Find it Cz.10
Przy
mojej relacji z Zoe na pewno swego czasu majstrował sam Urlik. Nie wierzyłem,
aby nie próbował jej przekonać choć raz, żeby dała mi szansę. Takim właśnie
typkiem był; chętny do podejmowania rozmów, jeśli już trafisz w jego grono. Nie
czułem się więc gorszy od Zoe, nawet jeśli zawsze lubiła się puszyć, że ona
Urlika znała przede mną i to ona jest najważniejsza. Wielokrotnie pokazywał mi
za jej plecami gest ścinania głowy, żebym jej nie słuchał, bo pieprzy głupoty.
Wtedy odwracała się gniewnie, a ten posyłał jej swój niewinny uśmieszek.
Żadnym
odkryciem było, że Urlik znacznie pewniej czuł się wśród kobiet. Potrafił
rzucać strasznie sprośnymi żartami, ale Anja także, więc przy stole robiło się
często niesmacznie. Oczywiście wtedy Zoe najczęściej całą swoją uwagę skupiała
na mnie i tym, żeby wyprowadzić mnie z równowagi. Rzadko jej się to udawało, bo
zawsze odpowiadałem jej szyderstwem.
–
Nadal twierdzę, że się skrycie kochacie – powiedział Gard, gdy zobaczył naszą
krótką wymianę zdań. Poruszał figlarnie brwiami, a ja mogłem go tylko zbyć
machnięciem ręki.
Zastanawiałem
się, jakby zareagował na wieść, że w sumie Zoe i ja mamy za sobą pierwszy
pocałunek. To było traumatyczne przeżycie, wolałem do niego nie wracać.
Postanowiłem więc zająć się przytaszczeniem nowych książeczek dla dzieciaków z
księgarni. Dyrektorka zamówiła je jakiś miesiąc temu, ale skompletowanie ponad
stu egzemplarzy było wyczynem. Najwidoczniej w końcu się udało.
Ubierałem
się już przy swojej szafce, gdy Zoe zdejmowała obok bluzkę bez cienia
skrępowania i stała przy mnie w samym fikuśnym staniku. Dobrze, że nikt akurat
nie był w szatni, bo znowu rozpoczęłaby się kolejna plotka, upiększana przez
każdą następną parę ust. To jak głuchy telefon, gdzie na końcu ostatnia osoba
mówi ubarwioną historię, która zaczęła się od jednego zdania, a finalnie miała
ich dwadzieścia.
–
Zoe, czy... – zawahałem się, ale ta już patrzyła na mnie, wkładając koszulę i
zapinając guziki.
–
Mówże.
–
Czy Urlik kiedyś ci o mnie... no wiesz, opowiadał? Mówił cokolwiek.
–
W jakim sensie? Konkretnie temat poproszę.
–
Nie no, nie tak konkretnie. – Powróciłem do grzebania w swoich rzeczach. –
Chodzi mi o to, czy przed laty próbował cię przekonać do mnie. Tak mnie dziś
naszło na wspominki, to chyba wina tego przyjęcia.
Czułem
się nerwowo. Wypytywałem o ich prywatne rozmowy, a nawet w gronie przyjaciół
każdy miał prawo do prywatności. Istniały tematy, których nie poruszasz z
każdym, masz tajemnice z indywidualną jednostką, a nie całą grupą. Rozumiałem
to, ale i tak chciałem to wiedzieć.
–
Zdarzyło się – odpowiedziała wymijająco. Schowała baleriny do szafki,
zaczynając sznurować ciężkie jesienne botki. – Twierdził, że z tobą to może się
udać.
–
Serio? – zdziwiłem się, a ta wyglądała na znudzoną.
–
Wiesz jak było – wyprostowała się i westchnęła – więc nie dziw się, że Urlik
pokładał w tobie nadzieje. Pierwszy facet, który nie przyszedł szydzić, brać
lub wykorzystywać. Mógłby dawać szansę każdemu, ale pytanie brzmi, ile zniósłby
upadków?
–
Co to ma do mojego pytania?
–
A to – trzasnęła za mocno drzwiczkami – że gdy prosił o bycie miłą, wcale nie
było to dla mnie łatwe. Wiesz, że za każdym razem było to samo? – Przestała się
ubierać, teraz skupiła się tylko na mnie i wspomnieniach. Ja również nie mogłem
przerywać tego szelestem ubrań. – Bądź miła, może w końcu znajdę przyjaciela.
Na początku się starałam, ale przynosiło to jeden efekt. To ja musiałam być tą,
która gasi jego zapał.
–
Więc mam farta – siliłem się na uśmiech, patrząc w głąb szafki.
–
Raczej traumę – poprawiła, a ja błyskawicznie przekręciłem głowę na nią. –
Gdybyś był czysty, nie sądzę, aby rozgryzanie ciebie zajęło mi tyle czasu.
Trauma Urlika i twoja własna sprawiły, że trochę łatwiej o zrozumienie.
Potłuczeni chłopcy, którzy chcą być silni. I są. Dzięki sobie nawzajem. Nie chcę
żałować swoich wyborów.
Włożyła
płaszcz i bez pożegnania wyszła z szatni. Zostawiła mnie z szybciej bijącym
sercem. Potłuczeni chłopcy... całkiem to do nas pasowało. Tylko moja trauma
nijak się miała do tej Urlika. Gdybym przeżył to, co on, pewnie nie byłbym w
stanie wyjść z domu już nigdy więcej, leżałbym martwy... Potrząsnąłem głową. To
złe myślenie. Urlik był silniejszy ode mnie, ale tylko pozornie. Cieszyłem się,
że mogłem dać mu przyjaźń i inną przyszłość.
~*~
Ponad
dwa lata temu...
Anja
i ja stanowiliśmy parę doskonałą w szkole. Jej uroda zgarniała uwagę i
zainteresowanie, ale to nie tak, że podniecała mnie wizja bycia w centrum
uwagi. Wręcz przeciwnie, czułem się osaczony. Podejrzewano nas o związek, a
Anja nie raczyła protestować, a gdy raz dla jaj mnie pocałowała przelotnie w
usta, tylko podlała zasiane ziarno plotek. Potem kupiła mi na przeproszenie
aparat, ale miałem przeczucie, że to tylko wymówka była. Nie byłem biedakiem,
ale raczej nie mogłem sobie pozwolić na kupno nowej kamery, kiedy naszła mnie
ochota. Tata dopiero startował w nowej pracy, dlatego zmieniliśmy mieszkanie na
mniejsze. Anja za to kochała wspierać moje hobby. Montaż i obróbka filmu oraz
animacja komputerowa. Proponowała nawet, żebym założył kanał – co zrobiłem – i
zaczął szukać pracy jako montażysta – czego nie zrobiłem.
Jedynym
miejscem, gdzie nie byłem w towarzystwie Anji – oprócz innych klas lekcyjnych –
był kibel. Mogłem w spokoju skorzystać i udawać, że robiłem dwójkę, gdy pytała,
co mi tyle schodzi. Ja nawet nie żartuję, ona czatowała pod drzwiami ubikacji i
za mną czekała, choć nigdy jej nie prosiłem, a jeszcze częściej chodziłem tam
sam. Może miała jakiś radar i jak nie było mnie na korytarzu, to na pewno byłem
w kiblu, więc czekała na mnie właśnie tam. A może poznała szpiegów, którzy na
mnie donosili. Trudno zgadnąć, Anja była przebojowa.
To
właśnie wtedy zderzyłem się w drzwiach z chłopakiem. Wyglądał jak cień,
dosłownie. Pobladł, ledwo na siebie wpadliśmy i wybełkotał tak niewyraźnie
'przepraszam', że miałem ochotę poprosić go o powtórzenie, bo może wcale dobrze
nie usłyszałem. Ale nie mogłem dopytać, bo zanim to zrobiłem, jego już nie
było. Za dużo czasu zajęło mi analizowanie jego paniki. Żywej i lodowatej jak
jezioro zimą. Bał się mnie, choć jestem pewien dwóch rzeczy: nie byłem
przerażającą personą ani nie zrobiłem w szkole niczego, za co można by mnie
uznać agresywnym. Wtedy pojawiła się inna opcja; był prześladowany. To już mi
się mniej podobało. Łatwiej było wytłumaczyć, że jest się luzakiem, a nie
kozakiem.
Przekazałem
swoje spostrzeżenia Anji, która to nakładała akurat na swoje usta błyszczyk
podpierdolony jakiejś rówieśniczce. To, że chciały się wkupić w jej łaski, nie
było nowością.
–
Co za problem? – spytała, zamykając małe lustereczko i wrzucając je z
błyszczykiem do torby. – Znajdźmy go i spytajmy.
–
Tak po prostu – prychnąłem, nie dowierzając.
–
Nie, kurwa, z efektami specjalnymi – powiedziała wulgarnie. – Ty jesteś czasem
takim płaczkiem, że mam ochotę cię za jaja złapać. Mam ci przypomnieć, że to
moje najście twojego domu sprawiło, że trafiłeś na listę priorytetowych
przyjaciół? – Pokazała na swoją sylwetkę, jakby chciała przekazać, jaki to z
niej ósmy cud świata.
–
Mówisz o wejściu smoka? – przypomniałem słowa jej mamy, za które zgromiła mnie
tym samym spojrzeniem, co mama ją.
–
Pierdolnę cię, przysięgam. Zamiast mi tu czas marnować, poszukajmy tego
chłoptasia.
–
Skąd u ciebie tyle wigoru?
Ruszyliśmy
korytarzem w stronę wyjścia ze szkoły.
–
Bo cię znam. Podnieciłeś się – zmierzyła mnie wzrokiem – i już sobie
wyobrażasz, że poznajesz jego życie.
–
Ach tak? Skąd to wiesz?
–
Litości – zaśmiała się perliście. – Jak usiadłeś z moim ojcem przy stole, to
większą frajdę sprawiła ci rozmowa z nim, niż pytania mojej mamy. Wtedy też
miałeś podniecenie wypisane w oczach. Nic tylko dać ci kartki i zacząłbyś
kartotekę pisać.
Zaczęliśmy
się śmiać z jej słów. Nie ukrywam, miała rację. Co prawda jej ojciec mnie
przerażał tym swoim prokuratorskim głosem i dosadnymi pytaniami, ale całkiem
ciekawie było prowadzić taką grę słów, gdzie ty przewidujesz po barwie głosu
atak – a przynajmniej się starasz, bo z jej ojcem łatwo nie było – a on mimo to
cię zaskakuje.
Podziwiałem
jej zmysł obserwacji, bo miała rację. Ten chłopak przyciągnął mnie swoim
głosem. Brzmi jak absurd, ale tak właśnie było. Czułem w ciele, zupełnie jak za
czasów Anji, że to będzie ktoś ciekawy. A nawet jeśli nie, to zawsze mogliśmy
mu pomóc z tym prześladowaniem, prawda? To też dobry powód, żeby go poznać.
Szukanie
pierwszego dnia spełzło na niczym, ale Anja nie traciła wiary i w ciągu
kolejnych dwóch dni go rozpoznałem na szkolnym korytarzu. Wyglądał miernie, ale
nie stał sam. Był obok niego jakiś chłopak, który uśmiechał się szeroko i brał
kasę od niego. Spojrzałem na blondynkę, a ta odwzajemniła mój gest.
Wiedzieliśmy oboje, czego świadkami jesteśmy: haracz. Do tego nie potrzeba było
nadludzkich zmysłów, to było po prostu oczywiste, jeśli miało się zdrową parę
oczu i wiedziało o świecie więcej niż to, że był kolorowy.
Blondynka
wpadła na pomysł, żeby póki co zebrać informacje o naszym tajemniczym chłopaku,
a dopiero potem zainterweniować. Wejście bez dowodów mogło spłoszyć obu: ofiarę
i napastnika. Niechętnie przyznałem jej rację. Anja w szpiegostwie była dobra,
bo miała znajomych – słowo daję – w każdej klasie w każdym roczniku. Już po
kolejnych dwóch dniach wiedziałem, że ci dwaj się przyjaźnią. Ta, jasne. Ofiara
nazywała się Urlik, a jego napastnik Jarl. Słynął z tego, że gnębił słabszych,
ale zawsze widziano go z Urlikiem, a ten twierdził, że to jego bliski
przyjaciel, któremu pożycza hajs, bo jest biedny i nie ma rodziny. To Anji też
udało się ustalić. Urlik nie mieszkał z rodzicami tylko z ciotką i wujkiem.
Prześladowanie na sto procent.
Gdy
przyłapaliśmy Urlika z Jarlem, nie staliśmy biernie. Anja wyprysła do przodu
jak z procy i stanęła obok Urlika, łapiąc go pod ramię. Szopka! Cały korytarz
się zainteresował.
–
Za co ty mu płacisz? – zagadnęła bez skrupułów, gdy podszedłem bliżej.
–
Urlik, nie mówiłeś, że masz laskę – powiedział ze słyszalną pretensją Jarl. Ale
czy ktoś jeszcze oprócz mnie to dostrzegł? Czasem trudno było mi powiedzieć,
ile słyszą normalni ludzie, a ile ja.
–
Ja... – zaczął niepewnie Urlik i znów dreszcz przeszył moje ciało. Potrzebował
pomocy.
Wyrwałem
kasę z rąk starszego od siebie chłopaka i teraz spojrzał na mnie z niesamowitą
złością.
–
Nie żyjemy w czasach, gdzie płaci się za milczenie – zaryzykowałem tymi
słowami, ale trafiłem.
Urlik
pobladł jeszcze bardziej, Jarl wyglądał na zaskoczonego. Spojrzał na
gnębionego, jakby pytał, ile przekazał obcym ludziom, ale ten nie miał sił mu
odpowiedzieć i przeprosić. Nie, żeby miał za co.
–
Taki silny chłop i nie potrafi sam na siebie zarobić, tylko szuka słabości u
innych? – Anja mlasnęła z niesmakiem, mierząc byczka z góry na dół. – Tatuś
mawia, że za szantaż i wyłudzenie można trafić do kicia na trzy do pięciu lat.
–
Kim twój stary niby jest? – spytał zirytowany Jarl.
–
Prokuratorem, a co? – Przechyliła niewinnie głowę, chłopak zesztywniał.
–
My się przyjaźnimy, oddał mi pożyczony hajs, prawda?
Powiedział
to z takim naciskiem, że wraz ze spojrzeniem Urlik pękał. Nie wiedział co
robić, ale dostał jawne ostrzeżenie od prześladowcy.
–
Ta... – zająknął się, ale ja już pchnąłem starszego.
Zatoczył
się, a na korytarzu zapadła idealna cisza. Nikt nic nie mówił, obserwowano
rozwój zdarzeń.
–
To, co właśnie zrobiłeś, doprowadzi cię do rychłej śmierci – wycedził.
–
O, grożenie śmiercią to dwa lata – zaćwierkała Anja radośnie, unosząc dłoń do
góry, jakby ktoś zadał pytanie, a ona tylko odpowiadała.
–
Słyszałeś? – Uśmiechnąłem się. – Jakby podsumować, nie wyjdziesz przynajmniej
przez trzy lata. Ale śmiało, uderz mnie. Wujek na pewno ucieszy się, gdy
dostanie obdukcję.
Rozłożyłem
ramiona i wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. Anja również wyglądała na taką, co
dobrze się bawi, a Urlik nadal nie rozumiał sytuacji.
–
Och tak, z pewnością! – odezwała się. – Zachęcam do uderzenia. Tylko czekaj,
telefon jeszcze wyjmę.
–
Jesteście popierdoleni! – wrzasnął Jarl.
–
Może, ale przynajmniej pozbywamy się przeszkód, a nie wmawiamy przyjaźń i
wyłudzamy pieniądze – odparłem nonszalancko. Zrobiłem krok do przodu. – Jeszcze
raz zbliżysz się do Urlika lub zrobisz to, czym go szantażowałeś... pożałujesz
tego.
–
Groźba... – zaczął ze słyszalną dumą.
–
Jaka groźba? – spytała Anja. – Urlik, słyszałeś jakąś groźbę?
–
Co? Nie... – Wzdrygnął się.
–
No właśnie ja też – zasępiła się z udawaną słodką miną. – Ten twój pseudo
koleżka pieprzy nieźle od rzeczy, zauważyłeś? Polecam zmienić towarzystwo. Remi
jest lepszy. Oczywiście, ja też.
–
Dobra, pierdolcie się wszyscy. A ty jeszcze do mnie przyjdziesz, cioto –
pogroził Jarl i odszedł nieźle wkurwiony.
Anja
wreszcie puściła Urlika i westchnęła, ta gra aktorska ją zmęczyła. Zaczęła
rozprostowywać kark.
–
Boże, ale tacy są wkurwiający do potęgi. Kto ich płodzi, małpy?
–
Nie uwłaczaj małpom – upominiałem ją, a ta wzruszyła niedbale ramieniem.
–
Dlaczego się wtrąciliście? – spytał z pretensją. – Jarl teraz...
–
Nic nie zrobi – dopowiedziałem. – Jestem Remi i proponuję, żebyś zmienił
towarzystwo na takie, które nie szantażuje twoich słabości. – Wystawiłem w jego
stronę dłoń.
Spojrzał
na nią, a potem na mnie i Anję. Nie rozumiał, ale trudno się dziwić. Przed
chwilą ktoś go szantażował, a on był zagubiony i osłabiony z tego powodu.
Ufność trudno odzyskać. Mimo to uścisnął moją dłoń, a ja trzymałem swoją w jego
znacznie dłużej, niż było to konieczne. Zauważył to i spojrzał mi zaskoczony w
oczy.
–
Mówię poważnie, Urlik. Ja i Anja z chęcią byśmy gdzieś z tobą wyskoczyli.
–
Otóż to – poparła, a ja usłyszałem, jak coś jej strzeliło w kręgosłupie. – Ja
pierdolę, w tym tempie nie dożyję trzydziestki.
Puściłem
jego dłoń i zacząłem się śmiać. Oddałem mu jego pieniądze. Poprosiłem też o
numer, dając swój, gdyby chciał pogadać. Nie zrobił tego dzień, drugi. Anja
stwierdziła, że marnie widzi naszą przyszłą relację, ale ja nie miałem zamiaru
się poddać. Czułem, że się dogadamy, tylko muszę do niego dotrzeć. Dlatego przy
kolejnym spotkaniu na korytarzu, zarzuciłem mu ramię na barki, a ten cały się
napiął. Udałem, że tego nie widzę i się wyszczerzyłem.
–
Masz ochotę dziś iść na kręgle? Dawno nie grałem. Poza tym napiłbym się
lodowatej coli.
–
Ja... nie mam hajsu – powiedział z trudem.
–
A po co? Przecież to ja cię zapraszam.
–
Z jakiego powodu?
–
No jak to z jakiego? – Uśmiechnąłem się. – Chcę cię poznać. Możesz mi nie
wierzyć, ale nie kryje się za tym żadna sztuczka. – Zbliżyłem się do jego ucha,
żeby udawać konspirację. – Poza tym mam dość Anji. Ile można z tą babą? Coś mi
mówi, że się z tobą dogadam.
Jego
wzrok był tak dziwnie rozmarzony i zamglony, a gdy niepewnie się zgodził,
trudno mi było w to uwierzyć. Podświadomie czułem, że się wycofa i ucieknie do
nory, ale ja miałem czas. Chciałem zdobyć jego zaufanie nawet małymi krokami.
On jednak mnie nie wystawił i pozwolił sobie na zabawę. Z napiętymi mięśniami i
małym lękiem przed szczerą odpowiedzią, ale wraz z Anją jakoś to przeżyliśmy,
aby pod koniec naszego wyjścia dostrzec zmianę. Szczery uśmiech, tak mały, że
musieliśmy samych siebie upewnić, czy oboje to widzieliśmy.
To
była zabawa w kotka i myszkę. Za każdym razem, gdy wracaliśmy do swoich żyć i
spotykaliśmy się na nowo, powracaliśmy do punktu wyjścia. Urlik chodził z nami,
bo go zmusiliśmy w pewnym stopniu, ale dalej miał swobodę ruchów. Słuchał nas,
z czasem sam zaczął mówić więcej niż tak i nie. Gdy Anja zostawała z nim sam na
sam, cały jego dystans znikał. Zrozumiałem to po czasie. Kobiety nie stanowiły
dla niego problemu, umiał z nimi złapać wspólny język, ale gdy tylko pojawiałem
się ja, pojawiała się obawa i niepewność.
Wszystko
to kiełkowało naprawdę długie tygodnie, podczas których zdążyłem poznać Zoe.
Dopiero przy niej stał się inny, bardziej otwarty. Patrzył mi prosto w oczy bez
lęku, nie odwracał wzroku po kilku sekundach. Anja dziwiła się, że taki
nieśmiały chłopak wyrwał laskę, ale mnie to akurat nie dziwiło. Jak mówiłem,
odkryłem jego swobodę przy płci żeńskiej. Był przy swojej dziewczynie
szczęśliwy, do czasu.
Plotki
po szkole roznoszą się głośnym echem, więc gdy z nim zerwała po tym, jak
przespała się ze sportowcem, wszyscy o tym wiedzieli. Anja mu współczuła, ale
mówiła, że lepiej teraz dać mu czas. Pierdolenie. Ja zamiast tego zrobiłem coś,
czego nie robiłem nigdy wcześniej: poprosiłem ojca o zakup alkoholu. Kupił mi
zgrzewkę piwa, chociaż nie było to jakoś łatwe zadanie. Musiałem odpowiedzieć
na setki pytań, po co, dla kogo i czy to na pewno męski wypad, a nie jakaś
impreza nastolatków.
–
Też byłem nastolatkiem, proszę mnie tutaj nie okłamywać.
–
Poprosiłem ojca o zakup alkoholu. Nie sądzisz, że jakbym miał cię okłamać,
poprosiłby sąsiada? – spytałem ze śmiechem.
I
myślę, że to był powód, dla którego mój ojciec przestał postrzegać Urlika jako
dobrego chłopaka. W jego oczach to musiało wyglądać mniej więcej tak: jakiś
małolat prosi mojego syna o alkohol, to nie może być ktoś odpowiedni dla niego.
Gdybym miał syna, pewnie też bym tak właśnie myślał.
Zabrałem
więc alkohol i schowałem do plecaka. Upchałem tam też swoją pseudo piżamę,
jeśli naszłaby mnie ochotą na przebranie się i ruszyłem do domu Urlika.
–
Czekaj, podwiozę cię – powiedział tata, wychodząc za mną.
–
A spróbuj rozmawiać z jego rodzicami – opiekunami, poprawiłem się w myślach.
–
Nie mam zamiaru – zapewnił ze słyszalną niechęcią. – Wskakuj, bo zimno.
Dzięki
podwózce byłem pod domem przyjaciela w parę minut. Tata nie odjeżdżał, dopóki
nie zostałem wpuszczony do środka. Ciocia chłopaka wyglądała na zaskoczoną moją
obecnością, więc poprosiłem ją o dyskrecję, bo chciałem zrobić Urlikowi
niespodziankę. Spytałem od razu o nocleg, ale nie miała nic przeciwko, skoro
był weekend. Polecała tylko, abyśmy zachowywali ciszę, bo jej mąż wrócił z
popołudniowej zmiany, a ona zaraz sama wychodzi.
Wszedłem
do pokoju Urlika cichaczem i zastałem go zamyślonego przy biurku. Ekran laptopa
dawno się ściemnił, a w pokoju było jasno tylko od lampki biurkowej i to na
dodatek mającej wkręconą żarówkę o ciepłym odcieniu. Nie lubiłem. Wolałem
zimne. Otrząsnąłem się z niesmaku i stanąłem obok niego. Spodziewał się chyba
kogoś innego, bo zdawał sobie o mojej obecności sprawę.
–
Zoe, nie mam nastroju – powiedział pod nosem, a ja prychnąłem.
Wyjąłem
w międzyczasie zgrzewkę piwa i uniosłem ją, więc gdy zrozumiał, że to nie Zoe,
od razu uniósł zszokowany twarz ku mnie. Był przestraszony.
–
Remi? Co ty tu robisz? – Zjechał wzrokiem na piwo, a potem powrócił do moich
oczu.
–
Jak to co? Zostałeś singlem, więc albo to uczcimy, albo będziemy zatapiać twoje
żale bąbelkami. Finał ten sam.
–
Ty... To znaczy...
–
Męska solidarność, czy jak to się nazywa – pomogłem mu. – Nie zostawiłbym cię
samego.
–
Skąd wiesz o zerwaniu?
Postawiłem
alkohol z brzękiem na jego biurku, a plecak odrzuciłem pod ścianę.
–
Przyjaciele wiedzą, kiedy są potrzebni, Urlik. To aż tak dziwne?
–
Nie... Chyba nie.
I
to był początek wiekopomnej chwili. My dwaj bez obecności Anji lub Zoe.
Rozluźnienie się było trudniejsze, ale piwo i moje szczere chęci dyskusji mu
pomogły. Po godzinie już śmiał się w najlepsze i zaczął o sobie opowiadać.
Toteż zapoczątkowało i moją nową drogę życia. Zaczęliśmy drążyć temat urbexu,
bo wcześniej nie miałem o tym pojęcia, aż w końcu Urlik rzucił szalony pomysł –
chyba wspomagany alkoholem we krwi – żeby na mój kanał zacząć wrzucać o tym
filmy. Zaplanowaliśmy wiele rzeczy, poznaliśmy się lepiej.
O
trzeciej nad ranem byliśmy tak zrelaksowani i niechętni do snu, że leżeliśmy i
gapiliśmy się w sufit. On na swoich łóżku, ja na jego żółtej sofie. Nie lubiłem
za bardzo alkoholu, ale musiałem przyznać, że te kilka piw nie tylko zmuszało
do latania do kibla, ale też do lekkiego relaksu. Może długie rozmowy, śmiechy
i granie w jakąś strzelarkę na jego komputerze sprawiły, że nie bał się mnie. A
może to ja potrzebowałem powiedzieć komuś jeszcze, komuś, kto jako jedyny nie
znał sytuacji. Anja dowiedziała się bardzo szybko prawdy o moich rodzicach, Zoe
to na mnie wymusiła, a Urlik zapewne nie miał o niczym pojęcia. Wątpiłem, aby
dziewczyny podzieliły się detalami mojej traumy, jak to określiła
Zoe.
–
Moja mama zostawiła nas dla innej kobiety – wypaliłem w przestrzeń. Coś
zaszeleściło, więc Urlik musiał się poruszyć na pościeli. Bałem się na niego
zerknąć. – Kocham mojego ojca, nie chcę, żeby cierpiał kiedyś tak, jak cierpiał
przez nią. Czasem myślę, że to ona odebrała mu muzykę, gdy zaczęła myśleć o innych
kobietach. Nie wiem, nigdy się nie dowiem, bo wiesz, to sprawy dorosłych.
Dzieci mają czerwony znak zakazu. Zapewne tego nie zrozumiesz i będziesz
oceniał, ale jej nienawidzę. Lesbijki to nie problem, ale ona nim jest. To
dziwne.
–
Może trochę – przyznał, ale słyszałem, że robił to z trudem. Jego prawdziwa
ocena czyjejś osoby ciągle tak właśnie brzmiała, bał się ją wygłaszać, ale im
częściej robił to przy nas, tym odważniej posuwał się za każdym kolejnym razem.
–
Kocham tatę i nie wyobrażam sobie, żeby znów przechodził przez coś podobnego.
Chyba ja też nie dałbym rady, jako jego syn.
Zapadło
długie milczenie. Pomyślałem, że może Urlik zasnął, ale nie miałem ochoty się
podnosić i sprawdzić. Sufit jakoś wydawał się ciekawszy.
–
Nie wiem, co to znaczy mieć normalnych rodziców – wypalił nagle, a mi zaschło w
gardle.
Przełknąłem
ślinę z trudem. To, co biło z jego tonu, nie było niczym prostym do
odszyfrowania. Chłód, dystans, którego jeszcze nie poznałem, obawa i
obrzydzenie jednocześnie. Co oznaczała ta mieszanka? Za bardzo skupiałem się na
ukrytych emocjach, a przecież słowa chłopaka były oczywistą odpowiedzią.
–
Moi rodzice nigdy mnie nie chcieli.
–
Jak to? – spytałem głupio, marszcząc brwi i dalej patrząc w sufit.
–
Tak to. Chcieli córkę. Nigdy jej nie mieli i mam nadzieję, że nie mają.
–
Mieszkasz z wujostwem, no tak – przypomniałem sobie cicho, ale w pokoju nie
było hałasu, więc musiał mnie usłyszeć. – Jeśli nie chcesz, nie musisz...
–
Nie chcę, ale muszę – przerwał mi. – Zawsze to wychodzi, a ty jesteś taki
inny... Boję się, Remi, ale jeśli ci nie powiem i dowiesz się tego od kogoś
innego, znienawidzisz mnie.
–
Co ty wygadujesz?
Wreszcie
się podniosłem i usiadłem jak człowiek. Patrzyłem na bladą twarz Urlika, który
znów leżał plecami na pościeli i patrzył, tak jak ja, w sufit. Może bał się
kontaktu wzrokowego, ja też nie mogłem się na niego zdobyć przy mówieniu o
mamie.
–
Mam zaburzenia – odzwał się z chrypką. – Często mylę swoją płeć.
Pomyślałem,
jak można mylić swoją płeć? Nie znałem takiego schorzenia, ale nie miałem na
tyle odwagi, żeby mu przerwać i dopytać. To nawet brzmiało zbyt okrutnie. To
było jego pięć minut szczerości.
–
Wiesz, ile czasu zajęło mi pojęcie, że nie jestem dziewczyną? – powiedział ze
słyszalnym bólem. – Może zabrzmieć to okrutnie, ale gdy trafiłem do wujka i
cioci, ścieli mi na przymus włosy. Sięgały mi połowy pleców. Płakałem, ale
teraz jestem im za to cholernie wdzięczny. To było popierdolone. Ja... Ja
nie...
–
Z tego, co wiem, to nic złego czuć się odmienną płcią niż się urodziło – delikatnie
podjąłem temat. – To chyba dość powszechne.
–
Bożę, Remi, nie o to chodzi. – Ukrył twarz w dłoniach. – Ja... sam tego nie
rozumiem, ale wiem jedno; to nie ja chciałem być dziewczyną, tylko rodzice
chcieli, żebym nią był.
–
Możesz mi opowiedzieć od początku?
Zrobił
to. Z ogromnym wysiłkiem i trudem, ale zrobił. Cholernie go podziwiałem za
odwagę, bo domyślałem się, że jego problem z rodziną był po stokroć gorszy od
mojej mamy lesbijki. Opowiedział, jak to jego mama i tata zwariowali, ale w
innych tematach. Mama nie chciała syna do tego stopnia, że ubierała Urlika w
sukienki i zapuszczała mu włosy. Pokój od początku był różowy w jednorożce,
jego zabawki były typowo dziewczęce – choć w obecnych czasach nie powinno się
klasyfikować samochodów dla chłopców a lalek dla dziewcząt, ale rozumiecie
przekaz. W jego życiu nic nie przemawiało za tym, żeby był chłopcem. Zaczął
mieć wątpliwości, gdy poznał swoich rówieśników. Ci, po dogłębnych oględzinach
poznali jego sekret, a raczej jego rodziców. Zaczął się zastanawiać, dlaczego
jest taki, a nie jak inni.
Jego
ojciec za to był ćpunem, więc ledwo ogarniał co się wokół niego dzieje. Urlik
mógłby być dla niego nawet kwiatkiem w doniczce i by uwagi na to nie zwrócił.
Chociaż, jak to chłopak ujął, gdy był na haju, potrafił mieć niezły ubaw z
'córki'. Nawet po odebraniu praw do opieki nad nim jego rodzicom, zaburzenia
nie zniknęły. Zafundowali mu piekło, dlatego ciągle był poparzony. Budził się
rano i zastanawiał, czy powinien być kobietą albo czuł, że nią jest, bo zapominał,
że odkrył prawdę. Miał też dziewczęce imię, ale ciotka zadbała o jego zmianę.
Nie wyjawił mi go, ale też nie chciałem tego wiedzieć. Sam czuł się zagubiony i
twierdził, że wolałby zapomnieć o swojej „dawnej osobowości", którą
wykreowała mu matka.
–
I w którym momencie powinienem cię znienawidzić, bo chyba przegapiłem? –
spytałem z powagą.
Spojrzał
na mnie z taką miną, jakbym był największym idiotą na świecie. Hej, może
największym nie byłem, bez przesady.
–
To chore – mówił z pretensją – jak możesz tego nie widzieć? Wszyscy widzieli.
–
Twoi starzy są zjebani, to ustaliliśmy – powiediałem dosadnie, podnosząc się i
siadając przy nim na łóżku. – Co to ma do twojej osoby? Zrobili ci krzywdę, to
ich nienawidzę, a nie ciebie. I jeśli z tego powodu Zoe cię chroni, to ja też
będę. Nikt ci teraz nie będzie dokuczał z ich choroby.
Wyjaśnił
mi, że Zoe pojawiła się w jego dzieciństwie w chwili, gdy był prześladowany za
swoje sukienki. Każde wyjście z domu było dla niego terrorem. Dzieci mu
dokuczały, robiły krzywdę i mówiły straszne rzeczy, podczas gdy Zoe zawsze im
oddawała za to z nawiązką. To ona i jej rodzina pomogli mu znaleźć ciotkę i
wujka, to dzięki niej stanął w pewnym sensie na nogi. Musiał znosić brak
obeznania z facetami w szkole, ale z kobietami zawsze się dogadywał.
Wiedziałem, że ma to związek z jego przebierankami i własną matką, oraz z Zoe.
Sam był facetem, który za dzieciaka twierdził, że jest kobietą. Nic dziwnego,
że czuł presję w rozmowach męsko-męskich. Też bym czuł. A skoro do tej pory
każdy facet albo go wykorzystywał, albo oszukiwał i wyśmiewał, to tym bardziej miał
prawo do izolacji. Zoe też.
Gdy
spytałem, gdzie była, gdy Jarl go prześladował, odpowiedział, że nigdy nie
mówił jej o tym problemie. Liczył, że Jarl może okazać się lepszym strzałem na
przyjaciela. Było mu wstyd, że znów dał się oszukać, dlatego robił wszystko,
byle Zoe nie spotkała Jarla, aby w ogóle się o nich nie dowiedziała. To
ciekawe, bo Anja dowiedziała się o ich relacji w ciągu maksymalnie dwóch dni.
–
Nie możesz mówić poważnie.
Podciągnął
się do siadu. Był taki rozbity i nie mogłem zrozumieć, czy to z powodu moich
słów, czy jego własnych.
–
Ależ mówię. Jesteś moim przyjacielem i to najlepszym, jakiego mogłem mieć.
Puściłem
do niego oko, a ten się roześmiał. Ten moment zmienił w nas wszystko. Resztki
muru, które nas odgradzały, zniknęły bezpowrotnie. Urlik był sobą, prawdziwym
sobą. Już nie ważył własnych słów, mówił płynnie i to prosto z serca.
Ciąg
dalszy nastąpi...
Komentarze
Prześlij komentarz