Believe it Cz.42
Plan
się zmienił. Od samej podstawy po jego krańce. Pett był nieugięty, Olai czuł
potrzebę pokuty, a ja zmuszenie zabrania ich ze sobą. Musiałem znaleźć nam
punkt, do którego mogliśmy w każdej chwili wrócić. Nie mieszkać w domu Lindy, a
w takim, który był przyjaźniej do mnie nastawiony.
Takim
sposobem parkowałem właśnie pod domem rodzinnym Anji, gdzie oprócz mojej
przyjaciółki czekać na nas miał Castor i oczywiście jej rodzice. Pett się
cieszył jak dziecko – co dość zaskakiwało na początku – a Olai krzywił na samą
myśl, że ktoś mógłby chcieć go dotknąć. Czy to na powitanie, czy w akcie
braterstwa. Chociaż wątpiłem, aby wujek czy Castor mieli takie wylewne plany
wobec moich towarzyszy. Ida nie miała najmniejszego kłopotu z goszczeniem
dodatkowej paczki, zresztą spodziewała się, że Urlik, Zoe i ja zwalimy się na
drugą część świątecznej wycieczki. Szkoda, że zamiast Urlika i Zoe poznać
musiała nowe twarze.
Petter
już chciał wyskakiwać z auta, ale ja byłem szybszy i zablokowałem drzwi. Zamek
szczeknął, klamka wymsknęła się z dłoni blondyna. Atmosfera nieco stężała, gdy
Olai, siedzący obok mnie, naprężył mięśnie.
–
Revo? – ćwierkał siedzący z tyłu blondyn. – Jakiś problem z autem? Mam go
rozwiązać?
–
Chcę tylko jednej obietnic. – Odwróciłem się, mając głowę między przednimi
fotelami. – Obiecaj mi, że nie sprawisz przykrości cioci i wujkowi. Ani że nie
będziesz okrutny dla ich syna. Obiecaj mi to, a otworzymy drzwi i tam
wejdziemy.
–
A jeśli nie? – Przechylił głowę, z durnym uśmieszkiem.
–
Odpalę silnik i wracamy do ciebie. Nie wejdziesz w moje rodzinne życie jak
tornado. Nie pozwolę ci siać zniszczeń, sam wystarczająco ich narobiłem.
Ostatnie
dni były ciężkie do wytrzymania po tak burzliwej konwersacji w piwnicy. Olai
unikał Pettera, jak tylko mógł, a ja nie umiałem patrzeć na niego i nie
doszukiwać się w nim umiejętności. Nadumiejętności. Wiedział o tym, głupi nie
był, ale nie tylko to sprawiało, że w powietrzu wciąż strzelały iskry.
Petter
szukał pretekstu do wzniecenia pożaru i to nie tego w moim wnętrzu. Chciał
ranić, niszczyć, łamać – ludzi. Słyszałem wyraźnie tę nową intonację dźwięków,
jakie wydawał. Prawdziwe iskry. Skaczące w powietrzu, jakby
faktycznie szukały dobrego materiału do podpałki. Mogłem być to ja, Olai,
ktokolwiek. Liczył się tylko efekt, a ten miał go zadowolić. To... to było
chore.
Dlatego,
gdy spojrzał na mnie nagle przez małe szparki, westchnął i opadł na oparcie
siedziska, wiedziałem, że coś ugrałem. Nie cieszyłem się przedwcześnie, bo z
nim nigdy nic nie było pewne.
–
Zmieniłeś się – zakomunikował. – Skąd w tobie tyle odwagi, aby tak do mnie
mówić?
Czarny
kolczyk nagle wydawał się przyciągać wzrok, gdy ten poruszył głową, eksponując
go celowo.
–
Bo się nie boję, Pett. Ciebie nie można.
–
Ach tak? – Uniósł zaskoczony brwi, a coś w jego oczach nagle przejaśniało.
Ułamek
sekundy wystarczył, abym dostrzegł w nich coś innego. Czyste letnie niebo,
pogodę ducha i chęć wiary w to, co miało się podziać. A potem nagle widok
nakryła warstwa szronu, którą znałem. Stał się na nowo obojętny.
–
Możesz niszczyć mnie, ale nie pozwolę ich, rozumiesz?
Poderwał
się do przodu, hamując twarzą centymetry od mojej. Mimo to nie cofnąłem się, bo
jego palce ujęły mnie pod brodę. Miałem przed sobą zbyt intensywny chłód, ale o
dziwo mnie nie ranił.
–
Nigdy bym cię nie zniszczył, Revo. Obiecuję.
Odsunął
się. Wiedziałem, że obiecywał mi nie moje bezpieczeństwo, a to, o co go
prosiłem. Słyszałem zmianę tonu, który idealnie sugerował, że właśnie o to mu
chodziło. Powróciłem na fotel, odblokowując drzwi. Petter skorzystał z okazji i
wyszedł, zanim znów musiałby mi coś przyrzekać. Zanim sam poszedłem w jego
ślad, ciepła dłoń Olaia odnalazła moją. Spojrzałem na niego zaintrygowany.
–
Do mnie nigdy tak nie mówił – wyznał, na co przeszedł mnie dreszcz. Musiał go
wyczuć, więc zerknął najpewniej na naszego towarzysza za szybą po mojej lewej.
– Mnie zawsze zmuszał, ze mną zawsze walczył. A ty – powrócił oczami do moich –
jesteś dla niego zbyt cenny, aby się tak z tobą obchodzić. Co w tobie widzi lub
co o tobie wie?
To
nie było pytanie, na które chciał odpowiedzi ode mnie, bo doskonale wiedział,
że jej nie posiadałem.
Petter
traktował mnie inaczej. Nie groził mi, bawił się ze mną, nie mną. Był przy
mnie, nie za mną. Myliłem się, nazywając go swoim cieniem. Bez Hectora to on
świecił najjaśniej, to on skupiał na sobie uwagę. A ja chyba powoli rozumiałem,
o co mu w tym chodziło.
Zacisnąłem
dłoń, która wciąż tkwiła w tej Olaia, dając w ten sposób znać, że to nie miało
znaczenia. Ważne było, aby blondyn nie przesadził i te święta nie były przez
niego doszczętnie zniszczone.
Wysiedliśmy
z chłopakiem, podchodząc – póki co bez bagaży – do stojącego przy schodkach
prowadzących na werandę Pettera. Chuchał sobie w palce, nie poświęcając nam
nawet krótkiego spojrzenia. Ciągle miałem przed oczami to, na co wpadłem chwilę
temu i ani trochę mi się nie podobało, że stawiał moje dobro przed swoim.
Zupełnie
jak ty nasze. Jakie to uczucie, gwiazdo?
Koszmarne,
Anja. Koszmarne.
–
Gotowi? – spytałem bez sensu, bo jeden mi nie odpowiedział, a drugi tylko
spojrzał, jakby wolał nie udzielać szczerej odpowiedzi.
Zapukałem
w drzwi, czekając na jakąś oznakę życie w dźwiękach za nimi, ale odpowiedziała
mi cisza. Nie trwała ona długo, bo gdy tylko usłyszałem głośne tupanie,
sugerujące bieg, od razu wiedziałem, kto zmierzał nam na spotkanie. Drzwi
otworzy się na oścież, ukazując nam rumianą Anję w czerwonym golfie na długi
rękaw, rozpuszczonymi włosami, które chyba trzymała w warkoczu, bo spływały jej
falami na plecy, i w bardzo ciasnych dżinsach na dupsku. Uśmiechnąłem się
szeroko, rozstawiając ramiona, w które wpadła bez chwili wahania.
–
Gwiazdo! Kurwa, jak ja tęskniłam!
–
Ja za tobą też! – wykrzyknąłem, śmiejąc się wraz z nią.
To
był jak głęboki oddech po długim wstrzymywaniu powietrza. Powiew zapachu
pierników, które musiała zajadać, jej melodyjny głos, jej silne ramiona. To
była Anja, jaką znałem. Ona się nie zmieniła, to wciąż ta sama dziewczyna.
Zeskoczyła za mnie, przyglądając się uważnie mojej twarzy i nie puszczając przy
okazji dłoni.
–
Nie, to jednak nie filtr. Jesteś przystojniejszy, niż zapamiętałam. Co to
pedalstwo z tobą robi?
–
To, co z każdym szanującym się pedałem, Angel.
Dziewczyna
szybko odwróciła głowę w prawo, dopiero dostrzegając Pettera, który zbyt
uprzejmie się uśmiechał jak na moje. Wystawił swoje ramiona, jakby też
oczekiwał ciepłego powitania, a przecież...
–
Jezu Chryste, wszyscy święci! Jaki ty jesteś piękny na żywo! – Szybko mnie
opuściła i przytuliła się wyjątkowo mocno do blondyna, od którego była wyższa.
– Masz rację, to moc pedałów.
–
Seks z facetem dobrze robi facetom – wyjawił, poklepując ją po plecach, aż ta
się odsunęła na długość ramion. – Próbowałaś namówić swojego na trójkąt?
–
Daj spokój. – Machnęła zirytowana dłonią. – Gdy tylko zaczęłam temat,
stwierdził, że muszę żartować.
–
Mogę go naprostować – zasugerował, chowając dłonie w czarnym płaszczu, gdy Anja
zaraz stanęła obok niego, objęła i położyła głowę na jego ramieniu.
–
Kochany jesteś, ale wolę, żeby ode mnie nie uciekał.
–
Jak ucieknie, to przywlokę go z powrotem.
Nie
wątpiłem w tę groźbę, chociaż Anja zapewne tak. A mimo to oboje się szeroko
uśmiechali, śmiali, jakby nie rozmawiali po raz pierwszy. Okej, na pewno nie
był to pierwszy, bo przecież już wcześniej doszły mnie słuchy o ich licznych
wiadomościach tekstowych i głosowych, ale nie mogłem dać wiary do tego
spotkania. Dopiero słysząc szczerość i prawdziwą radość w głosie, rozumiałem,
że to nie mrzonka. Anja i Pett się dogadywali, nie było między nimi dystansu.
Czy to powinno dziwić? Nie. Anja taka właśnie była; otwarta na każdego. Jeśli
mój towarzysz miał dar, który polegał na prześwietlaniu ludzi niczym Zoe, to
musiał również dostrzec tę cechę u blondynki. To ogromne serce i delikatną
powłokę, która je osłaniała.
–
O kuźwa, gdzie maniery? – Skoczyła przede mnie, chrząkając w pięść i patrząc na
Olaia z surowością. Udawaną warto nadmienić. – Jestem Anja, ta wytrwalsza
przyjaciółka Remiego, a co za tym idzie, ta, która życzy mu najlepiej. Więc –
zmierzyła go oceniająco – z przyjemnością stwierdzam, że przechodzisz test na
bycie odpowiednim dla niego.
–
Dlaczego miałbym cię słuchać, gdyby go nie przeszedł? – wtrąciłem z
rozbawieniem.
–
To niemożliwe, przecież też jest przystojny – zakomunikowała, puszczając mu
oczko, na co ten uniósł podejrzliwie brew. – Wszyscy w domu wiedzą o twoim
problemie z bliskością, więc będą się wybitnie pilnować. W innych
okolicznościach przywitałabym cię tak jak ich, ale szanuję wolę.
–
Dzięki – zająknął się ze wstydem, który chyba tylko ja dostrzegłem.
–
Do usług. Chodźcie, bo zimno mnie zaraz rozkurwi!
–
Anja! – warknęła z wnętrza domu ciocia Ida.
–
Nic nie słyszałaś! – odkrzyknęła jej, wchodząc do środka, a my za nią.
Pett
był dziarski, kroczył jak po swoim, natomiast Olai wydawał się dalej poruszony
czyjąś troską i przejęciem. Komu jak komu, Anji ufałem i wierzyłem, skoro
obiecała mu, że będzie bezpieczny, to tak musiało po prostu być. Mógł potem
mnie zbesztać, że wyjawiłem jego sekret, ale to nie miało znaczenia. Ważne
było, aby czuł się jak najlepiej w obcym miejscu. Cóż, nie mogłem tego samego
życzyć blondynowi, który bez wahania zdjął płaszcz, odwiesił go i szedł za
Anją, dyskutując z nią o rzeczach, których mi nie mówili. Uśmiechali się jedno
do drugiego. Tak więc wprowadzenie rudzielca to był mój problem i obowiązek.
Rozebraliśmy
się z naszych odzień wierzchnich, zzuliśmy buty, aby nie bałaganić i nie
roznosić zarazków. Chwyciłem go za dłoń, dodając w ten sposób pewności.
Poszliśmy za parką z przodu, która zaprowadziła nas prosto do salonu, gdzie
ciocia jadła jabłecznik skulona z kocem na fotelu blisko wyjścia; wujek
pokazywał coś Castorowi w dokumentacji. Jedynie Ariana brakowało, co
dostrzegłem dopiero po chwilowym rozejrzeniu się.
Ciocia
szybko odstawiła talerzyk, odrzuciła koc i podskoczyła na jednej nodze – drugą
mając zaplątaną w materiale – do mojej osoby, Przytuliła mnie jak zawsze
serdecznie, budząc stado motyli w moim wnętrzu. To... to nie było powitanie,
jakiego oczekiwałem. Dlatego stałem jak kołek, zamiast się odwdzięczyć.
–
Witaj, Remi. Wesołych świąt!
–
Ida, daj chłopakowi porządnie się rozgościć – skarcił żonę, chociaż w głosie
czaiło się rozbawienie.
–
Ty zajmij się zięciem, ja zajmę synem.
Olai
puścił moją dłonią. Wyczułem w tym swego rodzaju przyzwolenie, abym objął
ciocię, więc to też uczyniłem, bo chyba na to czekała. Gdy tylko dłonie
dotknęły jej ciepłych pleców, wzmocniła uścisk.
–
Pogodzicie się – szepnęła tak cicho, że tylko ja mogłem to usłyszeć. Spiąłem
się. – Będzie dobrze.
Nie
mogłem płakać, nie przy tylu ludziach w pomieszczeniu, ale trudno było
pohamować szklenie oczu, więc tylko mogłem ukryć je w zakłębieniu między jej
ramieniem a szyją. Potarła moje plecy w uspakajającym geście.
–
Pett, poznaj Castora. Skarbie, poznaj mojego nowego brata z wyboru.
Zamrugałem
gwałtownie, odsuwając się od cioci, chcąc szybko przerwać tę więź, która mnie
rozczulała i sprawiała, że czułem się słaby. Żałosny. Ida popatrzyła mi w oczy.
Starałem doszukać się w jej przygany, rozczarowania, ale gościł tam tylko
smutek. Nie była mną obrzydzona, jak spodziewałem się, że będzie. Anja chyba
ich dobrze przygotowała. Zupełnie jak celowo zwróciła uwagę wszystkich na
Pettera, aby czasem nie wpędzać mnie w poczucie osaczenia, zwłaszcza gdybym
naprawdę się poryczał. Kochałem tę dziewczynę. Nad jej ramieniem dostrzegłem
sylwetkę Castora, jak zwykłe rosłą i barczystą, gdy akurat wstawał, chcąc podać
dłoń blondynowi. Ten z kolei mierzył chłopaka, jakby był robakiem niegodnym
ręki Anji. Parsknąłem z absurdu tej sytuacji.
–
Pett, obiecałeś – przypomniałem mu ze śmiechem po norwesku.
Odwrócił
na mnie tylko delikatnie głowę, posyłając najbardziej sztuczny uśmiech, jaki
miał w arsenale.
–
Oczywiście, Revo. Jestem przecież kochanym bratem Anji i po prostu badam, czy
nadaje się dla niej, tak jak ona badała Olaia. Źle czynię?
Popatrzył
na blondynkę, a ta tylko jeszcze bardziej się uradowała.
–
Myślisz, że się nada na to? – wyszeptała konspiracyjnie, pochylona
nad blondynem. Ten znów zerknął na Castora.
–
Niestety nie – wyznał z apatycznym smutkiem.
Anja
parsknęła, całując szybko swojego chłopaka w policzek, aby nie czuł się
odepchnięty z powodu rozmowy odbytej w obcym dla niego języku. Z jakiegoś
powodu wierzyłem, że pytała o trójkąt, nie o pasowanie do związku
monogamistycznego.
Po
tej dziwnej wymianie zdań, która zrozumiała była tylko dla wybranych, pozwoliłem
sobie przedstawić Olaia, który słowami przywitał się kulturalnie z każdym. Nikt
nie wymagał od niego uścisku dłoni czy przytulenia. Naprawdę starali się
trzymać dystans dla jego komfortu lub własnego bezpieczeństwa. Nie sprawiali
wrażenia zlęknionych, wręcz przeciwnie, Ida ciągle o coś zagadywała, jedynie
Claus wolał swoje obserwacje. Rozumiałem go, dyskusje prowadził tylko w wąskim
gronie.
Pett
przy Anji był zupełnie innym sobą, niż go znaliśmy. Wymowne spojrzenie Olaia
utwierdzało mnie w tym przekonaniu, on też go takim nie widywał. Roześmianym,
gadatliwym, niesyczącym na kogoś bez powodu.
Po
przełamaniu pierwszych barier poszedłem z Olaiem po nasze bagaże. Nasz
towarzysz nawet nie zwracał na nas uwagi, tak był pochłonięty swoją nową
przyjaciółką. Powinienem czuć się zazdrosny, ale w sumie to mnie cieszyło. Ten
spokój. Przystań, do której mogłem przybić, gdyby sprawy nie poszły po mojej myśli.
Z tej euforii przytuliłem się do swojego chłopaka, a ten nie protestował. Nawet
się nie wzdrygnął, chociaż dawniej taki miał nawyk.
–
Jak się czujesz? – spytał, czekając spokojnie w miejscu.
–
Było ciężko, ale w ten pozytywny sposób.
–
Wiesz, Anja, ona... – zawahał się. – Przypomina mi pewną kobietę.
–
Tak? Jaką?
Puściłem
go, przechodząc naprzód, aby widzieć jego twarz. Głos zdradzał mi, że ta osoba
była dla niego ważna, bo dziwnie otulał słowa pierzyną ciepła i szacunku. A to
nie częste zjawisko u niego.
–
Pewną matkę z Francji – wyjawił, unosząc w rozmyśleniu kącik ust. – Matkę,
która była surowa dla swego syna, ale kochała go i gdy już przestawała być
okrutna, pokazywała swoją dobrą stronę.
–
Co się z nią stało?
–
Zmarła. Jak jej syn.
–
Szanujesz ją bardziej od własnej matki?
Uniósł
wzrok do moich oczu, przez co nie musiał nic więcej mówić. Może czasy, gdy
mieszkał we Francji, dały mu więcej wspomnień z obcymi niż własną rodziną. Nic
dziwnego, w końcu rodzice Anji byli mi bliscy, podobnie jak mój ojciec był
bliski dla niej. Dlatego Ida i Claus nie obrażali się, gdy ona lub ja mówiliśmy
o sobie jako prawdziwym rodzeństwie, bo to zawsze ich rozczulało. Mój ojciec
równie szybko to zaakceptował. Bez dwóch zdań Olai mógł mieć podobnie.
Wróciliśmy
milczący do domu z pakunkami. Nie było nic więcej do dodania, bo to mogło tylko
zaburzyć idealny rytm naszych niemych wypowiedzi. On przyznał się, że swoich
rodziców nie traktuje w odpowiedni sposób, a ja go rozumiałem.
Przekroczyliśmy
próg, zamknęliśmy za sobą drzwi, a ja prawie się potknąłem o własne nogi i
gdyby nie chwyt Olaia, wyrżnąłbym na panele. Zanim zdążyłem go dopytać, czy też
to słyszał, z pomieszczenia obok wyszła Anja z Petterem. Nic nadzwyczajnego, od
godzin ich razem widziałem, ale chwila w odosobnieniu sprawiła, że widok
śmiejącego się blondyna... szczerości tego czynu, wytrąciła mnie z równowagi.
Był radosny, szczerze radosny. Żadnej apatii, żadnego znudzenia, udawania,
furii. W tej chwili malował mi się jak dwudziestolatek, którym przecież był.
Jego rysy twarzy złagodniały, oczy iskrzyły podejrzaną mieszanką spokoju i
szczęścia, głos... wreszcie coś zawierał.
Petter
miał emocje. Miał taką stronę siebie, która coś wyrażała.
Nie
wiem, ile stałem osłupiały, ale dopiero jego palce ściskające moje policzki jak
jakiemuś dziecku, sprowadziły mnie do ciała.
–
Revo, bo się zmartwię jeszcze.
Poklepał
mnie, odchodząc krok w tył. Anja patrzyła to na mnie, to na nowego brata i nie
bardzo wiedziała, czy powinna się wtrącać.
–
To ja powinienem się martwić. Olai, musimy znaleźć mu psychiatrę.
–
Zdecydowanie – powiedział z nieudawanym wstrętem. – Petter z takim uśmiechem
jest tysiąc razy bardziej wkurwiający. Ja nie wytrzymam w tej atmosferze do
Nowego Roku.
–
Ja też – przyznałem szczerze. – Anja, my pójdziemy do pokoju, a ty zajmij się
nowym przyjacielem.
–
Chyba nie jesteś zazdrosny, gwiazdo? – spytała podejrzliwie, podchodząc bliżej.
– Wiesz, że jesteś na górze listy, prawda?
–
To nie ciebie ma dość, tylko jego – wtrącił dość śmiało Olai, wymijając mnie i
idąc do naszego pokoju.
–
Olai, ściany mają uszy – mówił za nim – więc proszę o ciszę w nocy.
–
Jak będę chciał kogoś udusić, to przyjdę do ciebie.
Zwariowałem.
Ewidentnie zwariowałem. Petter nagle się przy mnie stał wyrazisty, a Olai
żartował z duszenia. Prawdziwego! Ukryta kamera, zmowa dwóch szatanów albo
postradanie zmysłów: jedno z tych trzech było pewne.
–
Lubię go – stwierdziła flirciarsko. – Jest lepszy od Dana.
–
Anja! – jęknąłem, na co ta szturchnęła mnie łokciem.
–
No co? Dan od początku mnie wnerwił, a tu proszę, Olai jest błyskotliwy i taki
powściągliwy.
–
Nie chciałabyś, aby był inny. Revo z tego powodu ma ciekawe życie seksualne –
dopowiedział wyzywająco Pett, więc spiorunowałem go wzrokiem. – Och, nie dziw
się. Ja piętro wyżej a słyszę wasze podboje seksualne.
–
Idź się lecz.
–
Tylko z tobą, razem raźniej.
Komentarze
Prześlij komentarz