Find it Cz.28


Wschodzi słońce

|na wyspie|

Wróciliśmy z tatą do rezerwatu, ale zanim to, kupiliśmy u Helmera kolację. Mężczyzna był cały w skowronkach, że poznał kolejną osobę i to jeszcze mojego ojca. Tessy nie było, ale z tego, co mi wiadomo, wyjechała już z wyspy. Zrobiło mi się głupio, że nie zdążyłem się pożegnać, ani dowiedzieć niczego o jej końcu wakacji. To był właśnie przykład, jak ucina się wakacyjne znajomości: ciach i nie ma. Żadnego numeru telefonu, żadnego adresu, żadnych obietnic spotkania ponownie za rok. Czy ja w ogóle chciałem być na wyspie za rok?

– Ten facet jest naprawdę umięśniony – powiedział tata ze śmiechem, gdy wchodziliśmy po schodach do rezerwatu. – Myślę, że nigdy nie powiedziałbym o nim jak o kucharzu.

– A tu proszę, jedyny na wyspie.

– Nie, jedyny na pewno nie jest. Musi mu ktoś pomagać – dziwił się. – Chociaż kto wie?

– Remi!

Usłyszałem krzyk Anji, gdy weszliśmy do budynku. Gdy wszyscy spojrzeli w naszą stronę i zobaczyli ojca, byli w szoku. To blondynka pierwsza się z niego ocknęła i podbiegła do nas.

– Wujku, ty tutaj?

– Pomyślałem, że wy, dzieciaki, zgubicie się w drodze do domu – powiedział z uśmiechem.

– Witam – odezwał się Urlik, a tata, jak zawsze, kiwnął tylko głową.

I jak miałem mu powiedzieć, że jestem gejem, gdy ten ciągle widział w Urliku jakiegoś wroga? Mój przyjaciel czuł się niezbyt komfortowo w obecności mojego ojca, co nie raz mi obwieszczał. Gdy został u mnie przez jakiś czas, tacie ani trochę się to nie podobało. I nie, wcale nie mówił tego głośno, wystarczyła ta nuta niechęci i wrogości w głosie, którą słyszałem tylko ja.

– Remi, musimy porozmawiać – rzuciła hardo Zoe, ignorując ojca.

– Absolutnie nie – wcięła się Anja.

Słyszałem to i widziałem: odbyto rozmowę. Anja była zła, Zoe była zła, a Urlik wolałby umrzeć niż znów wałkować temat. Nevin i Castor siedzieli sobie spokojnie i chyba niezbyt ogarniali sytuację, a przynajmniej na to liczyłem, bo jeśli mówili na mój temat w ich obecności, to bardzo by mnie tym zdenerwowali.

– Dziewczyny, późno już – wtrącił ojciec, który też musiał wyczuć napięcie. Gdy na mnie spojrzał, skinąłem mu. Też to czułem, tato. – Porozmawiacie jutro.

– Jestem za – poparła go Anja. – Mam ochotę na sweterek po babce – mruknęła nadąsana i usiadła obok Castora. – W sumie duży jesteś, twój też by się nadał – powiedziała po angielsku.

– Na pamiątkę jej daj – dogryzła mu Nevin, szturchając łokciem.

– Zack obejrzał nagranie. – Urlik podszedł bliżej mnie i taty, gdzie to dalej staliśmy przy wejściu. Starał się ignorować oględziny staruszka.

 I jak tam?

– Jest okej. Możemy publikować i zarabiać. I... – Dosłownie na sekundę zerknął na tatę, zanim podał mi zmiętą kartkę.

 Adres?

– Nowy Orlean – doprecyzował. – Podobno jest tam hotel, którym ma zamiar się zająć za dwa lata i... tak, mamy niepowtarzalną okazję tam zerknąć. Strzeże go ochrona, a my tam wejdziemy jak do siebie.

– W Nowym Orleanie? – Do dyskusji włączył się ojciec. – Macie studia, Urlik.

 Nie planowałem jechać teraz – bronił się, unosząc dłonie. – Myślałem bardziej o przyszłych wakacjach. Odłożylibyśmy kasę z kanału na wyjazd. Możliwe, że mielibyśmy też sponsora.

– Jakiego?

– Zacka Andresona. – Szczerzył się dumnie, chowając dłonie do kieszeni spodni. – Jeśli zareklamowalibyśmy na filmie jego kawę, mielibyśmy bilety do Stanów za darmo.

 Żartujesz?! – prawie udławiłem się powietrzem. Jego to bawiło.

 Rozmawiał z kimś ze swoich o naszym kanale i ponoć jego marketingowcy obczaili nasze filmy. Jak dowiedział się, że planujemy studiować animację i grafikę, a potem otworzyć własną firmę, to zapaliła mu się lampka. Chociaż może maczał w tym palce Dan, trudno określić. – Wzruszył ramieniem. – Remi, możemy pojechać na wakacje do Stanów, nagrać sponsorowany film i zarobić na tym dwa, a może nawet trzy razy tyle, co dotychczas.

– Chryste, jak ty to załatwiłeś w jeden dzień?

 Ja jestem od strony angielskiej, nie? – puszył się. – Negocjacje z zagranicznymi sponsorami to moja działka. I jakby cię to ciekawiło, Zack dał do siebie namiar, gdybyśmy byli chętni na współpracę.

– Cholerne tak! Jeśli ta kawa to nie siki, idziemy w to.

– Dan mówi, że to najlepsza kawa, jaką pił – zaśmiał się Urlik.

– Warto mu ufać, to kawosz.

– No to mamy odpowiedź.

Może i miał problemy z rozmowami z facetemi, ale jeśli w grę wchodził biznes, Urlik naprawdę stawał się gruboskórny. Nigdy nie przypuszczałem, że głupi kanał stanie się dla nas silnym spoiwem, dziełem, nad którym razem będziemy pracować. Traktował to poważnie i cholernie się cieszyłem, że ten biznes miał rację bytu.

– Czemu nie wiedziałem, że planujesz firmę z Urlikiem?

Obaj spojrzeliśmy na tatę, jakby przyłapał nas na psoceniu. Wiedziałem, że przyjaciel chciałby teraz bezpiecznie się oddalić i zostawić tę rozmowę mnie, ale duma mu nie pozwalała. Codziennie walczył ze swoją słabością. W jego postawie było coś, co kazało i mi walczyć.

– Bo to odległy plan. Najpierw studia, zdobycie doświadczenia, zwiedzenie trochę świata i dopiero potem potraktowanie tego poważnie. W sensie takim, że byłaby to nasza praca, nasza przyszłość i dochody.

 To już jest waszym dochodem. – Przerzucił nagle wzrok na Urlika i uniósł brew.

– Przecież wiesz, o co mi chodzi. Dajemy sobie czas na próbowanie bez zobowiązań. Otwarcie firmy wiąże się z obowiązkiem i kosztem, musimy mieć pewność.

– Brzmi sensownie. Nie spodziewałem się jednak, że... – przeskakiwał wzrokiem między nami – wasze plany są tak dalekosiężne. Jestem pod wrażeniem. Naprawdę.

Skąd miałby wiedzieć, skoro praktycznie emanował niechęcią do Urlika? Ani ja, ani on nie chcieliśmy przy nim o tym mówić, żeby czasem nie wywołać reakcji dość jednoznacznej. Jak się ojciec dowie o mojej orientacji, to mój przyjaciel będzie musiał wykopać sobie grób, pomyślałem.

– Gdzie śpisz? – spytał nagle ojciec, a ja zamarłem.

Urlik rozchylił ledwo zauważalnie powieki, aby zaraz spojrzeć na mnie i doszukać się jakiejś wskazówki. Ja jednak patrzyłem na Zoe, ale ona była chyba obrażona, Anja również wygląda na zszokowaną, a Castor i Nevin ewidentnie nie rozumieli, o co spina, bo rozmowa toczyła się w obcym dla nich języku.

– Nie jesteś tutaj zameldowany – przypominał ojciec.

 Ze mną w pokoju – wkroczył Urlik, a ja nie mogłem się powstrzymać i strzeliłem dłonią w czoło. – Jak wyprowadził się od mamy, to zrobił to znienacka i jakoś nie było okazji, żeby nocą się rejestrować. Meldować.

Mieszał się w słowach, a to oznaczało, że mój ojciec właśnie świdrował go wzrokiem. Ja własne oczy bałem się unieść i to sprawdzić, jeszcze by mnie zabił.

– Rozumiem – oznajmił dobitnie.

– Jestem zmęczony. Jutro stawię czoła problemom.

– Typowo – mruknęła sarkastycznie Zoe i usiadła w fotelu.

Chciałbym ją zdzielić, ale na szczęście Anja mnie wyręczyła, uderzając przyjaciółkę w udo. Castor coś do niej szeptał, ale nie chciałem o niczym więcej tego dnia słuchać, dlatego poszedłem do pokoju Urlika. Skoro już mnie krył i moje rzeczy były u niego, mogłem chyba spokojnie zakładać, że ostatnią noc możemy spędzić razem.

Leżałem na łóżku i wgapiałem się w sufit. Rozważałem różne plany na kolejny dzień, a raczej ostatnie godziny na wyspie. Nazajutrz, właśnie o tej porze, miałem mieć pociąg powrotny do Oslo. Powinienem się wyspać przed długą podróżą do domu, ale nie potrafiłem. Czułem upływający czas i to, jak wielkie pogorzelisko zostawiam. Tessa zniknęła z mojej listy niespodziewanie, Dan tworzył pustkę w sercu i nie umiałem się pożegnać, mama usłyszała okropne słowa na pożegnanie. Co z Andym, Sal, Helmerem albo Marią? Czy to w porządku po prostu wyjechać?

Głowa Urlika pojawiła się w zasięgu mojego wzroku, ale nie ruszyłem się z miejsca. Zamiast tego to on okroczył mnie w biodrach i przeszedł na drugą stronę łóżka – choć mógł to zrobić podłogą – i pomachał mi jakąś butelką przed oczami. Uniosłem się na łokciu. Siedział przy mnie z nogą pod udem a drugą zgiętą w kolanie, stopą schowaną pod poduszką. Na ustach miał głupkowaty uśmiech i widziałem go nawet w tych ciemnościach pokoju. Nie zapaliłem żadnej lampki i on najwidoczniej też nie czuł takiej potrzeby.

– Co to?

– Pamiętasz ten dzień, gdy przyszedłeś do mnie z piwami, bo stwierdziłeś, że potrzebne wsparcie singlowi?

– Głupio pytasz.

– Teraz to ja poprosiłem twojego ojca o alkohol – powiedział z dumą w głosie.

– Kupił ci alkohol?

– Spytał, czy oszalałem – zaśmiał się, odkręcając butelkę. – Anja odpowiedziała za mnie, że wręcz przeciwnie. Przepraszam, ale wyjawiła twojemu ojcu, że z kimś właśnie zrywasz i przechodzisz chujowy czas, jesteś rozdarty i jeśli nie kupi nam czegoś mocniejszego, to jutro nie wstaniesz w ogóle z łóżka.

– Uwierzył? – Przełknąłem nerwowo ślinę.

– Chyba widział cię w chujowej kondycji, bo zamyślił się tylko na chwilę, a potem spytał, gdzie można w ogóle kupić alkohol na wyspie. Castor mu pomógł.

– Castor?! – Prawie zakrztusiłem się powietrzem. Jego to rozbawiło, a gdy zakrętka wylądowała na szafce nocnej po celnym rzucie, podał mi butelkę.

– Wiemy, że zerwaliście, Remi. Po twoim zniknięciu Dan wyglądał jak duch. Nie chciał cię szukać i odradzał to nam. Nie trzeba nic mówić, możemy więc poleżeć i się trochę odurzyć.

Przejąłem butelkę i po chwilowym wahaniu, pociągnąłem spory łyk. Nigdy nie lubiłem pić, ale czułem, że ja i Urlik tego potrzebujemy. On w pewien sposób chciał poczuć się potrzebny, chciał wesprzeć samą obecnością. A ja potrzebowałem czegoś, co może pomóc mi zasnąć i stanąć na nogi – z bólem głowy – następnego dnia rano. Lub w południe, jeśli szczęście dopisze. Alkohol palił mi przełyk, a w oczach pojawiły się łzy. Zdecydowanie nie gustowałem w tak mocnych trunkach, ale skoro tata mi ufał i sam załatwił, to chyba mogłem sobie pozwolić na chwilę zapomnienia.

Minuty mijały, a my z Urlikiem albo paplaliśmy coś bez ładu i składu, albo snuliśmy plany na życie studenckie. Omijał celowo temat romansowania, choć wiedziałem, jak napalał się na wyobrażenie studentek. Robił to dla mnie, żebyśmy przypadkiem nie powrócili na bardzo niewygodny temat. Tylko ja mogłem rozpocząć ten temat.

– Ustatkujesz się wreszcie na studiach? – spytałem durnie, biorąc jeden z ostatnich łyków, bo mililitry się kończyły.

– Nie wiem, dobre pytanie. – Westchnął. – Jeśli ustatkowanie oznacza poznanie kogoś i wyprucie się z całej swojej historii, to... muszę naprawdę dobrze trafić. – Podałem mu butelkę, a on od razu się napił. – A ty? Masz zamiar flirtować? Z facetami.

– Myślę, że tak – odpowiedziałem szczerze, a ten zamarł z alkoholem przy ustach. Patrzył na mnie, czułem to. – Jaki sens uciekać? Tata mi dziś powiedział, że tę cechę ma mama, więc mam to po niej. Nie lubiła trudnych tematów i problemów, często więc ich unikała, nawet jeśli była ich częścią. Chyba to robię, odkąd nas zostawiła albo jeszcze wcześniej? Wiesz, że oszukiwałem tatę, aby mnie przypadkiem nie odepchnął? – zadałem pytanie retoryczne, uśmiechając się sztucznie. – Dziś powiedziałem mu prawdę i stwierdził, że musiałem mu nie ufać, skoro nigdy wcześniej tego nie wyjawiłem. Może nie ufałem? Może chciałem być bezpieczny, więc łatwiej było oszukiwać każdego, że jest okej, byle nie stwarzać problemów, które potem wymagają rozwiązania. Jestem zmęczony samym sobą.

Urlik objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. Może dzięki procentom we krwi nie było dziwnej niepewności między nami – ja gej, on facet hetero. Położyłem mu głowę na ramieniu, a on oparł policzek na niej. Tak blisko to my jeszcze siebie nie byliśmy.

– Ja tobą nie – mówił cicho. – Teraz będę miał cię na oku. Skoro zaakceptowałeś w sobie homoseksualizm, to pół sukcesu. Nie będziesz już taki sfrustrowany na siebie. Obiecaj mi coś, dobrze?

– Co takiego?

Zabrałem od niego butelkę i się napiłem.

– Jeśli znów będziesz zmęczony, powiesz mi o tym. Proś o pomoc, nie jesteś sam.

– Dzięki.

– To nie jest to, czego oczekiwałem.

– Obiecuję. Zadowolony? – Zacząłem się śmiać.

– Tak lepiej. Na uniwerku znajdziemy ci fajnych facetów.

– Facetów? Mam uprawiać trójkąty?

– A czemu, kurwa, nie?

Obaj zanieśliśmy się śmiechem. Urlik, który przeklinał to coś bardzo nowego. Zazwyczaj robił to iście wkurzony lub grający w gry, gdy gadał na kanale głosowym po angielsku z innymi.

– Za dużo Anji – stwierdziłem, pozwalając mu dopić resztkę.

– Za dużo Anji.

Wypił za to. Szumiało nam w głowach, ale wciąż panowaliśmy nad sytuacją. Ta bliskość z Urlikiem była wyjaśniona w mojej głowie; może czuł się mniej facetem, żeby go obrzydził kontakt z drugim, skoro przeżył takie dzieciństwo. To było moje wyjaśnienie i wolałem się go trzymać. Urlik zawsze powtarzał, że jest hetero i myśl, że miałby być z facetem, mocno go przytłaczała i obrzydzała. Nic nie miał do gejów rzecz jasna, ale wyobrażenie sobie siebie samego z innym samcem to... no po prostu brzmiało to sensownie.

Obudziliśmy się obaj ze świdrującym pulsowaniem w głowach. Świadczył o tym każdy nasz jęk, a że moje uszy dokładnie wyczuwały cierpienie Urlika, miałem ochotę go przeprosić. Tyle że sam przyniósł to... coś. Zesłał na nas cierpienie, a wypiliśmy trzy-czwarte na dwóch! To wcale nie tak dużo.

Oczywiście, że dużo, idioto.

Cicho, Anja.

– Która godzina? – wychrypiał Urlik, starając się wyjąć telefon ze spodni. Nawet się nie przebraliśmy, musieliśmy zasnąć w trakcie rozmowy.

– Wasza ostatnia, jeśli nie wstaniecie w tej chwili.

Obaj równocześnie poderwaliśmy niebezpiecznie głowy i zobaczyliśmy w oknie czarnego anioła. Dosłownie. Za plecami Zoe świeciło jasne słońce, które tak ją okalało, że wydawała się niemal plamą w oknie.

– Jak miałeś ochotę na Urlika, mogłeś mnie uprzedzić.

Spojrzałem na Urlika z plamkami przed oczami od długiego patrzenia w światło. Fakt, to była dość wymowna poza. Dalej obejmował mnie ramieniem, musieliśmy się po prostu zsunąć i nie mieć ochoty zmieniać pozy. Wstałem, udając, że ta sytuacja wcale nie była niezręczna.

– Dziewiąta?

– Jedenasta – poprawiła. – Masz zegarek nieprzestawiony.

– Jezu, to i tak wcześnie.

Padł z powrotem na poduszkę, zakrywając oczy ramieniem.

– Ciężko wysiedzieć z ojcem Remiego, gdy wy dwaj nadal leżycie w łóżku. Nigdy nie sądziłam, że czyjaś aura mnie przyciśnie, ale jego wręcz dusi. – Odetchnęła. – Urlik, czy ja o czymś nie wiem?

– Że głowa mnie boli.

– Nic między nami nie było – wyznałem, będąc plecami do niej. – Pogadaliśmy, popiliśmy i zasnęliśmy.

– W bardzo ciekawy sposób.

– Zoe, mam dość, serio. – Odwróciłem się ze zirytowaniem. Pewnie byłoby mniejsze, gdyby nie łupanie w czaszce. – Urlik to nie dziecko, a skoro już raczyłem ci wyjaśnić, że nas nic nie łączyło ani nie łączy, to może w to uwierzysz lub się zamkniesz i udasz, że wierzysz?

Urlik zabrał ramię i spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek. Zoe w tym świetle nadal była trudna w odczycie, więc odpuściłem sobie kolejne oślepienie i po prostu wziąłem swoje rzeczy, aby skorzystać z łazienki.

Zawsze dogryzanie sobie z Zoe sprawiało mi satysfakcję, ale teraz jakoś byłem zbyt przeciążony i rozdrażniony, żeby to robić. Po prostu nie potrafiła chyba powiedzieć stop, a to największy minus jej osoby. Anja skakała od mądrej i poważnej do głupiej i znudzonej, potrafiła wczuć się w sytuację. Nie mogłem wymagać tego od wszystkich ludzi na świecie, ale cholera, Zoe znała mnie dłużej niż tydzień i powinna trochę lepiej rozumieć. A może za dużo wymagałem?

Zszedłem na dół bez ponownego zerknięcia do pokoju. Wolałem dać im chwilę, jeśli nadal tam byli. Zamiast tego w saloniku dostrzegłem Castora i jakieś małżeństwo, które dopiero co przyjechało. Zignorowałem ich, bo nie było sensu witać nowych, skoro samemu się odchodzi.

– Remi.

Wzdrygnąłem się na moje imię na ustach chłopaka. Gdyby nie moja ulubiona biała bluza wciągana przez głowę, uznałbym to za dreszcz z zimna. A jednak to było mrowienie. Podszedłem do niego niechętnie. On wyglądał jak zwykle nienagannie. Czarna obcisła koszulka sporo mięśni prezentowała, a szare dresy kazały sądzić, że robił z siebie celowo sportowca. Bo czasem ktoś nie zauważyłby jego muskulatury i tego, że przy mnie wyglądał na dwa razy większego.

– Chciałem pogadać z tobą już wczoraj, ale poszedłeś spać i sytuacja była... średnia – mówił spokojne i wolno, jakby celowo dla mnie. Łaska czy kpina?

– O czym?

Zacisnąłem dłonie w pięści, szykując się na potyczkę słowną, pierwszą tego dnia. Jeśli nie liczyliśmy mojej przyjaciółki. Chłopak jednak nie miał na twarzy ani w głosie wypisanych złych intencji, a ja pierwszy raz w życiu nie ufałem swoim zmysłom. Mogły zostać przyćmione przez alkohol.

– Słyszałem, że ty i Dan byliście faktycznie parą. Jak mam być szczery – chwycił się za kark, a ja rozluźniłem mięśnie – wcale nie chcę się z nim kłócić. To trochę silniejsze ode mnie. Nie wiem, czy ci opowiadał, że byliśmy trójką naprawdę bliskich przyjaciół, a on na pewnej imprezie... wypił za dużo, za wiele zrobił i powiedział. Alan po prostu zawsze był homofobicznym gnojem i wtedy skreślił nas obu. W końcu kuzynostwo – uśmiechnął się smutnie, patrząc na coś w podłodze obok nas – na pewno jesteśmy tacy sami. Gdzieś to we mnie siedzi. Nie życzę mu źle. – Wreszcie się wyprostował i patrzył w moje oczy. – Zależało mu na tobie, nadal zależy. Powinniście jeszcze raz pogadać.

– Dzięki – speszyłem się. – Nie sądziłem, że... się złamiesz.

– Bo jesteśmy podobni? – Wyszczerzył się, co zrobił chyba pierwszy raz, od kiedy go poznałem. – Ta, słyszałem. Ty i twoja mama. Twój starszy nie wie i nikt głośno nie mówił. Zapewniam. Może to czas, żeby być ponadto?

– Starasz się... zmienić?

– Powiedzmy – odparł wymijająco. – Twoi znajomi są dość drastyczni. Doceniaj ich, bo przyjaźń czasem zbyt łatwo można zniszczyć na własne życzenie.

– Jasne, tak zrobię. – Już miał odchodzić, gdy mi z gardła niespodziewanie się wyrwało: – Hej, ty też powinieneś.

– Co? – Uniósł brwi w zaskoczeniu.

– Pogadać z nim. Danem. Jeśli tego nie zrobiłeś, może powinieneś?

– Zastanowię się.

Odszedł ze szczerym uśmiechem na ustach. Mrowienie zniknęło. Zawiodło mnie? Nie. Przepowiedziało zmiany. Zawsze je przepowiadało. Każda poważna rozmowa mogła skończyć się dwojako, dlatego mrowienie ostrzegało, że do takowej dojdzie. Castor zmienił coś w moim wnętrzu, ukoił to, co wiele razy zostało szarpane. Nieświadomie dotknąłem swojej klatki piersiowej, czując pod palcami bicie własnego serca. Równomierne. Wciąż tam było, nie płakało. Skoro Anja potrafiła skłonić takiego wielkoluda do zmiany myślenia, to może i ja powinienem otworzyć szeroko oczy?

Odwróciłem się i niemal wpadłem na Zoe. Patrzyła na mnie wyczekująco, może spodziewała się, że coś się tego ranka stanie. Złapałem ją pewnie za ramiona, aż na twarzy odmalował jej się szok.

– Powiedz tacie, że spotkamy się w porcie. Niech zabierze nasze rzeczy. Wrócę na czas, obiecuję.

Pocałowałem ją w policzek i wyszedłem z rezerwatu. Dlaczego miałem zostawiać pogorzelisko? Mogłem przecież posadzić sadzonki. Mogłem zobaczyć, czy wykiełkuje z tego coś ładnego jutro, za tydzień, za lata. Chociaż spróbować, to nie było takie trudne. Za chwilę miałem znaleźć się w domu. Słońce na niebie było dobrą oznaką. Burza nadeszła niespodziewanie, ale w końcu wzeszło słońce. Mogłem trochę je pokusić o ponowne wzejście także w moim wnętrzu, relacjach i życiu. Chociaż spróbować.

Zacząłem od osób, które były mi bliskie przez krótki pobyt na wyspie. Które mnie wsparły i zawsze służyły pomocą. Wylądowałem więc pod kościołem, gdzie Andy właśnie otwierał główne drzwi dla wiernych. Na mój widok się rozpromienił. Dobry znak. Podszedłem do niego.

– Dziękuję.

– Za co?

– Że mnie ksiądz wtedy wysłuchał, pomógł nie być samemu.

– Nikt nie zasługuje na samotność.

Potem poszedłem do serca wyspy, gdzie u Helmera siedziała całkiem spora rzesza ludzi. Poprosiłem kelnera, aby przekazał po pracy kartkę szefowi. Zgodził się. Musiałem mu chociaż w ten sposób podziękować za pyszne jedzenie.

Przy domu Marii prawie wpadłem na Sal, tak mi spieszno było odwiedzić staruszkę. Ale tę kobietę też miło było spotkać, bo nie wiedziałem, gdzie mieszka i mogę ją znaleźć.

– Sal! – Wyszczerzyła się i ujęła się za biodra. – Cieszę się, że cię widzę.

 No ja też – odpowiedziała po norwesku, czym sprawiła mi niesamowitą radość. – Mam nadzieję, że powitasz mnie ciepło, jeśli najdzie mnie ochota na Oslo.

– Jasne, że tak.

 W takim razie napiszę ci maila. – Objęła mnie niespodziewanie. – Powodzenia, Remi. Zdasz te studia.

– Dziękuję. – Odwzajemniłem uścisk. – Za to i za całe wsparcie wcześniej.

– Wpadniesz za rok? – Odsunęła się na długość ramienia.

– Jeśli nie będę w pracy, na pewno.

– Trzymam za słowo! Znajdziemy jakiś budynek do renowacji!

Zaśmiałem się i pożegnałem z nią. Z Marią poszło znacznie gorzej. Staruszka popłakała się, że tak mało mieliśmy okazji do rozmów. Wyjawiła mi na osobności, że bardzo jej przypominam wnuka, który lata temu przestał ją odwiedzać. Zrobiło mi się przykro, bo gdybym wiedział o tym wcześniej, na pewno znalazłabym dla niej więcej czasu.

Każdego, kto chociaż zagościł w moim życiu na dłużej niż powitanie i pożegnanie, postanowiłem pozdrowić. Alina zapadła się pod ziemię, choć każdy twierdził, że ona zostaje na wyspie dwa dni dłużej. Nie miałem czasu jej szukać po każdym zakamarku, więc postanowiłem iść na przedostatni przystanek. Stanąłem przed drzwiami do domu mamy i Alexis. Uniosłem dłoń i...



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty