Believe it Cz.57


Dziękuję

|w domu Pettera|

Staliśmy w uścisku dłuższy czas, aż się w końcu uspokoiłem. Olai wypuścił mnie niepewnie z ramion, ale i tak bacznie obserwował. Czułem się przegrany na tak wielu frontach. Słowa Olaia brzmiały dla mnie okrutnie i bezsensu. Nie potrafiłem ich przyswoić i się z nimi bardziej pogodzić. Bo gdybym to zrobił, to przyznałbym rację. Płakałem, gdy byłem osamotniony i pozwalałem sobie myśleć, snuć teorie przyszłości. Zacinałem się, gdy myślałem o pójściu na kampus i... no właśnie, i co? Nie znałem odpowiedzi. Nie wiedziałem, co mogę zrobić i co powinienem zrobić. Każdy wokół powtarzał, abym przestał, jeśli nie chcę.

Nie chciałem.

A jednocześnie musiałem chcieć.

Więc się zmuszałem.

Jedyne miejsce, które pozwoliło mi się zresetować, poznać samego siebie od nowa, było domem mamy. Nowym domem mamy. Poznałem tam Kyle'a, którego uśmierciłem w Norwegii w dniu jej odejścia od taty. Wszystko było łatwiejsze, gdy przez cztery tygodnie mogłem robić wszystko, na co miałem ochotę. Całować Dana, wydurniać się i ośmieszać swoim koszmarnym angielskim. Cała ta wyprawa dała mi dość sił, abym zmierzył się z prawdą o sobie i stawił czoła ojcu. Wywalczyłem prawdziwego siebie, ale to bolało.

Chciałem odpocząć od tej gonitwy myśli i obaw. Od ciągłych głośnych ludzi wokół, do których nie byłem przyzwyczajony w takim nasileniu. Nawet w liceum miałem więcej czasu tylko dla siebie, niż posiadałem go na studiach. Petter, Hector, Urlik, Zoe, Anja, Olai, Dan, Stine, Loli, Thekla, Esben, Bastian i Rik. Gdzie się nie odwracałem, widziałem znajomą twarz. A im więcej ich widziałem, tym większa rosła presja otoczenia. Tylko jak ktokolwiek miał mnie zrozumieć, gdy moja praca była tajemnicą wśród obcych lub nowo poznanych?

– Potrzebuję przerwy – wyznałem, patrząc w punkt na podłodze.

– Między nami?

– Nie – zaprzeczyłem szybko. – Od samego siebie. Przemyślę co dalej, ale naprawdę nie chcę tego robić dzisiaj, Olai. Chciałem spędzić jeden dzień po prostu się wydurniając i udając, że jest okej, bo, kurwa, wiem, że nie jest. Może ci się wydawać, że trwałem w idylli, ale to miał być tylko jeden dzień.

Zamknąłem powieki, spod których znów zaczęły wyciekać słone łzy. Ostatnimi czasy wylatywało ich ze mnie zdecydowanie zbyt wiele, ale to chyba właśnie był dobry dowód na prawdziwość jego słów. Nie radziłem sobie z podejmowaniem wyborów, z ich konsekwencjami. Może zbyt wiele od niego oczekiwałem, że będzie po prostu udawał, że jestem zdrowy i nie posiadam żadnych zmartwień. Może chłopak, który przeżył drugą wojnę światową, nie miał obowiązku rozumieć problemów i chęci odpoczynku od nich takiego młokosa jak ja? Dzielił nas wiek.

Tak sądziłem, dopóki Olai nie podszedł do mnie i na nowo nie objął, tym razem delikatniej. Oplótł ramiona wokół mojej tali, głowę opierając na moim ramieniu. Ten mały gest kosztował mnie więcej bólu niż spokoju, bo znów zacząłem moczyć mu i tak brudną koszulę.

– Pardon, Remi. Naprawdę. Widząc te siniaki i wyobrażając sobie ich wygląd trzy tygodnie temu... Z nas dwóch to chyba ja nie umiem sobie z nimi poradzić. Bo skrzywdzili cię przeze mnie. To ja pobiłem Lucę, to ja podpadłem Gustavowi i to ze mną cię widział. Skrzywdził ważną mi osobę, bo ja skrzywdziłem jego przyjaciela. Nienawidzę siebie za to. Każdego dnia. Ten wypadek pozwolił mi zrozumieć, jak będzie boleć, gdy cię stracę tak samo, jak Royca, bo nie dałem szansy kolejnej miłości w życiu. I to takie popieprzone – zaśmiał się z bólem, a ja słyszałem, że i on zaczyna płakać – że dzień, którego nienawidzę, jest jednocześnie dniem, w którym zmądrzałem. Bóg karzę mnie cały czas, a gdy pomyślę, że zesłał cię na moją drogę, żebym cierpiał, to...

– Jebać Boga – wyrzuciłem z płaczem. – Pojawiłem się w twoim życiu, bo ktoś musiał nakłaść ci łopatą rozumu do głowy. Jeśli ten twój Bóg nakazuje być nam razem, to świetnie. Jeśli mam przejąć pół twojego brzemienia z poprzedniego życia, jeszcze lepiej.

– Ne dis pas ça! – Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że złego języka użył, gdy miał to w zwyczaju podczas oddawania się emocjom. – Nie mów tak – wyszeptał błagalnie. – Mój grzech jest moim grzechem. Nosisz własne problemy, a ja nie mogę ci pomóc. Chcę. Ale jak?

– Na dobry początek? Przestań porównywać mnie do zmarłego byłego. – Wzdrygnął się, czułem to wyraźnie. – Nie jestem jak on i nigdy nie będę. To, co się dzieje, może być zbiegiem okoliczności, ale jeśli będziesz patrzył, że dzieje mi się coś złego, bo ty nie jesteś wystarczająco dobry, to oznacza, że będziesz się w naszym związku dusił. Jeśli mnie nie pokochasz, trudno. Nie będę cię zmuszał do uczuć, nigdy. Jestem... jestem zbyt zmęczony bólem, Olai. Nie każ mi sądzić, że będę tkwił w związku z jednostronnym uczuciem przez wiele miesięcy lub lat.

– Nigdy bym tego nie zrobił – zapewnił, odsuwając się nieco, aby spojrzeć mi w oczy. Ogarnął mi kosmyki włosów z czoła. – Przepraszam. Nie porównuję was. Bóg mi świadkiem, camarade, że jesteś kompletnie inny. – Uśmiechnął się niemrawo, co ja skomentowałem prychnięciem. – Co?

– Na pewno nie miał takich problemów psychicznych jak ja.

– Nie o to chodzi – odparł z powagą. – Podobni jesteście tylko w kwestii swojego podejścia do słabszych. Ale cała reszta jest inna. Ty nie lubisz ryzyka, nie na taką skalę jak on. Nie ukrywam, Remi – zniżył ton – że ja też nie lubię.

Moje serce zabiło szybciej na to krótkie wyznanie. Pomyślałem sobie niemiło, że właśnie dostałem punk przewagi nad nieboszczykiem, ale potem stwierdziłem, że może faktycznie nie warto było denerwować bóstw. Mimo to serce dalej uderzało rytmicznie, bo czułem, że takie słowa od Olaia były niemalże wyznaniem. Jeszcze nie miłosnym, ale lubił mnie. Może trochę bardziej niż kolegę, ale niewystarczająco mocno jak na partnera, z którym chciałby dzielić życie.

– Twoja obecność przy mnie pomaga mi zapomnieć o przeszłości. Jakbym nie był Sargentem w ciele Olaia, tylko po prostu Olaiem. Ciepło twojego ciała w nocy jest jak boja ratunkowa na środku niczego, bo gdy się teraz budzę, czuję, że nie jestem sam na świecie. Że to nie jest czyściec, tylko moje dalsze zmagania z życiem. Czuję się tak dobrze, gdy jesteś i jednocześnie tak źle, gdy cię nie ma. Nie potrafię powiedzieć, czy to jest równoważne uczucie jak twoje, ale jeśli dasz mi jeszcze trochę czasu, pozwolisz jeszcze bardziej poznać...

– Tak, Olai – wciąłem poruszony, gdy podczas całej tej pięknej przemowy gładził mnie po policzku. – Nie mam zamiaru się co do ciebie poddać w najbliższym czasie.

– To świetnie, bo nie wiem, czy dałbym radę wrócić do tego zimna sprzed twojego pojawienia się w moim życiu.

– Poczekam.

Pochyliłem się w jego stronę, aby udowodnić swoją obietnicę pocałunkiem, na który mi pozwolił i wyszedł mu naprzeciw. Byliśmy ciągle objęci; jego ramię na moim biodrze, dłoń na policzku, a moje na jego klatce piersiowej. Ten wylew bólu i szczerości w tak ciasnym pomieszczeniu wręcz dusił od przekonań i strachu. Nie chciałem go wypuszczać, bo chciałem oglądać jego śmiech, który pozwolił mi dziś usłyszeć, jeszcze wiele, wiele razy. Ale nie chciałem też, aby mnie odtrącił, bo był moim przystankiem na długiej drodze ku nieznanemu. Czułem, że gdybym mu wyjawił wszystkie swoje obawy, nie wyśmiałby mnie, ale mimo to się bałem. Bałem się być tak odsłonięty, jak w salonie. Tak goły duchowo, emocjonalnie.

Bałem się, jak mocno zaboli, gdy w ten stan uderzy.

Jednak Olai nie miał zamiaru czegoś takiego robić. Co więcej, odrzucił całą naszą dziecinną gierkę z wcześniej, aby zacząć samemu się rozbierać, począwszy od dolnych guzików bluzki. Byłem nieco oszołomiony jego ruchem, ale nie na tyle, aby czuć zawstydzenie, że jednak kontynuujemy plan z myciem się. Nie komentowałem tego w durny sposób, bo serce dalej biło szybciej od jego wyznania.

Materiał zsunął się z ramion chłopaka i wylądował obok mojej bluzy na ziemi. Oczywiście umięśnione ciało Olaia nie zaskakiwało swoim wyglądem, w końcu to na siłowni dotychczas wyżywał wszystkie swoje emocje pod okiem trenera. Gdybym ja miał takie ciało jak on, skakałbym z radości. Może byliśmy podobnego wzrostu, ale na pewno nie szerokości ramion i talii. Był bardziej mięsisty ode mnie, ja byłem tylko chudym patykiem, który utrzymywał się w pionie dzięki regularnym ćwiczeniom, niebudującym takiej masy, jak Olaiowi.

– Jestem zazdrosny – stwierdziłem głupio, co skomentował uniesieniem brwi. Przejechałem dłonią po jego twardym brzuchu. – To ciało i takie koszule – wskazałem głową na ziemię – to czysta poezja. Mam chyba swój mokry sen.

– Ach tak? – Wyszczerzył się, wsuwając po dwa palce u dłoni za gumkę od dresów, które miałem na sobie. – Wiesz, jaki jest mój mokry sen? – Pokręciłem głową, gdy poczułem świeży zastrzyk adrenaliny, który skutecznie mnie uciszał. – Chłopak, który absolutnie jest nieprzewidywalny i nagle stwierdza, że świetnym pomysłem jest pieczenie babeczek.

– Nie smakowały ci? – spytałem szczerze zmartwiony, co chyba wyłapał, bo nie zdjął mi spodni, tylko spojrzał w oczy.

– Camarade, nie ma dla mnie nic bardziej romantycznego niż ten gest. Podzieliłeś się ze mną swoją kuchnią. Nie zapłaciłeś za gotowe danie z restauracji. Poświęciłeś umiejętności i swój czas, aby spędzić ze mną popołudnie w kuchni na wypiekaniu czegoś, co z góry skazywałem na porażkę, bo myślałem, że to kolejny żart. Ale to nie był żart – wyszeptał przy moich ustach – i to podziałało na mnie bardziej, niż myślisz.

Nogi mi się zatrzęsły od dreszczy, jakie mnie przechodziły z każdym wypowiedzianym przez niego słowem. Nie przypuszczałem, że zwykłe karmienie osoby, którą się kocha, może być afrodyzjakiem. W sumie skąd miałem to wiedzieć? Moje jedyne robienie jedzenia działało tylko w jedną stronę – ja dla kogoś – lub w domu od rodziców, ale to chyba inny poziom miłości, prawda? Olai wychował się w innych czasach, nawet jeśli teraz żył w XXI wieku. Może dla osób z tamtych lat taki posiłek spożyty we własnym domu zrobiony własnymi rękoma, był poważniejszym symbolem? Gdybym zagłębił się w temat życia przed wojną, może rozumiałbym więcej o mentalności ludzi.

Tymczasem Olai pomyślał, że skoro formalności mamy za sobą, może w końcu mnie rozebrać. Zsunął mi spodnie wraz z bokserkami do samego dołu, przez co musiał kucnąć, aby mi noga po nodze je zdjąć i odrzucić. Jednak zanim wstał, przytrzymał dłonie na tyle moich ud, aby znów scałować biodra i miejsca naokoło penisa, skutecznie go omijając. Jeśli nie chciał uprawiać seksu, to ten ruch był bardzo nie na miejscu z jego strony. Zwłaszcza gdy spojrzał na mnie z dołu, a ja miałem ochotę się zabić za reakcję organizmu. Olai tylko popatrzył na brzmiejącą część mojego ciała przy sobie. A potem najzwyczajniej w świecie wstał i zaczął zdejmować własne spodnie. Zgrzyt zamka błyskawicznego był tak głośny, że aż drgnąłem. Chociaż to też mogła być zasługa prędkości, z jaką chłopak zdejmował z siebie odzież.

Po chwili stał równie nagi, jak ja. Co bardziej cieszyło, też nie wydawał się obojętny na atmosferę. To jednak nie było łatwiejsze do zniesienia, wiedząc, w jakiej sytuacji się znaleźliśmy, a raczej znajdziemy za chwilę w kabinie prysznicowej. Mimo wszystko chciałem to kontynuować, aby zobaczyć nas obu w tym wydaniu. Pomimo tego całego zamieszania sprzed chwili, potrzebowałem odzyskać chociaż namiastkę spokoju ducha. Do końca dnia.

Wszedłem więc pierwszy, czekając na niego. Miałem rację, że ta łazienka była za ciasna na dwie osoby naraz zwłaszcza przy kąpieli. To sprawiało, że nie mieliśmy zbyt wiele swobody w ruchach i co chwilę się o siebie ocieraliśmy, co przy obecnej sytuacji było naprawdę pobudzające zmysły. Olai wziął sobie za cel, aby mnie dokładnie umyć, w końcu sam go o to prosiłem, ale nie sądziłem, że po rozmowie nadal będzie skory do tego. Może oczekiwałem odtrącenia, bo zachowywałem się nieodpowiedzialnie?

Namydlił dłońmi moje ciało, począwszy od szyi, zmierzając nieuchronnie w dół. Przełykałem ślinę raz za razem przy akompaniamencie wolno lecącej wody. Olai był pobudzony jak ja. Pocieszające, doprawdy. Mniej jednak miał w sobie opanowania, gdy będąc dłońmi na moich siniakach, zaczął mnie całować. Nie spodziewałem się do tego stopnia, że aż zatoczyłem się w tył i gdyby nie jego szybka reakcja w postaci dłoni na plecach, pewnie bym wyrżnął boleśnie w kafelki na ścianie. Komplikował sytuację!

Druga dłoń zawędrowała właśnie tam, gdzie najmniej jej chciałem – gówno prawda, pragnąłem jej tam! – i zaczęła czyszczenie z dokładnością. Skupiała się najbardziej na śliskim członku, po raz kolejny wystawiając moje nerwy na próbę. Oparłem się o chłopaka całym ciałem, jęcząc w jego usta i w ten sposób pozwalając wedrzeć językiem we własne. Olai był niecierpliwy, nerwowy. Zachodziłem w głowę, czy naprawdę planował skończyć tylko na dotykaniu. W każdym razie po pierwszym szoku musiałem coś zrobić.

– Cz...Czekaj – wydyszałem, gdy na chwilę odsunął usta. – To nie fair...

– Co znowu nie fair? – spytał zmysłowo, zassawszy się na mojej szyi i nie zaprzestając mnie pieścić.

– Drugi raz – jęknąłem, gdy przygryzł skórę. – Ja też chcę cię dotknąć... Nie fair.

Odsunął się ode mnie i zaprzestał poruszania dłonią. Był równie chętny, jak w salonie, ale mógłbym dać sobie jądra obciąć, że jednak znacznie bardziej. Pozwolił mi przejąć pałeczkę, chociaż widziałem, że nie robił tego chętnie. W sensie przerwał swoją własną zabawę niechętnie. Ach, trudno mi było się skupić w zaparowanej kabinie i z golizną ukochanego pod nosem. Byłem jednak zdecydowanie lepszym uległym dominującym, dlatego, gdy tylko pstryczek się przełączył i pozwolił wreszcie wskoczyć w rolę, którą znałem i lubiłem, śmielej podszedłem do sprawy. Na oślep zakręciłem kurek od kranu, aby nie marnować bez sensu wody, gdy my ewidentnie nie mieliśmy jeszcze ochoty być czystymi. Z całą pewnością, jaką posiadałem w łóżku, przylgnąłem ustami do jego ciała, pomijając tym razem szyję, którą zająłem się odpowiednio wcześniej. Zjeżdżałem językiem stopniowo w dół, ignorując niezbyt wygodną pozycję dla żeber, delektując się pozwoleniem na zabawy. Nie miałem zamiaru mówić o tym głośno – a przynajmniej na razie – że to Dan nauczył mnie wrażliwości sutków także u mężczyzn. Poświęciłem więc dłuższą chwilę na zajęcie się jednym Olaia, który sapnął nagle, gdy zagryzłem brodawkę.

– I kto tu jest nie fair – powiedział, co bardziej brzmiało jak warkot, ale ani krztyny w tym wściekłości. Chociaż czego innego można się spodziewać po jego dłoni zaciskającej się na moich włosach. Jak dobrze, że moje obrażenia tego miejsca nie były tak niebezpieczne i nie sprawiały bólu po trzech tygodniach kuracji takim szarpaniem.

– Przecież ci się to podoba – odparłem, przyklękając przed nim na kolano, zupełnie jak on wcześniej przy rozpieraniu mnie.

Spojrzałem na niego – mając nadzieje – tak samo, jak on wtedy na mnie. Od naszego ostatniego zbliżenia minęły tygodnie, nie licząc jego samowolki w salonie. Chyba jeszcze nie byłem uzależniony od seksu, ale od samego Olaia na pewno. Po dzisiaj chciałem, aby „my" nie trwało tylko jakiś czas, ale aby było „na zawsze". Życie smakowało lepiej, jeśli kochało się długo. Wolałem nie przechodzić przez kolejne złamane serce, bo byłem niewystarczająco blisko. Niewystarczająco ciekawy. Dan mógł być moim przyjacielem, ale mimo to stał między nami mur nie tylko w postaci granic krajów, ale także kochanków. Rozumieliśmy się, ale gdy jeden wspominał przeszłość, chwile, które sprawiły nam lekkość na duszy, od razu czuliśmy przepaść.

Dlatego Olai był ważny. Był przy mnie i chciałem zrobić wszystko, aby nie chciał odejść, bo w nas nie wierzył. Jeśli jednak tak by się stało, trudno. Musiałem jednak spróbować wszystkiego, a zwłaszcza dania stu procent siebie. Od teraz. Od tego wybuchu przed umyciem.

Chłopak nie pozwolił mi doprowadzić się do szczytowania, co naprawdę pozostawiło po sobie posmak niezadowolenia. Nie był też aż tak delikatny, jak zwykle, szarpiąc mną zdecydowanie w górę i przypierając do zaparowanych kachli. Całował moje usta tak, jakby chciał wyżyć swoją frustrację z przerwania na nich. Mnie to nie przeszkadzało. Gdybym pragnął delikatności, nigdy tak dobrze by mi z nim nie było.

Za co pewnie później miałem oberwać, że zaniedbuję własne zdrowie, ale mało się tym przejmowałem w takiej chwili.

Pomyślałem, że będzie chciał sam się zadowolić, aby ukarać mnie za... w sumie nie wiedziałem za co.

– Każ mi przestać – wydyszał, zaciskając dłoń na ścianie obok mojej głowy. Nie rozumiałem. – Powiedz, żebym wyszedł z kabiny i że chcesz się umyć sam.

– Ale nie chcę być sam – odparłem pewien swego, kładąc mu dłoń na karku. Bałem się, że teraz po prostu wyjdzie.

– A ja nie wiem, czy dam radę się powstrzymać – dorzucił, patrząc na moje usta z taką intensywnością, jakby miały mu zdradzić sekret świata. – Nie chcę ci zrobić krzywdy, Remi.

– Nigdy mi jej nie robisz – wyszeptałem przy jego ustach, czując buchający we mnie płomień. – Ufam ci.

– Świetnie – powtórzył frazę dnia, ledwo hamując się przed ulegnięciem pocałunkowi – bo ja sobie nie. Odwróć się.

Prawie dostałem zawału na ten rozkazujący ton, bo wiedziałem, że Olai mi uległ. Tak po prostu miał dość zabawy w kotka i myszkę. Miał dość bycia silnym przy moich pomysłach tego dnia. A ja się ekscytowałem jak psiak na nową piłkę w kolekcji. Zaufałem mu już dawno temu, gdy każdy się go bał. Nie żałowałem ani jednej decyzji, którą dla nas podjąłem i czułem, że nie prędko miało się coś takiego wydarzyć. Olai również robił zawsze tyle, ile mógł, aby zapewnić nam zdrowe warunki związku, mając za chorobę nadpobudliwość i PTSD. Kochałem go w każdym wydaniu, to nie podlegało dyskusji.

Olaia z książką. Olaia z uśmieszkiem kpiarza. Olaia, który potrafił rozpalić cię jednym pocałunkiem. Olaia, który okazał się czuły. Olaia, który chciał mnie pokochać.

Czułem, że dzięki niemu dałbym radę stawić czoła własnym demonom. Jutro. Dzięki jego dłoni na mojej piersi, ustach na karku, barku; drugiej dłoni na biodrze, jakby dzięki temu sam siebie hamował przed robieniem mi krzywdy zbyt szybkim tempem uderzania ciała o ciało. Mówił, że się nie powstrzyma, ale robił to cały czas. Ja jęczałem i domagałem się zakończenia, żadnego przerywania w trakcie. On udowadniał mi swoimi dźwiękami, że nie było to dla niego tylko spełnienie. Zupełnie jakby ten jeden raz wyniósł na inny poziom, o którym do końca nie zdawaliśmy sobie sprawy.

Chciałem, żeby został, a on nie chciał mnie zostawić.

Mogłem oszaleć z przyjemności, zamiast tego oszalałem z miłości po słowie Olaia, które wydyszał mi do ucha po wszystkim:

– Dziękuję.



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty