Find it Cz.27
–
Tato?
To
musiał być sen albo halucynacje spowodowane zmęczeniem psychicznym. Ile mogłem
jeszcze unieść tego gówna, zanim wrócę do domu? Miałem ochotę wrócić na plażę i
spytać Zoe, czy jest ze mnie dumna, że wreszcie porozmawiałem z Danem. A fakt,
że jego odpowiedź mnie nie pocieszała, jakoś był małoistotny. Jak wszystko.
–
Synu, jestem.
Może
to mi się już świat kołysał, nogi chwiały, ale odniosłem wrażenie, jakby to
tata nami delikatnie bujał. Zupełnie jak za czasów dzieciństwa, gdy to bardzo
wściekły cisnąłem drogimi skrzypcami, rozpłakałem się – z powodu ich
zniszczenia i mojej słabizny w graniu – a on po prostu podszedł i zaczął mnie
uspokajać. Co tam skrzypce, powtarzał, ważne, że spróbowałeś. A za skrzypce
oddasz, jak zarobisz pierwsze pieniądze. Oddałem, pamiętałem o tym i większą
część wypłat z początku oddawałem tacie. Nie chciał ich z czasem, twierdził, że
na razie potrafi zarobić na naszą dwójkę. Ja też chciałem.
–
Co tu... robisz? – wyjąkałem cicho, może nawet mi się zdawało, że to zrobiłem.
–
A jak ci się zdaje? – odpowiedział, więc jednak to nie fatamorgana. – Twoi
przyjaciele nie mieli z tobą kontaktu, ze mną każda rozmowa kończyła się tak
samo. Przyjechałem, bo nie byłem w stanie czekać w domu do jutra. Przyjechałbym
wcześniej, ale nie mogłem.
–
Nie musiałeś w ogóle.
–
Przepraszam.
Ścisnął
mnie mocniej, a ja zdałem sobie sprawę, że moje słowa brzmiały zbyt okrutnie, a
przecież nie robiłem mu wyrzutów. Naprawdę nie musiał przyjeżdżać, tracić
bezsensownie pieniędzy na podróż. Niepotrzebnie go martwiłem. To ja powinienem
się nim opiekować, a nie przysparzać zmartwień. Byłem okropny.
–
Jutro wracamy, prawda? – spytałem łamiącym się głosem. Wreszcie oddałem uścisk,
co go chyba uspokoiło.
–
Tak. Zabieram cię stąd i nie spuszczam z oczu, dopóki tego nie zrobię.
Zacisnąłem
powieki, a słone łzy popłynęły strumieniem po policzkach. Tęskniłem za nim. Za
ciągłym kontaktem, urywanymi esemesami, pokracznymi rozmowami, jego
pocieszających słowach i czynach. Za bardzo przywykłem do bycia w stałym
kontakcie, aby przez tyle dni i tygodni po prostu być go pozbawionym. Nie
sądziłem, że rozłąka była dla mnie tak ciężka.
Tata
zameldował się w rezerwacie, ale nie chciałem tam iść, dlatego poszliśmy w
przeciwnym kierunku; w stronę portu. Nie byłem tam od czasu przypłynięcia na
wyspę, ale skoro kolejnego dnia czekał mnie rejs, to była to ostatnia szansa na
to. Po omacku szliśmy, ale wyspa nauczyła mnie przede wszystkim zaufania
wodzie. Im dźwięk stawał się wyrazisty, tym lepiej.
Niewiele
podczas tego spaceru mówiliśmy. Z jakiegoś powodu tata po moim zastoju łez,
zgodził się podążyć na krótki spacer. W sumie się cieszyłem. Ciężkie rozmowy...
miałem ich dość na najbliższy czas, choć i tak czekała mnie jedna z Zoe.
Wyszliśmy
z ojcem przy przystani, gdzie panował względny spokój. Były nawet cztery ławki,
których wcześniej nie dostrzegłem zbyt zaaferowany starszą babcią, która
prowadziła mnie z łodzi do domu mamy. Teraz jednak przy ostatnich skrawkach
słońca usiedliśmy z tatą na tej jednej ławce, która była najbliżej zalesienia.
–
Mama mi powiedziała, że nie mieszkasz już z nimi.
Zamarłem.
Oddech uwiązł mi w gardle, oczy się rozszerzyły. Tata widział się z mamą? No
bo... o widzeniu mowa, prawda? Chyba nie obgadywaliby mnie przez telefon... bo
jeśli tak, to tata wiedział o mnie i...
–
Kiedy?
–
Kilka minut temu. Chociaż może to już godziny? Jestem na wyspie od trzeciej. –
Spojrzał na swój zegarek na nadgarstku. Musiał podwinąć w tym celu rękaw
niebieskiej koszuli. – Och, trochę już minęło. Czas szybko płynie, gdy szukasz
własne dziecko po wyspie.
–
Przepraszam, ja...
–
Nie masz za co – wciął się z czymś w głosie, czego nie mogłem zidentyfikować. –
Dowiedziałem się paru rzeczy, które niezbyt mi się podobają.
–
Zawiodłem cię, przepraszam. Zmienię się, jakoś nad tym zapanuję i...
Z
podenerwowaniem odwróciłem się w jego stronę, żeby móc go jakoś przekonać.
Przecież nie musiałem być z żadnym facetem, miłość to nie wszystko w życiu.
Studia i spełnianie marzeń to dopiero plan. Plan idealny dla mnie i Urlika, aby
otworzyć własną firmę. Albo coś w tym stylu.
–
Co ty wygadujesz? – zirytował się, patrząc na mnie z konsternacją. –
Oczywiście, ucieszyłoby mnie, gdybyś przestał być wulgarny w stosunku do mamy i
jej nowej partnerki, ale jeśli ma to być zmiana sztuczna, to sobie to darujmy.
– Uniósł dłoń i spojrzał w horyzont. – Wystarczy, że próbowałeś i w ogóle tutaj
przyjechałeś. Nie udało się, trzeba przyznać się do porażki i jakoś żyć dalej.
Może kiedyś zmienisz zdanie.
–
Chwila. Możesz mi powiedzieć, o czym rozmawiałeś z mamą?
–
O Alexis – odpowiedział z irytacją. – Ta kobieta uniosła na ciebie rękę! My z
matką nigdy tego nie zrobiliśmy, więc to bardzo karygodne zachowanie.
Oczywiście Margaret już to załatwiła, ale fakt pozostaje faktem, czyn został
popełniony.
–
Mama coś z tym zrobiła? – dziwiłem się.
–
Podobno zabroniła się jej wtrącać w sprawy z tobą. – Spojrzał na mnie
zaskoczony. – Nie wiedziałeś?
–
Wyprowadziłem się po kłótni... a potem była kolejna. W zasadzie były same
kłótnie.
–
Mogę być szczery ze swoim pełnoletnim synem? – spytał z cieniem uśmiechu.
Kiwnąłem głową. – Powiedziałem wiele złych słów twojej mamie. Dzisiaj, mówiąc
dokładniej. Byłem zdenerwowany, że nie wie, gdzie jesteś i rzuca ogólnikami.
Byłem w rezerwacie, ale podobno nawet nie jesteś tam zameldowany. Potem pytałem
innych i nikt nie wiedział, że nie mieszkasz z matką. Jak mogła się nie
martwić? Ja odchodziłem od zmysłów! Sama chciała naprawić relację, gdzie ta
naprawa, przepraszam bardzo? Zaufałem jej! Przekonałem cię do spędzenia z nią
czasu, a ona nawet nie potrafiła sobie z tobą poradzić i wysłała na front tę
kobietę. Twoja matka zawsze była strachajłem, ale przecież jesteś jej synem!
Pokręcił
zrezygnowany głową, rozmasowując skronie. Miałem ochotę się roześmiać. Szczerze
parsknąć śmiechem, bo mój ojciec właśnie wyglądał jak ktoś, kogo dobrze znam.
Ktoś, na kogo patrzę w lustro i zastanawiam się, skąd się wzięły te cechy?
Owszem, wiedziałem, że tata to raczej człowiek czynu i ambicji, dlatego swój
dar wziął za ułatwienie tworzenia muzyki i ją wyrzucił do śmieci, idąc w
malarstwo, ale nie sądziłem, że potrafi być taki... zbulwersowany na kogoś,
kogo dawniej kochał. Przecież to starsza wersja mnie! Ja też nie potrafiłem
pojąć, jak można się wysługiwać innymi, dostawałem od głupoty ludzkiej migreny,
a gdy niesprawiedliwość działa się pod moim nosem, miałem ochotę rzucić swoje przyrzeczenia
o pacyfizmie, aby tylko jakoś temu zaradzić. A tu proszę. Tata potrafił
pyskować!
–
Co cię bawi?
Starałem
się, nawet dźwięku nie wydałem, a przynajmniej tak mi się zdawało, bo tata już
miał uniesioną brew i przebijał mnie wzrokiem. Przyłożyłem dłoń do ust i się
roześmiałem. Znów w oczach stanęły mi łzy, ale to nie do końca były te smutne.
Rozbawienie zmieszane ze smutkiem. Czy to miało jakąś nazwę? Bo sam nie wiem,
jak się czułem.
–
Kocham cię, tato.
–
Mam nadzieję, bo cholernie już mnie denerwuje ten szum.
–
Teraz czy i ja mogę być szczery z własnym ojcem? – Skinął głową, zaplatając
ramiona. Ciągle był oparty o oparcie ławki, a ja garbiłem się, czując
wewnętrzną potrzebę kulenia się. – Ja chyba... my nie jesteśmy gotowi. Mam na
myśli mnie i mamę. Kocham ją, ciągle, ale gdy byliśmy sami, zdałem sobie
sprawę, jak bardzo mnie boli, a ją nie.
–
Rozwiń, proszę.
–
Odcięła się od tego, kim jestem teraz. – Patrzyłem na swoje dłonie, znów bawiąc
się nerwowo palcami. – Kyle, Kyle, Kyle. Jedynie angielski. Uśmiech, chociaż
nie było powodu do niego, to tylko udawanie, że jest okej. Że ona jest dobrą
matką, a ja dobrym synem. Byliśmy sami, a ona – zagryzłem wargę – nawet nie
spróbowała. To był pierwszy raz, gdy zdałem sobie sprawę, jak mnie to
wyniszczyło, tato. Po co kazała mi tu być? Dlaczego chciała wrzucić mnie w ręce
Alexis?
–
Bo taka jest – odparł szczerze. Podniosłem na niego zaszklone oczy. Zaciskał
mocno szczęki, a ja czułem, że siłą je rozluźniał, aby kontynuować rozmowę. –
Liczyła, że będzie normalnie. Twoja matka zawsze średnio radziła sobie z
problemami. Lubiła od nich uciekać, udawać silną. Liczyła, że Alexis będzie tą
rozgadaną i wciągnie cię w rodzinę. A przynajmniej tak myślę, bo tego mi nie
zdradziła, a Alexis poznałem raczej bardzo powierzchownie. Dla jasności, nie
lubię jej barwy.
–
Czyli te cechy mam po niej – stwierdziłem, pozwalając pojedynczej łzie
popłynąć. – Zoe ciągle mnie karci, żebym nie uciekał od problemów.
–
Jestem w szoku, jak bardzo jesteś rozstrzelony po matce i babce – zaśmiał się
dźwięcznie, miód dla mych uszu. – Dlaczego po mnie masz tak niewiele?
Zastanawiam
się, ojcze. Dlaczego orientację mam po matce, a po tobie to czucie głosów.
–
Mam po tobie więcej, niż myślisz – wyznałem, spoglądając na niego niepewnie.
Przybrał poważną minę, ale była to oznaka, że sam mam rozwinąć myśl. – Nigdy ci
o tym nie mówiłem, bo zawsze traktowałem to jako coś niepełnego,
niekompletnego. Czułem, że bardziej bym cię zawiódł, niż ucieszył.
–
Co to znaczy?
–
Ja też... mam coś z synestezji, a przynajmniej tak mi się zdaje. – Otworzył
szeroko oczy i usta, ale nie wiedział chyba, jak sformować zdanie. – Nie widzę
kolorów, w zasadzie to nic nie widzę. Raczej czuję. Moje ciało
czuje dźwięki.
–
Proszę, opowiedz o tym.
Położył
mi dłoń na ramieniu. Ten mały gest wiele znaczył między nami, coś jak wsparcie
drugiej osoby, która nie musi nic mówić, a ty wiesz, że masz jej siłę, aby
kontynuować. Ja ją w nim znalazłem, a mrowienie, które było uporczywe chwilę
temu, nagle zniknęło.
–
Potrafię po jednym dźwięku ocenić, jakie ktoś ma intencje. Wiem, kiedy jesteś
smutny, coś ukrywasz albo źle się czujesz. Mam też... przeczucia.
–
Przeczucia?
–
Moje ciało szybciej odbiera dźwięki niż moja świadomość.
Dla
ubarwienia historii ciągle gestykulowałem na części ciała, chociaż nie było to
konieczne. W ojczystym języku opowiedzenie o swoim darze nie
było aż tak trudne.
–
Jak to działa?
–
Dziele to sobie na trzy kategorie: mrowienie, fala i płomień. Mrowienie
przepowiada mi, że coś się wydarzy. Fala uspokaja i uświadamia, że ta osoba
jest bardzo dobrym człowiekiem, a przynajmniej nie spotkałem się z czymś innym.
Zawahałem
się przed wyjaśnieniem, czym dla mnie jest ostatnie przeczucie. To musiałoby
wiązać się z wyjawieniem ojcu orientacji. Czy naprawdę musiałem robić to na
wyspie? Cholera, nawet oficjalnie nie zerwałem z Danem, nasza rozmowa była
oczywista tylko między wierszami, ale czy to w ogóle można nazywać świadomym
zerwaniem? Oznajmił mi, że nie jest zainteresowany utrzymywaniem kontaktu,
żadnego „to koniec, Remi, było fajnie, ale już pora się rozstać". To
oznaczało, że jeśli nie chcę być jak mama i wiecznie uciekać, muszę zamknąć tę
sprawę bardziej... dosadnie.
–
Co z płomieniem? – dopytywałm przywołując mnie do rzeczywistości. Przełknąłem
ślinę i spojrzałem na tatę, ale on chyba nawet bez mojego głosu wiedział, że
nie czułem się najlepiej. – To tajemnica?
–
Nie. Płomień... odkryłem tutaj, na wyspie. On... chyba mogę go przyrównać do
podniecenia, chociaż słowo daję, że nigdy tak silnego nie czułem.
–
A więc mówimy o romantycznym przeczuciu... seksualnym? – Uśmiechnął się na pół
gwizdka, jakby w jego głowie pojawiła się już teoria. Szkoda tylko, że szanse,
iż jego teoria jest prawdziwa, wynosiły mniej niż pół procenta.
–
Tak. Odkryłem swój popęd seksualny, zadowolony? – wyrzuciłem z siebie wraz ze
wstrzymywanym w płucach powietrzem. – To była chyba jedna z niewielu rzeczy,
które sprawiały, że dzień na wyspie był lepszy.
–
Jest tyle rzeczy, które chce znać, a nie wiem, od której zacząć. – Wyznał z
nutą rozdrażnienia. Raczej na samego siebie niż na mnie. – Po pierwsze może
wyjaśnij, dlaczego uznajesz swój dar za niepełny? I dlaczego mi o nim nie
mówiłeś?
–
Pamiętasz te czasy, gdy żywiliście z mamą nadzieję na moją muzykalną
przyszłość? – spytałem, uśmiechając się na samo wspomnienie kompletniej
rodziny.
–
Oczywiście.
–
Nie słyszałem muzyki tak jak ty, już wtedy potrafiłem wyszukać w czyichś
strunach głosowych prawdziwe zamiary. Byłeś podekscytowany, że może to mnie się
uda, że może usłyszę muzykę tak jak ty.
–
Dziecko, przysięgam ci, że mnie nie rozczarowałeś. – Teraz w jego głosie zjawił
się ból, tak silny, że niemal paraliżował mnie od nowa i jego dłoń, którą
zabrał wraz z moją siłą, jakoś to potęgowała. – Ciągle powtarzasz, że mnie
zawiodłeś i że się poprawisz, ale o czym ty mówisz? Czy ja ci dałem kiedyś
podstawy, aby tak sądzić? Jesteś zdrowy i nie sprawiasz problemów
wychowawczych, jak mógłbyś mnie zawieść? Nic innego nie ma znaczenia.
–
Uwierz mi, że ma – odbiłem z irytacją. – Ty widziałeś dźwięki kolorami, czułeś
ich smak, a ja? Ja widziałem tylko czyjeś intencje i stan psychiczny.
Powiedzenie o tym głośno w szkole skończyło się wyśmianiem.
–
Oczekiwałeś, że cię wyśmieję? – teraz to on się zdenerwował. – Przysięgam, że
jak nie przestaniesz się lelkać, to cię trzepnę.
–
Nie, nie wyśmiejesz, raczej... będziesz zawiedziony, że nie jestem kompletny. –
Mlasnął językiem i westchnął tak ciężko, że naprawdę zaczynałem wierzyć, że
jego pierwsze zdzielenie mnie będzie miało miejsce po osiemnastu latach. –
Mówię, jak się czułem.
–
Mówisz, że mi nie ufałeś. To dwie różne sprawy, synu.
–
Ufałem! – oponowałem, ale widziałem, że on mi już nie wierzył. – Widzisz czyjś
nastrój w kolorach, a ja czuję czyjś nastrój w mięśniach. Przepraszam, byłem
wtedy... zbyt głupi, żeby chwalić się czymś, co uznawałem za wybryk natury.
Synestezja ma nazwę, a to? – Wskazałem na siebie i parsknąłem. – Nawet nie
wiem, czy istnieje druga taka osoba.
–
Może i nigdy nie słyszałem o czymś takim, ale to nie oznacza, że jesteś wybrakowany
albo nienormalny.
Postanowiłem
zostawić dla siebie swoje podejrzenia, że ojciec brałby mnie na jakieś badania,
które zgłębiłyby moją przypadłość. Oczywiście nie wierzyłem, że da mnie pod nóż
albo do jakiegoś instytutu, ale wciąż zdiagnozowanie mojego przypadku było
dość... niejasne.
–
Więc teraz ci o tym powiedziałem i czuję się lżej, że ktoś o tym wie. Oprócz
Zoe.
–
Naturalnie, czemu mnie to nie dziwi – rzekł ze słyszalną nutą rozbawienia. –
Ona zna cię na wylot.
–
Jesteś zły?
–
Tak i nie.
–
Nie rozumiem?
–
Jestem zły, że wcześniej tego nie pojąłem. Przecież ty ciągle byłeś... na
równi. Chodzi mi o to – poprawił się nie tylko słownie, ale i na ławce,
bardziej nakierowując na mnie – że ludzie brzmieli dla mnie różnorako. Nie
bardzo rozumieli, kim jestem i często traktowali to jako ułatwienie w karierze.
Niby spotkałem kilku synestyków, ale byli na tyle inni charakterem, że się nie
zaprzyjaźniliśmy. A ty... zawsze wiedziałeś, co powiedzieć, co zrobić i jak się
zachować. – Spojrzał na mnie wnikliwie. – Używałeś na mnie swoich zdolności
tak, jak ja używałem swoich na tobie.
–
To źle?
–
Nie – uśmiechnął się szeroko. – to bardzo dobrze, ale nie mogę się sobie
nadziwić, jak mogłem nie zauważyć, że coś z tobą jest nie tak. Słaby ze mnie
ojciec.
–
Świetny ojciec – poprawiłem go.
–
W sumie film to też rodzaj sztuki – zadumał się, patrząc przed siebie.
Posiedzieliśmy
chwilę w ciszy, może zbierając siły na kontynuowanie rozmowy. Sam ojciec
zauważył, że sporo było tematów, które wymagały poruszenia, ale też niektóre
miały wpływ na inne, dlatego wybór konkretnego był trudny. Może właśnie głowił,
jaki powinien być priorytetem.
Cieszyłem
się, że był przy mnie, nawet jeśli za ponad dobę miałem go zobaczyć, to
wcześniejsze spotkanie jakoś ukoiło moje rozdarte serce i potargane nerwy. Już
sam nie wiedziałem, co powinienem zrobić, co powiedzieć i gdzie być. A przede
wszystkim kim być.
–
Wiesz, że Urlik, Anja i Zoe są tutaj? – przerwałem milczenie.
–
Serio? Nie, nie spotkałem ich, więc jestem zaskoczony.
–
Wysłałem im nagranie, o którym ci wspominali i, cóż, byli trochę zaniepokojeni
moim stanem.
–
Ja też – przyznał. – Płakałeś, Remi. Przez telefon i gdy na ciebie wpadłem.
Zmusić cię do łez jest naprawdę ciężko. Nawet gdy byłeś kilkulatkiem i nie
wychodziło ci z jazdą na rowerze, ty wstawałeś, otrzepywałeś się, mając rany do
krwi, i jechałeś dalej. Krojąc cebulę, głos ci się łamał, pociągałeś nosem, ale
dzielnie walczyłeś.
–
Cebula to nie jest godny przeciwnik – żartowałem, co na szczęście tata
podłapał.
–
Twoja mama zawsze była i będzie twoim czułym punktem – powrócił do tematu. –
Ale wiesz... nie podoba mi się, że jesteś wulgarny. Myślałem, że jest w tobie
więcej tolerancji na inności.
–
Co? Serio? – Skrzywiłem się. – Tato, ja jestem tolerancyjny, poważnie. Nie
chodzi o orientację mamy.
–
Popełniłem błąd, że nie zasugerowałem ci terapii. Zrzuciłem na ciebie
odpowiedzialność, nie powinienem.
–
Tato, proszę, przestań – łamał mi się głos. – Wiem, okropnie się zachowywałem,
ale ja nie potrafię tak po prostu jej wybaczyć. Tu nie chodzi o orientację,
przysięgam, że nie.
Przypomniały
mi się słowa Zoe, która twierdziła, że mam prawo nie lubić i nie wybaczać. Ale
czy powiedzenie tego na głos do ojca było właściwie? Sugerowanie mu, że mam
swoje zdanie, nawet jeśli w jego oczach jest szczeniarskie?
–
Obaj wyciągnęliśmy lekcje. – Poklepał mnie po udzie. – Ja cię więcej nie
namówię na pojednanie z matką, bo nie chcę więcej widzieć granatu.
–
Słucham?
–
Tak właśnie dla mnie brzmisz, gdy cierpisz – powiedział z powagą, z której
ciężko było coś odczytać. – Wtedy, gdy padał deszcz i płakałeś. To
akompaniament, który stworzył odcień granatu. Nienawidzę tego koloru, bo jesteś
nim, gdy płaczesz. Ten sam kolor się pojawił, gdy rozmawialiśmy przez telefon i
zrozumiałem, jak wielki błąd popełniłem. Wysłałem syna na ponowne cierpienie.
Drugi raz pozwoliłem cię skrzywdzić mamie, przerażało mnie to.
Wszystko
do mnie dotarło w jednej chwili. To, dlaczego tata nagle znielubił szum i miał
przy nim podły nastrój, dlaczego deszcz go przyprawiał o bóle głowy, dlaczego
nagle wszystko się zmieniło. To ja byłem powodem. Ja i moje łzy.
–
Zdajesz sobie sprawę, że wtedy pierwszy raz na nią krzyczałeś? – odezwał się,
przykuwając moją uwagę. – Zawsze się o nią troszczyłeś, wyręczałeś. I nagle
wszystko się zmieniło. A potem widziałem cię w kawałkach i doszedłem do
wniosku, że... – Przełknął ślinę, jego wzrok był zamglony, jakby tylko ciałem
ze mną był. – Że tylko krzykiem byłeś w stanie pokazać, jak jest ci przykro.
Jak
na coś takiego się reaguje? Przeprasza? Jest się dumnym, że rodzic zauważa to,
co ktoś inny nazwie brakiem wychowania? A może popłacze ze smutku. Nie wiem,
którą z tych rzeczy zrobiłem, może wszystko na raz, bo tata przyciągnął mnie do
uścisku i znów miałem wrażenie, jakby nami kołysał. Niczego tak nie pragnąłem,
jak być już w domu. Naszym domu.
Komentarze
Prześlij komentarz