Believe it Cz.64 KONIEC
Petter
nigdy nie miał szczęścia w życiu. Nigdy też nie poczuł jego smaku. Mógłby
spokojnie stwierdzić, że nawet nie wiedział, jak szczęście powinno wyglądać.
Oceniał je ze względu na definicję i słowa innych, doglądał je na żywo w
życiach innych ludzi, ale nigdy nie potrafił przyczepić tej łatki do żadnego ze
swoich wspomnień.
Ludzie
potrafili cieszyć się z różnych rzeczy, jak i różne nazywać szczęściem. Dla
jednych było to nowe auto a dla innych narodziny dziecka w rodzinie.
Zastanawiał się, czym szczęście mogłoby być dla niego.
Gdyby
siostra ożyła jak Sargent w drugim ciele.
To
jednak było bardziej niż niemożliwe, więc Petter odgonił tę stręczącą myśl i
porzucił analizę szczęścia we własnym żywocie.
Do
czasu aż poznał Remiego.
Starał
się wpasować go w różne ramy działania ludzi, ale ten chłopak w żadne się nie wpisywał.
To doprowadzało Stamnesa do coraz większego i głębszego ingerowania w życie
chłopaka. Dlaczego taki był? Jak działał? Czy był to kolejny – nowy – schemat,
czy może coś nieokiełznanego?
Jego
siostra Linnea była pierwszą niezwykłą osobą. To jej każdy ulegał, to ją każdy
podziwiał. Petter przez to czuł się idealnie z tyłu i zawsze obserwował szopki
z widowni. Podziwiał ją i uczył działania. Bezcelowo, bo ilekroć by próbował
naśladować jej ruchy i słowa, zawsze kończyło się to tak samo. Po jej śmierci
odczuł niesamowitą pustkę wewnątrz siebie. Już wcześniej nie czuł się
kompletny, ale jej śmierć odebrała mu pozostałości człowieczeństwa. Częściej
zadawał sobie pytania, dlaczego oddychał i się ruszał? Dlaczego zabijanie było
zabronione, skoro ludzie denerwowali i poniżali innych bez potrzeby, dla
kaprysu?
Petter
też chciał.
I
tak też czynił.
Życie
na ulicy nauczyło go życia w cieniu siostry. Gdy ona świeciła na scenie
blaskiem, on mógł kraść cenne zasoby, które przydałyby się im na kolejne
godziny lub dni. Nazywano jego skłonności kleptomaństwem, ale ilekroć czytał
definicję, nie widział w niej siebie. Przecież nauczył się kraść dla przeżycia.
Tak samo przydała mu się ta zdolność w dorosłości, aby bezpiecznie dobierać
sobie znajomych. Ludziom nie warto było ufać, dlatego nie ufał.
Remi
więc swoją innością od razu się wyróżniał. Petter zaczął sobie zdawać sprawę,
że nie był zwykły. O nie. Ten chłopak musiał być inny tak, jak on i Olai.
Zaczął się ekscytować! Pierwszy raz czuł mrowienie w palcach, żeby okradać
chłopaka ze wspomnień, rzeczy i bliskich, aby poznać powód istnienia, jego
sposób bycia i naturę. Nie mógł się opanować. Musiał go poznać.
Hector
mu w tym pomógł.
Hector
zawsze go rozumiał, nawet jeśli uchodził za głośnego i upartego dla blondyna.
Potrzebował kogoś, w kogo cieniu mógł się skrywać i obserwować publikę.
Pierwszą
rzeczą, jakiej Petter się dowiedział o nowym osobniku na kampusie: był on
gejem.
Dobrze
się składało, bo Petter miał całkiem bogatą wiedzę na temat takich relacji,
przecież dostał nawet wpierdol za seks z mężczyzną. Toteż pojawiła się
sposobność, aby pomóc nowemu bezpiecznie przeżyć lata studenckie bez homofobii.
Taki był plan z początku.
Potem
zaczął go poznawać i plan zaczął się rozrastać o nowe podpunkty. Przykładowymi
mogłoby być odkrycie jego szczerego wyrazu twarzy, bo Petter nie kupował tej
fikcyjnej wersji uśmiechu. Hector uśmiechał się szczerze, Remi nie. Petter
uznał się za specjalistę w uśmiechach ludzi, dlatego ten chłopaka mu nie
pasował.
Tak
jak jego kłótnie ze współlokatorem, a potem bronienie go. Dlaczego? Przecież
się nie lubili, nie rozumieli. Twierdził, że on by go lepiej rozumiał, ale Remi
nie dopuszczał tej myśli do siebie.
Stamnes czuł się
dziwnie. Czy tym mógłby określić złość? Pewnie tak, gdyby odczuwał
emocje.
Zignorował
symptomy, zajmując się połączeniem Olaia z Remim, bo jego zdaniem, pasowali do
siebie. Dostrzegał te małe zmiany w zachowaniu współlokatora, widział w tym
nadzieję na podręcznikowe szczęście. Zawdzięczał Olaiowi wiele, dlatego nie
chciał, aby czuł się tak pusty, jak on. Mógł mu pokazać, że życie z drugą osobą
wciąż było w jego zasięgu. Robił w tej kwestii wszystko, na co było go stać i
nawet więcej.
Kłócił
się z nim, wymuszał i nakłaniał.
Remi
mu tego kategorycznie zabronił.
Petter poczuł się
dziwnie. Znowu.
Nie
czuł za to skrupułów, gdy podsłuchiwał rozmowy we własnym domu. Najciekawsza
wydała mu się ta, w której obaj spekulowali na temat jego „daru". Sam
nawet zaczął się zastanawiać, czy nie mieli aby racji? Jeśli tak, to Linnea
zabrała jego duszę ze sobą po śmierci. Takie znalazł na to wytłumaczenie.
Jednak to jeszcze nic, bo gdy padło imię „Zoe", wytężył słuch. Poskładał
słowa Remiego w swojej głowie we własne wyobrażenie „daru" tej kobiety,
która tak zatruła życie jego znajomemu. Postanowił, że pewnego dnia ją pozna.
Nie
przypuszczał, że stanie się to tak szybko, ale nie wadziło mu to. Zobaczenie
jej na żywo było tylko utwierdzeniem, że nie stanowiła zagrożenia. Była jak oni
wszyscy, lękliwa i wznosząca wysokie mury. Robił to Olai, robił to Remi i
robiła to ona. Petter nie, bo nie czuł potrzeby. Nic nie czuł, a ona to
potwierdziła. Nie dostrzegała w nim żadnych pętli, jak to nazwał Remi w
opowieści. Była przerażona pustką, jaką pozostawiła po sobie Linnea.
Petter
myślał, że gdyby posiadał emocje, to rozpłakałby się i wrzeszczał na siostrę,
że odebrała mu tak wiele, a życie pozostawiła.
Dlaczego?
Olai
nazywał reinkarnację karą od Boga. Czy więc Linnea ukarała za coś brata?
Przecież też się o nią troszczył, gdy ich matki nie było w pobliżu, gdy musieli
kraść i walczyć o przetrwanie. Czy to było niewystarczające? Przecież umierała
z uśmiechem i nakazem życia dla brata.
Coraz
mniej rozumiał, coraz więcej pytał. Schematy się kruszyły.
Remi
został pobity przez niego, ale i tak ukrywał się w jego domu. Miał pod dachem
kupkę mięśni i kości, która płakała i cierpiała, a on nie potrafił się z nim
nawet utożsamić, bo nie czuł tego samego.
Czuł się
za to dziwnie.
Przywykł
do tej nowej cechy siebie, ale nie na rękę mu było, że nie potrafił jej
sklasyfikować, nazwać. Zamiast tego uznał, że – znając Remiego – poczuje się
lepiej, gdy wyzna mu nieco faktów o sobie. Toroeva nigdy nie prosił go o
przeszłość, martwił się i złościł w kwestii Clouda, ale nie naciskał. Petter
istotnie bardzo to w nim podziwiał, tę szlachetność i prawo wyboru. Zasługiwał
na garść prawdy.
Prawda
ta była trudna i sprawiała satysfakcję, gdy na twarzy słuchacza dostrzegał
obrzydzenie. Przerażenie – tym karmił się blondyn. Wolał, aby ludzie się go
bali, bo wtedy było łatwiej przetrwać. Ale Remi się go nie bał, co więcej, od
tej chwili bardziej zwracał na niego uwagę. To przytłoczyło Pettera, nie był
przyzwyczajony, aby ludzie zostawali przy nim po takiej historii. Ukrywał się
za Hectorem, znikał i unikał. Nie potrafił tak długo, bo przecież Remi stał się
jego dzienną pożywką wiedzy. Taka lekcja, o którą nie prosił, a której
potrzebował.
Wyprawił
dla Remiego przyjęcie niespodziankę. Rozporządził zadaniami i nikt nie śmiał
się sprzeciwić, bo to jego dom i jego pomysł. Olai zajął się randkowaniem na
mieście przez pół dnia, podczas którego w domu działa się rewolucja.
Petter
przechodził z balonikiem między wargami, chcąc go nadmuchać, gdy w progu
otwartych drzwi stanął Urlik z Anją. Gospodarz zmierzył gości wzrokiem, dopóki
blondynka nie uwiesiła się na jego szyi.
–
Co stoisz? Wejdź, Lick.
Porzucił
chłopaka, zabierając swoją przyszywaną siostrę ze sobą, aby przygotowywać
imprezę dalej. Zaprosił go tylko dlatego, że był przyjacielem Remiego. Już
zdecydowanie za długo starał się zrozumieć fenomen tej relacji, ale nie
potrafił. Po prostu nie potrafił. Przestał więc dla dobra własnej relacji z
Remim walczyć z tym studentem montażu filmowego i zaczął go cicho akceptować.
Wiedział o nim najmniej, chyba że liczyć jego życie miłosne, które z wiadomych
przyczyn musiał ukrywać. To dodatkowo frustrowało, ale ten jeden raz postanowił
zignorować swój zmysł kolekcjonera.
Skupiał
swoją uwagę na Anji, która początkowo była w jego oczach dorosłą wersją
bliźniaczki. Nie potrafił zapomnieć wyglądu siostry, toteż porównywał cechy
wspólne, a tych trochę było. Anja wypełniała pomieszczenie swoją obecnością,
konkurując o uwagę z Hectorem i Rikiem. Była głośna, wulgarna i pewna siebie.
Linnea nigdy nie przeklinała, ale Petter wierzył, że gdyby dalej żyli na ulicy,
to pewnie nauczyłaby się złych nawyków. Uśmiech dla ofiar, przekleństwa dla
wrogów. Jeszcze ten wygląd, te włosy i oczy, ten uśmiech... Czasami łapał się
na tym, że przyszywana siostra z nazwy stawała mu się bliższa. Chciał mieć
rodzinę. Chciał, aby jego siostra nie zabrała mu duszy, żeby mógł poczuć to
wszystko, co czuli ludzie wokół. Miłość, smutek, szczęście. Anja swoją
obecnością czasami dawała mu powiew życia. Przyłapywał się na tym, że uśmiech
na ustach wcale nie był udawany, dostosowany do sytuacji, a pojawiający się
samoistnie. Nie robił sobie zbyt wielkich nadziei, że funkcjonował tak, jak
powinien człowiek, ale nie potrafił przestać o tym myśleć.
Co,
jeśli Anja miała przy sobie coś, co pomogłoby mu żyć przyjemniej?
Gdy
tylko ich drogi się rozchodziły, czuł się zmęczony. Czuł się. W
takich chwilach powracał do dobrze znanej rutyny i ludzi, którzy zasłaniali go
swoim światłem. Mógł w spokoju odpocząć i tęsknić za tym, jak beztrosko
oddychał przy blondynce.
Czego
ty ode mnie oczekujesz, Linnea?
Odpowiedzi
nigdy nie dostał, a przynajmniej nie dostrzegał jej gołym okiem. Nie
dostrzegał, jak bardzo normalnym stało się dla niego rozmawianie z Remim czy
Anją. Nie dostrzegał tego, dopóki nie myślał o tym, że w pewnym wieku już nie
będą się tak często widywać. Anja planowała wyprowadzkę do Anglii, a Remi
wcześniej czy później zabrałby Olaia gdzieś w świat, chroniąc go przed nim
samym.
Co
wtedy począłby Petter? Kim byłby bez ludzi, którzy dawali mu pozorne szczęście.
Nic
już nie rozumiał.
Bał
się zrozumieć.
Tak
samo, jak niechętnie wybrał się w lipcu wraz z Remim i Olaiem na wyspę, gdzie
żyła Margaret – matka Remiego. Trasa promem zdawała się napawać go niepokojem,
chyba ludzie mogliby nazwać te objawy chorobą morską. Olai nie omieszkał
wytknąć mu, że zzieleniał, a skoro tak, to powinien przestać się hamować i
rzygać za burtę. Petter pierwszy raz miał szczerą ochotę lisa wypchnąć z
pokładu. Remi miał więcej wyrozumiałości. Zabrał go do środka, żeby nie oglądał
bezkresnego morza i aby poczuł się lepiej w stabilniejszej przestrzeni. Nie
chciał być słaby w jego oczach, wolał wywoływać w ludziach postrach lub
obrzydzenie.
Postawił
stopę na wyspie i dopiero wtedy miał pewność, że żołądek wciąż jest na miejscu
i co więcej, nie kręci się wokół własnej osi, zmuszając go do wymiotowania.
Olai
się śmiał. Petter chciał go zabić.
Cała
trójka miała nocleg w pensjonacie, więc to tam w pierwszej kolejności się
udali. Blondyn podziwiał naturę wokół siebie, odzew ptaków i dzikich zwierząt,
chcąc nawet je spotkać. Remi opowiedział im o Felixie, wężu, który był królem
wyspy i przechadzał się po niej w różnych porach. Nie był agresywny, ale
jadowity na pewno. Zalecał ostrożność.
Petter
chciał spotkać Felixa.
Zrobił
wszystko, żeby go spotkać. I spotkał jeszcze tego wieczora. We trójkę
zawędrowali na plażę północną, gdzie Remi wyznał, iż nigdy nie korciło go
pływanie z powodu na braki w nauce pływania, co Olai wykorzystał, ciągnąć go do
wody. Petter miał dość wody, więc wolał postać przy granicy plaży. Wtedy cichy
syk i szelest doszedł jego uszu. Odwrócił się i zaciekawiony wpatrywał w dużą bestię.
Raczej długą, poprawił się po chwili. Wąż syczał rytmicznie, obserwując nowego
gościa. Petter – jak już miał umrzeć, to w ten sposób – kucnął i wystawił dłoń
do gada. Ten wyczuwając intencje, podpełzł bliżej.
Stamnes
nie wiedział, jak do tego doszło, ale po pięciu minutach siedział po turecku,
mając na udach zwiniętego Felixa. Głaskał go spokojnie, podziwiając fakturę
jego skóry. Wąż ewidentnie czuł się zaszczycony takim traktowaniem, dlatego
siedział sobie grzecznie i posykiwał.
–
Co do...? – spytał przestraszony Olai, gdy podszedł z Remim.
–
Och, Felix! Kto by się spodziewał, że dwa gady się polubią – rzucił żartem,
samemu przejeżdżając palcem po główce.
–
Widok ten jest przerażający.
–
Jak twój, fox – odbił Petter.
Petterowi
zaczęło się na wyspie podobać. Miał ciekawe towarzystwo w postaci gada, większy
spokój, gdy miał ochotę zniknąć w cieniu i co najważniejsze, więcej miejsc do
ukrywania się. Stojąc przy drzewie, prawie nikt go nie widział, bo nikt nie
chciał zwracać uwagi. On za to widział wszystko. Remiego rozmawiającego z
Zackiem, u którego był niespełna dwa tygodnie wcześniej na zleceniu. Castora i
Nevin, którzy przypłynęli z samego rana wraz z Zackiem. Anja z Urlikiem i Zoe
mieli zjawić się dopiero późnym popołudniem. Petter musiał przyznać, że
wyczekiwał spotkania z ciemnoskórą. Obiecał wprawdzie, że nie będzie się
wtrącał w relacje przyjaciela, ale przecież mógł wiązać własne
relacje, prawda? Nie chciał się nudzić przez najbliższy tydzień lub dwa. I tak
cieszył się, że mógł tu być, bo czuł oddech Clouda na karku. Telefony się
wzmogły, podobnie jak wiadomości.
Petter
się niczego nie bał.
Uważał,
że to, co czuł przed Cloudem to niechęć. Wolał go po prostu nie spotkać.
Czego
nie mógł powiedzieć o mamie Remiego, bo ta okazała się podobna do chłopaka.
Przytuliła Pettera, chociaż nie pamiętał, kiedy ostatni raz ktoś obcy był dla
niego tak śmiały.
Anja
się nie liczyła, z nią dużo pisał przed spotkaniem.
Zrozumiał
jednak niechęć Remiego przed Alexis, bo kobieta była zbyt wścibska i
przemądrzała. Petter obiecał przyjacielowi, że zachowa spokój i nie będzie
komplikował życia nikomu, ale odkrył przyjemność z przekomarzania się z
kobietą. Rozumiała żarty i ironię, dlatego nikt nie wszczynał z tego powodu
awantur.
–
Dzieciaku, podobają mi się ci twoi znajomi – zakomunikowała głośno, gdy
zasiedli do kolacji.
–
Jesteśmy jego skarbami – dorzuciła Anja z przekąsem, wytykając na Remiego
język.
–
Och, jestem skarbem? – spytał Petter, wykrzywiając usta. – Jak słodko. Skoro
mowa o słodyczach, Olai, przynieś mi coś słodkiego.
–
Czemu ja?
–
Bo ty nie jesteś słodki i trzeba to zmienić.
Przy
stole każdy zaniósł się śmiechem, a sam wspomniany pokręcił tylko głową i
posłusznie podszedł do bluzy przyjaciela, wyjmując z niej paczuszkę słodkich
cukiereczków.
–
Która godzina? – spytała podekscytowana i zdenerwowana Margaret. Alexis
udzieliła jej odpowiedzi, ale tylko syn zdawał się zaniepokojony stanem matki.
–
Daj spokój, skarbie, przypłyną wieczorem.
–
Łatwo mówić. Musi być idealnie.
–
O czym mówimy? – wtrąciła Anja bez żadnych zahamowań. Kobiety spojrzały na nią,
z czego jedna z zaniepokojeniem, a druga rozbawieniem.
–
Dowiesz się potem, mała – odpowiedziała jej latynoska.
Petter
nie lubił sekretów. Wolał znać każdy, aby nikt go niczym nie zaskakiwał.
Mimo
to poczuł przyjemne mrowienie, gdy kobiety tak jawnie sobie odpowiadały, mając
siedzących przy stole za głupców. Dał im szanse, aby pozytywnie zaskoczyły i
poczekał do wieczora, gdzie doszło wreszcie do wyczekiwanego spotkania z Zoe w
pensjonacie. Uniósł swoje kąciki ust i rozstawił ramiona, jakby liczył, że się
do niego przytuli. Prychnęła tylko dumnie, kręcąc głowa.
–
Och, daj spokój, Berget – powiedział, puszczając jej oczko. – Chyba się lubimy.
–
Chyba nie.
–
Przynajmniej nie bijcie – poprosił Urlik, patrząc błagająco na przyjaciółkę. –
To wakacje, jesteśmy tu ze względu na obietnicę z zeszłego roku.
–
Ty jesteś tu dla Tessy – zaznaczyli jednogłośnie Anja, Remi i Zoe.
–
Hej, to nieprawda! Jestem zajęty.
–
Powiedzmy, że wierze ci jak Petterowi w brak uczuć.
–
Słucham? Proszę mnie nie mieszać.
Wskazał
na swoją twarz, ale Remi tylko się szerzej uśmiechnął i nic nie dodał. Anja
wykorzystała moment, zabierając Pettera na bok, aby spędzić z nim czas. Wolał
nie spuszczać z oczu matek Remiego, ale niestety, z blondynką było to
niemożliwe. Dopiero po wielu minutach zdał sobie sprawę, że kobiety zniknęły, a
wraz z nimi Remi. Olai rozmawiał z księdzem i Sal; Zoe stała z Urlikiem, Tessą
oraz Nevin, a Remi po prostu zniknął.
Petter
wolał się nie denerwować z powodu tego nieznanego uczucia, które jątrzyło się w
nim uparcie każdego dnia, momentami silniej, momentami słabiej. Jego przyjaciel
odnalazł się w chwili, gdy blondyn miał już iść go szukać po wyspie. Nogi
wrosły mu w ziemię, nie docierały do niego słowa ludzi wokół, ten harmider
rozmów i trzask ogniska pośrodku. Widział tylko Remiego uśmiechniętego bardzo
szeroko i jego nieco lepiej zbudowaną kopię; wyższą, szerszą i umięśnioną. Tak
sobie przynajmniej pomyślał, dopóki nie mrugnął. Wtedy dostrzegł więcej różnic.
Remi był brunetem, a jego towarzysz wyraźnie odróżniał się ciemniejszą barwą –
im bliżej światła, tym wyraźniej rysował się czarny kolor. Nosił się poważniej,
Petter dość dobrze orientował się w markach ciuchów i biżuterii, toteż
rozpoznał wyższą półkę z odległości.
Ciemna
koszula w pionowe cienkie paseczki, zetknięta za pasek od jeszcze ciemniejszych
spodni – Petter miał problem z odróżnianiem kolorów przy świetle ognia. Białe
buty za to rozpoznawał bez problemu, bo nienaturalnie się odcinały od całej
stylizacji, ale też idealnie ją podkreślając.
–
Na co tak się zagapiłeś?
Anja
powędrowała za wzrokiem przyjaciela, aż natrafiła dokładnie na to samo, co on,
tylko że ona nie widziała repliki. Gwizdnęła pod nosem, chwytając szybko
Pettera za nadgarstek i ciągnąć w kierunku nowego przybysza. Kątem oka blondyn
dostrzegł powrót Margaret w towarzystwie jakiegoś dziecka. Pomyślał sobie, że
coś mu się tutaj nie zgadzało. To nie byłą siostra Remiego, a brata nie
posiadał. Brata nie, ale kuzyna i owszem.
Och.
–
Cześć – przywitała się po angielsku, gdy stanęli naprzeciw roześmianych
chłopaków. – Jestem Anja, przyjaciółka Remiego i chętnie poznam jego nowego
przyjaciela.
–
Cześć. Jestem River. – Przywitali się krótkim uściskiem dłoni, co bacznie
obserwował cichy Petter. – A ty jesteś...?
–
Petter. Jest moim przyszywanym bratem i również uchodzi za przyjaciela Remiego
– przedstawiła go, opierając się dłońmi na jego ramieniu.
–
Gdybyś nie dodała, że przyszywany, to pomyślałbym o takim z krwi. Serio,
jesteście całkiem do siebie podobni – stwierdził, kiwając palcem w powietrzu
między nimi.
Petter
nie wiedział, co powinno go zdenerwować jako pierwsze. Fakt, że ktoś nazywał
Anję jego siostra na poważnie, bo wyglądała podobnie, czy może fakt, że on sam
wyglądał dla niego jak kopia Remiego. Coś w tej sytuacji wydawało się
abstrakcyjne, tylko nie mógł stwierdzić, czym to coś było.
–
Chwila, czy River to nie twój kuzyn? – spytała.
–
Dokładnie – odparł, śmiejąc się z szybkości łączenia faktów. – Mama zaprosiła
ich na wyspę, chciała, żebyśmy się poznali, ale nie sądziłem, że serio do tego
dojdzie.
–
Jak mam być szczery, to sam nie wiedziałem – dodał, wzdychając. – Na szczęście
szefostwo dało wolne.
–
Przypłynąłeś tylko z siostrą? Widziałam młodą przy cioci.
–
Tak. Mama nie mogła. Wakacje nie są miłosierne dla dorosłych i coś zacząłem o
tym wiedzieć.
Rozmowa
toczyła się na różne tematy, przechodząc z jednego w drugi bez uprzedzenia,
czemu często towarzyszyły salwy śmiechu. Petter nie odezwał się nawet raz,
stojąc obok i słuchając, obserwując. Wysnuwał wnioski.
Pierwszy
brzmiał: Remi i River naturalnie podpinali się pod temat, jakby czytali sobie w
myślach i bez problemu umieli ciągnąć dyskusję nawet o robakach.
Drugi
brzmiał: River był tak samo naiwny, jak Remi. Lub Remi jak River, skoro to jego
kuzyn był młodszy.
Trzeci
brzmiał: obaj są tak samo cierpliwi i wyrozumiali.
Zaczynał
rozumieć, że spotkanie jednego Remiego w życiu było dla niego czymś w rodzaju
znaku nakazującego zawrócenie lub chociaż skręcenie w inną odnogę. Spotkanie
drugiego wiązało się już z jakąś jawną wskazówką do zmiany. Jaką? Po co? Czego
Petter nie widział, a powinien?
Rozbolała
go głowa. Za dużo miał już na niej spraw do analizowania. Ciągłego
analizowania. Martwą siostrę, której dorosła kopia stała obok niego; odkrycie
prawdy dotyczącej szczęścia; zrozumienie działania Remiego; a teraz jeszcze
jakiegoś klona. Serdecznie miał dosyć tych dziwnych tornad w swoim życiu, które
zmuszały go do pewnych zmian.
River,
mimo iż nie zwracał uwagi na blondyna w towarzystwie, doskonale zdawał sobie
sprawę, że ten wycofał się na bezpieczny grunt. Stał z nimi, ale jednak obok.
Obserwował go bardzo dokładnie, znacznie intensywniej niż Remiego czy Anję.
Doszedł nawet do wniosku, że gdyby nagle dla żartu chciał pogrozić komuś nożem
– którego nie posiadał – to chyba wylądowałby on w jego własnym wnętrzu z reki
blondyna. Coś mu w nim nie pasowało. Czaił się jak drapieżnik, gotów w każdej
chwili doskoczyć ci do krtani i ją rozerwać. W pewnym sensie robiło mu się
przykro na samą myśl, że jeden z przyjaciół kuzyna tak go nie lubi, że nawet
nie włącza się do rozmowy. Co mógł zrobić? Na pewno nie wciągnąć go do rozmów,
bo coś mu podpowiadało, że to też byłoby złym ruchem.
–
Pett, gdzie idziesz? – zawołała Anja, gdy jako druga zdała sobie sprawę, że
jej brat trzyma się za skroń i wycofuje jeszcze bardziej.
–
Och, zapomniałem się dziś zaciągnąć. Idę spać. Zabiorę Olaia.
–
Kurwa, faktycznie zrobiło się tłoczniej – przeklął Remi, nerwowo przestępując z
nogi na nogę i wypatrując chłopaka w tłumie. – Może...
–
Daj spokój, zajmowałem się nim dostatecznie długo. Sam mogę zapewnić mu rozrywkę
tej nocy – sarknął, robiąc taktyczny w tył zwrot.
Wtedy
właśnie River dostrzegł, jak coś małego wypadło mu z kieszeni. Pochylił się i
to podniósł, orientując się, że musiał być to jakiś słodycz w nieźle pomiętej
paczce – mało rozumiał z norweskiego. Nikt inny zdawał się nie zwrócić na to
uwagi.
–
Wyglądał słabo – powiedziała, patrząc za nim. – Jakby się zastanowić, to wcale
się nie odzywał, nie? To do niego niepodobne. Nawet Zoe chciał tulić.
–
Pewnie oceniał, czy River nie zrobi nam krzywdy – odparł. Chłopak spojrzał na
niego nieco zaskoczony, więc ten poczuł się zobowiązany wyjaśnić sprawę. –
Petter ma taki nawyk, że najpierw musi poznać czyjeś sekrety i intencje, aby
móc nazywać go wrogiem lub przyjacielem. Wbrew pozorom jest naprawdę dobrym
człowiekiem, tylko skrzywdzonym przez życie.
River
na końcu języka miał pytanie, czy zdał jego test, ale szczerze wątpił, aby ta
dwójka znała odpowiedź. Dlatego też pomyślał, że osobiście powinien je zadać
Petterowi. Chłopak miał bardzo niekorzystną naturę zdaniem wielu, nawet jego
własnej matki. Lubił się wtrącać w sprawy, które go nie dotyczyły i dostawać za
to po dupie. Lub twarzy. Najbardziej jednak nie lubił, gdy ktoś oceniał go po
pozorach. Musiał znać powód, dla którego ktoś go nie lubił. Starał się walczyć z
tym złym nawykiem, ale im starszy był, tym trudniej mu to przychodziło. W pracy
dobre stosunki uchodziły za najważniejsze dla niego.
Zapytał
niby od niechcenia o pokoje, jakie zajmują jego nowi znajomi. Dowiedział się
przez to, że Petter wynajmował pokój sam, co nieco ułatwiło mu zadanie
następnego dnia, gdy pod pretekstem odniesienia zguby, zastukał w drzwi.
Otworzyły się na oścież, ukazując zaspanego blondyna, który jedną dłoń wciąż
trzymał na klamce, a drugą przecierał oko. River zaczynał wierzyć, że tekst o
zaciąganiu się wcale nie był wymówką, bo chłopak przed nim nie wyglądał na
wyspanego, a już tym bardziej trzeźwego.
Petter
zamarł na widok gościa pod drzwiami. Opuścił dłoń i znów zamrugał parę razy,
aby odegnać dziwne wrażenie kopii Remiego. Niestety, ile by nie mrugał, River
dalej wyglądał podobnie do kuzyna, a to swego rodzaju zagubienie wypisane w
pozie dodawało mu tylko wkurzającej cechy, którą miał Remi: ciekawość i
jednoczesny strach przed drążeniem. Stamnesowi wymsknęło się ciężkie westchnienie.
Dokładnie pamiętał, jak brunet akceptował pół słówka rzucane przez Pettera,
chociaż chciał znać więcej, nigdy nie pytał.
–
Em, hej? Przyniosłem ci coś, co ci wczoraj wypadło.
Petter
popatrzył na wyciągniętą dłoń chłopaka, w której znajdowała się jego na wpół
zjedzona paczka cukiereczków. Z przyzwyczajenie poklepał się po spodniach,
które ponownie ubrał tego dnia i faktycznie jej nie wyczuł. Potem uniósł wzrok
do oczu przybysza i poczuł, że popełnił błąd. Teraz nie było wokół nich
zbędnych ludzi, byli sami i patrzyli sobie w oczy. Widzieli siebie, nie można
było liczyć na ucieczkę. Remi w oczach miał wypisane każde pytanie, jakie
chciało opuścić jego usta, a jakie nigdy tego nie zrobiło. River w swoich miał
ludzką ciekawość i determinację, którą Pett znał z obserwacji innych wokół.
Tacy ludzie bywali upierdliwi.
Hector
był dobrym tego przykładem.
Petter
nie potrzebował drugiego Hectora.
Zamaszyście
pchnął drzwi i zatrzasnął je przed nosem kuzyna. Nie chciał tego robić, ale
trochę jednak chciał. W istocie zdał sobie sprawę, że nigdy jeszcze tak nikogo
nie traktował. Nawet denerwujący Luca dostawał od niego szyderstwa i uwagę.
–
Po co o tym myśleć? – szepnął pod nosem.
Odwrócił
się, chcąc wrócić do łóżka na jeszcze parę godzin, ale spod drzwi doszło do
niego donośne pytanie Rivera:
–
Czyli mnie nie lubisz?
Petter
popatrzył na drzwi, jakby stanowiły dla niego zagadkę wszechświata. Prawda
jednak była taka, że zagadka znajdowała się za nimi, toteż otworzył je ponownie
i popatrzył ze zmarszczonym czołem w te czekoladowe oczy wysokiego chłopaka
przed sobą. Dla alternatywy spuścił wzrok na cukierki, które wciąż znajdowały
się w jego dłoni.
–
Nie znam cię – odparł, zabierając mu paczkę i wrzucając sobie pomarańczową
landrynkę do ust.
–
Możesz poznać.
Zaprzestał
poruszania szczęką na rzecz analizowania sytuacji. Miał nieodparte wrażenie, że
te dwa słowa były rozwiązaniem zagadki. Dlaczego jednak bał się zgodzić?
Dlaczego nie chciał jednoznacznie odmówić?
Był
jak Remi, dlatego.
Cmoknął
głośno, zgniatając paczuszkę i ciskając nią w twarz Rivera, a gdy grawitacja
ciągnęła ją do ziemi, czarnowłosy z uśmiechem trzymał ją na nowo w dłoniach.
–
Postaraj się być oryginalny, bo póki co mnie nudzisz.
–
Okej.
Okej uchodziło
za podpis diabła na cyrografie. Zamknął więc na nowo drzwi z hukiem i położył
się w pozycji embrionalnej na łóżku. Cały czas mielił cukierka w ustach,
pozwalając ciału przyswoić dawkę cukru z rana.
Analizował,
analizował, analizował. Czym była ta ciekawość i przestrach?
Petter
niczego nie odczuwał.
Zamknął
powieki, ignorując lawinę pytań w głowie. Naprawdę czuł się zmęczony, a było
tak pięknie.
Na
domiar złego River był poważny, gdy chciał dać się poznać. Gdy tylko Remi był w
pobliżu, zjawiał się jak upierdliwy podmuch wiatru i skupiał większą część
uwagi na blondynie, któremu się to nie podobało. Wolał obserwować, nie być
obserwowanym.
Jednak
gdy Remiego nie było, bo romansował sobie ze swoim lisem, River odnajdował
Pettera i proponował spędzanie czasu, w końcu obaj nie znali wyspy i mogli
porobić coś razem.
Petter
doszedł do kolejnego wniosku, czwartego: River był upierdliwy i uparty.
Wcześniej
to jego nazywano namolną muchą, na przykład przez Olaia, ale dopiero teraz
pojął znaczenie tego terminu. Tyle, ile zawracano mu głowę w ciągu tygodnia,
tyle nikt nie zawracał mu w ciągu całego życia. Cloud był namolny, ale nawet on
rozumiał przekaz niechęci. River nie rozumiał. On był zawzięty, aby Petter go
polubił, więc ten nie wytrzymał i powiedział mu prosto z mostu:
–
Ja nie czuję emocji. Miewam szeroko pojętne chęci prześladowania swoich ofiar i
szantażowania. Właśnie w tej chwili posiadam twój telefon.
–
Odblokowałeś go już? – spytał z wyzwaniem.
Petter
pomyślał, że natrafił na idiotę. Stąd wysnuł piąty wniosek: na niego nie
zadziała prosty szantaż.
–
Normalni ludzie martwią się, gdy im coś zabieram. Takiś pewny, że na ciebie nic
nie znajdę?
–
Różnica jest solidna, Petterze – powiedział ze spokojem, przechylając uroczo
głowę – między tym, że nie mam się czego wstydzić, a tym, że martwiłbym się
bardziej, gdybym nie wiedział o twoim nawyku.
–
Och, Revo, Revo. – Pokręcił z dezaprobatą głową, wysuwając telefon towarzysza i
bawiąc się nim. – Powinienem wyciąć mu jakiś numer.
–
Raczej Anji – poprawił. Petter spojrzał na niego z byka. – To ona mi przy
śniadaniu wyjawiła, żebym uważał, bo masz lepkie rączki.
–
Dlaczego Anja w ogóle miałaby ci o mnie mówić w takiej sprawie?
–
Już mówiłem. Nie mam się czego wstydzić. – Petter zmrużył powieki, nie bardzo
potrafiąc zrozumieć przekaz. – Zapowiedziałem Remiemu i Anji, że chciałbym cię
poznać.
–
Chcesz utonąć? Mogę ci pomóc.
River
zaczął się głośno śmiać, chociaż Petter był absolutnie poważny. Odczuł coś,
co odczuwał tylko w skrajnych przypadkach i każdy mógłby to nazwać
wściekłością, ale nie on. Zachodził w głowę, jak ten klon śmiał mówić coś
takiego przy tej dwójce i jak ta dwójka śmiała dawać mu podpowiedzi! Nie
podobało mu się, że ktoś ingerował w jego życie.
Dlatego
pomyślał, który palec powinien złamać Remiemu, a który paznokieć wyrwać Anji.
Dziewczyna
wyczuła jego gniew, gdy unikał jej kolejne dwa dni. Przyszła do niego i weszła
bez pukania. Siedział z nogą przy klatce piersiowej na parapecie, gdy druga
zwisała luźno w powietrzu. Nie spojrzał na nią, zdawał sobie sprawę, że były
dwie osoby, które tak samowolnie naruszyłyby jego przestrzeń. Trzy, jeśli River
naprawdę miał popędy samobójcze po ojcu.
–
Potter, co jest? Zachowujesz się inaczej.
–
Normalnie, Angel – wypalił, gapiąc się na niebo, po którym poruszały się pierzaste
chmury. – Taki właśnie jestem.
–
Nie. Zachowujesz się tak, gdy masz jakiś problem. Domyślam się, że chodzi o
Rivera.
–
Och, jaka spryciula – zakpił, posyłając jej suchy uśmiech. – Doszłaś do tego
sama czy Remi ci pomógł?
–
Widzisz? Ciskasz gromem, bo jesteś zły. Masz szczęście, że jestem na takiego
ciebie gotowa. – Zignorował ją, powracając do widoku za oknem. Nie poddawała
się. – River jest całkiem podobny do Remiego, zauważyłeś? Sam Remi twierdzi, że
to chyba powód, dlaczego tak łatwo nawiązali kontakt przy pierwszym spotkaniu.
Gdy patrzę na nich z boku, wyglądają na zżytych, a znają się od paru dni.
Kosmos, nie? – zaśmiała się z czułością. – Remi zawsze marzył o rodzeństwie i
wiem, że nie śmiał o tym mówić przy ojcu zwłaszcza po stracie matki. Teraz ma
siostrę, kuzynów, ciotkę. Ma rodzinę, o której marzył.
–
Z jakiego powodu mi o tym mówisz, Angel? – spytał cicho, gdy ta zrobiła dłuższą
pauzę. – Mam polubić jego denerwującego kuzyna, bo jest jego kuzynem? Mogę co
najwyżej go nie zabić.
–
Piję do tego, że River widzi w tobie ofiarę, jaką Remi widział w Urliku.
Spojrzał
na nią beznamiętnie, chociaż w głowie tornado siało spustoszenie. Tornado pytań
i analiz.
Gdzie,
jak, po co, na jak długo, kto?
Musiała
to zrozumieć, być może wszyscy zaczęli go lepiej rozumieć, niż sam by tego
chciał.
–
Remi opowiadał, że River dawał ojcu szansę za szansą, aby wyzdrowiał dla dobra
Maeve. Jak miał już kogoś bić, to wolał, aby bił właśnie jego. Żeby nie
wybuchnął przy córce, która chciała odzyskać tatę i dawała wiarę w kolejną
szansę. – Złapała dłoń Pettera. Pierwszy raz mu się to nie spodobało, ale nie
szarpnął się. – Myślę więc, że daje ci szanse, bo Remi ci ją dał. Bo nazwał się
przyjacielem. Dla Rivera kontakt z tą częścią rodziny jest bardzo ważny, mówił
tak. Cholernie cieszy się z tego spotkania i myślę, że chce też polubić nas. A
już na pewno chce, abyśmy to my polubili jego.
–
Jaki pech, że go nie polubię – odparł, zabierając dłoń spod tej blondynki.
–
Bronisz się siłą.
–
Angel, dobrze ci radzę, nie wmuszaj we mnie swojej wizji świata, każdy, kto
próbował, źle kończył – ostrzegł, odgarniając jej z czoła kosmyk włosów. – Nie
chcę cię spisać na straty.
–
Dobra, ale naślę Remiego, żebyś był świadom – pogroziła z uśmiechem.
Petter
zastanawiał się, kiedy przestała się go bać.
Prawda
była taka, że nigdy się go nie bała, raczej dziwił ją jego stan przy spotkaniu
Zoe. Mało rzeczy mogło tę dziewczynę przerazić i z całą pewnością Petter
musiałby się postarać w innej kategorii. Tylko że nie chciał tego robić. Tak
bardzo potrzebował Anji, że zaczynało go to denerwować.
Anja
nie była Linneą.
Nie
była jego siostrą bliźniaczką.
Jego
stan był coraz bardziej widoczny dla każdego. Olai ze zmarszczonym czołem
przyglądał mu się przy każdej okazji, gdy gdzieś razem mieli wyjść, Remi też
tajemniczo spoglądał, a Anja nawet nie ukrywała, że próbowała dać mu
przestrzeń, aby załatwił problem z Remim i Riverem.
Oddalał
się i robił to celowo. Stronił od ludzi, wybierając samotność. Lub towarzystwo
Felixa. Często znikał na wiele godzin, podczas których był poszukiwany. Krótko
przed wyjazdem ktoś wreszcie go odnalazł, gdy chrupał słone paluszki z
lokalnego sklepiku. Siedział przy drzewie nieopodal portu i obserwował
turystów. Wtem Remi usiadł obok niego i bez zgody wyjął z paczki kilka
paluszków. Petter obserwował ten ruch tylko kątem oka, bo doskonale wiedział,
że Remi szykował się do wywodu, a tych bardzo nie lubił robić. Nie Petterowi i
obaj o tym wiedzieli.
–
Ta wyspa umie cię wyciszyć, gdy szukasz samotności – zaczął, przegryzając
przekąskę. – Często uciekałem od różnych spraw w zeszłym roku. Ale to właśnie
tutaj zrozumiałem prawdziwego siebie. A co ty zaczynasz rozumieć, Pett?
–
Że niesamowicie mnie wkurwiacie i muszę przestać ustawiać komuś życie. To takie
nieprzyjemne.
–
Co nie? – zaśmiał się. – Serio my cię denerwujemy czy denerwujesz się, bo
czujesz za wiele w zbyt krótkim czasie?
–
Do czego dążysz, Revo?
Petter
odwrócił się bardziej w stronę towarzysza, chcąc dobrze widzieć jego mimikę i
reakcje. Twierdził, że doskonale odczytywał ludzi, ale na tego chłopaka
schematy nie działały. Musiał więc utworzyć nowe. Remi otrzepał dłonie z
okruchów i oparł się łokciami o kolana. Również spojrzał na blondyna i ten już
wiedział, jak skrupulatnie wertuje to, co powinien mówić głośno, a co
pozostawić dla siebie.
–
Czujesz, Petter. Masz emocje, tylko nie zdajesz sobie z nich sprawy, dopóki nie
wpływają one na twój spokój.
–
Och, cóż za wspaniałomyślne słowa – zakpił z wymuszonym uśmiechem.
Podziwiał
tę altruistyczność, chęć znalezienia lekarstwa na całe zło świata, ale
niestety, lekarstwo Pettera znajdowało się metry pod ziemią. Tak twierdził.
–
Powiedziałeś mi, że tacy jak my muszą trzymać się razem, ponieważ nikt nas nie
zrozumie lepiej niż my sami. – Petter skupił uwagę, ale odwrócił wzrok na wodę
przed sobą. – Więc przyjmij moje słowa za fakt, ponieważ rozumiem, o czym
mówię. Zdarzało się to rzadko, ale przebijały się przez twoje gardło emocje. –
Petter poruszył tylko gałkami ocznymi, zwracając je na patrzącego na niego
Remiego. – Gdy przywyknie się do barwy twojego głosu, znudzonego tonu, to
naprawdę dostrzega się tę anomalię. Delikatną i zaszyfrowaną jak jakiś tajny
kod, ale zdecydowanie to emocja.
–
Mam uwierzyć, że twój dar wyczuwa u mnie duszę? – spytał, poklepując się po piersi.
– Och, to naprawdę pobożne życzenie głupca.
–
Wypierasz się tego, bo nie chcesz czuć, a nie dlatego, że nie możesz – drążył
uparcie. – Petter, ty możesz czuć. Żyłeś długo w swoim odizolowaniu i rozumiem,
skąd ono się wzięło. Tak samo rozumiem, że można ci pomóc.
–
Revo, Revo. Sprawiacie, że te wakacje stają się koszmarem – powiedziawszy to,
zwinnie objął prawą dłonią gardło swojego towarzysza, który zakrztusił się
powietrzem. – Mam się odpłacić?
–
Pett...
–
Zamknij się. – Zdusił mocniej, więc chłopak się poddał i zacisnął szczęki. –
Grzeczny chłopiec. Niech nie przyjdzie już nikomu więcej do głowy pomaganie mi,
rozumiesz? Ostrzeż swoich przyjaciół, aby unikali mnie do końca naszego pobytu,
bo w innym przypadku ktoś zapłaci wysoką cenę.
Puścił
go i wstał. Otrzepał swoje spodnie z ziemi i gałązek, aby iść przed siebie i
poszukać kolejnego miejsca w odosobnieniu. Nim jednak oddalił się na bezpieczną
odległość, Remi krzyknął:
–
Jesteś za mądry, żeby walczyć z samym sobą. Wściekłość jest emocją, Petter!
Zatrzymał
się w miejscu tylko na chwilę, aby zaraz ruszyć dalej i nie odpowiedzieć
zastraszonemu przyjacielowi. Nie wierzył mu. To, co Remi nazywał wściekłością,
dla Pettera był po prostu sposobem na uciszenie denerwującej muchy. Od lat
stosował tę technikę dla własnego komfortu, nie z powodu rozładowywania gniewu.
Chociaż tym właśnie to było i nie zdawał sobie z tego sprawy. Manipulacja dawno
straciła u niego swoją oryginalną formułę i eskalowała do szerszego pojęcia.
Próbowano mu wmówić, że on coś czuje.
Czuł zbyt
wiele rzeczy, których nie pojmował.
Jednak
nie nazywał ich emocjami.
Nie
nazywał chęci krzyku smutkiem.
Nie
nazywał przymusu gniewem.
Nie
nazywał też uśmiechu radością.
Tymże
jednak to wszystko było i jako obserwator powinien to rozumieć. Dlaczego więc
żył tak, jakby wcale nie widział tych jawnych symptomów ciała?
Bo
nie nazywał też swojej ignorancji strachem.
To
ona stanowiła największy problem dotarcia do inteligencji chłopaka. Stanowiła
wysoki mur ogradzający prawdę od powinności. Dla Pettera tylko jedno jedyne
zadanie kwitło w sercu od dnia, w którym jego siostra wydobyła ostatnie
tchnienie:
Żyć
takim, jakim go pozostawiła.
Pustym
i samotnym.
Nawet
jeśli wściekał się i smucił, musiał trwać.
Nawet
jeśli uśmiechał się i chciałby odnaleźć przepis na szczęście.
Musiał
dotrzymać słowa.
Szczęście
Remiego, Olaia, Hectora, Anji czy nawet Rivera, nie było jego szczęściem. Miał
tylko rozumieć takich jak on, nie stawać się lepszym, zdrowszym.
Petter
nic nie czuł, bo ogrom emocji, które ulokowały się w miejscu po duszy, którą mu
odebrano, zabiłby go.
Komentarze
Prześlij komentarz