Find it Cz.18
Mama
wyszła, a Dan wszedł jak do siebie. Miałem otwarte drzwi od swojego pokoju, aby
lepiej słyszeć czyjeś nadejście. Na przykład Alexis. Dodatkowo panowała niezła
wichura, chociaż nie padał deszcz. Jeszcze nie. Chłopak zapukał w otwarte drzwi
i popatrzył na mnie z uśmiechem. Był dziwnie spokojny i radosny, chociaż to
dobrze. Ja byłem przygnieciony wspomnieniami i własnymi rozterkami. Nie
chciałem go męczyć, sam byłem zmęczony, chociaż była dopiero jedenasta rano.
Siedziałem przy komputerze z nogą przy piersi i bez sensu dłubałem długopisem w
kartce, wpatrując się tak naprawdę w obraz, który stał teraz na mini palecie na
blacie.
Nie
musiałem udawać uśmiechu, Dan od razu dostrzegł mój nastrój i jego własny
szczery uśmiech zniknął. Wszedł za to do środka i stanął przy mnie.
–
Wszystko okej?
–
Tak, ja tylko – zawahałem się – dostałem prezent od taty.
Wskazałem
głową na obraz, więc i on na niego spojrzał. Widziałem podziw w jego oczach,
nawet chęć dotknięcia jak ja kilka razy to zrobiłem, ale nie przerwałem tej
chwili ciszy. Byłem ciekaw, czy dostrzeże tam napis, czy pośród tych gór,
rzeki, latarni i lasu zobaczy ukryty przekaz.
–
Twój tata go namalował?
–
Tak. Jest muzykiem i malarzem – odpowiedziałem, a słowa znałem już wcześniej.
Byłem przygotowany, aby opowiedzieć trochę o jego zawodzie, chociaż nie musiało
to Dana interesować.
–
Jest piękny – pochwalił szczerze i wreszcie na mnie spojrzał z góry. – Dlaczego
więc jesteś smutny?
–
Muszę go przeprosić, ale to potem. No i też widziałem się rano z mamą. Bez
Alexis było... inaczej.
–
Normalniej? – dopytał z uniesioną brwią, jakby i tak znał już odpowiedź.
Wyciągnął
do mnie dłoń, więc chwyciłem ją bez żadnych oporów. Podciągnął mnie w górę i
usadził się jako pierwszy na łóżku, oczywiście dalej ciągnąc mnie w swoją
stronę. Nie zastanawiałem się nad tym, siadłem przy nim i jak zwykle, oparłem
się o niego ciałem, a on mi na to pozwolił, oplatając ramieniem.
–
Kochasz ją – stwierdził cicho, na co się spiąłem. Nie przeszkadzało mu to. –
Nadal czujesz się zraniony, ale musisz być też tym zmęczony. Ja jestem.
–
To znaczy?
–
Zmęczyłem się pewnego dnia nienawiścią do rodziców – wyjawił bez problemu, ale
słowa formował spokojnie. – Miałem ochotę iść do domu, powiedzieć im, że kocham
ich, nawet jeśli oni nie kochają już mnie. Chciałem zobaczyć ich reakcję.
–
Tęsknisz za nimi.
Sam
nie wiem, czy go pytałem, czy bardziej stwierdzałem fakt, bo niepodważalnie tym
był. Każde dziecko tęskniło za rodzicem i nigdy nie twierdziłem, że dobrze mi z
powodu braku matki. Że nie zastanawiałem się, czy jest zdrowa, czy myśli o nas
i czy chociaż przez chwilę żałuje porzucenia nas. Mogłem jej nienawidzić, ale
nie potrafiłem przestać o niej myśleć.
–
Często – przyznał z czymś w głosie, co wywołało skurcz moich wnętrzności. – Ale
wiesz, jestem za stary na płakanie z ich powodu.
–
Stary? – zdziwiłem się i podniosłem, żeby spojrzeć mu w oczy. – Ile masz lat?
–
Dwadzieścia jeden – odpowiedział zaskoczony moim pytaniem.
–
Jesteś o tyle ode mnie starszy?!
–
Jak mogłeś nie wiedzieć, Remi?
Parsknął
śmiechem, a ja miałem ochotę go zamordować. Umawiałem się z trzy lata starszym
facetem, czułem się jeszcze bardziej dziecinnie niż wcześniej. Sądziłem, że
mógł być w moim wieku, ewentualnie z rokiem różnicy, ale trzy lata? To oznacza,
że ja nocą... To też poprowadziło mnie do innej myśli, która tak niebezpiecznie
krzątała się po mojej głowie całą noc. A teraz Dan leżał na moim łóżku, ja obok
niego.
Wiatr
zagwizdał w okna, dekoncentrując mnie i zmuszając do zerknięcia na świat na
zewnątrz. Liście szalały, ale dalej nie widziałem chociaż kropli deszczu.
–
Nie pada – stwierdziłem głupio.
–
Jak nie dziś, to jutro. Cały tydzień ma być szalony. Jutro muszę zabezpieczyć
coś w kościele wraz z resztą.
–
Mam pomóc?
–
Jeśli chcesz.
Uśmiechnął
się szeroko, błyskając zębami, ale gdy tylko jego wzrok zjechał na moje usta,
poczułem przyciąganie. Może obaj byliśmy zbyt głodni siebie albo ogólnie ciała
drugiego człowieka, bo coś w mojej głowie się przełączyło i skuszony jego
spojrzeniem, pochyliłem się do przodu i go pocałowałem. Westchnął zaskoczony,
ale zaraz przyciągnął mnie bliżej i naparł na moje usta mocniej. O tak, był
głodny. Czy zostawienie tego w jego rękach było zrzucaniem na kogoś odpowiedzialności?
Na pewno wiedział o tych sprawach więcej ode mnie. To też zwiastowało, że
miałem być na dole, co trochę przerażało, ale i ekscytowało. U facetów się
chyba wymienia w pozycjach, prawda? Na pewno, głupie pytanie.
A
było to porno obejrzeć.
W
mojej głowie pojawił się irytujący głosik Anji, jakby odpowiedziała na
wcześniejsze słowa Urlika, których nawet nie słyszała. Warknąłem przez to w
usta Dana, ale nic sobie z tego nie zrobił, może jedynie go to bardziej
podnieciło. Pchnął mnie tak, że wylądowałem plecami na pościeli, a sam wsparł
się na łokciu i dalej mnie całował. Czułem rosnące podniecenie, trawiący
płomień i głos Anji gdzieś zniknął. Zabrał ze sobą też rozterki i pytania,
zostawiając jedynie żądzę.
Dłoń
Dana powędrowała pod moją koszulkę, poczułem dreszcz, ale zdecydowanie nie ten
negatywny, bo ten szczególny zagnieździł się w moim podbrzuszu i pobudził
nerwy. Jego dotyk był niepewny, ale i ochoczy. Zmierzał tam, gdzie tego chciał,
ale mógł jedynie obawiać się mojej reakcji, chociaż to ja się wczoraj zgodziłem
na to spotkanie. Niby nie powiedzieliśmy sobie jawnie, że chodzi o seks, ale to
było zbyt oczywiste. Kiedyś mówiłem, że nie jestem gotowy... kiedy to było? Czy
w ogóle było? Odnosiłem wrażenie, jakbym pragnął tego od bardzo dawna, więc skąd
ten lęk?
–
Remi – szepnął uwodzicielsko, schodząc pocałunkami na moją szczękę. Drżałem w
niekontrolowany sposób i to z jego powodu, ale wiedziałem, że mu się to podoba,
bo zaśmiał się ledwo słyszalnie.
Dla
osoby słyszącej nic ciche się nie ukryje!
Przesunął
się szybko, aż znalazł się nade mną i nie wiedzieć kiedy, wsunął swoje kolano
między moje uda. Jęknąłem cicho, gdy otarł się o mnie, co złagodziło
zagryzienie wargi. Zbyt mocne, ale kogo to obchodzi? Dan i tak był już znów
przy moich ustach i całował je, jakby każąc przestać ich gryzienia
właścicielowi. Na potwierdzenie moich słów, teraz sam je przygryzł i odsunął
się nieznacznie z moją dolną wargę w zębach.
Cholera,
jak na kogoś, kto się czerwieni na żarty o seksie, całkiem śmiało działał.
Podsunął
moją koszulkę i spojrzał w moje oczy, może oczekując jakiejś reakcji, która
zakazałaby mu takich posunięć, ale chyba dostrzec mógł tam tylko podniecenie.
Bo spodnie, które miały być najluźniejsze i wygodniejsze, teraz bardzo
uporczywie wbijały mi się szewkiem w pulsującą erekcję. Bo jakby samo kolano
Dana mi zadania nie utrudniało!
Pochylił
się nad moją klatką piersiową i przez chwilę zastanawiałem się, po co to robi,
przecież nie mam piersi. Nawet bym spytał, ale wtem zagryzł się na moim sutku
i, kurwa, pierwszy raz słyszałem taki dźwięk ze swoich strun głosowych. Dziwny,
niepasujący. Podniecający i pożądliwy. To byłem w ogóle ja?
Najwidoczniej,
bo może i zajmował się moim sutkiem, ale oczy miał skierowane na moje, tyle że
te jego były otchłanią czerni. Widziałem w nich tylko dzikie podniecenie i
odniosłem wrażenie, że swoim skowytem – czy czymkolwiek to było i jakkolwiek to
mogłem nazwać – bardziej go rozpaliłem. To świetnie, bo ja byłem tak rozpalony,
że mógł wyczuć mój wewnętrzny ogień chyba przez sam dotyk skóry. Albo tak tylko
myślałem.
To
była mieszanka uczuć; z jednej strony czułem ból, ale nie był on tak
nieprzyjemny, żebym kazał mu przestać. Z drugiej to działało na mnie
niepokojąco mocno i czułem, że od samego zagryzania sutków mogę dojść w gacie.
–
Dan – jęknąłem, wciskając głowę w poduszkę, jakby to miało mi pomóc uciec od
tej pieszczoty.
Nawet
nie spostrzegłem, że drugim bawił się w podobny sposób tylko palcami. Cholera,
mój umysł został chyba za drzwiami albo oknem i poleciał z wiatrem, bo ledwo do
mnie docierało, co się dzieje z moim ciałem, moim głosem i pragnieniami. Sama
myśl, żeby zerwać z niego ubrania, powinna mnie zaniepokoić, tymczasem stała
się realnym błaganiem, aby przeobrazić to w czyn.
Znalazłem
w sobie pokłady siły i szybkości, o jakie siebie w takiej sytuacji nie
podejrzewałem, więc poderwałem się do siadu i złączyłem nasze usta. Teraz to on
jęknął w moje usta, chociaż pocałunek stłumił ten dźwięk. Rozpinałem mu
gorączkowo tę przeklętą czarną koszulę, którą chyba pokusił się nosić tylko w
pochmurny dzień na wyspie. Zakląłem cicho, gdy nie szło mi z jednym guzikiem,
tymczasem Dan wyszczerzył się głupio i się odsunął. Podciągnął moją własną
koszulkę w górę i już jej nie było, leżała gdzieś. Ale on był ubrany i to mnie
wkurwiało, zdawał sobie z tego sprawę. Pchnął mnie na łóżko, a ja opadłem bez
żadnego oporu. Rozpiął koszulę i dopiero dostrzegłem, jak ten prywatny striptiz
na moich oczach go wstydził. Był czerwony na twarzy, choć chwilę temu tak
dziarsko zajmował się moim ciałem, teraz dłonie mu lekko drgały, ale mimo to
małe guziki nie sprawiały mu żadnego problemu.
Gdy
koszula była już rozpięta w pełni i luźno wisiała na jego ciele, nie mogłem nie
wciągnąć głośno powietrza. Był umięśniony, nie to, co ja. Może nie byłem otyły,
musiałem zachować formę do skoków przez ogrodzenia i dachy, ale muskulatury to
żadnej nie posiadałem. Byłem po prostu chudy. Czarny materiał koszuli z jego
mięśniami brzucha tak na mnie podziałał, że jeśli istniały wcześniej opory
przed dotykaniem faceta, właśnie spaliły się na popiół. Anja z mojej głowy
ładnie nabrała go na szufelkę i wyjebała za okno, gdzie poleciał z wiatrem. A
potem puściła mi oczko i zaczęła machać chorągiewką „do boju kowboju". Za
dużo Anji.
Chciałem
musnąć palcami jego ciało, a on chyba doskonale zdawał sobie sprawę, że podoba
mi się to, co widzę, bo nie ściągał z ramion materiału, tylko siedział na mnie
i patrzył na reakcję. Potem pochylił się nade mną, wziął dłoń w swoją i
przystawił do własnej klatki piersiowej. Kolejne westchnienie opuściło moje
usta. Był taki ciepły, może nawet równie gorący co mój wewnętrzny żar. Sunąłem
dłonią wyżej, a Dan czekał. Może chciał dać mi czas, na oswojenie się z chwilą
i uświadomienia sobie, do czego to zmierza. Może ostatni sygnał, że mogę się
wycofać? A może po prostu chciał ocenić, czy się zlęknę i ucieknę z płaczem.
Może
wcześniej by się tak stało, ale teraz tylko przełknąłem ślinę i cieszyłem się,
że mogę go dotykać w ten sposób. Obiema dłońmi sunąłem w górę, aż ująłem jego
twarz i przyciągnąłem do pocałunku. Miałem nadzieję, że te niewypowiedziane
słowa zrozumie bez problemu i wszystko stanie się prostsze. Zsunąłem jego
koszulę, pomógł mi w tym i teraz leżała gdzieś obok mojej koszulki. Albo dalej.
Mało istotne.
Przywarł
do mnie intensywnie, zupełnie jak na początku i chyba mój gest faktycznie
sprawił, że zatracił obawy. Rzeczywistość różniła się od moich fantazji, ale
zdecydowanie na lepsze. Dotyk chłopaka był tak przyjemny, jak nawet nie był w
połowie w głowie. A gdy zjechał do moich spodni, to na moment wstrzymałem
powietrze, bo to było aż za bardzo realne. To nie działo się tylko w
wyobrażeniu, nie mogłem się z tego obudzić. Naprawdę odpinał guzik, rozpinał
suwak. Niech to szlag, prawie krzyknąłem, gdy wsunął dłoń – na razie! – między
spodnie i gacie. Jeśli to był kolejny test, to nie chciałem go oblać. Zadrżałem
z podniecenia, którego nigdy nie czułem i zwariowałbym, jeśli teraz by to
wszystko się skończyło. A mimo to tylko przez chwile się tak droczył, a potem
faktycznie zsunął moje spodnie, nie zdjął ich całkowicie, ale nie było czasu na
analizowanie: a czemu, a po co? Ważniejsze było, że gdy zsunął również
bokserki, miałem ochotę się rozpaść, bo to naprawdę się działo. Nie słyszałem
niczego alarmującego w głowie, nic, co kazałoby się odsunąć. To chyba powinno
mnie przerazić, ale nie było na to czasu. Zamiast tego delektowałem się jego
ruchami na moim penisie, jego ustami na mojej skórze, gdzie celowo zostawiał
mokry ślad po sobie. Zagryzał mnie jak pieprzony komar, a ja byłem coraz
bardziej sfrustrowany. Dochodziłem z jego imieniem na ustach. Powinienem go
ostrzec, ale nikogo to nie obchodziło.
Wstrząsnął
mną taki dreszcz, jakbym kilka godzin wcześniej nie doszedł w kabinie
prysznicowej. Jakbym czekał na to, co nadeszło teraz od bardzo dawna. Może
urodzenia. Bo byłem pewien, że nigdy czegoś podobnego nie czułem. Teraz nie
było miejsca na skrępowanie, chciałem ulżyć też Danowi, nawet jeśli oznaczało
to dotykanie penisa drugiego faceta. Czy mnie to obrzydzało? Nie. Gdybym kiedyś
samego siebie o to spytał, na pewno by mnie obrzydziło.
A
teraz na wiotkich ramionach uniosłem się i złapałem za jego brzeg spodni przy
brzuchu. Był taki idealny, że miałem absurdalną ochotę samemu zrobić wilgotne
ścieżki na tych mięśniach. Zbadać każdy milimetr tego ciała językiem. Och, jak
tego pragnąłem. Aż poczułem na nowo pojawiające się podniecenie. To nie miałoby
końca w takim tempie!
Jednak
Dan siedział na moich udach i nic nie robił. Widziałem jego podniecenie,
kurewsko się odznaczało przez jego spodenki, a mimo to wpatrywał się we mnie
przez małe szparki powiek. Jak mógł być tak opanowany, podczas gdy ja raz
doszedłem i pragnąłem ponownie?
– Ja
też – wychrypiałem.
Nie
byłem pewien, czy dam radę powiedzieć więcej. Miałem nadzieję, że zrozumie, ale
potem oprzytomniałem, że wcale nie powiedziałem tego po angielsku tylko
norwesku i skrzywiłem się sam przez siebie, gdy dotarł ten dźwięk do moich
uszu. To tylko udowadniało, jak angielski był dla mnie nienaturalny na co
dzień. Powtórzyłem to samo, tyle że po angielsku, ale głos dalej był zbyt
zdradziecki. Dan wyglądał tak samo, słowa nawet po norwesku były dla niego
zrozumiałe, albo nie zwrócił na to w ogóle uwagi. Był w amoku. Czy to możliwe?
Podciągnąłem
się siłą woli do wyprostowania pleców, aby być blisko jego twarzy. Chwyciłem go
za kark i musnąłem leniwie wargi, czekając na jakiś przejaw obecności przede
wszystkim duchem ze mną. Gdzieś uleciał, a ja nie potrafiłem wtedy ocenić,
gdzie i czy to moja wina.
A
potem jak obuchem w łeb dotarło do mnie, że to z pewnością moja wina.
Zesztywniałem, rozchyliłem powieki i odsunąłem się nieznacznie. Poczułem lęk,
przeogromny lęk, chociaż nawet słowo nie padło z jego ust.
–
Czy ty... – zacząłem niepewnie – jesteś obrzydzony?
Potrząsnął
głową, budząc się do żywych. Oczy nabrały podejrzanie pięknej barwy, a między
brwiami zjawiła się zmarszczka.
–
Co? – spytał cicho, ale wyraźnie usłyszałem szok.
–
Nie wiem – odparłem szczerze, przełykając strach.
–
Chcę cię – wyznał z taką pewnością, że niemal się rozpadłem, a już na pewno
zawstydziłem. – Bardzo chcę, ale nie chcę cię zmuszać, Remi.
–
Ja też – ponowiłem te słowa, patrząc na jego wargi. – Chcę cię spróbować.
Uniósł
brwi, chyba trochę zaskoczony, kącik ust również się uniósł, ale nieznacznie,
zaraz przybrał poważną minę. Pozwolił mi na to, przed czym sam się opierał i ja
się bałem. Pozwolił mi rozpiąć swoje spodnie, pomógł je z siebie zdjąć, a potem
zrobił to samo z moimi. Byłem piekielnie świadom, dokąd to zmierza i przed czym
się wzbraniał Dan. Jednak zakopałem swój lęk, bo już się pojawił. Na razie
delektowałem się widokiem. Poczułem niesamowitą ulgę, że miał ze sobą
prezerwatywy. Gdy nałożył ją na swojego penisa, było głośno. W mojej głowie.
Może gdyby nie ten nieplanowany szok przed chwilą, nie byłbym trzeźwy. Upoił
mnie dotykiem, dźwiękiem, a finalnie pieszczotą, która doprowadziła mnie do
szczytu. Wtedy na pewno mniej by mnie niepokoiła myśl, że to się naprawdę
stanie.
Może
nie zwróciłbym takiej uwagi, że bierze też lubrykant. Przez chwilę czułem
zawroty głowy. Boże, naprawdę byłem gejem. Leżałem pod innym facetem i miałem
być przez niego penetrowany. Jeśli by do tego doszło, nie byłoby odwrotu.
Uprawiałbym seks z facetem.
–
Oddychaj, Remi.
Podskoczyłem
minimalnie na słowa, które sprowadziły mnie na ziemię. Odłożył lubrykant gdzieś
na pościel obok, aby się nade mną pochylić i pocałować czule. Zauważyłem, jak
mój oddech przyspieszył i może rzeczywiście miał rację, że przestałem oddychać
i płuca domagały się tlenu. Oparł swoje czoło o moje, przełknął ślinę.
–
Nie musimy, Remi. Nie zmuszaj się, proszę.
–
Boję się – wyznałem z drżeniem w głosie. – Przepraszam.
–
Nie masz za co – szepnął w moje usta i znów zetknął je ze swoimi. – Jest
dobrze.
–
Chcesz tego, prawda?
–
Oczywiście, ale...
–
Ja też – powtórzyłem. – Jestem skomplikowany. Może nie być łatwiej. Boję się,
ale nie będzie mi łatwiej.
–
Remi...
–
To coś innego! – wszedłem mu desperacko w słowo. – Z kobietami nie mogłem, a z
tobą po prostu się boję bólu i faktu... że naprawdę będę gejem. Ale to nie
znaczy, że nie chcę. Chcę, kurwa, bardzo. Podobasz mi się.
–
Remi.
Złapał
mnie mocno za biodro, wbił w skórę palce, a ja jęknąłem. Nie spodziewałem się
tego, ale ten jeden gest rozprzestrzenił promienie podniecenia po całym ciele,
rozbudził coś, co, zdaje się, przygasało. Czułem penisa przy swoim. Oddychałem
szybciej i musiał widzieć, że go potrzebowałem. Że to nie było wycofywanie się,
bo facet nie był dla mnie. Chciałbym, aby tak było, byłoby prościej.
–
Zaufasz mi? – spytał.
–
Tak.
Nie
musiałem się długo zastanawiać nad odpowiedzią, bo Dan już wcześniej zdobył
moje zaufanie. Powiedziałem mu o wiele za dużo, a nawet Anja nie wiedziała o
mnie niektórych rzeczy. Przecież blokowała nas bariera językowa! Teraz to
jednak nie miało znaczenia, bo moje proste potwierdzenie zrzuciło kurtynę.
Nawet jeśli kurczowo czepiałem się materiału pod sobą, nawet jeśli obawiałem
się co będzie, to Dan tylko czasem poświęcał dłuższą chwilę na rozważania
rezygnacji. Nie rezygnował, ja sam nie chciałem, żeby to robił i musiał to
widzieć w moich oczach i postawie. Dlatego, gdy wsunął nawilżony palec, robiłem
wszystko, co w mojej mocy, żeby nie krzyknąć. Nie musiałem tego przechodzić
sam, Dan rozumiał, starał się mi pomóc, i skłamałbym, gdybym powiedział, że
słabo mu szło. Szeptał mi kojące słowa do ucha, takie, które nie musiały
przelatywać przez tłumacza w głowie. Muskał ustami moją szyję, szczękę, pierś,
odciągając od myślenia o tym, że porusza we mnie palcem. Że sprawił
rozluźnienie się moich mięśni. Podniecenie chwyciło przynętę, nawet gdy
dokładał palce.
Bolało,
oczywiście, że tak, ale to ginęło gdzieś pod płaszczem czułości i chęci
doznania więcej Dana. Szeptał, żebym się nie powstrzymywał, żebym wydawał
dźwięki, jakie chce i myślałem, że wiem, o co mu chodzi, ale się pomyliłem.
Naparł na moje wejście główką penisa i gdy znów chciałem zagryźć wargę do krwi,
syknął i przycisnął swoje do moich. To było gwałtownie i mocne, pocałunek, jak
i wejście. Jego usta stłumiły głośny krzyk, w oczach pojawiły się łezki, które
scałował. Sapnął z rozkoszy – rozpoznałem to – gdy był we mnie. Nie poruszał
się, czekał cierpliwie, wykonując na nowo wszystko to, co robił wcześniej, aby
pomóc mi się uspokoić, a jednocześnie podniecić do tego stopnia, aby strach
odleciał na daleki plan.
Był
za cierpliwy, podziwiałem go. Gdy zaczął się poruszać, to było straszne. I nie
mówię o doznaniach, a naszych ruchach. Obaj kompletnie nieporadni; Dan chciał
głębiej i szybciej, jego szaleństwo w oczach mówiło o tym jasno, zaciśnięte
szczęki także, a ja chciałem, żeby stało się to prostsze. Stało się, gdy tylko
się do jego penisa w sobie przyzwyczaiłem. Jęczałem, ale nie było w tym już
bólu, a chęć doznań. Mógł się rozluźnić, mógł przyspieszyć nieznacznie.
Pomieszczenie wypełniało się dźwiękami naszych ciał.
–
Remi, uwielbiam cię takiego – wysapał, przygryzając moją skórę na szczęce.
–
Więc nie przestawaj.
Trudno
określić, o co konkretnie mi chodziło. Ale musiał zrozumieć wszystkie
znaczenia, bo uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie mocno. Nie przestawał się
poruszać i nie przestawał mnie uwielbiać. Tym lepiej. Szkoda tylko, że zapomniałem
o jednym drobnym szczególe.
Za
tydzień mieliśmy się rozstać w swoje strony.
Komentarze
Prześlij komentarz