Find it Cz.10


Kotek i myszka

|pół roku wcześniej|

Przy mojej relacji z Zoe na pewno swego czasu majstrował sam Urlik. Nie wierzyłem, aby nie próbował jej przekonać choć raz, żeby dała mi szansę. Takim właśnie typkiem był; chętny do podejmowania rozmów, jeśli już trafisz w jego grono. Nie czułem się więc gorszy od Zoe, nawet jeśli zawsze lubiła się puszyć, że ona Urlika znała przede mną i to ona jest najważniejsza. Wielokrotnie pokazywał mi za jej plecami gest ścinania głowy, żebym jej nie słuchał, bo pieprzy głupoty. Wtedy odwracała się gniewnie, a ten posyłał jej swój niewinny uśmieszek.

Żadnym odkryciem było, że Urlik znacznie pewniej czuł się wśród kobiet. Potrafił rzucać strasznie sprośnymi żartami, ale Anja także, więc przy stole robiło się często niesmacznie. Oczywiście wtedy Zoe najczęściej całą swoją uwagę skupiała na mnie i tym, żeby wyprowadzić mnie z równowagi. Rzadko jej się to udawało, bo zawsze odpowiadałem jej szyderstwem.

– Nadal twierdzę, że się skrycie kochacie – powiedział Gard, gdy zobaczył naszą krótką wymianę zdań. Poruszał figlarnie brwiami, a ja mogłem go tylko zbyć machnięciem ręki.

Zastanawiałem się, jakby zareagował na wieść, że w sumie Zoe i ja mamy za sobą pierwszy pocałunek. To było traumatyczne przeżycie, wolałem do niego nie wracać. Postanowiłem więc zająć się przytaszczeniem nowych książeczek dla dzieciaków z księgarni. Dyrektorka zamówiła je jakiś miesiąc temu, ale skompletowanie ponad stu egzemplarzy było wyczynem. Najwidoczniej w końcu się udało.

Ubierałem się już przy swojej szafce, gdy Zoe zdejmowała obok bluzkę bez cienia skrępowania i stała przy mnie w samym fikuśnym staniku. Dobrze, że nikt akurat nie był w szatni, bo znowu rozpoczęłaby się kolejna plotka, upiększana przez każdą następną parę ust. To jak głuchy telefon, gdzie na końcu ostatnia osoba mówi ubarwioną historię, która zaczęła się od jednego zdania, a finalnie miała ich dwadzieścia.

– Zoe, czy... – zawahałem się, ale ta już patrzyła na mnie, wkładając koszulę i zapinając guziki.

– Mówże.

– Czy Urlik kiedyś ci o mnie... no wiesz, opowiadał? Mówił cokolwiek.

– W jakim sensie? Konkretnie temat poproszę.

– Nie no, nie tak konkretnie. – Powróciłem do grzebania w swoich rzeczach. – Chodzi mi o to, czy przed laty próbował cię przekonać do mnie. Tak mnie dziś naszło na wspominki, to chyba wina tego przyjęcia.

Czułem się nerwowo. Wypytywałem o ich prywatne rozmowy, a nawet w gronie przyjaciół każdy miał prawo do prywatności. Istniały tematy, których nie poruszasz z każdym, masz tajemnice z indywidualną jednostką, a nie całą grupą. Rozumiałem to, ale i tak chciałem to wiedzieć.

– Zdarzyło się – odpowiedziała wymijająco. Schowała baleriny do szafki, zaczynając sznurować ciężkie jesienne botki. – Twierdził, że z tobą to może się udać.

– Serio? – zdziwiłem się, a ta wyglądała na znudzoną.

– Wiesz jak było – wyprostowała się i westchnęła – więc nie dziw się, że Urlik pokładał w tobie nadzieje. Pierwszy facet, który nie przyszedł szydzić, brać lub wykorzystywać. Mógłby dawać szansę każdemu, ale pytanie brzmi, ile zniósłby upadków?

– Co to ma do mojego pytania?

– A to – trzasnęła za mocno drzwiczkami – że gdy prosił o bycie miłą, wcale nie było to dla mnie łatwe. Wiesz, że za każdym razem było to samo? – Przestała się ubierać, teraz skupiła się tylko na mnie i wspomnieniach. Ja również nie mogłem przerywać tego szelestem ubrań. – Bądź miła, może w końcu znajdę przyjaciela. Na początku się starałam, ale przynosiło to jeden efekt. To ja musiałam być tą, która gasi jego zapał.

– Więc mam farta – siliłem się na uśmiech, patrząc w głąb szafki.

– Raczej traumę – poprawiła, a ja błyskawicznie przekręciłem głowę na nią. – Gdybyś był czysty, nie sądzę, aby rozgryzanie ciebie zajęło mi tyle czasu. Trauma Urlika i twoja własna sprawiły, że trochę łatwiej o zrozumienie. Potłuczeni chłopcy, którzy chcą być silni. I są. Dzięki sobie nawzajem. Nie chcę żałować swoich wyborów.

Włożyła płaszcz i bez pożegnania wyszła z szatni. Zostawiła mnie z szybciej bijącym sercem. Potłuczeni chłopcy... całkiem to do nas pasowało. Tylko moja trauma nijak się miała do tej Urlika. Gdybym przeżył to, co on, pewnie nie byłbym w stanie wyjść z domu już nigdy więcej, leżałbym martwy... Potrząsnąłem głową. To złe myślenie. Urlik był silniejszy ode mnie, ale tylko pozornie. Cieszyłem się, że mogłem dać mu przyjaźń i inną przyszłość.

~*~

Ponad dwa lata temu...

Anja i ja stanowiliśmy parę doskonałą w szkole. Jej uroda zgarniała uwagę i zainteresowanie, ale to nie tak, że podniecała mnie wizja bycia w centrum uwagi. Wręcz przeciwnie, czułem się osaczony. Podejrzewano nas o związek, a Anja nie raczyła protestować, a gdy raz dla jaj mnie pocałowała przelotnie w usta, tylko podlała zasiane ziarno plotek. Potem kupiła mi na przeproszenie aparat, ale miałem przeczucie, że to tylko wymówka była. Nie byłem biedakiem, ale raczej nie mogłem sobie pozwolić na kupno nowej kamery, kiedy naszła mnie ochota. Tata dopiero startował w nowej pracy, dlatego zmieniliśmy mieszkanie na mniejsze. Anja za to kochała wspierać moje hobby. Montaż i obróbka filmu oraz animacja komputerowa. Proponowała nawet, żebym założył kanał – co zrobiłem – i zaczął szukać pracy jako montażysta – czego nie zrobiłem.

Jedynym miejscem, gdzie nie byłem w towarzystwie Anji – oprócz innych klas lekcyjnych – był kibel. Mogłem w spokoju skorzystać i udawać, że robiłem dwójkę, gdy pytała, co mi tyle schodzi. Ja nawet nie żartuję, ona czatowała pod drzwiami ubikacji i za mną czekała, choć nigdy jej nie prosiłem, a jeszcze częściej chodziłem tam sam. Może miała jakiś radar i jak nie było mnie na korytarzu, to na pewno byłem w kiblu, więc czekała na mnie właśnie tam. A może poznała szpiegów, którzy na mnie donosili. Trudno zgadnąć, Anja była przebojowa.

To właśnie wtedy zderzyłem się w drzwiach z chłopakiem. Wyglądał jak cień, dosłownie. Pobladł, ledwo na siebie wpadliśmy i wybełkotał tak niewyraźnie 'przepraszam', że miałem ochotę poprosić go o powtórzenie, bo może wcale dobrze nie usłyszałem. Ale nie mogłem dopytać, bo zanim to zrobiłem, jego już nie było. Za dużo czasu zajęło mi analizowanie jego paniki. Żywej i lodowatej jak jezioro zimą. Bał się mnie, choć jestem pewien dwóch rzeczy: nie byłem przerażającą personą ani nie zrobiłem w szkole niczego, za co można by mnie uznać agresywnym. Wtedy pojawiła się inna opcja; był prześladowany. To już mi się mniej podobało. Łatwiej było wytłumaczyć, że jest się luzakiem, a nie kozakiem.

Przekazałem swoje spostrzeżenia Anji, która to nakładała akurat na swoje usta błyszczyk podpierdolony jakiejś rówieśniczce. To, że chciały się wkupić w jej łaski, nie było nowością.

– Co za problem? – spytała, zamykając małe lustereczko i wrzucając je z błyszczykiem do torby. – Znajdźmy go i spytajmy.

– Tak po prostu – prychnąłem, nie dowierzając.

– Nie, kurwa, z efektami specjalnymi – powiedziała wulgarnie. – Ty jesteś czasem takim płaczkiem, że mam ochotę cię za jaja złapać. Mam ci przypomnieć, że to moje najście twojego domu sprawiło, że trafiłeś na listę priorytetowych przyjaciół? – Pokazała na swoją sylwetkę, jakby chciała przekazać, jaki to z niej ósmy cud świata.

– Mówisz o wejściu smoka? – przypomniałem słowa jej mamy, za które zgromiła mnie tym samym spojrzeniem, co mama ją.

– Pierdolnę cię, przysięgam. Zamiast mi tu czas marnować, poszukajmy tego chłoptasia.

– Skąd u ciebie tyle wigoru?

Ruszyliśmy korytarzem w stronę wyjścia ze szkoły.

– Bo cię znam. Podnieciłeś się – zmierzyła mnie wzrokiem – i już sobie wyobrażasz, że poznajesz jego życie.

– Ach tak? Skąd to wiesz?

– Litości – zaśmiała się perliście. – Jak usiadłeś z moim ojcem przy stole, to większą frajdę sprawiła ci rozmowa z nim, niż pytania mojej mamy. Wtedy też miałeś podniecenie wypisane w oczach. Nic tylko dać ci kartki i zacząłbyś kartotekę pisać.

Zaczęliśmy się śmiać z jej słów. Nie ukrywam, miała rację. Co prawda jej ojciec mnie przerażał tym swoim prokuratorskim głosem i dosadnymi pytaniami, ale całkiem ciekawie było prowadzić taką grę słów, gdzie ty przewidujesz po barwie głosu atak – a przynajmniej się starasz, bo z jej ojcem łatwo nie było – a on mimo to cię zaskakuje.

Podziwiałem jej zmysł obserwacji, bo miała rację. Ten chłopak przyciągnął mnie swoim głosem. Brzmi jak absurd, ale tak właśnie było. Czułem w ciele, zupełnie jak za czasów Anji, że to będzie ktoś ciekawy. A nawet jeśli nie, to zawsze mogliśmy mu pomóc z tym prześladowaniem, prawda? To też dobry powód, żeby go poznać.

Szukanie pierwszego dnia spełzło na niczym, ale Anja nie traciła wiary i w ciągu kolejnych dwóch dni go rozpoznałem na szkolnym korytarzu. Wyglądał miernie, ale nie stał sam. Był obok niego jakiś chłopak, który uśmiechał się szeroko i brał kasę od niego. Spojrzałem na blondynkę, a ta odwzajemniła mój gest. Wiedzieliśmy oboje, czego świadkami jesteśmy: haracz. Do tego nie potrzeba było nadludzkich zmysłów, to było po prostu oczywiste, jeśli miało się zdrową parę oczu i wiedziało o świecie więcej niż to, że był kolorowy.

Blondynka wpadła na pomysł, żeby póki co zebrać informacje o naszym tajemniczym chłopaku, a dopiero potem zainterweniować. Wejście bez dowodów mogło spłoszyć obu: ofiarę i napastnika. Niechętnie przyznałem jej rację. Anja w szpiegostwie była dobra, bo miała znajomych – słowo daję – w każdej klasie w każdym roczniku. Już po kolejnych dwóch dniach wiedziałem, że ci dwaj się przyjaźnią. Ta, jasne. Ofiara nazywała się Urlik, a jego napastnik Jarl. Słynął z tego, że gnębił słabszych, ale zawsze widziano go z Urlikiem, a ten twierdził, że to jego bliski przyjaciel, któremu pożycza hajs, bo jest biedny i nie ma rodziny. To Anji też udało się ustalić. Urlik nie mieszkał z rodzicami tylko z ciotką i wujkiem. Prześladowanie na sto procent.

Gdy przyłapaliśmy Urlika z Jarlem, nie staliśmy biernie. Anja wyprysła do przodu jak z procy i stanęła obok Urlika, łapiąc go pod ramię. Szopka! Cały korytarz się zainteresował.

– Za co ty mu płacisz? – zagadnęła bez skrupułów, gdy podszedłem bliżej.

– Urlik, nie mówiłeś, że masz laskę – powiedział ze słyszalną pretensją Jarl. Ale czy ktoś jeszcze oprócz mnie to dostrzegł? Czasem trudno było mi powiedzieć, ile słyszą normalni ludzie, a ile ja.

– Ja... – zaczął niepewnie Urlik i znów dreszcz przeszył moje ciało. Potrzebował pomocy.

Wyrwałem kasę z rąk starszego od siebie chłopaka i teraz spojrzał na mnie z niesamowitą złością.

– Nie żyjemy w czasach, gdzie płaci się za milczenie – zaryzykowałem tymi słowami, ale trafiłem.

Urlik pobladł jeszcze bardziej, Jarl wyglądał na zaskoczonego. Spojrzał na gnębionego, jakby pytał, ile przekazał obcym ludziom, ale ten nie miał sił mu odpowiedzieć i przeprosić. Nie, żeby miał za co.

– Taki silny chłop i nie potrafi sam na siebie zarobić, tylko szuka słabości u innych? – Anja mlasnęła z niesmakiem, mierząc byczka z góry na dół. – Tatuś mawia, że za szantaż i wyłudzenie można trafić do kicia na trzy do pięciu lat.

– Kim twój stary niby jest? – spytał zirytowany Jarl.

– Prokuratorem, a co? – Przechyliła niewinnie głowę, chłopak zesztywniał.

– My się przyjaźnimy, oddał mi pożyczony hajs, prawda?

Powiedział to z takim naciskiem, że wraz ze spojrzeniem Urlik pękał. Nie wiedział co robić, ale dostał jawne ostrzeżenie od prześladowcy.

– Ta... – zająknął się, ale ja już pchnąłem starszego.

Zatoczył się, a na korytarzu zapadła idealna cisza. Nikt nic nie mówił, obserwowano rozwój zdarzeń.

– To, co właśnie zrobiłeś, doprowadzi cię do rychłej śmierci – wycedził.

– O, grożenie śmiercią to dwa lata – zaćwierkała Anja radośnie, unosząc dłoń do góry, jakby ktoś zadał pytanie, a ona tylko odpowiadała.

– Słyszałeś? – Uśmiechnąłem się. – Jakby podsumować, nie wyjdziesz przynajmniej przez trzy lata. Ale śmiało, uderz mnie. Wujek na pewno ucieszy się, gdy dostanie obdukcję.

Rozłożyłem ramiona i wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. Anja również wyglądała na taką, co dobrze się bawi, a Urlik nadal nie rozumiał sytuacji.

– Och tak, z pewnością! – odezwała się. – Zachęcam do uderzenia. Tylko czekaj, telefon jeszcze wyjmę.

– Jesteście popierdoleni! – wrzasnął Jarl.

– Może, ale przynajmniej pozbywamy się przeszkód, a nie wmawiamy przyjaźń i wyłudzamy pieniądze – odparłem nonszalancko. Zrobiłem krok do przodu. – Jeszcze raz zbliżysz się do Urlika lub zrobisz to, czym go szantażowałeś... pożałujesz tego.

– Groźba... – zaczął ze słyszalną dumą.

– Jaka groźba? – spytała Anja. – Urlik, słyszałeś jakąś groźbę?

– Co? Nie... – Wzdrygnął się.

– No właśnie ja też – zasępiła się z udawaną słodką miną. – Ten twój pseudo koleżka pieprzy nieźle od rzeczy, zauważyłeś? Polecam zmienić towarzystwo. Remi jest lepszy. Oczywiście, ja też.

– Dobra, pierdolcie się wszyscy. A ty jeszcze do mnie przyjdziesz, cioto – pogroził Jarl i odszedł nieźle wkurwiony.

Anja wreszcie puściła Urlika i westchnęła, ta gra aktorska ją zmęczyła. Zaczęła rozprostowywać kark.

– Boże, ale tacy są wkurwiający do potęgi. Kto ich płodzi, małpy?

– Nie uwłaczaj małpom – upominiałem ją, a ta wzruszyła niedbale ramieniem.

– Dlaczego się wtrąciliście? – spytał z pretensją. – Jarl teraz...

– Nic nie zrobi – dopowiedziałem. – Jestem Remi i proponuję, żebyś zmienił towarzystwo na takie, które nie szantażuje twoich słabości. – Wystawiłem w jego stronę dłoń.

Spojrzał na nią, a potem na mnie i Anję. Nie rozumiał, ale trudno się dziwić. Przed chwilą ktoś go szantażował, a on był zagubiony i osłabiony z tego powodu. Ufność trudno odzyskać. Mimo to uścisnął moją dłoń, a ja trzymałem swoją w jego znacznie dłużej, niż było to konieczne. Zauważył to i spojrzał mi zaskoczony w oczy.

– Mówię poważnie, Urlik. Ja i Anja z chęcią byśmy gdzieś z tobą wyskoczyli.

– Otóż to – poparła, a ja usłyszałem, jak coś jej strzeliło w kręgosłupie. – Ja pierdolę, w tym tempie nie dożyję trzydziestki.

Puściłem jego dłoń i zacząłem się śmiać. Oddałem mu jego pieniądze. Poprosiłem też o numer, dając swój, gdyby chciał pogadać. Nie zrobił tego dzień, drugi. Anja stwierdziła, że marnie widzi naszą przyszłą relację, ale ja nie miałem zamiaru się poddać. Czułem, że się dogadamy, tylko muszę do niego dotrzeć. Dlatego przy kolejnym spotkaniu na korytarzu, zarzuciłem mu ramię na barki, a ten cały się napiął. Udałem, że tego nie widzę i się wyszczerzyłem.

– Masz ochotę dziś iść na kręgle? Dawno nie grałem. Poza tym napiłbym się lodowatej coli.

– Ja... nie mam hajsu – powiedział z trudem.

– A po co? Przecież to ja cię zapraszam.

– Z jakiego powodu?

– No jak to z jakiego? – Uśmiechnąłem się. – Chcę cię poznać. Możesz mi nie wierzyć, ale nie kryje się za tym żadna sztuczka. – Zbliżyłem się do jego ucha, żeby udawać konspirację. – Poza tym mam dość Anji. Ile można z tą babą? Coś mi mówi, że się z tobą dogadam.

Jego wzrok był tak dziwnie rozmarzony i zamglony, a gdy niepewnie się zgodził, trudno mi było w to uwierzyć. Podświadomie czułem, że się wycofa i ucieknie do nory, ale ja miałem czas. Chciałem zdobyć jego zaufanie nawet małymi krokami. On jednak mnie nie wystawił i pozwolił sobie na zabawę. Z napiętymi mięśniami i małym lękiem przed szczerą odpowiedzią, ale wraz z Anją jakoś to przeżyliśmy, aby pod koniec naszego wyjścia dostrzec zmianę. Szczery uśmiech, tak mały, że musieliśmy samych siebie upewnić, czy oboje to widzieliśmy.

To była zabawa w kotka i myszkę. Za każdym razem, gdy wracaliśmy do swoich żyć i spotykaliśmy się na nowo, powracaliśmy do punktu wyjścia. Urlik chodził z nami, bo go zmusiliśmy w pewnym stopniu, ale dalej miał swobodę ruchów. Słuchał nas, z czasem sam zaczął mówić więcej niż tak i nie. Gdy Anja zostawała z nim sam na sam, cały jego dystans znikał. Zrozumiałem to po czasie. Kobiety nie stanowiły dla niego problemu, umiał z nimi złapać wspólny język, ale gdy tylko pojawiałem się ja, pojawiała się obawa i niepewność.

Wszystko to kiełkowało naprawdę długie tygodnie, podczas których zdążyłem poznać Zoe. Dopiero przy niej stał się inny, bardziej otwarty. Patrzył mi prosto w oczy bez lęku, nie odwracał wzroku po kilku sekundach. Anja dziwiła się, że taki nieśmiały chłopak wyrwał laskę, ale mnie to akurat nie dziwiło. Jak mówiłem, odkryłem jego swobodę przy płci żeńskiej. Był przy swojej dziewczynie szczęśliwy, do czasu.

Plotki po szkole roznoszą się głośnym echem, więc gdy z nim zerwała po tym, jak przespała się ze sportowcem, wszyscy o tym wiedzieli. Anja mu współczuła, ale mówiła, że lepiej teraz dać mu czas. Pierdolenie. Ja zamiast tego zrobiłem coś, czego nie robiłem nigdy wcześniej: poprosiłem ojca o zakup alkoholu. Kupił mi zgrzewkę piwa, chociaż nie było to jakoś łatwe zadanie. Musiałem odpowiedzieć na setki pytań, po co, dla kogo i czy to na pewno męski wypad, a nie jakaś impreza nastolatków.

– Też byłem nastolatkiem, proszę mnie tutaj nie okłamywać.

– Poprosiłem ojca o zakup alkoholu. Nie sądzisz, że jakbym miał cię okłamać, poprosiłby sąsiada? – spytałem ze śmiechem.

I myślę, że to był powód, dla którego mój ojciec przestał postrzegać Urlika jako dobrego chłopaka. W jego oczach to musiało wyglądać mniej więcej tak: jakiś małolat prosi mojego syna o alkohol, to nie może być ktoś odpowiedni dla niego. Gdybym miał syna, pewnie też bym tak właśnie myślał.

Zabrałem więc alkohol i schowałem do plecaka. Upchałem tam też swoją pseudo piżamę, jeśli naszłaby mnie ochotą na przebranie się i ruszyłem do domu Urlika.

– Czekaj, podwiozę cię – powiedział tata, wychodząc za mną.

– A spróbuj rozmawiać z jego rodzicami – opiekunami, poprawiłem się w myślach.

– Nie mam zamiaru – zapewnił ze słyszalną niechęcią. – Wskakuj, bo zimno.

Dzięki podwózce byłem pod domem przyjaciela w parę minut. Tata nie odjeżdżał, dopóki nie zostałem wpuszczony do środka. Ciocia chłopaka wyglądała na zaskoczoną moją obecnością, więc poprosiłem ją o dyskrecję, bo chciałem zrobić Urlikowi niespodziankę. Spytałem od razu o nocleg, ale nie miała nic przeciwko, skoro był weekend. Polecała tylko, abyśmy zachowywali ciszę, bo jej mąż wrócił z popołudniowej zmiany, a ona zaraz sama wychodzi.

Wszedłem do pokoju Urlika cichaczem i zastałem go zamyślonego przy biurku. Ekran laptopa dawno się ściemnił, a w pokoju było jasno tylko od lampki biurkowej i to na dodatek mającej wkręconą żarówkę o ciepłym odcieniu. Nie lubiłem. Wolałem zimne. Otrząsnąłem się z niesmaku i stanąłem obok niego. Spodziewał się chyba kogoś innego, bo zdawał sobie o mojej obecności sprawę.

– Zoe, nie mam nastroju – powiedział pod nosem, a ja prychnąłem.

Wyjąłem w międzyczasie zgrzewkę piwa i uniosłem ją, więc gdy zrozumiał, że to nie Zoe, od razu uniósł zszokowany twarz ku mnie. Był przestraszony.

– Remi? Co ty tu robisz? – Zjechał wzrokiem na piwo, a potem powrócił do moich oczu.

– Jak to co? Zostałeś singlem, więc albo to uczcimy, albo będziemy zatapiać twoje żale bąbelkami. Finał ten sam.

– Ty... To znaczy...

– Męska solidarność, czy jak to się nazywa – pomogłem mu. – Nie zostawiłbym cię samego.

– Skąd wiesz o zerwaniu?

Postawiłem alkohol z brzękiem na jego biurku, a plecak odrzuciłem pod ścianę.

– Przyjaciele wiedzą, kiedy są potrzebni, Urlik. To aż tak dziwne?

– Nie... Chyba nie.

I to był początek wiekopomnej chwili. My dwaj bez obecności Anji lub Zoe. Rozluźnienie się było trudniejsze, ale piwo i moje szczere chęci dyskusji mu pomogły. Po godzinie już śmiał się w najlepsze i zaczął o sobie opowiadać. Toteż zapoczątkowało i moją nową drogę życia. Zaczęliśmy drążyć temat urbexu, bo wcześniej nie miałem o tym pojęcia, aż w końcu Urlik rzucił szalony pomysł – chyba wspomagany alkoholem we krwi – żeby na mój kanał zacząć wrzucać o tym filmy. Zaplanowaliśmy wiele rzeczy, poznaliśmy się lepiej.

O trzeciej nad ranem byliśmy tak zrelaksowani i niechętni do snu, że leżeliśmy i gapiliśmy się w sufit. On na swoich łóżku, ja na jego żółtej sofie. Nie lubiłem za bardzo alkoholu, ale musiałem przyznać, że te kilka piw nie tylko zmuszało do latania do kibla, ale też do lekkiego relaksu. Może długie rozmowy, śmiechy i granie w jakąś strzelarkę na jego komputerze sprawiły, że nie bał się mnie. A może to ja potrzebowałem powiedzieć komuś jeszcze, komuś, kto jako jedyny nie znał sytuacji. Anja dowiedziała się bardzo szybko prawdy o moich rodzicach, Zoe to na mnie wymusiła, a Urlik zapewne nie miał o niczym pojęcia. Wątpiłem, aby dziewczyny podzieliły się detalami mojej traumy, jak to określiła Zoe.

– Moja mama zostawiła nas dla innej kobiety – wypaliłem w przestrzeń. Coś zaszeleściło, więc Urlik musiał się poruszyć na pościeli. Bałem się na niego zerknąć. – Kocham mojego ojca, nie chcę, żeby cierpiał kiedyś tak, jak cierpiał przez nią. Czasem myślę, że to ona odebrała mu muzykę, gdy zaczęła myśleć o innych kobietach. Nie wiem, nigdy się nie dowiem, bo wiesz, to sprawy dorosłych. Dzieci mają czerwony znak zakazu. Zapewne tego nie zrozumiesz i będziesz oceniał, ale jej nienawidzę. Lesbijki to nie problem, ale ona nim jest. To dziwne.

– Może trochę – przyznał, ale słyszałem, że robił to z trudem. Jego prawdziwa ocena czyjejś osoby ciągle tak właśnie brzmiała, bał się ją wygłaszać, ale im częściej robił to przy nas, tym odważniej posuwał się za każdym kolejnym razem.

– Kocham tatę i nie wyobrażam sobie, żeby znów przechodził przez coś podobnego. Chyba ja też nie dałbym rady, jako jego syn.

Zapadło długie milczenie. Pomyślałem, że może Urlik zasnął, ale nie miałem ochoty się podnosić i sprawdzić. Sufit jakoś wydawał się ciekawszy.

– Nie wiem, co to znaczy mieć normalnych rodziców – wypalił nagle, a mi zaschło w gardle.

Przełknąłem ślinę z trudem. To, co biło z jego tonu, nie było niczym prostym do odszyfrowania. Chłód, dystans, którego jeszcze nie poznałem, obawa i obrzydzenie jednocześnie. Co oznaczała ta mieszanka? Za bardzo skupiałem się na ukrytych emocjach, a przecież słowa chłopaka były oczywistą odpowiedzią.

– Moi rodzice nigdy mnie nie chcieli.

– Jak to? – spytałem głupio, marszcząc brwi i dalej patrząc w sufit.

– Tak to. Chcieli córkę. Nigdy jej nie mieli i mam nadzieję, że nie mają.

– Mieszkasz z wujostwem, no tak – przypomniałem sobie cicho, ale w pokoju nie było hałasu, więc musiał mnie usłyszeć. – Jeśli nie chcesz, nie musisz...

– Nie chcę, ale muszę – przerwał mi. – Zawsze to wychodzi, a ty jesteś taki inny... Boję się, Remi, ale jeśli ci nie powiem i dowiesz się tego od kogoś innego, znienawidzisz mnie.

– Co ty wygadujesz?

Wreszcie się podniosłem i usiadłem jak człowiek. Patrzyłem na bladą twarz Urlika, który znów leżał plecami na pościeli i patrzył, tak jak ja, w sufit. Może bał się kontaktu wzrokowego, ja też nie mogłem się na niego zdobyć przy mówieniu o mamie.

– Mam zaburzenia – odzwał się z chrypką. – Często mylę swoją płeć.

Pomyślałem, jak można mylić swoją płeć? Nie znałem takiego schorzenia, ale nie miałem na tyle odwagi, żeby mu przerwać i dopytać. To nawet brzmiało zbyt okrutnie. To było jego pięć minut szczerości.

– Wiesz, ile czasu zajęło mi pojęcie, że nie jestem dziewczyną? – powiedział ze słyszalnym bólem. – Może zabrzmieć to okrutnie, ale gdy trafiłem do wujka i cioci, ścieli mi na przymus włosy. Sięgały mi połowy pleców. Płakałem, ale teraz jestem im za to cholernie wdzięczny. To było popierdolone. Ja... Ja nie...

– Z tego, co wiem, to nic złego czuć się odmienną płcią niż się urodziło – delikatnie podjąłem temat. – To chyba dość powszechne.

– Bożę, Remi, nie o to chodzi. – Ukrył twarz w dłoniach. – Ja... sam tego nie rozumiem, ale wiem jedno; to nie ja chciałem być dziewczyną, tylko rodzice chcieli, żebym nią był.

– Możesz mi opowiedzieć od początku?

Zrobił to. Z ogromnym wysiłkiem i trudem, ale zrobił. Cholernie go podziwiałem za odwagę, bo domyślałem się, że jego problem z rodziną był po stokroć gorszy od mojej mamy lesbijki. Opowiedział, jak to jego mama i tata zwariowali, ale w innych tematach. Mama nie chciała syna do tego stopnia, że ubierała Urlika w sukienki i zapuszczała mu włosy. Pokój od początku był różowy w jednorożce, jego zabawki były typowo dziewczęce – choć w obecnych czasach nie powinno się klasyfikować samochodów dla chłopców a lalek dla dziewcząt, ale rozumiecie przekaz. W jego życiu nic nie przemawiało za tym, żeby był chłopcem. Zaczął mieć wątpliwości, gdy poznał swoich rówieśników. Ci, po dogłębnych oględzinach poznali jego sekret, a raczej jego rodziców. Zaczął się zastanawiać, dlaczego jest taki, a nie jak inni.

Jego ojciec za to był ćpunem, więc ledwo ogarniał co się wokół niego dzieje. Urlik mógłby być dla niego nawet kwiatkiem w doniczce i by uwagi na to nie zwrócił. Chociaż, jak to chłopak ujął, gdy był na haju, potrafił mieć niezły ubaw z 'córki'. Nawet po odebraniu praw do opieki nad nim jego rodzicom, zaburzenia nie zniknęły. Zafundowali mu piekło, dlatego ciągle był poparzony. Budził się rano i zastanawiał, czy powinien być kobietą albo czuł, że nią jest, bo zapominał, że odkrył prawdę. Miał też dziewczęce imię, ale ciotka zadbała o jego zmianę. Nie wyjawił mi go, ale też nie chciałem tego wiedzieć. Sam czuł się zagubiony i twierdził, że wolałby zapomnieć o swojej „dawnej osobowości", którą wykreowała mu matka.

– I w którym momencie powinienem cię znienawidzić, bo chyba przegapiłem? – spytałem z powagą.

Spojrzał na mnie z taką miną, jakbym był największym idiotą na świecie. Hej, może największym nie byłem, bez przesady.

– To chore – mówił z pretensją – jak możesz tego nie widzieć? Wszyscy widzieli.

– Twoi starzy są zjebani, to ustaliliśmy – powiediałem dosadnie, podnosząc się i siadając przy nim na łóżku. – Co to ma do twojej osoby? Zrobili ci krzywdę, to ich nienawidzę, a nie ciebie. I jeśli z tego powodu Zoe cię chroni, to ja też będę. Nikt ci teraz nie będzie dokuczał z ich choroby.

Wyjaśnił mi, że Zoe pojawiła się w jego dzieciństwie w chwili, gdy był prześladowany za swoje sukienki. Każde wyjście z domu było dla niego terrorem. Dzieci mu dokuczały, robiły krzywdę i mówiły straszne rzeczy, podczas gdy Zoe zawsze im oddawała za to z nawiązką. To ona i jej rodzina pomogli mu znaleźć ciotkę i wujka, to dzięki niej stanął w pewnym sensie na nogi. Musiał znosić brak obeznania z facetami w szkole, ale z kobietami zawsze się dogadywał. Wiedziałem, że ma to związek z jego przebierankami i własną matką, oraz z Zoe. Sam był facetem, który za dzieciaka twierdził, że jest kobietą. Nic dziwnego, że czuł presję w rozmowach męsko-męskich. Też bym czuł. A skoro do tej pory każdy facet albo go wykorzystywał, albo oszukiwał i wyśmiewał, to tym bardziej miał prawo do izolacji. Zoe też.

Gdy spytałem, gdzie była, gdy Jarl go prześladował, odpowiedział, że nigdy nie mówił jej o tym problemie. Liczył, że Jarl może okazać się lepszym strzałem na przyjaciela. Było mu wstyd, że znów dał się oszukać, dlatego robił wszystko, byle Zoe nie spotkała Jarla, aby w ogóle się o nich nie dowiedziała. To ciekawe, bo Anja dowiedziała się o ich relacji w ciągu maksymalnie dwóch dni.

– Nie możesz mówić poważnie.

Podciągnął się do siadu. Był taki rozbity i nie mogłem zrozumieć, czy to z powodu moich słów, czy jego własnych.

– Ależ mówię. Jesteś moim przyjacielem i to najlepszym, jakiego mogłem mieć.

Puściłem do niego oko, a ten się roześmiał. Ten moment zmienił w nas wszystko. Resztki muru, które nas odgradzały, zniknęły bezpowrotnie. Urlik był sobą, prawdziwym sobą. Już nie ważył własnych słów, mówił płynnie i to prosto z serca. 

Ciąg dalszy nastąpi...



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty