Find it Cz.19
–
Zdałem! – krzyknął radośnie Nils.
Jego
dziewczyna od razu wpadła mu w ramiona i gratulowała obfitymi pocałunkami.
Uśmiechnąłem się na ten widok nieznacznie. Byli dobraną parą, chociaż po szkole
krążyły ploty, ażeby do siebie nie pasowali i przewidywano szybkie zerwanie.
Ktoś tam musiał stracić na zakładach, bo byli zakochani po uszy, a mieli tylko
po piętnaście lat!
–
Kyle, a ty? – spytała Loli, gdy podchodziła z chłopakiem do mnie.
–
Może nie na sto procent, ale wyciągnąłem się – zapewniłem z dumą. Nils pchnął
mnie delikatnie, ale nic więcej.
–
Ostatnie dni w tej szkole i się rozchodzimy. Będę tęsknić – przyznała z
grymasem smutku.
Chciałbym
powiedzieć to samo, ale skłamałbym. Ani Loli, ani Nils nie byli mi jakoś bardzo
bliscy. To raczej znajomość z obowiązku niż z chęci. Siedzieliśmy obok siebie,
wymienialiśmy zadaniami, które spisywaliśmy jedno od drugiego. Na początku,
owszem, mógłbym nazywać naszą paczkę przyjaciółmi, ale wszystko wzięło w łeb w
chwili, gdy poznali mój... dar. Nie rozumieli go i wyśmiewali do tego stopnia,
że wycofałem się w cień. Żart, tym tłumaczyłem swoje słowa. Nils niby nie
wierzył, że słyszę więcej, ale od tamtej pory skutecznie się zdystansował i
przestał mówić więcej, niż było konieczne. Może miało też na to wpływ moje
oglądanie się za facetami, co brał za objaw homoseksualizmu. Nie postrzegałem
tak siebie. Oceniałem tylko ludzi, którzy mogliby się okazać lepsi jako
materiał na przyjaciół niż ta dwójka.
Loli
była miła, ale im więcej czasu z nią spędzałem, tym bardziej pojmowałem, że nie
jest mi bliska. Ot, zwykła osoba, która rozmawia z grzeczności niż
przyjemności. Dawałem sobie radę przez te wszystkie lata, nie mogłem narzekać,
wielu miało gorzej. Niektórzy mieli głowy spuszczane w kiblach, byli bici lub
prześladowani na każdym kroku. Z Nilsem i Loli nie było aż tak źle. Jeśli Nils
traktował swoje podejrzenia o mojej orientacji poważnie, nikomu o tym nie
mówił.
–
Idziemy na miasto. Idziesz z nami? – spytała uprzejmie Loli.
–
Nie, nie mogę. Muszę skoczyć do biblioteki. Bawcie się dobrze.
–
Taki mamy zamiar.
Puściła
mi oczko i wzięła chłopaka pod ramię. Ja w spokoju wróciłem do szkoły, aby
oddać zaległą książkę. Zauważyłem przed drzwiami, jak jakiś chłopak w
zdecydowanie niemodnych okularach zbiera z posadzki porozwalane rzeczy. Zbyt
oczywisty widok, który przetaczał się przez szkołę co tydzień. Ktoś musiał go
ośmieszyć i to zaraz pod biblioteką. Obejrzałem się wkoło, ale byłem na
korytarzu sam. Postanowiłem pomóc mu pozbierać rzeczy, więc gdy się obaj
wyprostowaliśmy, okazał się parę centymetrów niższy ode mnie. Uśmiechnąłem się
do niego i oddałem rzeczy.
–
Dzięki – powiedział łamiącym się głosem. Albo złamanym. Musiał już wcześniej
trząść się ze strachu.
–
Jesteś z drugiej?
Sam
nie wiem, dlaczego chciałem to wiedzieć.
–
Nie, pierwszej – odpowiedział zmieszany, ale dzielnie patrzył w moje oczy. Jego
miały ładny odcień zieleni, całkiem hipnotyzujący przy tych bladych włosach.
Przez chwilę zabrakło mi aż języka w gębie.
–
W takim razie życzę ci powodzenia.
Wyminąłem
go i wszedłem do biblioteki, aby w końcu móc oddać książkę i wrócić do domu.
Mama na pewno przyrządziła na obiad coś pysznego, a tata próbował swoich sił w
malarstwie. Ciekawe, ile kaw już wypił? Uśmiechnąłem się na swoje myśli.
Podjechałem
do naszego domu jednorodzinnego na rowerze. Szkoła nie była jakoś daleko,
dlatego nie traciłem czasu na autobus, ani rodzice pieniędzy na paliwo. Poza
tym rowerek był zdrowszy i mi to pasowało.
Zeskoczyłem
z niego, w drodze do drzwi zdejmując z ramion plecak. Odstawiłem go od razu
przy butach, które zzułem i poszedłem do kuchni. Mama siedziała przy oknie z
parującym kubkiem i patrzyła w dal, chyba nawet mnie nie dostrzegła. Podszedłem
po cichu i objąłem ją ramionami, całując w tył głowy.
–
Kyle – odezwała się wesoło. – Przepraszam, zamyśliłam się.
–
Mam nadzieję, że na temat smaku tortu – zażartowałem, odsuwając się, aby mogła
na mnie spojrzeć. Zrobiła to.
–
Oczywiście, że będzie miętowy.
Wytknęła
na mnie język, a zaraz wstała.
–
A wiesz, że chcę kawowy? – udałem oburzenie. – Gusta mi się zmieniają, mamo.
Jak możesz nie wiedzieć, że teraz wolę kawę?
–
Może dlatego, że non stop chlejesz miętę, a nie kofeinę? – zgasiła mnie,
uszczypnęła w policzek i podeszła do kuchenki, aby przygrzać obiad.
–
No dobrze, ale pewnego dnia przyłapiesz mnie z fusami po kawie, jak tatę.
–
Na litość Boską, jeśli ty też zaczniesz malować wszystko fusami z kawy, to
przysięgam, że pozbędę się jej z domu. Całej – groziła z surową miną i
szpatułką wymierzoną w moją osobę. – Kyle, nie chcesz tego. Tak jak zdenerwować
ojca, że zabierasz mu sens pracy.
–
Na jego serce przynajmniej dobrze zadziała – odpowiedziałem obojętnie,
wzruszając ramieniem.
–
Fakt – przyznała i powróciła do mieszania.
Nakrycia
wylądowały na stole, ale o jedno za mało, co mama wytłumaczyła tylko krótkim
„tata dziś nie zje". Zawsze jadł. Nawet jak był w szale twórczym, to
zasiadał do wspólnego posiłku. To było jak święto jak dla niektórych
cotygodniowa wizyta w kościele. Wydawało mi się to podejrzane, ale nie chciałem
drążyć. Moje urodziny były za ponad tydzień, więc może szykował niespodziankę?
Kończyłem szkołę i piętnaście lat, to całkiem niezła parka wydarzeń. Krótko
mówiąc: siedziałem cicho i jadłem.
To
był błąd.
Wyszedłem
na rower i wróciłem dopiero koło siódmej wieczorem. Zapowiadało się na deszcz,
więc wolałem nie szlajać się do późna. Ojca samochód stał na podjeździe, choć o
tej porze przeważnie chował go w garażu. To mnie martwiło. Odstawiłem rower pod
dom, nawet nie przejąłem się tym, że mogą go ukraść. Wszedłem do domu i
zastałem ogłuszającą ciszę. Nienawidziłem ciszy, ona zwiastowała zawsze coś
złego. Nie byłem niczego świadom, ludzkie głosy podpowiadały, czego się
spodziewać. Cisza? Nigdy konkretnie. Podszedłem do taty pracowni, od której
drzwi były uchylone. Siedział rozparty na skórzanej sofie z drinkiem w dłoni.
Butelka brązowego trunku stała na stoliku przed nim, a on miał zamknięte oczy i
po prostu siedział ze szklanką w dłoniach między nogami. Obleciał mnie strach,
zimne dreszcze.
Tata
często tracił zlecenia, ale nigdy nie wyglądał na tak zdruzgotanego, jak w
tamtej chwili. Wszedłem do pomieszczenia, skrzypnęła podłoga, a tata otworzył
oczy i się uśmiechnął. Był pijany.
–
Ile ty wypiłeś? – spytałem, spoglądając na w połowie pustą butelkę.
–
Za mało, żeby nie myśleć, za dużo, żeby ustać.
–
Jechałeś autem pod wpływem?
–
Przeżyłem – odpowiedział. – Ale ty nigdy tego nie rób. Błędy rodziców są po to,
żeby dzieci ich nie musiały popełniać.
–
Tato, nie mów mi teraz swoich mądrości! – krzyknąłem zrozpaczony. – Mogłeś mieć
wypadek, mogłeś zginąć!
–
Ale żyję – odparł beznamiętnie, jakby wcale go to nie cieszyło.
Szybko
do niego podszedłem, zabrałem szklankę i złapałem za dłoń. Była ciepła, ale
dziwnie zimna jednocześnie.
–
Mogłeś nie żyć – wyrwało mi się cicho. – Co bym wtedy zrobił?
–
Zamieszkał z mamą. I tak zamieszkasz.
Odwrócił
głowę, opierając jej tył na miękkiej sofie. Nigdy nie był tak zdystansowany,
udręczony. Jego głos, przez alkohol, był trudny w odczycie. Przeplatał się
smutek, pustka i złość. Co było pierwsze, co wynikało z tego i było drugie, a
co końcem? Ścisnąłem dłoń taty. W takim stanie raczej niczego nie wyciągnąłbym
z niego. Pomogłem mu wstać, ale wtem on coś warknął i padł na sofę.
–
Tu śpię. Niech Margaret korzysta.
Machnął
niechlujnie dłonią, opadając na swój bok i układając się do snu. Nie
rozumiałem, co on mówi i jak mam to rozumieć? Pokłócili się? Tylko to brzmiało
sensownie, już wcześniej mieli sprzeczki, ale tata z ich powodu nie upijał się
do tego stopnia! Okryłem go kocem, zabrałem alkohol i wyszedłem, gasząc za sobą
światło. Czułem ciężar na barkach, czułem zalążek mrowienia w mięśniach. Coś
miało się zdarzyć.
Zdarzyło
się, trwało cały czas.
Całą
noc pilnowałem ojca, a mama po prostu zapadła się pod ziemię. Zjawiła się
dopiero przed szóstą i zastała mnie zmęczonego w kuchni z kubkiem mięty.
Uniosła zaskoczona brwi i podeszła.
–
Masz niestrawność?
–
Co się stało? – odbiłem piłkę ochrypłym głosem. Byłem zmęczony i udręczony
teoriami. Miałem na nie wiele czasu.
–
Kyle...
–
Tylko nie głaskanie.
Sposób,
w jaki wymówiła moje imię, był przygotowaniem do ciężkiej rozmowy. Kyle,
kochamy cię, ale nie możemy ci na to pozwolić. Kyle, porozmawiamy, jak
podrośniesz. Kyle, nie możesz zjeżdżać po schodach na desce. Kyle, może pograsz
na wiolonczeli? Kyle, nie chciałbyś spróbować czegoś innego? Kyle, Kyle, Kyle.
Tata
przerwał naszą rozmowę, gdy wszedł skacowany do kuchni. Na widok mamy tylko
odwrócił wzrok i nalał sobie wody do szklanki. Był zwrócony do nas plecami.
Podpierał się o blat dłonią, w drugiej dzielnie trzymając naczynie.
–
Ruben, ty piłeś? – dziwiła się.
–
Pił i przyjechał pijany do domu – dopowiedziałem, a jej oczy niemal rozszerzyły
się do granic możliwości.
–
Zwariowałeś?! – wrzasnęła. – Robisz to celowo? Chcesz, abym miała wyrzuty
sumienia?
–
Nie kręci się wszystko wokół ciebie – odpowiedział jej opanowany. – Powiedz mu.
Ja tego za ciebie nie zrobię, nie licz na to.
–
O czym? Dowiem się wreszcie, o co tu chodzi?
Przerzucałem
wzrok z taty na mamę. Była smutna i widziałem, jak przestępuje z nogi na nogę.
Siadła naprzeciwko mnie i złapała moje dłonie wraz z kubkiem w swoje. Poważna
rozmowa.
–
Musisz wiedzieć na początek, że kocham cię najbardziej na świecie – zaczęła w
bardzo zły sposób, a jej głos jasno mówił, że będzie 'ale', które to wszystko
przekreśli. – To głównie sprawa między mną i tatą, ale jesteś naszym synem i
to, co teraz będzie się działo, nie przejdzie bez echa.
–
Co się stało?
–
Od dłuższego czasu... Źle. – Westchnęła ciężko. – Kilka miesięcy temu poznałam
pewną kobietę. Zaprzyjaźniłyśmy się podczas mojego szkolenia, pamiętasz ten
czas z pewnością. – Posłała mi krótki uśmiech. – Próbowałam się przed tym
wzbraniać, ale moje uczucia już się zmieniły. Twój tato wie, że od zawsze byłam
pośrodku.
–
Pośrodku czego?
–
Orientacji. – Przełknęła ślinę, a ja zamarłem. – Twój tato jest hetero, a ja...
ja zawsze byłam wolna. Nie kategoryzowałam, nie interesowało mnie, co ma ciało
do zaoferowania, bo kochałam za to, kim ten ktoś jest. I...
–
Ty chyba nie chcesz mi powiedzieć, że ty z tą kobietą...
Nie
mogło mi przejść to przez gardło, bo gdyby przeszło, okazałoby się prawdziwe,
namacalne. Moje uszy by to usłyszały, moje ciało wybiło silny dreszcz
przerażenia, bo jakby już mrowienie nie rozrosło się na kończynach.
–
Zakochałam się w niej. A z twoim tatą się rozwodzę – podsumowała.
Wyrwałem
dłonie z tych jej tak szybko, że herbata się rozlała. Nie była parząca, ale i
tak w kontakcie z cieczą mama również cofnęła dłonie. Patrzyła na mnie z bólem
i oczekiwaniem, aż zrozumiem. Wesprę ją. Dobre, kurwa, sobie!
–
Zostawiasz nas dla jakiejś kobiety?! – krzyczałem, a w oczach mamy zbierały się
łzy.
–
Kyle, synku, przecież nie mam zamiaru cię porzucać.
–
A co? Zabrać ze sobą i przedstawić drugą mamę?! – ironizowałem, prychając z
pogardą. – Jesteś śmieszna.
–
Remi – odezwał się tata.
Zawsze
używał mojego drugiego imienia, bo twierdził, że lepiej mi pasowało, niż to
pierwsze, które wybrała mama. To był wewnętrzny konflikt rodzinny. Moje imię
było czasem zapisywane jako „Kyremi", gdy sobie jaja robili, ale nie przeszkadzało
mi to, że każde z nich inaczej do mnie mówiło. Mamie Remi nie przechodziło
przez usta, a tata Kylem nazywał mnie tylko w wymagającej tego sytuacji.
–
Powiedz, że żartujesz? – prosiłem ostatkami nadziei.
–
Synku. – Zakryła sobie usta dłonią i już pozwala łzom płynąć.
Odsunąłem
się krzesłem i wyszedłem z kuchni. Nikt z nich mnie nie powstrzymał, co było
bardzo dobre. Uciekłem z domu na długą izolację od wszystkich i wszystkiego.
Modliłem się, że może to jednak sen. Przecież jeszcze kilka dni temu widziałem
ich, jak się całują i obejmują, jak żartują do siebie. Cholera, planowali nawet
święta za kilka miesięcy! Tak, to musiał być sen albo kiepski żart z ich
strony. Tylko bardzo realny. Tata upity i rozkruszony na kawałki, płacząca
mama, która nigdy nie była dobrą aktorką.
A
deszcz w nocy zmoczył chodniki.
Wróciłem
do domu wypruty z emocji i oczekiwań. Czułem się samotny. Już rozumiałem,
dlaczego tata zachowywał się w ten sposób wieczorem. Jego zostawiła ukochana.
Oczekiwał, że z nią zamieszkam? Jak mógłbym go zostawić?
Wszedłem
cicho do wnętrza i zostałem tatę, który siedział z kawą w salonie. Bez
telewizora, bez książki, bez muzyki. Po prostu pochylał się nad stolikiem i
zakrywał sobie twarz dłonią. Człowiek, który zawsze był taki uśmiechnięty,
sarkastyczny i zapracowany, teraz garbił się niechlujnie i zapijał smutki kawą,
wsłuchując się w uderzanie grubych kropli deszczu o szyby.
Zostawiłem
go samego, czułem, że nic więcej nie wskóram. Były rzeczy, które trzeba było
samemu przetrawić. Porzucenie było właśnie jedną z nich. Usiadłem więc w nogach
swojego łóżka, oparłem się o barierkę i patrzyłem w noc za oknem. Kropelki
spływały po szybie, łącząc się w strużki, a potem znikając gdzieś za ramą.
Przyciągnąłem do siebie nogi. Trudno określić, ile tak siedziałem, ale w końcu
ktoś przyszedł do mnie. Bałem się, że to mama, ale po stylu chodzenia oceniałem
raczej ojca. On zawsze stąpał cicho – może zboczenie synestezji? – a mama
pewnie. Różnili się. Nie sądziłem tylko, że aż tak bardzo.
–
Mogę? – spytał cicho, jakby nie chciał kogoś obudzić.
Kiwnąłem
głową, a ten siadł nieopodal mnie, ale naprzeciwko, aby móc na mnie patrzeć.
Trzymał nogi na ziemi, może wpadł na chwilę. Bałem się spojrzeć mu w oczy, jego
głos i tak wszystko mi mówił. Na co mi wzrok?
–
Sprzedamy ten dom – mówił stanowczo, a mi serce przyspieszyło bicia. –
Zamierzam przeprowadzić się do czegoś mniejszego na obrzeżach Oslo. Bliżej
pracy, dalej od centrum.
–
Sam? – wymknęło mi się i poczułem, jak mój głos drżał.
–
Jeśli chcesz zostać...
–
Chcę – zdecydowałem i patrzyłem mu w oczy, tylko to trudne, gdy widok zamazują
ci łzy. – Chcę zostać z tobą, tato, proszę, nie zostawiaj mnie.
–
Remi, nigdy bym cię nie zostawił, dziecko.
Przysunął
się szybko i mnie przytulił, a ja jak małe 'dziecko' wczepiłem się w jego ciało
i płakałem. Głośno. Drżałem. Szlochałem. Cała złość i żal, który we mnie
wezbrały od poprzedniej nocy, teraz właśnie znalazły ujście. Nie mogłem
przestać, a dłoń taty głodziła moje plecy. Słyszałem, że on też cicho płacze,
gdy do mnie mówił:
–
Proszę, musisz się uspokoić. Rozchorujesz się, jeśli będziesz płakał, nawet nie
zdjąłeś mokrych ubrań.
Traciłem
dom, traciłem rodzinę, traciłem szkołę. Jakby nie patrzeć, wszystko to
wcześniej czy później mnie czekało, ale stało się tak nagle. Stresowałem się wyższą
szkołą, a na domiar złego miałem teraz zaczynać nie tylko w nowej placówce
edukacyjnej, ale także w nowym miejscu, które miałem nazywał domem. Tylko z
tatą. To przerażało i bolało. Myśl, że tata chciałby żyć beze mnie, bo żywił do
mnie uraz z powodu mamy. Ale chyba nie żywił.
–
Zdałeś wszystko, powiem dyrektorowi, że się rozchorowałeś – powiedział,
ocierając moją twarz z łez, gdy potok się skończył. – Chyba że chcesz...
–
Nie – odpowiedziałem od razu. – Nie chcę już tam wracać.
–
Dobrze. Poradzimy sobie, tak? – Pochylił się, aby wyłapać mój wzrok. – Jesteś
silny.
–
Ty też.
Uśmiechnął
się i na szczęście to nie było wymuszone. Zasnąłem z tym widokiem i słowami.
Miało być lepiej, mieliśmy sobie poradzić. Sami. Kolejnego dnia wstałem
silniejszy dzięki tej rozmowie, tym łzom. Widok mamy w kuchni aż tak mnie nie
raził, a przynajmniej nie zadawał bólu. Budził tylko wstręt. Podeszła do mnie,
oczekiwała czegoś.
–
Czy... naprawdę nie chcesz... zrozumieć?
–
To, że zdradzałaś ojca od tygodni, a może miesięcy, myśląc o tej... drugiej? –
Skrzywiłem się i zrobiłem niezidentyfikowany gest z dłoni, gdy zabrakło mi
określenia na jej kochankę.
–
Nie zdradziłam twojego taty! – żachnęła się.
–
Może nie fizycznie, ale skoro rozważałaś odejście, to chyba można mówić o
zdradzie?
–
Kyle, czy wadzi ci to, że jest to kobieta? Myślałam, że...
–
To mógłby być facet, a dalej sytuacja wyglądałaby tak samo! – wrzeszczałem na
cały dom, a mama kuliła się w sobie, widziałem to. – Oczekujesz, że
przyklaszczę ci i powiem „tak, cudownie, że niszczysz naszą rodzinę i
odchodzisz z kochanką"? To muszę cię podwójnie rozczarować, bo wcale tego
nie rozumiem i nie zrozumiem.
–
Czyli powinnam być z twoim tatą tylko i wyłącznie, aby cię zadowolić? –
spytała, a jej głos zdradził, jak bardzo bolały ją te słowa.
–
Nie – odpowiedziałem krótko.
–
To dlaczego...
–
Bo nie potrafię zapomnieć, że kilka dni temu udawałaś szczęśliwą żonę, a dziś
mówisz, że wcale nie byłaś – powiedziałem cicho, a jej usta rozchyliły się
delikatnie. W tle doszedł mych uszu dźwięk kroków ojca. – Tak perfekcyjnie
udawałaś kochaną żonę. Odejdź. Po prostu spraw sobie kolejne dziecko, buduj
rodzinę od zera i potem ją zburz, aby zbudować kolejną.
–
Kyle.
–
Skończ! – znów podniosłem głos, a ona się wzdrygnęła. – Nie mogę się doczekać,
aż znikniesz z naszego życia i już nigdy się w nim nie pojawisz. Zniknij, po
prostu, kurwa, zniknij.
Wyminąłem
ją i zabrałem tylko buty, aby ubrać je na schodkach przed drzwiami. Usiadłem i
zabrałem się do wiązania, a przez otwarte okno obok drzwi usłyszałem coś, czego
się kompletnie nie spodziewałem.
–
Przypomina twoją matkę. Pamiętasz? Gdy twój brat uderzył żonę, skreśliła go ze
swojego życia na zawsze. Modlę się, aby kiedyś wpisał cię w swoje życie, ale
nie sądzę, aby to nastąpiło szybko. On krzyczy za nas dwóch.
–
Więc mam go zostawić? Tego oczekujesz?
–
Nas, Margaret – poprawił ją sucho. – A gdy będzie gotów, sam do ciebie
przyjdzie.
Nie
dojrzała we mnie ta myśl i wątpiłem, aby się to stało. Szybko za to pozbyłem
się wyrzutów sumienia, smutku, które ustąpiły miejsca złości i determinacji.
Chciałem pokazać tacie, że on może przechodzić swój zawód, a ja będę tym, który
go wesprze. Jego zastoje w wenie, jego braki w kawie. Nowy dom, nowe
możliwości. A mimo to tata siedział nad pustym płótnem, a gdy sięgał po kubek
kawy, nawet nie spostrzegł, że go tam nie ma i sam wkładam mu świeży w dłoń.
Wtedy uśmiechał się szczerze i ciepło jak zawsze. Wieczorami, gdy nie
patrzyłem, przesiadywał w ciszy nad książką, ale wcale jej nie czytał.
Gotowałem,
sprzątałem, wyprzedzałem jego o krok. Robiłem wszystko, aby on mógł dostrzec,
że nie jest sam. Zjawienie się Anji rozkruszyło jego majaki. Teraz oczy
rzadziej zachodziły mu mgłą. Dyskutował z dziewczyną, jak z rówieśnikiem lub
córką, zależy od dnia i rozmowy. Jego blokada twórcza zniknęła na dobre,
zlecenia płynęły coraz efektowniej. Martwił się o mnie w takim samym stopniu
jak ja o niego. Nie chciałem już nigdy więcej widzieć go zamyślonego i
smutnego. A przede wszystkim roztrzaskanego na kawałki.
Wybrałem
ojca, skreślając czarnym flamastrem matkę.
Komentarze
Prześlij komentarz