Believe it Cz.55


Przerośnięte krewetki

|w domu Pettera|

Weekend zapowiadał się leniwie. Petter piątek wieczór wyjechał z zespołem na mecz, który odbywał się w sobotę a kolejny we wtorek. Takim sposobem nie miało być go w domu do czwartku minimum. Cieszyłem się, że tak po prostu pojechał i nie martwił się mną. Piątek niemal cały spędziłem na parterze najpierw z Urlikiem, a potem z Olaiem. Bjørn pracował, o czym powiadomił mnie mój chłopak. Podobno był jakimś dostawcą żarcia na wynos, co niby mi do niego pasowało, ale też tak nie do końca. W każdym razie wrócił do domu już po wyjeździe Petta, co skomentował krótkim wzruszeniem ramion i odpaleniem jointa. Olai westchnął przesadnie, gromadząc w sobie zalążki napadu agresji. Pogładziłem go uspokajająco po dłoni, co podziałało i dzięki temu się rozluźnił.

Wpadłem na głupi pomysł, do którego realizacji potrzebowałem tylko siebie oraz partnera. Ten akurat był zajęty nauką i czytaniem, ale to nie tak, że ignorował mnie jakoś wybitnie. Jak wspominałem, coś mu nakazało zmianę zachowania i nawet jeśli chwytał za książkę, co parę minut odwracał wzrok od tekstu na mnie. Jakby tylko połowicznie skupiał się na czytaniu, gdy ja grałem w coś na laptopie lub szukałem czegoś w sieci. I to wcale nie tak, że odwiedziny instagrama zainspirowały mnie do durnego pomysłu.

Anja z Castorem narobili sporo zdjęć w grudniu, dlatego oboje teraz dodawali je w różnych odstępach czasowych z jeszcze bardziej mdlącymi opisami, jak to się kochają i tęsknią. Nawet Nevin komentowała to w konkretny sposób, który jawnie mówił, że miała dość przyjaciela.

Po wysłaniu kolejnego esemesa do mamy z prośbą o kontakt postanowiłem resztę soboty spędzić z Olaiem i sprawić, aby patrzył na mnie jak na książki. Byliśmy dość zwykłą parą, jeśli tak mogłem to ująć. Wszystkie dziewczyny, z którymi byłem w związku krócej lub dłużej, zawsze zachowywały się dość wymagająco, a gdy tylko nie poświęcałem im wystarczającej uwagi, od razu się denerwowały lub robiły wszystko, abym zaczął. Dlatego chciałem sprawdzić na własnej skórze, co w tym takiego super. A przy okazji zrobić z siebie debila, bo czemu nie? Byłem w tym mistrzem.

– Olai! – krzyknąłem, więc zerknął na mnie skupionym wzrokiem, którym jeszcze chwilę temu pochłaniał tekst. Potem zmarszczył brwi. – Dzisiejszy dzień jest idealny na spełnianie moich zachcianek!

Parsknął tak nagle, że aż zatkał sobie usta dłonią, wyglądając na jeszcze bardziej zszokowanego. Nie dowierzał moim słowom, a już na pewno nie swojej reakcji na nie. Odchrząknął i poprawił się na pufie. Siedzieliśmy w piwnicy, chyba jakiś zwyczaj Olaia nakazywał mu nienaruszania przestrzeni wyżej, a ja nawet nie chciałem negować. Do teraz.

– Co to znaczy? – dopytał, gdy ja nie raczyłem rozwinąć.

Odstawiłem zamkniętego laptopa na kołdrę i zrzuciłem nogi na podłogę.

– To, kochanie, że Remi ma ochotę dzisiaj być obsługiwany w inny sposób niż „przynieś leki" czy „zamów żarcie".

– Aha. I co ten Remi chciałby, abym zrobił innego?

– Przytrzymał mi penisa przy szczaniu – sarknąłem, co Olai skomentował przymknięciem powiek i hamowaniem uśmiechu. Słabo mu szło. – Możesz też...

– Jak powiesz, że podetrzeć ci tyłek, to podam ci leki nasenne.

– O ty! – Chwyciłem się za klatkę piersiową w taki sposób, aby nie sprawić sobie bólu. – Okrutnik!

– A nawet nie zacząłem się sprzeciwiać – podkreślił, szczerząc się głupio. Takiego kochałem go najbardziej. Wyluzowanego i chcącego się przerzucać drwiną.

– Dobrze, więc pierwszą rzeczą, jaką twój Remi chce – zacząłem, wstając i powoli zmierzając do niego – jest zmiana ubioru.

– Zmiana. Ubioru? – powtórzył podejrzliwie, mierząc mnie zbyt powolnym wzrokiem, od którego włoski stanęły mi dęba. – Czyjego konkretnie?

– Teraz się waham – przyznałem, przełykając ślinę i moszcząc się na jego nogach bokiem.

Dziwna pozycja dla dwóch facetów, ale o dziwo nie protestował, tylko odsunął ramiona, aby zrobić mi miejsce. Ja swoje prawe owinąłem wokół jego karku, a on po chwili objął mnie w talii. Gdzie książka? Tego nie zarejestrowałem, ale może dlatego, że ciepła dłoń nagle znalazła się na moim biodrze i trzy palce od niej powędrowały za materiał bokserek i spodni.

Ojoj.

– Co dostanę za przebranie Remiego? – spytał zmysłowo, spoglądając na moje usta.

– Pełną uwagę?

Byłem kompletnie rozkojarzonym jego osobą i aurą. Czy temperatura wzrosła w pomieszczeniu, czy między nami?

– Co takiego widziałeś w ekraniku laptopa, że nagle zapragnąłeś się zabawić? – dopytywał, przygryzając skórę na mojej żuchwie. Westchnąłem z przyjemnością. – Zaczynam się niepokoić.

– Czy to nie ty mówiłeś, że mnie nie weźmiesz, dopóki nie wyzdrowieję?

– Co ci się ubzdurało, camarade? Dlaczego sprowadzasz nas do seksu? Przecież chciałeś zmienić odzienie.

Drwił sobie ze mnie, a ja zdawałem sobie z tego sprawę dzięki tym nutom w głosie. Bezczelny. Doprowadzał mnie na skraj świadomości, aby potem sprowadzić szybko na ziemię. Sam chciałem się zabawić jego kosztem, więc nie miałem mu tego aż tak za złe.

Uniosłem jego głowę przez położenie dłoni pod brodą. Z uśmiechem patrzył teraz w moje oczy.

– To tobie się ubzdurało, że to ja zmieniam odzienie. Ktoś mi tu obiecał garnitur.

Zamrugał kilkukrotnie zaskoczony. Otworzył usta, a potem je zamknął. Chyba nie tego oczekiwał po moim nastawieniu, ale mało mnie to obchodziło. Musieliśmy spełnić tyle durnych rzeczy zakochanych parek ze zdjęć, ile tylko dałoby radę upchnąć w moim stanie. Nie zamierzałem mu popuszczać. Poklepałem więc go po piersi.

– Myślisz, że mam w tej szafie garnitur? – spytał poważnie, kiwając głową na szafę przy ścianie.

– Przecież obiecałeś krawat.

– Myślałem, że to był żart.

– Tak jak z moją pizzą, którą przywlokłeś mrożoną – wytknąłem, krzywiąc się z udawaną złością. – Miała być ciepła i w pełni pieczona w knajpie!

– Rozumiem, że ten dzień wcale nie będzie miły, tak? – spytał, mrużąc powieki. Po głosie wiedziałem, że nie śmiał ze mną dyskutować, jak bardzo nie chciał brać w tym udziału.

– Nie. Ale – cmoknąłem go przelotnie w usta – jestem bardzo wyrozumiałym chłopakiem, więc zadowolę się białą koszulą. Wersję z garniturem przetestuję innym razem.

– Koniecznie daj znać o kroju i kolorze – zakpił. – Żebym wiedział, co zamówić.

– Naturalnie tak uczynię.

Zszedłem mu z kolan, więc mógł faktycznie przetrzepać szafę i wyjąć z niej białą koszulę, której daleko było do eleganckiej i wyprasowanej. Miałem ochotę się zaśmiać. Olai był skłonny napisać do Pettera zapytanie o żelazko i wtedy nie wytrzymałem, skręcając się ze śmiechu. Oczywiście od razu go powstrzymałem, twierdząc, że pognieciona koszula idealnie łamie schemat idealnej randki. Chyba trochę to ugodziło jego dumę byłego żołnierza, ale ugryzł się w język przed kłótnią. Znowu.

– Dobrze. To skoro mamy już za sobą mój jakże elegancki ubiór – powiedział ze znużeniem, wyrzucając ramiona w boki, aby zaprezentować pogniecioną koszulę i czarne spodnie – co jest następne, o wielki Remi?

– Jeszcze do końca nie wiem – wyznałem, wywołując na jego twarzy głęboką dezaprobatę. – Wróć, wiem! – Klasnąłem. – Gotujemy wspólnie. Może pieczemy babeczki? Jezu, babeczki!

– Ty żartujesz, tak?

– Nie, dlaczego? Kocham babeczki. Najlepsze są z czekoladą. Skoczymy do sklepu po czekoladę i składniki, bo Petter na pewno nie piecze.

Znów otworzył usta, mając zmarszczone czoło, ale ostatecznie westchnął tylko cierpliwie i nie skomentował. Przywdział nieszczery uśmiech, któremu bliżej było do chęci mordu niż okazania wsparcia, ale posłusznie wskazał schody, abym szedł pierwszy.

Dzielnie wytrzymywałem i nie śmiałem się z moim pomysłów oraz jego uległości, która kruszyła się stopniowo z każdym moim słowem. Nie chciałem go rozjuszyć, to oczywiste, niemniej wiedziałem, jak daleko wędrować, aby trzymać chorobę Olaia w garści. Po upieczeniu babeczek mogliśmy spełnić inną durnotę zakochanych kobiet, która była mniej szkodliwa dla jego zdrowia. Mojego także.

– Spisz wszystko, a ja pojadę – zakomunikował, ubierając buty.

Pokierowałem się do kuchni, szukając karteczek. Petter lub jego partner zawsze trzymali plik kwadratowych fiszek przy lodówce, aby potem przyczepiać je z notatką na jej drzwiach za pomocą magnesów. Których sporo posiadali gwoli ścisłości. Przejrzałem swoją pamięć, w której krył się przepis na babeczki. Mama i ja piekliśmy je, gdy byłem małym smrodem. Tata wolał gotować, pieczenie było jej broszką, chociaż i tak żadne z nich nie mogło popisać się złotą gwiazdką kucharza. Niemniej ich kuchnię lubiłem i na niej wychowałem, więc darzyłem sentymentem. Dlatego musiałem przypomnieć sobie przepis dzieciństwa, przepis, którym uraczyłbym osobę, którą kocham. Jak mama raczyła mnie i tatę. Może teraz Alexis.

Pokręciłem głową, zapisując ostatni składnik i podając listę Olaiowi. Ten przyglądał się badawczo mojej twarzy, ale jak zwykle tego dnia nie skomentował i po prostu bez słowa ją odebrał.

– Wrócę za parę minut. Mógłbyś przez ten czas, proszę, wyłączyć myślenie?

– Zastanowię się.

Wywrócił oczami i wyszedł z domu, chwytając swój płaszcz z wieszaka. Dopiero wtedy pozwoliłem sobie na cichy śmiech przez dłoń. Olai mógłby usłyszeć mój wybuch zza drzwi, więc wolałem uważać, ale jednak nie mogłem się już powstrzymać, nawet przy drobnym. Prawie mu współczułem, gdyby nie fakt, że to była taka świetna odmiana od naszych leniwych dni, jego troski i erotycznych uniesień.

Szybko wziąłem telefon z piwnicy, aby wklepać wiadomość na konwersacji z Anją, Urlikiem, Castorem i Danem. Utworzyliśmy ją w sylwestra, gdy zgodnie z dwójką moich dawnych przyjaciół zgodziliśmy się, że stara z Zoe powinna zostać nietykalna, na czarną godzinę, a stworzenie nowej z nowymi ludźmi mogło okazać się dobrą alternatywą do rozmów. Dan wziął się tam z premedytacji Castora, może jakichś ich żart, bo pewnego styczniowego wieczoru po prostu go dodał. I tak sobie z nami siedział, udzielając się najmniej. A my zmuszeni byliśmy, tak czy siak, rozmawiać po angielsku, więc dodatkowy powód do braku narzekań się przydał.

Eva:
Raz dwa trzy, co jest przereklamowane i słodkie wśród obrzydliwych par, na które narzekaliśmy jakoś dwa lata temu?

AnnaDark:
Jak to co? Spijanie sobie z dzióbków w kolejce sklepowej. Boże, rzygam do teraz.

Turlajdropsa:
Ja wciąż nie mogę patrzeć na nastolatki, które wpychają sobie języki na przystankach.

AnnaDark:
Przecież ty od miesięcy nie jeździsz komunikacją

Turlajdropsa:
Wiem. Bo mam traumę.

Eva:
Dobra, a wy? @CassandraDark @Danio

CassandraDark:
Kurde, nie wiem. Patrzenie na dwóch facetów. Pomogłem?

Danio:
Jak zawsze.

CassandraDark:
:) nie ma za co, pedale

AnnaDark:
Psie, jak nazywasz dwóch gejów na tej konwersacji? Mam się do ciebie sypnąć, kurwo niewychowana?

Danio:
Całkiem pewny jestem, że dla niego to nie groźba.

CassandraDark:
PEDAŁY SĄ STRASZNE, BOŻE, OKROPNE. JAK MOŻECIE ODDYCHAĆ TYM SAMYM TLENEM CO JA. MASAKRA.
Przyjedziesz? :)

AnnaDark:
A spierdalaj.

Eva:
Kurwa, nie pomagacie T_T

Danio:
Zawsze możesz mówić rzeczy w stylu „mysiu pysiu jesteś słodziutki, jak miodzik"

CassandraDark:
Jezu Chryste, bo zaraz ci się zrzygam do torby

AnnaDark:
Pragnę ujrzeć reakcję Olaia na te słowa xD chcę nagrania!

Turlajdropsa:
O, wiem! Możesz też zgrywać pick me boy. A najlepiej jak będziesz jęczał, że coś chcesz, a potem jednak nie i coś innego.

Eva:
Ja chcę go rozbawić, a nie wpuścić w stan agresywnyXD

Turlajdropsa:
Dobra, zapomniałem.

Danio:
Dorzucam do puli, żebyście obejrzeli największe gówno romantyczne, jakie widział świat. Udawaj, że ci się podoba.

CassandraDark:
Zerwom, to pewne XD

AnnaDark:
Robimy zakłady, panowie?

Zacząłem znów się śmiać, cały czas analizując ich słowa. Castor wciąż chował swoją homofobiczną stronę w ukryciu, co wcale nie oznaczało, że jej tam nie było. Anja pomogła mu pogodzić się z Danem, jego kuzynem, ale nie miało to znaczenia, bo dla Castora widok dwóch facetów wciąż był wielkim wyzwaniem do zdzierżenia. Mimo to rozmawiał ze mną bez większych oporów, ani razu nie rzucając dwuznacznych uwag. To, co działo się między Danem a Castorem na konwersacji, było raczej luźnym przepychaniem się dwójki przyjaciół. Nie potrafiłem zliczyć, ile razy nazwałem Anję moją dziwką, a ona mnie swoją padliną. I to zawsze miało miejsce podczas naszych udawanych kłótni, nigdy na poważnie. Wiedziała, że ją kocham i to było najważniejsze. Tak samo, jak to, że mogła w każdej chwili kazać mi przestać, a ja bym to zrobił.

Postarałem się poukładać w głowie plan działania. Dan przesłał mi kilka propozycji durnych komedii romantycznych, które dostał od swojej siostry. Dziewczyna kochała tego typu kino, dlatego poproszenie jej było dla mnie ogromnym sukcesem. Podziękowałem za pomoc wszystkim, a potem odłożyłem telefon, bo do domu wrócił Olai. Byłem okrutnym chłopakiem, który wystawiał cierpliwość osoby z PTSD na próbę.

Podbiegłem do niego, nieco koślawo, aby potem stanąć na palcach – dla komizmu sytuacji – i pocałować go namiętnie w usta. Olai odchylił po wszystkim głowę i popatrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.

Tylko się nie śmiej, Toroeva!

– Kochanie, tęskniłem!

– Mówiłem, żebyś przestał myśleć pod moją nieobecność.

– Myślałem o tobie – zakomunikowałem. – I tęskniłem, bo chciałem cię mocno przytulić.

Po rozebraniu się i umyciu rąk Olai wrócił do kuchni, gdzie czekałem na niego z produktami i szerokim uśmiechem. Jego twarz wyrażała tylko chęć ucieczki, przynajmniej dla mnie. Instruowałem go, co ma robić, aby mi pomagać. Ani razu się nie skarżył, a jak coś mówił, to dotyczyło to naszego pieczenia. Ja nie miałem za bardzo czasu na wymyślanie coraz to durniejszych tekstów i gestów, bo musiałem cały umysł skupić na przypominaniu sobie przepisu mamy. Byłem pewien, że zjebałem proporcje, ale postanowiłem o tym nie informować. W smaku miało się wydać, czy to w ogóle było zjadliwe.

– Naprawdę dodaje się pokrojoną czekoladę do masy, a nie do wnętrza babeczki? – dopytywał sceptycznie nastawiony do mojego przepisu.

Opierał się nonszalancko dłonią o blat, skończywszy swoją brudną robotę. Wyglądał tak dobrze, mój Boże. Podwinął rękawy koszuli do łokci, żeby ich nie ubabrać, mało tego, odpiął guziki od góry, żeby się ochłodzić przez wzrost temperatury od zamkniętego okna i grzejącego się pieca. Zdecydowanie miałem słabość do facetów w takim wydaniu, o czym powiedział mi styl ubioru Dana na koniec wakacji, a teraz Olai potwierdzał. Zbyt seksowny, żeby skupić się na czymkolwiek w tej pieprzonej kuchni, jak na mój gust.

– To mój przepis, co się wpieprzasz? – warknąłem, chcąc jakoś rozładować swoją frustrację seksualną.

Uniósł podejrzliwie brew i milczał. Świetnie. Więcej milczenia, abym miał co robić z oczami.

– Wysmarowałeś foremki? – spytałem, żeby odciągnąć nas obu od złego toru.

– Tak.

Podał tacę blisko mnie, a ja zacząłem nalewać żółtą masę z kawałkami mlecznej czekolady do gotowych jednorazowych forem wysmarowanych tłuszczem. Gdy szesnaście było gotowych, Olai włożył blaszkę do pieca, a ja odetchnąłem z ulgą, bo jak do tej pory, niczego nie zepsułem. Teraz tylko pozostało mi pilnowanie temperatury i smaku, ale na to drugie średnio miałem już wpływ.

Wolny czas pozwolił mi na kolejne durne pomysły, ale wiele z nich musiałem odrzucić z racji na bóle w klatce piersiowej. Jeden był iście interesujący, bo polegał na wskoczeniu na blat i skuszeniu Olaia do siebie. Szkoda.

Zamiast tego mogłem go kusić na stojąco, prawda? Wziąłem do ust wykałaczkę, którą planowałem sprawdzać stan babeczek w środku. Oparłem się tyłem o szafki naprzeciwko Olaia i patrzyłem na niego. W jego oczy, które tego dnia były pięknie złote z plamkami brązu, czyli takie, jak kochałem najbardziej. Pogodne oczy, gotowe zlustrować cię do gołego. I to właśnie robiły, gdy zdał sobie sprawę, że go kokietuję. Poruszyłem brwią, a on zwilżył wargi, które już ułożyły się w uśmiech. Podszedł do mnie, opierając dłonie po obu stronach mnie na blacie. Był tak blisko, że cudownie wyczułem od niego czekoladę. Przybliżyłem twarz, wąchając miejsce odpowiedzialne za ten słodki zapach. Usta.

– Ktoś tu podjadł! – powiedziałem z udawanym wyrzutem. – Dlatego mi się proporcja nie zgadzała.

– Musiałem ocenić, czy była dobra. – Znów przejechał językiem po wargach, wzbudzając we mnie kolejną falę przyjemności i ciepła.

– Ja nie próbowałem. Mam zdać się na ciebie? – spytałem cicho, patrząc na jego usta.

– Zawsze jeszcze możesz spróbować.

– Hm, chyba powinienem. To ja tu znam przepis.

Dotknąłem go palcem z wykałaczką pod brodą, przysuwając usta do swoich. Na początku był okrutny i po prostu bawił się powolnie moim kosztem. A gdy jęknąłem sfrustrowany, że pragnąłem posmakować, dopiero uchylił wargi. Nie wiem jednak, czy nie zrobił tego przypadkiem przez śmiech. Tak czy siak, wdarłem się językiem do środka. Całkiem inne doznanie, jeśli całujesz się bez tego popędu seksualnego, który odczuwaliśmy w zasadzie w większości przypadków całowania. Nie, w zasadzie powinienem to inaczej określać. Zazwyczaj było głęboko, teraz było namiętnie. Do tego stopnia, że czułem rozchodzące się prądy przyjemności, płomień buchał mi we wnętrzu, ogrzewając przyjemnie zranione miejsca. Zupełnie jakby w tym pocałunku pełnym pasji przepływał przez nas prąd uczuć. Miłości, chociaż Olai rzekomo mnie nią jeszcze nie darzył. Sposób, w jaki chwycił mnie za biodra, zaciskając na nich palce, wydobywając ze mnie jęk rozkoszy... Nie mogłem tego zapomnieć. Czułem się dobrze, zbyt dobrze. Na swoim miejscu. Dopasowany do układanki życia chłopaka przede mną. Nie chciałem przerywać pieszczoty za żadne skarby świata, było po prostu zbyt inaczej jak na nas. Obaj wiedzieliśmy, że to nie skończy się w znany nam sposób, a jednak nie potrafiliśmy przerwać. Pasjonowało mnie to do tego stopnia, że łaknąłem pocałunku z każdą chwilą bardziej i bardziej.

Gdy się odsunął, chciałem zaprotestować, ale zdałem sobie sprawę, że obaj ledwo dyszymy. Cholera, ten pocałunek mnie kompletnie zdominował. Mój umysł, moje ciało i moją duszę. Świat wokół mógł wymrzeć, a ja nawet nie zwróciłbym uwagi na ten szczegół. Nie do czasu, aż Olai oparł czoło o moje i znów pocałował, tym razem lżej, zupełnie jak na początku tej chwili ulotnej jak oddech.

Żaden z nas nie potrafił tego skomentować, chociaż mógłbym przysiąc, że i dla niego było to czymś innym, lepszym. Znacznie, kurwa, lepszym od tych wszystkich porywistych chwil przed i w trakcie seksu. Jeszcze mogło mi się spodobać bycie w kuracji, aby doświadczać właśnie takich rzeczy w kółko.

Z braku lepszej perspektywy, ponieważ Olai się nie odsuwał, a ja naprawdę nie chciałem, żeby się odsuwał, zacząłem krążyć badawczo palcami po jego twarzy. Wykałaczkę dawno musiałem upuścić na ziemię, gdy do mnie przyległ, więc mało mnie interesowało, gdzie teraz leżała. Bardziej interesował fakt, że Olai nie lubił zarostu, chociaż często go zapuszczał na kilka dni. Podczas niektórych zbliżeń czułem więc przyjemne drapanie w różnych miejscach ciała, ale teraz akurat pod palcem nie. Nie zauważyłem też, aby używał jakichś kremów, oprócz tego obłędnego szamponu do włosów i odżywki w jednym. Znalazłem z tej odległości małą białą bliznę na skroni.

– Po bójce w podstawówce – wyjaśnił ochryple. Przyjąłem tę wiadomość skinieniem, kontynuując wędrówkę.

Znałem ułożenie każdego pieprzyka na jego twarzy i szyi, znałem też każdą niedoskonałość cery, na którą wyraźnie miał wywalone, znałem te gęste rzęsy. Przede wszystkim jednak kochałem jego ombre na głowie. Mógłbym przeczesywać jego włosy godzinami, byle tylko móc mieć je pod palcami.

– Szlag.

Odepchnąłem go gwałtownie, gdy doleciał mnie zapach palonych babeczek. Na szczęście, gdy otworzyłem piekarnik, góra wciąż wyglądała dobrze. Zarumieniona, czekolada rozpływała się w miejscach, gdzie przebijała się przez ciasto. Wyjąłem ostrożnie blaszkę przez rękawice kuchenne i odstawiłem ją na podstawkę. Zapach? Dobry. Smak? Się okazać miało.

– Wygląda nieźle – przyznał mi, nachylając się nad wypiekami.

– Kochanie, nie będę ci tak piekł po ślubie.

– Nie? – spytał zaskoczony.

Sam się zdziwiłem, że nie zareagował na moje „po ślubie", ale chyba wciąż był w fazie ulegania mi po pocałunku, zbyt nim odurzony. Najpewniej.

– Nie. W mojej rodzinie panowało równouprawnienie, a to, że jestem uległą dziwką w łóżku, nie znaczy, że pełnie rolę kobiety na pełen etat, lisie.

Przejechałem po jego włosach palcami, szarpiąc u nasady. Jego źrenice się powiększyły. Myślałem, że gest ten podziałał na niego pobudzająco, ale gdy chwycił mnie mocno za nadgarstek, zrozumiałem, że coś poszło nie tak.

– Po pierwsze, nie jesteś dla mnie dziwką, Remi, i zdaje się, że już ci to mówiłem nie raz – powiedział hardo, a mi odechciało się wydurniać. – Po drugie, nigdy nie zmuszam cię do uległości. Owszem, nigdy też nie zaproponowałem zamiany, ale myślałem, że to oczywiste. Może nie, mój błąd. Nie mam problemu z byciem na dole. Nie traktuję cię jak kobiety.

– Olai, to był żart.

– Kiepski, a sądząc po twoim problemie z wyjawianiem swoich żali, śmiem twierdzić, że podkreślasz kompleks dziwki, ponieważ tak się czujesz. Co mam zrobić, żebyś przestał?

– Naprawdę nic – zapewniałem, wyrywając nadgarstek. Spojrzał na niego zaciekle, a potem w moje oczy. – Ja żartuję, Olai. Nazywam siebie dziwką w tej chwili, bo doskonale zdaję sobie sprawę, jak lubię być na dole. – Poczułem nagłe zażenowanie, że ktoś mógł mnie usłyszeć, ale czułem, że jeśli teraz tego nie powiem, to będzie się nad tym zastanawiał. – Byłem na górze dwa razy w swoim marnym życiu geja, z czego raz był koszmarny, a drugi tylko trochę lepszy. Mnie pasuję to, kim jestem w łóżku. Ale – odchrząknąłem – to też nie tak, że jeśli byś chciał zmiany, to bym był na nie. Przyjąłem nasz podział bez słowa, bo było mi wygodnie, ale, no cóż, jeśli coś jest nie tak z seksem, to...

– Remi. – Chwycił mnie za ramiona, więc spojrzałem na jego twarz z wypiekami na własnej. – Z naszym seksem jest wszystko okej. Bardziej niż okej – zapewnił, spoglądając na moje usta, pobudzając we mnie nową falę dreszczy. – Czy chciałbym coś zmienić? Tylko na spróbowanie, jeśli tobie to nie pasuje, jasne. Chociaż szczerze wątpię, abyś był w tym zły, skoro jesteś dominujący jako uległy.

Wyszczerzył zęby w głupkowatym uśmiechu, więc zdzieliłem go rękawicą kuchenną. Odsunął się szybko, dalej się śmiejąc z własnych słów.

– Że za mało uległy jestem?

– Za to gryzienie i niektóre pozycje powinienem już dawno być pod tobą.

– Nienawidzę cię.

Rzuciłem rękawicą, a on ją pochwycił. Zawstydził mnie na całego, chociaż uważałem się za osobę raczej dojrzałą. Uprawialiśmy seks więcej niż raz i dwa, a jednak taka luźna gadka o tym, czy jesteśmy dla siebie wystarczający, nagle zdała się zbyt kompromitująca i stresująca. Obaj oczekiwaliśmy zażaleń i domagań zmian. Tymczasem Olai, nawet jeśli warczał na mnie w łóżku, gdy go gryzłem, to jednak mu się to podobało. Podobnie jak mi bycie penetrowanym. Może dlatego kobiety w łóżku mnie przerażały? To całkiem prawdopodobne. W końcu nigdy nie dałyby mi tego, czego pragnąłem i co sprawiłoby mi mroczki przed oczami.

Wyłączyłem piec i zacząłem sprzątać naczynia, bo wcześniej ktoś skutecznie odciągnął mnie od tego długim pocałunkiem. Nie, żebym narzekał. Tak czy siak, Olai zajął się przekładaniem słodkości na duży talerz, serwując go wraz z dwoma mniejszymi w salonie. Ja nalałem nam jeszcze dwie szklanki mleka prosto z lodówki i poszedłem w jego ślad. Kolejnym moim planem było karmienie go. To przecież takie 'słodziaszne', gdy pary robią to w miejscach publicznych lub po prostu przy stole, gdzie nikt nie chce na takie rzeczy patrzeć. Musiałem zrozumieć fenomen.

Zrozumiałem dobitnie, ale chyba nie ten, który powinienem.

Urwałem kawałek ciasta od babeczki i podsunąłem do ust Olaia, zachęcając go spojrzeniem do skosztowania, podczas gdy wcześniej chciał zabrać się za własną. Miał ją już nawet obraną z papierka. Pomyślałem, że wygrałem, ale się pomyliłem. Ten uśmieszek, który wciąż nie zniknął z twarzy, udowodnił mi, że tę rundę to on wygra. I wygrał.

Wziął do ust ciasto wraz z moimi dwoma placami. Zostawił je w środku, bezczelnie zlizując językiem wszystko. Przełknąłem nerwowo ślinę, bo to nie miało się skończyć moim wzwodem, który jakimś cudem mnie ominął w kuchni. A może moje dresowe spodnie, które należały do Olaia, skutecznie zakrywały problem, a ja przez to go nie czułem. Jak reszty świata i upływającego czasu na namiętności przy blacie. Teraz zdecydowanie czułem problem, który budził się do życia. Bardzo nie fajnie dla osoby, która nie mogła się kochać przez jeszcze jakiś czas, bo partner dał jej bana na seks.

Wypuścił moje palce, aby potem oblizać jeszcze wargi. Niemal syknąłem na niego, co go dodatkowo uradowało.

– Muszę przyznać, że to było słodkie.

Nie skomentowałem. To ja miałem tutaj odwalać słodkie do porzygu rzeczy, tymczasem mój partner zdawał się przejmować pałeczkę, co ani trochę mi się nie podobało. Dlatego chwyciłem za telefon z kieszeni bluzy, którą miałem na sobie zamiast bluzki i strzeliłem przednim aparatem nam zdjęcie. Ja ze znakiem pokoju i kawałkiem babeczki oraz Olai, który spojrzał w obiektyw z tym samym durnym wyrazem twarzy. Wstawiłem fotkę na instagrama po tym, jak upewniłem się, że nie widać było mojego śladu na łuku brwiowym. Reszta sińców z twarzy zniknęła lub stała się ledwo widoczna. Czyli na tyle, abym mógł wrócić na media społecznościowe.

Nie zdążyłem odstawić telefonu, gdy rozbrzmiał dzwonek nadchodzącego połączenia z aplikacji. Petter uruchomił konwersację do życia. Odebrałem i nie kłopotałem się słuchawkami, odkładając urządzenie na stolik między talerzami.

– Revo, obyś miał dobre wytłumaczenie, dlaczego zajadasz coś tak pysznego beze mnie?

– Upiekłem dla Olaia, żeby mój chłopak miał słodszy dzień – zakpiłem, cmokając. Olai pokręcił głową z rozbawieniem.

– Och, och, upieczesz dla mnie też.

– Czemu nie słyszę pytania?

– Bo to nie pytanie – odparł równocześnie z Hectorem.

– O, świetnie.

– Reva, czy jak wrócimy... Ała, kurwa, Petter, moje jaja! – krzyknął z bólem Hector, gdy ja prawie udławiłem się babeczką. Olai patrzył jak zahipnotyzowany w telefon.

– Stamnes, nie nokautuj mi zawodników, do cholery! – wrzasnął z tyłu ich trener.

– Och, to przypadkiem. Wsadziłem rękę nie w ten otwór.

– Fagertun, natychmiast opanuj swoją drużynę, bo posadzę ich na ławce. Obu! – zarządził, zwracając się do Esbena, który w tle się wyraźnie śmiał.

– Trenerze, opanowanie Pettera jest niemożliwe! – krzyknął Rik.

– Jak wrócimy, to wyskoczymy na piwo! – powiedział Hector z prędkością światła, a potem dało się słyszeć zgrzyt. Wybuch śmiechu całego zespołu.

– Jeszcze przyjdziesz do mnie, Thor. Jeszcze przyjdziesz.

– Czy jaja Tveita są całe? Tak? Świetnie. A teraz siadać na dupach i się najlepiej nie odzywać, bo będziecie robić dodatkowe ćwiczenia po meczu.

– Trenerze, ale to oni się bili! – jęknął jakiś obcy dla mnie człowiek.

– Nie wkurzaj mnie ty też.

– Och, Olai, wiem, że słyszysz – odezwał się do nas Pett. – Mógłbyś, proszę, nie zaspermić mi salonu? Jak już wylazłeś z nory, pozostaw po sobie porządek na powierzchni.

– Mam się obrazić? – dopytał bez zainteresowania, pochłaniając ciasto i popijając je zaraz mlekiem.

– Nie. Masz nie dochodzić na moich meblach.

– Mam to gdzieś.

– Hm? Revo, nasz mały chłopiec jest chyba gotów na trójkąt!

– Jezu, Petter – zaśmiał się w tle Rik.

– Z tobą nie rozmawiam – oznajmił sucho.

– Zapomnij, Potter. Nie dzielę się partnerami – zakomunikowałem, puszczając Olaiowi oczko. Odwdzięczył się uśmiechem, który lubiłem u niego najbardziej.

– Jesteście nudni. Nudniejsi od Esbena.

– Słucham? – odezwał się wspomniany. – Zaraz sam cię na ławce posadzę.

– Każdy lubi się wpierdalać w moje rozmowy.

– Gdybyś nam nie zabraniał kontaktu z Remim, to nie musielibyśmy się wpierdalać.

– Zamknąć jadaczki, wy przerośnięte, spocone krewetki! Jeszcze słowo i zaczniecie biec za autobusem! – warknął na całe gardło trener.

– Papa, Revo. Ty możesz spermić – wyszeptał do nas Petter.

Zaraz doszło nas pikanie oznajmiające koniec rozmowy. Musiałem w końcu wybuchnąć śmiechem, bo nie dało się dłużej powstrzymywać. Nawet Olai przestał się hamować. Chyba nie tylko między mną i Petterem coś się zmieniło, bo najwidoczniej między tą dwójką w końcu znalazła się nić porozumienia. To bardzo przyjemna alternatywa do tego, co było jeszcze w zeszłym roku; szantaż i przymus. Ciekawiło mnie tylko, czy blondyn wyjawił mu to, co mnie?



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty