Find it Cz.26
Czułem,
jak moja ciepła oaza zostaje zabrana. Jęknąłem, bo to wykraczało poza moje
granice komfortu po długich bataliach werbalnych, cielesnych i psychicznych.
Potrzebowałem tygodnia snu, ale mój kochanek tego najwidoczniej nie rozumiał,
gdy zdzierał ze mnie kołdrę i zakładał mi siłą gacie na dupę. Odganiałem go na
oślep dłońmi, nawet nie próbując otwierać oczu, bo wtedy mój sen całkowicie
zaniknąłby bezpowrotnie.
–
Remi – zagrzmiał ostrzegawczo Dan.
–
Kochanie, ta nuta rozbawienia się nie ukryje – mruknąłem, unosząc kąciki ust.
–
Musisz wstawać, zjeść coś – powiedział, klepiąc mnie w pośladek. Warknąłem i
gwałtownie moje powieki się rozwarły.
–
A gdzie jakiś pocałunek do zbudzenia śpiącego królewicza? – spytałem obrażony,
szukając niepozornie dłonią kołdry, ale wtem zauważyłem ją na podłodze.
Uniosłem
się na łokciu i patrzyłem zaspanym wzrokiem na chłopaka, który był w pełni
ubrany i niewinnie siedział na skraju materaca. Na pewno wstał dużo wcześniej
ode mnie, a może w ogóle się nie kładł? To też była jakaś opcja. Zwłaszcza że
jego włosy zdążyły wyschnąć po umyciu i teraz utworzyły się nierównomierne
fale, które okalały jego twarz.
–
Moja dłoń pocałowała twój tyłek, każda bajka rządzi się własnymi prawami,
książę.
Wstał
i się przeciągnął. Mnie jednak nie oszukałby, wiedziałem, że po tych trzech
razach – w sumie dwóch pełnych razach i jednym nieporadnym – naprawdę musiało
nim pokiereszować. Pamiętałem swój poranek po pierwszym razie. I jego
zatroskaną twarz, gdy czekał na mnie. Przepraszał, że dał się ponieść emocjom i
nie było delikatnie. Czy w ogóle istniał delikatny sposób na to? Nie, raczej
nie. Ale mogłem zrozumieć jego zatroskanie bardziej, skoro teraz on był
obolały, a winowajcą byłem ja.
Usiadłem
szybko i przyciągnąłem chłopaka, oplatając ramionami w pasie. Stanął między
moimi nogami i patrzył na mnie z góry zaskoczony. Uniosłem jego kolorową
koszulkę i złożyłem kilka całusów na brzuchu. Wciąż kochałem jego wyrzeźbienie,
bo ja nie posiadałem takiego. To też dopisałem do listy rzeczy do poprawy.
–
Remi!
Śmiał
się, ściągając swoją koszulkę z mojej głowy i popychając mnie na łóżko.
Zawisnął nade mną i zaczął całować. To był idealny dzień. Na zewnątrz świeciło
słońce, które przedzierało się przez okna. Byłem stuprocentowym mężczyzną lub
ciotą, zależy od opinii i miałem naprawdę dobry humor, bo Dan był kimś, na kogo
czekałem. I był mój. Jeszcze.
–
Wstawaj, książę, śniadanie czeka.
Poderwał
się, nim zdążyłem przyciągnąć go do kolejnego pocałunku. Zrobiłem podkówkę z
ust, na co zarechotał i wyszedł, abym dalej go nie kusił. Najpewniej.
Ubrałem
swoje rzeczy z minionego dnia, ale oszczędziłem sobie zakładania bluzy. Może
przedwcześnie, ale dopóki nie wychodziłem z domu, nie czułem zimna. Dlatego w
samej koszulce i swoich wygodnych szarych, przylegających spodniach poszedłem
do kuchni. Prawie wrzasnąłem, gdy zobaczyłem na stole wyłożonego Felixa.
Chwyciłem się za serce i normowałem oddech przy chichocie Dana. Stał sobie przy
blacie i popijał kawę.
–
Co ty tu robisz? – spytałem gada, a ten syknął na mnie, unosząc się wyżej. – O
tak, pewnie, stół jest twój.
–
Ciesz się, że nie wlazł nam do łóżka.
–
Często cię nawiedza?
Stanąłem
obok niego i nalałem sobie wody do szklanki.
–
On tu mieszka – sprecyzował, a ja nie wierzyłem własnym uszom. – Gdy zaczyna
się sezon burzowy, biorę go do domu. Nie protestuje, lubi tu być. Czasem włazi
pod fundamenty i straszy mnie, gdy wyskakuje i łapie jakieś myszy czy inne
stworzonka. – Skrzywiliśmy się obaj z niesmakiem. – Tak czy siak, Felix to mój
współlokator. I masz rację, stół jest jego.
–
Hej, a możemy go zabrać do rezerwatu?
–
Jasne, a... – urwał, aby zaraz się roześmiać. – No tak, twoi przyjaciele.
Pewnie, Felix lubi nowych.
–
Idealnie! – podekscytowałem się i pochyliłem nad gadem. – Słyszałeś? Poznasz
ludzi, którzy cię pokochają.
Mógłbym
przysiąc, że się ucieszył, bo tak szybko zasyczał i się zwinął, że aż
odskoczyłem w tył. Dan zapewniał, że musiał się podekscytować, ale lepiej nie
ryzykować i go nie wpieniać od rana. Jakby nie patrzeć, ukąszenie skądś się
wzięło i miał pojęcie o tym, co mówi.
Po
śniadaniu – które skołował od Helmera – wyruszyliśmy we troje do rezerwatu.
Felix się początkowo buntował, ale jego buszowanie w chaszczach utwierdzało, że
pełznie za nami. Nie lubił przebywać w centrum wyspy, preferował jej obrzeża,
dlatego nie było co liczyć, że długo zabawi przy rezerwacie. O ile w ogóle by
się tam zatrzymał i nie poszedł swoją drogą. Pełzął. Czy coś.
–
Danny!
Nevin
złapała chłopaka pod ramię po jego drugiej stronie i zaraz pocałowała w
policzek. Obaj spojrzeliśmy na nią zszokowani, ale nic sobie z tego nie robiła.
Przed rezerwatem był całkiem niezły gwar – jak na wyspę – więc mogłem się tylko
spodziewać, że ludzie zjechali ze swoich urlopów, aby wrócić do pracy na
wyspie. Wbrew pozorom nie było tu sielanki przez cały rok. A może część z nich
po prostu wróciła do domu z wakacji. Nic w tym nadzwyczajnego.
–
Płyniemy tym samym promem?
–
Nie wiem, może? – odpowiedział wymijająco. – Gdzie Castor?
–
Z nową dupą. – Jej wzrok zatrzymał się na mnie i od razu miała
przeprosiny wypisane na twarzy. – To znaczy... z twoją przyjaciółką.
–
Co? – dziwiłem się. – Anja i Castor jednak...?
–
Na to wygląda. – Westchnęła z politowaniem. – Jeszcze mi tego brakowało, żeby
ten imbecyl się zadłużył na sam koniec.
–
O rany – gwizdnąłem – moja przyjaciółka szybko działa.
–
Wiedziałeś?
–
Oczywiście! – odparłem bez cienia wstydu. – Anja już wczoraj zapowiedziała, że
musi go uwieść.
–
Czemu jej nie odradziłeś? – drążył Dan, a my wszyscy zatrzymaliśmy się przed
schodami. – Wiesz, jaki on jest.
–
Dla facetów? Ta. Ale skoro twoja przyjaciółka – wskazałem niekulturalnie głową
na Nevin – się z nim trzyma, to chyba nie jest najgorszy.
–
Czy mi się wydaje, czy... – zawahała się – twoja wymowa się poprawiła?
–
Och... – Skrępowałem się. – Trochę. Może?
–
Naprawdę nieźle ci to wychodzi, gratuluję.
–
Dzięki.
To
było miłe, że wreszcie coś się we mnie zmieniło na lepsze. Mój angielski
faktycznie stał się płynniejszy, może nie na zadowalającym stopniu, ale
komunikacja już tak nie bolała.
–
Remi! – wrzasnęła Zoe, a mnie tak wmurowało, że instynktownie schowałem się za
Danem i Nevin. – I tak cię widzę.
–
Nie podoba mi się ta nuta złości – oznajmiłem, wychodząc zza nich, a ta już
stawała przy nas. – Co się stało?
–
Mam dość Anji. Błagam, pomóż mi ją utopić.
–
No właśnie... o tym mówiłam – wtrąciła zmęczona Nevin, puszczając ramię Dana. –
Mam dość Castora, który jest zauroczony.
–
Mam dość zauroczonej Anji.
–
Piąteczka.
Nevin
wystawiła dłoń, a Zoe bez wahania przybiła do niej swoją z plaśnięciem. Z Danem
spojrzeliśmy po sobie, ale wtem usłyszałem syczenie i zza chłopakiem na poręczy
schodów oplatał się Felixa.
–
Najprawdziwszy wąż – szepnęła zaskoczona Zoe. – Ładny.
–
Gdzie Anja? – Złapałem ją desperacko za ramię. Od razu wyczytała moje intencje
i tak się diabolicznie uśmiechnęła, że aż mnie ciary przeszły.
–
Pilnujcie go, już ja ją znajdę.
Pobiegła
po schodach na górę. Czekaliśmy chwilę, Dan starał się zagadywać Felixa, aby
nie zwinął się i po prostu nie zniknął. Wtem po schodach zszedł Urlik i się
przeciągał. Wyglądał na zaspanego, a gdy mnie zobaczył, od razu wystawił
żółwika; zbiłem swojego z jego.
– Zostawiłeś
mnie z tymi babami, stary, nigdy więcej – powiedział po norwesku.
Dopiero się zorientowałem, że Zoe rozpoczęła rozmowę po angielsku i nawet nie
sprawiało mi problemu, aby naturalnie z nią w nim się porozumiewać. Wow. Okej,
to było pouczające.
– Wybacz,
że miałem przyjemniejsze plany na całe popołudnie i noc. – Wytknąłem na
niego język, a ten pchnął mnie delikatnie i zanieśliśmy się śmiechem.
– Wreszcie
możemy rozmawiać o tych sprawach bez agresji.
– Hej,
zawsze z tobą rozmawiałem o seksie bez agresji.
– Nie,
nie prawda – kręcił zdecydowanie głową – ty zawsze byłeś
obrażony, że ci nie staje.
– Kurwa!
Uniosłem
nogę, chcąc go kopnąć, ale już mi umknął w bok i szczerzył zęby.
– Mi
zawsze staje! – warknąłem. – Jak śmiesz podważać moją
potencję?!
– Porozmawiamy
o tym, gdy pokażę ci zdjęcie modelki.
– A
ja ci wtedy pokażę zdjęcie modela.
– Obaj
wiemy, że mi stanie.
– Co?
– Co?
Uśmiechaliśmy
się do siebie szeroko. To był jeden z tych momentów, gdy doceniałem swobodę
Urlika przy mnie. Jeszcze rok temu mógłbym o tym pomarzyć, sporadycznie
doświadczać, a teraz? Teraz było to moją codziennością. Przyjaciel, który nie
krępował się na każdym kroku przy mnie. Za żadne skarby nie chciałem tego
zniszczyć i być może niszczyłem swoim milczeniem.
–
Dan! Słonko gejowe moje!
Blondynka
zbiegła po schodach cała w skowronkach i stanęła obok Dana, ignorując
kompletnie węża. Chłopak spojrzał na nią zmieszany, a potem szukał wsparcia u
mnie. Ja tylko wzruszyłem ramionami, bo akurat Anja już długo polowała na
niego.
–
Cześć?
–
Mam nadzieję, że Remi jest grzeczny, jak nie, pozwalam go karać.
–
Grey nie jest już w modzie – rzucił Urlik z rozbawieniem. Zoe zeszła do połowy
schodów.
–
Ja wam załatwię zabawki.
–
Jezu, przepraszam za nią. – Ukrywam twarz w dłoniach. Nawet ja poczułem
zażenowanie, nie musiałem patrzeć na chłopaka, żeby widzieć jego rumieniec.
–
Anja? – odezwała się przemile Zoe.
–
No?
–
Spójrz, proszę, za Dana.
–
O chuju jaśnisty!
Pisnęła
i odsunęła się gwałtownie. Na chwilę zawiesiłem wzrok na moim chłopaku, który
naprawdę miał oznaki zażenowania na twarzy, które starał się ukryć dłonią przy
ustach.
–
Nie, to jest Felix – przedstawiłem węża. – Przybył tutaj, aby cię poznać.
–
Jak śmiesz napuszczać na mnie węże?! – zirytowała się, ale co odwróciła wzrok
od gada, zaraz tam wracała, bo on się poruszał, jakby faktycznie chciał do niej
zejść. – Jezuńku, Urlik, będę dobra.
–
Co ja mam z tym wspólnego? Felix jest tu dla ciebie.
–
Zapamiętam to sobie – wysyczała.
W
tym czasie wąż z gracją zszedł na stopień i zaczął pełznąć niespiesznie w
stronę odsłoniętych nóg blondynki. Nevin śmiała się cicho obok mnie, Dan
obserwował gada bez zdenerwowania, za to Anja wbiegła po schodach i zniknęła we
wnętrzu rezerwatu.
–
Ach, kocham dzicz.
Zoe
kucnęła na schodzie, a Felix pozwolił się dotknąć pod brodą.
–
Od kiedy ty jesteś wężousta? – zakpił Urlik.
–
Od kiedy rozmawiam z Remim.
–
Nie dam się sprowokować.
–
Cudownie, dzieciaku.
Spiorunowałem
ją wzrokiem. Na szczęście Dan nawiązał konwersację z Nevin, gdzie widać było,
jak bardzo mu tego brakowało. Felix zdążył się zawinąć z zamieszania, a Zoe
wypatrzeć ze mnie kilka odpowiedzi. A potem stanęła obok mnie i tak samo
wnikliwie oceniała mojego chłopaka. Zdążyli się poznać za moimi plecami, więc
nie mogłem określić, czy faktycznie wszyscy go polubili – zwłaszcza po
rewelacjach, że z nim sypiam.
– Remi,
nie rozmawiałeś z nim – powiedziała karcąco po norwesku. Spiąłem się
cały, bo doskonale wiedziałem, o co jej chodzi. W przeciwieństwie do dwójki
stojącej obok i idealnie słyszącej zmianę języka.
– Jakoś
okazji nie było – Zoe gwałtownie odwróciła na mnie twarz i mierzyła
bezczelnie z góry na dół, powracając na koniec do oczu.
– Pieprzyliście
się kilka godzin? – Skrzywiłem się na jej ordynarność. – Jutro
stąd wyjeżdżamy, ty zdajesz sobie z tego w ogóle sprawę? Masz zamiar uciec?
– Nie.
– To
mnie nie denerwuj. – Wbijała mi palec w mostek, dokładnie w miejsce,
gdzie zawsze wpatrywała się w mój „konflikt". – Kocham cię, ale
jeśli spalisz za sobą ten most, to wrzucę cię w przepaść.
–
Wow, jesteś przerażająca, Zoe – odezwała się niespodziewanie Nevin po
angielsku, skupiając na sobie naszą uwagę. – Przepraszam, nie chciałam
przeszkadzać.
–
To ja przepraszam, że niekulturalnie mówiliśmy w swoim języku. Czasem muszę
karcić go za to, co wyprawia – zerknęła na mnie kątem oka, a ja się
wzdrygnąłem.
–
Gdyby nie fakt, że Dan i Remi są parą, wzięłabym cię za jego dziewczynę. Słowo
daję.
–
Och, na litość boską! – jęknęła Anja. – Wszyscy ich łączą w parę. Urlik, czy...
–
Nie – odpowiedział, nie słuchając reszty. – Absolutnie nie.
–
Świnia.
Zacząłem
się poważnie zastanawiać nad tym, dlaczego widzenie mnie i Zoe jako pary było
takie... łatwe. Nasze sprzeczki przecież nie oznaczały jednoznacznie, że poza
oczami ludzi gruchamy. A może chodziło o dominację kobiety nad facetem? Czy to
był zwiastun tego, że idealnie do niej pasowałem, ponieważ jej słuchałem? To
męczyło, ale ciągle też zmuszało do analizy.
–
Wiecie, że się całowali? – Urlik stanął obok Nevin, co mnie nie dziwiło.
–
Może powinniśmy zmusić was obu do całowania – skwitowała Anja, zeskakując z
ostatnich dwóch schodków. – Wtedy znacznie szybciej odkrylibyśmy pedalstwo
Remiego.
–
Fuj – powiedzieliśmy jednocześnie z Urlikiem.
–
Ohydne? Spędzacie ze sobą szmat czasu.
–
Ty się nie całujesz z Arianem – zauważyłem, co już chciała zakwestionować, ale
zaraz sama się skrzywiła.
–
Fakt. Jakoś tak... niesmacznie się zrobiło.
–
I nam to mówisz.
–
Stanowicie naprawdę zgraną grupę – zauważyła Nevin. – Jakby nic nie miało was
rozdzielić.
–
Bo nie ma takiej rzeczy – zapewniła z wyższością Zoe. – Nie na mojej zmianie.
–
Matka chrzestna – szepnął konspiracyjnie Urlik, puszczając do nowej znajomej
oko.
–
A ty dokąd? – spytała Anja, gdy Zoe zaczęła się od nas oddalać.
–
Poszukać czegoś jadowitego, mam ochotę zredukować ilość członków mojej paczki.
–
Och, właśnie – zaczął niepewnie Urlik, ale chyba tylko ja to dostrzegłem w jego
głosie, bo kierował swoje słowa do Dana. – Mam filmik dla Zacka, jest jeszcze
na wyspie?
–
Na pewno – odparł ze skinieniem. – Jeśli chce się go znaleźć, to w porcie. A
raczej nieopodal portu. Stoi tam średnich rozmiarów chata.
–
Super, będę musiał dać mu do obejrzenia przed wyjazdem.
–
O co chodzi? O czym nie wiem? – wtrąciłem się.
–
Zack poprosił, żebym dał mu obejrzeć wszystkie filmy, które mamy zamiar
umieścić w sieci z wyspy. Wiesz, jest właścicielem, więc jeśli chcieliśmy
zrobić to legalnie, musimy mieć jego zgodę. Chyba że robimy to na przypale?
–
Zabawne.
Wzruszył
ramionami. Poszedł do wnętrza rezerwatu po dysk przenośny, aby skonsultować z
Zackiem nasze nagrania, na których mieliśmy zarabiać. Dan podziwiał to, jak
bardzo Urlik podchodził do wszystkiego profesjonalnie, ale gdy powiedziałem mu,
że dużo częściej robimy coś na przypale, to nie dziwiło go to. Nic
nie mogłem poradzić na fakt, że do wielu miejsc się po prostu nie wchodziło
zbyt oczywistą drogą. Dopóki niczego nie niszczyliśmy ani nie dostawaliśmy
skarg od administracji strony, mogliśmy publikować nasze klipy.
Wiedziałem,
że powinienem porozmawiać z nim o tym, co wydarzyć się miało po wejściu na
prom, ale... obaj nie mogliśmy się przemóc. Może naturalnym było dla nas, że to
taki finał. Ciach i odcinamy nasze życia. Wyspa i to, co poza nią. Może nie
mieliśmy przejść gładko do pojednania tych dwóch miejsc.
Zamiast
tego siedzieliśmy na plaży północnej całą zgrają i rozpaliliśmy małe ognisko.
Wiatr nie wiał niebezpiecznie, nie groziło rozprzestrzenienie ognia. Morze
uspokoiło swoje fale. Nawet Castor znalazł chwilę, aby do nas dołączyć, a po
jego starym grymasie na twarzy nie było śladu. Co prawda unikał mnie i Dana,
starał się nawet kontaktu wzrokowego nie utrzymywać, ale doceniałem małe gesty.
Te same, które doceniłbym w domu z Alexis i mamą. Gdyby tylko ta pierwsza nie
zachowywała się jak pępek świata i pozwoliła być w jednym domu bez przymuszania
do wspólnych atrakcji.
–
Jakim cudem jest ciepła?!
Anja
wrzasnęła, gdy Castor ją wepchnął do wody, a mała fala ją podtopiła. Zoe, Nevin
i Urlik dyskutowali o czymś z zawrotną prędkością po angielsku. Aż zapomniałem,
że ludzie tak potrafią. Może na wyspie wszyscy zaniżyli swoje obroty do mnie?
Obym to sobie wmawiał.
–
Wszystko okej? – spytał niespodziewanie Dan, który siedział obok mnie z
wyciągniętymi nogami i wyprostowanymi ramionami, którymi podpierał się z tyłu.
–
Jutro... ty też...?
–
Nie.
Zerknąłem
na niego przez ramię nieco zaskoczony. On patrzył mi w oczy bez żadnego
spięcia. Zabawne, ja stresowałem się tym bardziej niż on, na to wychodziło.
–
Dopiero pojutrze razem z Zackiem.
–
Rozumiem.
Zacząłem
ugniatać jeden ze swoich palców, gdy tak siedziałem z nogami przy klatce
piersiowej i ramionami, które je oplatały. Czy rozmowa w takim miejscu z tymi
wszystkimi ludźmi wokół naprawdę była dobrym pomysłem?
–
Ja nie żartowałem, Dan.
–
Z czym?
–
Z tym że chcę utrzymywać kontakt po wakacjach. – Przełknąłem ślinę i wziąłem
głębszy oddech, aby jakoś się uspokoić. Nic to nie dało. – A ty?
–
Nie wiem.
–
Okej.
Czego
ja oczekiwałem? Na pewno nie miłości na odległość, ale... dlaczego nie
znajomość? Czy dla Dana za trudne było przejście od kochanków do zwykłych
znajomych? Nie byłem tak samolubny, aby o to prosić i tak egoistyczny, żeby tak
chcieć.
–
Nie o to chodzi – ściszył głos.
Teraz
usiadł po turecku, aby zrównać się ze mną twarzą. Jedni dalej szaleli w wodzie,
a drudzy siedzieli od nas spory kawałek, żeby móc w ogóle go teraz słyszeć.
–
A o co?
–
Prościej byłoby to zakończyć już teraz i przejść do porządku dziennego, ale
przyznaję, że to trochę...
–
Smutne?
–
Tak.
–
Nie proszę nas o to, abyśmy tkwili w związku na odległość, chcę tylko...
wiedzieć, że nie stajemy się dla siebie obcy.
–
Nie staniemy .
–
To co? – Uśmiechnąłem się, patrząc na niego otwarcie. – Obiecujemy sobie powrót
tutaj za rok?
–
I kolejny romans? – Również się uśmiechnął.
–
Kto wie?
Zapadło
długie milczenie. A więc tak... to był koniec. Nasz koniec. Sam nie wiem,
powinno mi być jakoś... inaczej? Nie czułem wielkiego smutku czy zawodu, nawet
odrobinę ulgi, która chyba przychodziła po skończonej rozmowie. Rozwiązaniu
problemu.
A
mimo to po kilku minutach, gdy Dan został przez przemoczoną Anję pociągnięty w
stronę wody, wykorzystałem okazję i się zmyłem. Zoe była zapatrzona w Urlika,
który również siłował się z Nevin. Nikt nie zwracał na mnie uwagi albo nie
chciałem, aby zwracali. Przeszedłem zalesieniem w stronę rezerwatu, a potem
prosto do serca wyspy. To zajęło sporo czasu, słońce już zaczęło zachodzić.
Ignorowałem wielu ludzi, czystym przypadkiem. Jakoś tak... dziwne odrętwienie
zaatakowało mój umysł.
Przez
obecność Dana płomień doskonale ogrzewał moje ciało, ale bez chłopaka obok
zrobiło się... zimniej. Pojawił się chłód i znacznie bardziej wyczuwalne
mrowienie. Więc moja żałoba wcale nie zniknęła, dalej w niej tkwiłem. Gdy
podchodziłem do restauracji Helmera, ledwo widziałem. Wszystko było zamazane,
odległe.
–
Remi!
Stanąłem
nagle jak wryty i podniosłem wzrok, choć to mało dawało. Mrugałem jak szalony,
ale zanim łzy zniknęły z pola widzenia, ja już tkwiłem w uścisku. Znałem tę
wodę kolońską. Znałem też ten specyficzny zapach farb malarskich. Cholera,
znałem nawet ten głos.
–
Tato?
Komentarze
Prześlij komentarz