Believe it Cz.5


Siła argumentu czy argument siły?

|na kampusie|

Puściłem Urlika trochę pod ryzykiem sturlania się po stopniach, ale wykrzesałem w sobie ten gram brawury i dumy, dając radę z nimi zejść jak przyzwoity człowiek. Z rozciętą brwią najwidoczniej, ale wciąż człowiek. Wyszedłem na chodnik i zaczerpnąłem świeżego powietrza, kucając zaraz, bo nogi jednak odmawiały posłuszeństwa. Urlik znalazł się przy mnie, znów obejmując plecy ramieniem.

– Co jest? Boli cię głowa? Mocno cię uderzyli?

– Musimy wracać, teraz – wycedziłem przez zęby, nie ze złością, raczej desperacją.

– Dobra, ale pogadamy o tym. No i musisz wstać.

– Hej, wszystko okej?

Przy nas zjawił się Holland... to znaczy Rik, który pochylił się, aby zobaczyć moja twarz.

– Jesteś blady jak ściana, mdli cię? Jezu, a może ty masz wstrząśnienie mózgu? Okej, bez paniki. Dzwonimy po karetkę czy ja mam być ambulansem? Nie ja, auto w sensie.

– Rik – zwróciłem jego uwagę, więc zamilkł – nie umieram. I to nie wstrząśnienie, ale jeśli masz auto i mogę je pożyczyć, to będzie super.

– Kto da ci prowadzi w tym stanie? – spytał śmiertelnie poważnie.

– Nie ja tylko Urlik – stwierdziłem, uspokajając się nieco. – Nie mam już ochoty tu być.

– Wiadomo, zrozumiałe. – Pokiwał energicznie głową. – Ja was odwiozę. Chodźcie.

Stanąłem na równych nogach bez ryzyka upadku i poszedłem wraz z przyjacielem za Rikiem. Jego auto stało zaparkowane obok domu zaraz przy dwóch innych wozach. Wskoczyliśmy na tyły i pozwoliliśmy się zawieźć na kampus. O ile taki faktycznie miał zamiar, bo jeśli planował jechać do szpitala, to lekarze by go wyśmiali.

Wycofywał ostrożnie, aby czasem kogoś nie potrącić, i wyjechał tyłem na jezdnie. Olai rzucił mi się w oczy w chwili, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Miał taki wyraz twarzy, jakby on też czuł to, co ja lub wiedział, co mi dolega. Nie spotkałem osoby z takim schorzeniem, w jakim tkwiłem od urodzenia, ale... co jeśli? Popadałem w paranoje. To był zwykły chłopak, zapewne hetero, który tłukł się z kimś, bo obrażali jego męskość. Moje ciało reagowało na niego, bo miało upatrzone gusta co do facetów. Tyle. Nic ponadto.

Wszystko powinno dziać się po kolei. Najpierw ciało powinno przewidzieć kłopoty. Potem powinno zareagować na dotyk tego człowieka, a dopiero... cholera, może płomień ożywił się w chwili, gdy mnie dotknął?

– Niech to chuj wszystko!

Potargałem włosy z nerwów, zapominając o moich kompanach podczas trasy. Gdzieś mniej więcej trzy-czwarte tego zdarzenia spaliło się w moich wspomnieniach na popiół za pośrednictwem płomienia, który musiał ożyć w chwili kontaktu z Olaiem! Dokładnie w tamtej chwili racjonalne podchodzenie do sprawy, analizowanie i działanie z odczuwaniem, rzuciły się do ogniska i pozostało: „O, jaki piękny, zaraz mi stanie!". Idealnie, tak musiało być. Czy mogłem powrócić do moich jedynych zmartwień na uniwerku pt.: Pett chce zdjęcie penisa i może jakimś cudem je zdobędzie? Na przykład włażąc nam do mieszkania i nakrywając mnie pod prysznicem.

– Jesteśmy, Remi.

Wzdrygnąłem się na nieco głośniejszy ton przyjaciela. Faktycznie staliśmy na parkingu, a Rik patrzył na mnie między fotelami. Był zatroskany, a ta jego twarzyczka Hollanda sprawiała mi jedynie wyrzuty sumienia.

– Dzięki i przepraszam.

– Nie, to my przepraszamy – mówił ze smutkiem. – Właśnie przed tym chcieliśmy was chronić. A Olai...

Był zły na siebie. Smutny i zły. A może i przy okazji na mój nowy problem chodzący na dwóch nogach.

– Co z nim? – wypaliłem szybciej, niż ugryzłem się w język.

– Olai w zeszłym roku był przez krótką chwilę w naszej... paczce. On, Hector i Petter byli naprawdę zgraną trójcą przy konfrontowaniu agresorów ze swoimi argumentami.

– Siły? – dociekał Urlik.

– Nie – zaprzeczył, zerkając na niego. – Hector i Petter preferują siłę argumentu, ale Olai... no cóż, on akurat argument siły. Ale to chyba nie do końca jego wina, tak twierdzi Hector.

Powątpiewał w to bardzo wyraźnie, ale też nie mówił całej prawdy. Musiały być takie kwestie, o których nie chciał wspominać świeżakom. Powody? Mogły być różne. Ostrożnie selekcjonował to, o czym warto wspomnieć i to, co warto pominąć.

– Jak to?

Wierciłem się niecierpliwie na fotelu i to już powinno mnie ocucić, bo interesowanie się moim prywatnym ogniskiem to pierwszy stopień, na który nie powinienem się wspinać.

– Widzisz, gdy Esben i dwójka naszych kumpli nie cieszyła się, że Olai ściąga na nas administrację, zaczęła się jazda. Tylko Hec i Pett stali po stronie Olaia, ale on sam miał to raczej w dupie, bo on nie traktował nas nawet jako kumpli. Wiecie – poprawił się, żeby lepiej nas widzieć – Esben mocno nie cierpi faceta, Hector odradza każdemu kontakty z nim, a Petter zawsze zawiesza na nim oko.

Znów to uczucie, jakby spora część kawałków historii została poza naszym zasięgiem. Zrozumienie tego wymagało całości, a najwidoczniej od Rika nie mogłem jej uzyskać.

– Po co? I to nie zgadza się z twoim „Hector uważa, że to nie jego wina".

Rik zagryzł na chwilę wargę, patrząc to na mnie to na Urlika. Chyba przewalał w głowie argumenty, czy warto nam mówić o starych dziejach.

– Można powiedzieć, że Olai to taki trochę niezbadany ląd. Pettera to jara w jego pokrętny sposób, bo raz jak chciał mu coś wyciągnąć z kieszeni, to Olai prawie mu rękę w pół złamał. Nikt z nas nigdy nie potrafi się połapać, kiedy ten kurdupel robi swoje czary-mary i ma nasze rzeczy u siebie. Hector po pijaku wyjawił nam swoją teorię, że on tak naprawdę ma problemy z samokontrolą i lubi rozładowywać napięcie. Sprzedam wam ciekawostkę, bo też chodzicie na siłkę.

– No? – zachęcał zaciekawiony Urlik.

– Olai zawsze po dwudziestej drugiej siedzi z trenerem do późna tylko po to, aby złagodzić swoje impulsy. Dwa razy już wyleciałby z uniwerka, ale musi mieć jakieś kontakty u góry, bo ciągle mu wszystko umarzają. – Pokręcił trochę z dezaprobatą głową.

– Jest więc zdaniem Hectora... chory psychicznie?

– Można tak powiedzieć – przyznał niechętnie. – Średnio w to wierzę, ale ten człowiek ciągle komuś napierdala po mordzie. Dlatego Petter lubi mieć go przy sobie podczas domówek.

I nie tylko.

Moje uszy wyłapały ciąg dalszy, choć usta Rika nic takiego nie uformowały. To jest ta subtelna nuta w głosie, którą uciszamy, gdy rezygnujemy z myśli w ostatniej chwili, ale struny głosowe były przygotowane na jej wypowiedzenie.

– Czy to jeszcze bardziej nie grozi... wybuchem? – drążył przyjaciel.

– To samo mówi Esben – przyklasnął mu. – Ale Olai i Petter muszą mieć chory układ i tego jestem pewien. To dość ciekawe, jeśli weźmiemy pod uwagę, że Olai nie znosi ludzi i z nikim się nie trzyma, a Pett mimo wszystko trzyma jego stronę.

– Nie spytacie o to Pettera?

Głupi człowieku, wyciągnięcie informacji od tego krasnala przecież było niemożliwe, pomyślałem. Jak jeden mąż spojrzeliśmy z Rikiem na Urlika z delikatnym rozbawieniem. On jeszcze nie znał go na tyle, aby wiedzieć takie rzeczy, fakt.

– Prędzej dowiesz się od kwiatka, dlaczego kwitnie wiosną – mówił żartobliwie. – Nie, Pett nigdy nie wyjawia sekretów. Może wszystkie świry nadają na tych falach, dlatego tak świetnie rozumie Olaia?

Pokręcił palcem przy skroni, robiąc zeza. To było trochę jak ugodzenie we mnie i moich znajomych. Dokładnie tak określano mnie i mój dar. Chroniłem siebie i bliskich, czując nadchodzące zło i zabierając nas od niego jak najdalej. Zoe widziała w ludziach zło, to co innego, choć podobne. Odciągała Urlika od tych, którzy na niego nie zasługiwali i przez to mogliśmy być dla innych świrami, które nadają na tych samych falach. Jeśli Petter faktycznie miał swój własny dar, kto wie, może Hector też? Mogli rozumieć Olaia lepiej niż taki Rik. A może i Olai miał dar, dzięki czemu przejrzał mnie na wylot i niebawem miałem przypłacić za to godnością. Utratą jej.

– Remi, wiem, że może nam nie ufasz, a dzisiejszy dzień był tylko potwierdzeniem twoich obaw, ale... – zawahał się, a jego głos mówił mi, jak bardzo mu przykro – ale trzymaj się z daleka od Olaia. To bardzo... niebezpieczny typ.

– Dzięki za troskę, doceniam – oznajmiłem trochę zbyt służbowo. – Za podwózkę też. To nie była wasza wina, ja po prostu... Myślę, że wasz świat nie będzie działał z moim.

– Rozumiem to, serio – zapewnił szczerze. – Tylko Petter i Hector już sobie ciebie upatrzyli. Jeśli jeden nie zaciągnie cię do łóżka, a drugi nie uczyni swoim przyjacielem, to się srogo zdziwię. Ale życzę powodzenia w unikaniu ich obu.

– Dzięki, przyda się.

– Dobrej nocy wam.

– Dobranoc.

Wyszliśmy z auta i poszliśmy w stronę akademika. Mięśnie miałem napięte, gdzieniegdzie czując ich dziwne skurcze. Może pozostałości mrowienia, którego wcześniej nie wyczułem? Cała sytuacja wymagała wnikliwej analizy, a już miałem jej dość.

Weszliśmy do naszego mieszkania, zdejmując swoje kurtki i je odwieszając. Marzyłem o nawodnieniu swojego organizmu, żeby jakoś ugasić pożar we wnętrzu. Co prawda nie było już płomienia, może gdzieś delikatnie się tlił, ale nie było wątpliwości, że strawił mnie po raz pierwszy od tygodni. Musiałem jakoś otrzeźwieć, pobudzić szare komórki do nawijania na trybiki taśm, odtworzenia scen z domu Pettera. Potrzebowałem tego, nie mając pewności, czy w ogóle uda mi się cokolwiek nowego przypomnieć.

Usiadłem z butelką wody na sofie. Urlik w tym czasie skoczył do łazienki, taszcząc ze sobą naszą apteczkę. Popatrzyłem na niego zaskoczony, ale tylko zapalił lepszą lampkę i przyjrzał mojej twarzy. Zajął miejsce obok mnie, przeczesując apteczkę w poszukiwaniu konkretnych rzeczy.

– Rozcięcie nie wygląda na groźne, ale i tak lepiej je oczyścić. Wyjaśnisz mi w tym czasie... co się tam... no wiesz.

Posłał mi niepewne spojrzenie, ale nawet bez niego wiedziałem o lęku zrodzonym w jego sercu. Już w domu Pettera przez płomień przebiło się jego przerażenie, które tak skrupulatnie w sobie zakopał, aby udało mu się gadać z facetami bez jąkania się. Potem nagle dostrzegł bójkę, w której jego przyjaciel oberwał, a obok niego ktoś inny – facet – napierdalał się z dwoma kolejnymi. Nie mogło być nic gorszego do zburzenia pewności siebie Urlika. Może nawet ta scena przywołała mu przed oczy coś z nim w roli ofiary i bardzo źle mi z tym było.

– Olai, on... – zacząłem, a mój głos zabrzmiał trochę jak łamiący się lodowiec.

– On?

Chwycił wacik, polał go środkiem dezynfekujący i delikatnie przesunął moją twarz w swoją stronę. Zaczął cętkować mi ranę, a ja musiałem zacisnąć zęby, żeby nie syknąć. Nigdy nie lubiłem się bić, więc obrywałem jeszcze mniej. Gdy unikasz przemocy, ta przeważnie cię omija. Przeważnie.

– Wpadł na mnie, gdy przepychałem się korytarzem – powróciłem do opowieści, żeby oderwać myśli od piekącej rany. – Przeprosił mnie, a potem ktoś z pokoju stwierdził, że znalazł sobie faceta do zabawy, ten mu odpowiedział i butelka poszybowała.

– Chryste – szepnął, przerywając na chwilę opatrywanie.

– Złapał mnie i padliśmy na ziemię, nawet nie wiem, kiedy mnie odłamek drasnął. Pragnę zauważyć, że wcale nie musiał mnie ratować, więc to naprawdę nie jego wina.

– Po części tak – stwierdził.

Wyrokowanie w tej sprawie raczej nie należało do nas. Ja przypadkowo zostałem w to wszystko wplątany, a Urlik, jako słuchacz, miał jeszcze mniej do powiedzenia. Kto wie, może ci kolesie zachowywali się jako pierwsi absurdalnie, a on dał się sprowokować. W każdym razie nie lubiłem oceniać ludzi poprzez opinię innych i nie spieszyło mi się to robić w kwestii Olaia.

– Przepraszam, przeze mnie twoja zabawa w swatkę się nie udała.

Nakleił mi nad brew plaster, a moje słowa wydały mu się na tyle zabawne, że wreszcie przewiały jego negatywne myśli.

– Będzie jeszcze wiele okazji – skwitował, puszczając mi oczko.

– Serio jestem aż taki wkurwiający, gdy nie mam życia seksualnego?

– Cholernie.

Kiwał – jak na moje – zbyt energicznie. Wiedziałem, że sporo w tym tonie żartu, ale jednak i prawda się przewijała. On naprawdę uważał, że seks umożliwia mi bycie pogodnym i wyluzowanym, a jego brak powoduje u mnie nerwicę. Cóż za dziwne spekulacje!

– To może zadzwonimy do dziewczyn? – zaproponował nagle Urlik.

– Jasne, pójdę po...

Chciałem wstać, ale wyprzedził mnie i sam poszedł po laptopa. Przytaszczył go do salonu, ustawiając na stoliku przed nami. System włączył się niemal w minutę, abym po kolejnej widział łączenie na naszej konferencji. Przygasiliśmy nieco światła, żeby mój plaster w odcieniu skóry aż tak się nie rzucał w oczy. Pierwsza próba kontaktu z dziewczynami była nieudana, ale gdy już chcieliśmy pisać, żeby odebrały, widzieliśmy nadchodzące wiadomości od każdej. Najpierw napisała Anja, co przeczytał Urlik:

– „Kurwa, myślicie, że tak szybko da się ubrać bieliznę?"

Spojrzeliśmy na siebie, aby zaraz zacząć się śmiać. Wiadomość od Zoe szła nieco dłużej, a to tylko dlatego, że ona lubiła pisać wszystko w jednej, a nie rozbijać na tak zwane drzewko, jak robiło każde z nas.

– „Anja, poznamy twojego nowego faceta? Czy to moment, w którym dzwonimy do Castora? Chłopcy, dołączę do was za pięć minut, bo muszę skończyć gadać z mamą" – przeczytałem na głos.

– Skąd ona wie, że razem będziemy z nimi rozmawiać?

– Przeczucie? – zasugerowałem.

Tym razem połączenie zostało nawiązane i nasze kamerki rozbłysnęły. My dwaj i ładnie udekorowana za nami ściana oraz Anja w czarnym koronkowym staniku, wilgotnymi włosami i bajzlem za sobą.

– O, faktycznie razem? – przywitała się. – Nudny weekend, czy co? Ludzie, imprez u siebie nie macie? Ja już dwóm odmówiłam.

– Wróciliśmy z jednej – odpowiedziałem za Urlika.

Wiedziałem, że wzbraniałby się przed wspominaniem w ogóle o naszym dzisiejszym dniu, dlatego to ja musiałem wytyczyć granice tej historii. Pozostawił to do mojej dyspozycji, a ja byłem mu za to ogromnie wdzięczny.

– I co? – Uniosła brew. – Urlik bez laski. Remi bez faceta to nic nowego, ale Urlik?

– Zabawne – drwił wspomniany. – Nie jestem seksoholikiem.

– Ty się ruchasz za dużo, on za mało.

Machała szczotką, jakby chciała każdego z nas wskazać. Z czym się tu kłócić? Miała świętą rację.

– Fakty – wcięła się Zoe, która właśnie się połączyła i odpalała kamerkę. – A o czym mówimy?

– To skąd wiesz, że fakty? – zaśmiałem się.

– Bo na pewno was karci. Karcisz ich? – spytała, ustawiając dobrze telefon na jakimś prowizorycznym statywie.

– Wiadomo, że tak – zapewniła z dumą blondynka. – Hej, jesteś w domu rodzinnym?

– Ano.

Usadowiła się już wygodnie na huśtawce na ganku, wiedziałem to na sto procent, rozpoznałbym ją wszędzie. Oświetlenie wokół girland miała tak piękne, że mimo mroku była niesamowicie widoczna ze swoimi czarnymi włosami i ciemniejszą karnacją.

– Coś się stało? – spytał od razu Urlik.

– Nic takiego – uspokajała. – Obiecałam, że będę czasem na weekendy wpadać do rodziców. Tak się składa, że ten tydzień był naprawdę spokojny, mogłam sobie pozwolić na przyjazd teraz lub liczyć na szansę w przyszłości, a to nieznośne.

– Prawda – mruknęła blondynka, odkładając już szczotkę. – Co tam u cioci i wujka?

– Dobrze, dzięki. Pozdrawiali was, gdy nie odebrałam i kazali przekazać.

– Oj, wyściskałabym ciocię! – Nagle do jej pokoju weszła jakaś dziewczyna, więc mierzyły się przez chwilę w ciszy. – Cloudia, jak masz coś do powiedzenia to mów i wypierdalaj.

– To też mój pokój, Genik – warknęła na nią współlokatorka.

– Ty mieszkasz u swojego faceta.

– Mieszkam tutaj – wypomniała, zabierając coś spoza kadru pod czujnym kontrolującym okiem. – Nie ruszaj moich rzeczy, bo się dowiem.

– A spierdalaj.

Anja machnęła jedynie dłonią, gdy współlokatorka wyszła z trzaskiem drzwi za sobą. Wszyscy byliśmy skonfundowani tą sceną i korciło zapytanie, ale jakoś nikt się nie wychylał. To ten moment, gdy ktoś ci czegoś nie mówi, a gdy go na tym czymś przyłapujesz, to robi się dziwnie.

– Jesteście tacy nieznośni – jęknęła, nie mogąc znieść naszej ciszy. – Cloudia to franca z mojego działu i nie podoba jej się, że jestem od niej lepsza. Mówi, że niedługo zacznę włazić psorom do łóżka, tak się mizdrze do nich. Mam faceta! – krzyknęła, jakby dziewczyna mogła ją usłyszeć. – Sucha wydra.

– Okej – zamknęła temat Zoe. – A co u was? To dość niespodziewane, że dzwonicie razem o tej godzinie.

– Czekaj! – Anja gwałtownie przysunęła się do ekranu. – Remi?! Co ci się stało w twarz?

– Co?

Zoe była na tyle zdziwiona, że sama się nieco przysunęła do małego ekraniku telefonu i zmarszczyła brwi. Nie chciałem ich martwić, ale skoro już temat został rzucony, to przysunąłem się nieco do światła z ekranu.

– Plaster? Rozciąłem sobie brew odłamkiem szkła.

– Kto ci to zrobił? – drążyła Zoe, zasiadając prosto.

– Przypadek – podkreśliłem. – Na imprezie stłukła się butelka i pech chciał, że odłamek...

– Urlik, mów prawdę – zignorowała mnie chamsko, wiedząc, że przyjaciel na pewno jej nie ściemni.

– Tak właśnie było – poparł mnie zgodnie z prawdą. – Byłem tego świadkiem w pewnym sensie. Dlatego wróciliśmy, myślałem, że to coś gorszego, ale płytka ranka.

– Dobrze ją oczyściłeś?

– Idealnie, mamo.

– Dobry chłopiec.

Zoe pogłaskała powietrze, a efekt na kamerze był taki, jakby dosłownie klepała chłopaka po głowie. Roześmialiśmy się, bo to była reakcja, na którą skrycie liczyłem. Bez zbędnych pytań.

– Zoe, ucieszysz się z pewnej nowiny! – Klasnąłem w dłonie. – Urlik zawiązywał dziś męskie znajomości!

– Że gejowskie? – spytała głupio Anja, a druga dziewczyna parsknęła śmiechem na tę aluzję.

– Oszalał? Dobrze wie, że najpierw ja muszę ocenić towar, a potem on może korzystać.

– To brzmi, jakbyś mówiła o narkotykach, a nie facetach, kochana – stwierdziła blondynka. – Jesteś pewna, że przytoczyłaś odpowiednią umowę?

– Tak.

– Jak miałabyś ocenić, to dla całej piątki byłoby stanowcze nie – zaśmiałem się.

– Też się tego obawiam – mruknął z krzywym wyrazem twarzy siedzący obok mnie chłopak. – Ale skoro Remi się z nimi dogaduje, to ja też dam radę. Co nie?

Szukał u mnie pocieszenia, wsparcia, a ja tylko popatrzyłem na niego jak na idiotę. Powinien już połączyć kropki, że ja i ta grupka sportowców to ostatnie, na co miałem ochotę w swoim życiu i zostałem do tej znajomości wręcz zmuszony przez Hectora, a potem Pettera. Absolutnie nie polecałem przyjacielowi tych ludzi, cieszyłem się z wymijających się ścieżek, aż do dzisiaj. I co mi przyszło z łączenia się z nimi? Odżywienie płomienia, rana bitewna i prawie rozwalenie czegoś samym spojrzeniem. Ach, no tak, zapomniałem. Za moje nerwy odpowiadał brak seksu. Także ostatnie możemy skreślić chyba z listy. Zdaniem przyjaciela.

W idealnym momencie mój telefon zawibrował. Wyjąłem go z kieszeni i niemal nie mogłem uwierzyć, że Petter do mnie dzwonił. Urlik nie raczył czekać na moją reakcję, zabrał mi telefon i zrobił na głośnomówiące przy odbieraniu połączenia. Nakazał też przyjaciółkom ciszę przez palec na ustach.

– Co tam? – odezwał się jako pierwszy.

– Lick, przyjacielu. – Petter był już chyba wstawiony. – Gdzie jest Revo? Potrzebuję Revo. Czy on śpi? Świetnie. Zrób zdjęcie jego penisa. Swojego też.

– Nie dostaniesz tych informacji! – krzyknąłem do telefonu. – Potter, wal się.

– Wolę jak mi walą, ale dzięki za sugestię. Słuchaj, Reva, Olai o ciebie nie pytał.

Niemal straciłem wszystkie siły witalne. Urlik prychnął, choć ja tam w tym zabawnego nic nie widziałem.

– A po co miałby pytać?

– Nie wiem. Powinien przeprosić. Ale, ale nie martw się, bo już mu zabrałem paczkę fajek! Chociaż podejrzane, bo jego się okraść nie da i myślę, że to fajki kogoś innego. Ej, czy Olai pali?! – krzyknął do kogoś.

– Potter, nie mamy czasu z tobą dyskutować – uciąłem, zabierając Urlikowi telefon.

– Ej, ale czekaj! – prosił. – Znalazłem ci faceta na seks! Urlik, znalazłem mu faceta! – przekrzykiwał głośny tłum za sobą.

– Świetna wiadomość! Potrzebny mu facet.

– Nie, nie jest mi potrzebny facet, Urlik – cedziłem przez zaciśnięte zęby.

– Potrzebny – powiedziały jednocześnie kobiety przez wideo rozmowę.

Popatrzyłem na nie z miną sarkastycznej wdzięczności. To już nie było prawdą, skoro one na odległość wiedziały, że ja potrzebuję faceta, bo robię się bez niego nieznośny. Każdy chciał na siłę mnie zeswatać, a to już mi się ani trochę nie podobało.

– Ej, Esben! Revo i Lick mają przyjaciółki. Chcesz?

– A co my, towar? – spytała Anja, ale zaraz westchnęła. – No tak, towar.

Zoe zaczęła się chichrać pod nosem, bo dokładnie tak określiła facetów, którzy potencjalnie chcieli się przyjaźnić z Urlikiem. Zakończyłem rozmowę z Potterem bez żadnego pożegnania i odłożyłem telefon. Miałem dość tego dnia, miałem dość przeżyć i nerwów. Na siłę szukanie mi partnera też jakoś dodatkowo potęgowało irytację. Może, podkreślam może, chodziło o seks, ale wolałem tego tak nie kategoryzować, bo to było zbyt okrutne i beznadziejne.

– Idę się umyć, a wy se gadajcie.

Odszedłem od laptopa, zabierając ze sobą telefon do sypialni. Tam wyciszyłem go, żeby czasem Urlik nie pokusił się o odebranie od któregoś ze sportowców i zrobienie mi dodatkowego wstydu przy dziewczynach. Nie, żebym nie ufał, aaale nie ufałem w tej kwestii.



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty