Believe it Cz.56
Żeby
złagodzić zszargane nerwy Olaia, postawiłem na komedię polecaną przez siostrę
Dana. Rudzielec przyjął moją propozycję z krótkim „komedia romantyczna", a
potem po prostu usiadł na kanapie i patrzył na ekran telewizora, w którym
dzięki wifi wyszukaliśmy piracką wersję tego starego badziewia. Ale to było za
mało. Kazałem mu posiedzieć, podczas gdy ja wszedłem do gościnnego pokoju – w
którym sporadycznie sypiał drugi pan domu – i zabrałem z nóg łóżka kraciasty
koc. W mojej głowie zapaliła się lampeczka z pomysłem tak absurdalnym, że
miałem ochotę samego siebie zabić za jego chęć realizacji. Mimo to poszedłem z
kocem do salonu. Usiadłem między Olaiem a podłokietnikiem. Zarzuciłem nogi
przez uda chłopaka, który mi na to pozwolił z dłońmi w górze, a potem nakryłem
nas tym kocem. Miałem ochotę parsknąć, ale udawało mi się unikać wyrazu twarzy
Olaia, więc dawałem radę wytrwać w powadze.
–
Ach, jak miło – skomentowałem dodatkowo, wtulając się bokiem pod ramieniem
chłopaka i kładąc na nim głowę.
Objął
mnie posłusznie, chociaż nie powiem, aby ta pozycja była iście wygodna dla
moich leczących się żeber, ale przecież nie musiałem tak siedzieć przez cały
seans, nie? Druga ręka Olaia znalazła się na przykrych kocem kolanach, które
gładził powolnym ruchem. To... całkiem słodkie. Prawie się wzdrygnąłem na to
stwierdzenie. Zachowywałem się jak zakochana nastolatka, robiłem to głównie dla
żartów, aż nagle stwierdziłem, że takie siedzenie, obejmowanie się i oglądanie
czegoś było fajną odskocznią.
Zaczynałem
jednak podejrzewać, że Olai domyślił się moich zamiarów, dlatego bez sprzeciwu
zaczął ulegać. Nawet nie wyglądał na złego, gdy spoglądałem na niego kątem oka.
Mijały minuty tego romansidła, a on się nie skarżył. Ja ledwo wytrzymywałem w
tej pozycji pod cholernie grzejącym kocem. Był marzec! Zamknięte okna w salonie
wcale nie pomagały z temperaturą. Sapnąłem z irytacji, dostrzegając, jak Olai
uśmiechnął się na krótko, a potem pospiesznie przybrał maskę obojętności.
Oszust!
Skoro
tak się bawił, to ja też mogłem wyciągnąć dodatkowe działa. A skoro całkiem
dobrze szło mi uwodzenie tego człowieka, to równie dobrze mogłem do tego
wrócić. Miałem idealny dostęp do jego szyi, dlatego odchyliłem głowę na jego
ramieniu i zacząłem wodzić nosem po rozgrzanej skórze chłopaka. Drgnął
nieznacznie, co sprawiło mi satysfakcję. To było zdecydowanie za mało. Zacząłem
składać powolne pocałunki na każdym skrawku szyi i pod szczęką. Od czasu do
czasu przyssałem się i kilka razy po prostu oblizałem miejsce.
Dłonią
wodził po moich plecach w powolnych ruchach, wolniejszych od mojego atakowania
go pocałunkami, gdy zaczynałem robić się niecierpliwy. Oczekiwałem jakiejś
reakcji, czegokolwiek. Tymczasem on pozostawał niezmiennie niewzruszony. Co
mogłem zrobić jeszcze, aby nie przesadzić?
I
wtedy to poczułem, zdając sobie jednocześnie sprawę, że Olai nie był bierny.
Trudno jednak określi, czy robił to, aby ukazać wyższość w rywalizacji, czy
faktycznie poczuł przypływ erotyczności między nami, która rozpoczęła się w
kuchni, a teraz powróciła do łask. Tak czy siak, jego dłoń nie była już na
moich kolanach tylko pod kocem. Zaczęła spacerek od stóp, gdzie leniwe smagnął
palcem moją rozgrzaną skórę pod dresami. Westchnąłem, czując przepływający prąd
od jego palca po mojej kończynie. Zignorował to miejsce i sunął dłonią wyżej.
Po łydce, zaciskając na niej przez chwilę palce. Po kolanie i udzie, robiąc
dokładnie to samo. Zwolnił ruchy, leniwie poruszając palcami jak odnóżami
robaczka tudzież pająka, zbliżając się nieubłaganie ku kroczu. Westchnąłem, gdy
przez materiał spodni poczułem go przy sobie. To zdecydowanie było nie fair! Ja
tylko obcałowywałem jego szyję, a on dopierał się do mojego penisa, odmawiając
jednocześnie seksu! Zdecydowanie sobie grabił takim okrucieństwem wobec mnie.
Przyciągnąłem
jego usta do swoich, żeby zaraz jęknąć podczas pocałunku, gdy Olai zdecydowanym
ruchem chwycił mnie przez materiał spodni i bokserek. Jak on mógł! To
pastwienie się nad chorym przecież.
–
To nie fair – wydyszałem, odsuwając się od niego, gdy ten na nowo chciał
połączyć nasze usta w jedność.
Przyciągnął
mnie do siebie dłonią na karku, więc mogłem tylko sapnąć z rozkoszy, jaka
przychodziła w odwecie za drażnienie go. W innych okolicznościach naprawdę by
mnie to cieszyło, ta cała gra wstępna, ale w obecnych wiedziałem, że on to
przerwie w najlepszym momencie, zaśmieje się i będę musiał radzić sobie z
nabrzmiałym członkiem samotnie. Doskonale się bawił. A ja chciałem tylko
przetestować wszystko, co robiły pary w filmach i na zdjęciach.
Olai
zsuwał mi dresy z bioder, co było trudnym zadaniem samym w sobie przy naszych
pozycjach. Chyba zdał sobie z tego sprawę, bo niecierpliwie wsunął mi język do
ust, a potem praktycznie kładł na mnie. Pamiętał o moim stanie, o czym
świadczył brak agresji w jego ruchach, którą znałem dość dobrze z poprzednich
razów. Był niecierpliwy, ale jednak te ruchy zdawały się ociekać pewnością
działań. Udowodnił mi to, gdy zwisł nade mną. Miał powiększone źrenice, co
pocieszało, w końcu jego durna zagrywka miała też skutek uboczny na niego
samego. Jeden jeden?
Ta,
jasne. Tylko że on nie odsunął się z chytrym uśmiechem, jak sądziłem, że zrobi,
tylko kazał mi zsunąć się w dół, żeby nie uwierał mnie podłokietnik w żebra.
Cóż, słuszna uwaga, gdyby ktoś pytał, bo pozycja komfortowa nie była. Niemniej,
gdy on się odsunął, a ja położyłem, zabawa nie dobiegła końca. Koc zrzucono na
podłogę, a moje spodnie wraz z bielizną zostały zsunięte do połowy ud.
Wciągnąłem raptownie powietrze, nie wierząc, że to zrobi. Ba! Jeśli gotów był
sobie stroić żarty i przerwać w trakcie pieszczenia mnie, to chyba odgryzłbym
mu łeb. Byłem pewien, że tak to się właśnie skończy. I już zaczynałem go
nienawidzić, jednocześnie błagając, aby mimo to mnie dotknął.
Zrobił
to. Patrząc w moje oczy, złapał mojego penisa w dłoń, a ja niemal wyzionąłem
ducha. Od spięcia całego ciała, od wygięcia nieco pleców, żebra jednomyślnie
zaprotestowały tym zabawom, ale miałem je gdzieś.
Olai
nie miał.
–
Remi, odpręż się, bo przestanę – zakomunikował, gasząc całą atmosferę.
Łatwo
było mówić, gdy patrząc w jego oczy, widziałem czarną dziurą, w jego dłoni
własne przyrodzenie, a to wszystko zakrapiane było czymś, czego
niezaprzeczalnie pragnąłem. Odpręż się, ci powie!
Postarałem
się to zrobić, a on zgodnie z umową nie przestał mnie pieścić dłonią i ustami.
Tyle że te drugie skupił na biodrach i ciele wokół penisa, byle mnie
potorturować jak ja chwilę wcześniej torturowałem jego szyję. Zostawiał na mnie
mokre ślady, które przez jego oddech mrowiły, rozsyłając dodatkowe bodźce do
ogniska we wnętrzu ciała. Mógłbym przysiąc, że lada moment zacznę się dusić od
gorąca w pokoju, nie mając na sobie koca, a konkretną część ciała całkiem gołą.
Miałem
umrzeć.
Olai
doprowadzał mnie do szaleństwa, a gdy myślałem, że gorzej nie będzie –
zapominając na chwilę o obawie, że przestanie – on nagle wargami dotknął główki
penisa i zwariowałem. Takie dźwięki wychodziły ze mnie podczas pierwszego
obciągania z Danem i to była totalna nowość. Od tamtego czasu nikt mnie nie
doprowadził na skraj świadomości swoimi ustami w odpowiednim miejscu na ciele.
Dotychczasowe igraszki z Olaiem nigdy nie zawierały w sobie mojego penisa w
jego ustach. Nigdy! Odwrotnie, owszem. Dziwnym trafem zapomniałem, że to bardzo
miłe uczucie – o matko jedyna, kurewsko dobre uczucie! – i dopiero sobie
przypomniałem, że to jest coś, co mnie przeraża, a jednocześnie szalenie kręci.
Olai był pomiędzy moimi nogami i to nie w sposób, który miał się kończyć nim we
mnie, tylko w sposób, który miał zagwarantować przyjemność mi! Skupiał swoje
usta i dłonie na mnie. Tylko to się liczyło. Przerażało mnie to dlatego, że w
takiej chwili najmniej siebie znałem. Najmniej rozumiałem, dlaczego z ust
padało „nie przestawaj, proszę", a struny głosowe formowały dźwięki w taki
sposób, którego jeszcze nie rozumiałem. Jakbym był... prawdziwie goły.
Byłem
wielokrotnie, ale golizna fizyczna a duchowa różniły się od siebie,
przynajmniej ja potrafiłem je oddzielić. Najbardziej sobą byłem właśnie w
chwili, gdy ktoś zajmował się mną bez oczekiwania czegoś w zamian oraz wtedy,
gdy musiałem dowodzić. Dlatego nie lubiłem być na górze. Czułem się
beznadziejny, niepasujący. Po pierwszym razie jako dominujący nad Danem czułem
się koszmarnie. Nie z własnego powodu. Chodziło o zawodzenie drugiej osoby.
Wtedy byłem ogołocony z całej swojej ochronnej tarczy, pod którą się skrywałem.
Mogłem być silnym uległym, ale tak samo byłem słabym dominującym. To żałosne.
Ale takie świetne jednocześnie.
Pragnąłem
być goły duchowo, ale potwornie się tego bałem. Bałem się samego siebie.
Doszedłem
z imieniem Olaia na ustach, chcąc go jednocześnie poczuć i ostrzec, żeby się
odsunął. Miał chyba w tym większą kontrolę niż ja, bo odsunął się i bez mojego
słowa. Dyszałem, jakbym przebiegł maraton. Ogień we wnętrzu wcale nie gasnął,
jakby nawet płonął mocniej. Wiedziałem dlaczego. Olai położył się na mnie na
tyle ostrożnie, że podpierał swoje ciało na przedramiona, abym mógł go
pocałować. Mogłem zrobić więcej. Czułem u niego nabrzmiałą erekcję przez nieco
ciaśniejsze spodnie niż moje dresy. Sunąłem dłonią po jego ciele w dół, ale
wtedy pochwycił ją i przystawił sobie do ust.
Boże,
umarłem od tej słodkości. Miałem dość słodkich par. To groziło przecież jebaną
cukrzycą. Wygrał. Bezceremonialnie wygrał tę rozdanie.
–
Chcę zrobić to samo dla ciebie – wyznałem ochryple i z trudnością. Policzki mi
płonęły, gdy zaczynałem odzyskiwać trzeźwość umysłu. Ster nad własnym ciałem.
–
Nie – oznajmił z delikatnym uśmiechem i przechyloną głową.
–
Dlaczego?
–
Bo to miało być robienie dobrze Remiemu przez cały dzień.
–
Jestem całkiem przekonany, że to miał być dzień wykonywania poleceń Remiego –
powiedziałem, łudząc się na zmianę decyzji.
Pokręcił
tylko głową, na nową złączając nasze usta. Jęknąłem sfrustrowany.
–
Od początku planowałeś mnie jednak torturować.
–
Daj spokój. Nie tak bardzo, jak ty mnie tym filmem.
Oczywiście,
że udawał zainteresowanego, a tak naprawdę czekał, aż coś zacznę kombinować.
Nie chciał przerywać w połowie zabawy mną, tylko w połowie zabawy z nim.
Nienawidziłem go. Kochałem go!
A
teraz leżeliśmy na mojej spermie, co zauważyłem dopiero po chwili, gdy mózg
pozwolił mi przypomnieć sobie detale zdarzenia.
–
I chuj strzelił twoją koszulę, w której jesteś taki świetny – powiedziałem
zirytowany, a Olai zaniósł się śmiechem, unosząc wyżej na ramieniu. – No co?
–
Dosłownie chuj ją strzelił – powtórzył, jeszcze głośniej rechocząc.
Musiałem
mu zawtórować, bo przyznać wypadało, że ten suchy żart był całkiem udany jak na
nas. Zwłaszcza że wywołał na twarzy tego cudownego, styranego przez los
chłopaka tak piękny uśmiech i tak zwalający z nóg dźwięk. Czy kiedykolwiek
śmiał się tak głośno? Głaskałem go po głowie, czując przemożną chęć wtulenia
się w jego ciało i zostania tak już na zawsze. To, co się wydarzyło, było
odświeżeniem tej strony mnie, którą nie bardzo chciałem pokazywać.
–
Olai? – przedłużyłem samogłoskę, co zmusiło go do skupienia się na nowo,
chociaż dalej iskierki psotności błąkały się po oczach. – Możemy skoczyć pod
prysznic? Nie, chwila. Wielki Remi chcę pod prysznic ze swoim sługusem Olaiem!
–
A czemu wielki Remi nie może sam?
–
Ponieważ boli go żebro. Aj, jak boli! – Dotknąłem się na klatce piersiowej,
udając ogromny ból. – Sam nie dam rady, pomóc musisz.
Popatrzył
na mnie tak intensywnie, że chyba odczytywał moje intencje skrywane pod
żartami. Olai był ciężki jak głaz, którego nie mogłeś przepchać w żadną ze
stron. Gdy już miałeś nadzieję, że drgnął, ten tylko mocniej się zapierał, a ty
opadałeś z sił. Najgorsze jednak było uczucie pułapki, gdy pchałeś, a głaz
nagle z lekkością się toczył. Tak właśnie się stało w chwili, gdy zgodził się
iść razem pod prysznic. Zszokował mnie do tego stopnia, że on wstał jako
pierwszy, a ja dalej patrzyłem zdębiały. Cały pieprzony dzień grałem mu na
nosie, cały dzień mi ulegał, aby ostatecznie mnie zaskoczyć w absurdalnej
prośbie. Absurdalnej pod innym względem niż wspólne wypieki.
Nie
przypominałem sobie, żebyśmy kiedykolwiek wylądowali nadzy w wannie czy pod
prysznicem. I to nawet nie miało miejsca ze względu na seks! Słowo daję, byłem
oszołomiony nowościami naszego związku tego dnia. Wszystko było inne, ale wcale
nie gorsze, jak się spodziewałem. Wspólne pieczenie było miłą odmianą spędzania
czasu razem, a nie on z książką a ja laptopem.
Skorzystałem
z propozycji, jak tylko się ocknąłem. Olai był w łazience pierwszy, gdy zbyt
raptownie zbiegłem po schodach i nie zastałem go w piwnicy. Światło od łazienki
się paliło, a drzwi były jedynie przymknięte. Przełknąłem nerwowo ślinę. Mogłem
stać obok niego nago fizycznie i nie musieć go dotykać w nieodpowiednich
miejscach, prawda?
Nie.
Musisz go przecież namydlić. Tam też.
Kurwa,
Anja, cicho siedź!
Mogłem
przysiąc, że po głowie rozniósł się echem śmiech przyjaciółki, tak dobrze
pamiętałem ten dźwięk. Starałem się zrelaksować, mieliśmy po prostu zmyć z
siebie moje płyny. Nic więcej. Żadnego erotycznego uniesienia, po prostu zwykłe
mycie się.
Nawzajem.
O
Boże. Nie, to się nie mogło udać.
Chuj
z tym! Musiałem tam wejść, bo przecież sam to zaproponowałem, a tego dnia
chłopak chciał zobaczyć, jak sam wycofuję się z własnej gry. Jego
niedoczekanie, pomyślałem.
Otworzyłem
szafę Olaia, gdzie zrobił miejsce na kilka moich rzeczy, które przytaszczyłem
ze sobą ze szpitala. Wyjąłem z niej czyste ciuchy na przebranie. Mój ręcznik
wisiał w łazience, więc chwyciłem jeszcze tylko bieliznę i niespiesznym krokiem
zmierzałem na ścięcie. Odchyliłem powoli drzwi, zastając Olaia opartego o
umywalkę od tyłu z zaplecionymi ramionami. Czekał w luzackiej pozie, a na mój
widok nie dał rady ukryć rozbawienia. Doskonale cwaniak zdawał sobie sprawę, że
tchórzyłem. Wypiąłem się dumnie, dając pozorny pokaz siły.
–
Już się martwiłem, żem źle ocenił twe polecenie i nie raczysz zejść
samodzielnie. Miałem czekać chwilę, a potem iść i cię przynieść na rękach.
Uprzedziłeś mnie, camarade.
–
Nogi mam sprawne, kochanie – zakomunikowałem, odrzucając rzeczy na małą półkę
obok umywalki. Było tu zdecydowanie za ciasno dla nas dwóch. Niedobrze.
–
Rad jestem, słysząc to.
Popatrzyłem
na niego sceptycznie, gdy zaczął mówić w dziwny wyniosły sposób. W końcu
parsknął, co starał się zamaskować kaszlem. Mimo to jednak nie ruszył się i nie
zaczął rozbierać. Wciąż miał na sobie poplamione koszulę i spodnie przez moją
spermę i z jednej strony mnie to dodatkowo pobudzało, a drugiej zawstydzało, że
tak mu to nie wadzi chodzić po domu. Czułem, że ten, który pierwszy zacznie
zdejmować ciuchy, z góry będzie przegranym. Postanowiłem więc zagrać nieczysto
– jak przez cały dzień. Rozchyliłem nieco ramiona, uśmiechając się słodko.
–
Olaiu, ręce tak mnie bolą, że nie dam rady się schylać i napinać mięśni. Czy
mógłbyś?
–
Wielki Remi aż tak cierpi?
–
Oj tak, jak ja cierpię!
Pozwolił
mi tak zagrać, bo bez wahania sięgnął dłońmi do krańców mojej bluzy, zaczynając
unosić ją powoli do góry. Oczywiście przypadkiem muskając
niekiedy moją rozgrzaną skórę. To musiał być przypadek, tak samo, jak przypadkiem w
tym samym czasie spoglądał w moje oczy.
–
Czy szanowny Remi mógłby unieść na tyle ramiona, abym mógł zsunąć do końca? –
spytał cicho, odpychając się od umywalki.
–
Znaj łaskę. Tyle dam radę zrobić.
Olai
z delikatnością i żółwią mozolnością najpierw wyjął jedno ramię z rękawa bluzy,
a potem drugie. Gdy przeciągnął resztę materiału przez głowę, zarzucił go do
tyłu na tyle daleko, że sam znalazł się dosłownie na mnie. Dopiero po chwili
zrozumiałem, że się ze mną drażnił, całując zbyt krótko i zbyt namiętnie jak na
obecną sytuację. Cisnął bluzę na ziemię obok ubikacji, czekając na dalsze
polecenia. Robiło mi się gorąco, a nie miałem już górnej części garderoby, do
cholery! Jeszcze to taksujące spojrzenie, które sunęło powoli po ciele, które –
jeśli dobrze widziałem w lustrze tego samego dnia rano – miało na sobie jeszcze
ślady po kopaniu. Spodziewałem się, że może go to obrzydzić, ale jedyne, co
udało mi się zrozumieć z jego wyrazu twarzy, to głębokie zamyślenie.
Nie
wytrzymał, unosząc prawą dłoń do mojej piersi, wywołując tym samym intensywny
dreszcz. Pocierał kciukiem skórę, gdzie był sinieć, a pod nim kolejny i
kolejny. Wszystko to badał delikatnie palcami. Miejsca te już nie bolały do
tego stopnia, żeby wywołać skowyt, co działo się jeszcze przez kilka pierwszych
nocy w szpitalu, ale mimo to wiedziałem, w którym miejscu znajdował się siniec.
Znałem ich położenie na pamięć, wiedząc, że to okrutne przypomnienie tego, kim
byłem i kim mogłem już nigdy nie być. Zostałem ukarany za to, że kochałem Dana
i że kocham Olaia. Czy przerażała mnie wizja bycia homo? Nie. Znałem ryzyko od
lat, widziałem prześladowania z tego tytułu i może dostatecznie długo walczyłem
z odwagą, aby teraz po prostu mieć to gdzieś. To im to wadziło, nie musieli
patrzeć. Jedyne, co bolało, to świadomość, że mogłem stracić przez tych
skurwieli swoją przyszłość.
–
Bałeś się? – spytał cicho, niepewnie.
Ocknąłem
się z zamyślenia i spojrzałem na jego czujne oczy. Patrzył na siniaki, nie w
moje oczy.
–
Tak – odparłem szczerze, łapiąc jego rękę w swoją, aby przestał to roztrząsać.
– Byłem sam w odludnym miejscu, a ich było trzech. – Zacisnął dłoń i szczękę.
Głaskałem go uspokajająco, bo przecież byłem cały. Mniej więcej. – To już bez
znaczenia.
–
Ma znaczenie, Remi. Jeszcze wczoraj nad ranem myślałeś, że śpię i nie słyszę,
jak płaczesz. – Wzdrygnąłem się. – Jeśli nie z powodu tego napadu, to jakiego? Daj
sobie pomóc.
–
Dałem – stwierdziłem, odsuwając się o krok, co mogło równie dobrze być
przepaścią. – Rozmowa z Urlikiem o przyszłości mi pomogła. Z tatą rozmawiałem.
Wiem, że muszę porozmawiać z mamą i muszę rozwiązać sprawę z uniwersytetem, ale
obiecałem sobie, że zrobię to w poniedziałek. Czy nie możemy udawać, że jest
normalnie do tego czasu? Że ja nie mam połamanych żeber, że wcale nie mam
problemów z kierunkiem i że wcale nie przeraża mnie praca, której nie lubię?
–
Wyzdrowiejesz – zapewnił hardo. – Musisz po prostu na siebie uważać, ale
fizycznie wyzdrowiejesz. To o twoją głowę się martwię. Dlaczego tak się przed
tym wzbraniasz?
–
Dlaczego wszyscy robią ze mnie chorego psychicznie?! – warknąłem, co zdziwiło
go dostatecznie mocno, aby się zawahał. – Nie mam prawa przejść chwilowego
kryzysu bez potrzeby sięgania po psychiatrę? Kurwa, pobili mnie, a nie
zgwałcili. Nadal jestem tam samo pedałem, jak byłem i nic tego nie zmieniło.
–
Nie chodzi o twoją orientację.
–
W takim razie o co?!
–
O strach przed tym, że nie podołasz oczekiwaniom.
Zamrugałem
oszołomiony, bo mało z tego rozumiałem. Do tej pory zakładałem, że wszyscy
pastwią się nade mną, bo byłem tęczowy i doznałem na własnej skórze
okrucieństwa społeczeństwa. Jakim cudem więc każdy myślałby, że mam problemy z
oczekiwaniami?
–
O czym ty mówisz? – prychnąłem, zaplatając ramiona.
–
Popatrz mi w oczy i szczerze przyznaj, czy jesteś gotów zrobić coś szalonego,
co kłóci się z wizerunkiem Remiego, jaki zna każdy? Czy byłbyś gotów stać się z
dnia na dzień aktorem zamiast filmowcem? Mógłbym wymieniać, ale chyba
rozumiesz, o co mi już chodzi.
–
Chcesz powiedzieć, że mam problemy psychiczne, bo boję się, że nie będę
akceptowany?
–
A nie boisz się?
–
Przeginasz, Olai – powiedziałem z wyrzutem i wściekłością. Olai tymczasem nawet
grama jej nie posiadał. Jakim cudem?
–
Bo mówię prawdę?
–
Bo mówisz bzdury! Przypominam ci, że to ja kłóciłem się z każdym o nasz
związek. – Machałem sfrustrowany między nami, aby jakoś wyładować złość. –
Wyrzekłem się ojca, skończyłem przyjaźń z Zoe, prawie straciłem Urlika. Oprócz
tego mam fatalne relacje z matką i jej kobietą, ponieważ zawsze byłem szczery i
mówiłem im, że ich nie akceptuję. Po czym, do cholery, stwierdzasz, że nie
radzę sobie bez ludzkiej akceptacji?!
–
Odwróciłeś to – powiedział po długiej chwili ciszy, podczas której sapałem jak
parowóz ze złości. Już miałem pytać, co on pierdoli, gdy kontynuował: –
Pamiętasz, jak mówiłeś mi pod wpływem alkoholu, że nie chodziło wcale o mnie?
Że kłócisz się z innymi, bo pozwoliłeś polubić fałszywego ciebie, a gdy jesteś
prawdziwy, mało komu pasujesz? – Przełknąłem nerwowo ślinę. – Tamten Remi sypał
mi się w ramionach, był zmęczony ciągłym udowadnianiem innym, że on też ma coś
do powiedzenia i nie musi się z nikim już zgadzać. Teraz? – Obrzuca mnie
oceniającym spojrzeniem, pod którym się kurczę. – Teraz mówisz, że nie walczysz
o siebie tylko o nas. Myślę, że mówisz tak, ponieważ chcesz zrzucić
odpowiedzialność. Że chcesz w ten sposób ulżyć sobie psychicznie, że nie niszczyłeś
wszystkiego z własnego widzimisię.
–
Przestań – poprosiłem cicho.
–
Nie, nie przestanę – oznajmił twardo, zadając niemal tak samo brutalny cios w
żebra, jak tamci. – Nie pozwolę ci uciec do nory. Powiedziałeś Petterowi, żeby
cię ukrył i on się zgodził, ale ja ci nie pozwolę. Nie pozwolę cierpieć, bo
boisz się zawodu innych.
Chciałem
się odwrócić i wyjść z łazienki, ale wtedy on zdecydowanie chwycił mnie za
nadgarstek i przyciągnął do siebie, zamykając w ramionach. Zderzenie naszych
ciał zabolało, więc stęknąłem i zacząłem płakać. Próbowałem mu się wyrwać, ale
nie puszczał. Nie zaciskał mnie tak mocno, jakby mógł, ale czułem, że nie
zrobiłby tego ze względu na mój stan. W innych okolicznościach dusiłby mnie, aż
bym się poddał.
Podsłuchiwał
naszą rozmowę z Petterem, więc wiedział o historii nas obu. O tym, jak czułem
się wolny na wyspie z mamą i jak zakuty w kajdany kłamstwa żyjąc z tatą. Jakim
cudem z tak przyjemnego dnia wszystko spełzło do płaczu i kłótni? Dlaczego w
takiej chwili mogłem go tylko nienawidzić?
Komentarze
Prześlij komentarz