Find it Cz.8
Przyjście
na piknik okazało się trudniejsze, niż myślałem. Nie znałem drogi, a proszenie
o pomoc lesbijki było zbyt złe, dlatego schowałem swoją dumę do kieszeni i
zacząłem szukać kogoś znajomego w sercu wyspy. Tessa na szczęście wraz ze swoim
szefem dopiero kończyli zmianę i wychodzili. Na mój widok dziewczyna gwałtownie
przystanęła i powiedziała coś do szefa z uśmiechem, co sprawiło, że poszedł
dalej i kiwnął mi na powitanie.
–
Hej.
Było
niezręcznie, czułem to w jej głosie, ale mogłem to jeszcze posklejać. Jakoś.
–
Przepraszam za to, czego świadkiem byłaś. – Zacząłem bawić się dłońmi. – Czy
mogłabyś mi mimo tego przedstawienia pomóc i wskazać drogę na piknik?
Chwilę
to trwało, zanim zaczęła się śmiać. Nie wiedziałem za bardzo co począć, śmiać
się z nią czy cierpliwie czekać. Ale szybko się opamiętała i nie wyglądała już
na spiętą.
–
Daj spokój, nie ma za co przepraszać. I pewnie, że ci pomogę. Właściwie idę
prosto do rezerwatu, więc możemy iść już teraz, chcesz?
Zgodziłem
się i zaczęliśmy spacer. Nie spieszyła się, więc i ja nie poganiałem. Kamień
spadł mi z serca, że w jej głosie nie było już niczego, co kazałoby odejść i
nie niszczyć bardziej swojej osoby w jej oczach. Paliłem mosty, a to źle. Jak
miałem przetrwać w tym miejscu dwadzieścia dni, to powinienem przestać
zachowywać się jak rozkapryszony gówniarz – nawet jeśli takowym byłem.
Szliśmy
chodnikiem wyłożonym kamieniami, który codziennie przecinałem w drodze do domu
i do serca wyspy. Teraz jednak szliśmy zgodnie z jego kierunkiem. Mijały
minuty, a my ciągle narażaliśmy się słońcu na udar, ale Tessa chyba przywykła,
bo nie była ani trochę spocona.
–
Wiesz... – odezwała się niespodziewanie. W jej głosie pojawiła się nuta
zaciekawienia i współczucia, czyli dziwna mieszanka.
–
Co tam?
–
Rozmawiałam chwilę z Sal – zerknęła na mnie z przepraszającą miną – i
powiedziała, że nie rozmawia z tobą po norwesku, żeby coś przed resztą ukryć,
ale żeby zrobić ci przyjemność. Cóż, my też zauważyliśmy, że niezbyt pewnie nam
odpowiadasz i przeważnie są to krótkie zdania... oj. – Wytrzeszczyła oczy i
chwyciła mnie za ramię, przez co przystanęliśmy. – I że średnio radzisz sobie z
tłumaczeniem monologów. Szczerze, czy mam coś powtórzyć wolniej? Albo użyć
innych słów?
Była
tak zdezorientowana i zaniepokojona, że przez chwilę miałem ochotę walnąć głową
w te kamienie, bo może doznałem halucynacji. Zrozumiałem wszystko, co
powiedziała, bo o dziwo mówiła spokojnie i używała prostych słów, które znałem
lub domyślałem się sensu zdania. Nie wiem, czy nie powinienem być zdenerwowany
na Sal, że sprzedała moją słabość, ale z jakiegoś powodu poczułem ulgę. Ktoś
jeszcze wiedział. Byłem słaby i co z tego? Nie lubiłem matki lesbijki i co z
tego? Taki właśnie byłem. Mogłem schować dumę do kieszeni, jeśli moje słabości
dałyby mi chwilę wytchnienia.
–
Jest okej, dzięki – zapewniłem wreszcie. – Jak ktoś mówi wolno i wyraźnie, to
rozumiem. Albo domyślam się. Urlik byłby lepszym rozmówcą.
–
Urlik? – śmiesznie wymówiła jego imię i przechyliła głowę.
–
Mój przyjaciel z Norwegii. Przepraszam, słaby ze mnie towarzysz, czy coś.
–
No coś ty! – Potrząsnęła mną trochę zbyt gwałtownie. – Nie przyszło mi przez
myśl, że język może być problemem, więc od teraz po prostu mów mi, jak czegoś
nie wiesz, a ja obejdę to lub przetłumaczę w Google. Albo znajdę słownik w
bibliotece.
–
Mamy tu bibliotekę?
Wyszczerzyła
się, chwyciła nasadę kapelusza i złożyła na moim policzku całusa. Byłem w
szoku.
–
To uroczę, że nazywasz wyspę „naszą". Jesteś jej częścią, a nie
przejezdnym. Naprawdę mi miło.
Okej.
To chciałem powiedzieć, ale nic nie przeszło mi przez gardło. Tessa złapała
mnie pod ramię i poszliśmy dalej w trasę. Może Dan miał rację i zaczynało się
rodzić między nami – jednostronnie – coś bardzo określonego, a mi to się
średnio podobało. Powinienem jasno wytyczyć granice, żadnego romansu, bo po
pierwsze: byłem tutaj tylko na wakacje, po drugie: nie interesowały mnie
związki.
Nie
wychodzi ci z kobietami, może powinieneś to przemyśleć.
Znikąd
w mojej głowie zjawił się irytujący głos Urlika. Przemyśleć, czy kobiety to w
ogóle opcja dla mnie? Nawet gdybym wziął sobie jego rady do serca, to
obejrzenie porno na wyspie nie było w ogóle możliwe przez brak wifi. A przykro
mi, drogi Urliku, nie pobrałem sobie gigabajtów filmików na wyjazd.
–
Jesteśmy! – oznajmiła pogodnie Tessa, gdy przed nami wyłonił się dużych
rozmiarów budynek.
Przed
nim były porośnięte bluszczem, bardzo urokliwie swoją drogą, ławki oraz
huśtawka. Gdzieś nawet dostrzegłem hamak rozłożony między dwoma drzewami, przed
samym domem było stworzone z kamienia miejsce na ognisko. Przede wszystkim
dostrzegłem też dwie furgonetki zaparkowane po prawej stronie domu. Ludzie już
krążyli z miejsca w miejsce, więc zaczynało się wszystko w bardzo niespiesznym
tempie.
Poczułem
ściśnięcie ramienia, wiec zerknąłem na Tesse. Posyłała mi uśmiech pod tym
kapeluszem.
–
Nie przejmuj się, cisza też jest komfortowa. Jeśli nie chcesz gadać, to
przeproś i poszukaj mnie, zapewnię ci alibi.
–
Dzięki, to naprawdę miłe.
–
Muszę spłacać dług, który zaciąga Melia.
Westchnęła
teatralnie, ale mnie jej słowa rozbawiły. Byłem ciekaw, czy jej siostrę tutaj
zastaniemy, ale nim cokolwiek powiedziałem, ta zerwała się z miejsca i z
piskiem pobiegła w stronę huśtawki. Z krawędzi lasu wyłaniała się para, która
nie mogła być dużo starsza ode mnie. Nevin i Castor, zgadywałem. Tessa wpadła w
ramiona dziewczyny. Były tego samego wzrostu, ale karnacja Nevin kazała mi
wierzyć w jej albinoskie korzenie. Długi koński ogon sięgał jej ud i prawie,
prawie złapałem się na tym, że ją podziwiam. Miała czym oddychać i na czym
siadać, to pewne. Jej granatowa bokserka tak ją opinała... a do tego te krótkie
jasne spodenki dżinsowe. Po prostu wow.
Castor
za to przypominał obrażonego na świat mięśniaka. Wyższy o dobrą głowę od
dziewczyn z włosami ściętymi na centymetr. Jeśli miałem w sobie procent z geja,
to w tym momencie go nie czułem, bo przemawiał przeze mnie tylko strach. Z
jakiegoś powodu nie lubili się z Danem, a ja już chyba wolałem towarzystwo
stolarza niż delikwenta. Aż zatęskniłem za moich chuderlawym przyjacielem.
–
Dla twojego dobra radze trzymać się z dala od Castora.
Podskoczyłem
na chrapliwy głos Dana. Stał obok mnie z dłońmi w kieszeniach spodenek i
patrzył z nieodgadnionym wyrazem twarzy na kuzyna. Wyglądał teraz rześko, jakby
obudził się, wziął prysznic i przyszedł prosto tutaj. W tych swoich spodniach
trzyczwarte z ciemnego materiału i białej koszulce. Nawet włosy odmawiały mu
posłuszeństwa, bo może i spiął je w koczka, ale niesforne kosmyki odstawały na
różne strony. Mój procent geja reagował.
Prychnąłem,
co zwróciło jego wzrok na mnie.
–
Co?
–
Już nie jesteś zły?
–
Na co?
Wyczułem
nutę zaskoczenia w jego głosie. Przecież mnie unikał, czy mi się to zdawało?
–
Cholera – mruknął, znów odwracając wzrok.
Spostrzegłem,
że w naszą stronę szła trójka ludzi. Tessa i Nevin były uśmiechnięte dość
szeroko, za to Castor przypominał napastnika wchodzącego na ring. Cudownie.
–
To jest właśnie syn Margaret – niemal skrzywiłem się na to przedstawienie – i
ma na imię Kyle. Poznaj, to Nevin i Castor, moi starzy przyjaciele.
–
Nie czuję się staro. – Nevin klepnęła przyjaciółkę w udo, ale zaraz skupiła się
na mnie. – Miło cię poznać, masz spoko mamę.
–
Skoro tak twierdzisz. – Uśmiechnąłem się z przymusem.
–
Przyjaźnicie się? – Castor przeskakiwał wzrokiem ze mnie na Dana i czułem, że
od tej odpowiedzi zależało wszystko, dosłownie. Albinoska nie chciała wszczynać
kłótni, więc i jego strzeliła, ale w ramię.
–
Dość granic, przypłynęliśmy w odwiedziny, a nie na walkę wściekłych psów.
–
Ja jestem wilkiem, on co najwyżej szczeniakiem. – Zmierzył Dana drwiącym
spojrzeniem. – Już raczej nie dorośnie.
–
Wybacz mu, nie lubią się – tłumaczyła zrezygnowana. – Miło cię widzieć, Dan.
Jak życie?
–
Po staremu.
–
Dalej rozpierdalasz przyjaźnie? – Uniósł brew, a w jego głosie pobrzmiewała
nuta grozy. Czułem w kościach, że ta przepychanka słowna naprawdę może skończyć
się bijatyką fizyczną.
–
A ty nadal jesteś idiotą?
–
Zaczyna się – szepnęła Nevin, Tessa chwyciła mocniej ramię torby. Może popełniałem
błąd, może miałem być skazany na kolejnego wroga, ale trudno. Wierność. Dan już
chciał się odezwać, ale położyłem mu rękę na ramieniu, co go mocno zszokowało.
–
Ostrzegałeś, że powinienem się zamknąć, bo ludzie źle odbierają moje słowa,
więc teraz ty się zamknij.
Zapadła
długa cisza. Dan starał się pohamować uśmiech, ale średnio mu to wyszło,
zwłaszcza w akompaniamencie słów:
–
Wcale tak nie mówiłem, to twoje słowa.
–
Na wszystkich działają.
Rozłożyłem
ramiona, jakbym chciał przekazać „cóż mogę na to, że mnie się kocha lub
nienawidzi". Może chłopak zrozumiał, że powiewa mi osoba Castora, a może
nie. To też nie tak, że mogłem to powiedzieć w towarzystwie, więc planowałem
zrobić to dużo później.
Czas
przy ognisku nie był jakoś do cna źle spędzony. Przynajmniej jeśli nie
patrzyłem na moją mamę i Alexis, które od czasu do czasu pokazywały światu
swoją relację. Obrzydzały mnie, aż piwo mi się cofało, które piłem już chyba
czwarte. Jedenasta w nocy, a ja z ucieczki od lesbijek trafiłem prosto w ich
sidła.
Castor
rozmawiał z lokalnymi, a Nevin większość czasu przebywała w towarzystwie Tessy
i jej siostry, która przyszła chyba wraz z mamą. Każdy jakoś spędzał z kimś
czas, tylko ja wolałem odizolowanie i jeszcze bardziej pragnąłem wrócić do
przyjaciół. Dobre sobie; za jakiś czas i tak byśmy się rozstali na studia. Niby
ja i Urlik planowaliśmy to samo, czyli grafikę i animację komputerową, ale kto
wie? Może życie jednak chciało zrobić fikołka. Kłótnia z ojcem, z matką.
Tęskniłem za dzieciakami z przedszkola i sierocińca. Myślałem, że nawet w
wakacje będę mógł ich odwiedzać, ale się przeliczyłem. Może nie tęskniły jak
ja. Może tylko ja czułem pustkę i brak przynależności. Coś jak droga obok
waszej, ale brak łączenia. Nie możecie na nią wkroczyć.
–
W takim tempie upijesz się do północy.
Uniosłem
wzrok i dostrzegłem Dana z jego własną butelką piwa. Przysiadł się do mnie i
teraz razem patrzyliśmy na wszystko przed nami. Starszych, młodszych,
roześmianych i zagłębionych w ciężkich tematach.
–
Za co on cię nie lubi?
Pokazałem
głową na Castora, ale mógł i tak nie zrozumieć moich słów. Po piwach język
plątał mi się jeszcze bardziej. Moje matki gdzieś zniknęły z radaru.
–
Zakochałem się w kimś, rozbiłem paczkę – powiedział ogólnikami, pociągając łyk
piwa.
–
Spoko.
–
Spoko?
–
Wszyscy coś rozbijamy. Moja matka rozbiła rodzinę, ale teraz jest szczęśliwa,
więc spoko. Każdy niech robi, co chce.
–
Jeśli miałbym robić, co chcę, musiałbym przestać myśleć.
Zerknąłem
na niego, ale ten cały czas patrzył na mnie. Czułem przechodzący mnie dreszcz,
ale żaden z tych negatywnych zwiastunów. Ten był bardziej zmysłowy, ale
przecież rozmowy z Danem takie właśnie były; z ukrytym motywem. Nie znałem go,
ale wydawał się na tyle interesujący, że chciałem go poznać. Nadal nie znałem,
nic się nie zmieniło. Odpowiedział na jedno moje pytanie i to bez konkretów.
–
Kto każe ci myśleć? – powiedziałem cicho. Patrzyliśmy sobie w oczy.
–
Druga osoba. Mógłbym znów kogoś skrzywdzić.
–
Mnie to nie obchodzi. – Zgarbiłem się, krzyżując nogi ze sobą, ale dalej na niego
patrząc. – Mówię okrutne rzeczy do mamy i Alexis i nie obchodzi mnie, że je
ranię.
–
To ma sens.
–
Nie, nie ma go.
–
Zostawiła cię, cierpiałeś i teraz krzyczysz. Ty wcale nie odrzucasz jej ze
względu na orientację, co nie? – Zgiął nogę w kolanie, położył na nią łokieć i
usadowił się tak, żeby mieć na mnie lepszy widok. – Początkowo myślałem, że
jesteś ignorantem, ale nie wydaje mi się to teraz takie proste. Jaki jesteś?
–
Słaby. – Uśmiechnąłem się głupio.
–
Słaby – powtórzył głucho.
–
Nie jestem za dobry w rozmowy po angielsku. Chciałbym z tobą pogadać treściwie,
ale obawiam się, że to nie wyjdzie. – Skrzywiłem się, zaczynając obdrapywać
etykietę z butelki. – Jestem gadułą, ale angielski mnie pokonuje.
–
Zauważyłem.
Jak
każdy, pomyślałem. Może moje wybitne ukrywanie swojego amatorstwa wcale takie
wybitne nie było. Zaśmiałem się ponuro.
–
Raz powiedziałeś, że ugryzł cię owal.
Spojrzałem
na niego z niezrozumieniem, ale ten już się wyszczerzył i wyjął swój telefon.
Stukał coś w nim, a potem pokazał to mi. Miał zainstalowaną apkę tłumacza
offline i właśnie pokazywał, że złego słowa użyłem. Zrobiło mi się głupio, bo
skoro z nim popełniałem takie durne błędy, to czy innym też powiedziałem
idiotyczne rzeczy? Świetny rozmówca, idealny towarzysz.
–
Lubię twój angielski, jest kaleczony po całości, ale całkiem zabawnie zobaczyć,
że istnieją ludzie, którzy nadal go nie łapią. Prawda, hrabio?
–
Co?
–
Hrabio? – powtórzył, unosząc brwi. Oczywiście, że robił sobie jaja.
–
Jesteś chujem.
–
Tak się składa, że tak. Niczego mi nie brakuje. – Roześmiał się na całego, a ja
pchnąłem go w ramię. Nie stracił równowagi, dalej był z siebie dumny.
Komentarze
Prześlij komentarz