Believe it Cz.46
Jeśli
ktoś miesiąc temu powiedziałby mi, że Olai i mój ojciec będą rozmawiać bez
krzywych spojrzeń lub słyszalnej dla normalnego człowieka niechęci, to jawnie
kazałbym mu iść się leczyć. A tu proszę, mój chłopak od samego rana jak nie
gadał z Kristin, to wymieniał pojedyncze zdania z Rubenem. Przyjemny widok dla
oka.
Mnie
z tego wszystkiego pozostał nadgorliwy pies i macocha, która chyba jednak
trzymała nieco dłużej urazę od mojego ojca. Miała prawo, w jej oczach musiałem
uchodzić za niezłego gnojka z brakiem poszanowania dla rodziców. Zależało mi na
jej przychylności w końcu wolałem nie powtórzyć historii z Alexis; tej to nie
trawiłem szczerze.
Podszedłem
popołudniem do kobiety, która czytała w ciszy jakąś książkę w swoim
wysiedzianym fotelu. Miało to jakiś urok, gdy tak kominek za nią płonął, wydzielając
ciepło, a ona sama była skulona z kocem i lekturą. Olaia zostawiłem w pokoju,
bo jak twierdził, potrzebuje chwili wyciszenia; Kristin natchnęła wena na
pisanie, a mój tata chyba odczuł potrzebę na malowanie. Musiałem do niego
zajrzeć, ale to dopiero po uporaniu się z Lindą.
–
Hej, mogę zająć ci chwilę?
Oderwała
wzrok od kartki na mnie, uśmiechając się lekko. Nadal nie wiedziałem, co
takiego powiedziała Olaiowi, bo oboje nie kwapili się do wyjaśnień, a ja nie
miałem prawa pytać i wymagać. Brunetka zamknęła książkę, uprzednio wkładając w
nią zakładkę z frędzlem, aby nie zgubić się w stronach. Odłożyła ją na stolik,
wskazując, żebym usiadł obok na pufie, która w innych okolicznościach służyła
jako podnóżek.
–
Coś się stało? – spytała, podpierając sobie policzek na pięści.
–
Chciałem cię... przeprosić – wydukałem, przełykając nerwowo ślinę. Wydawała się
zaskoczona. – Wiem, że chciałaś wtedy pomóc mnie i tacie się dogadać, a potem
ja to koncertowo spieprzyłem i uciekłem. Musisz wiedzieć, że naprawdę mi głupio
i chciałbym teraz bardziej nad sobą panować.
–
Nie powiem, że nie jestem zawiedziona, bo jestem – przyznała karcąco,
wzdychając przy tym i poprawiając się na siedzisku. – Wyjaśniłam Rubenowi, żeby
nie dał sobą tak pomiatać, a nie masz pojęcia, jak przeżywał twoje słowa.
–
Domyślam się.
–
Nie, Remi, nie domyślasz – zaprzeczyła stanowczo, spuszczając nogi na ziemię i
odkładając koc na bok. – Ruben w jednej chwili chciał cię nienawidzić, a w
następnej jechać na kampus i domagać się przeprosin. Wiele nocy nie przespał,
jego praca trochę na tym ucierpiała.
–
Lindo...
–
Są rzeczy, których nie mówi się rodzicom nawet w gniewie – powiedziała twardo,
patrząc mi w oczy. Niemal czułem emanującą od niej złość, nie tylko z głosu. –
Może nigdy mi nie przyjdzie zrozumienie waszej relacji w pełni, bo nie jestem
twoją matką, ale chcę tylko mieć nadzieję, że to się nie powtórzy. Bo w takiej
sytuacji, nie będę mogła poradzić nic na to, aby cię skreślić.
Przeszedł
mnie zimny dreszcz. Pierwszy raz spotkałem się z czymś tak wyrachowanym i
spokojnym. Alexis nie wytrzymywała i po prostu darła ze mną koty, ostatecznie
uderzyła, ale Linda taka nie była. Ona walczyła opanowaniem i słowem. Jasne,
była zła, ale nie dawała się emocjom porwać, tłamsiła je. Nie mogłem się dziwić
jej spojrzeniu na to w ten sposób, bo sam czułem się okropnie. Tata nigdy mnie
nie zawiódł i nie porzucił, nie zasługiwał na takie słowa. Mimo to szybka
kalkulacja jego partnerki sprawiała, że chciałem się wycofać i jednak zachować
jak w przypadku Alexis – wersja łagodna – i po prostu nie trzymać bliższych
relacji. Tylko jaki był tego sens? Miała być częścią życia taty na stałe, tak
jak ja byłem, więc nieuniknionym stać się miało spotykanie na obiadach czy
rodzinnych wypadach. Było to także dziecinne, a chciałem wreszcie zachowywać
się odpowiedzialnie.
Dobry
żart.
Cicho,
Anja.
–
Rozumiem – powiedziałem, przełykając dumę.
–
Ja też. – Dotknęła moich dłoni, a gdy spojrzałem na jej twarz, tę rozjaśniał
znacznie pozytywniejszy uśmiech. – I doceniam, że przyszedłeś do mnie. Jeśli
znów poczujesz się niesprawiedliwie oceniony lub najdzie cię dziwne przeczucie,
porozmawiajmy. Będę gotowa odebrać od ciebie telefon nawet w środku nocy,
dobrze? Nie daj się negatywnym myślom.
–
Dzięki. Teraz mam nadzieję, że będzie tylko lepiej – odparłem zadowolony. –
Tata chyba polubił Olaia.
–
Polubił? – prychnęła, zabierając dłoń. – Powiedział mi w nocy, że trochę mu
głupio. Za ocenianie go bez poznania. Chyba zaimponował mu tymi przeprosinami.
–
Czyli akceptuje swojego zięcia? – zażartowałem, na co ta zaśmiała się pogodnie.
Wreszcie chwila spokoju, pomyślałem.
–
Do tego daleka droga, bo jestem niemal pewna, że jego spojrzenia na Olaia
głównie opierają się na wybadaniu go, ale tak. Twój tata zdecydowanie dał mu
szansę. Bardzo ci na nim zależy, co?
Przechyliła
głowę, przez co luźne kosmyki wydostające się spod gumki idealnie zakołysały w
powietrzu. Kto mógł się oprzeć jej urodzie i tym oczom, które niemal krzyczały:
mów szczerze.
–
Gdyby mi nie zależało, nie byłbym z nim.
~*~
Olai
i ja musieliśmy spędzić święta w domu Lindy, bo żaden z domowników nie chciał
nas wypuścić. Takim sposobem zostaliśmy tylko z dwoma kompletami ubrań, które
notorycznie praliśmy, aby mieć w czym funkcjonować. Ruben był rozbawiony
sytuacją, dlatego podzielił się ze mną koszulami, Olaiowi wynajdując dawno
nienoszone swetry i golfy. W pierwszej chwili było to dla niego zaskoczeniem,
ale koniec końców przyjął rzeczy. Kristin zażartowała z sytuacji, że takie są
plusy posiadania zięcia – możesz dawać mu swoje ubrania.
Poinformowałem
rodzinę Genik o zmianie planów, na co pogratulowali nam i jeszcze raz życzyli
wesołych świąt. Były wesołe, to pewne.
Tata
dostał kosztowny zestaw farb, które już mu się kończyły, Linda równie drogi
żakiet, Kristin markowe pióro. Nie spodziewałem się, że i ja mogę coś dostać.
Przecież pierwotnie nikt się nas nie spodziewał w tym miejscu. A jednak tata
był gotów. Wręczył mi spory karton opakowany w papier ozdobny i zapleciony
granatową wstążką. Granatowy. Tata przecież nienawidził tego koloru, ale
wiedział, że ja go lubię. Patrzyłem wtedy po nich jak po szaleńcach, ale i tak
cieszyłem się, jak dziecko. W środku pudła znajdował się masywny plecach z
ogromem kieszonek, zawieszek i pewnie przyjmujący wagę takiego, który mogłeś
brać w góry. Może nawet nim właśnie był. Nie potrafiłem trzeźwo myśleć, gdy go
zobaczyłem, dotknąłem i przymierzyłem.
–
Nadal nie pojmuję, czemu on ma się cieszyć z takiego plecaka na studiach –
stwierdziła Kristin.
–
Pomyślałem, że przyda ci się w twojej pracy. Planujesz wyjazdy. Chyba nadal
aktualny jest ten do Nowego Orleanu?
–
Remi jedzie do Orleanu?! – pisnęła. – Ja też chcę!
–
Kochanie, on tam jedzie pracować – powiedziała do niej rozbawiona Linda,
posyłając mi oczko.
To
mnie cholernie rozczuliło. Tata pamiętał o moich planach na przyszłe wakacje, o
moich ambitnych pomysłach zwiedzania innych krajów i porzuconych miejsc.
Przygotował mnie do tego, chociaż nie musiał. Wspierał w tym wszystkim nawet po
tym, co go spotkało z mojej strony.
Inną
kwestią było, że Olai od tamtej pory patrzył na mnie, jakbym stanowił jeszcze
bardziej zawiłą zagadkę do rozwiązania dla niego. Gdy pytałem, o co chodzi, czy
może to wina braku prezentu dla niego, ten tylko prychał i odpowiadał szczerze,
że ostatni prezent, jaki dostał i sprawił mu radość, miał miejsce w innym
życiu. Specyficzny żart jak na niego.
Dwudziestego
siódmego grudnia siedzieliśmy we dwójkę w naszym małym pokoiku w domu Lindy i
nie planowaliśmy się tego dnia nigdzie ruszać. Ja byłem obolały, bo dość
intensywnie świętowaliśmy poprzednią noc, korzystając z faktu, że rodzice
odwiedzili jakichś krewnych Lindy. Wszyscy umownie się zgodziliśmy, że ja i oni
to jeszcze nieodpowiednia pora. Prawda jednak była taka, że przecież nie
zostawiłbym Olaia, a on kategorycznie odmówił pójścia z takim uśmiechem, jakby
miał zastrzelić cię na miejscu, gdybyś tylko napomknął o jego obecności.
Człowiek w takich chwilach wiedział, że po prostu nie warto marnować zdrowia.
Mój
ojciec również się z nim zgodził, zapewne słysząc intensywną nutę niechęci i
protestu. I takim sposobem byliśmy sami. Całą noc. Najlepiej dogadywaliśmy się
w łóżku, gdzie on był szczery i prawdziwy, i ja byłem uległy.
Westchnąłem,
przeglądając maila firmowego. Napłynęła jednak oferta współpracy, więc
powinienem się jej przyjrzeć, ale dano nam czas do końca roku, więc wyjątkowo
tego dnia się za to nie zabrałem. Odpisałem Henrichowi w kwestii nowych klipów,
które podesłał do obróbki i dodania. Proponował w swoich wiadomościach bardziej
hardcorowe miejsca, gdzie wymagały obejścia w trójkę, nie pojedynkę.
Rozmyślałem nad tym. Angażowanie w kanał jeszcze większej rzeszy obcych wcale
mi się nie uśmiechało.
Powinienem
porozmawiać z Urlikiem, to też jego kanał.
Wylogowałem
się z maila i wyczyściłem przeglądarkę z przyzwyczajenia. Życie z Petterem u
boku zmuszało do pewnych nawyków. Olai w tym czasie przekładał stronę książki.
Idealny moment do obserwacji.
Uwielbiał
czytać, zwłaszcza literaturę francuską. Z ciekawości kiedyś wystukałem w
Internecie tytuły i większość z nich była tekstami historycznymi. Interesował
się drugą wojną światową, ale nie tylko. Zgłębiał teksty psychologiczne,
rozdwojenie jaźni, reinkarnację.
Mój
wkurwiający chłopak. Za dnia chcący zerwać, nocą zajmujący się twoim ciałem jak
drogocennym materiałem. Naprawdę mi na nim zależało i szczerze mogłem
powiedzieć, że go kocham. Znaliśmy się krócej niż pół roku, przeżyliśmy ogrom
kłótni, posiadaliśmy tuziny sekretów przed sobą, a jednak trwaliśmy przy sobie.
Olai nie potrafił mi odmówić, gdy wiedział, jak ważne to było dla mnie. Pod
gruboskórnością skrywał się ktoś, kto był zmęczony i chciał normalności. Szukał
jej we mnie, broniąc się przede mną jednocześnie.
Uniósł
wzrok znad książki. Nie wydawał się zaskoczony moją obserwacją jego osoby.
–
Hej – mruknąłem zmęczonym głosem.
–
Hej – odparł równie cicho.
–
Nie zerwiemy?
–
Nawet gdybym chciał i tak byś za mną chodził – stwierdził, wzdychając i
zamykając książkę.
–
To prawda – zaśmiałem się. – Skoro znasz mojego tatę, może w przyszłe wakacje
zabiorę cię na wyspę do matki? – zacząłem snuć plany.
Były
one ekscytujące. Ja wracający z własnej woli na tę przeklętą wyspę, spotykający
życzliwych ludzi, przywożący im jakieś małe upominki. Do tego pukający do drzwi
domu matki i Alexis, chcący powiedzieć jak ją kocham i że żałuję. A obok mnie
Olai, który okazał się silnikiem napędowym do zmian.
–
Twoja matka mieszka w Nowym Orleanie? – spytał nagle, zaskakując mnie. Uniosłem
brwi, poprawiając się na poduszce.
–
Co? Nie, dlaczego?
–
Wyjeżdżasz w przyszłe wakacje do Nowego Orleanu – powtórzył głucho. – Oprócz
tego też na jakąś wyspę?
–
Och...
I
nagle zrozumiałem już wszystko. Jego spojrzenia, badający wzrok. On przecież
nie wiedział o mojej pracy więcej, niż że istnieje. Chyba. A może nie? Wiedział
o niej Pett, ale czy Olai? Chyba z góry założyłem, że moje życie prywatne było
już publiczne dzięki szpiegostwu blondyna.
–
Zdaje się, że zapomniałem. – Usiadłem po ludzku, przyciągając nogę do piersi. –
A więc, tak, wyjeżdżam do Orleanu z Urlikiem za pracą.
–
Urlikiem?
–
Tak, pracujemy razem – przyznałem, chcąc zdradzić mu możliwie jak najwięcej.
Nawet Dan wiedział o tej części mnie, Olai nie mógł być gorszy. – Prowadzimy
razem kanał o urbexie i parkurze. Wiesz, biegamy po dachach, uciekamy przed
ochroną.
–
Brzmi... niebezpiecznie – obwieścił, unosząc wysoko brwi. Udało mi się go
zaskoczyć.
–
I trochę jest, to prawda. Na szczęście zawsze dbamy o swoją kondycję, często
też uzgadniamy z właścicielami czy ochroną i dostajemy zgody na nasze klipy.
Gdy dodajemy coś do sieci, łatwo nas wtedy namierzyć.
–
Stać was na wycieczkę do Orleanu? – drążył.
–
Dostaliśmy bilety od sponsora – pochwaliłem się dumny z tej współpracy. – Mamy
za zadanie reklamować produkt przyjaciela przez pół roku, a w zamian za to on
zapewnia nam wycieczkę do opuszczonego hotelu, który i tak przejmie. To reklama
dla niego i nieodwołalnie ostatnia szansa, żeby zobaczyć ten budynek takim,
jakim porzucił go czas.
–
Hm... – zamyślił się, sięgając zaraz telefon ze stolika. – Podasz nazwę?
–
Chcesz oglądać nasze filmy teraz?
–
Dlaczego nie? Mówisz o tym z taką dumą i profesjonalizmem, że chciałbym
zobaczyć, co to ten urbex i parkur. Podaj nazwę.
Podałem.
Poleciłem też ubranie słuchawek dla lepszej akustyki i wczucia się, a co jak
co, Urlik potrafił dodać do montażu takie efekty dźwiękowe, że to one robiły
połowę roboty za nas. Ja w tym czasie zacząłem nadrabiać swoje zaległości w
sieci. Pett na przykład dodał zdjęcie z wigilii wraz z Anją. Oboje wyglądali na
zrelaksowanych, chociaż gdy ostatni raz z nimi rozmawiałem, to wydawało się, że
coś przede mną ukrywali. Zwłaszcza blondynka, ona nigdy nie była urodzoną
kłamczuchą.
Chciałem
wybrać jej numer, gdy rozdzwonił się mój telefon. To Esben. Poczułem się
zaskoczony, bo w zasadzie nigdy nie rozmawiałem z nim w ten sposób, jedynie na
konferencji lub na chacie. Mimo to odebrałem, bo w końcu mogło chodzić o coś
ważnego.
–
Siema.
–
Witam. Coś się stało?
–
A bo dzwonić można tylko z powodu pogrzebu? – powiedział z przekąsem. – W
zasadzie to sprawa jest. Ta blond fretka naprawdę siedzi ci na chacie?
–
Na chacie mojej przyjaciółki, bo ja jestem z Olaiem u rodziców... Chwila, a
czemu pytasz? Zapomniał o meczu?
Wolałem,
aby moje słowa okazały się żartem, bo jeśli Pett uciekłby z boiska, to dopiero
kapitan nie dałby mi żyć. Z drugiej strony, Potter zwierzył mi się – na swój
pokraczny sposób – że uciekał, owszem, ale przed Cloudem. Jak wiele osób
wiedziało o rodzinie blondyna?
–
Jakby zapomniał, to już bym po niego był. Nie. Chodzi o imprezę sylwestrową
uniwersytecką.
–
Uniwersytecką – powtórzyłem durnie. – Imprezę? Kto na to zezwala?
–
Dyrekcja, która nas kocha. Przestań mnie rozpraszać! – zaśmiał się, a potem
krzyknął coś uciszającego do osoby obok. – Słuchaj, przywieź Pettera i Olaia na
imprezę. Ach, no i powiadom Urlika, o ile tak mu tam było. Można zabrać osoby
towarzyszące, także jak ma jakąś partnerkę, to może zabrać.
–
Pett pewnie zapakuje Anję...
–
Tak! Boże, niech zapakuje! – krzyczał coraz głośniej Rick.
–
Masz Monicę – powiedzieliśmy równocześnie z Esbenem.
–
Wy macie zboczone myśli, panowie. Ja chcę ją poznać po prostu. Zwyrole.
Spojrzałem
na Olaia, który dalej był pogrążony w oglądaniu w skupieniu, podczas gdy ja już
organizowałem dla nas kolejną głośną sprawę. Czy chciałem go zmuszać? Nie. Czy
jednak byłoby mi smutno, gdy nie chciał tam iść? Jak diabli.
Komentarze
Prześlij komentarz