Find it Cz.23
–
Świetne wakacje, by the way – mruknęła humorzaście Anja,
mieszając norweski z angielskim.
Robiła
to chyba tylko dla wdrążenia się, bo jej angielski też wybitny nie był. Na
pewno lepszy od mojego, gdy tu przypłynąłem, ale wciąż daleki od perfekcji
Urlika czy Zoe.
Spoglądała
przez ochlapane deszczem okno i ciągle wyczekiwała, aż przestanie padać. Opady
były mniejsze niż poprzedniego dnia, ale kolejnego od rana nas przygwoździły w
pokoju. Jedynie wyszliśmy z niego, aby zjeść posiłek w rezerwacie, gdzie Helmer
dostarczył ciepłe dania. Urlikowi to nie wadziło, siedział ze słuchawkami na
uszach i słuchał podcastu, który sobie pobrał na drogę, a Zoe czytała jakąś
książkę.
Spędziłem
noc w pokoju przyjaciela. Nie miałem ochoty szukać Dana podczas tych opadów i
wichur, to nie było bezpieczne, a i cała trójka protestowała. Na szczęście
miałem do obgadania z Urlikiem kilka spraw z kanałem i wyszła pół nocna
pogawędka o sponsorach, którzy się odezwali do współpracy, o jego klipie z
wypadu z kuzynem na urbex.
–
Wszystkie komentarze dotyczyły twojej osoby – mówił z uśmiechem. – Gdzie twój
przyjaciel? Pokłóciliście się? Już nie prowadzicie razem kanału? Bo jakby
należał w ogóle do mnie.
Pocieszające,
że miałem tylu mini fanów na kanale. Nasze filmy dostarczały edukacji –
uczyliśmy się historii danych miejsc, jeśli takowa istniała i opowiadaliśmy ją
w filmie – i rozrywkę. Czasem musieliśmy uciekać przez ochroną, czasem zdarzały
się spotkania z bezdomnymi lub okoliczną młodzieżą. To dostarczało dreszczyku
adrenaliny i chwytliwego tytułu.
–
Odpisałem na wszystkie maile, większość sponsorów to krótkie reklamy, ale
sowite profity. Wysłali na naszą skrytkę sprzęt wysokiej klasy – mówił z
entuzjazmem – a inni dali nam kod do programu do montażu i obróbki. Jak
podliczyłem, wychodzi kilkadziesiąt tysięcy koron.
Zarabialiśmy
na kanale, owszem, ale więcej zysku szło ze współprac niż reklam. Mimo to
podliczając wszystko, wychodziliśmy gigantycznie na plus. Mogliśmy sobie
pozwolić na lepszą uczelnię w Oslo, która doszkoliłaby nas w wymarzonym
kierunku oraz dała perspektywy.
–
Dziś wrócę do domu po swoje rzeczy – podjąłem temat, siadając na łóżku przy
wyciągniętych nogach Urlika. Ten, jakby wcale nie skupiał się na podcaście,
otworzył oczy i zdjął słuchawki.
–
Nie masz zamiaru mieszkać więcej z matką? – dopytywała Anja, ale nie odrywała
wzroku od widoku zza oknem.
–
Nie. Może zostanę u Dana.
–
Na wieczne ruchanie?
Odwróciła
się, ale słyszałem, że w jej głosie napiętą nutę. Jakby siliła się, aby nie
warknąć na coś lub kogoś i nie przekląć. Może żałowała swojego przyjazdu tutaj.
–
Na zmianę ról, dokładnie – zakpiłem.
Zoe
odłożyła książkę i wstała, aby wyjąć coś z kieszeni swoich niebieskich dżinsów.
Najpierw sprawdziła przednie kieszenie, a potem wsunęła dłoń do tylnej i wyjęła
stamtąd coś małego, rzucając tym we mnie. Pochwyciłem pakunek i niemal mnie
zatkało.
–
Skąd wiesz, jaki ma rozmiar siurka? – dziwiła się Anja.
–
Zaryzykowałam – skwitowała, siadając i znów biorąc książkę w dłonie.
Tymczasem
w moich był pakunek z prezerwatywą. Jedną. To chyba była oznaka, abym nie
próbował więcej być na górze, bo to nie będzie dla mnie. Wsparcie przyjaciół
było cenne, trzeba ważyć każdy gram. Darmowa gumka zawsze się przydaje, a ja
nie wziąłem ani jednej ze sobą, dlatego podziękowałem jej. Werbalnie.
–
A ty nie masz swoich? – zaciekawiła się blondynka.
–
Po co mi gumki na wyspie? Nie chciałem uprawiać seksu.
–
Nie wziąłeś wcale? – dziwił się Urlik. – Wakacyjne romanse są najlepsze.
–
Zapomniałem, że w zeszłym roku spałeś z pięcioma w ciągu miesiąca.
–
Otóż to.
Puszył
się, ale przez to, że on miał z kobietami nader łatwo, przestało nas to dziwić.
Zbajerować to on potrafił samym patrzeniem.
–
Na Bogów tej wyspy, przestało lać! – pisnęła podekscytowana Anja, wylatując z
pokoju jak z procy.
Zoe
śmiała się promiennie, odkładając lekturę i idąc w jej ślad. Chwyciła mnie za
kołnierz, więc i mi nie pozostawiła wyboru. Po chwili szedłem z nią ramię w
ramię, a raczej pod ramię. Urlik porzucił swoje słuchawki i także poszedł za
nami. Powiedziałem mu, że tutaj nikt nie kradnie, więc nie musi zamykać. Jednak
jeśli zniknąłby jego laptop i kamera, to miałbym potworne wyrzuty sumienia.
–
Może lepiej zamknij.
Zoe
parsknęła śmiechem, zmuszając mój policzek do słuchania się jej wskazującego
palca, który twardo się w niego wbijał i kierował twarz przed siebie, a nie za.
Zeszliśmy po schodach i dopiero na parterze zastaliśmy Anję, która...
–
O mój Boże – szepnąłem pod nosem, prawie wstrzymując wzdrygnięcie. Prawie słowo
klucz, bo się nie udało. – Tylko nie Castor.
Gdy
jego wzrok spoczął na mnie, a potem na moich pozostałych przyjaciołach, czułem
się oceniany. Ten facet trafił na listę moich nieprzyjaciół z powodu homofobii.
Anja jeszcze się do niego łasiła.
–
Kyle!
Odwróciłem
wzrok i zauważyłem Nevin z Aliną. To chyba zebranie moich wrogów w jednym
miejscu, brakowało tylko Alexis do kompletu i mogłem umierać. Długowłosa Nevin
szczerzyła się promiennie na mój widok, za to jej towarzyszka taksowała
wzrokiem moich przyjaciół.
–
Kyle? – powtówrzył cicho Urlik.
Właśnie
zdałem sobie sprawę, że wszyscy poznali mnie jako Remiego. Kyle był martwy od
czasu przeprowadzki i może nawet sama Anja nie słyszała tego imienia, choć tego
nie byłem pewien. Możliwe, że nasi rodzice wyjawili sobie więcej szczegółów.
–
Nevin, widzę dobry humor? – powiedziałem zaskakująco płynnie po angielsku.
–
Och, tak! Mojemu bratu urodziło się dziecko i wybrali mnie na jego matkę
chrzestną!
–
Gratuluję!
–
Dzięki.
–
Cześć, ja też gratuluję, Anja jestem.
Blondynka
wpierdzieliła się między nas i wystawiła dłoń do nowo poznanej czarnowłosej. Ta
od razu ją uścisnęła.
–
Nevin. A to Alina – wskazała głową na przyjaciółkę. – Castora poznałaś?
–
To ciacho za mną? – szepnęła prowokacyjnie, a jej rozmówczynia zaśmiała się
serdecznie.
–
Kiepski moment wybraliście na odwiedziny wyspy – zauważyła Alina, chociaż
usłyszałem, że nie do końca wiedziała, jaką taktykę obrać. Opryskliwość czy
może szacunek.
–
Jesteśmy tutaj dla Remiego – wtrąciła Zoe z twardym akcentem, od którego się
odzwyczaiłem. Angielski jakoś to spotęgował.
–
Och, to jest twoja dziewczyna z lądu?
Anje
złapał silny duszący kaszel, więc Urlik ze śmiechem zaczął klepać ją po
plecach. Zoe posłała mi spojrzenie, które mówiło wszystko. Miałem przejebane.
–
Oczywiście. Mam sprać mu dupę? Był niemiły? – Ścisnęła moje ramię, aż prawie
złamała mi kość.
– Kurwa,
Zoe! – warknąłem po norwesku.
–
Nie, był zaskakująco miły – odezwała się dalej z nutą niepewności. –
Właściwie... przepraszam, pocałowałam go.
–
Ty co? – zdziwiła się Nervin, Castor także uniósł swoje brwi wysoko.
–
Od kiedy ty taka dziarska?
–
Chciałam... – zawahała się. – Po prostu myślałam, że w słaby sposób spławił
Tesse, okej? Chciałam się na nim odegrać.
–
Kiedy to było?
–
W kościele – oznajmiłem.
–
Zaciągnęła cię przed ołtarz szybciej niż ty mnie? – drwiła Zoe. – Mam to wziąć
za zdradę?
– Mówiłem,
wakacyjne romanse są najlepsze – sarknął Urlik po norwesku, puszczając
mi oczko. – Jestem Urlik swoją drogą, a ta u boku Remiego to Zoe.
–
Miło was było poznać. Nie będziemy wam przeszkadzać – wtrąciła się wesoło
Nervin. – Tylko nie dajcie się zwieść pogodzie, może lunąć w każdej chwili.
Byliśmy
gotowi na brzydką pogodę. Wszyscy mieliśmy cięższe buty, długie spodnie i
kurtki. Zanim zaczęliśmy kierować się do domu Margaret, postanowiliśmy zahaczyć
o bar Helmera po coś na drugie śniadanie. Samo dojście do serca wyspy było dla
całej trójki niezłą wędrówką, ja nie byłem aż tak skołowany atakiem flory. Anja
prawie zabiła się o korzeń, mało brakowało, a Urlik podarłby kurtkę o kolczaste
rośliny, a Zoe całą swoją uwagę poświęcała robalom i jadowitym pająkom, które
czyhały na nią w sieciach. W skrócie: każde z nich albo klęło, albo miało
przerażenie wypisane na twarzy.
To
było dla mnie fascynujące, jak w przeciągu trzech tygodni przywykłem do życia
na wyspie i to, co dla nich było śmiercionośne, mi aż takiej różnicy nie
robiło. Dałem się opleść Felixowi, jadowitemu wężowi, który prawie uśmiercił
Dana! Nic mnie już tak nie przerażało.
–
Witam w sercu wyspy! – oprowadzałem ich, choć zapewne poznali to miejsce.
Zoe
łapała uspokajające oddechy, Anja masowała piszczel, a Urlik przetrzepywał
włosy. Komedia. Ukryłem śmiech i zrobiłem dobrą minę do złej gry. Wiatr już nie
hulał tak mocno, a deszcz gdzieś zniknął wraz z najciemniejszymi chmurami.
Dobre i to.
Wkroczyliśmy
do knajpy, od której drzwi pierwszy raz chyba w ciągu całego miesiąca były
zamknięte. Tessa jednak dzielnie dalej stała za ladą, a przy stolikach
siedziało parę osób.
–
Remi! – krzyknęła radośnie na mój widok. – O, to twoi przyjaciele, którzy cię
wczoraj szukali? Głodni?
–
Jak wilki – potwierdził flirciarsko Urlik i bez skrupułów mnie minął i oparł
się zawadiacko o kontuar. Strzeliłem go z dłoni, a ten zerknął na mnie w
niezrozumieniu.
– To
nastolatka – upomniałem go po norwesku.
– Ale
legalna.
– Ma
to na czole wypisane? – Wepchnęła się między nas Anja. – Kochanie, dla
mnie herbatkę na wynos, błagam.
–
Jasne – zachichotała.
–
Ile masz lat? – Po mojej prawej stanęła Zoe i pytanie skierowała do kelnerki.
–
Ja? Szesnaście.
– Legalna –
stwierdził uradowany Urlik i posłał dziewczynie kolejny uśmiech, przez który ta
się zarumieniła.
–
Em, Remi, mogę cię o coś prosić? – spytałą niepewnie, starając się nie zwracać
uwagi na Urlika.
–
Pewnie.
–
Zaniesiesz pakunki do kościoła? Mamy tu dziś spory ruch.
–
Pracują w kościele?
–
Tak, ale to nic poważnego. Przyszedł transport potrzebnych materiałów, które
zamówił Zack. On, Dan, Andy, Sal i... – westchnęła ciężko – Alina, pracują w
kościele.
–
Alinę dopiero co widzieliśmy w rezerwacie – powiedziała Zoe, podpierając sobie
podbródek. Wyglądała na znudzoną po tych ekscesach w dziczy.
–
Pewnie dopiero szła.
–
Dan w kościele? – wcięła się Anja. – Na pewno pójdziemy.
–
Po prostu chcesz go wypytać – drwił Urlik.
–
Remi nie mówi wiele, chcę znać detale.
–
Nie spytasz go o nasz seks! – warknąłem.
Zapomniałem
kompletnie, że wciągnięto mnie w rozmowę po angielsku. Właśnie przy barze
powiedziałem jawnie, że ja i Dan... Strzeliłem sobie dłonią w czoło, a Zoe
zaniosła się gromkim śmiechem.
–
Jak ja was, kurwa, nienawidzę – dokończyłem po angielsku.
–
On się sam zaorać potrafi – skwitowała rozbawiona Zoe.
–
Ha, ha.
Gdy
spoglądam na Tessę, ta dalej jest zarumieniona, ale teraz uśmiechała się
ciepło, jakby słowa o moim seksie z Danem wcale jej nie dziwiły. Nie mogłem
uwierzyć, aby mój chłopak sam za moimi plecami komuś powiedział i mnie o tym
nie poinformował, dlatego było to dla mnie co najmniej dziwne.
–
Ty... się nie dziwisz?
–
Och... No bo ja... to był w zasadzie przypadek... – Zagryzła wargę, a Urlik
westchnął cicho. Anja na szczęście była bliżej i zrobiła mu coś pod blatem,
przez co ten się skurczył. – Widziałam was razem.
–
Pedalisz się od dłuższego czasu – sarknęłą Zoe.
–
Cicho.
–
Uważam was za dobraną parę – wyznała nastolatka. – Naprawdę.
–
Przepraszam... za wiesz... to kłamstwo.
–
Rozumiem je. – Wzruszyła ramieniem. – Nie mam szczęścia do flirtów.
–
Ja jestem...
Coś
Urlik chciał powiedzieć, ale Anja znów go zdzieliła pod blatem, bo zgiął się
tak bardzo, że prawie na nim leżał. Blady i ledwo łapiący oddech.
–
Anja, nie będę miał czym dzieci robić – wyznał po angielsku. Cudownie.
–
Ojej, doprawdy? Myślałam, że chłopcy lubią publiczne obciąganie.
–
P-Przyniosę wam zadanie... zamówienie. Zamówienie.
Szybko
zniknęła za drzwiczkami od kuchni, a my z Zoe spojrzeliśmy jak jeden mąż pod
blat. Anja właśnie poklepała krocze Urlika i uśmiechnęła się dumnie.
–
Nie robiłaś mu tego – prosiła Zoe.
–
Zgniotła mi go – wychrypiał Urlik. – Zero w tym przyjemności.
–
To za flirt z gówniarą. Spróbuj ponownie, a włożę ci dildo do dupy i wyjdzie ci
ustami.
–
Ał – skrzywiłem się.
Odebraliśmy
nasze zamówienia i wyruszyliśmy w dalszą trasę, tym razem musieliśmy zahaczyć o
kościół i wręczyć pracownikom śniadanie. Na szczęście to nie odbijało od naszej
głównej trasy do domu Alexis, dlatego nikt się nie wściekał. Poza tym był w
kościele Dan, a to dla nich wszystkich był dodatkowy powód za tym, aby się tam
udać. Może poprzednio się starli, ale teraz mieli o jedną ważną informację
więcej. Sam nie wiem, czy dobrze zrobiłem, zgadzając się na zabawę w kuriera.
Za późno było na odmowy, dlatego modliłem się tylko, aby żadne z nich nie
zrobiło czegoś głupiego.
Zack
był mi obcą osobą. Niby ktoś ważny w renowacji kościoła i samej wyspie, w końcu
on i Dan współpracowali, ale jeszcze ani razu go nie spotkałem. Zastanawiałem
się, jak to możliwe, skoro wyspa miała ograniczoną powierzchnię, a ja
znajdowałem się na niej od trzech tygodni.
Przekroczyliśmy
duże podwójne wrota kościoła, które były głównym wejściem i się rozejrzeliśmy.
Oczywiście, że to Alina pierwsza rzuciła się w oczy, ale gdy obok niej
widziałem Dana, z którym na spokojnie rozmawiała, miałem ochotę się skrzywić.
Może jeszcze nie wszyscy wiedzieli o naszym związku.
– O,
dzieciaki – odezwała się Sal po norwesku. Zapewne zrobiła to dla
zapulsowania sobie, ale trudno było określić.
Przyszła
do nas od prawej strony, czyli od ołtarza, Dan z Aliną byli na lewo.
Uśmiechnąłem się do niej.
– Wpadliśmy
z dostawą. – Uniosłem siatkę z jedzeniem na wynos. Sal prawie
słyszalnie westchnęła z euforii i odebrała to ode mnie.
– Doceniam,
ale nie powinniście opuszczać rezerwatu – skierowała swoje słowa do
moich przyjaciół. – Nie wykluczone, że jeszcze dziś uświadczymy
porządnej ulewy, a nie ma nic gorszego niż wichura i deszcz podczas biegania po
wyspie. To niebezpieczne.
– Idziemy
tylko do Margaret po moje rzeczy – wyjaśniłem, a kobieta uniosła
delikatnie brew.
–
Czyżby to Kyle?
Głos
zza pleców Sal kazał nam wszystkim się skupić na nim. Kobieta odwróciła się,
choć już otwierała usta, żeby jakoś skomentować moje słowa. Zack – bo to musiał
być on – właśnie szedł w towarzystwie Andy'ego w naszą stronę. Nie sądziłem, że
poznam kogoś tak... wyjętego z okładki pisemka dla kobiet. Silny, postawny
mężczyzna o wyrazistych rysach mięśni, które przebijały się przez jego napiętą
koszulę, gdy wystawiał w moją stronę dłoń. Był też ode mnie wyższy. Czarne
włosy, idealnie przycięty zarost, nadawały mu powagi i pociągu. Jako facet,
który zaczął oglądać się za facetami, za tym bym się obejrzał i przeraził.
–
Tak, witam. Zack? – upewniłem się, przechodząc z norweskiego na angielski bez
zawahania.
–
W rzeczy samej. – Uśmiechnął się i nawet to wyglądało jak gotowe ujęcie do
pstryknięcia foty. Gdzie mój aparat, na miłość boską? – A wy to?
–
Jestem Zoe, to Anja i Urlik. Przyjechaliśmy do... Kyle'a.
Nikt
chyba nie zwrócił uwagi na jej chwilowe zawahanie. Zapomniałem z nimi o tym
porozmawiać i cieszyłem się, że to ona towarzyszyła w rozmowie, a nie Anja.
–
Jedzenie? – dopytywał Andy, zerkając na siatkę. – Helmer to dobry człowiek, ale
przecież nie będziemy tutaj siedzieć do popołudnia.
–
Dan i Alina muszą się wartościowo odżywiać – zauważyła Sal.
–
Mówisz, jakbyśmy mieli rodzicami zostać – zaśmiała się dziewczyna, podchodząc
do nas z Danem.
–
Chcę być wujkiem chrzestnym tego dziecka. – Zack strzelił palcami w stronę
brzucha nastolatki, która zaczyna się śmiać. – Andy, mogę nim być, prawda?
–
Kto ci zabroni być kim chcesz, chłopie? – droczyła się Sal. – Masz pieniądze,
władze, wyspę, nieślubną córkę i urządzasz sobie licytacje.
–
Obawiam się, że mógłby sprzedać chrześniaka – wtrącił rozbawiony Dan, stając niepozornie
przy mnie.
Anja
jednak nie mogła tak po prostu stać. Nie, to nie w jej stylu. Wcisnęła się
między nas i złapała nas obu pod ramiona. Była z siebie zadowolona. Bardzo.
–
Chciałabym mieć takiego ojca – powiedziała do Zacka. – Zamiast tego mam prokuratora,
który non stop przesłuchuje moich facetów.
–
Ja bym ich likwidował. To nielegalne, żeby dotykać takie dziewczęta – mówił z
powagą, chociaż dostrzegłem w jego barwie psotną nutę. Wydawał się naprawdę w
porządku.
To
bardzo niewłaściwe, żeby wyobrażać go sobie w sprośny sposób przy własnym
chłopaku, ale nie mogłem się powstrzymać. Miał taki piękny tembr głosu, budowę
ciała i emanował pewnością siebie. Bez przesadnej arogancji, raczej to człowiek
sukcesu, o czym świadczył krótki opis Sal.
–
Jeszcze pomyślę, że proponujesz mu bycie jego sugar baby.
Alina
skrzywiła się z niesmakiem, a blondynka posłała jej tak karcące i mierzące
spojrzenie, że Urlik parsknął śmiechem, a ja odwróciłem twarz, żeby ukryć
rozbawienie.
–
Alina, w tym tempie cała paczka Remiego będzie twoimi wrogami – pouczała ją
Sal. – Proszę cię, wszyscy żartują, ale jest granica, której się nie
przekracza.
–
Zwłaszcza w kościele – dodał zawiedziony Andy.
–
Remi? – dziwił się Zack. – Co przegapiłem?
–
Kyle tak naprawdę dawno temu zmienił imię na Remi i tylko nieliczni o tym
wiedzą – wyjaśniła Sal.
–
Och, wybacz w takim razie. Moim celem nie było urażenie twojej osoby –
powiedział w wyniosły i mocno służbowy sposób, aż musiałem przestawić trybiki,
aby dobrze go zrozumieć.
–
On wie, że to przypadek. W końcu długo nie wyprowadzał ludzi z grzeczności – z
odsieczą przyszedł Dan.
Anja
ścisnęła jego ramię, skupiając na sobie jego spojrzenie.
–
Jakiż ty rycerski. Może źle cię oceniłam? Mamy coś do obgadania, bo Remi-
Urlik
gwałtownie zakrył jej usta dłońmi. Wątpiłem, aby Anja celowo spróbowała czegoś
tak obnażającego przy tylu ludziach, ale i tak byłem mu cholernie wdzięczny za
interwencję. Moje serce wznowiło bicie.
–
Ignoruj ją – polecił.
–
Będziemy szli, bo muszę wpaść do domu po rzeczy – odezwałem się do wszystkich.
– Smacznego.
–
Dziękujemy i uważajcie na siebie – życzył Andy z troską w głosie.
Oczywiście,
zeszłego dnia praktycznie zobaczył mnie w kawałkach, dlatego grozić mi mogło
tylko posypanie się fizycznie poprzez upadek jakiegoś drzewa. Ewentualnie
strzał pioruna.
Wyszliśmy
z kaplicy, gdzie moja wymiana spojrzeń z Danem była zbyt długa i nieprzerywalna.
Chciałem z nim porozmawiać, tak jak on chciał zadać kilka pytań, ale chyba
wystarczyło spojrzenie, bo szczery uśmiech wszystko wynagrodził. Mała iskierka
zjawiła się w moim wnętrzu i ogrzała je. Potrzebował wiedzieć, że wszystko jest
okej po wczoraj i może mój widok z przyjaciółmi jakoś jego niepewności
przewiał. A może na chwilę obecną to mu wystarczyło; krótkie spojrzenie i
skupienie na sobie mojej uwagi. Chciałbym go pocałować, ale nie przy tych
ludziach. Wciąż się obawiałem, ale nie tylko o siebie. Może on też miałby
problemy? Chociażby z Aliną. Zack? Pracowali razem, ale czy wiedział o nim
dostatecznie wiele, aby nie zszokował go widok nas razem całujących się? Za
dużo pytań, za mało czasu.
Komentarze
Prześlij komentarz