Believe it Cz.59
W
ciągu kolejnych dni załatwiłem wszystko z dziekanami i rektorem. Okazało się,
że Andrew już ubiegł moje spotkanie z tymi ludźmi i zapoznał ich ze sprawą.
Może gdyby nie on, nie poszłoby to tak gładko, jak bym sobie tego życzył. To
znaczy i tak nie poszło. Moje miejsce w akademiku wciąż było aktualne i zajęte,
ale z drugiej strony większość zdecydowała – w tym administracja – żebym nie
korzystał z przywilejów studenckich, skoro do września studentem miałem nie
być. Koszta i tak za cały rok poniosłem, ale korzystać z pokoju czy durnej
siłowni już nie mogłem. Dziekan odpowiedzialny za wydział reżyserii uśmiechnął
się do mnie i pokręcił głową, abym nawet nie dyskutował. Przyjąłem więc na
klatę wszystkie zastrzeżenia i obostrzenia, zostając w pewnym sensie wydalonym
z kampusu na parę miesięcy. Może też w moim przeniesieniu pomogły odniesione
obrażenia, bo sama pani rektor miała dziwne współczucie w głosie. Każdy na
uczelni wiedział, że zostałem zmasakrowany za orientację z racji na śledztwo
policji. W takich okolicznościach mógłbym podziękować Gustavowi, gdyby nie
sprał mnie tak mocno!
Policja
to też ciekawy przypadek, bo zdawało się, że ich dochodzenie zostało urwane.
Gustav wywinął się z całej sytuacji obronną ręką, mając w rękawie alibi. Sypnął
za to swoich kumpli i to ja wyszedłem na debila, który w całym tym zamieszaniu
musiał sobie coś ubzdurać. Ubzdurać! Bo jakbym głosu Gustava nie znał na
pamięć, jego wykrzykiwanych słów. Tylko jak miałem powiedzieć policji, że
zapamiętuję głosy, bo je czuję? Wariatkowo murowane. Tak więc sprzętu już nie
mogłem odzyskać – straciłem wiarę – a oprawca i tak sobie chodził wesoło
ulicami.
Na
szczęście miałem Olaia, z którym może i nie ośmieliłbym się poruszyć
bezkarności Gustava, ale za to z ulgą opowiedziałem mu o Scottcie i zmianie
kierunku. Początkowo zdawał się szczerze zdziwiony moimi ekscesami, ale potem
przyjął wszystko z uśmiechem i nawet mnie czule objął! To było bardzo
pokrzepiające. Kolejną osobą, której się musiałem pochwalić, był oczywiście
Dan. Siedząc na pufie w piwnicy Pettera – lub Olaia, zależy, jakbym miał to
rozpatrywać – kliknąłem słuchawkę przy profilu w aplikacji. Chłopak był online
raptem minuty temu, więc pomyślałem, że przy piątku w południe powinien być
osiągalny. Chociaż nie każdy jak ja był studentem na L4.
–
Remi, jest piątek, a ty dzwonisz bez zapowiedzi! – powiedział na dzień dobry,
będąc całym w skowronkach. Udzielił mi się jego nastrój, wzmacniając mój.
–
Czy to dobry tydzień dla nas obu? – spytałem z uśmiechem. – Poderwałeś kogoś?
–
Tak, pracodawcę. Skąd wiedziałeś? – zażartował.
–
Mam radar geja, ty też. Działa na dalekie odległości.
–
I wszystko jasne. A tak poważnie, co tam się stało?
Olai
właśnie przeszedł mi przed nosem, ukradkiem zerkając w moją stronę. Podniósł
swoją torbę, z którą chodził na uczelnię i zaczął z niej coś przekładać. Może
przygotowywał się na poniedziałek, ale dziwny ruch, gdyby ktoś mnie pytał.
–
Miałeś rację, rzuciłem animację.
–
O... A czy ty nie mówiłeś, że nie możesz jej rzucić ze względu na kanał i swoją
przyszłą firmę? Co się zmieniło?
–
Sporo rozmawiałem z innymi, przeszedłem swego rodzaju załamanie nerwowe
związane ze studiami i takim sposobem poznałem Scotta, który pokazał mi
reżyserię. Boże, Dan, reżyseria jest zajebista! Fakt, kompletnie się nad tym do
teraz nie zastanawiałem, ale tak opowiadał, że ja chcę spróbować swoich sił.
Uważam to też za znak, bo poznałem Scotta w dniu, gdy szedłem na uczelnie
rzucić studia całkowicie!
Nawijałem
jak katarynka, a Dan nawet nie śmiał mi przerywać. W takich chwilach
współczułem mu, bo gdy nie znałem angielskiego tak dobrze, moje wywody opierały
się na Kali jeść i spać, więc miał mniej do słuchania. Mimo to
nigdy nie narzekał, a ja starałem się nie myśleć o tym, jak bardzo go nudziłem.
–
Co z Olaiem?
–
A co z nim? – zdziwiłem się, spoglądając na faceta, który właśnie usiadł na
drugiej pufie z podręcznikiem. Uśmiechnął się, gdy nasze spojrzenia się
skrzyżowały. – Właśnie czyta coś po norwesku, czyli ekstremalnie się nudzi.
Uniósł
brew i kącik ust.
–
Pomyślałem, że Scott wpadł ci w oko. Ciężko nadążyć za zmianami u ciebie, gdy
nie jest się na bieżąco.
–
Jest przystojny, ale gdy jestem zajęty, postrzegam facetów w innych kategoriach
atrakcyjności. – Olai zamknął książkę, aby skupić się w pełni na mojej osobie.
Miałem ochotę się roześmiać. – Taki nieszkodliwy. Niezdradzający.
–
Czy ty moim kosztem nabijasz się ze swojego faceta? – spytał rozbawiony. –
Boże, nie chcę, żeby mnie nienawidził.
–
Musiałbyś mieć na imię Scott.
–
Wystarczy, że jestem twoim byłym – odparł dobitnie, aby zaraz westchnąć. –
Cieszę się, że wreszcie ci się udaje. Gdy ostatni raz rozmawialiśmy o twoich
studiach, czułem, że to nie może skończyć się dobrze.
–
Tak... Nie wszystko może kończyć się dobrze – poparłem go nieco, ściszając
głos. – Jak twoje studia? Bo jeśli ich nie zdasz, to nie zobaczymy się w
wakacje.
–
Zdam – zapewnił szybko i nieco nerwowo. – Ale i tak nie wiem, czy będę na
wyspie.
–
Jak to?
–
Jak mówiłem, chodzi o moją pracę. Od czerwca zaczynam pracę na pełen etat w
salonie stolarskim, szef wierzy, że się obronię. Skłamałbym, mówiąc, że sam w
to nie wierzę. To też wiąże się z tym, że o wyspie chyba mogę zapomnieć. W
sumie mało co mnie tam czeka.
–
Czeka cię masa życzliwych ludzi – przypomniałem, czując narastający smutek z
powodu braku możliwości spotkania.
–
Masz na myśli Alexis? – zakpił. – Swoją drogą, moje kondolencje, Remi.
–
Co? – Zamarłem, czując rozprzestrzeniające się zimno na ciele. – Jakie
kondolencje? Czemu?
–
Nic nie wiesz? – spytał zaskoczony.
–
Nie, do cholery. Kto umarł, Dan? Moja mama nie odebrała od ojca, a Alexis zbyła
go krótko. Czy mama...?
Wstałem
gwałtownie. Strach, przerażenie i mdłości narastały w ułamku sekundy.
Dostrzegłem tylko kątem oka, jak rudowłosy zmienił pozycję, ale nie wstał za
mną.
–
Chyba nie ja powinienem przekazywać ci te wieści, ale skoro Alexis was zbyła...
– zawahał się, a ja pierwszy raz miałem ochotę go ochrzanić za to przeciąganie.
– Na wyspę dotarła wieść, że zmarł twój wuj poprzez powieszenie się. Pogrzeb
odbył się jakoś w styczniu. Margaret podobno strasznie to przeżyła. Nie znam
jej historii rodzinnej, więc nie potrafię ci o tym opowiedzieć więcej, sam wiem
tyle, ile usłyszałem od Zacka. Dziwię się, że jako siostrzeniec o tym nie
wiesz.
Zacząłem
wertować informacje o wujku w głowie. Tata i mama tylko parę razy w moim życiu
wspomnieli o tym człowieku. Głównie dlatego, aby powiadomić mnie, że w ogóle
istnieje brat matki. Jack, tak musiał mieć na imię, a przynajmniej takie imię
zapamiętałem. Mama nie utrzymywała z nim kontaktów ze względu na rodziców,
którzy się go wyrzekli z powodu przemocy względem swojej żony, a potem mama
przeprowadziła się do Norwegii i kontakt całkowicie został uniemożliwiony. Sam fakt,
że do mamy dotarł nekrolog... Jak? Kto go wysłał i jak ją znalazł? Dlaczego
tata nie wiedział?
–
Remi? – nawoływał Dan, więc otrząsnąłem się z rozmyślania.
–
Przepraszam. Ja... ja go praktycznie nie znam. Znałem go jedynie z pojedynczych
opowieści mamy. Wiem, że bił żonę.
–
Dziwna sytuacja, że nikt cię nie powiadomił. Jakby nie patrzeć, to twoja
rodzina. Wkurzyłbym się, gdyby rodzice mimo homofobii nie zechcieli mnie na
pogrzebie. Tyle że ja akurat śledzę ich stan przez Castora. Może nie powinienem
był ci mówić?
–
Nie, nie! Bardzo dobrze, że mi powiedziałeś. Cholera. Dzięki, Dan. To dodatkowy
powód, dlaczego powinienem odwiedzić mamę szybciej niż w wakacje.
Zacząłem
spacerować po piwnicy, aby rozładować nerwy w nogach. Chciałem pobiec do mamy,
przytulić ją i powiedzieć... nawet nie wiem co. Nie potrafiłem sobie wyobrazić,
jak się czuła. Straciła brata, z którym może i nie miała kontaktu, ale to
przecież rodzina! Sam nie wiem, jak poczułbym się ze stratą rodzeństwa, z
którym się wychowywałem. Nie posiadałem takowego, ale starałem się wczuć w
sytuację. A ta zdawała się okrutna.
–
Lecisz na wyspę? Dla matki?
–
Tak – potwierdziłem pewny swego. – Na reżyserię i tak trafiam dopiero od
września. Poza tym przez to moje załamanie nerwowe poczułem, że chcę pogadać z
mamą. Powód, który mi właśnie dałeś, wydaje się tylko zwieńczeniem.
–
Chyba się cieszę. Chodzi mi o to, że jeszcze w zeszłym roku strasznie się
nienawidziliście. Miło słyszeć, że aż tak się zmieniasz pozytywnie. Olai musi
ci służyć.
Odwróciłem
się na swojego chłopaka, który dalej pochylał się z łokciami na kolanach i
wpatrywał we mnie intensywnie. Zestresowałem go swoimi półsłówkami i tym
nerwowym łażeniem z kąta w kąt. Mimo to nie interweniował, bo taki był. Dopóki
nie dawałeś jasnych sygnałów, że potrzebujesz pomocy, on by ci jej nie
udzielił.
–
Tak, służy mi – przyznałem, czując ciepło w miejscach, gdzie chwilę wcześniej
rozlało się zimno.
Zakończyłem
rozmowę z Danem, aby móc przekazać wieści dalej. Nigdy nie wierzyłem w
przeznaczenie, już prędzej w zbiegi okoliczności. Jednak tym razem zbieg
okoliczności był dość duży, jakby ktoś dawał mi wyraźny powód, abym w końcu
mamę odwiedził i przeprosił należycie. Tu nie było się nad czym zastanawiać.
Dzięki kolejnej reklamie zarobiliśmy wystarczająco koron, abym mógł bez
większych wyrzutów sumienia opłacić swoją podróż na wyspę. Nie należała ona do
tanich, sam przepływ promem kosztował majątek, ale pocieszałem się, że przecież
robiłem to dla mamy. Albo wyolbrzymiałem i tak naprawdę czuła się dobrze i to
nas z tatą nienawidziła.
Petter
nie omieszkał nazwać mnie debilem, który chce samotnie wyjechać, a jego niezbyt
subtelne patrzenie wprost na Olaia kazało wierzyć, że to o niego się bardziej
martwił niż o mnie. Ich relacja może i uległa poprawie, ale z pewnością rudzielec
nie cieszył się, gdy Potter się o niego troszczył. Nawet na złość jemu celowo
uśmiechnął się szeroko i kazał mi jechać nawet teraz zaraz. Gdybym go nie znał,
obraziłbym się.
W
niedziele wieczorem zapakowałem się do auta. Moim bagażem był tylko plecak
wspinaczkowy od taty, którego wypchałem niemal po brzegi wszystkim, co mogło mi
się przydać. Na wyspie prawdopodobnie pogoda nie powinna być lodowata, ale na
pewno chłodniejsza, niż gdy byłem tam w wakacje. Poza tym nie wiedziałem, czy
faktycznie zastanę mamę i Alexis na wyspie, czy jednak gdzieś się przeniosły.
Powinienem więc być gotowym na każdą ewentualność, nawet bezdomność.
–
Chciałbym powiedzieć, żebyś dzwonił, kiedy najdzie cię ochota, ale jesteś zdany
na mnie – powiedziałem, zamykając bagażnik.
Olai
stał nonszalancko obok z dłońmi w kieszeniach spodni, ale to, jak napięte miał
ramiona, wskazywało, że jemu podskórnie mój wypad też się nie podobał. Nie
należał do osób, które komukolwiek by czegoś zabraniały, ale wiedziałem, jak
bardzo wolał moją obecność przy sobie. Nie wyjeżdżałem na długo, ale nawet
krótka rozłąka w tak chwiejnym związku była sporym wyzwaniem dla nas obu. Gdy
wrócę, to do kogo? Czy Olai w ogóle będzie oczekiwał spotkania, czy da sobie
spokój ze mną dzięki odseparowaniu?
Podszedłem
do niego, wsuwając ramiona między jego i obejmując go w pasie. Westchnął cicho,
całując mnie zaraz w usta.
–
Będę dzwonił codziennie wieczorem, okej?
–
Nie jestem dzieckiem.
–
Ale ja jestem! – odparłem rozbawiony, przywołując dzięki temu uśmiech na jego
ustach. – Potrzebuję usłyszeć twój głos na dobranoc. Nie bądź egoistą i mi
pomóż w spaniu samotnie!
–
Och, oczywiście – oznajmił z drwiną. – Wszystko, aby mojemu camarade spało
się lepiej. Tylko co ja pocznę samotnie w nocy?
–
Zawsze mogę spać na plaży i z tobą przez telefon! Jakie wyrzeczenia, widzisz?
Jestem cudowny.
–
Najwspanialszy.
Znów
mnie pocałował. Rozluźnił się dzięki tej gadce szmatce, czyli odniosłem sukces.
Martwiłem się o niego, w końcu dwa lub trzy tygodnie miało mnie nie być –
wszystko zależało od komplikacji. Mój powrót leżał w rękach Urlika. Miałem do
niego zadzwonić w ostatnich dniach pobytu, aby załatwił mi bilety na samolot.
Promem mogłem zająć się samodzielnie z wyspy. Lot wymagał angażowania w to
Internetu, a na wyspie go nie posiadali. Jakież to zadupie świata – ale
świetne!
Olai
był moją przyszłością, ale mama była moją rodziną. Na dodatek byliśmy skłóceni,
dlatego czułem się ogromnie zobowiązany, żeby do niej jechać i dowiedzieć się
na własne oczy, jak się miewa po śmierci brata. Jednak zanim do niej, to
wieczorem w niedziele pojechałem do taty. Wymieniłem się z nim wiadomościami
dnia poprzedniego, był w szoku. Na szczęście już przebywał w naszym domu,
dlatego nie musieliśmy rozmawiać przy Lindzie czy Kristin.
Zajechałem
pod dom przed dwudziestą drugą. Następnego dnia o szóstej czekał mnie wyjazd na
lotnisko, ale tata obiecał, że dowiezie mnie na miejsce. To dobrze, bo wolałem
zostawić auto pod jego domem – naszym – niż na płatnym parkingu.
Prawie
złapałem się na tym, że chciałem pukać do drzwi własnego domu, ale w porę się
opamiętałem i po prostu wszedłem z plecakiem na ramieniu. Odłożyłem go
ostrożnie pod ścianę, zsuwając buty i ściągając z ramion kurtkę. W domu
panowała idealna cisza, która zazwyczaj oznaczała tatę przy pracy lub oddanego
snom. Światło wypadające z gabinetu kazało mi wierzyć w pierwszą opcję.
Podszedłem do drzwi i uchyliłem je cicho.
Ruben
siedział na swoim wysoki stołku przed sztalugą z płótnem, na którym już
majaczyła spora mieszanka kolorów i maziajów, te finalnie miały stanowić
sensowną całość obrazu. Zapach farb był tak intensywny, że prawie mruknąłem z
ulgi, bo to był tata i dom, który chciałem pamiętać po wsze czasy. Taka
codzienność, która zmieniła się w coś indywidualnego dla każdego z nas; ja z
Olaiem, tata z Lindą. Cieszyłem się z drobnych mostów, które wciąż nas łączyły
jak odległe lądy.
–
Remi?
Odwrócił
się zaskoczony na mój widok. Musiałem wydać z siebie jakiś głośniejszy dźwięk,
skoro zdołałem odciągnąć go od weny. Odłożył paletę z pędzlem, ocierając jak
zwykle ręce w poplamione spodnie do malowania. Miały chyba z milion lat, ale
dalej je nosił w takich momentach.
–
Tak słyszałem, że zajechałeś pod dom, ale zakradasz się jak złodziej –
zażartował, wstając i podchodząc do mnie.
Objął
mnie na powitania, a ja mu na to pozwoliłem, oddając uścisk. Co prawda zdusił
mocniej, niżbym sobie tego życzył, ale dumnie zacisnąłem szczęki i nie jęknąłem
z bólu. Odsunęliśmy się od siebie, żeby pójść do kuchni. Tata wstawił czajnik z
wodą, gdy ja zasiadłem na krześle przy stole. Przypominało to stare czasy, gdy
wracałem ze szkoły, a jedno z rodziców czuło się w obowiązku do podgrzania mi
obiadu lub zrobienia czegoś do picia. Nabrałem tego nawyku w odwrotną stronę,
gdy witałem ich po pracy. Zdałem sobie sprawę, jakie to miłe uczucie. Ktoś
czekał na ciebie w domu, aby cię obsłużyć i przywitać po ciężkim dniu.
Pod
moim nosem stanął parujący kubek szybciej, niż się spodziewałem. Może po prostu
za długo wodziłem myślami gdzieś daleko. Tata nie wahał się zasiąść naprzeciwko
z własnym kubkiem kawy, co chyba o tej porze dobrym pomysłem nie było.
–
Próbowałem się dodzwonić do mamy, ale tym razem odbijałem się od poczty. Muszą
być na wyspie – odezwał się pierwszy, patrząc nieco smutnym wzrokiem na mój
kubek. – Jesteś pewien, że dobrym pomysłem jest jechanie tam w trakcie
semestru?
Niemal
skrzywiłem się na tę nutę nieufności w jego tonie. On wiedział, że coś
ukrywałem i nie wyjawiłem mu całej prawdy o swoim życiu. Nawet jeśli nie
naciskał słownie, to idealnie robił to tonacją.
Opowiedziałem
mu więc o swoich zmianach w kierunku, co przyjął zaskakująco neutralnie. Albo
się tego spodziewając, albo mając już po dziurki w nosie kłótni ze mną o moje
życiowe wybory. Powinno mnie to zaboleć? Bo dziwnie poczułem ulgę, gdy tak po
prostu słuchał, zamiast wyciągać nieprzychylne wnioski. Wspomniałem też o moim
wykładowcy, a gdy padło nazwisko, tata niemal opluł się kawą podczas brania
łyczka.
–
Jezu, tato. Żyjesz?
Chciałem
wstać i go poklepać, ale kaszląc, kiwał ręką na znak spokoju.
–
Nie miałem pojęcia, że ten człowiek pracuje na uczelni. Zawsze Tony twierdził,
że Andrew pójdzie w doradztwo zawodowe.
–
Może sam minął się z powołaniem – zażartowałem, co tata skomentował kręceniem
głowy w akcie niedowierzania. – Uwziął się na mnie z twojego powodu. A ja od
początku studiów zastanawiałem się, dlaczego tak bardzo nie chce mnie na
animacji.
–
Skoro to on ci doradził zmianę wydziału, to mogę być spokojny – odparł z ulgą w
głosie, gdy przestał wreszcie kasłać.
–
Więc mówił prawdę? Że grałeś w kapeli garażowej i strasznie się wściekałeś, gdy
kazał ci pójść w coś innego?
Ruben
tak głośno i mocno westchnął, że chyba pozbył się z płuc całego tlenu. Ten
dźwięk mnie rozbroił. Zacząłem się śmiać, bo tata dosłownie w tej chwili
przypomniał sobie swoje życie w moim wieku, gdzie miał równie mocno pod górkę –
przynajmniej tak mawiali ludzie.
–
Przychodził i powtarzał, że jesteśmy beznadziejni, a ja marnuję potencjał przy
tych bałwanach. Kto nie miałby dość tego gadania?
–
Wspominał, że im bardziej cię namawiał, tym mocniej się zapierałeś – drążyłem
uparcie.
Tata
chyba wyczuł tę nutkę złośliwości w moim tonie, bo ośmiał się krótko, kręcąc
głową.
–
Dobrze już dobrze, może ze mnie też coś masz w kwestii wybuchowości. Nie jestem
jednak dumny z tamtego okresu życia, dlatego zapamiętaj ojca jako zacofanego
staruszka, który realizuje się w malarstwie.
–
Żałuję, że nie poznałem babci. Miałbym porównanie.
–
Nie denerwuj mnie – ostrzegł z rozbawieniem. – Z całą pewnością główną
impulsywność masz po niej. Straszna kobieta.
Uśmiechnąłem
się niewinnie, przez co zapadła między nami komfortowa cisza. Nie trwała ona
długo, bo tata był zbyt spragniony rozmów ze mną, zupełnie jak ja z nim,
dlatego spytał o Urlika i Olaia. Cieszyłem się, że blizny na brwi nie było
widać dzięki grzywce, a siniaki z twarzy stały się praktycznie niewidoczne o
tej porze. Gdyby jednak zechciał zobaczyć moją klatkę piersiową, mógłby dostać zawału.
Olai w dalszym ciągu potrafił zapatrzyć się na sińce, a jego źrenice niemal
zalewały całe tęczówki ze złości. Jak zareagowałby Ruben w takim razie?
Wolałbym nie sprawdzać jego tolerancji na moją orientację, w końcu o to martwił
się najbardziej; ludzie mieli mnie prześladować.
Największy
koszmar ojca się sprawdza, gdy jego dziecko zostaje zmasakrowane za orientację.
To było coś, o czym mogłem powiedzieć, mamie, ale nie tacie. Nie teraz i może
nigdy. Dopiero co odzyskaliśmy swoje relacje, nadszarpniecie ich w ten sposób,
groziło poważnymi konsekwencjami.
–
Remi, obiecaj mi coś. – Skinąłem niepewnie głową, bo tata powiedział to w taki
sposób, jakby chciał błagać mnie o coś wielkiego. – Twoja matka na pewno
przeżyła śmierć Jacka. Zrób wszystko, co możesz, żeby nie wybuchnąć i nie
wywołać kłótni. Pohamuj się, bo nie jedziesz tam za karę tylko na własne
życzenie. Nie wywołuj pożarów. Margaret nie zasługuje na to.
–
Wiem, tato. Jadę się godzić, a nie kłócić.
–
Do mnie też przyjechałeś się godzić, a uciekłeś po awanturze – wypomniał
dobitnie, co sprawiło, że skuliłem się w sobie.
Miał
rację. Zasługiwałem na tę bezpośredniość po wcześniejszym traktowaniu jego i
Lindy. Brak zaufania był jak najbardziej na miejscu. Sam nie mogłem obiecać, że
zachowam swój wybuch we wnętrzu, ale kurde, wiedziałem o powadze sytuacji. Moje
ostatnie myśli o mamie były pozytywne, przeplatane tęsknotą. Chciałem spytać,
skąd wzięła w sobie siłę do odejścia od nas. Czy dała ją jej Alexis? Czy
byliśmy do siebie aż tak podobni? Musiałem to wiedzieć. Jeśli oznaczało to
gryzienie się w język za każdym razem, jak Alexis otworzyłaby usta, no to
trudno. Byłbym pogryziony. Albo bez języka.
Skończyliśmy
rozmawiać dopiero o jedenastej i obaj stwierdziliśmy, że wypadałoby się
zdrzemnąć przed porannym wyjazdem. Podziwiałem go, że potrafił iść spać po
kubku kawy, ale to był mój ojciec, on pochłaniał kofeinę jak wodę z kranu; zero
efektów ubocznych.
Komentarze
Prześlij komentarz