Find it Cz.24


Odpuszczenie, na razie

|na wyspie|

– Podoba mi się – stwierdziła Anja, przedzierając się za mną do domu. – To, jak na siebie patrzyliście... Jezu, nigdy nie sądziłam, że widok dwóch facetów jest tak podniecający.

– Jesteś obrzydliwa – skwitowała Zoe ze ściśniętym gardłem. Pragnąłem się zaśmiać, bo doprowadzić ją do takiego skupienia i przejęcia... to coś, co chciałem jeszcze kiedyś powtórzyć.

– Czy ja wiem? – odezwał się z samego końca Urlik. – Mnie też podnieca widok dwóch kobiet. To jest jak darmowa gazetka porno z wszystkimi twoimi fantazjami.

– Nie wmówisz mi, że nigdy nie podniecał cię widok dwóch panienek lub chłopaków – drwiła Anja. – Nawet ja czasem miałam język do pasa, gdy widziałam słodką parę kobiet.

– To dziwne – znów się krótko odezwała.

– Ty jesteś dziwna, to różnica. Ała!

Nie wiem, co się wydarzyło za mną, ale mogłem się tylko domyślać, bo gdy się odwróciłem, Anja leżała jak długa i ubrudziła się błotem. Klęknęła i trzymała ręce, nie wiedząc, czy ratować ubiór, czy udusić Zoe, na którą właśnie patrzyła jak na swojego śmiertelnego wroga. Ta za to patrzyła na nią i szczerzyła zęby.

– Mówiłaś coś, kochanie?

– Zdzira!

Poderwała się i objęła nogi czarnowłosej. Nim Zoe się zorientowała, co zamierzała zrobić od początku Anja, już obie leżały w błocie. Piszczały i tarzały się, próbując ubrudzić jedna drugą jeszcze bardziej. Urlik popatrzył na mnie i wzruszył ramieniem. Wyminął je i w ciszy postanowiliśmy po prostu pójść dalej, a je zostawić ich własnym sprawom. Może jedna zabije drugą i będzie spokój albo zabiją się obie i będzie święty spokój. Sam nie wiem, czy wolałem zwykły, czy ten stopień wyżej. Długo jednak nie minęło, gdy obaj zaczęliśmy się śmiać do rozpuku. Chociaż chwila wytchnienia od wszystkich zmartwień, tego mi brakowało. Żaden Dan czy Sal nie zastąpili moich przyjaciół, którzy byli po prostu pierdolnięci. Kogo obchodziło bycie gejem w takich chwilach? Żadne wyjście z szafy nie było konieczne, już nie. Czułem się silniejszy, bo miałem ich.

Stanąłem przed schodami prowadzącymi do domu dwóch kobiet, którym uprzykrzałem życie i które to życie niszczyły mi. Świadomie czy nie, kwestia dyskusyjna moim zdaniem. Może Alexis miała dobre intencje, ale zaprowadziło nas to do punktu bez wyjścia. Nie mogłem jej lubić, ona nie mogła lubić mnie. Mogliśmy się wzajemnie jedynie pozabijać.

Wziąłem głębszy wdech, a Urlik cierpliwie czekał przy mnie, aż wydobędę z siebie siłę do ponownego zmierzenia się z prawdą. Obie już ją znały, obie miały jakiś plan na to wszystko. Prawdopodobnie.

Wspięliśmy się po schodach, zostawiając dziewczyny daleko w tyle, przynajmniej tak się zdawało. Wszedłem jako pierwszy przez dwie pary drzwi i przywitała mnie cisza. Rozejrzałem się, ale po kobietach ani śladu. Niby to dobrze, ale chciałem to skończyć, gdy miałem siłę. Nie było jej wiele, ale obawiałem się, że więcej nie zdobędę.

Urlik wszedł za mną i zamknął cicho drzwi. Chciałem iść z nim do pokoju, gdy z sypialni kobiet wyszła Alexis. Stanęła jak wryta na nasz widok, mnie zresztą też przytwierdziło do podłogi. Mama wyłoniła się za nią, a gdy spostrzegła, że to przez nas tak się zdziwiła, to też nie była obojętna. Uśmiechnęła się, przesuwając spojrzenie ze mnie na Urlika.

– Urlik, prawda? – upewniała się. – Wpadliście na wczesny obiad? Miałam zamiar właśnie coś upichcić.

Jak gdyby nigdy nic przeszła do kuchenki i wyjmowała, co jej się miało przydać. Prawie, prawie parsknąłem. Nie mogło być tak gładko. Nie powinno tak być, do cholery! Żadnego:

Hej jak się czujesz po spoliczkowaniu przez macochę? Zawiniłeś, ona też, przeproście się i coś zjemy!

Co to było? Udawanie? Cały czas to robiliśmy. Ja plułem, Alexis pluła, a potem wszyscy udawali, że nic nie było. Kolejne próby i tak od nowa wszystko, koło się zatoczyło i to kilka razy. Ale z jakiegoś powodu, ten jeden raz zabolał za bardzo.

– Nie, nie przeszliśmy jeść – oznajmiłem surowo, zaciskając pięści przy tułowiu. – Zabieram swoje rzeczy i przenoszę się do rezerwatu.

– Uciekasz, bo prawda uderzyła cię w twarz?

O dziwo to Alexis pierwsza nie wytrzymała tej szopki i szczerzyła się z drwiną. Jej wściekłość na mnie powróciła w sekundę, ledwo otworzyłem usta i wydałem dźwięk. Ciekawy dobór słów z jej strony.

– A może to ciebie powinno coś uderzyć?

– Grozisz mi?

Pokazała palcem na swoją klatkę piersiową.

– Cisza!

Wszyscy spojrzeliśmy na moją mamę, która podtrzymywała się blatu, będąc zwróconą do nas plecami. Usłyszałem skrzypienie drzwi, więc dziewczyny musiały skończyć swoje zapasy w błocie. Nie było czasu się na nich skupiać.

– O co ci chodzi? – zwróciłem się cicho do Alexis. – Nie będę cię już dłużej prowokował.

– To jest twoim zdaniem rozwiązanie?! Tu chodzi o twoją matkę, a nie o to, czy komuś zawadzasz!

– Bo to zawsze musi chodzić o nią, prawda?! – odpyskowałem, robiąc krok w przód. – Jeśli potrzebny jest jej syn, to może niech któraś z was go sobie zrobi! Jestem za stary, żeby ściągać mnie do waszej jamy!

– Jesteś za stary? Zachowujesz się jak gówniarz! Jak twój ojciec mógł cię tak rozpuścić, żebyś nie miał szacunku dla prawdziwych starszych?!

– Coś ty powiedziała?

Urlik położył mi dłoń na ramieniu w tak silnym uścisku, jakiego jeszcze u niego nie doświadczyłem. Nie, żeby często mnie dotykał, ale jakoś nie to pierwsze przyszło mi na myśl. Alexis obrażała mojego ojca. Jakie miała prawdo po odebraniu mu żony? Ona go nawet nie znała!

– Alexis, wystarczy – nakazała stanowczo mama, stając obok niej.

– Jego zachowanie jest karygodne, Margaret! Nie pamiętasz, jak nas traktował i nadal traktuje? To już nie chodzi o zwykłą urazę! On jest gejem, a to nam mówi, że się nas brzydzi!

– A możesz się zamknąć?

Zapadła grobowa cisza. Wiatr świszczał przez jakieś szpary, a wzrok wszystkich pokierował się na Zoe. Była brudna od ziemi na policzkach i ubraniach, ale przyjęła typową dla siebie pozę. Ręce w kieszeniach, lekki rozkrok podczas opierania ciężaru na jednej nodze, a drugiej odstawienie w bok. Miażdżyła Alexis wzrokiem, który i ja miałem swego czasu przyjemność poznać. Zoe ze wszystkich ludzi była najbardziej przemiłą osobą dla dorosłych. Jeszcze dzień wcześniej darła koty, abym zachowywał się dojrzalej. Co się zmieniło? Co widziała w Alexis?

– Słucham?

– Jestem kimś, kto nie lubi konfliktów – zaczęła ze spokojem, a jej akcent sprawił, że głos ciął powietrze jak brzytwa. – Prędzej obiję komuś mordę, niż pozwolę obrazić za pochodzenie, orientację czy zainteresowania. Ma pani jednak naprawdę okrutne podejście do syna swojej partnerki – spojrzała krótko na mamę i powróciła na Alexis – i muszę przyznać, że poprzedniego dnia miałam o pani nieco lepsze wrażenie.

– To sprawa rodzinna.

– Z tego, co nam wiadomo, pani nie należy do rodziny Remiego – dodała swoje Anja i zaplotła ramiona na piersiach. Też była uwalona od głowy do stóp, ale jakoś jej to nie przeszkadzało. – Z jakiegoś powodu drze się pani bardziej od jego własnej matki. Może by tak pozwolić porozmawiać im we dwoje, a nie ciągle się wpierdalać?

– Jak śmiesz...

– Mówić prawdę? – dopowiedziała Zoe.

– Nie wtrącamy się w cudze sprawy – odezwał się Urlik spiętym głosem. – Nie jesteśmy kimś upoważnionym, ale dla Remiego temat rodziny zawsze był wrażliwym punktem. Nie wiedzieliśmy nawet, że zmienił imię. Pani wiedziała? – Mama chciała coś powiedzieć, ale najwidoczniej Urlik zapodał pytanie retoryczne. – Nie wydaję mi się. Wczoraj pani non stop powtarzała imię Kyle. Każdy na wyspie podaje je dalej. A przecież to nie jest jego imię od lat. Wiem, co mówię, widzę jego podpisy na umowach, w szkolnym spisie uczniów i po prostu mu ufam. Z jakiegoś powodu, pani nie wie takiej oczywistości.

– Nic nam nie mówi, odkąd się tu zjawił – usprawiedliwiała się Alexis, spuszczając trochę z tonu. – Próbowałyśmy niezliczoną ilość razy wyciągnąć rękę, ale on nie tylko ją odtrącał, ale i mieszał nas z błotem. To jest powyżej krytyki.

– Powyżej krytyki jest pani wychodzenie na front – dorzuciła Zoe. – To ja naciskałam na tego idiotę, aby pogodził się z matką i kłóciłam za każdym razem, gdy ten się wściekał i wznosił mur. Nie twierdzę, że Remi ma potulny charakter, bo to diabeł – powiedziała to z takim akcentem, jakby naprawdę mnie dawno temu przeklęła – ale z tego, co opowiadał nam wczoraj, raczej negatywnie wypowiada się tylko na pani temat, nie matki.

– Czyli to ja jestem problemem? I mam się rozstać z jego mamą, by jemu się to podobało?

– Tego nie powiedziałam – zaznaczyła twardo. – Sugeruję milczenie.

– Że co?

– Że to, że Remi zostaje teraz z mamą, a my zabieramy panią i czekamy, aż skończą, na zewnątrz.

– To dobry pomysł, daj nam chwilę – poprosiła mama, patrząc na Alexis.

Westchnęła ciężko i widziałem, z jaką niechęcią sięga swoje nakrycie wierzchnie. Na zewnątrz pogoda się ustabilizowała, ale trudno było określić, ile taki stan potrwa. W każdej chwili mogła wezbrać ulewa lub wichura. Nadal wiało, ale było to mniej niebezpieczne niż wcześniej.

– Czekamy na zewnątrz – powiedział do mnie cicho Urlik, wychodząc za wszystkimi.

W domu zapadła cisza, ciężka i przytłaczająca. Mama pierwsza ją przerwała, podchodząc do stołu i siadając przy jego rogu na krześle. Skoro mieliśmy porozmawiać, to i ja w końcu zająłem miejsce przy dłuższym ramieniu, ale przy niej. Dłonie schowałem pod stół, nie z obawy, że coś zrobię za ich pomocą, a raczej w poczuciu bycia małym. Przed chwilą moi przyjaciele toczyli bitwę, którą wiele razy toczyłem samotnie. Czy to faktycznie było prawdziwe? Czy problem nie tylko leżał w moim widzimisię, ale też po stronie tych kobiet? Pragnąłem poznać zdanie Zoe, ona prześwietlała ludzi na wylot, musiała coś widzieć.

– Jak jedna decyzja może sprawić, że przestaje się szanować matkę? – mówiła ponuro po angielsku, patrząc w swoje splecione dłonie na blacie. Przykleiła na twarz sztuczny uśmiech, ten, którego nienawidziłem i rzadko widywałem. A może byłem dawniej ślepy na szczerość jej słów i ich nieszczerość?

– Szanuję cię – zapewniłem. Zerknęła na mnie, poszerzając uśmiech, który jawnie wskazywał, że powątpiewała. – Mówię poważnie. Dlaczego odbierasz to w ten sposób?

– Brzydzisz się mną, Remi. – Wzdrygnąłem się, czego chyba nie widziła. – Myślisz, że ja swojej mamie kiedyś tak powiedziałam? Gdybym powiedziała, pewnie zlałaby mnie do krwi. – Pokręciła głową zdegustowana lub coś takiego. Może ta babcia, po której miałem charakter, była bardziej agresywna, niż przypuszczałem. – Ale czasy się zmieniają, najwidoczniej.

– To nie wina czasów. Ty i tata wychowaliście mnie na kogoś, kto pomaga słabszym i szanuje pieniądz. – Uniosła brwi, ale pozbyła się już tego uśmiechu. Ja natomiast przerzuciłem się na norweski, bo nie było mi wygodnie szukać słów i jednocześnie myśleć o przeszłości. – Nigdy mnie nie uderzyliście, obdarzaliście ciepłem i czułem się przy was idealnie. Kochane dziecko.

– I wbiłam swoim odejściem sztylet między to? – spytała po angielsku, a ja starałem się nie wzdrygnąć po raz kolejny. – Czy naprawdę tak trudno ci zaakceptować, że nie kocham twojego taty?

– Było trudno – przyznałem – ale trudniej mi chyba zaakceptować teraz fakt, że z nas dwóch, to ty szanujesz mnie mniej.

– Co?

– Jestem pewien, że tata ci o mnie opowiadał, gdy dzwoniłaś i pytałaś o mnie, choć powinnaś dać mu spokój. Na pewno ci powiedział, że zmieniłem imię. Dlaczego wszyscy na wyspie mówią do mnie Kyle, mamo?

– Dawno temu im o tobie powiedziałam, nie chciałam nagle wprowadzać zamieszania – wyznała, kręcąc głową.

– Ach tak? – Prychnąłem. – A nie zauważyłaś, jak kaleczę i trudności sprawia mi mówienie po angielsku? Nie chciałaś iść mi na ugodę, mamo, dlaczego ja miałem na nią iść? Zaciągnęłaś mnie tutaj, bo chciałaś się pochwalić jak pieskiem francuskim...

– To nie prawda! – krzyknęła łamiącym głosem po norwesku. Wreszcie.

 Prawda! – Czułem, jak zaciska mi się krtań. – To ty ustaliłaś czas i stwierdziłaś za mnie, że jestem gotów poznać twoją towarzyszkę. To nie ja pragnąłem drugiej rodziny i możesz sobie ją mieć, mam to gdzieś.

– Po prostu za tobą tęskniłam – zaszlochała, zakrywając usta dłonią i marszcząc brwi. – Twój ojciec powiedział, że spróbuje cię przekonać. Gdybyś nie chciał, nie byłoby cię tutaj!

– Bo nie chciałem tu być! Mając do wyboru ostatnie wakacje z przyjaciółmi a wakacje z nową rodziną mamy, nie sądzisz, że wybór jest prosty? – Zagryzłem wargę, odwracając wzrok.

– Na litość Boską, nie karz mnie za swoją orientację! – Szloch rozniósł się po pomieszczeniu, ciężkie łapanie powietrza wraz z nim.

– Kogo mam karać? – spytałem głupio, a mama nagle umilkła, jakby w sekundę zaprzestała oddychania i płaczu. – Ty pomyślałaś o sobie i swoim szczęściu, odrzucając mnie i tatę. Myślisz, że mam w sobie tyle egoizmu twojego pokroju, żeby samemu powiedzieć ojcu o swoim planie na życie towarzyskie? – Patrzyłem na nią ze łzami w oczach. – Nie widziałaś tego, co widziałem ja. Nie trzymałaś taty, gdy upadał. Myślisz, że uwielbiam patrzeć na krzywdę innych? Że sprawia mi przyjemność nienawidzenie twojej wielkiej miłości?!

 Nie możesz żyć szczęściem ojca! – odpowiedziała mi, podnosząc głos. – My swoje życia przeżyliśmy i decydujemy o sobie oraz naszych dzieciach. Dzieci nie powinny się martwić o rodziców! Twojemu ojcu nic do tego, czy wolisz chłopców, czy dziewczyny. Masz prawo kochać, kogo chcesz!

– Tylko ty możesz to mówić z taką swobodą, bo masz to w dupie!

– Kochałam twojego ojca przez wiele lat, nie mam go w dupie! On nie może przyćmić ci twojego własnego szczęścia, nie pozwolę być ci ślepym!

– Dla ciebie wszystko jest takie proste, co nie? – Prychnąłem z pogardą i wstałem gwałtownie, a ona podskoczyła na krześle. – Ty nawet nie próbowałaś stawać między mną i Alexis, nie próbowałaś nas jakoś do siebie przekonać, nie próbowałaś ze mną rozmawiać. Jedyne, co potrafiłaś robić, to uśmiechać się sztucznie, przez co mam cię dość do końca swojego życia. Masz rację – pochyliłem się, czując coraz większe zimno w swoim ciele, mrowienie pożerało każdy skrawek tkanki – jestem już odchowany, nie potrzebuję matki i nie będę patrzył na twoje szczęście, bo mam nadzieję, że go nie zaznasz po moim wyjeździe.

Szybko wszedłem do swojego pokoju i zacząłem pakować swój sprzęt i ciuchy do toreb. Serce waliło mi jak młotem, w głowie huczało od własnych słów i poczucia winy, które wraz z zimnem kąsały mnie do kości. Ledwo stałem na nogach, straciłem kontrolę nad strachem, emocjami i odczuciami, musiałem więc szybko uciekać i upaść przy przyjaciołach, którzy mnie podniosą. Nigdy przy Alexis i matce, nie chciałem ich więcej widzieć.

Przesadziłeś.

Stul pysk!

Sumienie miało podkradać mi sen z powiek za każdym razem, gdybym go zapragnął. Wiedziałem o tym już w tej chwili, ale nie miałem aż na tyle dobrego serca, żeby zawrócić i powiedzieć mamie, że ją kocham i wcale nie życzę jej źle. Zamiast tego zabrałem swoje bagaże; plecak narzuciłem na plecy, a torbę niosłem w dłoni. Bez patrzenia na mamę – która dalej siedziała przy stole i chyba nawet na nim leżała – podszedłem do drzwi i wyszedłem z domu. Byłem w nim ostatni raz.

U stóp schodów dostrzegłem Alexis, która na nich siedziała, Anję, która chodziła nerwowo ze skrzyżowanymi ramionami, Zoe z dłońmi w kieszeniach i wzrokiem utkniętym we mnie oraz Urlika przy niej. Zszedłem po schodach i wystrzeliłem przed siebie jak z procy. Żadnego pożegnania, żadnego dodatkowego ciosu w stronę Alexis. Nie było to potrzebne, ja nie potrzebowałem kolejnego powodu do pożywki dla sumienia.

Szli za mną, od razu wyczuwałem ich obecność. Jeszcze ciężej niż wcześniej, przygniatała mnie grawitacja. Rzuciłem swoją torbę, a plecak – mimo pośpiechu – delikatnie położyłem obok niej. Kilka kroków dalej po prostu zwymiotowałem.

– Chryste.

Dotarł do mnie cichy głos Urlika, gdy ja wraz z łzami pozbywałem się z żołądka jego zawartości. Gdybym nie podtrzymywał się pnia drzewa, na pewno padłbym na kolana. Odwróciłem się do nich, wycierając usta wierzchem dłoni. Urlik już miał moją torbę w dłoni, Zoe plecak na plecach, a Anja podeszła i przytuliła się do mnie.

– Jesteśmy, gwiazdo. Nie powiem, że będzie lepiej, bo nie mam pojęcia, ale na pewno ci pomożemy. Zrobisz to, co uznasz za prawidłowe, a my nie będziemy tego krytykować.

– Postaramy się tak zrobić – poprawiła ją Zoe, odchrząkując. Chłopak obok niej pchnął ją delikatnie, na co się uśmiechnęła szeroko.

Wróciliśmy z całym bagażem do rezerwatu. Prawda była taka, że najpierw wypadało spytać Dana, czy życzy sobie mojej obecności przez całą dobę pod swoim dachem. Zoe wywróciła na moje 'niepotrzebne' grzeczności oczami, ale mimo wszystko werbalnie nie komentowała. Wiedziałem, że i tak mnie oceniła w jakiś sposób, ale ściskające się wnętrzności nie zachęcały do powrotu tematu moich matek. Odpuściłem, po prostu odpuściłem. Na razie.



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty