Believe it Cz.62


Sargent Olai Fox!

|Remi|

Pachniałem cały maścią, którą mama skrupulatnie nakładała mi na siniaki dzień i noc. Gdy już myślałem, że zapomniała, ona zjawiała się w progu pokoju i wymachiwała tubką. Alexis nie omieszkała rzucić żartem, gdy leżałem na wznak na łóżku, a mama mnie smarowała.

– Co się krzywisz, dzieciaku? Nie mów mi, że jako gej nie znasz się na lubrykantach?

– Alexis! – krzyknęła rozbawiona Margaret.

– Przecież święty nie jest. W jego wieku robiłam regularne badania na choroby. Moje życie było barwne.

– Chyba wolę nie wiedzieć – skomentowała bez cienia urazy. Za to popatrzyła mi w oczy nagle z powagą. – Ale co do jednego się zgodzę. Powinieneś robić regularne badania. Nikogo nie oskarżam, ale żyjemy w czasach takich, jakich żyjemy, a ty masz magnez na przyciąganie pecha.

– Pewnie. Wrócę, pójdę do psychiatry, na rehabilitację, na badania weneryczne i może jeszcze o czymś zapomniałem?

– Operację korekty płci! – dodała Alexis z progu.

– Świetny pomysł. I tak jestem uległy.

Mama zaczęła się śmiać wraz ze swoją partnerką. Poklepała mnie po gołym brzuchu na znak zakończenia swojej roboty. Czułem się swobodniej przy nich. Żarty o mojej orientacji nie groziły zażenowaniem, czego oczekiwałem od ojca. Rzucanie pewnych nawet było wskazane, aby zapulsować na nowo u Alexis, bo i ona nie posiadała hamulców co do własnego języka, o czym przypominała jej Margaret.

Przez kolejny tydzień graliśmy i rozmawialiśmy. Dużo rozmawialiśmy. Mama i ja przebiliśmy się przez mur między nami, bo praktycznie nie odstępowaliśmy się na krok. Byłem przy niej na dwa tygodnie, więc to bardzo mało, zdawaliśmy sobie z tego sprawę.

Podczas spaceru łapała mnie pod ramię, wolnym krokiem chodziliśmy wytartymi ścieżkami. Pokazałem jej swoje ulubione miejsce, gdzie dzwoniłem do innych i relaksowałem się przy szumie fal. Wyjawiłem jej w tym miejscu swój wielki sekret słyszenia po ojcu. Była w szoku, ale jednocześnie dopytywała, jakie to różnice nas dzieliły. Musiałem opowiedzieć jej też o swoich powodach trzymania tego w sekrecie przez lata. O dziwnych reakcjach w szkole i jeszcze gorszym poczuciu własnej wartości. Przecież tata był czystym synestykiem a ja? Ja jakąś dziwną mieszanką genów. Mama nie zareagowała na to wyznanie jak tata, wręcz przeciwnie, powiedziała mi, jak nam zazdrości. Jak bardzo chciałaby usłyszeć czyjś głos w kolorze lub, jak ja teraz, reagować intensywniej na szum.

Przy niej stało się wszystko łatwiejsze! Moja orientacja, moje zagubienie i problemy zdrowotne, no i moje zdolności. Sądziłem, że to tata zrozumiałby mnie najlepiej w większości spraw, ale się myliłem. Tata całe życie kochał mnie najmocniej, ale był też w jakiś sposób skryty ze swoimi problemami, zupełnie jak ja. Po odejściu mamy cierpieliśmy w ciszy własnych pokoi, aby kolejnego dnia udawać silnych dla siebie nawzajem. Mieliśmy te same charaktery u podstaw. Dobroć zdecydowanie zyskałem po mamie, przynajmniej tak mi się w tej chwili zdawało. Mama nie lubiła oceniać, pojąłem to wnet. Słuchała i wspierała ciszą lub dotykiem, obecnością samą w sobie.

Chciałem rozpłakać się jak dziecko, bo uciekałem przed kobietą, w której ramionach odnalazłbym oczekiwany spokój. To w żadnym stopniu nie oznaczało, że tata stał się nagle gorszy! Na pewno jednak każde dziecko miało takie kwestie, które obgadywało z jednym rodzicem, a inne z drugim. Bo było łatwiej. Zrozumiałem, że pod wieloma względami znajdę dom u taty, ale konkretne wsparcie będzie czekać przy mamie.

– Kocham cię, mamo – wyznałem, gdy siedzieliśmy w ciszy na plaży.

Popatrzyła na mnie nieco zaskoczona tym wyznaniem, ale zaraz uśmiechnęła się szczerze, chwyciła za dłoń i powiedziała:

– Cieszę się, bo trudno było kochać cię bez wzajemności.

Zaśmiałem się, tylko to mogłem zrobić. Wiedziała, że to nieprawda. Kochałem ją tak bardzo, że jej odejście stało się punktem zwrotnym. Musiałem jej pokazać na siłę, że była zbędna w moim życiu, ale to nie tak. Potrzebowałem jej. Jej uśmiechu. A teraz dodatkowo zyskała wolność, o której wcześniej mogła tylko skrycie marzyć. Miałem oboje rodziców, lecz ci nie musieli być małżeństwem, aby dalej się nimi nazywać.

Zrozumiałem.

A potem przyszedł czas do wyjazdu i to było jedno z trudniejszych pożegnań życia. Do tej pory uznawałem za takowe to z Danem, ale płacz mamy na przystani jakoś zepchnął tamto na daleki plan. Ona mnie potrzebowała, bo zbyt długo mnie nie było. Byłem dupkiem, to pewne. Dalej nie trawiłem w pełni Alexis, ale akceptowałem ją. Jak tata akceptował Olaia. Wszyscy się poświęcaliśmy dla dobra ogółu, a takiej chwili dla mamy naprawdę wiele mogłem poświęcić.

– Będę pisał – odparłem, żeby wreszcie mnie puściła.

– Ja też. Mam wszystkie adresy.

– Postaraj się słać wszystko do taty, bo nie wiem, czy Petter mi poczty nie przetrzepie.

Odsunęła się ode mnie, chwytając twarz w dłonie. Miałem dość jej łez, ale wiedziałem, że te były oznaką nowego początku. Żegnaliśmy się, owszem, ale wiedzieliśmy, że w zgodzie i wrócimy do siebie.

Alexis odesłała mnie tylko krótkim uściskiem i życzeniem bycia mądrzejszym. Margaret wywróciła oczami i kazała mi nie przejmować się jej słowami. Taki też miałem zamiar.

Końcówka marca zapowiadała się dla mnie naprawdę niemiłym startem do dbania o swoje zdrowie. Kobiety miały rację i powinienem zatroszczyć się też o regularne badania na choroby weneryczne. Co prawda spałem tylko z Danem i Olaiem, ale zawsze los lubił mnie strzelić kamieniem w pysk, tak niespodziewanie. Na promie i pokładzie samolotu miałem sporo czasu, aby zaplanować sobie kolejność działań. Obliczyłem też, ile mogłem potrzebować na wszystko. Na lotnisku nawet wszedłem na konto, aby mieć trzeźwy pogląd na finanse. Nie było tragicznie, ale zacząłem się zastanawiać, czy nie powinienem dorobić, aby nie pozbawić Urlika dostępu do wypłat. Pewnie, gdybym mu tylko to zasugerował, od razu kazałby mi wypłacić wszystko. Moje zdrowie było dla niego najważniejsze.

Dla mnie jego życie było równie ważne.

Wychodziło więc na czysto, że mogłem zająć się najpierw badaniami na HIV, a dopiero potem przejść się do szpitala i przebadać stan żeber. Psychiatrę zostawiałem na koniec. Rzeczy ważne i ważniejsze.

Dotarłem do domu taty taksówką, w której przysypiałem. Za dużo spędziłem czasu na analizowaniu i myśleniu, zamiast odpoczynku. Kierowca musiał mnie krzyknięciem wybudzić, abym mu zapłacił i opuścił pojazd. Zabrałem swój zdecydowanie cięższy bagaż do domu. Światło paliło się w kuchni, miałem dobre przeczucie. Tymczasem moje auto samotnie stało na podjeździe, a bród, którego przed wyjazdem na nim nie było, kazał podejrzewać ojca o użytkowanie. Nie miałem nic przeciwko i tak zajmował mu podjazd.

Wszedłem do środka i odstawiłem torbę, przeciągając się jak kot w korytarzu.

– Remi? – zawołał.

– Cześć, tatko – odpowiedziałem.

Zsunąłem buty i poczłapałem zaspany do stołu w kuchni. Tata siedział przy nim z miską płatków. Patrzył na mnie ni to zaskoczony, ni obojętny. Miałem gdzieś analizowanie i jego, więc opadłem na krzesło, a potem głową na drewno.

– Czemu wyglądasz na zombie?

– Nie spałem za wiele w podróży. Przesadziłem.

– Jasne. Muszę cię pochwalić, zachowałeś się wzorowo – powiedział, wsuwając do ust łyżeczkę płatków.

Spojrzałem na niego, marszcząc brwi. Łączenie faktów szło mi ciężko, a tata nie ułatwiał milczeniem. Pytanie musiałem mieć wypisane na mordzie, ale to zignorował.

– Skąd wiesz?

– Mama dzwoniła wcześniej, że wyjechałeś. Przeprosiła też, że nie odpowiadała, gdy dzwoniłem. Wasze stosunki się polepszyły, naprawdę się cieszę.

– Co jeszcze mówiła?

– Nie wiem, a co miała mówić? – odbił sprytnie.

Mama wprawdzie obiecała mi, że tata nie dowie się o moim pobiciu, ale z jakiegoś powodu wierzyłem, że on coś podejrzewał. Zamiast jednak drążyć i się pogrążyć przypadkiem, wolałem udać się do sypialni i odespać podróż. Ruben mnie nie powstrzymywał, toteż wziąłem torbę i naprawdę leniwie człapałem do pokoju.

Skorzystałem z łazienki w ślimaczym tempie, uważając, aby się nie zabić w poślizgu. Rozmazując parę z lustra, niemal się wzdrygnąłem na widok swojego ciała. Przybliżyłem się do odbicia, a potem spojrzałem w dół na klatkę piersiową.

Mama miała rację!

Po jej maści zdecydowana większość sińców zginęła. Wystarczyło półtora tygodnia kuracji, abym nie przerażał innych golizną. Ból też stał się ledwo wyczuwalny przy ściskaniu, co również nadzorowała przy ćwiczeniach. Raz dziennie. Wymyśliła je lub skorzystała z porady kogoś uzdolnionego, dzwoniąc, gdy nie byłem tego świadom. W każdym razie robiliśmy kilka ćwiczeń w pętli przez około czterdzieści minut przed snem. Początkowo było ciężko, naprawdę ciężko. Miałem ochotę warknąć, aby przestała, bo się na tym nie zna i na pewno łamiemy te żebra od nowa. Ale nie zrobiłem tego, bo jej ufałem. A teraz mój problem nie był tak dokuczliwy przy spotkaniu... z czymś. Czymkolwiek.

Zostałem z tatą do drugiego kwietnia, czyli soboty. Nie protestował, nawet wykazał się zaangażowaniem w organizacji nam czasu. Pokazał mi swoje nowe projekty, nad którymi siedział i oczywiście obrazy, z których był najbardziej dumny. Jeden, duży, został już zarezerwowany w aukcji i miał zostać sprzedany za sporą sumę. Tata czuł dumę, gdy jego amatorskie dzieła ktoś chciał na prezenty czy do powieszenia w domach. Wierzył, że to zupełnie inna sprawa niż projektowanie komuś domu.

Poszliśmy też jak za starych czasów w miasto, nawet do baru! Ten facet nienawidził mnie pijanego, a pijany wcale nie bywałem. Może dlatego, że abstynencję miałem zdecydowanie po nim. Nauczył mnie zasady, że bez procentów we krwi da się dobrze bawić, a ja mu wierzyłem. Miałem Urlika, Anję i Zoe. Pijany z nimi byłem tak często, że zliczyć to na palcach jednej ręki by można. Alkohol był w porządku, nie brzydziłem się nim, ale nie czułem parcia na szkło. Mogłem się obyć i bez niego. Jednak ten wypad do baru kosztował mnie przykrym wspomnieniem, gdzie chciałem zapić smutki w piwnicy Pettera, a żadnemu z nich się to nie podobało. Chodzi mi oczywiście również o Olaia. Czułem wstyd do siebie z tamtego czasu, a wbrew pozorom nie wydarzyło się to tak dawno temu!

– Czy nazwiesz mnie niedojrzałym, gdy powiem ci, jak bardzo chcę się oświadczyć Lindzie?

Podniosłem gwałtownie głowę. Tata przede mną zdawał się podenerwowany, ale nie sądziłem, że chodziło o Lindę! Jego policzki zaróżowiły się od spożytego drinka – staruszek nie miał głowy do tego – więc rozumiałem, że stał się właśnie wylewny. Obejrzałem się na ludzi wkoło, ale ci byli zajęci rozmowami ze sobą przy wysokich stolikach.

– To... szybko – skwitowałem. Pokiwał niemrawo głową, wysuwając wargi do przodu. – To jest aż tak poważne? Lubię Lindę i Kristin, pytam ze względu na ciebie.

– Nie ufasz moim wyborom po Margaret. Żałośnie obstawiłem. Gdybym spytał Andrew, to pewnie by mi ją odradzał – powiedział humorzaście. Miałem ochotę się roześmiać na widok i słuch pijanego taty.

– Gdybyś się z nią nie związał, miałbym koszmarne dzieciństwo bez pełnej rodziny.

– Albo bym cię nie spłodził – powiedział zirytowany. – Niedopuszczalne. Z kim bym teraz tu siedział?

– Innym synem?

– Nie śmieszny żart – ostrzegł z palcem wykierowanym na mnie. – Kocham cię i nikt ci mnie mu nie zastąpi. Czekaj. Mnie cię nie zastąpi. O czym ja mówiłem?

– Boże, tato!

Nie wytrzymałem i zacząłem się śmiać. On też się wyszczerzył. Chyba pierwszy raz w życiu doświadczałem ojca w takim stanie i to w zasadzie na jego własne życzenie. Prawda jednak była taka, że zadał mi bardzo ważne pytanie, bo sam bał się na nie odpowiedzieć. Kochał ją i wiedziałem, że ona kochała jego. Kristin na siostrę nadawała się idealnie, a nasza relacja już dawno wskoczyła na bliższą niż obca nastolatka w domu. Kim byłem, aby zabraniać tacie zakładania nowej rodziny? Wystarczająco długo był sam, wystarczająco długo cierpiał.

Chwyciłem jego dłoń, a on spojrzał najpierw na nią, a potem w moje oczy.

– Będę cię wspierał. Jeśli Linda ma być moją macochą, to niech będzie. Uważam nawet, że ta kobieta idealnie ci pasuje. Zasługujesz na szczęście.

– Ty też – odparł, klepiąc drugą dłonią w nasze. – Ten Olai, nie ufam mu, jego chorobie, ale widziałem was razem. Mój synek jest taki szczery i taki samodzielny. I już nie potrzebuje ojca.

– Całe życie będę cię potrzebował – odparłem wyniośle. Pokręcił głową.

– Nie w taki sposób. Nie dam ci tego, co da ci miłość drugiej osoby. Taka moja rola, że będę się o ciebie zawsze martwił, ale chcę cię takiego oglądać. Szczęśliwego znaczy się – dodał pospiesznie. – Olai mówi o tobie w zieleni.

– Co?

– W zieleni mówi. W kolorze miłości według mojego uznania. Czasem jest też żółto. To bardzo ładne kolory, nie uważasz? Gdyby tak nie mówił, tobym mu nie ufał.

Poczułem łaskotanie w klatce piersiowej. To ciepło od płomienia, który skrzył się wewnątrz mnie na samo wspomnienie Olaia i jego uczuć do mnie. Tata uwierzył mojemu partnerowi, bo ten przekonał go szczerością własnych słów. Olai twierdził, że mnie jeszcze nie kocha, ale tata nazywał miłość zielenią i żółcią. Olai twierdził, że mu na mnie zależy i jest zazdrosny.

– A co to za mina? – spytał tata, pochylając się, aby lepiej widzieć. – Czemu taka?

– Ja... chyba... Jestem poruszony.

– Czymże?

– Tym, że mam przy sobie ludzi, którzy tak się mną przejmują. Kocham was wszystkich.

Tak więc tata planował życie z Lindą na poważnie, a ja zaczynałem się przyzwyczajać do tej myśli, gdy wracałem do domu chłopaków. Jak to przy niedzieli bywało dość często – dopóki nie zdarzył się mój wypadek – cała paczka znajomych siedziała po imprezie rozsiana po różnych pomieszczeniach. Pierwszego znalazłem Bastiana ze skacowanym Rikiem w kuchni. Czarnowłosy ucieszył się szczerze na mój widok, czemu nawet się nie dziwiłem. Ostatnimi czasy naprawdę nie byłem chętny do spędzania z nimi czasu. Nie przypuszczałem jednak, że oni serio tak bardzo mnie lubili, że byłem częścią ich towarzystwa.

– Gdzie czarodziej? – spytałem po przywitaniu się z chłopakami.

– Revo, Revo. Masz coś dla mnie?

Odwróciłem się z uśmiechem, sięgając z kieszeni kurtki, którą wciąż miałem na sobie, paczkę słonych przekąsek. Pomachałem nią między nami, a blondyn szybko wyrwał ją i otworzył. Jeśli cokolwiek sprawiało mu przyjemność, to były to przekąski. Gdy wtedy na niego patrzyłem, uświadomiłem sobie, skąd to zamiłowanie wynikało.

Petter żył od urodzenia pod kreską, bardzo daleko pod kreską. Co ukradł, to jadł. Teraz gdy wszystko było w zasięgu jego finansów, mógł sobie pozwalać na każdą zachciankę i przede wszystkim pozyskiwać ją legalnie. Posądzałem go o dar, ale to nie był dar taki jak mój czy Zoe. Petter po prostu był mistrzem obserwacji i kradzieży, życie go tego nauczyło. Żył z głęboką wyrwą w sobie po stracie siostry, po stracie części samego siebie. Najpiękniejsze w tym było to, że miał ochotę wstawać kolejnego dnia. Jak to robił? Ja po kilku potknięciach pragnąłem się zapić i zasnąć w łóżku ukochanego na wieki! Jak tak drobny chłopak pozyskiwał siłę?

To też przypomniało mi, co pozyskał Pett, a czego lepiej było, aby z rąk nie wypuścił; jakiś sekret Loli. Czułem, że nasza relacja wykroczyła już poza niepewność i ostrożność, dlatego pewnie zadałem mu odpowiednie pytanie w niedzielny wieczór, gdy siedział samotnie w kuchni i patrzył mętnym wzrokiem za okno. Często go takim widywałem, ale nigdy nie chciałem mu przerywać. Gdzie wtedy dryfował i jak bardzo błądził?

– Chciałbym z tobą coś poruszyć – odezwałem się, siadając na krześle barowym. Nie odwrócił się, ale delikatna zmiana w wyrazie twarzy kazała mi kontynuować. – Chodzi o Loli.

– Och? – Przekrzywił na mnie głowę. – Co też to dziewuszysko ci się krząta w myślach?

– Jestem poważny. Mógłbyś?

Zmrużył powieki, aby ostatecznie westchnąć i oprzeć się łokciami o blat między nami. Patrzył wyczekująco, niczego nie przyspieszając ani nie ułatwiając.

– Powiedziałeś, że gdybym skontaktował się z Nilsem, to przedstawiłby mi ciekawą historię ich zerwania – przypomniałem. – I też, że informację o tym zdobyłeś z maili. Czy...

– Chyba nie ładnie grzebać się w brudach – wytknął, kręcąc kółka palcem na mnie. – Revo, do czego to zmierza?

– Hector podczas sylwestra wybuchł, mając dość jej narzekania na ciebie. Wyszło, że jest z nią dla ochrony jej przed tobą. Chcę zrozumieć twój punkt widzenia, a jeśli muszę też przy okazji pobabrać się w brudach jej życia, to mogę to zrobić za jej plecami.

– Wróciłeś jakiś inny – skomentował, prostując się nagle. – Nie podoba mi się ten Revo.

– Dobra, inaczej. Czy mógłbyś zostawić Loli w spokoju po zerwaniu?

– Dlaczegóż miałbym to zrobić? Ona jest taka denerwująca.

– Bo Hector się z nią męczy przez ciebie – wytknąłem.

– Kto mu każe? Jak jest głupi, to się męczy.

Pomyślałem, że prawdziwym głupcem byłem ja, skoro uznałem, że przerywanie Petterowi w jego dryfowaniu to dobry pomysł. Zamiast tego machnąłem zniechęcony dłonią i wstałem. Pokierowałem się do wyjścia, gdzie dotarł do mnie jego znużony ton:

– Wzięła go na dziecko.

Odwróciłem się gwałtownie na te słowa. Chciałem sobie wyobrazić sytuację, gdzie Loli brałaby Nilsa na dziecko, ale... to było zbyt abstrakcyjne. Wróciłem szybko do blatu, gdzie Petter znów spoglądał za okno, ale tym razem nie milczał.

– Zerwał z nią, a ona uznała, że ciąża to idealny motyw na usidlenie.

– Skąd to wiesz? Komunikowali się w tej sprawie mailowo?

– Och, nie. – Pokręcił głowa. – Były dziesiątki maili od niej, ale tylko jeden długi od niego. W skrócie pisał w nim, żeby się w końcu odpierdoliła, bo naprawdę zgłosi sprawę o nękanie. Wspominał też o tym, że wszystkie testy, o które tak walczyła, wskazały brak ciąży. A tak, pisał jeszcze o tym, że nie wejdzie w jego majętną rodzinę. Uważam, że umiem całkiem nieźle łączyć fakty, Revo. – Odwracając głowę na mnie, wskazał na swoją twarz palcem. – Mówiłem ci, czyż nie? Obserwowałem ludzi dostatecznie długo, aby wiedzieć, jak działa jej schemat. Psychiczka.

– Powiedział normalny w tym domu.

Olai wszedł do pomieszczenia, zaskakując mnie swoim wtrąceniem do rozmowy. Podszedł do lodówki, aby wsypać sobie kilka kostek lodu do wysokiej szklanki. Odwróciwszy się, uśmiechnął do mnie, a Pettera całkowicie już zignorował. Postanowiłem wspomóc Pettera, bo jeśli ktoś w tym domu był normalny, to na pewno nie nasza trójka.

– Ja tam lubię świrów. Inaczej by mnie tu dziś nie było, lisie, a tak się składa, że dobrze mi tu.

Puściłem mu oczko, na co pokręcił głową i stanął obok mnie, całując w głowę. Ten mały gest rozczulił mnie do cna, płomień buchnął w klatce piersiowej, pozbawiając tchu.

– Lisie? – spytał Potter.

– Udzielił mi się twój nastrój ksywek, a Olai żadnej nie miał nadanej, więc-

– Fox! – ożywił się Pett, na co obaj drgnęliśmy. – Idealnie. Podoba mi się. Tak.

– O Boże, tylko nie to – jęknął. – Masz zakaz mówienia do mnie-

– Sargent Olai Fox!

– Masz w ryj!

– Hoho!

Pett czmychnął z kuchni, a Olai pozostawiając szklankę na blacie obok mnie, poszedł szybkim krokiem za blondynem. Nie mogłem poradzić nic innego, jak tylko się roześmiać. Sytuacja była wręcz komiczna. I zdaje się, że wkopałem własnego chłopaka.

Ups?



~awenaqueen~



Komentarze

Popularne posty