Find it Cz.12
Przerażenie
moim zainteresowaniem innym facetem pojawiło się dopiero podczas próby
zaśnięcia. Patrzyłem w sufit tak szeroko otwartymi oczami, że musiałem wyglądać
jak opętany. To wszystko wydawało się surrealistyczne. Ja całujący innego
faceta. Ha! Dobre sobie! Całowanie to jedno, ale łażenie z nim przez większość
dnia i szukanie okazji do zbliżenia się to zupełnie inny temat. Gdzieś tam coś
bzyczało mi w głowie i nie, to nie był owad. To były moje własne słowa. Ta
żenująca rozmowa stanęła mi przed oczami jak żywa, a ja machnąłem ręką w
powietrze, licząc, że może rozmarzę ją.
Nie
wierzyłem, że zachowałem się jak rozchichotana nastolatka, zaczynając temat
związku. A jednak. Oficjalnie ja i Dan byliśmy czymś... okej, byliśmy związkiem.
Przez cały dzień obaj się uśmiechaliśmy, żartowaliśmy i cały ciężar bariery
językowej zniknął gdzieś w oddali. A szkoda, bo by się przydała, gdy
zgodziliśmy się na relację. Stałą relację! Odbiło mi, totalnie odjebało od tego
słońca.
Zerwałem
się z jękiem z łóżka. Zaśnięcie było dla tych, co mieli dobry dzień. Mój był
zbyt przyjemny, żeby umysł pozwolił sobie zapomnieć. Nie krępuj się, głowo,
zrób mi, kuźwa, wyświetlanie w pełnej krasie, bo czasem zapomnę. Opadłem z
westchnieniem na poduszkę, chowając twarz w dłoniach. Liczyłem sobie w myślach.
Słabo szło, jeśli ktoś pytał.
–
Te, młody.
Wzdrygnąłem
się do tego stopnia, że krzyknąłem przerażony i zsunąłem się z łóżka. Wyrżnąłem
przypadkiem głową w szafkę. Alexis zapaliła światło i zaczęła się głośno śmiać,
a gdy na nią spojrzałem, trzymała się za brzuch.
–
Co się dzieje? – spytała zaspana mama, stając obok niej. – Jezu, Kyle! Nic ci
nie jest?!
Weszła
spanikowana do pokoju, a ja tylko syknąłem – trudno stwierdzić, czy z powodu
przeszywającego bólu, czy z jej zbędnej troski – po czym wstałem, siadając na
łóżku.
–
Spać nie mogę.
–
Aha, dlatego walisz sobie i jęczysz? Słychać cię przez łazienkę, która dzieli
nasze pokoje, dzieciaku – powiedziała w przerwach od śmiechu. Ocierała oczy z
łez.
–
Alexis – odezwała się mama, ale widziałem, że też zaczynała ją bawić sytuacja –
to chyba jego sprawa, nie powinnyśmy mu przeszkadzać.
–
No tak, tak, wiadomo. Hormony buzują, muszą znaleźć ujście we właściwym miejscu
– odparła, opierając się ze skrzyżowanymi ramionami o futrynę drzwi łazienki.
– Klątwa
wyspy – powiedziałem cicho po norwesku.
– Nazwałabym
to raczej normalną reakcją organizmu w twoim wieku – dodała mama,
przechodząc na norweski. Była uśmiechnięta i przypominała mi siebie sprzed
rozłamu.
To
ona zawsze lubiła poruszać ze mną poważne tematy jak, chociażby, seks. Mógłbym
wypomnieć jej, jak to dawała solidne podstawy, a potem sama wszystko niszczyła
we własnej relacji. Było jednak za późno na kłótnie, a ja miałem dodatkowe
zmartwienia. Pozwolić płomieniom mnie strawić czy powiedzieć Danowi, żeby
spadał. Tu, siedząc w sypialni, wybrałbym separację, ale wiedziałem, że jak
tylko zobaczę tego faceta, to zapragnę jego ust.
Znów
zaskomlałem cicho pod nosem i opadłem bokiem na poduszkę. Wykrzywiłem usta jak
małe dziecko i zacząłem udawanie chlipać.
–
Twój syn jest komiczny – odezwała się rozbawiona Alexis.
–
Już daj spokój – powiedziała do niej i zabrała ją z mojej prywatnej sfery.
Zamknęły za sobą drzwi i mógłbym przysiąc, że te między łazienką i ich
sypialnią też.
Zmieniłem
swój plan na spędzenie nocy. Montowałem klipy, które udało się nagrać w ciągu
dnia. W niektórych miejscach zamazywałem twarz Dana, podobnie jak robiliśmy to
ze swoimi z Urlikiem. Zrobiłem też notatki w dzienniku, gdzie powstawały
pomysły na filmy, opisy lokalizacji i tym podobne. Musiałem pamiętać, żeby
wspomnieć Urlikowi, aby sam przejrzał materiał i poczytał te angielskie teksty,
które czasem się pokazywały i upewnił, że możemy to puścić w świat. Ostatnie,
co chciałbym mieć na swoim kanale, to czyjeś dane osobowe i bardzo prywatną
korespondencję. Miejsca to historia głównie pisana przez ludzi, dlatego
szanowałem ich prywatność, nawet jeśli ci mogli już nie żyć.
Sięgnąłem
telefon, poczochrałem świeżo umyte włosy, które w panującym cieple zdążyły
przeschnąć i kliknąłem guzik aparatu. Przełączyłem na przednią kamerkę, aby się
przejrzeć. Wyglądałem jak ktoś, kogo męczą myśli i nie może spać. Zawahałem się
chwilę, aż w końcu odetchnąłem głębiej i włączyłem nagrywanie głosu.
–
Siema. Wy pewnie macie ciekawsze życie od mojego. Nie, żebym się nudził, ale
wolałbym po stokroć pracować z dzieciakami przez miesiąc od rana do nocy, niż
mieć teraz siekę z mózgu. Tęsknię za wami. Anja, twoja mama na pożegnanie musi
mi zrobić dobre ciasto. – Wyszczerzyłem się głupkowato. – Zoe, może uda mi się
przywieźć wreszcie pierścionek dla Viv! Ach, Urlik, mam nadzieję, że dajesz
sobie radę w pojedynkę z kanałem. Będę miał dla ciebie masę nagrań z urbexu.
Pewnego dnia cię tu zabiorę, żebyś zobaczył to na własne oczy, bo te ruiny są
genialne. Czuję się jak Lara Croft albo Nathan Drake! – Zrobiłem dłuższą pauzę,
spoglądając na poruszające się drzewa za oknem. – Te kilkanaście dni
uświadomiło mi, że za wami tęsknie i nie wiem, jak sobie poradzę bez was na
studiach. Chciałbym teraz spędzać czas z wami niż tutaj, sam. Kocham was,
pamiętajcie i czekajcie na mnie, ekipo pojebusów.
Odłożyłem
telefon ze słyszalnym stuknięciem na blat i opadłem na oparcie krzesła. Wciąż
miałem prawą nogę przyciągniętą do klatki piersiowej. Cisza, która zapadła po nagraniu
była nieznośna. Szum liści na zewnątrz kusił. Powinienem wyjść od razu, jeśli
zyskałem odwagę do nagrania takiego klipu, gdzie staram się być silny. Nigdy
nie wyżalałem się przyjaciołom jakoś bardzo. Każdemu z osobna, owszem. Anja
poznała moje uczucia jako pierwsza i zawsze stawała się wtedy silna za nas
oboje, aby jakoś pociągnąć wszystko w górę. Zoe objęła metaforycznie ramieniem
i obiecała siłę. Urlik opowiedział swoją straszną historię zaraz po moim
przełamaniu. Nie chciałem od tamtego czasu obarczać ich swoimi myślami.
Wiedziałem, co sądzą o moim „foszku" na matkę.
Anja
szeptała po kątach, że pewnego dnia na pewno będę gotów na pojednanie, Zoe
wywracała oczami na moje dziecinne zachowanie, a Urlik milcząco patrzył, aby po
chwili się uśmiechnąć. Wspierał ciszą, nie oceniał, bo nie lubił tego.
Powiedział swego czasu, że trauma nie ma skali, każdy inaczej przechodzi różne
rzeczy w swoim życiu. Dla jednych traumą będzie dentysta, a dla innych może
wydawać się to śmieszne.
–
Czy to daje mi prawo oceniać czyjś ból? Mierzyć go według uznania? – powiedział
w przestrzeń, nawet na mnie nie zerkając. – Chcę cię wspierać, Remi, nieważne,
w jakie gówno się wpakujesz.
Zacisnąłem
dłoń w pięść na przypomnienie sobie tamtego Urlika. Tak naprawdę byliśmy dla
siebie pierwszymi. Nie tylko on nie zaznał przyjaźni z facetem, takiej
prawdziwej. Przeprowadzka uratowała także mnie, dała nowe nadzieje. Czułem się
lepiej, móc wyciągać dłoń do słabszych, dając im schronienie w swoim
towarzystwie. Może od początku to oni dawali je mnie?
–
Kyle?
Odwróciłem
gwałtownie głowę na wejście do łazienki, gdzie zjawiła się mama. Wyglądała na
zatroskaną i ani trochę na śpiącą. Musiała tak jak ja mieć bezsenną noc.
– Przeszkadzałem? –
spytałem po norwesku. – Wracaj spać, zaraz wychodzę.
– Dokąd? –
zdziwiła się, ale zrobiła mi tę przyjemność i kontynuowała rozmowę w moim
języku. – Jest czwarta nad ranem.
– Muszę
wysłać nagranie do znajomych – odpowiedziałem, zaczynając wyłączać
laptopa.
Wciąż
stała w progu, ale coś ją powstrzymywało przed wypowiedzeniem jakichś słów. Tym
lepiej. Nie miałem sił się z nią kłócić o tej porze, więc zdrowiej było po
prostu pomilczeć. Ubrałem się w bluzę – choć nie musiałem – i wyszedłem z domu
w czarnych rozciągliwych spodniach i telefonem w kieszeni. Na pamięć już znałem
drogę na północną plażę, lubiłem tam przesiadywać. Był zasięg, można było
wymieniać się wiadomościami. Dlatego też pierwsze, co zrobiłem po dotarciu, to
wysłania jednej do ojca.
Kocham
cię, dbaj o siebie.
Potem
od razu korzystając z pakietu wysłałem w średniej jakości filmik na konfę
naszej paczki. Odetchnąłem z ulgą, że nie dam rady już tego cofnąć, chyba że
zasięg sobie ze mnie zakpi. Nie zrobił tego, gdy zobaczyłem napis
'dostarczono'. Usiadłem ponad metr od tafli wody i patrzyłem w ciemny horyzont.
Było ponuro i cicho. Żadnych świateł, odgłosów fauny ani nawet cywilizacji.
Jedynie wiatr i szelest liści wraz z szumem fal. To i ja, któremu coraz
bardziej opadały powieki.
Prawie
zasnąłem na siedząco – siedziałem po turecku i opierałem głowę na wnętrzach
dłoni – gdy zadzwonił mój telefon. Dźwięk był tak ogłuszający, że krzyknąłem i
się wzdrygnąłem. Sięgnąłem urządzenie z kieszeni bluzy i zszokowałem się na
widok imienia Anji. Odebrałem.
–
Co tam?
–
To ja pytam, co to za gówniane nagranie?
W
jej głosie było pełno pretensji, złości i troski.
–
Chciałem dać update z mojego wyspiarskiego życia, a co? Przeszkodziłem? –
zażartowałem, nieudolnie zresztą.
–
Tak, w zabawie z wibratorem – fuknęła. – Remi, u ciebie musi być środek nocy,
do cholery, czemu nie śpisz? Aż tak źle z mamą?
–
Gorzej, ale nie chodzi o nią. Nie mogę spać – tłumaczyłem się.
–
Ty śpisz nawet wtedy, gdy gra głośno muzyka – przypomniała z drwiną. – Proszę
cię. Jak zorganizowałam imprezę, zasnąłeś na ramieniu Urlika, który przez
ciebie miał wymówkę od picia, a Zoe stała za wami jak jebany posąg. Jak nie
przestaniesz mi wciskać kitu, to nie ręczę za siebie, człowieku.
Prawie
się roześmiałem – prawie! – ale byłem tak zmęczony, że nie miałem sił na
kłótnię. Nieważne, czy była to mama, czy moi przyjaciele. Opadłem mocniej na
dłoni i ledwo trzymałem drugą telefon przy uchu.
–
Wydarzyło się coś... czego nie chciałem, ale pragnąłem.
–
Co?
–
To coś nowego – mruknąłem sennie – nazwałem to płomieniem. Pochłonęło mnie bez
reszty i się tego trochę boję.
–
Remi? Dobrze się czujesz?
Już
nie słyszałem w jej głosie złości, a ogrom zdziwienia i troski.
–
Nie wiem – przyznałem szczerze. – Jestem oszołomiony. I zaraz zasnę na tej
plaży.
–
Kurwa, Remi. – Westchnęła ciężko. – Nie możesz mi się rozpadać, będąc tak daleko
od nas, rozumiesz? I to bez zasięgu przy dupie. Nie możesz też mówić takich
rzeczy, jak na nagraniu, bo to sprawia, że mam ochotę iść z wami na to jebane
graficzne gówno, byle was nie zostawiać.
–
Zoe zostawia Urlika, powinnaś mi zaufać – zaśmiałem się, ale przez dłoń i
zmęczenie brzmiało to bardziej jak westchniecie. Albo duszenie się.
–
Akurat – prychnęła. – Zoe będzie w krzaczorach patrzeć, czy jesteście
bezpieczni. Zobaczysz, jak odsłucha nagranie, zrobi ci awanturę.
–
Anja, kocham cię, ale jestem w chuj zmęczony. Mogę iść spać?
–
Nie na plaży. Wracaj do łóżka.
–
Za daleko. – Ziewnąłem
–
Remi.
–
Anja.
–
Wkurwiasz mnie.
–
Wiem.
–
Dobranoc.
–
Dobranoc.
Poddała
się i to było najbardziej urocze. Zakończyliśmy rozmowę, a ja zmieniłem pozycję
na leżącą. Podłożyłem sobie pod głowę – na której nadal miałem kaptur – ramię i
zasnąłem. Tak po prostu. Chciałem chwilę odpocząć, a potem wrócić do domu.
Problem się pojawił rano, gdy usłyszałem rżenie. Dosłownie, rżenie. Otworzyłem
gwałtownie oczy i się poderwałem. Przy linii zalesienia stał biały koń.
Musiałem się naćpać na tej plaży. Nie dość, że na niebie świeciło poranne
słońce – nie mogło być południe – to jeszcze widziałem jakieś kucyki. Czy na
wyspie były konie? Boże, oby były, bo inaczej oszalałem, pomyślałem.
Koń
nie wyglądał na nastawionego nieprzychylnie, ale to też wyglądało mi na dzikie
zwierzę. Dan ostrzegał, że lepiej nosić przy sobie prowizoryczną broń, bo
czasem nawet te udomowione odwracały się od ludzi i ich atakowały.
Wstałem
na równe nogi i otrzepałem się z piachu. Byłem w lepszej formie niż te kilka
godzin temu. Sięgnąłem telefon i przeczytałem godzinę; dochodziła dziewiąta.
Nie tak źle. Schowałem urządzenie i poszedłem szerokim łukiem obok zwierzęcia,
aby ruszyć w stronę domu. Wtem dobiegł mnie gromki śmiech jakiegoś chłopaka.
Jakiegoś to wielkie niedopowiedzenie, bo znałem tę barwę dźwięku. Odwróciłem
się gwałtownie. Dan opierał się o drzewo za zwierzęciem i patrzył na mnie
rozbawiony. Przeszył mnie dreszcz. Nie byłem gotów znów stracić rozum dla tej
nowej strony siebie. Chciałem sobie wszystko rozłożyć na czynniki pierwsze, a
to wymagało czasu. Kyle zgodził się na bycie chłopakiem Dana, Remi bał się
Kyle'a i jego uczuć.
–
Tak naprawdę nie przestraszyłeś się konia, prawda? – spytał głośniej,
poklepując wierzchowca. – Ruby jest ostatnim stworzeniem, które zrobiłoby
krzywdę człowiekowi. Och, powinienem powiedzieć to wolniej?
Celowo
zaczął przeciągać sylaby, a ja wywróciłem oczami.
Podszedłem
niechętnie bliżej, chociaż dalej zachowując bezpieczny dystans. Byle nie dać
się omamić, powtarzałem w głowie. Dłonie schowałem do kieszeni bluzy, choć
zaczynało być mi nieprzyjemnie ciepło. On też to zauważył, bo zmarszczył na mój
strój brwi.
–
Spałeś na plaży. Wyjaśnisz mi powód?
–
Nic konkretnego – odpowiedziałem kłamliwie.
To
ja miałem nadludzkie zdolności w odczycie czyichś słów, ale z rana chyba nie
brzmiałem przekonująco, bo Dan uniósł podejrzliwie brew i spojrzał mi prosto w
oczy. Zostawił konia w spokoju i podszedł bliżej, przyprawiając mnie o
mrowienie. Kurwa. Pojawił się lęk tego, co może nadejść. Sam nie wiem, które
efekty ciała mnie bardziej przerażały już.
–
Chodzi o Margaret?
–
Nie – zapewniłem.
–
Remi – wypowiedział moje imię z taką intensywnością, że zamarłem.
Do
tej pory oddzielałem swoje życie na „poza wyspą" i „na wyspie". Ten
„poza" był Remim dla każdego, a ten „na" był Kylem. To było
bezpieczne, bo pozwalało odkreślić grubą krechą wydarzenia z wyspy i przejść
nad nimi do porządku dziennego. Przeklinałem samego siebie, że wyjawiłem Danowi
swoje prawdziwe imię. Teraz granica się zacierała i bycie... gejem zaczęło być
zbyt realne.
Dan
dotknął mojej dłoni, a ja się nie tylko wzdrygnąłem, ale także cofnąłem. Był w
szoku. Ja też. Przełknąłem nerwowo ślinę, zadrżałem i nie wiedziałem, jak to
wyjaśnić. Cholera, poprzedniego dnia praktycznie migdaliliśmy się większość
czasu, a teraz wyrywałem się z jego dotyku. Nie chciałem go ranić. Byłem
przerażony sobą i nim. Wpadłem w sidła, które coraz bardziej się zaciskały i
mnie dusiły. Jak wczoraj mogłem być taki szczęśliwy, a tego dnia bać się każdej
kolejnej sekundy? To nie była jego wina, w całości moja i mojego życia.
–
Przepraszam – odezwał się w końcu Dan, robiąc krok w tył.
–
Nie chciałem – powiedziałem drżącym głosem.
–
Co się stało?
Gdzieś
starał się ukryć ból spowodowany moim odsunięciem się od niego, ale szczera
chęć poznania przyczyny mojego zachowania zwyciężała nad nim.
–
Możemy – zacząłem niepewnie, spoglądając w ziemię – pogadać potem? Nie spałem
do rana. Przepraszam.
–
Nic nie szkodzi – zapewnił ze smutkiem. – Jakby co będę w kościele. Chodź,
Ruby.
Wydał
dźwięk ustami, nawołując zwierzę, które posłusznie poszło za nim. Zostałem sam
z sercem walącym jak oszalałe. Nienawidziłem siebie. Poczułem, jak żółć
podchodzi mi do gardła, ale zacisnąłem zęby i zmusiłem się do bycia silnym.
Nerwy nic nie dawały, tylko wyniszczały organizm. Wyniszczały mnie. Zacząłem
brzydzić się sobą bardziej niż mamą i Alexis.
Komentarze
Prześlij komentarz