Believe it Cz.53


Porażenie

|w domu Pettera|

– Teraz twoja szczerość, Revo. Wyjaw mi coś, a ja wyjawię tobie.

– Nie wiem co, Pett – powiedziałem zmęczony. Głowa zaczynała mi pulsować od bezsensownego myślenia i przyswajania nowej rzeczywistości, która okazywała się okrutniejsza, niż chciałem.

– Nienawidzisz Gustava czy mnie?

Wzdrygnąłem się, spoglądając na twarz blondyna. Wydawał się zaintrygowany odpowiedzią, chociaż nie bardzo wiedziałem, skąd pomysł, że byłbym zły właśnie na niego?

– Gustava.

– Ależ Gustav to problem mój i Olaia. Skoro zerwałeś z Olaiem, do którego oczywiście wrócisz, to dlaczego miałbyś nie nienawidzić mnie?

– Petter, nie obwiniam nikogo o to, co zrobił mi ten homofob! – Znów zabrałem dłoń z jego. – Dostałem rykoszetem z waszego powodu, to prawda, ale tacy jak on są codziennością. Czy to nie tak, że on też cię skrzywdził, Pett?

– Owszem. Skrzywdził mnie, Lucę, Hectora i Olaia.

Popatrzyłem zaskoczony i zmieszany. Co on próbował mi wmówić?

– Moja szczerość, po której oczekuję czegoś większego, niż tak lub nie – ostrzegł, odchylając się do tyłu. – Pierwszy skrzywdził mnie Luca, którego skrzywdził Olai, ale ostatecznie i tak Gustav obrał za cel mnie, jako pedała, który na pewno daje się posuwać lokatorowi – wyjawił, mrożąc mi krew w żyłach. – Och, zaskoczony? To nie ruszę tego dalej, ale dodam do poprzedniej informacji, że Olai najpierw musiałby chcieć mnie posuwać.

– Przestań – poprosiłem mimowolnie.

– Nie chodzi o to, że mu nie proponowałem. On się po prostu nie zgadzał. Niech stracę. Powiem, że ja naprawdę nie czuję, Revo. Gwałty na mnie są świetne, bo jestem dmuchaną lalą, która nic nie czuje. Bólu ani przyjemności. Cloud uwielbiał takiego mnie. Doszedłem do wniosku, że on jeden chociaż potrafił docenić coś, co traktowałem jako wadę konstrukcji.

Pokazał na swoją sylwetkę dłonią, drugą dalej podpierając się za plecami. Chciało mi się rzygać. To obrało bardzo nieciekawy kierunek i ani trochę nie miałem ochoty dalej rozmawiać. Petter wrzucił na ruszt zbyt wiele tematów naraz, gdy ja nawet jednego nie przetrawiłem. W mojej własnej głowie huczało od myśli, wszystko zaczynało znów promieniować bólem bez leków, a alkohol skutecznie wyprał mi mózg na tyle, że teraz tylko dodatkowo cierpiał. Zbędna sprawa, żałowałem. Potter swoim zachowaniem nie powinien mnie zaskakiwać. To, że dla niego nie było wagi między tematami, nie oznaczało, że każdy jej nie czuł. Ja czułem i cholernie pogarszało mój stan.

– Mówiłeś... – zawahałem się z szybciej bijącym sercem. – Mówiłeś, że Cloud cię nie tknął.

– Kłamałem – wyznał szczerze. – Ludzie często kłamią. Dlatego wierzę ci, gdy mówisz, że nie słyszysz prawdy w moich słowach, bo wiedziałbyś po naszej rozmowie, że temat seksu z Cloudem był jednym wielkim kłamstwem.

– Dlaczego? – Pokręciłem głową zdegustowany. – Nie musiałeś mi wtedy w ogóle o nim mówić.

– Chciałem sprawdzić, jak się poczujesz, gdy opowiem coś takiego. A ty nie zadawałeś mi pytań, co potraktowałem jako coś słodkiego. Każdy inny na twoim miejscu ciągnąłby za język, aby przekazać plotki dalej. Ale nie ty. Dlatego należy ci się szczerość teraz. Tak, Cloud i ja sypialiśmy ze sobą. W zasadzie był kimś, kto pokazał mi, że moje ciało reaguje. Krwawi i może wydobywać z siebie spermę. A potem postanowiłem sprawdzić to w innych warunkach. Wybrałem kogoś sam, nie dając sobą pomiatać i doszedłem do wniosku, że w moim przypadku stosunek płciowy jest beznadziejny. To nie tak, że nie mogę z kobietą.

– Nie możesz się podniecić, nie mając uczuć – dopowiedziałem wyprany z emocji. Nie mogłem tego słuchać, ale nie potrafiłem przestać.

– Mhm, tak. Dlatego wiedziałem, że to, co robił mi braciszek, było złe. Obrzydliwe i okrutne. Zrobiłem wszystko, aby wyrzucono mnie z domu. Nie przypuszczałem tylko, że pójdzie za mną. To bez znaczenia. Unikam go i od tamtej pory ani razu mnie nie posiadł. Czyż nie jestem mądry?

– Boże, Pett – jęknąłem, zakrywając usta dłonią. – To obrzydliwe, a ty mówisz o tym, jakby nie było poważne.

– Revo! – uniósł głos, czym mnie zaskoczył, bo mimo to nie było w tym złości. – Chciałbym czuć to, co ty teraz. To bardzo pouczający widok, jak się wijesz z obrzydlistwa. Chłonę to. – Odepchnął się, zabrał moją dłoń z ust i ujął we własne całą moją twarz. – Nie opowiadam tej historii, bo znam konsekwencje. Nazywano by mnie popieprzonym, skoro nie widzę różnicy między gwałtem a zwykłym seksem za zgodą. Tylko cóż mogę poradzić, Revo? Ja nie czuję. Pokazujesz mi teraz to, czego pragnę najbardziej; emocje. Dajesz mi swoje.

– Nakręcam cię – zauważyłem, na co jego kąciki ust drgnęły.

– Szczerość.

Zacisnąłem szczęki, chcąc odchylić się i wyrzygać wszystko, co jeszcze miałem w żołądku. Oczekiwał ode mnie spłaty długu, ale to było za dużo. Za mocno. Czułem niemal jego ból, a nawet nie przekazał mi go w głosie. Wyobrażałem sobie wszystko, począwszy od jego dzieciństwa po okrutne życie w rodzinie adopcyjnej. Żył od tylu lat i nigdy niczego nie poczuł. Ile razy musiał się potknąć, powiedzieć coś w złym czasie i miejscu, do złej osoby i zapłacił za to cenę? Ile zajęło mu nauczenia się ludzkiej natury na tyle, aby móc egzystować z nimi na jednej planecie? Zaczynałem wierzyć w słowa Olaia, że był przeklęty. Może tak naprawdę każdy z nas był? Bóg, jeśli to on, nie dałby nam tych darów, gdyby miał wyższy cel. Karał nas. Mnie szczerością i kłamliwością, Olaia śmiercią i agresją, a Pettera pustką i brutalnością. Gdzie w tym wszystkim był jakikolwiek sens?

Szczerość, pomyślałem. Zamyśliłem się nad tym, co chciałem mu przekazać.

– Gdy tata dowiedział się, że jestem gejem, wiedziałem, że mnie nie zaakceptuje – zacząłem cicho, a chłopak nie puścił mojej twarzy. – Nigdy nie miałem innej rodziny niż rodziców, ponieważ dziadkowie odeszli dość wcześnie, a brat mojej mamy pozostał w Anglii. Chyba w Anglii. Może to jednak było gdzieś indziej? Nie wiem, nigdy go nawet nie poznałem, ponieważ byli skłóceni. Przynajmniej tak mówiono. Pomyślałem, że jeśli po rozstaniu rodziców straciłem najpierw mamę, a teraz z powodu homoseksualizmu stracę tatę, to wolałbym mu nigdy o tym nie mówić. Uciekałem od prawdy przez wiele lat, nawet jeśli Urlik i reszta wpajali mi, że może warto z facetem spróbować. Ja nie potrafiłem. Nie tak mentalnie. Musiałem z kobietami, bo tata był sam, chciał z pewnością mieć wnuki. Ja... ja nie czułem się na siłach, aby sprostać samodzielności i rozczarowaniu z jego strony. Nie chciałem jak mama zostać znienawidzony przez tę stronę mnie. – Zacząłem szybciej oddychać, a Pett zdusił moją twarz. Nie przestałem opowiadać. – Ale gdy wyjechałem na wyspę do mamy... bez taty obok było łatwiej przestać udawać. Łatwiej omamić facetowi i pójść na żywioł. A potem? A potem nie mogłem już tego odwołać, bo byłem zakochany, ale to nie była kobieta. Studia stały się ucieczką od wymijania się z tatą w domu. To było okropne. Jeszcze gorsze od walki z nim o Olaia.

– Remi – zawołał, więc spojrzałem na niego zaszklonymi oczami. Potarł moje policzki kciukami. – Gdy zacząłem studia, też potraktowałem to jako dalszą część ucieczki. Byłem wolny i dorosły. Mogłem obserwować i prowokować ludzkie reakcje do woli. Na domiar tego wszystkiego mieszkałem w pokoju z dwoma studentami z mojego działu oraz jednym, który tylko sporadycznie uprawiał sport. Pomyślałem, jakie to głupie, żeby siedział z nami ktoś, kto nawet nie biega po boisku. Nie lubiłem Olaia tak bardzo, jak bardzo chciałem go poznać. Och, Revo, gdy okazało się, że jest jak ja, jak my – poprawił się, nachylając do pociągającego nosem mnie – to stało się łatwiejsze, ale on mnie odtrącał. Więc węszyłem. I przegapiłem moment, w którym byłem obserwowany. Bity i poniżany. Gdybym wtedy czuł, Remi, na pewno byłby to kolejny powód do złamania mnie. Luca umiał ubierać w słowa każdy cios. Nie musiał mnie bić pięściami. Także to robił, naturalnie. Hector nic nie zauważał, ale Olai widział każdy siniak, bo był jak ja. Z przeszłością.

– Skatował Lucę – wychrypiałem, przypominając sobie opowieści i żal Rika w tej sprawie. – Skatował go dla ciebie.

– Nazwałbym to przeze mnie, ale ładniej brzmi twoja wersja – przyznał. – Gustav był przyjacielem Luci, więc Luca szepnął mu słówko o tym, jakoby Olai mnie posuwał – powrócił do wcześniejszych słów, wywołując u mnie dreszcz. Znów mocniej mnie zdusił. – Ale tego nigdy nie zrobił i tym razem nie kłamię. Gdy napatoczyłem się Gustavowi, miało to być ostrzeżeniem dla naszego przyjaciela. Hector i Olai nie dali mu więcej szans. Hector jest kochany – powiedział z nutą czegoś, co zakrawało na emocję, która szybko zgasła. – Był pierwszym, któremu opowiedziałem o gwałtach i siostrze. Nie uśmiechał się, był wściekły na cały świat za krzywdę, jaką mi wyrządził. Obiecał mi wtedy coś, wiesz? – wyszeptał, stykając swoje czoło z moim. – Powiedział, że będziemy zespołem nie tylko tam, na murawie. Będziemy też przyjaciółmi. Nauczy mnie całej gamy uczuć. Pozna mnie z ludźmi, którzy pokażą mi świat z innej strony. I razem stawimy czoła prześladowaniom, będziemy chronić słabszych na uczelni. Och, nasz kochany kapitan nie podzielał naszych motywacji. W końcu Hector mimo żalu za Lucę wziął sobie Olaia pod skrzydła, abyśmy we trójkę jako silna grupa stanowili ostrzeżenie. Tylko wtedy jeszcze nie wiedział, że Olai ma problemy z agresją. Sprawa z Lucą wydawała się jednorazowa, ale potem były inne, mniej szkodliwe. Widzieliśmy leki, bo ktoś musiał go pilnować. Kazałem Hectorowi zostawić Olaia mnie. Nie chciał, ale zostawił. Dalej uważam, Revo, że tacy jak my zostaniemy zrozumiani tylko przez takich jak my.

Odsunął się, a ja pierwszy raz tego dnia miałem wrażenie, jakby po tej całej opowieści był zmęczony. Nie udawanie, ale tak prawdziwie. Jeśli wierzyć jego słowom, ostatnim razem prawdę o sobie wyjawił Hectorowi. Rok temu? Od tamtej pory wiele uległo zmianom, a oni pozostawali oddani ideałom. Zauważyłem dystans Hectora i reszty sportowców co do Olaia, ale mimo to go nie skreślali. Nie odpychali jednoznacznie, bo Petter był kimś, kto zawsze za nim stał i kazał być cicho pozostałym. Wierzył w swoje słowa, wiedziałem to od razu. Wierzył, że tylko Olai mógł dać mu pełne zrozumienie. Że ja mogłem dać je Olaiowi. Walczył o nas, a ja dopiero w tej chwili pojąłem rozmiar jego zamiarów.

– Tak mi przykro, Pett – wyszlochałem, ignorując ból zagnieżdżony we mnie.

– Znam uczucie osamotnienia – powiedział, wywołując u mnie dreszcz ciepła i zmuszając do szlochu jeszcze intensywniejszego. – Absurd, czyż nie? Ale znam je. Pamiętam, co czułem, gdy uchodziło z niej życie wraz z moją duszą. Traciłem ją, a ona potrafiła się uśmiechać nawet w takiej chwili.

– Przestań... – błagałem, zaciskając dłoń na jego przedramieniu.

– Tacy jak my się zrozumieją – drążył uparcie. – Może ci się zdawać, że nie pojmuję twojego stanu, ale to, że nie jest mi żal czy to, że nie odczuwam smutku, nie oznacza, że nie chcę ci pomóc. Czujesz za dużo, Revo. Byłeś silny za długo, tak jak Olai, a potem wybucha. Ja także potrafię – powiedział cichutko, co w sekundę uciszyło mój szloch. Spojrzałem na niego oczami pełnymi łez. – Och, Revo, wiesz, ile razy miałem dość? Dość uczenia się ludzi, dopasowywania się? Ile razy chciałem być tłem lub być tam, gdzie ona?

Dopasowywał się. Dopasowywał się. Dopasowywał się.

Skąd to znałem?

Przecież ja również to robiłem. Udawałem normalnego, aby mnie lubiano i nie prześladowano. Abym nie był widoczny jako odludek lub dziwoląg, ale żebym żył jak inni, bo chciałem być jak inni. Olai i Petter także. Nienawidzili swoich żyć, ale to nie tak, że mieli na nie wpływ. Ja także. Z naszej trójki byłem kimś, kto miał najlżejszy dar lub przekleństwo. A mimo to czuliśmy się tak samo.

– Skąd ją bierzesz? – spytałem, czując ból, ale jakby niepochodzący z żeber.

– Z przyjaciół – przyznał, unosząc kąciki ust. – Każdego dnia Hector rozjaśnia pokój uśmiechem, Esben przemądrzaniem się, Rik głupotą, Bastian powiewem spokoju, a Olai walką o to ciało, o to życie. Widzę waszą siłę i czerpię z niej własną. To pozwala mi wstać, wyjść i przebywać z innymi. Mam ochotę ciągle się uczyć i starać żyć, bo zrozumiałem, że jej śmierć była po coś. Gdybym miał umrzeć, umarłabym wtedy z nią. A ona się uśmiechnęła – wyznał, spoglądając w bok, mógłbym przysiąc, że ze smutkiem i rozgoryczeniem – i szeptała, żebym uważał na właścicieli drogich przedmiotów, bo tych zawsze pilnuje więcej par oczu. – Powrócił na mnie spojrzeniem. – Zrozumiałem, że chciała, abym dalej starał się przetrwać, bo ona nie mogła mi już pomóc.

– Petter – zaszlochałem, kuląc się.

– Wiem. Wyczerpałeś je, ale się podniesiesz, bo nie jesteś sam na świecie z tym gównem. Ponieważ Olai z tobą nie zerwie, nie w tym stanie i nie z jego powodu. A ja się nigdzie nie wybieram, Revo. Och, mój Revo.

Głaskał mnie po głowie, gdy ja zwijałem się u jego stóp. Już nie obchodził mnie ból, trudności z oddychaniem, bo to, co paliło mnie w środku, było czymś innym, niezbyt fizycznym. Jak wszystko, co czułem do tej pory w postaci Mrowienia, Fali czy Płomienia. To było Porażeniem. Przechodziło po całym moim ciele, kłębiło, a potem wystrzeliwało. I tak w kółko; przynosząc ból, któremu daleko było do fizycznego. Wiedziałem, jak radzić sobie z każdym poprzednim stanem, ale ten był dla mnie odrażający. Im bardziej chciałem od niego uciec, tym mocniej mnie chwytał. Płomień malał, gdy oddalałem się od źródła, podobnie zresztą fala i mrowienie. Ale to? Czym było źródło i jak mogłem się oddalić? Z czym lub kim walczyłem?

Miałem wrażenie, że z samym sobą. Z tym, kim chciałem być, a się bałem lub nie mogłem. Z odpowiedzialnością, której się nie chwytałem.

– Dlatego chciałem cię chronić – mówił cicho przy moim ucho, a ja bez sensu doszukiwałem się jakichś emocji. – Najbardziej cierpią ludzie, którzy silni byli zbyt długo. Dlatego teraz pokaż swoją słabość, krzycz o niej lub wypłacz ją, ale nie duś w sobie. Wiem, co mówię, Remi. Jak opowiadam prawdę i widzę reakcję, to jest to dla mnie pożywką do działania. Coś się dzieje, coś się zmienia. Ty też się zmieniasz i zmienisz. Będziesz taki, jaki chcesz tylko wtedy, gdy sobie na to wszystko pozwolisz. Z ludźmi, którzy będą warci stania obok ciebie lub bez nich, jeśli wybierzesz samotność. Nienawidzę ludzi, ale kocham ich, bo są tym, czego nie mam. Mój Revo.

– Ukryj mnie – błagałem.

– Ukryję. Nikt tu nie wejdzie, jeśli na to nie pozwolisz. Bądź silny dla obcych, słaby przy mnie.

Nie wiem, co działało na mnie bardziej. Jego pozbawione emocji słowa i zapewnienia, czy to, że gdy się tak pochylałem, on ciągle głaskał mnie po głowie i przytulił swoją do niej. Ta scena była zbyt intymna, zbyt osobista, ale już podobne przeżywałem. Z Urlikiem. Nazywano nas wtedy kimś więcej, ale nie byliśmy nikim więcej. A ja czułem się najlepiej, gdy byłem bliżej i on był bliżej. Nie kryła się za tym intencja seksualna, a poczucie słabości. Teraz to pojąłem. Że przy nim mogłem być słaby, mogłem sobie pozwolić na wiele. Do czasu studiów, gdzie wszystko runęło w jednej chwili. Czy Petter miał być tym, kim był dla mnie dawniej przyjaciel?

Nie długo to trwało, jak blondyn pomógł mi na nowo ułożyć się wygodnie w łóżku. Przykrył mnie kocem, bo musiałbym wstać, żeby wyjąć pościel spod ciała, a to było ostatnią rzeczą, na którą miałem ochotę. Byłem wyczerpany płaczem i atakiem Porażenia. Petter jeszcze zanim odszedł, pochylił się nade mną i ostatni raz pogłaskał po głowie. Co go kierowało, aby uczynił ten gest? Nie rozumiałem, może on też do końca nie. Może nauczył się tego od jakiejś matki, która tuliła dziecko w ten sposób do snu. A może nie jakiejś matki, a własnej? Nie chciałem go odtrącać, więc po prostu pozwalałem mu na to, aż zamknąłem oczy, a on zabrał alkohol i opuścił piwnicę.

Tego dnia podziało się dużo za dużo. Kłótnie, wyznania i obietnice. Najgorsze było to, że był przecież środek dnia. Olai zniknął, a Petter poszedł najpewniej samemu odpocząć. Zasnąłem, ale to była krótka drzemka. Obudził mnie szelest. Wysuszonymi i zapewne napuchniętymi oczami dostrzegłem właściciela piwnicy, który grzebał w jakiejś reklamówce przy stoliku z palet. Nie spoglądał na mnie, a jego ruchy kazały mi wierzyć, że starał się być cicho. Dotarło do mnie z niemałym szokiem, że ja słyszałem przez sen. To tak mną obezwładniło, że stęknąłem cicho, co zwróciło uwagę Olaia. Popatrzył na mnie, a następnie odstawił siatkę, chwycił talerz i kubek i podszedł do mnie. Postawił oba na szafce obok. Jego mina była nieodgadniona, ale to cały on. Dotarcie do niego zajęło mi tygodnie, a teraz się cofnąłem z własnej winy. Petter miał rację, ja nie chciałem z nim zrywać, ale chciałem jednocześnie.

– Przykro mi – powiedziałem złamany, nie ruszając się z miejsca. – Wiem, że mnie nie kochasz, Olai. Powiedziałem to, bo chciałem ułatwić ci życie. Nie chcę, żebyś czuł się zobowiązany mną zajmować i o mnie martwić, bo jestem teraz chory przez kogoś, kogo znałeś. Najgorsze, co może być w związkach, to relacje na przymus lub z obowiązku. Ja... – zawahałem się. Głos mi się załamał, więc odchrząknąłem i zamrugałem. – Nie mam siły na taką relację. Nie chcę nikogo więzić. Moje uczucia nie mają prawa cię przygniatać. Przepraszam.

– Posuń się trochę.

Popatrzyłem na niego zaskoczony, ale posłusznie cofnąłem się bliżej ściany. Powoli, ale zrobiłem to bez większych bóli. Olai położył się na brzegu twarzą do mnie. Patrzył w moje oczy. Coś mu nie pasowało, więc palcem odgarnął mi włosy z czoła i znów powrócił do oczu. To było ciężkie; leżeć obok osoby, którą się kochało i zraniło, nie móc jej jakoś tego wynagrodzić.

– Nie zrobiłbym tego – wyznał ze szczerością. Ten przepływ emocji był jak obmycie ciała przez falę oceanu. Zupełnie inne doznanie niż z Petterem, o czym kompletnie zdążyłem zapomnieć, a przecież kłóciłem się z Olaiem parę godzin temu najpewniej. – Nigdy nie udawałbym zakochanego, byle nie sprawić komuś zawodu. Nie podziałało to, gdy żyłem jako Sargent i nie podziała teraz. Wiesz, co sobie uświadomiłem, gdy zadzwoniłeś ledwo żywy?

Pokręciłem przecząco głową, chcąc się do niego przytulić, żeby nie czuć tej przepaści między nami. Przepaści, gdzie leżały nasze dłonie i nie stykały się.

– Że to znak. Wiem, Petter drwi z mojej relacji z Bogiem, może to robić. Ty też. Ale traktuję to poważnie. Ostatnim razem, gdy zrezygnowałem z miłości na rzecz rozsądku, zapłaciłem za to wysoką cenę. Bóg dał mi drugie życie z bagażem przeszłości, a ja podejmuję znów ten sam wybór i popełniam ten sam rażący błąd.

– O czym ty mówisz? – spytałem, marszcząc brwi.

– O tym, że zamiast próbować relacji z tobą, wolałem się ukrywać przed światem. Nie da się ukryć, tego się już boleśnie nauczyłem. Royce i Sargent to więźniowie przeszłości, a Olai jest kimś nowym, splamiony ich błędami, ale kompletnie nowy poza tym. I w tym całym bałaganie zgubiłem ten sens. Bóg pokazał mi, że jeśli podejmę zły wybór, odbierze mi też ciebie. Ja wiem, powiesz, że to bez sensu. Może. Ja w to wierzę w każdym razie. Wszystko przemyślałem.

– Olai, nie możesz tak myśleć – stwierdziłem pewnie, ale zignorował moje słowa, gdy dotknął mojego policzka rozgrzaną dłonią. Coś równie ciepłego rozlało się w moim wnętrzu i uciszyło myśli.

– Nie mogę ci jeszcze powiedzieć, że cię kocham, ale mogę się starać bardziej. Mogę bardziej angażować się w ten związek. Do tej pory to ty nas gdzieś zabierałeś i prosiłeś o wyjścia, a ja albo się zgadzałem z przymusu, albo odmawiałem. To źle, bardzo, bardzo źle. Jeśli dasz nam szansę, mogę się bardziej starać. Pogrzebię swoje uczucia, kiedyś na pewno się uda. Nie wiem, kiedy i jak do tego dojdzie, ale... czy możesz mi pomóc?

Miałem ochotę znów płakać jak dziecko, bo to przecież była jakaś fatamorgana. Czułem się jak wrak człowieka pod wieloma względami. Niszczyłem relacje z innymi, swoje zdrowie i przyszłość. Zastanawiałem się, jaki to wszystko ma sens, skoro nie widziałem pozytywnych aspektów życia, ale nagle Petter wkroczył w odpowiednim momencie, a zaraz za nim Olai, który chciał nas ratować. Nas. Żadnego udawania. Każde słowo ociekało zawstydzeniem i determinacją. Wierzyłem, że jeszcze mnie nie kochał – jeszcze! – ale zależało mu, aby sprawdzić, czy mógłby to zmienić. Decyzja należała do mnie, żaden z nich nie chciał jej podejmować. Petter obiecywał wsparcie i ochronę, a Olai miłość i oddanie. Nigdzie nie padł rozkaz „żyj" albo „nie gadaj głupot, tylko dalej mnie kochaj". Cały pieprzony czas byłem dowodzącym we własnym życiu.

– Olai – wychrypiałem, ledwo się trzymając – czy mógłbyś mnie przytulić?

Nie zadawał żadnych pytań. Zamiast tego kazał unieść głowę, pod którą wsunął ramię i znalazł się bliżej mnie, a ja jego. Nosem dotykał mojego, drugą dłonią trzymał moją zdrową między nami. Tą pod głową zaczął leniwie przeczesywać kosmyki nad moim uchem, gdzie mógł sięgać. Ten gest był drobny, ale czułem się jak w objęciu.

– Przepraszam – powtórzyłem.

Jego usta odnalazły moje, poświęcając im kilka drobnych pocałunków. Chciał mnie uciszyć, abym przestał przepraszać, bo nie tego ode mnie oczekiwał. Więc gdy się odsunął, powiedziałem:

– Pomogę ci, Olai. Zawsze. Jeśli tylko ty postarasz się nie mieć mnie dość.

– Czego? Tego, że jak ja masz gorsze chwile? Remi, to tak nie działa. Nikt nie może się wiecznie uśmiechać i być zdrowy. Chciałbym, ale się nie da. Jeśli chcesz posiedzieć w milczeniu, będziemy siedzieć. Jeśli chcesz rozmawiać, rozmawiajmy. Jeśli chcesz płakać z przemęczenia, płacz. Za każdym razem wolę szczerość niż udawanie. Ja już dawno przestałem udawać, bo to nie ma sensu i ty też musisz przestać. Widziałem, co takiego zgniotłeś i wyrzuciłeś.

– Przep-

Mruknął groźnie, więc ugryzłem się w język.

– Skoro w szpitalu stwierdzili, że potrzebujesz rozmowy, to rozmawiaj, proszę cię. Odpocznij wreszcie i daj sobie pomóc.

– Nie chcę nikogo przytłaczać.

– Przytłaczaj mnie, do cholery – warknął, unosząc moją głowę, abym spojrzał mu w oczy. – Posiadasz iście wkurwiający charakter, ale taki właśnie jesteś. Będę starał się trochę przemówić ci do rozumu, ale jeśli uznasz, że potrzebujesz profesjonalisty, to na litość Boską, idź do niego. Ty masz sto razy prościej ode mnie czy Pettera. Ja nie mogę mówić o wojnie, a on nie może mówić o sobie bez emocji. Obu nas by pozamykali i nigdy nie uleczyli. Ciebie? Ciebie wypuszczą, bo przede wszystkim nie męczy cię twoje słyszenie, Remi, tylko życie. Twój tata wyznał mi, że źle przeszedłeś rozstanie z mamą, dlatego od tamtego czasu średnio akceptowałeś społeczność homoseksualną. Powiedział mi, że on też ma z tym problem, ale jeśli jesteś ze mną szczęśliwy, to nie liczy się nic więcej.

Zagryzłem mocno wargę, nie mogąc uwierzyć, że tata wziął Olaia na stronę i tego nie zauważyłem w święta. Ale Olai nie kłamał, mówił prawdę. Słyszałem ją wyraźnie.

– Powinieneś przejść terapię dawno temu, to jego słowa. A skoro odkryłeś w sobie homoseksualizm, to tym bardziej powinieneś sięgnąć po pomoc teraz. Jeśli uznasz, że wystarczę ja lub ktokolwiek inny, w porządku. Jednak ten numer do psychiatry zachowałem. Dam ci go w każdej chwili, rozumiesz? Powiedz, że rozumiesz.

– Rozumiem – przyznałem poruszony. – Dziękuję, Olai.

– To ja dziękuję, ty uparciuchu.

Zaśmialiśmy się obaj krótko, aby znów przylgnąć do siebie i w ten sposób zasnąć. Chociaż może to tylko ja zasnąłem, a on cierpnął przy mnie. Nie zmieniało to faktu, że wszystko to, co mi powiedział, było ważne. Nie tylko dla mnie, ale dla nas. Wszystkich. Byłem wybuchowy – nie tak, jak on – przez co ludzie mnie nie poznawali, traciłem rachubę w słowach i często przesadzałem. Innym razem oddawałem się radości bez obaw, aby potem cierpieć dwa razy mocniej. Kochałem na siłę, zmuszając drugą osobę do znoszenia mojego towarzystwa. Tatę przeprosiłem i mi wybaczył, ale Urlik był zdruzgotany moim przeżyciem. Zoe mimo zakończenia znajomości pokojowo, dalej mnie nie znosiła. Chciałem końca problemów, końca myślenia o wszystkim i niczym jednocześnie.

Co, jeśli Olai miał rację?



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty