Believe it Cz.6


Rozumienie a akceptacja

|na kampusie|

Kolejne dwa tygodnie edukacji zleciały mi diametralnie szybko. Od zajęć do nauki, a potem pracy. W zeszłym tygodniu musieliśmy na weekend wyjechać nieco dalej, żeby móc nagrać parkur i obgadać wszystko z ochroną niektórych budynków. Na szczęście już wcześniej wiedzieliśmy, że nie będzie problemu z biegiem i publikacją materiału z tego wyczynu. Niektóre skoki z dachu na dach były naprawdę niesamowicie trudne, a inne banalne, choć dla przeciętnego człowieka i tak wydawały się szaleństwem. Tak sugerowały komentarze pod filmami.

Rzadko powijały się nam nogi, a praktycznie nigdy Urlikowi. Był zwinny jak cyrkowiec, potrafił wykonywać jakieś akrobatyczne figury, żeby jeszcze lepiej się popisać. Zawsze mieliśmy wyznaczone trasy dachów, zbadane ich powierzchnie i poziom śliskości. Wyznaczaliśmy miejsca iks, gdzie to jeden z nas się zatrzymywał i kamerował z gopro tego drugiego przy skoku. Wszystko mieliśmy zaplanowane i można rzec, że wyreżyserowane. Nieczęsto się zdarzało, żebyśmy biegali na ślepo, bez zgody ochrony czy właścicieli budynków. Ale jeśli sytuacja wymagała, na przykład ucieczka z urbexu, to wtedy potrafiliśmy odpierdalać niebezpieczne akcje po daszkach. Krótko, ale zawsze groziło większym procentem śmierci niż przy zwykłym filmie parkur.

Przemierzałem drogę z biblioteki do akademika, ale nie mogłem się nie zatrzymać na placu, gdzie była fontanna. Ludzie lubili przy niej przesiadywać, a niekiedy – na przykład jak teraz – siedzieli z instrumentami i grali na nich. Śliczna czarnowłosa dziewczyna śpiewała do dźwięków gitary akustycznej w dłoniach faceta i trójkąta w dłoniach krótko strzyżonej blondynki. Podszedłem do nich bliżej, jak zrobiło już sporo innych studentów. Niektórzy nawet usiedli na ziemi i kołysali się w rytm muzyki. A ta była spokojna i koiła skołatane nerwy każdego po paru dniach nauki. To było naprawdę przyjemne. Moje uszy odpoczywały od zgiełku i hałasów, mogłem na chwilę skupić się na czymś innym niż ludzkie problemy. Przymknąłem aż z przyjemności powieki i tylko przypominałem sobie w myślach, że mam przy udzie w dłoni wydruki, które przydadzą mi się do nauki. Lepiej nie wypuszczać, bo zebranie karteczek bywało upierdliwe.

– Trzymaliśmy się czegoś, choć oboje wiedzieliśmy, że to nie działa, więc teraz powinniśmy się pożegnać. Wiem, że mieliśmy problemy, więc teraz musimy spróbować ruszyć dalej*.

Dziewczyna śpiewała, a ja niemal poczułem, jakby mówiła do mnie. O mnie i Danie. To było takie subtelne, a dotykało do żywego. Gdzieś, gdzie biło moje serce, była teraz wyrwa, która każdego kolejnego dnia zasklepiała się w solidną całość. Coraz mniej brakowało do końca. Byłem gotów żyć dalej i rozglądać się za przyszłością, to już tak nie smuciło. Potrafiłem patrzeć na facetów i zagryzać wargę. Potrafiłem ocenić czyjąś atrakcyjność ze znacznie większą precyzją niż na początku studiów, gdzie każdy był mi obojętny.

Otworzyłem oczy, ale wtedy rozległy się owacje, a dziewczyna się pokłoniła. Wyglądała pięknie ze swoją zwiewna szmaragdową koszulką i czarnymi skórzanymi spodniami. Ludzie zaczęli krzyczeć i prosić o jeszcze jakąś piosenkę, jeden chłopak z tłumu nawet pokusił się o:

– Zostanę twoim mężem, jak zaśpiewasz coś jeszcze!

Wszyscy zaczęli się śmiać, a gitarzysta tymczasem:

– Dla oddania jej z przyjemnością zagramy jeszcze coś!

– Diabeł!

Strzeliła gitarzystę, ale nie wyglądała ani nie brzmiała na złą. Zamiast tego powiedziała do niego coś ciszej, a on się zgodził. Dziewczyna z trójkątem też wydawała się zadowolona i za chwilę znów popłynęły nuty.

– Tracę mój oddech, gdziekolwiek cię widzę. Ukradłeś moje serce, co ty mi robisz? Moje życie było szare, zanim dodałeś mu barw. Jak księżyc potrzebuje słońca, nie obchodzi nas to, co myślą inni. Podpaliłeś mój świat. Jesteś pragnieniem mego serca.

Idealnie w czasie, gdy zaśpiewała początek, zobaczyłem przecinającego plac Olaia. Serce na chwilę mi zamarło, a potem ruszyło z kopyta. Praktycznie go nie widziałem przez te dwa tygodnie, mijaliśmy się całkowicie. Niby ćwiczył późnymi godzinami na siłowni, ale to jedyne, co o nim wiedziałem. Nie pytałem nikogo o tego chłopaka, wydawać to by się mogło dziwne lub podejrzane. Aż tu nagle wychodzi w swoim idealnym rudym odcieniu włosów z czarnymi odrostami – o ile to w ogóle były odrosty – swojej czarnej koszuli i czarnymi spodniami. Na imprezie pamiętałem, że też miał na sobie koszulę, ale wtedy była ona biała pod czarną kurtką. Niemniej wyglądał idealnie w moim typie, o ile już mogłem kreować swój typ.

– Chcę cię tylko kochać. Tylko cię obejmować. Tylko powiedz mi czy zostaniesz albo, czy zabierzesz mnie ze sobą? Chcę cię tylko dla siebie każdego dnia. Podpaliłeś mój świat. Podpaliłeś mój świat**.

Oj tak, podpalił mój świat. Nie on pierwszy, ale intensywniej. A teraz szedł sobie spokojnym krokiem z papierosem w ustach – nie lubiłem fajek, pierwszy minus – i nawet nie wiedział o mnie. Był takim panem na włościach, że nawet nie zauważył studenta, który właśnie na niego wpadł. Olai zgiął się w pół, puścił papierosa na ziemię i chwycił za głowę. Chłopak wyglądał na spanikowanego i chyba go przepraszał. Moje nogi same poderwały się do podejścia i zbadania sprawy, nie lubiłem krzywdy innych. To był oczywiście przypadek, zdarzyć się mogło każdemu, ale i tak krzywda wydawał mi się straszna, dlatego chciałam się dowiedzieć więcej.

– Sorry, ja naprawdę... – jąkał się chłopak.

– Dobra, idź. Ja mu pomogę – powiedziałem, kładąc dłoń na ramieniu Olaia, który dalej się pochylał.

– Serio? Okej... Powiedz mu, żeby mnie nie lał, nie chciałem.

Prawie rozdziawiłem usta z szoku. Żeby go nie lał? Olai nie miał dobrej opinii, o to nie musiałem pytać, bo po czasie słyszało się to i owo. Na przykład od ludzi na korytarzach, w salach czy w kawiarence. Powątpiewałem w jego czysto agresywne pobudki, na pewno istniał sensowny powód do prania komuś dupska. Albo byłem naiwny.

– Olai? Co ci jest?

Wiedziałem, że jest szansa narażenia się jakiemuś typowi spod ciemnej gwiazdy, ale byłem zbyt altruistyczny, żeby nie pomóc i zbyt egoistyczny, żeby nie dotknąć go ponownie. Nawet przez ten niezobowiązujący kontakt fizyczny moje ciało reagowało. W małym stopniu, bo nie widziałem jego oczu, nie słyszałem głosu, ale wystarczyło, że był to po prostu Olai, który był źródłem mego ogniska.

– Olai?

Nawoływanie go słabo skutkowało, a potem dostrzegłem, że nieopodal nas na ziemi znajduje się jakiś ucięty listek leków. Podniosłem go i przyjrzałem się mu. Cztery sporych rozmiarów białe tabletki. Nazwa nic mi nie mówiła, ale planowałem ją zapamiętać i potem wpisać w Google.

– Są twoje?

Nic. Żadnego be ani me. Rozejrzałem się wkoło, ale ludzie przysłuchiwali się końcówce piosenki, więc nawet nie wiedzieli, że za ich plecami doszło do jakiegoś incydentu. Poprowadziłem rannego do ławki nieopodal schodów na uczelnię i posadziłem na niej. Pozwolił mi na to wszystko, a gdy już siedział, widziałem grymas bólu tak wyraźny, że aż przeszły mnie ciarki niepokoju. To nie było mrowienie, ale zwykły odruch współczucia i empatii. Jak mogłem mu pomóc, skoro na pierwszy rzut oka nie wydawał się ranny?

– Olai, hej, co cię boli?

Otworzył oczy, a ja dostrzegłem, jak bardzo jego wzrok był zamglony. Prześlizgnął nim po mojej twarzy, na moją dłoń na jego kolanie, a potem znów powrócił do twarzy. Szybko zakończyłem ten kontakt fizyczny, który mógł być dla niego dodatkowo niekomfortowy. Starałem się grać opanowanego, ale nie wiem, czy zawstydzenie nie dało o sobie znać w dość zdradziecki sposób.

Zamiast tego wybrałem więc ławkę, a nie kucanie przed nim. Usiadłem grzecznie jak cywilizowany człowiek i czekałem cierpliwie, aż powróci do zdrowia. Lub mu się pogorszy. Tak czy siak, zostawić go samego w tym miejscu nie planowałem, a o istnieniu jego znajomych nie słyszałem ani słowa. Chyba że bralibyśmy pod uwagę Pettera lub Hectora. Słaba alternatywa.

Mijały długie minuty, które spędziłem na gapieniu się przed siebie. Grajki przy fontannie zebrali się do akademika, podobnie ich widownia. Przymknąłem aż powieki, żeby jakoś zebrać myśli i zastanowić się nad tym, co począć dalej. Może zajęło mi to dłużej, niż sądziłem, bo z rozmyślania wyrwał mnie jego głos.

– Czemu tu siedzisz?

Wzdrygnąłem się i spojrzałem na niego z zaskoczeniem. Wydawał się trzeźwy aż nadto. Przenikał mnie swoimi jakże pięknymi złoto-brązowymi tęczówkami, które pozostawały czujne. Rozmasowywał sobie palce, jakby właśnie skończył się z kimś tłuc, choć to chyba głowa go bolała, a nie dłonie. A może?

– Ja... ty... bo wpadłeś, to znaczy na ciebie wpadli. Wpadł, jeden człowiek. Nie odpowiadałeś, więc usiadłeś. Posadziłem cię i poczekać postanowiłem za tobą. Za poprawą.

Zacisnąłem usta i syknąłem w przestrzeń. Co się, kurwa, działo? Dlaczego miotałem się w formowaniu zdań tak prostych, że dziecko przez sen mogłoby je wypowiedzieć bez seplenienia! Niech szlag trafi to ciepło, które zaczęło się rozprzestrzeniać od samego spotkania naszych oczu i po usłyszeniu znów jego głębokiego tonu. Był tak zmysłowy, że aż wstyd mi było, że zapomniałem o intensywności przez te dwa tygodnie. Takim głosem ludzie odpierdalają dubbingi zawodowo lub nagrywają jakieś audiobooki, a ja spotkałem człowieka z tak seksownym głosem i rozbudził we mnie płomień, którego nie spodziewałem się poczuć po odejściu od Dana.

– Oczekujesz podziękowań? Nagrody?

– Nie! – zaprzeczyłem szybko, na co uniósł podejrzliwie brew, mierząc mnie spojrzeniem.

Och, jakież to było niekomfortowe i podniecające zarazem, że ten wzrok prześlizgiwał się po moim ciele, oceniał jego wartość. Pragnąłem tego samego, tyle że bez ubrań... i zaraz dotarło do mnie, co właśnie odwala moja wyobraźnia. Było mi wstyd za siebie, chociaż ten facet nawet nie wiedział, co już robiliśmy pod moją kopułką.

Poderwałem się szybko na równe nogi, co okazało się trudniejsze, bo znów miałem je jak z waty przez tego człowieka.

– Wiesz, jak czujesz się lepiej to źle. Znaczy dobrze!

Parsknął śmiechem, w którym tylko na pozór przeważała drwina. Dla zwykłego rozmówcy jasnym mogło się okazać, że chłopak właśnie sobie jaja robi z twojego strachu przed przemocą, ale cieszy go, że się go obawiasz. Dla mnie jednak w tle znacząco brzmiała ta jedna porażająca nuta smutku. Mówię porażająca, ponieważ sprawiła, że cały ogień zgasł w sekundę i ogarnęło mnie otępienie. Dlaczego śmiał się w ten sposób, skoro było mu smutno w głębi duszy? Czy naprawdę nikt oprócz mnie nie mógł tego dostrzec? Czy miałem rację, że jego reputacja jest mocno przesadzona?

– Nie zabiję cię za to, że siedzieliśmy na jednej ławce – stwierdził, wstając ze znacznie większą gracją niż ja chwilę temu. – Więc nie bój się. Ja ocaliłem cię przed butelką, ty mnie posadziłeś na ławce. Mamy czyste rachunki.

Zaczął odchodzić, a ja stałem jak wryty. On... oczywiście, że sugerował to, czego oczekiwał; bałem się, w jego oczach, dostania wpierdolu. Prawdę powiedziawszy, bójka była ostatnia na liście obaw z Olaiem w roli głównej. Ja się przed nim w myślach rozebrałem, a ten mi mówił, że myślę o swojej krzywdzie. Dobre sobie!

Odwróciłem się, chcąc go zatrzymać i to wyjaśnić, ale już go nigdzie nie widziałem. Teraz całkowicie nabrałem ochoty zaczepienia go gdziekolwiek, ale jak mogłem tego dokonać, skoro najmniejszego pojęcia nie miałem o jego harmonogramie zajęć? Sam miałem wykłady czy warsztaty okrutnie nieregularnie, a Olai był dla mnie tajemnicą pod względem kierunku. Każdym w zasadzie.

Chyba najwyższa pora popytać sportowców.

– Jezu, nie wierzę, że tak pomyślałem – powiedziałem pod nosem.

Co innego mogłem zrobić? Szukanie go na własną rękę wydawało się upierdliwe i na pewno marnotrawstwem cennego czasu, którego wcale tak wiele nie posiadałem.

Schowałem tabletki, których ostatecznie mu nie pokazałem i poszedłem do swojego mieszkania z notatkami. Był środowy wieczór, czekało mnie sporo pracy kolejnego dnia, więc nie mogłem po prostu olać swoich obowiązków na rzecz... płomieni. To musiało poczekać. Ja czekałem na nie tyle lat, więc nie zaszkodziło im poczekać trochę na moją ingerencję, czyż nie? Dan czy ojciec nie martwili się mną, a to nauczyło mnie, że stawianie siebie na pierwszym miejscu wcale nie było znów takie egoistyczne. Ileż można uganiać się za innymi? Lepiej zadbać o to, co naprawdę się dla nas liczy, a dla mnie w tamtej chwili liczyły się studia i ich ukończenie. Na pewno chciałem wyjaśnić sprawę z Olaiem, ale bez przesadnej pośpiechy. Tyle i aż tyle.

~*~

Ponad miesiąc temu...

– Przykro mi, tato, chciałem udawać, że jest inaczej, ale... to nie ma sensu. Tak po prostu. – Patrzył na mnie, ale ja wolałem uparcie w okno, żeby być bezpieczny. Takie złudzenie.

– Jak ci zaraz...

– Na wyspie spotykałem się z facetem. Tego Alexis użyła przeciwko mnie, tato. Jestem gejem.

Powiedziałem to i nie było odwrotu. To był swoisty koniec. Mogłem tylko modlić się o kontynuację, bo jeśli kazałby mi spłonąć w piekle przez swoją wiarę, to chyba bym tego nie przeżył. Zamiast tego w pomieszczeniu była tak ogłuszająca cisza, że nawet przeszło mi przez myśl rzucenie tekstu o żarcie. Nie lubiłem ciszy tak bardzo, jak bardzo się dało w tamtej chwili. Żadnego krzyku, żadnego płaczu, radości czy obojętności. Chociaż wielu uważało, że to cisza krzyczy najgłośniej... może powinienem to przemyśleć.

– Gejem?

Wreszcie coś powiedział, choć po jego tonie pierwszy raz nie mogłem ocenić, co myśli naprawdę. Może sam byłem sobie winien, sprzedając fakty o swoim darze. Tata wiedział z pewnością, jak kamuflować dźwięki we własnym tonie, aby cię nie zdradzały.

– Gejem – potwierdziłem.

– Ale wcześniej spotykałeś się z kobietami.

– Nigdy mnie nie pociągały fizycznie. Lubię je jako ludzi, nie jako partnerki.

Wreszcie nabrałem dość odwagi, żeby na niego spojrzeć. Między brwiami miał głęboką bruzdę świadczącą o rozmyślaniu lub staraniu się połączenia kropek. Dawniej syn miział się z dziewczyną, a dziś ci mówi, że od zawsze wolał wacki, ale nie mówi tego głośno nawet przed samym sobą. Iście zawiła zagadka się trafiła.

– Rozumiem.

– Rozumiesz? – zdziwiłem się.

– Tak.

I tyle. Trudno było stwierdzić, czy mnie potępiał, czy wspierał. Rozumiał. Co to w zasadzie oznaczało? Okej, synu, rozumiem, że od teraz będę cię widywał z językiem w gardle innego faceta, ale może nie na moich oczach? A może: okej, synu, cudownie wiedzieć, że jesteś ze mną szczery i w zasadzie nie robi mi to różnicy. Co oznaczało, jebane, rozumiem? To było stanowczo za mało, żeby móc czuć się swobodnie w obecności ojca. I niech mnie szlag, ale nie czułem się dobrze przy nim przez kolejne ostatnie dni w naszym domu.

Mijaliśmy się, krótkie uśmiechy, przywitania. Tata udawał zapracowanego, wychodził gdzieś lub rozmawiał przez telefon, zasypiał też znacznie szybciej. Jeśli to było jego rozumiem, to ja zaczynałem już sobie kreować definicje tego słowa. Nie było przecież nic bardziej oczywistego niż unikanie syna-geja po jego wyjściu z szafy. Takie rozumienie odmienności nie stawało na równi z akceptacją, bowiem rozumienie a akceptacja były zupełnie innymi rangami. Rozumieć można buddystów, ale nie akceptować ich religii, prawda? No, to chyba właśnie tak to działało u ojca. Rozumiał moją orientację, ale wcale jej nie akceptował. Moje w pewnym sensie wyprowadzenie się z domu było dla niego jak uwolnienie od udawania, od stwarzania pozorów.

Co ja narzekałem w ogóle? Powinienem się cieszyć, że byłem chociaż na rozumiem niż wyrzeknięciu się, prawda? Zawsze mógł na mnie napluć, pobić lub obrazić od najgorszych i wyrzec jako syna, a on starał się rozumieć. Byłem zbyt pazerny, aby oczekiwać akceptacji w pełnej krasie. Wiedziałem przynajmniej, aby darować sobie przyszłe przedstawianie mu chłopaków, może powinienem się pokusić tylko o zaproszenie na ślub. Reszta to czysta wymijająca się prawda. Tak. Tak było najlepiej dla naszej rodziny.

 

*Loving Caliber - I'll get over you ft. Mia Niles

**Loving Caliber - You set my world on fire



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty