Believe it Cz.5
Puściłem
Urlika trochę pod ryzykiem sturlania się po stopniach, ale wykrzesałem w sobie
ten gram brawury i dumy, dając radę z nimi zejść jak przyzwoity człowiek. Z
rozciętą brwią najwidoczniej, ale wciąż człowiek. Wyszedłem na chodnik i
zaczerpnąłem świeżego powietrza, kucając zaraz, bo nogi jednak odmawiały
posłuszeństwa. Urlik znalazł się przy mnie, znów obejmując plecy ramieniem.
–
Co jest? Boli cię głowa? Mocno cię uderzyli?
–
Musimy wracać, teraz – wycedziłem przez zęby, nie ze złością, raczej
desperacją.
–
Dobra, ale pogadamy o tym. No i musisz wstać.
–
Hej, wszystko okej?
Przy
nas zjawił się Holland... to znaczy Rik, który pochylił się, aby zobaczyć moja
twarz.
–
Jesteś blady jak ściana, mdli cię? Jezu, a może ty masz wstrząśnienie mózgu?
Okej, bez paniki. Dzwonimy po karetkę czy ja mam być ambulansem? Nie ja, auto w
sensie.
–
Rik – zwróciłem jego uwagę, więc zamilkł – nie umieram. I to nie wstrząśnienie,
ale jeśli masz auto i mogę je pożyczyć, to będzie super.
–
Kto da ci prowadzi w tym stanie? – spytał śmiertelnie poważnie.
–
Nie ja tylko Urlik – stwierdziłem, uspokajając się nieco. – Nie mam już ochoty
tu być.
–
Wiadomo, zrozumiałe. – Pokiwał energicznie głową. – Ja was odwiozę. Chodźcie.
Stanąłem
na równych nogach bez ryzyka upadku i poszedłem wraz z przyjacielem za Rikiem.
Jego auto stało zaparkowane obok domu zaraz przy dwóch innych wozach.
Wskoczyliśmy na tyły i pozwoliliśmy się zawieźć na kampus. O ile taki
faktycznie miał zamiar, bo jeśli planował jechać do szpitala, to lekarze by go
wyśmiali.
Wycofywał
ostrożnie, aby czasem kogoś nie potrącić, i wyjechał tyłem na jezdnie. Olai
rzucił mi się w oczy w chwili, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Miał taki
wyraz twarzy, jakby on też czuł to, co ja lub wiedział, co mi dolega. Nie
spotkałem osoby z takim schorzeniem, w jakim tkwiłem od urodzenia, ale... co
jeśli? Popadałem w paranoje. To był zwykły chłopak, zapewne hetero, który tłukł
się z kimś, bo obrażali jego męskość. Moje ciało reagowało na niego, bo miało
upatrzone gusta co do facetów. Tyle. Nic ponadto.
Wszystko
powinno dziać się po kolei. Najpierw ciało powinno przewidzieć kłopoty. Potem
powinno zareagować na dotyk tego człowieka, a dopiero... cholera, może płomień
ożywił się w chwili, gdy mnie dotknął?
–
Niech to chuj wszystko!
Potargałem
włosy z nerwów, zapominając o moich kompanach podczas trasy. Gdzieś mniej
więcej trzy-czwarte tego zdarzenia spaliło się w moich wspomnieniach na popiół
za pośrednictwem płomienia, który musiał ożyć w chwili kontaktu z Olaiem!
Dokładnie w tamtej chwili racjonalne podchodzenie do sprawy, analizowanie i
działanie z odczuwaniem, rzuciły się do ogniska i pozostało: „O, jaki piękny,
zaraz mi stanie!". Idealnie, tak musiało być. Czy mogłem powrócić do moich
jedynych zmartwień na uniwerku pt.: Pett chce zdjęcie penisa i może jakimś
cudem je zdobędzie? Na przykład włażąc nam do mieszkania i nakrywając mnie pod
prysznicem.
–
Jesteśmy, Remi.
Wzdrygnąłem
się na nieco głośniejszy ton przyjaciela. Faktycznie staliśmy na parkingu, a
Rik patrzył na mnie między fotelami. Był zatroskany, a ta jego twarzyczka
Hollanda sprawiała mi jedynie wyrzuty sumienia.
–
Dzięki i przepraszam.
–
Nie, to my przepraszamy – mówił ze smutkiem. – Właśnie przed tym chcieliśmy was
chronić. A Olai...
Był
zły na siebie. Smutny i zły. A może i przy okazji na mój nowy problem chodzący
na dwóch nogach.
–
Co z nim? – wypaliłem szybciej, niż ugryzłem się w język.
–
Olai w zeszłym roku był przez krótką chwilę w naszej... paczce. On, Hector i
Petter byli naprawdę zgraną trójcą przy konfrontowaniu agresorów ze swoimi
argumentami.
–
Siły? – dociekał Urlik.
–
Nie – zaprzeczył, zerkając na niego. – Hector i Petter preferują siłę
argumentu, ale Olai... no cóż, on akurat argument siły. Ale to chyba nie do
końca jego wina, tak twierdzi Hector.
Powątpiewał
w to bardzo wyraźnie, ale też nie mówił całej prawdy. Musiały być takie
kwestie, o których nie chciał wspominać świeżakom. Powody? Mogły być różne.
Ostrożnie selekcjonował to, o czym warto wspomnieć i to, co warto pominąć.
–
Jak to?
Wierciłem
się niecierpliwie na fotelu i to już powinno mnie ocucić, bo interesowanie się
moim prywatnym ogniskiem to pierwszy stopień, na który nie powinienem się
wspinać.
–
Widzisz, gdy Esben i dwójka naszych kumpli nie cieszyła się, że Olai ściąga na
nas administrację, zaczęła się jazda. Tylko Hec i Pett stali po stronie Olaia,
ale on sam miał to raczej w dupie, bo on nie traktował nas nawet jako kumpli.
Wiecie – poprawił się, żeby lepiej nas widzieć – Esben mocno nie cierpi faceta,
Hector odradza każdemu kontakty z nim, a Petter zawsze zawiesza na nim oko.
Znów
to uczucie, jakby spora część kawałków historii została poza naszym zasięgiem.
Zrozumienie tego wymagało całości, a najwidoczniej od Rika nie mogłem jej
uzyskać.
–
Po co? I to nie zgadza się z twoim „Hector uważa, że to nie jego wina".
Rik
zagryzł na chwilę wargę, patrząc to na mnie to na Urlika. Chyba przewalał w
głowie argumenty, czy warto nam mówić o starych dziejach.
–
Można powiedzieć, że Olai to taki trochę niezbadany ląd. Pettera to jara w jego
pokrętny sposób, bo raz jak chciał mu coś wyciągnąć z kieszeni, to Olai prawie
mu rękę w pół złamał. Nikt z nas nigdy nie potrafi się połapać, kiedy ten
kurdupel robi swoje czary-mary i ma nasze rzeczy u siebie. Hector po pijaku
wyjawił nam swoją teorię, że on tak naprawdę ma problemy z samokontrolą i lubi
rozładowywać napięcie. Sprzedam wam ciekawostkę, bo też chodzicie na siłkę.
–
No? – zachęcał zaciekawiony Urlik.
–
Olai zawsze po dwudziestej drugiej siedzi z trenerem do późna tylko po to, aby
złagodzić swoje impulsy. Dwa razy już wyleciałby z uniwerka, ale musi mieć
jakieś kontakty u góry, bo ciągle mu wszystko umarzają. – Pokręcił trochę z
dezaprobatą głową.
–
Jest więc zdaniem Hectora... chory psychicznie?
–
Można tak powiedzieć – przyznał niechętnie. – Średnio w to wierzę, ale ten człowiek
ciągle komuś napierdala po mordzie. Dlatego Petter lubi mieć go przy sobie
podczas domówek.
I
nie tylko.
Moje
uszy wyłapały ciąg dalszy, choć usta Rika nic takiego nie uformowały. To jest
ta subtelna nuta w głosie, którą uciszamy, gdy rezygnujemy z myśli w ostatniej
chwili, ale struny głosowe były przygotowane na jej wypowiedzenie.
–
Czy to jeszcze bardziej nie grozi... wybuchem? – drążył przyjaciel.
–
To samo mówi Esben – przyklasnął mu. – Ale Olai i Petter muszą mieć chory układ
i tego jestem pewien. To dość ciekawe, jeśli weźmiemy pod uwagę, że Olai nie
znosi ludzi i z nikim się nie trzyma, a Pett mimo wszystko trzyma jego stronę.
–
Nie spytacie o to Pettera?
Głupi
człowieku, wyciągnięcie informacji od tego krasnala przecież było niemożliwe,
pomyślałem. Jak jeden mąż spojrzeliśmy z Rikiem na Urlika z delikatnym
rozbawieniem. On jeszcze nie znał go na tyle, aby wiedzieć takie rzeczy, fakt.
–
Prędzej dowiesz się od kwiatka, dlaczego kwitnie wiosną – mówił żartobliwie. –
Nie, Pett nigdy nie wyjawia sekretów. Może wszystkie świry nadają na tych
falach, dlatego tak świetnie rozumie Olaia?
Pokręcił
palcem przy skroni, robiąc zeza. To było trochę jak ugodzenie we mnie i moich
znajomych. Dokładnie tak określano mnie i mój dar. Chroniłem siebie i bliskich,
czując nadchodzące zło i zabierając nas od niego jak najdalej. Zoe widziała w
ludziach zło, to co innego, choć podobne. Odciągała Urlika od tych, którzy na niego
nie zasługiwali i przez to mogliśmy być dla innych świrami, które
nadają na tych samych falach. Jeśli Petter faktycznie miał swój własny dar,
kto wie, może Hector też? Mogli rozumieć Olaia lepiej niż taki Rik. A może i
Olai miał dar, dzięki czemu przejrzał mnie na wylot i niebawem miałem
przypłacić za to godnością. Utratą jej.
–
Remi, wiem, że może nam nie ufasz, a dzisiejszy dzień był tylko potwierdzeniem
twoich obaw, ale... – zawahał się, a jego głos mówił mi, jak bardzo mu przykro
– ale trzymaj się z daleka od Olaia. To bardzo... niebezpieczny typ.
–
Dzięki za troskę, doceniam – oznajmiłem trochę zbyt służbowo. – Za podwózkę
też. To nie była wasza wina, ja po prostu... Myślę, że wasz świat nie będzie
działał z moim.
–
Rozumiem to, serio – zapewnił szczerze. – Tylko Petter i Hector już sobie
ciebie upatrzyli. Jeśli jeden nie zaciągnie cię do łóżka, a drugi nie uczyni
swoim przyjacielem, to się srogo zdziwię. Ale życzę powodzenia w unikaniu ich
obu.
–
Dzięki, przyda się.
–
Dobrej nocy wam.
–
Dobranoc.
Wyszliśmy
z auta i poszliśmy w stronę akademika. Mięśnie miałem napięte, gdzieniegdzie
czując ich dziwne skurcze. Może pozostałości mrowienia, którego wcześniej nie
wyczułem? Cała sytuacja wymagała wnikliwej analizy, a już miałem jej dość.
Weszliśmy
do naszego mieszkania, zdejmując swoje kurtki i je odwieszając. Marzyłem o
nawodnieniu swojego organizmu, żeby jakoś ugasić pożar we wnętrzu. Co prawda
nie było już płomienia, może gdzieś delikatnie się tlił, ale nie było
wątpliwości, że strawił mnie po raz pierwszy od tygodni. Musiałem jakoś
otrzeźwieć, pobudzić szare komórki do nawijania na trybiki taśm, odtworzenia
scen z domu Pettera. Potrzebowałem tego, nie mając pewności, czy w ogóle uda mi
się cokolwiek nowego przypomnieć.
Usiadłem
z butelką wody na sofie. Urlik w tym czasie skoczył do łazienki, taszcząc ze
sobą naszą apteczkę. Popatrzyłem na niego zaskoczony, ale tylko zapalił lepszą
lampkę i przyjrzał mojej twarzy. Zajął miejsce obok mnie, przeczesując apteczkę
w poszukiwaniu konkretnych rzeczy.
–
Rozcięcie nie wygląda na groźne, ale i tak lepiej je oczyścić. Wyjaśnisz mi w
tym czasie... co się tam... no wiesz.
Posłał
mi niepewne spojrzenie, ale nawet bez niego wiedziałem o lęku zrodzonym w jego
sercu. Już w domu Pettera przez płomień przebiło się jego przerażenie, które
tak skrupulatnie w sobie zakopał, aby udało mu się gadać z facetami bez jąkania
się. Potem nagle dostrzegł bójkę, w której jego przyjaciel oberwał, a obok
niego ktoś inny – facet – napierdalał się z dwoma kolejnymi. Nie mogło być nic
gorszego do zburzenia pewności siebie Urlika. Może nawet ta scena przywołała mu
przed oczy coś z nim w roli ofiary i bardzo źle mi z tym było.
–
Olai, on... – zacząłem, a mój głos zabrzmiał trochę jak łamiący się lodowiec.
–
On?
Chwycił
wacik, polał go środkiem dezynfekujący i delikatnie przesunął moją twarz w
swoją stronę. Zaczął cętkować mi ranę, a ja musiałem zacisnąć zęby, żeby nie
syknąć. Nigdy nie lubiłem się bić, więc obrywałem jeszcze mniej. Gdy unikasz
przemocy, ta przeważnie cię omija. Przeważnie.
–
Wpadł na mnie, gdy przepychałem się korytarzem – powróciłem do opowieści, żeby
oderwać myśli od piekącej rany. – Przeprosił mnie, a potem ktoś z pokoju
stwierdził, że znalazł sobie faceta do zabawy, ten mu odpowiedział i butelka
poszybowała.
–
Chryste – szepnął, przerywając na chwilę opatrywanie.
–
Złapał mnie i padliśmy na ziemię, nawet nie wiem, kiedy mnie odłamek drasnął.
Pragnę zauważyć, że wcale nie musiał mnie ratować, więc to naprawdę nie jego
wina.
–
Po części tak – stwierdził.
Wyrokowanie
w tej sprawie raczej nie należało do nas. Ja przypadkowo zostałem w to wszystko
wplątany, a Urlik, jako słuchacz, miał jeszcze mniej do powiedzenia. Kto wie,
może ci kolesie zachowywali się jako pierwsi absurdalnie, a on dał się
sprowokować. W każdym razie nie lubiłem oceniać ludzi poprzez opinię innych i
nie spieszyło mi się to robić w kwestii Olaia.
–
Przepraszam, przeze mnie twoja zabawa w swatkę się nie udała.
Nakleił
mi nad brew plaster, a moje słowa wydały mu się na tyle zabawne, że wreszcie
przewiały jego negatywne myśli.
–
Będzie jeszcze wiele okazji – skwitował, puszczając mi oczko.
–
Serio jestem aż taki wkurwiający, gdy nie mam życia seksualnego?
–
Cholernie.
Kiwał
– jak na moje – zbyt energicznie. Wiedziałem, że sporo w tym tonie żartu, ale
jednak i prawda się przewijała. On naprawdę uważał, że seks umożliwia mi bycie
pogodnym i wyluzowanym, a jego brak powoduje u mnie nerwicę. Cóż za dziwne
spekulacje!
–
To może zadzwonimy do dziewczyn? – zaproponował nagle Urlik.
–
Jasne, pójdę po...
Chciałem
wstać, ale wyprzedził mnie i sam poszedł po laptopa. Przytaszczył go do salonu,
ustawiając na stoliku przed nami. System włączył się niemal w minutę, abym po
kolejnej widział łączenie na naszej konferencji. Przygasiliśmy nieco światła,
żeby mój plaster w odcieniu skóry aż tak się nie rzucał w oczy. Pierwsza próba
kontaktu z dziewczynami była nieudana, ale gdy już chcieliśmy pisać, żeby
odebrały, widzieliśmy nadchodzące wiadomości od każdej. Najpierw napisała Anja,
co przeczytał Urlik:
–
„Kurwa, myślicie, że tak szybko da się ubrać bieliznę?"
Spojrzeliśmy
na siebie, aby zaraz zacząć się śmiać. Wiadomość od Zoe szła nieco dłużej, a to
tylko dlatego, że ona lubiła pisać wszystko w jednej, a nie rozbijać na tak
zwane drzewko, jak robiło każde z nas.
–
„Anja, poznamy twojego nowego faceta? Czy to moment, w którym dzwonimy do
Castora? Chłopcy, dołączę do was za pięć minut, bo muszę skończyć gadać z
mamą" – przeczytałem na głos.
–
Skąd ona wie, że razem będziemy z nimi rozmawiać?
–
Przeczucie? – zasugerowałem.
Tym
razem połączenie zostało nawiązane i nasze kamerki rozbłysnęły. My dwaj i
ładnie udekorowana za nami ściana oraz Anja w czarnym koronkowym staniku,
wilgotnymi włosami i bajzlem za sobą.
–
O, faktycznie razem? – przywitała się. – Nudny weekend, czy co? Ludzie, imprez
u siebie nie macie? Ja już dwóm odmówiłam.
–
Wróciliśmy z jednej – odpowiedziałem za Urlika.
Wiedziałem,
że wzbraniałby się przed wspominaniem w ogóle o naszym dzisiejszym dniu,
dlatego to ja musiałem wytyczyć granice tej historii. Pozostawił to do mojej
dyspozycji, a ja byłem mu za to ogromnie wdzięczny.
–
I co? – Uniosła brew. – Urlik bez laski. Remi bez faceta to nic nowego, ale
Urlik?
–
Zabawne – drwił wspomniany. – Nie jestem seksoholikiem.
–
Ty się ruchasz za dużo, on za mało.
Machała
szczotką, jakby chciała każdego z nas wskazać. Z czym się tu kłócić? Miała
świętą rację.
–
Fakty – wcięła się Zoe, która właśnie się połączyła i odpalała kamerkę. – A o
czym mówimy?
–
To skąd wiesz, że fakty? – zaśmiałem się.
–
Bo na pewno was karci. Karcisz ich? – spytała, ustawiając dobrze telefon na
jakimś prowizorycznym statywie.
–
Wiadomo, że tak – zapewniła z dumą blondynka. – Hej, jesteś w domu rodzinnym?
–
Ano.
Usadowiła
się już wygodnie na huśtawce na ganku, wiedziałem to na sto procent,
rozpoznałbym ją wszędzie. Oświetlenie wokół girland miała tak piękne, że mimo
mroku była niesamowicie widoczna ze swoimi czarnymi włosami i ciemniejszą
karnacją.
–
Coś się stało? – spytał od razu Urlik.
–
Nic takiego – uspokajała. – Obiecałam, że będę czasem na weekendy wpadać do
rodziców. Tak się składa, że ten tydzień był naprawdę spokojny, mogłam sobie
pozwolić na przyjazd teraz lub liczyć na szansę w przyszłości, a to nieznośne.
–
Prawda – mruknęła blondynka, odkładając już szczotkę. – Co tam u cioci i wujka?
–
Dobrze, dzięki. Pozdrawiali was, gdy nie odebrałam i kazali przekazać.
–
Oj, wyściskałabym ciocię! – Nagle do jej pokoju weszła jakaś dziewczyna, więc
mierzyły się przez chwilę w ciszy. – Cloudia, jak masz coś do powiedzenia to
mów i wypierdalaj.
–
To też mój pokój, Genik – warknęła na nią współlokatorka.
–
Ty mieszkasz u swojego faceta.
–
Mieszkam tutaj – wypomniała, zabierając coś spoza kadru pod czujnym
kontrolującym okiem. – Nie ruszaj moich rzeczy, bo się dowiem.
–
A spierdalaj.
Anja
machnęła jedynie dłonią, gdy współlokatorka wyszła z trzaskiem drzwi za sobą.
Wszyscy byliśmy skonfundowani tą sceną i korciło zapytanie, ale jakoś nikt się
nie wychylał. To ten moment, gdy ktoś ci czegoś nie mówi, a gdy go na tym czymś
przyłapujesz, to robi się dziwnie.
–
Jesteście tacy nieznośni – jęknęła, nie mogąc znieść naszej ciszy. – Cloudia to
franca z mojego działu i nie podoba jej się, że jestem od niej lepsza. Mówi, że
niedługo zacznę włazić psorom do łóżka, tak się mizdrze do nich. Mam faceta! –
krzyknęła, jakby dziewczyna mogła ją usłyszeć. – Sucha wydra.
–
Okej – zamknęła temat Zoe. – A co u was? To dość niespodziewane, że dzwonicie
razem o tej godzinie.
–
Czekaj! – Anja gwałtownie przysunęła się do ekranu. – Remi?! Co ci się stało w
twarz?
–
Co?
Zoe
była na tyle zdziwiona, że sama się nieco przysunęła do małego ekraniku
telefonu i zmarszczyła brwi. Nie chciałem ich martwić, ale skoro już temat
został rzucony, to przysunąłem się nieco do światła z ekranu.
–
Plaster? Rozciąłem sobie brew odłamkiem szkła.
–
Kto ci to zrobił? – drążyła Zoe, zasiadając prosto.
–
Przypadek – podkreśliłem. – Na imprezie stłukła się butelka i pech chciał, że
odłamek...
–
Urlik, mów prawdę – zignorowała mnie chamsko, wiedząc, że przyjaciel na pewno
jej nie ściemni.
–
Tak właśnie było – poparł mnie zgodnie z prawdą. – Byłem tego świadkiem w
pewnym sensie. Dlatego wróciliśmy, myślałem, że to coś gorszego, ale płytka
ranka.
–
Dobrze ją oczyściłeś?
–
Idealnie, mamo.
–
Dobry chłopiec.
Zoe
pogłaskała powietrze, a efekt na kamerze był taki, jakby dosłownie klepała
chłopaka po głowie. Roześmialiśmy się, bo to była reakcja, na którą skrycie
liczyłem. Bez zbędnych pytań.
–
Zoe, ucieszysz się z pewnej nowiny! – Klasnąłem w dłonie. – Urlik zawiązywał
dziś męskie znajomości!
–
Że gejowskie? – spytała głupio Anja, a druga dziewczyna parsknęła śmiechem na
tę aluzję.
–
Oszalał? Dobrze wie, że najpierw ja muszę ocenić towar, a potem on może
korzystać.
–
To brzmi, jakbyś mówiła o narkotykach, a nie facetach, kochana – stwierdziła
blondynka. – Jesteś pewna, że przytoczyłaś odpowiednią umowę?
–
Tak.
–
Jak miałabyś ocenić, to dla całej piątki byłoby stanowcze nie – zaśmiałem się.
–
Też się tego obawiam – mruknął z krzywym wyrazem twarzy siedzący obok mnie
chłopak. – Ale skoro Remi się z nimi dogaduje, to ja też dam radę. Co nie?
Szukał
u mnie pocieszenia, wsparcia, a ja tylko popatrzyłem na niego jak na idiotę.
Powinien już połączyć kropki, że ja i ta grupka sportowców to ostatnie, na co
miałem ochotę w swoim życiu i zostałem do tej znajomości wręcz zmuszony przez
Hectora, a potem Pettera. Absolutnie nie polecałem przyjacielowi tych ludzi,
cieszyłem się z wymijających się ścieżek, aż do dzisiaj. I co mi przyszło z
łączenia się z nimi? Odżywienie płomienia, rana bitewna i prawie rozwalenie
czegoś samym spojrzeniem. Ach, no tak, zapomniałem. Za moje nerwy odpowiadał
brak seksu. Także ostatnie możemy skreślić chyba z listy. Zdaniem przyjaciela.
W
idealnym momencie mój telefon zawibrował. Wyjąłem go z kieszeni i niemal nie
mogłem uwierzyć, że Petter do mnie dzwonił. Urlik nie raczył czekać
na moją reakcję, zabrał mi telefon i zrobił na głośnomówiące przy odbieraniu
połączenia. Nakazał też przyjaciółkom ciszę przez palec na ustach.
–
Co tam? – odezwał się jako pierwszy.
–
Lick, przyjacielu. – Petter był już chyba wstawiony. – Gdzie jest Revo?
Potrzebuję Revo. Czy on śpi? Świetnie. Zrób zdjęcie jego penisa. Swojego też.
–
Nie dostaniesz tych informacji! – krzyknąłem do telefonu. – Potter, wal się.
–
Wolę jak mi walą, ale dzięki za sugestię. Słuchaj, Reva, Olai o ciebie nie
pytał.
Niemal
straciłem wszystkie siły witalne. Urlik prychnął, choć ja tam w tym zabawnego
nic nie widziałem.
–
A po co miałby pytać?
–
Nie wiem. Powinien przeprosić. Ale, ale nie martw się, bo już mu zabrałem
paczkę fajek! Chociaż podejrzane, bo jego się okraść nie da i myślę, że to
fajki kogoś innego. Ej, czy Olai pali?! – krzyknął do kogoś.
–
Potter, nie mamy czasu z tobą dyskutować – uciąłem, zabierając Urlikowi
telefon.
–
Ej, ale czekaj! – prosił. – Znalazłem ci faceta na seks! Urlik, znalazłem mu
faceta! – przekrzykiwał głośny tłum za sobą.
–
Świetna wiadomość! Potrzebny mu facet.
–
Nie, nie jest mi potrzebny facet, Urlik – cedziłem przez zaciśnięte zęby.
–
Potrzebny – powiedziały jednocześnie kobiety przez wideo rozmowę.
Popatrzyłem
na nie z miną sarkastycznej wdzięczności. To już nie było prawdą, skoro one na
odległość wiedziały, że ja potrzebuję faceta, bo robię się bez niego nieznośny.
Każdy chciał na siłę mnie zeswatać, a to już mi się ani trochę nie podobało.
–
Ej, Esben! Revo i Lick mają przyjaciółki. Chcesz?
–
A co my, towar? – spytała Anja, ale zaraz westchnęła. – No tak, towar.
Zoe
zaczęła się chichrać pod nosem, bo dokładnie tak określiła facetów, którzy
potencjalnie chcieli się przyjaźnić z Urlikiem. Zakończyłem rozmowę z Potterem
bez żadnego pożegnania i odłożyłem telefon. Miałem dość tego dnia, miałem dość
przeżyć i nerwów. Na siłę szukanie mi partnera też jakoś dodatkowo potęgowało
irytację. Może, podkreślam może, chodziło o seks, ale wolałem tego tak nie
kategoryzować, bo to było zbyt okrutne i beznadziejne.
–
Idę się umyć, a wy se gadajcie.
Odszedłem
od laptopa, zabierając ze sobą telefon do sypialni. Tam wyciszyłem go, żeby
czasem Urlik nie pokusił się o odebranie od któregoś ze sportowców i zrobienie
mi dodatkowego wstydu przy dziewczynach. Nie, żebym nie ufał, aaale nie ufałem
w tej kwestii.
Komentarze
Prześlij komentarz