Believe it Cz.45


Ciekawe jak to działa

|Anja|

Gwiżdżąc sobie pod nosem, dziewczyna szykowała się do wyjścia z domu. Castor był w Norwegii dopiero od paru dni, ale i tak nie mieli zbyt wielu okazji, żeby wspólnie pozwiedzać, a co jak co, dziewczyna miała kilka ulubionych miejsc, którymi musiała się pochwalić. Chłopak był dla niej zaskakująco dopasowany, chociaż zawsze sądziła, że da się usidlić w ten poważniejszy sposób dopiero po studiach, gdy będzie miała pracę i jakąś stabilizacje. Plany się pokrzyżowały, gdy wyjechała w wakacje do mamy Remiego i tam poznała tego seksownego Anglika. Teraz nie wyobrażała sobie, aby go nie było, tak wiele przegadali nocek, tak wiele mieli wspólnego.

Cieszyła się też, że jej rodzice tak łatwo przyjęli go pod swój dach na święta i pozwolili poznać. Oboje znali język angielski na lepszym poziomie niż ich córka, ale i ta podciągnęła się z niego, gdy tylko Castor przytłaczał ją długimi wypowiedziami, z których wyłapywała tylko ogólny sens. W końcu i ona mogła się pochwalić jako tako płynnością w mówieniu i rozumieniu.

Była z siebie dumna.

– Kochanie, Petter idzie z wami? – zagadnęła ją mama, wchodząc do pokoju nastolatki.

Blondynka odwróciła się do Idy i zastanowiła chwilę nad odpowiedzią. Oczywiście, że chciała zabrać Petta, ale ten był dziwnie nieobecny od samego rana. Nie zachowywał się tak, jak poprzedniego dnia, gdzie nie zwracali uwagi na nikogo oprócz siebie, wymieniając się pikantnymi szczegółami własnych żyć i żartując na mniej zobowiązujące tematy. Tak więc trochę jej brakowało tamtego Pettera, ale pamiętała słowa przyjaciół.

Pett był dziwny.

Remi nie chciał za bardzo zostawiać go samego, ale ostatecznie wyjechał ze swoich partnerem, a blondynka czuła, jakby to właśnie ta dwójka była sednem problemu gościa w ich domu.

– A gdzie jest? – spytała zamiast tego.

– Ostatni raz widziałam go w pokoju, gdy chciałam się spytać, czy będzie z nami wieczorem oglądał film.

– Proponowałaś mu film? – zdziwiła się, odrzucając swoje ulubione dżinsy na oparcie krzesła. Zabrała się za zdejmowanie luźnych dresów.

– A co? Miałam pozwolić mu siedzieć w samotności? – zironizowała, karcąc w ten sposób głupotę własnej córki. – Jest naszym gościem, zgodziliśmy się zapewnić mu dobre warunki na czas świąt.

– Dobra już, co odpowiedział?

Zwinęła swoje dresy niedbale w kule i cisnęła je w głąb szafy. Syk Idy rozniósł się po pokoju, ale córka ją zignorowała, czekając na odpowiedź i wciągając w tym czasie dżinsy na nogi.

– Że dziękuje za propozycje, ale chyba woli się przejść. Pomyślałam, że idzie z wami.

– Może idzie – odparła nieco skonsternowana. – Nie zabronię mu, w końcu Castor i ja nie idziemy na randkę, tylko zwiedzać miasteczko.

– Dobrze. Pamiętaj, to przede wszystkim twój gość, Anja. Nie oczekuj od nas, że będziemy mu serwować cały tydzień zabawy z nami, bo...

– Wiem! – krzyknęła, prostując się i przeglądając w lustrze. – Zaraz do niego wejdę, ale daj się ubrać.

Pokręciła głową, ale niczego nie dodała. Wyszła za to z pomieszczenia, zostawiając córkę samą. Gdy ta uznała, że wygląda znośnie i z pewnością nie zmarznie, chwyciła jeszcze swój telefon i bluzę, ruszając do pokoju blondyna. Miał spać z jej młodszym bratem, ale nagle stwierdził, że woli pilnować Olaia i Remiego. Nie dyskutowała z tym, bo wiedziała, że mimo wszystko tę dwójkę znał dłużej niż ją czy tego przygłupiego Ariana.

Weszła do pomieszczenia bez pukania, ona nigdy nie uprzedzała swojego nadejścia. Każdy musiał być na nią gotów. Petter był, siedząc w rogu kanapy z kapturem na głowie i nosem w telefonie. Wyglądał jak młody kryminalista.

Kochała jego osobę.

– Zbieraj się, idziemy na spacer – zadecydowała, naciągając już bluzę przez głowę. – Będziemy zwiedzać, bo mam wam sporo do pokazania dzielnicy.

– Castor nie jest gotów na trójkąt, Angel – zakomunikował bez emocji, powracając oczami do ekranu. Prawie się zirytowała. Prawie.

– Ja jestem zainteresowana spacerem z przyjaciółmi, a nie seksem. Wstawaj z dupą.

Podeszła do niego i kopnęła delikatnie odzianą w skarpetkę stopą w jego piszczel. Popatrzył na swoją nogę, a potem uniósł brew.

– Angel...

– Pokażę ci dom Remiego.

Takiej szybkości wstania nie widziała nawet u własnego brata, gdy przekupowała go pieniędzmi. Petter tymczasem stał na równych nogach, przeciągnął się jak kot i uśmiechnął do blondynki zwycięsko.

– Jesteś strasznie przewidywalny.

– Nie proś o zaskoczenie, bo możesz potem żałować.

– Nie strasz, nie strasz, bo się zesrasz. Pett, idziemy.

Parsknął śmiechem, nie będąc ani trochę zaskoczonym jej słowami. Zeszli razem na parter, zastając Castora pałaszującego śniadanie przy Idzie, która miała fobię czystości i właśnie trzeci raz w ciągu doby szukała brudu tam, gdzie go na pewno nie było.

– Kochanie, idziemy?

Anja doskoczyła do ukochanego i pocałowała go w policzek, uwieszając się nieco na nim.

– Pozwolisz, że dokończę? – spytał, wskazując na talerz.

– Jak płacisz za gorącą czekoladę. – Chłopak ze śmiechem się zgodził. – Najlepszy mój.

– Może on nie rozumie po norwesku, ale ja po angielsku tak i uważam, że jesteś bardzo przebiegłą, córko – zakomunikowała jej mama, patrząc na to wszystko przez ramię.

– Dobra, cicho. – Anja wywróciła oczami, puszczając Castora i siadając obok niego. Pokiwała na blondyna, by też dołączył i się dosiadł, bo chwilę to zajmie. Niechętnie podszedł, ale nie usiadł. – Mamo, jakieś wieści od cioci Lindy?

– Nie, ale brak wieści to dobre wieści – odparła wymijająco, zasmucając córkę.

– Olai jest miły, na pewno go polubią – pocieszała sama siebie, podczas gdy Castor zaprzestał przeżuwania i spojrzał na nią kątem oka. – No co?

– Mówiłaś, że miewa napady agresji.

– I co? – fuknęła zirytowana. – Przecież się leczy.

– A wziął swoje leki rano? – Przełknął jedzenie i czekał dłuższą chwilę, aż dostanie odpowiedź.

– Nie wiem... przecież to nie moja sprawa.

– Och – mruknął Petter.

Gdy blondynka na niego spojrzała, dostrzegła małe zaskoczenie, które ani trochę się jej nie podobało. Co miała jednak zrobić? Jeśli zadałaby nieostrożne pytanie, mogłaby zmartwić Castora, a co najgorsze, samą Idę.

Temat został zakończony, bo nikt nie miał dodatkowych pytań, ani nie chciał na siłę psuć atmosfery i zacząć obawiać się nowego lokatora na czas świąt.

Castor skończył posiłek, a Ida z ogromną satysfakcją wzięła od niego niemal siłą brudne naczynia i pognała ich z kuchni. To rozbawiło parę, ale na pewno nie wywarło wrażenia na blondynie, który bez słowa włożył swój płaszcz i buty. Podczas gdy Anja ćwierkała wesoło i opowiadała o wspomnieniach z różnych miejsc, które mijali, Petter szedł jak ich cień za nimi w absolutnej ciszy. Łatwo więc para zapomniała, że nie szli sami.

Przypomnieli sobie dopiero przy przecznicy, na której mieszkał Remi. Blondynka od razu poczuła się zażenowana, gdy odwróciła się do Petta, który rozglądał się na boki i nie wyglądał na ani trochę zainteresowanego tym, co działo się na tym spacerze.

– Petter, tutaj mieszka Remi! – krzyknęła szybko, odskakując od swojego chłopaka. – Obiecałam, że pokażę ci jego dom.

Odwrócił spojrzenie na nią, otwierał usta, ale wtedy jego telefon wydał mu się ciekawszy, więc uniósł dłoń z nim do swojej twarzy i skrzywił się nieznacznie.

– Coś nie tak?

– Ależ nic. To tylko robak, który wypełzł na powierzchnie i stara się mnie zwabić w pułapkę.

– Co?

Schował urządzenie do kieszeni płaszcza, ale wciąż wyglądał, jakby miał chęć jednak nim rzucić. Zgrywał pozory i Anja doskonale o tym wiedziała.

– Pokaż mi, Angel, gdzie mieszka nasz mały masochista.

Pokazała. Dom bez ozdób świątecznych, bez auta Rubena na podjeździe prezentował się smutno i odpychająco wręcz. Castor oszczędził komentowania tego faktu, ale Pett nie.

– Cóż za przygnębiająca chata.

– Nikogo nie ma w środku, czego oczekujesz? – spytał Castor. Anja dziękowała, że Pett bez problemu rozmawiał po angielsku, a ona nie musiała bawić się w tłumacza.

– Masz rację.

Anja nie mogła oprzeć się dziwnemu wrażeniu, które chciała szybko sprawdzić, więc skierowała ich do otwartej kawiarni, gdzie Castor miał kupić dla niej obiecają gorącą czekoladę, a ona chciała w tym czasie porozmawiać z nowym przyjacielem. Uprzedziła swojego chłopaka, aby postał przy barze i poczekał za zamówieniem, a on chyba zaczynał łączyć kropki: przynajmniej na tyle, że zorientował się o nadchodzącej rozmowie. Pozostała dwójka usiadła na chwilę przy wolnym stoliku, chociaż Pett nie wydawał się zainteresowany. Znowu, pomyślała.

– Mogę zadać ci niedyskretne pytanie? – zaryzykowała, przykuwając uwagę. Zamrugał raz, drugi, aż w końcu skinął. – Dlaczego pomagasz Olaiowi z Remim, skoro sam jesteś nim zainteresowany?

– Zainteresowany – powtórzył głucho. – Którym?

– Remim oczywiście. Nie kręci cię? Najpierw chcesz zdjęcie jego penisa, potem pakujesz się z nim na wycieczkę. Słyszałam wiele innych sytuacji, gdy byłeś blisko niego. Pomyślałam...

– Angel, nie myśl za dużo – polecił jej z dziwną uwagą i uśmiechem. – Remi... jest ciekawym człowiekiem.

– Czyli ci się podoba.

– Bo jest ciekawy? – Uniósł brew. – Och, nie wiem. Olai jest ciekawszy. Uważam, że jego wnętrze wypełnione jest wieczną burzą i sztormem. A Remiego wypełnia cała harmonia.

– Co? – Skrzywiła się, bo nie miała pojęcia, w co tym razem się z nią bawił. Brzmiał dla niej jak Zoe, która też lubiła pleść takie filozoficzne przemówienia.

– Jak mam to określić? – zadumał się, odpychając od oparcia i opierając przedramiona na stoliku. – Przyjmijmy, że ludzie są jednego koloru. Na przykład mordercy czerwonego. – Skinęła, chociaż czuła, że robi sobie z niej jaja. – A więc gdy większość barw ludzkich jest nieinteresująca, wyblakła, Remiego skrzy się na złoto.

– Aha, a Olaia?

– Jego... – zawahał się, uśmiechając zaraz bez przekonania, jakby rozmawiał z głupiutkim dzieckiem. – Jego jest ciekawsza.

– Pieprzysz jak Zoe – jęknęła sfrustrowana i naburmuszona. – Ona też czasem wali takimi tekstami, jakby potrafiła zbadać kogoś od środka samymi oczami.

– Angel, jest wiele rzeczy, których nie zrozumiemy. Revo i moja sympatia do niego sięga zupełnie innego rodzaju, niż tobie się wydaje. On pasuje do Olaia, a Olai pasuje do niego. Zdradzę ci, czemu; Olai nigdy nie będzie musiał martwić się chorobą w tej relacji.

– Jak to?

– Revo jest odporny na Olaia.

Nic z tego nie rozumiała. Ani z tych filozoficznych gadek, ani z prostych słów. Odporność na Olaia. Petter musiał stroić sobie z niej żarty i tak też to potraktowała, więc zdzieliła go w ramie, na co zaśmiał się, utwierdzając ją w jej przekonaniach.

– Idiota i tyle.

Nie zaprzątając sobie dłużej głowy tym tematem, po prostu wyszli z kawiarni z ciepłymi napojami. Tym razem bardziej zwracali uwagę na Pettera, ale za to on średnio się w rozmowy angażował. Popijał napar, rozglądał się uważnie, a od czasu do czasu sprawdzał coś w telefonie. Anja mogła się założyć, że wyczekiwał wiadomości od dwójki chłopaków, co nawet ją rozczulało.

– Dan chciałby kiedyś odwiedzić Norwegię, więc może następnym razem przyjedziemy we trójkę – zakomunikował Castor, skupiając na sobie uwagę Pettera pierwszy raz tak poważniej.

– Och? Były Revo, czy mi się przesłyszało? – spytał płynnie i z niesamowicie ładnym akcentem po angielsku.

– Tak. Opowiadał ci o nim?

Byli coraz bliżej domu dziewczyny, a ciemność na niebie nieprzyjemnie przyniosła ze sobą też spadek temperatury. Mogła przysiąc, że wolałaby po stokroć śnieg niż wilgoć i przymrozek. Opatuliła się szczelnie swoją puchową kurtką, dłonie chowając pod pachami. Nawet nie chciała przerywać ich pierwszej bardziej treściwej wymiany zdań.

– Coś napomknął.

Kłamał i Anja chciała parsknąć, ale się pohamowała. Doskonale wiedziała, że Petter tę – jak i wiele innych – informację posiadł na własny sposób. Na przykład kradnąc telefon lub przeglądając profil przyjaciela. Już sobie wyobrażała, jak Remi opowiadał o Danie komuś innemu, oczywiście, bo jeszcze by w to uwierzyła.

– Przyjaźnią się, więc Remi na pewno pierwszy się dowie, gdy będziemy mieli przylecieć – kontynuował niewzruszony Castor. Czasami jego ślepota rozbrajała blondynkę.

– I pomyśleć, że gnoiłeś Dana z Remim na wyspie – powiedziała, nie wytrzymując ciszy. Nie była stworzona do milczenia.

– Stare dzieje. – Pociągnął nosem, szurając denerwująco stopą o płyty chodnikowe. Wstydził się swojego zachowania, chociaż nie bardzo lubił to okazywać. – Dan to moja rodzina.

– Och, wierz mi, Store, że rodzina nie oznacza zawsze uległości.

– Store? – Spojrzał na niego nieco skonsternowany. – Co? Dlaczego?

Petter patrzył wymownie na blondynkę, która zbyła to wzruszeniem ramion. Ona zdążyła przywyknąć, gdy od początku znajomości nazywał ją Angel, a po usłyszeniu, jak zwracał się do chociażby Remiego, wiedziała, że taki miał swój spaczony nawyk. Ona też lubiła nadawać ksywki innym, ale Pett to przebijał ją w tej dziedzinie.

– Castorowi chodziło o to, że zrozumiał swój błąd i teraz wspiera kuzyna – wyjaśniła za chłopaka, patrząc na niego z czułością, na co ten się uśmiechał.

– Pozazdrościć – powiedział blondyn, wzdychając.

Wiedziała, że w tym słowie wcale nie kryła się prawdziwa zazdrość. Petter po prostu skapitulował, nie chcąc prowadzić tej rozmowy dalej, bo on miał już utarte zdanie i wcale nie podzielał ekscytacji i wspierania bliskich. Nawet w chwili, gdy mieszkał pod dachem jednej z bardziej wyrozumiałych.

– Dobra, dość. Przyspieszamy i wracamy, bo mi dupa odmarznie – jęknęła, biorąc susa do przodu. – A odmrożona dupa to zła Anja, także...

– Słyszałeś? – spytał sarkastycznie blondyn. – Będziesz musiał ją rozgrzać.

– To jakieś wyzwanie?

– Panowie, słyszę was!

Powrócili więc najszybciej, jak mogli do domu. Tam czekała na nich już ciepła potrawka warzywna, więc parze pociekła ślinka od samego progu. Petter za to zaszył się w pokoju, co tylko przez chwilę wadziło blondynce, bo smaczny obiad skutecznie ją odciągał od zmuszania chłopaka do czegokolwiek więcej tego dnia.

Zbiegła na dół już przebrana w puchowy golf w odcieniu beżu i jej ulubione znoszone czarne dresy. Castor tylko zaśmiał się na tę niemodną wersję swojej dziewczyny, ale bardzo kochał tę jej szczerą stronę. Nie udawała, nic nie zakrywała. Potrafiła mlaskać, przeklinać i wyglądać jak „worek kartofli w piwnicy", ale jemu to imponowało. Mało która dziewczyna tak potrafiła.

– Petter nie zje? – spytał Claus, nakładając sobie wypieki z dnia poprzedniego. Małżeństwo było już po obiedzie, więc chcieli tylko dotrzymać towarzystwa przy stole i podpytać o miniony dzień.

– Pewnie gada z chłopakami – odparła Anja z pełnymi ustami, za co dostała karcący wzrok matki. Zignorowała to, grzebiąc widelcem w jedzeniu. – Nie odzywali się do nas cały dzień.

– Linda pisała – odparła Ida, biorąc łyk kawy i opierając się wygodnie o brzeg stołu. Anja niemal dostała czkawki na te słowa. – Jedz spokojnie, już mówię. Pisała z godzinę temu? – Popatrzyła na męża, a ten skinął głową. – Że chłopcy zostają na noc, a Olai to całkiem interesujący przypadek.

– Przypadek? – zaśmiał się Castor. Anja zdzieliła go pod stołem, więc się szybko opanował.

– Tak. Tak to ujęła – potwierdziła, kreśląc koła na brzegach kubka. – Remi pogodził się z tatą, ale podobno pojawił się zgrzyt między nim a Olaiem.

– Co to, kurwa, znaczy zgrzyt? – warknęła, odkładając widelec.

Claus uśmiechnął się lekko, gdy jej mama prawie zamachnęła się i zdzieliła córkę. Powstrzymała ją przed tym chyba tylko zastawa i odległość. Na pewno nie gość.

– Najwidoczniej liczył, że rodzice przekonają Remiego, aby ten z nim zerwał – powiedział Claus, aby załagodzić spór kobiet. – Dziwna z nich para, trzeba to przyznać.

– Pasują do siebie – odparła pewnym siebie głosem, prostując także plecy. Jej rodzice spojrzeli po sobie nieco zaskoczeni, ale nie dali tego po sobie poznać, gdy powrócili wzrokiem do jej oczu. – Olai po prostu nie chce skrzywdzić Remiego, to dobry znak.

Przypomniała sobie słowa Pettera, które wtedy wydały jej się kosmiczne, ale teraz pokładała w nich ogromną wiarę.

Remi był odporny na Olaia. Pasowali do siebie idealnie.

Ich dalszą wymianę zdań przerwał dzwonek do drzwi i dziwne hałasy pod nimi. Ida spojrzała zaskoczona po siedzących, ale każdy wydawał się równie skonsternowany kogo niosło do nich po ósmej wieczorem. Wstała więc, a Anję oblał zimny pot, że jednak chłopcy wrócili i może jeszcze zerwali. Najczarniejszy scenariusz.

Ale wtedy by weszli, pomyślała.

Wstała szybko od stołu i pobiegła za mamą do drzwi, które już stały otworem, witając gości. Nogi nagle zatrzymały ją w miejscu, jakby wmurowały ją w drewniane panele podłogowe. Nie mogła uwierzyć, kogo widziała. Ida za to z przyjemnością witała nowoprzybyłych pocałunkami w policzki i przytulasami, nie dostrzegając nieopodal córki. Pierwszy dostrzegł ją Urlik.

– Anja! – krzyknął, podbiegając do niej i biorąc w ramiona. Okręcił nimi wesoło, więc i jej się trochę to udzieliło, ale tylko trochę. – Przytyłaś? Ważysz więcej.

Puścił ją, a ona w przypływie impulsu uderzyła go ramię. Był taki radosny, dokładnie taki, jakim go zapamiętała z wakacji.

– To grube kości – wyjaśniła.

– Tak se mów.

– Mówić takie słowa kobiecie to hańba, prostaku.

Anja spojrzała na uśmiechniętą Zoe, opatuloną granatowym wełnianym szalem i wciąż w płaszczu i butach. Gdyby nie to, do czego doszło w przeciągu ostatnich miesięcy, może i by się ucieszyła z wizyty Zoe w jej domu, ale niestety, ich znajomość mocno podupadła. Nie nazwałaby tego winą Remiego, ale przyczynił się do tego, to pewne. Niezręcznie było jej teraz stać w tłocznym korytarzyku z mamą patrzącą nieco dziwnie na sytuację, Urlikiem u boku rozbawionym i Zoe, która chyba wyczuwała doskonale wszystko. Ona zawsze wiedziała więcej o sytuacji.

Uśmiechnęła się nagle smutno i zerknęła na wejście do kuchni. Anja zrobiła to samo.

– Hej – przywitał się Castor po angielsku.

– O, hej – speszył się Urlik. – Sorry, zapomniałem, że miałeś wpaść na święta. Nie kupiłem prezentu...

– No co ty, ja też przecież nic nie mam – pospieszył z wyczuwalnym rozbawieniem. – Bez stresu.

– Dobrze, rozbierzcie się i chodźcie do salonu. Pogadajcie sobie, a ja zrobię wam herbaty – zarządziła Ida, ściskając ramię Zoe, która niemrawo się uśmiechnęła w podzięce.

Rodzice nastolatki nie wiedzieli, że Zoe nie była już częścią paczki. Nie dla Anji i Remiego. Ta odchrząknęła i poprowadziła ich do pomieszczenia, gdy ci się rozebrali i zdjęli buty. Tak szczęśliwy Urlik był dla niej uroczym widokiem, dlatego nie chciała robić problemów ze względu na niego. No i nie było Remiego ani Olaia, więc ten jeden wieczór mogła poświęcić na podwójne życie. Były w końcu święta, czyż nie?

Zasiedli w czwórkę w ciepłym saloniku. Zoe zajęła fotel, Urlik brzeg kanapy, Anja jej środek a Castor drugi bok. Wszystko byłoby okej, gdyby nie ta dziwna napięta atmosfera. Blondynka z nerwów bawiła się spoconymi dłońmi, rozmasowywała wnętrze aż po koniuszki palców.

– Już macie choinkę – skomentowała Zoe na zagajenie rozmów. Wszyscy spojrzeli na drzewko. – Moi rodzice mają tradycję ostatniego dnia.

– Ta, jak wiesz, u nas nie istnieje – odparła bez emocji.

– A właśnie, mam tu coś dla ciebie od siebie i Zoe, bo trochę kosztowało nas nerwów i czasu.

Urlik wstał i przeszukał kieszeń bluzy, aby zaraz w dłoniach trzymać małe pudełeczko. Brązowe i prostokątne. Anja poczuła się głupio, że była taka uprzedzona, a ci jej przynieśli prezent. Ona co prawda przygotowała dla Urlika, ale o Zoe... nie myślała już od dłuższego czasu.

– Jezu, nie trzeba było – jęknęła, odbierając pakunek.

– Zamknij się i otwieraj – zarządził, siadając obok i czekając na reakcję.

Otworzyła więc.

Zobaczyła w środku bardzo ładną bransoletkę, na której już zawieszona była literka Z i U. Serce jej zamarło, bo oprócz tego, pod poduszeczką dostrzegła też R oraz C. Domyślała się, do kogo należała ostatnia litera, ale i tak najbardziej ruszała ją ta od Zoe. Jakby wciąż liczyła, że się przyjaźnią.

Spojrzała na ciemnowłosą, która nie wydawała się zaskoczona nietrafionym prezentem. Możliwe, że oczekiwała tego, od kiedy tylko dostrzegła niechęć dziewczyny do siebie. A Urlik dalej był ślepy, podobnie Castor.

– Ale świetna – skomentował chłopak. – W przyszłości możemy poprosić o nowe litery Dana, wydziara z drewna.

– Lub możesz odpiąć te, które nie pasują – dodała Zoe, wbijając sztylet w serce Anji.

Przypomniała sobie wszystkie wspólnie spędzone chwile. Prześmiane tematy, przegadane noce, szalone zakupy. Były przyjaciółkami, nawet jeśli ciężko było Zoe przekonać się do niej i Remiego, to akurat po czasie stała się nieoceniona. Porady czy dyskusje zawsze były szczere i prawdziwe, nie mydliła oczu. Ale to właśnie ta cecha doprowadziła ich paczkę do rozłamu. Anja kochała przyjaciół, ale jeszcze bardziej nienawidziła czyjegoś bestialskiego dyktatorskiego życia. Jej zdaniem ciemnowłosa nie miała prawa wtrącać się w relacje Remiego, nie do tego stopnia, aby wystawiać ich przyjaźń na ciężką próbę. Kto jak kto, ale ona powinna wiedzieć, kiedy przestać.

Ida przyniosła gościom herbaty, ale nie została dłużej. Chciała dać nastolatkom porozmawiać na osobności, w końcu to była tylko chwilowa wizyta, więc po co w nią ingerować? Anja wiele by dała, aby mama ich czymś zajęła.

– Anja? Nie podoba ci się? – spytał przejęty Urlik, gdy ta nawet nie podziękowała za podarek.

– Jezu, nie. Śliczna jest, słowo – odparła szybko. – Po prostu zszokowaliście mnie tym.

– Wiem, chcieliśmy zrobić niespodziankę – przyznał zażenowany. – Ale może wizyta w środku nocy to słaby pomysł.

– Dawniej pewnie by sprawdził się lepiej – wtrąciła ciemnoskóra, zaskakując przyjaciela.

– Co?

– Zoe – odezwała się do niej w końcu – nie rób afery w moim domu.

Zacisnęła desperacko bransoletkę, jakby ta miała dać jej siłę. Ostatecznie to dłoń Castora na kolanie dodała jej sił, w końcu rozmowa toczyła się po angielsku.

– Nie mam zamiaru. Mówię tylko, że nie pomyślałam o nas. Możesz więc wyrzucić zawieszkę.

– Co?! – krzyknął Urlik, przeskakując wzrokiem od jednej do drugiej, powoli rozumiejąc. – Anja? Nienawidzisz Zoe? Dlaczego?

– Więc to ty jesteś Zoe – padło po norwesku.

Wszystko w pomieszczeniu zamarło. Przynajmniej takie odniosła wrażenie Anja, gdy Urlik wstrzymał powietrze, a Zoe dziwnie się zjeżyła, nawet nie odwracając za siebie, co nie było do niej podobne. Anja za to patrzyła na Pettera z mieszanką zaskoczenia i litości. Nie mógł znaleźć gorszego momentu do przedstawienia się gościom.

On jednak wydawał się niezainteresowany nikim innym poza Zoe. Wpatrywał się w jej plecy, mierzył powolnymi ruchami gałek ocznych, aż ostatecznie zmrużył powieki.

– Lick, zacznij oddychać, bo Revo będzie na mnie zły.

Na zawołanie Urlik wypuścił ze świstem powietrze, powoli odwracając się na wejście do salonu, gdzie Petter stał z dłońmi w kieszeniach. Zoe wstała ostrożnie, a potem odwróciła się równie płynnie i pewnie, jak zawsze. Jakby chwila zwątpienia wcale nie miała miejsca. Mierzyli się spojrzeniami: Pett bez zainteresowania, Zoe z podejrzliwością.

Dlaczego Anja czuła nagły spadek temperatury w pomieszczeniu?

– Ty musisz być Petterem – odezwała się w końcu, na co blondyn skłonił się w pas z przesadną dramaturgią. – Chłopakiem, który sporo namieszał.

– Dziewczyna, która została porzucona.

– Pett! – nawołała Anja, ale poświęcił na nią tylko ułamek sekundy.

– Bezczelny jesteś, muszę ci to przyznać – zaśmiała się z wyższością. – Jak udało ci się tak namieszać, co? Jak udało się skłócić naszą grupę?

– Nie było to trudne, gdyby się zastanowić.

– Oświeć mnie.

Anja mrugała jak szalona, bo miała nieodparte wrażenie, jakby ta dwójka już zapomniała o dodatkowej widowni i walczyła między sobą. Mocniejszy uścisk Castora na kolanie tylko ją w tym utwierdzał.

– Żeby móc coś rozbić, nie może być to masywne – powiedział, unosząc dłoń i palec wskazujący. – Oprócz tego dając wolność, łatwo pokazać złoczyńców.

– Nazywasz nas złoczyńcami? Bezczelny. – Prychnęła, chcąc splunąć pod nogi chłopaka, ale domostwo jej to uniemożliwiało. – Remi zawsze miał w nas oparcie, a ty zjawiasz się nie wiadomo skąd i po co, bawiąc w niszczyciela.

– Zniszczyłem coś. – Wskazał wysuniętym palcem na siebie i udał zaskoczenie. – Zoe, jestem pewien, że sama przyłożyłaś do tego rękę krzykiem.

Dziewczyna postąpiła krok do przodu, a Anja poderwała się z kanapy. Coś jej podpowiadało, że Remi nie żartował, mówiąc pewnego razu, że Petter ma zmysł destruktora. Potrafił wpierać i po prostu być, aby w następnej chwili wytoczyć ciężkie działa do walki.

– Posłuchaj mnie uważnie – zagrzmiała. – Nie wiem, co knujesz, ale tacy jak ty nie trzymają się długo na powierzchni.

– Bo nie widzisz moich pętli? – Przechylił głowę na bok.

Zoe zamurowało. Zachwiała się w tył, jakby ją spoliczkował.

– Skąd ty...?

– Wiem dużo, dużo więcej, Berget. – Tym razem to on zrobił krok w jej stronę. – Nie widzisz, prawda? Nie ma ich. Nie ma co ciągnąć, uważać, pętać. Remim łatwo dyrygować, masz rację. Dlatego dam ci radę tym razem ja, moja droga: nie zbliżysz się do niego ani Olaia, a jeśli zbliżysz, sprawię, że dostrzeżesz supeł. Jeden. Zainteresowana sprawdzeniem moich słów? Och, powiedz, że tak.

– Dosyć!

Urlik również się poderwał, ciągnąc Zoe w tył. Był sparaliżowany, Anja także, tylko że ona nie potrafiła się nawet ruszyć, mogła jedynie zakryć usta dłonią. Zobaczyła coś, czego zdecydowanie nie chciała widzieć. Nie u chłopaka, który był jej tak przychylny, a który teraz stopniowo się wycofywał z uniesionymi dłońmi.

– Jak to działa?! – uniosła głos, wyszarpując się z uchwytu zaskoczonego Urlika.

– Ciekawe, jak to działa, droga Berget.

Po tych słowach odwrócił się i wyszedł, zostawiając wszystkich w osłupieniu. Najbardziej jednak skonsternowany był Castor, bo cała rozmowa od zjawienia się Pettera w pomieszczeniu toczyła się po norwesku. Tylko dzięki emocjom na twarzach potrafił stwierdzić, że wymiana zdań nie szła zbyt dobrze. Cały jednak sens go ominął.

– Co on... co on tu robi? – spytał, trzęsący się Urlik, nadal w swoim języku. W oczach miał niesamowite pokłady bólu i strachu, gdy patrzył na blondynkę.

– Przyjechał... z nim. – Potrząsnęła głową. – Remi przyjechał do nas z Olaiem i Petterem. Olai jest z nim teraz u wujka, ale Pett został...

– Jak możesz go tu trzymać?! Widziałaś, co zrobił?!

Castor czuł się coraz bardziej nie na miejscu, zwłaszcza że Urlik krzyczał na jego dziewczynę. Nim jednak zainterweniował, w pomieszczeniu zjawiła się Ida i patrzyła po wszystkich. Tylko ona wykazała gram kultury, mówiąc po angielsku:

– Wyjaśni mi ktoś, dlaczego Petter wyszedł z domu, mówiąc, że jak zostanie, to poleje się krew?



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty