Find it Cz.15
Opowiedziałem
Danowi swoje życie w pigułce, bo tylko używając prostych zwrotów. Często o coś
dopytywał, słownik posłużył do odnajdowania pojedynczych słówek, dzięki czemu
historia może nie płynęła żwawo, ale myślę, że załapał jej ogólny zarys. On
opowiedział też swoją o Castorze i Alanie, w którym to się zakochał bez
wzajemności, niszcząc w ten sposób całą ich paczkę. To był też moment zwrotny w
jego życiu, gdzie rodzice nigdy nie zwracali na niego uwagi, a po dowiedzeniu
się o homoseksualności syna, od razu zbudowali wysoki mur między nimi. Mógł z
nimi mieszkać, ale miał absolutny zakaz sprowadzania do domu facetów.
–
Wyprowadziłem się do akademika, gdy poszedłem na studia – mówił cicho, bawiąc
się moimi palcami.
Siedzieliśmy
na ławce, którą – jak się okazało – sam zaprojektował i zbił. On usadowił się w
rogu, a ja opierałem się o jego pierś plecami. Oplótł mnie też ramieniem. Może
nie było to niesamowicie wygodne po czasie, ale im bardziej zatapialiśmy się w
pokracznej rozmowie, tym czułem się lepiej. Straciłem rachubę i zacząłem myśleć
po angielsku w większym stopniu, niż robiłem to do tej pory. Zdania same się
układały, strach i wątpliwości zagłuszyła ciekawość jego słów i reakcji.
–
Podobało mi się kilka chłopaków, ale nigdy nie doprowadzałem do „czegoś
więcej" – zaśmiał się, na co wskazywało drganie jego klatki piersiowej.
–
Ja też ci się podobałem? No wiesz, od pierwszego wejrzenia? – zadrwiłem,
splatając nasze palce ze sobą.
–
Nie – przyznał dziwnie sztywno – ale byłem zaniepokojony.
–
Co to znaczy?
–
Jesteś przystojny, Tessa też to widzi, dlatego poczułem, że możesz wprowadzić
zamęt. A wiesz, ona i Melia to moja rodzina z wyboru.
–
Tessa kocha się w tobie – zauważyłem cierpko, a on westchnął ciężko. Musiał
zdawać sobie z tego sprawę. – Wie, że jesteś gejem?
–
Myśli, że jestem bi.
I
zapadła cisza. Nie przeszkadzało mi to, bo gadaliśmy od dobrej godziny i
szczerze, takie wsłuchanie się w dźwięki natury było miłą alternatywą, przerwą.
Przymknąłem powieki, będąc trochę zmęczonym i przypomniałem sobie, że miałem
cholerne prawo być. Dan prawdopodobnie nie rozumiał w pełni mojego zachowania,
to w porządku. Mimo to nie okazywał niechęci, tak samo, jak moi znajomi. Cóż,
przynajmniej z początku. Docierało do mnie, że mogli być mną zmęczeni. Czy
byli?
–
Mój przyjaciel miał ciężkie dzieciństwo i gorszych rodziców – zacząłem
niepewnie z przymkniętymi powiekami. – Nie powiem ci konkretów, bo to tajemnica
przyjaciół. Pewnego dnia zaczepiło go trzech facetów. Nie lubię przemocy, ale
pobiłem ich i wylądowałem na policji. – Dan spiął się na moje słowa. – Potem w
szpitalu, bo miałem złamanie w łokciu – uniosłem pokazowo prawe ramię, już nie
bolało, ale dyskomfort czasem się pojawiał – i... to coś z głową od upadku.
–
Wstrząs mózgu?
–
Ta, wierzę, że właśnie to powiedziałeś, co chciałem – zaśmiałem się, on także.
– Urlik płakał wtedy pierwszy i jedyny raz w naszej znajomości. Pytał, dlaczego
to zrobiłem.
–
Dlaczego? – spytał o to samo.
–
Bo jest moim przyjacielem – odpowiedziałem, jakby to było oczywiste. –
Nienawidzę myśli, że ktoś go krzywdzi, Dan. Jest kimś, kto zjawił się w moim
życiu i został. Poprzedni faceci po prostu odchodzili z czasem, bo mieli inne
priorytety. Czy coś. – Zmarszczyłem brwi i otworzyłem oczy, patrząc w
przeraźliwie jasne niebo. Słońce było na szczęście już za koroną drzew przed
nami. – Urlik potrzebował mnie, ja potrzebowałem jego.
–
Kochasz go? – ponowił pytanie. A raczej przemienił je w bardziej dosadne, tak
mi się przynajmniej zdawało.
–
Jak brata – przyznałem. – Razem zarabiamy, razem uprawiamy parkur, razem
idziemy na studia. Plan jest taki, aby w przyszłości pracować na wyższym
poziomie.
Uniósł
swoje ramię i zaczął bawić moimi włosami, choć te jego były dłuższe i
ciekawsze. Mimo to jego ruchy były powolne, kojące wręcz. Znów przymknąłem
powieki i bardziej do niego przyległem. Czy to możliwe, żeby aż tak nie
dopuszczać do siebie kobiet pod względem cielesności, a z facetem nie mieć
problemów? Czy sprawa mojej orientacji naprawdę była przesądzona?
–
Co powiesz na to, aby przez pozostały ci czas nie martwić się niczym? – odezwał
się po dłuższej przerwie. – Możesz udawać, że świat poza wyspą nie istnieje.
Możemy... spróbować razem.
–
Myślałem, że propozycję związku już obgadaliśmy.
–
No tak... Chodzi mi tylko o to, żebyś na razie nie martwił się tym, że podoba
ci się chłopak.
–
Ktoś mi kiedyś mówił, że ucieczka od problemów nie sprawi, że znikną.
–
Nie uciekasz, Remi – znów wypowiedział moje imię w ten szczególny sposób, od
którego musiałem wziąć głębszy wdech. – Robisz sobie wakacje. Jesteś na
wakacjach. Wyłącz się po prostu, a ja ci pomogę.
Na
podkreślenie swoich słów, przysunął mnie bliżej – choć myślałem, że się nie da,
ale najwidoczniej się zsunąłem – i pocałował w głowę.
–
Gdzie – głos mi się załamał, więc odchrząknąłem i obróciłem słowa w żart. – Gdzie
podział się ten wstydny chłopak?
–
Postanowił, że zabawi się w wakacje z innym chłopakiem – odpowiedział, ale głos
go zdradzał.
Jego
struny głosowe były ściśnięte przez stres i coś, czego nie robił często, ale
czego zapewne pragnął w fantazjach. Pamiętałem, jak działały na niego słowa
zakrawające o seks, zboczone tematy ogólnie. Teraz po prostu całował mnie,
obejmował i rozmawiał, jakby wcześniejszy problem zniknął. Nie zniknął.
Niektóre rzeczy przychodziły mu łatwiej, może przestawał wtedy analizować, ale
czasem – tak jak teraz na tej ławce – jego pomysły dotyczące dalszej relacji
wykraczały poza śmiałość.
–
Miałeś kiedyś chłopaka? – spytałem, bo to było coś, co mogło potwierdzić moje
przypuszczenia.
–
Nie – odparł chrapliwie. – Nie wychodziło.
Odsunąłem
się od niego i usiadłem jak cywilizowany człowiek. Popatrzyłem na jego twarz i
dostrzegłem zarumienione policzki, czyli dokładnie to, co usłyszałem w jego
głosie wcześniej. To całkiem interesujące, gdy bierzesz pod uwagę, że chłopak
był na przemian chłodny, żartobliwy i nieśmiały. Te cechy osobno miały sens,
ale wspólnie się gryzły. Jak ktoś, kto miał morsową minę, mógł być nieśmiały?
To znaczy, nie twierdzę, że to niemożliwe, ale cholernie trudne w
koegzystowaniu.
–
Więc chcesz przekroczyć własne granice? Albo coś w tym stylu? – spytałem.
–
Chyba.
Wyłączenie
swoich obaw było trudne, ale usta Dana mi w tym pomagały. Jego bliskość. W
końcu spędziliśmy cały dzień na migdaleniu się i przyleganiu do siebie, dlatego
dopiero nocą w samotności dopadła mnie rzeczywistość. Jeśli chciałem pójść za
jego głosem, powinienem spędzać z nim jak najwięcej czasu, aby realnie
odgrodzić swoje życia. Dan oraz reszta świata. Wyspa oraz Oslo. Kochanek oraz
przyjaciele. Mogłem to zrobić.
Uśmiechnąłem
się zadziornie, a on uniósł brew, będąc zaciekawionym moim pomysłem, który się
zrodził, a twarz zdradzała. Zwilżyłem wargi i posunąłem się do czegoś, czego
raczej dawny ja by nie zrobił, nawet by o tym nie pomyślał! Dziewczyny nie
miały skrupułów, żeby dosiadać w ten sposób mnie czy Urlika, dlatego
stwierdziłem, że skoro obaj jesteśmy facetami, to nie powinno być różnicy.
Okroczyłem jego uda i usiadłem na nich twarzą do chłopaka. Tego, który wyglądał
na głęboko zszokowanego moim zachowaniem. Rumieniec rozpłynął się po jego
skórze i nie odznaczał się już tak bardzo. Jego postawa mnie uspokoiła wbrew
pozorom, nie czułem spięcia, tylko rozbawienie, jak zawsze, gdy odkrywałem jego
słaby punkt i obracałem go przeciwko niemu. A potem on przeciwko mnie. Wyrównana
walka.
Znalazłem
z tyłu głowy gumkę i zsunąłem ją z jego włosów, zakładając ją sobie na
nadgarstek, żeby potem się gdzieś nie zapodziała. Wtopiłem palce w jego
przydługie włosy, a on sapnął z rozkoszy, przymykając delikatnie powieki. Jego
dłonie odnalazły moje ciało, choć wcześniej wyraźnie widziałem, jak nie
wiedział, co z nimi począć. Teraz trzymał je na mojej talii, delikatnie, bez
jakiegoś przyciskania.
Pochyliłem
się nad nim i zacząłem niespiesznie muskać jego wargi swoimi. Coś w moim
wnętrzu skurczyło się na sam kontakt naszych ciał w ten sposób. Nogi przy
nogach, usta przy ustach, dłonie na ciele drugiego. To parzyło i zrozumiałem,
że to znów się dzieje. Płomień zaczął mnie pochłaniać w każdym skrawku po
kolei. Zaczął od twarzy, przeszedł do klatki piersiowej, a potem nóg. Było mi
nieznośnie ciepło, a gdzieś w głowie zrodził się cichy głosik, którego nigdy
nie słyszałem. Szeptał podstępnie jedno i to samo:
Pozbądź
się ubrań.
Ta
myśl jednak była zbyt oczywista, zbyt jednoznaczna, dlatego starałem się
wrzucić ją w ten żar. Dan średnio mi w tym pomagał, wsuwając swoje dłonie pod
moją koszulkę. Poczułem zacisk w mostku i szyi. Może brakowało mi powietrza od
ciepła ciała i długich, coraz to głębszych pocałunków. Gdzieś nawet przeszło to
we francuski pocałunek, a ja nie spostrzegłem – nie pojąłem umysłem, który nie
był klarowny – że wsunął język do moich ust. Ciało reagowało na jego dotyk
chęcią przylgnięcia. Przycisnąłem się do niego bliżej i czułem to, co działo
się między nami. Obaj mieliśmy wzwody, które potarły się o siebie, budząc jęki
z naszych wnętrz.
Wcześniej
delikatne dłonie na mojej skórze, teraz zaciskały się mocno, przyciskając mnie,
żebym się nie odsunął. Ani śmiałem! Topiłem się w cieple, mój umysł został
zagłuszony tylko do tego jednego głosu, któremu już potrafiłem nadać nazwę:
pożądanie. Chciałem więcej i coś mi podpowiadało – może to na dole? – że Dan
także. Pociągnąłem za jego włosy, odchylając jego głowę do tyłu, zmuszając go
też w ten sposób do odsunięcia się od mojej szyi, na której właśnie zaczął
sunąc mokrym śladem ust. Zadrżałem, gdy to robił i coś mi podpowiadało, że
cienka granica niebawem może zostać przekroczona.
Z
jednej strony: dlaczego nie? Z drugiej: to nie był odpowiedni moment na
zrzucenie swojej skóry i pójście z nurtem rzeki. Było mi kurewsko dobrze,
mógłbym w tym parzyć się całe dnie, ale to nie było zdrowe jak na jeden raz.
Okej, drugi. No i gdzieś tam w głębi się tego obawiałem. Może to też przyszłoby
nam łatwo, jak dotykanie siebie i pozwalanie na względne wszystko z drugim, ale
po prostu nie chciałem. Może to też był punkt bez wyjścia.
Do
tej pory utykałem w punkcie stosunku. Uciekałem od kobiet. Po części uciekałem
teraz przed Danem, ale to było inne, świadome. Kobiety nie działały, obawiałem
się ich w łóżku z jakiegoś powodu. Może nieświadomie brzydziłem? Od Dana
wolałem uciec, bo przerażało mnie to, że może mi się podobać. Nie byłoby już
odwrotu. W pewnym sensie już go nie było. Czułem coś, czego nie czułem z żadną
kobietą dotychczas. Ten płomień, który rozpalił Dan, był obezwładniający i
uwielbiałem, jak ogrzewał mi skórę w inny sposób, niż robiło to słońce.
Wystarczyło jedno sapnięcie, oddech podnieconego Dana, a nawet mój własny, żeby
od iskry powstał pożar. Wiedziałbym, gdyby ktoś wcześniej to we mnie rozbudził.
Wtem
chłopak nie przejmując się, że go od siebie brutalnie odsunąłem, przycisnął
dłonie do moich pleców i zmusił do wpadnięcia na niego, zamykając szczelinę
między naszymi ciałami. Czułem pulsowanie swojego członka, może nawet i jego,
ale poza płomieniem coś jeszcze się wyłoniło, coś, co znałem znacznie lepiej:
mrowienie. Odepchnąłem się siłą od niego, dotykając dłonią jego piersi.
Oddychaliśmy ciężej, ale każda sekunda osobno sprawiała, że wracała trzeźwość
umysłu. Nam obu. Przymknąłem powieki, starając się zapanować nad mieszanką
zmysłów, doznań. Płomień gasł, mrowienie wciąż było, majaczyło w tle, ale też
tylko w małym stopniu.
–
Dan, ja... – zawahałem się, a jego dłoń spoczęła na tej mojej na jego piersi.
Otworzyłem powieki i spojrzałem w jego oczy. Były za mgłą, jakby odległe, ale
na tyle obecne, żeby widzieć moją osobę. Druga dłoń dalej spoczywała na moich
plecach, żebym chyba nie spadł z niego. Cóż, to możliwe, skoro świat zamarł dla
tej chwili, która trwała zdumiewająco długo.
–
Ja też – odparł, chociaż trudno mi było ocenić, co dokładnie chciał przekazać.
Zmarszczyłem czoło, a on uśmiechnął się kącikiem ust i dopiero dostrzegłem, jak
rozpalony był. Może płomień nie trawił tylko mnie? – Ja też to poczułem.
Zacząłem
ściskać jego koszulę, na nowo przysuwając się do niego. Przez to, że siedziałem
na jego udach, byłem od niego wyższy, więc gdy złączyłem nasze czoła, musnąłem
nosem jego nos, ten przymknął powieki i mruknął coś niezrozumiałego. Może w
obcym języku lub po prostu zbyt skomplikowanego w angielskim.
–
Nie czułem tego nigdy – wyszeptałem w jego usta. – Przeraża mnie to.
–
Mnie też – wyznał równie cicho, delikatnie uchylając powieki i patrząc w moje
oczy. – Chyba powinniśmy uważać – zażartował, układając usta w uśmiech.
–
Może jesteśmy zbyt głodni seksu – odparłem, odsuwając się nieznacznie.
–
Może.
Zagryzł
uwodzicielsko wargę, patrząc na mnie w ten intymny sposób. Chryste! Jak trudno
było mi przełknąć ślinę w tych warunkach. Dlatego pochyliłem się i go
pocałowałem. Krótko i tylko z zamiarem przerwania tej atmosfery.
–
Miałeś rację – przyznał, gdy zsunąłem się z niego na chwiejne nogi. Popatrzyłem
na niego z zaciekawieniem, gdy ten też wstawał, a jakiś figlarny błysk pojawił
się w jego oczach. – Jesteś dobry w mowie ciała.
Celowo
użył dokładnie tych samych słów, co ja, więc tylko wywróciłem oczami i zaraz
obaj się śmialiśmy.
–
W takim razie to zaszczyt, że rozmawiam nim z tobą.
–
Wielki – przyznał z przesadnym skinięciem głowy i wytrzeszczeniem oczu.
Chwycił
mnie za nadgarstek i przyciągnął mnie do siebie, całując przeciągle w usta.
Pozwoliłem nam na to, bo płomień nie zniknął tak całkowicie. Nie znikał, gdy
cały czas byłem obok Dana po kontakcie naszych ciał. Ciągle jarzył się
delikatnie, czekał na wzniecenie. Musiałem tylko pilnować, żeby mnie nie
pochłonął i powinno być okej.
Komentarze
Prześlij komentarz