Believe it Cz.61


Przepraszam

|na wyspie|

Następnego dnia rano zostałem w domku i grałem z mamą i Alexis w monopoly. Mulatka była mistrzem w skupowaniu działek i okradaniu nas z przychodów. O tym, że dwa razy byłem zamknięty, nie warto było nawet wspominać. Mimo to bardzo dobrze się bawiliśmy. Mama uśmiechała się znaczenie częściej, a na jej twarzy wreszcie dostrzegłem kolory.

Po skończonej partii postanowiłem, że wypadałoby się przywitać z innymi ludźmi na wyspie. W końcu tęskniłem za tymi ludźmi równie mocno co za samym miejscem. Tak się złożyło, że Alexis tego dnia miała iść do rezerwatu, więc Margaret zaproponowała, abyśmy razem poodwiedzali znajome twarze. Jeśli oczekiwała, że jej odmówię, to się przeliczyła. Wolałem nie zostawiać jej samej z myślami, bo akurat dobrze wiedziałem, jakie to paskudne uczucie, gdy nie możesz odciągnąć mózgu od przywoływania obrazów.

Szliśmy we dwójkę przez ścieżkę, rozmawiając w międzyczasie o drobiazgach. Dotarliśmy na główną drogę wyłożoną kocimi łbami, a stąd to już całkowicie znałem drogę w każdą stronę. Najpierw wstąpiliśmy do restauracji, gdzie dalej pracował Helmer, ale jak się spodziewałem, Tessy nie było. Mężczyzna przywitał mnie niedźwiedzim uściskiem, aby stwierdzić, że coś mi się schudło. Tak. I chyba przy okazji nadłamało zrastające się żebra.

Mama musiała zauważyć odpływ krwi z mojej twarzy i wstrzymanie powietrza, ale jakoś nie zadała głośno pytania, które narodziło się w głowie. Zamiast tego poprosiła Helmera o lokalny specjał na wynos. Zastanawiałem się, czym to jest, ale ufałem, że nie umrę od ostrości albo kwaśności.

Usiedliśmy na chwilę przy barze, gdzie mama zaczęła pytać o plany na przyszły semestr, bo już wiedziała, że zmieniałem kierunek. Nie potrafiłem streścić jej w paru słowach tego, czym się zajmowałem służbowo, ale i tak słuchała. To też nie tak, że mogła obejrzeć moje filmy, jak zrobił to Olai, przecież na wyspie nie było Internetu jako takiego. Zażartowała, że dziadek od strony taty miał kiedyś małe role w telenowelach. Popatrzyłem na nią, nie dowierzając, ale ona upierała się, że teść występował i powinienem poszukać o nim jakichś informacji w sieci. Zamierzałem to zrobić, bo tata nie kwapił się do opowiedzenia o dziadku takiej ciekawostki.

– Wasze zamówienie – oznajmił Helmer, podając nam zawiniątko, które do złudzenia przypominało tortille. – Smacznego!

– Dziękujemy – odpowiedziała mu i zapłaciła.

Pokierowaliśmy się do kościoła, bo twierdziła, że powinniśmy znaleźć tam o tej porze i Andy'ego i Sal. To naprawdę była dobra wiadomość, że moja starsza przyjaciółka wciąż tkwiła na tej pipidówce. Mama wyczuła moją sympatię, która chyba sprawiła jej nieco przykrości, bo zmarkotniała.

– Nie lubisz Sal? – spytałem, biorąc gryza tutejszej tortilli.

Gdy tylko ktoś nas mijał, od razu witał się z Margaret, ale też zdarzyli się i tacy, którzy nie omieszkali zawołać do mnie po starym imieniu.

– Sal to dobra kobieta, jak mogłabym jej nie lubić? – spytała urażona. – Chodzi tylko to, że to ona była ci bliżej matką niż ja. Tak nie powinno być.

– Skąd wiesz? – dziwiłem się.

– Po twoim wyjeździe dużo rozmawiałam z księdzem i Sal. Można rzec – zerknęła na mnie ze smutkiem – że to dzięki niej już wtedy zrozumiałam twój żal do mnie. Nie docierał do momentu straty Jacka, ale wystarczyło, że zagnieździł się w sercu i tak sobie w nim kwitł do teraz.

– Mamo, rozmawialiśmy o tym. Kochałem cię i kocham. To, co było, minęło. Ja odzyskałem mamę lesbijkę, ty odzyskałaś syna geja.

Szturchałem ją ramieniem, aż nie wytrzymała i zaczęła się śmiać cicho. Dźwięk ten był szczery i pełen uczuć, więc wiedziałem, że mama mnie zrozumiała i zgadzała z tym stuprocentowo. Miałem dość kłótni, a matkę miałem jedną – paradoksalnie aż trzy – dlatego wolałem mieć ją blisko siebie żywą niż utraconą na wieczność w rozłamie. Nie tylko mamie śmierć wujka coś uświadomiła, mi także. Jak ja zniósłbym jej śmierć, gdybyśmy się nie pogodzili do tego czasu? Przerażała mnie ta wizja, wolałem jej nie doświadczać.

Wkroczyliśmy do świątyni, od której jak zwykle wrota stały otworem. W niektórych ławkach siedzieli ludzie, ale nie trwała żadna msza. Mimo to mama się przeżegnała, a ja o tym zapomniałem. Nie zwróciła mi uwagi. Czy ja kiedykolwiek wykonywałem tę czynność w przeszłości? Wątpiłem.

– Pójdźmy do zakrystii – szepnęła mama, a jej głos cicho poniósł się echem.

Niektórzy spojrzeli na nowoprzybyłych, w tym i tacy, którzy radośnie skinęli nam głowami lub unieśli radośnie ramię. Odmachałem im i poszedłem cicho za mamą w stronę drzwi za ołtarzem. I pomyśleć, że w zeszłym roku Dan zbijał ławki, a ja pomagałem malować! Teraz wszystko komponowało się tak ładnie, jakby nie siedział nad tym nastolatek z nastolatkiem – w teorii tyle wtedy dla mnie miał Dan – a inżynierowie. Mijałem się znowu z powołaniem jakimś?

Weszliśmy do zakrystii bez pukania, aby znaleźć się w ciasnym pomieszczeniu, gdzie to ksiądz rozmawiał z Sal. Oboje spojrzeli na nas zaskoczeni, aby zaraz się wyszczerzyć. Sal podeszła do mnie i bez ogródek zaczęła mówić po norwesku:

– Chłopaku! Co ty tutaj robisz w trakcie roku szkolnego?!

Uścisnęła mnie mocno i tym razem musiałem kaszlnąć, czemu bliżej było do duszenia się powietrzem. Przestało mi się to podobać. Minął ponad miesiąc od pobicia, a dwa tygodnie od wyjścia ze szpitala. Czułem, że nie powinno to już tak boleć, a sińce mimo wszystko powinny zniknąć. Nagle obleciał mnie strach, że coś zrastało się źle, a ja przez własny ośli upór nie chciałem pomocy i rehabilitacji. Twierdziłem, że trzy tygodnie w szpitalu mi wystarczą, byłem głuchy na słowa lekarzy, gdy żądałem wypisu i jeszcze głuchszy na własne problemy psychiczne. A teraz każde przytulenie o większej sile sprawiało, że miałem ochotę wypluć płuca, bo to było tak nieprzyjemne miażdżące klatkę piersiową kłucie.

Jeśli wcześniej nie przykułem uwagi mamy – na pewno przykułem – to teraz nie było co do tego wątpliwości. Jedno spojrzenie na jej twarzy wystarczyło, aby dostrzec srogą minę i niewątpliwie szykującą się serię pytań. Zmusiłem się do uśmiechu, gdy Sal mnie puściła.

– Mama mnie potrzebowała – wyjaśniłem.

Kobieta spojrzała na niższą od siebie blondynkę, a potem znów na mnie. Wszyscy na wyspie znali sytuację, co do tego wątpliwości nie było. Nie dawała wiary w to, że akurat ja chciałem wspierać mamę bez kłótni. Zasłużyłem sobie na brak szacunku.

– Dobrze cię widzieć – powiedział po angielsku Andy, podchodząc bliżej. – Jak się miewasz?

Nie pytał dosłownie o moje samopoczucie. W jego głosie wyraźnie zabrzmiał przekaz, a dotyczył on mojej orientacji i relacji z ojcem w tej kwestii. To Andy był osobą, która znalazła mnie roztrzęsionego, ogrzała i zapewniła wsparcie duchowe. Nie znałem drugiego tak wyrozumiałego kapłana. Nie dość, że nie nazywał homoseksualizmu grzechem – którym de facto był sam akt – to jeszcze wspierał mnie w moich planach. Wyobrażając sobie idealnego księdza, widzę tego przede mną.

Rozmowa musiał skoczyć na język, który zrozumiały był dla każdego, a nie tylko dla mnie, Sal i mamy.

– Dziękuję, dobrze. Wakacje sprawiły, że coś się skończyło i coś zaczęło. Teraz dobrze mi w swoim życiu, z nowymi ludźmi w nim.

– Czy to oznacza, że układa ci się? – spytała troskliwie Sal, odsuwając się nieco i zaplatając ramiona na muskularnej sylwetce. – Och, chłopaku. Nie ukrywam, że nie spodziewałam się zobaczyć cię kiedykolwiek. Miło zaskakujesz.

– Cieszę się, chyba – zaśmiałem się, czując ulgę. – Uwierzycie, że tęskniłem za tym miejscem i ludźmi?

– Wierzę – odparła Sal. – Nie bez powodu ludzie tu zostają, zakładają rodziny i zapuszczają korzenie. Ale ty chyba nie planujesz z nami zostać na stałe, co?

– Co to, to nie – zapewniłem szybko, unosząc dłoń. – Mój facet nie żyłby ze mną w takim związku na odległość i pewnie przypłynąłby tu pierwszym lepszym promem.

– Już masz faceta?! Nie próżnujesz!

Andy ukrył nieco usta za dłonią, podśmiechując się cicho. Od dawna wiedziałem, że on i Sal byli za pan brat. Nikt nie potrafił tak decydować za kościół, jak Sal, z kolei dobroć księdza idealnie nadawała się dla parafian. Mieli w sobie wsparcie i często widywałem ich na rozmowach lub przekomarzaniach.

– Sal, to przecież nie twoja sprawa – wypomniał jej, gdy się opanował. Uśmiech go jednak zdradzał.

– Co ty mi mówisz, co jest moją sprawą? – oburzyła się. – Jak go żegnaliśmy, to się z Danem rozstał i ledwo akceptował swoją orientację. Oczywiście, że to moja sprawa!

– Powinieneś czym prędzej pokazać jej wasze zdjęcia, bo ci nie uwierzy – stwierdziła rozbawiona mama, przysiadając na krześle.

– Idealny pomysł, pokazuj!

Wyjąłem telefon z kieszeni, który nosiłem przy sobie już bardziej z przyzwyczajenia niż jego prawdziwej przydatności. Ostatnim razem służył mi za słownik i latarkę, ale teraz obie te rzeczy nie było mi potrzebne, dobre sobie radziłem orientacyjnie i słownie. Wszedłem w galerię, szukając folderu odpowiedzialnego za instagram. Włączyłem powiększenie zdjęcia, na którym w święta byliśmy sami w domu Lindy. Leżeliśmy z samego rana w łóżku po intensywnej nocy. Olai zaspany, ja chętny uwiecznić ten dzień. Tak więc on prawie spał na prawym boku, wtapiając się w poduszkę, a ja przybrałem minę psotnika, którego obejmował ramieniem na szyi. Anja jako pierwsza skomentowała to zdjęcie w jedyny możliwy sposób, czyli „ostro musiało być". Petter nie pozostał dłużny i też napisał durnie: „ależ musieliście być głośni".

Odwróciłem ekran do kobiety, ale i Andy nie omieszkał zerknąć jej przez ramię. Oboje się uśmiechnęli.

– Musi koszmarnie dużo płacić za fryzjera z tym ombre – skomentowała.

– To naturalne – zapewniłem. Wszyscy spojrzeli na mnie jak na dziwaka. – Poważnie!

– Jak on cię okłamuje na początku związku, to zaczynam wątpić w siłę tej relacji, Remi – odparła szczerze zdumiona.

Zabrałem jej telefon i pokazałem inne zdjęcie, gdzie byliśmy bardziej ubrani i trzeźwi. To zdjęcie akurat zrobił nam Petter na swojej mini domówce. Olai obejmował mnie od tyłu z podbródkiem na moim ramieniu, a ja uśmiechałem się szeroko i dyskutowałem ze Stine.

– Wygląda na silnego – skomentowała. Wywróciłem oczami, zabierając jej telefon i chowając do kieszeni. – O czym myślisz? Wy, młodzi, coraz więcej słów określacie jako erogenne. Kto by pomyślał, że „silny" w angielskim będzie dla ciebie takowym.

– Sal, chłopak czuje się zażenowany, zresztą ja również – skarcił ją ksiądz, chociaż dobry humor nie opuszczał jego głosu.

– Po prostu się cieszę, że widzimy go w lepszej kondycji – przyznała, czochrając mi włosy. – Witaj z powrotem.

Te słowa znaczyły dla mnie najwięcej. Wyspa nie była moim domem, ale czułem, że blisko jej do azylu, w którym mogłem się ukryć i odetchnąć pełną piersią. To znaczy, w obecnej sytuacji czułem, że to kiepski pomysł akurat, zwłaszcza że nachodziły mnie niepokojące myśli.

Spytali mnie, na jak długo planowałem zostać, więc odparłem, że tylko na dwa tygodnie. Co wydało im się dziwne, więc pokrótce objaśniłem swoje tymczasowe wolne od studiów. Sal odciągnęła mnie na bok, aby ksiądz mógł chwilę porozmawiać z mamą na osobności. Wiedziałem o czym, a gdy mamie rósł smutek na twarzy, wiedziałem też, że musiała usłyszeć przykrą prawdę.

– Ładnie ci idzie z angielskim – pochwaliła Sal, mówiąc po norwesku. Spojrzałem na nią z uniesionymi brwiami. – Kibicowałam ci i Danowi, ale skoro obaj jesteście szczęśliwi osobno, to chyba nie pozostawiacie mi wyboru.

– Utrzymujemy kontakt. Gadamy regularnie.

– Serio? – dziwiła się. – Dziwnie mi się słucha, że Dan jest taki towarzyski. Za czasów, gdy się nie znaliście, ciągle był odpychający dla kobiet, a ze starszymi dyskutował tylko o pracy. Było mi go żal. Może ci się zdawać, że to silny chłopak, ale on nie mówi o problemach głośno. Wspieraj go, gdy tylko wyczujesz, że wali ściemą na kilometr, dobra?

– Zawsze – zapewniłem szczerze, wywołując u niej uśmiech. – Dan jest mi bliski, a że nasz kontakt odżył, nie mam zamiaru go zostawiać na pastwę losu.

Uspokoiłem ją tymi słowami, ale ona swoimi mnie zaniepokoiła. Zacząłem nabierać dziwnej pewności, że Dan nie zamierza wrócić na wyspę... z mojego powodu. Olai twierdził, że sam nie dałby rady być w miejscu, gdzie jest jego były z innym. Znałem Dana. Wiedziałem, że był delikatny i powściągliwy. Ciągle wstydziły go moje otwarte teksty na temat seksu, moje śmiałe kroki. Dlaczego więc wcześniej nie przyszło mi do głowy, że tak samo wrażliwie podszedłby do naszego ponownego spotkania? Czym innym było rozmawianie telefonicznie, a co innego widzieć się na żywo! Chciałem z nim porozmawiać już teraz, ale w zasadzie co mogłem mu powiedzieć?

„Nie przyjadę na wyspę, nie odbiorę ci twojego domu, więc przyjedź, mnie nie spotkasz"?

Brzmiało, jak jakiś okrutny żart i Dan na pewno nie byłby zachwycony z tej łaski. Musiałem znaleźć złoty środek tego problemu, a ten nie wyglądał tak oczywiście, jakbym chciał.

Wyszliśmy z kościoła w kompletnej ciszy. Mama musiała przetrawić słowa księdza, a ja cały czas głowiłem nad swoim przyjacielem. Potrzebowaliśmy tej ciszy, ale gdy po paru minutach dotarliśmy pod rezerwat, popatrzyłem na mamę zaskoczony. Nie miałem więcej osób do odwiedzenia, bo dom Marii znajdował się w drugą stronę.

– Musimy zajrzeć do gabinetu – wyjaśniła, wspinając się po wysokich stopniach.

Poszedłem za nią, bo nie uśmiechało mi się stanie w słońcu na zewnątrz. Wewnątrz była idealna cisza, co przypominało o braku sezonu na wypady wakacyjne. Mimo to niektórych numerków za recepcjonistą brakowało, więc jednak ktoś pokoje zajmował. Mężczyzna przywitał się z nami, ale nie znałem go. Poszliśmy prosto do gabinetu lekarskiego mamy.

– Zamknij za sobą – poinstruowała, a jej ton nie napawał mnie optymizmem.

Posłusznie zamknąłem drzwi, a ta odwróciła się na pięcie, znów przybierając srogą minę. No oczywiście, nie zapomniała. Taty nie szło oszukać dźwiękiem, mamy stanem zdrowia. Pułapka, w którą wpadłem na własne życzenie. Opuściłem pokonany ramiona, gdy ta tupać zaczęła nogą.

– Powiesz mi, co ci dolega? Bo mam wrażenie, że ma to związek z twoim facetem.

– Słucham? – zdziwiłem się. – Co to ma znaczyć?

– Powiedziałeś, że Olai miewa napady agresji. A ty, po przytuleniu się, wyglądasz, jakbyś zderzył się małym palcem z rogiem szafki. Pokaż mi swoje ciało, raz raz.

– Po pierwsze, mamo, Olai mnie ani razu nie uderzył – zacząłem z nerwami. – Po drugie, masz prawo się bać, jesteś moją matką, ale znam go lepiej niż ty i mogę zagwarantować, że nie zrobi mi krzywdy celowo.

– Wiem. Jack też nie robił celowo. Nie zmienia to faktu, że chcę zobaczyć.

– Czy słyszałaś punkt pierwszy? – spytałem zdenerwowany. – Olai mi nic nie zrobił! To zasługa homofobów.

Mama otworzyła szeroko oczy i usta. Miałem wrażenie, jakby moje szczere wyznanie zbiło ją kompletnie z pantałyku. Kiedyś zareagowałbym tak jak ona, ale minęło za dużo czasu, abym nie rozumiał, że agresorzy, którym nie pasujesz tak po prostu, istnieli. Czy mnie to przerażało? Nie bardziej niż problemy zdrowotne.

– Ściągaj.

Rozkaz. Prosty i tak mocny, że wykłócanie się było ryzykowniejsze. Chwyciłem swoją koszulkę u dołu, podwijając ją w górę i zrzucając z siebie. Mama wciągnęła gwałtownie powietrze. Zasłoniła usta dłonią, mierząc moją klatkę piersiową jeszcze intensywniej, niż robił to Olai. Sam zerknąłem w dół, aby zobaczyć bardzo blade ślady po kopniakach. W zasadzie na mnie nie robiły już takiego wrażenia, gdyby nie moja jasna karnacja, mógłbym uznać, że stały się niewidoczne. No dobra, może ten na mostku wciąż niebezpiecznie się odróżniał, ale i tak wyglądało to o niebo lepiej niż w lutym!

– Jezu Chryste, Remi – jęknęła mama, dotykając mojej skóry. – Kiedy? Kiedy to się stało?

– Jakoś w drugim tygodniu lutego – wyznałem szczerze. Przed tatą zdołałem to ukryć, ale przed mamą nie widziałem sensu. – Już nie bolą.

– Bolą! – powiedziała głośniej. – Widziałam to. Co ci powiedzieli lekarze? Co ci było?

– Złamane żebra, stłuczenia. Z nadgarstkiem było najlżej. – Pomachałem dłonią, na której nie pozostał nawet ślad. – Miałem też szytą brew i lekkie wstrząśnienie mózgu.

Spojrzała na moją głowę. Nerwowo podwinęła moją grzywkę, gdzie ukazała jej się brew z blizną. Kręciła nerwowo głową, szukając innych obrażeń, chociaż już ich nie było. Była przerażona, wiedziałem o tym. Jej głos drżał, chociaż starała się zachowywać jak lekarz, a nie matka. Chwyciłem ją za nadgarstki, żeby przestała mnie badać.

– Mamo, to było dawno temu. Już mi lepiej.

– Żebra bolą – powiedziała mechanicznie, wpatrując się w moje ciało, jakby miała rentgen. – Czy przed przyjazdem tutaj byłeś na badaniach? Kontrolnych.

– Nie.

– Dlaczego nie? – spytała oburzona. – Rehabilitant powinien ci je zlecić.

– Nie brałem rehabilitacji.

– Co?!

Odsunęła się gwałtownie tak wściekła, jakbym był jej wrogiem, a nie skrzywdzonym dzieckiem. Starałem się uspokoić siebie i ją, ale chyba tylko pogarszałem sprawę z każdym słowem. Szczerość wcale nie popłacała.

– Wypisałem się po trzech tygodniach na własne żądanie. – Opadła jej szczęka. – Wiem, wiem. Nie powinienem. Ale to był koszmarny czas, mamo.

– Zwariowałeś! – wrzasnęła. – Złamane żebra to nie stłuczenie, do cholery! Mogą ci się wbić w płuco albo inne organy! Krwotok wewnętrzny to nie jest błaha sprawa, tego nie można wyczuć tak o! Jak możesz być tak lekkomyślny?! Dlaczego zachowujesz się jak dziecko!

– Mamo!! – przekrzyczałem ją, modląc się, aby ktoś nie zainterweniował w nasze wrzaski. – Miałem załamanie psychiczne!

Zmarszczyła brwi, co kazało mi wierzyć, że nie rozumiała moich słów. Albo przez całą tę furię po prostu trudniej jej przychodziło zrozumienie mojej strony. Gdy ostatni raz się otworzyłem, Olai był świadkiem rozsypywania się kawałków, które nie trzymały się całości. Wszystkie moje obawy, histerie i prośby wylatywały jak z rękawa. Bałem się powtórki.

– Załamanie psychiczne?

– Wiem, kto mnie napadł. Zrobili to, gdy byłem sam – zacząłem, zaczerpując drżący oddech. – Poszedłem na wieczorne nagrywanie, musieli mnie śledzić. Nie wiem. Okradli mnie i pobili. Mówili rzeczy... – Uciekłem wzrokiem na duże okno po lewej. Wszystko lepsze niż jej oczy. – Mówili okropne rzeczy. Wtedy zaczęło boleć nie tylko ciało, ale i dusza. Wszystko, co przeżywałem w tamtej chwili, bolało po stokroć mocniej, intensywniej. Mogli zabrać mi moją przyszłość, moje plany. Nie wiem, skąd miałem siłę, aby z tym całym bólem znaleźć telefon w kieszeni. Plecaka nie było, ale kluczyki i telefon miałem przy sobie. Gdyby nie to, Olai by mnie nie znalazł, Petter nie zawiózł do szpitala.

Byłem zamknięty w Sali szpitalnej, którą odwiedzali ludzie i płakali nade mną, użalali się i udawali, że wszystko będzie dobrze. Gówno miało być dobrze. Każdy oddech, kichniecie czy płacz bolał tak, jakby ktoś mnie rozrywał. Jeszcze psychiatra, która zalecała mi regularną terapię, bo wmawiała mi, że homofobia może odciskać pięto na ofiarach. – Zamknąłem powieki. – Odcisnęła, ale wtedy nie chciałem o tym słuchać. Byłem pozbawiony wszystkiego, co kochałem i jeszcze chcieli zrobić ze mnie czuba.

– Remi, nikt...

– Nie – przerwałem jej, patrząc prosto w oczy. Oczy, w których skrzyły się łzy. – Chcesz znać prawdę? Miałem rzucić studia, bo nie miałem głowy do nauki, nie w połowie drugiego semestru. Jedyne, co chciałem robić, to siedzieć w łóżku Olaia i nigdy nikogo nie widzieć. Petter nie wpuszczał nikogo do mnie, a Olai zapewniał mi wszystko, czego potrzebowałem, a potrzebowałem tylko jego. Nienawidzę Gustava nie za to, że jestem gejem, a jemu to nie pasuje, nienawidzę go, bo wciąż jest szansa, że odebrał mi moją przyszłość. Jestem tutaj, żeby odpocząć od życia, które mnie wymęczyło. Nazywaj to ucieczką, w porządku. Ale gdy dowiedziałem się, że nie odpowiadasz na kontakt ojca z powodu śmierci wuja... czułem, że to znak. Że powinienem być tu z tobą, a nie tam zamknięty w ramionach ukochanego. Chciałem pomóc sobie i tobie jednocześnie. Z nią dalej nie jest dobrze. – Postukałem się palcem w skroń. – Nie tylko z tobą walczyłem, mamo. Od ciebie się zaczęło. Poszło jak domino, całe moje życie, które znałem, przepadło. Mam wrażenie, że od kiedy jestem gejem, wszystko mnie niszczy.

– Chodź tu.

Podbiegła do mnie i przytulił do siebie, ale zważając na stan, nie ściskała mocno mojej klatki piersiowej. Było jednak w tym geście tyle ciepła i miłości, że czułem się po prostu dobrze. Wreszcie czułem się jej synem, którego widziała.

– Musisz wiedzieć – kontynuowałem, póki miałem jeszcze odwagę – że nie żałuję. Poznałem zbyt wielu dobrych ludzi, którzy są w moim życiu i nie wyobrażam sobie, aby ich nie było. Nie wyobrażam sobie, żeby Olai odszedł, żeby Petter znów niczego nie czuł, żeby tata znów się o mnie martwił, bo coś przed nim ukrywam. Teraz jestem prawdziwy i płacę cenę, ale okej. Chcę być prawdziwy, mamo, tak, jak ty.

– Powinnam być przy tobie. Boże, może i czasy się zmieniły, ale widziałam, jak trudno było ci akceptować siebie, akceptować mnie. Nie wybaczę sobie nigdy, że zamiast przyjeżdżać i błagać cię o wybaczenie, pisałam i dzwoniłam! Żadna matka nie chce, aby jej dziecko przechodziło taki koszmar.

– Gdybyś tam była, co by to dało? – spytałem cicho, czując dreszcze zimna spowodowane ogarniającym mnie smutkiem. – Nie obroniłabyś mnie przed nimi.

– Ale byłabym, gdybyś chciał porozmawiać. Przepraszam, synku, tak bardzo mi przykro, że tak się czułeś.

– Mi też jest przykro, że nie byłem dla ciebie oparciem w chwili, gdy żegnałaś brata. Teraz już będę, mamo, obiecuję. Zawsze.

Po raz kolejny zaczęła głośno płakać i gładzić mnie po plecach. Nie umiałem pohamować własnych łez. Pierwszy raz przyznałem się sam przed sobą i przed kimś innym, że sobie nie radziłem psychicznie. Gdybym nie miał Olaia, Pettera, rodziców, nie wiem, jak mógłbym dać sobie radę. Mama miała absolutną rację, że zachowywałem się jak gówniarz, odmawiając leczenia, ale miałem tylko nadzieję, że jeszcze na nic nie było za późno.

Mama mogła pomóc mi tylko doraźnie maściami i badaniem powierzchownym, ale wciąż jej się nie podobało, że po pięciu tygodniach nie czułem wyraźnej poprawy. Stwierdziłem, że to nieprawda. Tydzień temu trudno mi było unosić rękę całkiem w górę, a teraz nie był to aż taki problem. Problemem było kurczenie ciała lub jego zduszenie. Mama zapamiętywała moje słowa, robiła notatki. Posmarowała dokładnie miejsca, gdzie odznaczały się obolałe miejsca. Stwierdziła, że gdybym stosował maści wcześniej, po siniakach mogło już nie być nawet śladu. Cóż, tak mogło być. Zażywałem leki tylko pierwszego tygodnia zwłaszcza przy silnych bólach. Gdyby nie Olai i Petter pewnie bym je zignorował.

Powtórzyłem jej, jakie środki mi przepisano, a przynajmniej postarałem się to zrobić z pamięci. Od razu mówiła mi, które służyły na co. Najbardziej zmartwiły ją silne antybiotyki, ale nie chciała mi wyjaśnić przyczyny ich zażywania. Chyba mogła sama jej nie znać.

– Tata nie wie – odparłem, gdy wychodziliśmy z jej gabinetu. Popatrzyła na mnie zbita z tropu. – Nie chciałem go martwić, że stało się to, czego tak bardzo się bał. Że zrobiono mi krzywdę z powodu orientacji. Błagam, mamo, on nie może wiedzieć. Nigdy mi nie wybaczy, że mu nie powiedziałem, że mu nie zaufałem. Robiłem to dla niego i siebie. Naprawdę nie miałem sił oglądać i jego udręczenia.

– Kochanie. – Złapała moje dłonie w swoje i uśmiechnęła się smutno. – Rozumiem to. Naprawdę rozumiem, jak silną miłością darzysz ojca i jak bardzo nie chcesz jego krzywdy. Wiem też, że to działa w drugą stronę. Uważam, że powinien wiedzieć, ale jesteś dorosły i zdaję sobie sprawę, że nie o wszystkim rodzic musi być informowany. To twoja wola. Ja mu nie powiem, bo nie spyta. Ale musisz mi obiecać, że gdy tylko wrócisz do Oslo, zajmiesz się badaniami i rehabilitacją, dobrze? Przyspieszysz powrót do zdrowia.

– Dobrze, obiecuję. Przepraszam, że dołożyłem ci zmartwień.

– Nie masz za co – zapewniła pewna swego. – Pomogę ci tym, co mam przy sobie. Niech ten wyjazd będzie terapią dla nas obojga, hm?

Skinąłem głową. Byłem niesamowicie wymęczony opowieścią o sobie i swoich problemach. Poczułem deja vu, bo dokładnie tak samo czułem się tamtej nocy, gdy Olai wymusił na mnie szczerość w łazience. Całe życie uczyłem się walczyć z demonami samodzielnie, więc gdy przychodziło mi się uzewnętrznić, nagle wszystko nabierało większej wagi. Jakbym taszczył zbyt wiele. Przygniatało mnie to. Przygniatało do tego stopnia, że pożegnałem się z mamą w połowie drogi do domu, aby iść na plaże i zadzwonić do kogokolwiek z bliskich mi osób i usłyszeć o czymś innym niż ja sam. Popatrzyła na mnie sceptycznie, ale zgodziła się.

W moim miejscu dostrzegłem 'przechadzającego' się Felixa. Zamarł, niby to wtapiając się w ziemię, ale niestety, jego skóra była zbyt bliska zieleni niż brązu. Przywitałem się z nim, wiec uniósł łeb i zasyczał. Już wiedziałem, że chciałem mieć jakieś egzotyczne zwierzątko w przyszłości, bo Felix był tak towarzyski, że zmuszał do analizy.

Stanąłem w miejscu, wyjmując telefon. Liście z drzewa nade mną idealnie osłaniały mnie od promieni słonecznych, dlatego czułem się w tym miejscu jak zwykle idealnie. Zawahałem się nad wyborem numeru. O tej godzinie mogły trwać jeszcze jakieś wykłady u każdego. Włączyłem więc dane mobilne i wysłałem swoje zdjęcie na czat grupowy. Od razu dostałem odpowiedź od Dana.

Danio:
Wyspa?

Eva:
Felix pozdrawia. Dostałem przez niego zawału.

Danio:
Dobry wąż :D

AnnaDark:
Co robisz na wyspie w środku semestru?

Eva:
Zmieniłem kierunek i muszę czekać do września. Pomyślałem, że odwiedzę mamę. Zmarł jej brat.

AnnaDark:
O kurwa, ale przypał. Jak się trzyma?

Eva:
Jest okej. Wczoraj płakała, ale dziś rano graliśmy we trójkę w monopoly.

AnnaDark:
Trójkę? GRAŁEŚ Z ALEXIS?! Gwiazdo, czy ty się dobrze czujesz?

Eva:
Dan. Sal kazała cię pozdrowić i spytać, czy na pewno nie wpadniesz na wakacje?

Danio:
Sal? Nie sądzę. Serio będę pracował.

Eva:
Jeśli chodzi o mnie i Olaia, to możemy nie przyjechać w wakacje. Jak wiesz, mam pracę u Zacka, więc i tak czeka mnie wyjazd. Możesz dopasować się do tego lub powiedzieć, żebym nie przyjeżdżał wcale.

Danio:
O czym ty mówisz?

CassandraDark:
Myśli, że dalej go kochasz. Słodko.

AnnaDark:
Zamknij się, niech gadają.

Eva:
Mówię o tym, że rozmawiałem z Olaiem o tobie i uświadomił mi, co może oznaczać wpadnięcie na siebie na żywo. Dan, znam cię wystarczająco, aby wierzyć, że mógłbyś nie chcieć się ze mną widzieć. I wcale nie chodzi o to, czy mnie kochasz, czy nie. To ma prawo być niekomfortowe. Jesteśmy na tyle duzi, że możemy sobie mówić prawdę, Dan. Nie pozwolę, abyś nie odwiedzał swoich bliskich z mojego powodu!

CassandraDark:
Ale cyrk :D

AnnaDark:
Bo ci kurwa jebne!

Dan jednak już nie odpisał, tylko wybrał mój numer. Odebrałem, wyłączając przy okazji sieć, żeby nie pożarło mi danych. Przyłożyłem urządzenie do ucha, słysząc nerwowe westchnienie chłopaka.

– Co ty sobie ubzdurałeś? – wypalił równie nerwowo. – Nie wszystko kręci się wokół ciebie, Remi. Jestem wystarczająco dorosły, mam prawo mieć inne plany na wakacje niż odwiedzanie wyspy. Niczego sobie nie dodawaj.

– Czyli mogę prosto od mamy polecieć do Londynu i cię odwiedzić? – spytałem prosto z mostu. Dan zamarł, nawet oddechu nie słyszałem. – Halo? Mogę wpaść czy nie?

– Czemu tak nagle?

– Mówiłem, chcę cię odwiedzić. Pożegnaliśmy się w średnich okolicznościach i jeszcze gorsze powstały przed ponownym kontaktem. Poza tym chcę zobaczyć twoje wyroby.

Czekałem cierpliwie na jego odpowiedź, a gdy nie nadchodziła, miałem ochotę się roześmiać. Cisza mówiła mi więcej niż jakiekolwiek słowa w tej chwili. Dan nie był gotów na taką rozmowę, na ucieczkę ode mnie, na odmowę, bo jaki miałby powód, skoro to ja miałem przylecieć do niego?

– Dan, nie okłamuj mnie, bo wiesz, że wszystko słyszę – wyznałem. – Nie chcesz mnie widzieć.

– To nie tak – odparł szybko. – Remi, ja cię naprawdę lubię i jesteś jedną z niewielu osób, które polubiły mnie prawdziwego. Twoje cięte żarciki czy kaleczony język nie były przeszkodą, tylko miłym spójnikiem relacji. Tylko że...

– Tylko że się rozstaliśmy i nie chciałeś do mnie pisać, a co dopiero gadać i widzieć. Jasne. Łapię.

– Remi – wymówił moje imię z bólem. – Co chcesz usłyszeć? Że mam ochotę oglądać miłość swojego życia z innym? Powiedziałeś, że nie chcesz kłamstw, bo i tak je usłyszysz. Ale prawda jest niewygodna dla nas obu.

– Byłem miłością twojego życia? – spytałem zszokowany. – Dan... to...

– To niczego nie zmienia – podkreślił surowo. – Jesteś szczęśliwy z Olaiem, a ja zmarnowałem naszą szansę, bo się bałem zaryzykować. Zraniłem przede wszystkim ciebie, więc to, jak się teraz czuję i jak mogę się poczuć przy was, jest odpowiednią zapłatą za własne wybory.

– Więc od początku moje telefony i wiadomości zadawały ci ból – stwierdziłem, czując rozrywające się wewnątrz mnie serce. Byłem egoistą od zawsze, udawałem tylko dobrego. – Dlaczego nic nie mówiłeś? Dlaczego w ogóle odnowiliśmy kontakt?

– Może bliżej mi do masochisty? – zażartował, ale sytuacja była tak napięta, że nie przyniosło to oczekiwanego rezultatu. – Odnowienie z tobą kontaktu było jedną z lepszych decyzji, słowo. Fajnie wiedzieć, co u ciebie i fajnie móc utrzymywać kontakt. To, co było między nami, nigdy nie będzie mi obojętne. Wiem, że uda mi się zamknąć to wszystko w szufladzie tak jak tobie. Muszę tylko trafić na odpowiednią osobę. Potrzebuję czasu, Remi. Czasu w odosobnieniu.

Poczułem, jakby coś przeszyło mnie na wylot. Dan był mi bliski, znacznie bliższy niż chciałem, ale to dzięki niemu dostrzegłem prawdę o sobie, o swoim ciele. Nie przyszło mi do głowy, że aż tyle znaczyłem ja dla niego! Gdybym miał świadomość, jak wiele nas łączyło, nigdy nie pozwoliłbym nam skończyć tego w ten sposób. Zrywając kontakt i rozstając się seksem. Może i dzięki temu miałem teraz Olaia i za nic w świecie bym nie cofał czasu, ale... to nie zmieniało faktu, że Dan kochał mnie za bardzo. Olai miał rację, wychodziło na to, że tylko ja byłem ślepy na problemy tych, których nazywałem bliskimi.

– Przepraszam – wyszeptałem.

– Przepraszam.



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty