Believe it Cz.9
Wróciłem
do pokoju ze wciąż oszalałym sercem w piersi. Uciekłem stamtąd najbardziej
cywilizowanie, jak się dało. Badawcze spojrzenia wszystkich były nie do
zniesienia, a gdy tylko uścisk Olaia zelżał, wykorzystałem to. Miałem pewność,
że facet na coś choruje i leki, które znalazłem, są jego. Potrzebowałem więcej
informacji, chciałem lepiej zrozumieć zachowanie jego oraz Hectora i Pettera.
Oni musieli wiedzieć więcej, niekoniecznie wtajemniczyli w to resztę
sportowców.
Podszedłem
szybkim krokiem do swojego biurka, wysuwając szufladę prawie do końca. Cztery
tabletki schowane były pod moim dziennikiem. Zerknąłem na tył szeleszczącego
listka, aby doszukać się nazwy. Już dawno temu powinienem zainteresować się
nazwą i wklepać ją w wyszukiwarkę. Dopiero dzisiejszy wieczór mi uświadomił,
jak długo zwlekałem z czymś tak ważnym.
Zasiadłem
na krześle, włączając laptopa. Na szczęście ten szybko się odpalił, aby chwilę
później pokój rozświetliła biała poświata od przeglądarki. Przymrużyłem
powieki, czekając na załadowanie się ciemnego motywu. Zwinnymi palcami
wklepałem w wyszukiwarkę nazwę leku. Na pierwszy rzut wydawał mi się obcy, ale
nie siedziałem w medycynie, a pisanie z tą sprawą do Zoe, która dopiero co
zaczyna i to z psychiatrią, raczej byłoby strzałem w kolano. Martwienie
przyjaciół akurat w takiej sprawie to ostatnia rzecz, na jaką miałem ochotę.
Pierwszy
link okazał się pełnoprawną ulotką leku, ale kolejne mnie martwiły. Nagłówki
głosiły, że lek ten był przepisywany właśnie przez psychiatrę. Jedne straszyły
agresją, nadpobudliwością, inne sugerowały, że mogły pomóc na głębokie
wyciszenie. Sens był ten sam i nawet nie musiałem ulotki już czytać, ale i tak
kliknąłem pierwszy link.
Zagłębiłem
się w lekturę, po omacku szukając włącznika lampki na biurku. Pomieszczenie
znów rozlała fala zimnego światła, ale teraz przynajmniej nie nadwyrężałem oczu
przy czytaniu na jasnej stronie. Mijały sekundy, minuty, a ja coraz bardziej
się niecierpliwiłem. Ulotka zawierała typowy medyczny bełkot, o którym miałem
zerowe pojęcie. Na szczęście więcej zrozumiałem przy nie wskazaniach zażywania
leku oraz przy częstotliwości ich zażywania po uprzednio skonsultowaniu się z lekarzem.
Potem dopiero natrafiłem na zdanie, które mnie zaciekawiło, ale jednak jedynie
westchnąłem poirytowany.
Poddałem
się.
Wziąłem
do ręki swój telefon z kieszeni bluzy i wystukałem szybką wiadomość do Zoe.
Zawracanie głowy, ale potrzebowałem się dowiedzieć tego od kogoś obeznanego.
Mogła zawsze podpytać jakichś wykładowców... czy coś. Wiadomość wysłana, a ja
dopiero pojąłem, jak idiotyczny ruch wykonałem. Przejmowałem się zdrowiem
psychicznym obcego faceta, którego powinienem unikać, a nie szperać w jego
apteczce.
Chciałem
odłożyć telefon, ale wtedy właśnie zaczął wibrować mi w dłoniach. Serce
podeszło mi do gardła, bo oczywiście, spodziewałem się połączenia od Zoe. Tylko
że to nie ona dzwoniła, a mój ojciec. Po ponad miesiącu czekania i unikania
siebie wzajemnie wreszcie widziałem prawdziwe połączenie od niego. Nie żaden
esemes, żadne zdjęcie na komunikatorze... chciał pogadać.
Odebrałem
drżącą ręką i przyłożyłem telefon do ucha. Nakazałem spokój swoim nerwom, ale
trudno postawić je do pionu po bliskim kontakcie z Olaiem, a potem wystawieniem
ich na próbę przy ojcu. Może się coś stało? Negatywne myśli oblały mnie
gwałtownie. Mógł wydarzyć się wypadek, a ktoś dzwonił z jego numeru, aby
zawiadomić rodzinę.
–
Tato! – krzyknąłem od razu. – Wszystko dobrze?
–
Oczywiście, że tak. Skąd ten strach w twoim głosie?
Teraz
i ja wyczułem od niego niepewność. Przestraszyłem go swoimi idiotycznymi
przeczuciami. Jeden dźwięk w moim tonie mógł mu zdradzić, jaki jest mój
nastrój, więc nic dziwnego, że od razu sam się najeżył.
–
Przepraszam, po prostu... – Westchnąłem, przecierając twarz dłonią. – Miałem
szalony wieczór, a ty dzwonisz tak niespodziewanie...
–
Racja, trochę minęło od twojego wyjazdu – wyznaje z wahaniem. – Posłuchaj,
chciałem cię za to przeprosić. Utonąłem w pracy i pewniej... sytuacji, o której
ci niebawem opowiem. Teraz jednak dzwonię, aby spytać, jak sobie radzisz na
studiach?
Nie
ze mną te numery, ojcze.
Od
poznania mojego daru tata starał się albo milczeć w niektórych chwilach, albo
intuicyjnie wymijał dźwięki we własnym tonie, abym nie rozpoznał kryjącej się
tam prawdy. Teraz, po tak długiej rozłące, ukrywanie nie wyszło mu najlepiej.
Słyszałem strach i podekscytowanie, które zaraz okrył grubym kocem radości i
ciekawości. Chyba przeceniał swoje możliwości lub nie doceniał moich, bo nawet
sekunda wahania była dla mnie zbyt oczywista.
–
Na razie bez problemów – odpowiadam, nie wyjawiając prawdy o tym, co słyszałem.
–
Poznałeś kogoś nowego? Na pewno sporo artystów cię otacza – drąży faktycznie
zaciekawiony.
–
A wiesz, że sportowcy też? – śmieję się na wspomnienie tych ludzi. – Strasznie
dziwna mieszanka. Muzycy, malarze, filmowcy i sportowcy. Kosmos.
–
Faktycznie, wydaje się zróżnicowanie – śmieje się. – Jak Urlik?
–
Flirtuje jak zawsze – wzruszam ramieniem, choć tego nie widzi. – Właśnie siedzi
pewnie w łóżku jakieś dziewczyny.
–
To niepokojący sposób życia – stwierdza posępnie, tego już nie chcąc ukryć
przede mną. Chciał skarcić go w tej rozmowie. – Można nabawić
się chorób i przedwczesnej rodziny.
–
Mówisz to z autopsji?
Zabrzmiało
to trochę jak oskarżenie i cios, choć tak naprawdę wcale nie chciałem go ranić.
Po prostu... po tym miesiącu nadal czułem dziwny dystans, nawet jeśli dla niego
wydawało się to niczym.
–
Może nie planowaliśmy cię z matką, ale akurat nie traktuję twojego poczęcia
jako kresu mojego życia studenckiego – wyznaje szczerze.
–
Więc skąd pewność, że Urlik by sobie zmarnował? – drążę bez potrzeby. – Może
też by mu dobrze zrobiło posiadanie dzieciaka w wieku dziewiętnastu lat.
–
To gdybanie, synu. – Byłem pewien, że właśnie w tej chwili kręci głową. –
Jeszcze przyjdzie czas na dziecko, a skoro Urlik nie posiada stałej partnerki,
jak ja byłem w stałym związku z Margaret, to jest to zupełnie inna sytuacja.
–
Istnieje antykoncepcja – przypominam, a ten prycha. – No co?
–
Za moich czasów uważasz, że jej nie było, tak? To inna kwestia. Wtedy wcale nie
myśleliśmy o tym, że wynikiem tego razu możesz być ty.
–
Więc jak dobrze, że ja mogę się tylko wenery nabawić – kpię, ale po stronie
ojca zapada głucha cisza.
No
oczywiście, syn pedał wreszcie przypomina staruszkowi, że dalej taki jest i ten
miesiąc nie sprawił magicznie – jak wcześniej miesiąc na wyspie – że
przetransformował się w hetero. Życie byłoby łatwiejsze, przynajmniej dla
mojego ojca.
–
To nie jest zabawne – mówi sucho. – Z chorób się nie żartuje i wolałbym, byś
dbał o swoje zdrowie.
–
To jest problem?
–
Oczywiście – mówi ze zdziwieniem w głosie. – Dla ciebie nie?
–
Chodzi mi o to, czy martwi cię choroba, czy moje gejostwo?
–
Oba – mówi prosto z mostu, a ja rozchylam usta z szoku. Tego to ja się nie
spodziewałem.
–
Fajnie.
–
To nie prawda co sądzisz – oponuje. – Powodem mojego milczenia nie była twoja
orientacja. Kocham cię dalej tak samo, czy wolisz facetów, czy kobiety. Nic się
między nami nie zmienia, rozumiesz?
–
No pewnie – odpowiadam bez przekonania, a on na pewno to słyszy.
–
Remi, to rozmowa, którą powinniśmy odbyć twarzą w twarz.
–
Wpadnę do domu, gdy będę mógł – obiecuję. – Teraz jednak czeka mnie kilka
zaliczeń.
–
Jasne, skup się na nauce. Ale wiedz, że cię kocham i nie wmawiaj sobie, że jest
inaczej, słyszysz?
–
Też cię kocham, tato – wyznaję, zagryzając wargę. – Wyślesz mi zdjęcie tego, co
ostatnio bazgrzesz?
–
Skąd pewność, że to robię? – pyta z nutą rozbawienia.
–
Ty ciągle nad czymś pracujesz. Obaj wiemy, że mając chwilę czasu, siadasz przy
płótnie i wtedy dzwonienie do syna jest odległym planem.
–
Przyznaję, słaby ze mnie ojciec – mówi ni to żartobliwie, ni poważnie. –
Obiecuję poprawę. Nadrobię wasze filmy na kanale.
Zaśmiałem
się na jego słowa. Wiedziałem, że nie bardzo lubił tematykę naszej twórczości i
wcale mu się nie dziwiłem. Nie rzadko wpadaliśmy na bezdomnych czy lokalną
młodzież, toteż wypady do opuszczonych lokacji były ryzykowne. Zwłaszcza mając
przy sobie drogie kamery. A co do parkurów to chyba nawet nie ma co wyjaśniać.
Raz, widząc nasz przeskok z domu na dom, mało nie zszedł na zawał. Siedział na
kanapie blady jak trup i już wiedziałem, że cokolwiek dzieje się na ekranie, na
który patrzy, już nic do niego nie dociera. To nic. Mogło mu się to nie
podobać, mógł tego dla mnie nie chcieć, ale wiedział, że to sprawia mi
olbrzymią satysfakcję. Znał moje zasady, jakimi kierowałem się podczas
eksploracji i wyczynów. Dopóki robiłem wszystko legalnie – nie wszystko, ale
ojciec nie musiał tego wiedzieć – to zasypiał spokojnie.
Czy
byłem zawiedziony brakiem jego zaangażowania w moje poczynania? Nie ani trochę.
Wiedział, co robię i po co, znał mnie. Nie musiał oglądać moich klipów, abym
poczuł się... kochany? I bez tego się tak czułem, więc to niczego nie
zmieniało.
Zakończyliśmy
rozmowę, dzięki czemu dostrzegłem kilka nagrań głosowych od Zoe na naszej
prywatnej konwersacji. Oczywiście od razu zabrałem się za odsłuchiwanie, bo to
w końcu była sprawa nagląca.
Dziewczyna
ze słyszalnym zmęczeniem opowiedziała mi, że to jeden z bardziej powszechnych
leków zapisywanych osobom z nadpobudliwością natury silnie psychicznej.
Twierdziła, że taka osoba albo jest na potocznie zwanej przepustce z
psychiatryka, albo terapia zrobiła, co mogła i teraz leki to tylko dodatkowy
wspomagacz w nagłych sytuacjach. W ostatnim nagraniu wyraziła swoją opinię, że
moje zainteresowanie psychiatrą jest niepokojące, a podany lek zbyt
niebezpieczny w braniu go bez recepty. Silnie uzależniający i często traktowany
jako narkotyk wśród ćpunów. Nic dziwnego, w końcu jego głównymi efektami był
błogi spokój i głębokie wyciszenie.
Zacząłem
dumać w ciszy pokoju nad sytuacją. Skoro Olai je zażywał, a Hector z Petterem
znali sytuacje znacznie lepiej aniżeli ja, to... Olai musiał stawać się
niebezpieczny bez leków. Nic jednak nie wskazywało na nadpobudliwość. Moim
zdaniem w obu przypadkach naszego spotkania zachowywał się... normalnie.
A
może na imprezie to on sprowokował tamtych ludzi, a nie oni jego? A może był
bardziej ruchliwy tego wieczoru, skoro Petter ewidentnie wziął to za symptomy
odstawienia? Cholera, sam już nie wiedziałem, co było prawdą, a co chciałem
widzieć. Trudno nie kierować się opinią publiczną, gdy znajdujesz takie leki.
Rozmowa. Pozornie niewinna sprawa, a wiele mogła zdziałać. Tylko spytanie teraz
kogoś z chłopaków o pokój Olaia lub jego studia groziło przesłuchaniem z ich
strony. I tak dałem im wystarczająco powodów do podejrzeń.
Komunikator,
który zawsze włączał się przy starcie systemu, właśnie wyświetlił mi komunikat
o przychodzącym połączeniu na konferencji grupowej. Odebrałem. Po drugiej
stronie była tylko Anja, a jej kamerka powoli ładowała się dzięki poruszającemu
się kołu na środku czarnego prostokąta. Wreszcie wyświetlił się obraz jej
ciemnego pokoju. Jeśli dobrze widziałem, to leżała właśnie w swoim łóżku ze
słuchawkami w uszach i rozrzuconymi blond włosami na poduszce. Patrzyła w
ekran, a gdy i u niej moja kamerka się załadowała, uśmiechnęła się.
–
Remi! – wykrzyczała.
–
Anja! – dołączyłem do głupiej gierki.
Odłożyłem
swój telefon na blat i oparłem łokciami, aby przybrać trochę lepszą pozycję do
rozmowy.
–
Urlik gdzie?
–
Zapewne w pokoju studentki. Potrzebujesz czegoś od niego?
–
Nie, to raczej pytanie startowe – mówi, zaczynając masować powiekę. Musiało jej
tam coś wpaść, bo teraz mrugała podejrzanie szybko i znów masowała.
–
Jest środek tygodnia, co u ciebie słychać, że dzwonisz?
–
Stęskniłam się – odpowiada bez przekonania. – Na tym uniwersytecie są same
kurwy i to nawet nie żart. Każdy chce każdego wygryźć, jakby tutaj chodziło o
podium w osiągnięciu wyniku na tle grupy, a nie zdaniu i dostania świstka.
Gdybym wiedziała, że kosmetologia to taka patologia, to poszłabym na koronera.
Chciało
mi się śmiać z jej irytacji w głosie. Naprawdę nie dogadywała się z nikim wśród
swojego rocznika? To było do niej niepodobne, skoro to ona wparowała
do mojego domu jak burza i tak rozpoczęła się nasza zawiła
znajomość. Trudno uwierzyć, że nie próbowała czegoś w swoim klasycznym stylu,
aby pozyskać nowe znajomości. Chyba że nie chciała tak jak ja poznać takiego
Olaia i znów poczuć ten ogień. Mogłem się utożsamić.
–
A co z tobą i Castorem?
–
A wiesz, że dobrze? – odpowiada z dumą, siadając teraz na łóżku. – Możliwe, że
święta spędzimy w Norwegii.
–
Przyjeżdża do ciebie? – dziwię się.
–
No pewnie, traktujemy poważnie związek. Co cię dziwi, Remi? – unosi wrednie
brew. – To, że tobie związek z Danem nie wypalił, nie oznacza, że żaden nie ma
racji bytu na odległość.
–
Ała, to po pierwsze – unoszę palec wskazujący, dodając zaraz do niego drugi – a
po drugie, właśnie poznałem kogoś, kto mnie potężnie intryguje i to bardzo zła
wiadomość
–
Czemu niby? – teraz to ona wydaje się zdziwiona, aż odstawia żarty na bok. –
Wszyscy wiemy, że potrzebny ci facet, bo płakać po eks nie warto zbyt długo,
gwiazdo.
–
Anja, nie rozumiesz – wzdycham ciężko i widzę, jak pomiędzy jej brwiami pojawia
się głęboka bruzda. – Ten facet, on... jest taki... niepewny.
–
Świetnie, otwierasz usta, ale naprawdę cię nie rozumiem. Możesz tak
łopatologicznie przełożyć?
–
Sęk w tym, że chyba się nie da.
Wyrzucam
bezradnie ręce w bok, opadając na oparcie krzesła. Naprawdę chciałem się kogoś
poradzić w sprawie Olaia, ale przecież nawet go nie znałem, słyszałem tylko
pogłoski. Dwa spotkania dość napięte i jedna pomoc w potrzebie wcale nie
stanowiły pewnego gruntu naszego koleżeństwa. Jak wyjaśnić Anji moje uczucia,
skoro nie zna mojego daru? Przydałaby się Zoe, ale ona już wyraziła swoje
zaniepokojenie w głosówce i wiedziałem, że sprawa jeszcze bardziej by ją
zmartwiła, gdybym wyłożył jej całość. Urlik... ten akurat całkowicie odpadał z
listy.
–
Okej, zachowujesz się trochę jak za czasów Zoe – mówi z pewną dozą drwiny. –
Pamiętam, jak mówiłeś raz, że ona daje takie wibracje, które każą ci
powątpiewać w powodzenie waszej relacji. A wiesz, co stało się potem? Zacząłeś
myśleć inaczej i postrzegać ją bardziej jako przyjaciela, nie kogoś, kogo
trzeba unikać.
–
Chwila, co chcesz przez to powiedzieć?
–
To, że Zoe też dla ciebie wydawała się skomplikowana i na „nie" – zrobiła
cudzysłów w powietrzu. – Nie wiem, co skłoniło cię do zmiany zdania, ale potem
nagle zacząłeś ją zagadywać, chcieć wychodzić we dwójkę. To trochę śmierdzi mi
tą samą sytuacją, tylko teraz chodzi o miłość, nie?
Wibracje...
niepewność... „nie"... Niemal poczułem, jak zimno oblewa mi ciało. Przez
jeden absurdalny moment pomyślałem, że moje ciało nie mogło aż tak zgłupieć. A
może? Co, jeśli sytuacja z Olaiem istotnie była tak skomplikowana? Może już od
pierwszego wejrzenia widziałem w nim materiał na przyjaciela, a potem
pomieszało się to z kochankiem? Czy to było w ogóle możliwe? Dwie reakcje
organizmu na tego samego człowieka?
–
Nie, to chyba niemożliwe – szepnąłem pod nosem.
–
Niby dlaczego nie? – denerwuje się. – Zawsze miałeś nosa do ludzi. Albo jak
powiedziałeś mi, że Urlik zasługuje na pomoc i chcesz do niego zagadać? Ty
lubisz skomplikowanych ludzi, Remi, a oni cię. Zoe, Urlik, ja... Dan.
Zawahała
się przy wymianie tego ostatniego, ale wiedziałem, że ma rację. Miałem
wewnętrzną potrzebę pomagania każdemu w potrzebie, dopóki moje ciało
podpowiadało mi, że warto tej osobie pomóc. Zawsze słuchałem tego, co serce mi
podpowiadało, co uszy słyszały i jak ciało to odbierało. Prawda jednak była taka,
że przed Zoe też mnie ostrzegało. Wtedy jasno sobie powiedziałem, że między mną
i nią nigdy nie będzie wspólnej fali, na której moglibyśmy nadawać. Ale myliłem
się, bo przecież była.
Urlik.
Dla
niego uciszyłem swoje ciało i przeczucia, idąc w przyjaźń z Zoe. Wcześniej
mówiło mi, że on jest idealny na osobę, która na stałe zagości w moim życiu i
przyniesie ze sobą światło. Zoe była jak chmura przy tym słońcu, którą
zaakceptowałem z czasem i sprawiłem, że moje ciało weszło w konflikt.
Urlik,
mówiło, będzie idealny.
Zoe,
krzyczało, nie nadaje się.
A
więc to nie byłby pierwszy raz, gdy moje wnętrze dawało sprzeczne sygnały.
Dlaczego więc nie miałoby ich wysyłać względem Olaia? Dlaczego część mnie nie
pragnęła go uratować a druga rozkochać? Szukałem po omacku, zaczynałem wariować
i szukać ratunku w opiniach innych, aby uciec, a prawda cały czas była we mnie.
–
Remi? Wszystko okej? – zaniepokoiła się Anja.
Ocknąłem
się z rozmyśleń. Rękę miałem na sercu, a wzrok spuszczony w mrok pod biurkiem.
–
Kocham cię, wiesz? – mówię nagle, co ją dziwi.
–
Ech... no tak, ja ciebie też. Okej, bo teraz się trochę zmieszałam. Na pewno
dobrze się czujesz?
–
Tak, teraz już tak. – Uśmiechnąłem się. – Zapomniałem tylko, że mam zmysł,
który podpowiada mi, którzy ludzie są warci uwagi. Dziękuję, Anja, tego
potrzebowałem. Ciebie – wskazałem na nią.
Zachichotała
pod nosem, kręcąc głową. Czasem zapominałem, że dziewczyna na pozór była
wulgarna, szczera i wyniosła, ale gdy była zmęczona życiem, przybierała po
prostu swoją prawdziwą stronę, taką jak teraz; kochającą, troskliwą i wiernie
wspierającą słowem. Jeśli ktoś miałby mnie pocieszyć lub rozpłakać się ze mną,
to wiedziałem już po tych wakacjach, że będzie tą osobą Anja. Zoe trzepnie mnie
mocno w głowę, potrząśnie za ramiona i powie, co myśli. Urlik nigdy nie osądzi,
nawet mając odmienne zdanie, po prostu stanie obok i da znać, że jest dla mnie
kimś, kto na pewno wysłucha, pocieszy, ale nie skreśli. Anja wyrzeknie się
wszystkiego, dla cierpienia innych. Cholernie ich kochałem, każdego z osobna i
wszystkich razem. Byli tym, czego mi brakowało. W każdym znaleźć mogłem coś
innego i to było najcenniejszym darem.
–
Dobra, zrobiło się tak nieznośnie, że aż mnie dwójka ciśnie. Zaraz wracam.
To
powiedziawszy, Anja zniknęła z kadru, a ja się roześmiałem.
Komentarze
Prześlij komentarz