlatego tak uparcie próbuję ci
udowodnić, że nie chodzi tylko o pociąg fizyczny. To chyba jasne, że wcześniej
czy później bym się zakochał. A może nie, nie wiem. Jesteś drugim facetem, na
którym mi zależy.
Wyrzuciłem
ręce na boki, czując rosnącą frustrację z powodu tego faceta. Cholera, naprawdę
nie chciałem tylko zabawy w związek. Ja chciałem związku. Prawdziwego. Z
wadami, z problemami, z kłótniami. Ale nie takimi, które określały mnie jak
jakąś tanią dziwkę. Może nią byłem, ale nie chciałem...
Nim
moje frustracja sięgnęła maksimum, usta Olaia zatkały moje dość skutecznie. Był
natarczywy, agresywny, jakby w tym ruchu chciał wyładować całą swoją złość tego
dnia. Nie w lekach, nie na siłowni, a w miłości. A ja mu się poddałem, bo
przecież byłem spragniony jego uwagi. Jego ust i jego dotyku. Więc zrobiłem to,
co on i odpowiedziałem mu niecierpliwymi i agresywnymi ruchami ust i dłoni.
Tylko że zamiast ściągać z siebie ciuchy, Olai mocno trzymał moją twarz w dłoniach,
aby zaraz się od niej odsunąć i sunąć wzrokiem z ust do oczu. Nasze ciężkie
oddechy się ze sobą mieszkały. Byłem głodny. Nawet tego smrodu nikotyny,
którego wyczułem na języku.
–
Nie jesteś dla mnie dziwką, Remi, i zdaje się, że ja też już to mówiłem. Jeśli
chcesz, możemy iść na randkę.
–
Boże, nie musimy – jęknąłem sfrustrowany. – Chciałbym, żebyśmy ze sobą
rozmawiali. Chcę cię poznać, chcę też mówić ci o rzeczach, których nie mówię
innym, żebyś nie czuł, że tylko biorę i nic nie daję.
–
Nie myślę tak.
Odsunął
się jak poparzony. Jakby moje słowa dosłownie odpędziły go od mojej skóry.
–
Miałeś mi zaufać i nie odtrącać – przypomniałem zduszonym głosem. – Nie mam
zamiaru cię wyśmiać ani wystawić. Zależy mi na tobie. Tak jak zależy mi, żeby
pójść z tobą do tego przeklętego kina, bo może mój przyjaciel, który może
niebawem nim już nie być, w końcu dostrzeże w tobie to, co widzę ja. Wybacz
więc, że się cieszę z tego zrządzenia losu i szansy od niego. Już nie będę.
Wstałem.
On wstał za mną. Złapał za nadgarstek i odwrócił siłą twarzą do siebie. Było mi
teraz przede wszystkim przykro, że głupi łudziłem się, że tak łatwo pójdzie z
naszą relacją. Czy winiłem go za brak ufności i otwartości? Nie. Rozumiałem to,
naprawdę. Tylko że radość przyćmiła mi jasne spojrzenie na naszą relację, która
nawet nie powinna być nazywana związkiem, bo Olai nie chciał nas określić. W
zasadzie to nic mu nie pasowało. A mnie? Co mnie by, kurwa, pasowało? Kim
chciałem być, skoro nie dziwką? Kim on chciał, żebym był, skoro nie przyjacielem
z korzyściami?
–
Ty też jesteś moim drugim – rzucił, mrożąc mi na chwilę ciało. Przełknął z
trudem ślinę, patrząc na coś za mną. – Nie wiem, Remi. Nie wiem, czy potrafię
jeszcze tak pokochać kogoś.
–
Zerwał z tobą? – spytałem cicho.
Może
nie powinienem, bo to nie była moja sprawa, ale cholera, jego głos... jego ton
ociekał smutkiem, żalem, tęsknotą. Wręcz rozrywało mnie to od środka, jakby to
do mnie należały te emocje, a tylko je odbierałem. Logicznym dla mnie było, że
to z nim zerwano lub zrobiono coś, co go zraniło. Bo on kochał ciągle.
A jego już nie.
–
Chciałbym – uśmiechnął się ponuro, zsuwając oczy na mnie – ale to ja zerwałem z
nim. I żałuję tego. Bo może nie miałbym jego twarzy przed oczami jako
ostatniej.
–
Może powinieneś z nim porozmawiać.
Sugerowałem
mu coś, co niemal sprawiało przykrość i mi. Znałem jednak różnicę między byciem
egoistą a przyjacielem. Chciałem być dla niego kimś, kto go wesprze bez względu
na to, czy marzy o nim nad sobą, w sobie, czy marzy o jego szczęściu z kimś
innym. Dalej czułem, że gdyby dał mi od siebie tylko przyjaźń, ja byłbym w
stanie z tym żyć. Wystarczyłoby mi to. Nawet jeśli z początku bym cierpiał jak
po Danie. Przetrwałbym to.
–
Myślisz, że tego nie chcę? – zaśmiał się z goryczą, odsuwając nieco. – Tyle że
już za późno.
–
Jest zajęty?
Chodziłem
po omacku, kierując się tylko za tą jedną nutą w jego głosie. Czymś, co kazało
mi wierzyć, że naprawdę nie mógł już nic z w tej sprawie zrobić. Ale dlaczego?
–
Jest martwy – odparł szybko.
Jednym
słowem uciął wszystkie moje myśli i rady, jakie już kreowały się w mojej
głowie.
Jego
eks był martwy. Olai nie mógł z nim porozmawiać, nie mógł niczego naprawić, bo
nie było osoby, do której mógł wrócić. Popełnił błąd, zrywając z nim, a gdy
chciał to naprawić, było już za późno. Żal, który go ściskał, zaczął ściskać i
mnie. To naprawdę było tragiczne i mogłem czuć się zupełnie jak osoba, która
tej straty doświadczyła.
–
Dlaczego – głos mi się załamał, więc odchrząknąłem. – Dlaczego zerwałeś?
–
Bo nikt by nas nie zrozumiał. Bo zabiliby nas, gdyby widzieli razem.
Wzdrygnąłem
się. W innych okolicznościach bym mu nie dał wiary, ale był tak pewien swych
słów, że autentycznie czułem strach. Wierzył w to tak bardzo... W to, że ludzie
byliby w stanie odebrać mu życie ze względu na orientację. O jakim świecie on
mówił? Jakim kraju?
–
Nie jesteś w stanie tego pojąć – stwierdził, ale bez cienia opryskliwości. –
To, co dzieje się w mojej głowie, też nie jest do pojęcia. Ja tego nie pojmuję,
a co dopiero ty, który tego nie doświadczył. Więc jestem ostatnim, który
zasługuje na czyjąkolwiek miłość. Nie jestem w stanie na ciebie patrzeć i
obiecać ci, że będę kochał tak jak ty. – Powiedział nagle coś po francusku,
zanim przerzucił się na nowo na norweski. Choć mógłbym przysiąc, że przeklął. –
Przeraża mnie, że w ogóle mówisz o czymś takim jak miłość, a nawet nie wiesz,
nie akceptujesz tego, jak jestem skażony i ohydny. Gdybyś tylko wiedział,
zrozumiał, nie stałbyś tu i nie mówił takich poważnych słów. Ja...
Skrzywił
się, a ja nie mogłem zrobić nic więcej jak wyrwać nadgarstek z jego dłoni i go
objąć. Mocno oplotłem go ramionami w tułowiu, podczas gdy jego dalej zwisały
swobodnie wzdłuż ciała. Nie oczekiwałem odwzajemnienia, chciałem mu tylko
pokazać, że jego strach był dla mnie normalny. Jego łamiący się głos, jego
panika. Ja to wszystko już przeżywałem. Na swój własny sposób, według
prywatnego scenariusza, który musiałem w życiu odegrać, ale przeżywałem.
–
Olai, ja też byłem przerażony własnymi uczuciami – zapewniłem cicho przy jego
uchu, gdy opierałem głowę na jego ramieniu. – Masz rację, nie wiem, co cię
spotkało, co przeżyłeś, ale jesteś tu teraz. Walczysz każdego dnia o swoje
życie i nie poddajesz się przeszłości. Zapewniam cię, że znam chociaż w połowie
uczucia, o których mówisz. Przerażała mnie czyjaś miłość, bo bałem się, że nie
podołam.
Pamiętałem
wszystkie kobiety, które chciały ode mnie czegoś więcej niż trzymania za rękę i
pocałunków. Oczekiwały miłości, zapewnień, a ja za każdym razem uciekałem i
coraz bardziej pogrążałem się w lęku. Im bardziej pragnąłem być jak reszta, tym
bardziej odstawałem.
–
Nie oczekuję od ciebie, że oddasz mi się cały. Dlatego ci mówiłem, że chcę
zacząć od przyjaźni, żebyś zrozumiał moje czyny. To, jak bardzo jestem skłonny
cię wysłuchać, wesprzeć. Nie jestem tutaj dla zaspokojenia twoich erotycznych
potrzeb, Olai – spiął się – bo przede wszystkim jestem tu dla ciebie. Całego. Z
lekami, z napadami agresji. Za długo uciekałeś przed ludźmi, a ja nie pozwolę
ci się dłużej chować. Z miłością czy bez niej, pomogę ci.
Znów
powiedział coś po francusku, tym razem frazę tak długą, że mógłbym spokojnie
nazwać to zdaniem. Co z tego, skoro nic z tego nie rozumiałem. Nic, oprócz
silnych ramion, które przycisnęły mnie do siebie mocniej. I ja wzmocniłem uścisk,
bo jeśli myślał, że żartowałem, to musiał się niebawem przekonać, jak poważny
byłem.
Komentarze
Prześlij komentarz