Zasłyszane wyznanie Cz.11
W
moim życiu albo nie działo się nic, albo działo się wiele rzeczy naraz. Jedno
randomowe wyznanie w sklepie z damską bielizną sprowadziło na nie lawinę zmian,
na które zdecydowanie się nie przygotowałem. Najpierw musiałem rozważać swoją
orientację, potem zmianę pracy, a finalnie rozgrzebywać testament ojca. A
raczej rzeczy po ojcu w nadziei, że ów testament nieformalny tam znajdę.
Wszystko, co pozornie miałem ułożone – z gorszym lub lepszym skutkiem dla mnie
– musiałem teraz wywrócić do góry nogami, bo pewien model od siedmiu boleści
wlazł z butami w moje życie. Zasiadłem więc w piątkowy wieczór do kartonów z
rzeczami ojca. Agnes przyniosła nam po kubku gorącej czekolady i zabrała się do
przeszukiwania ich wraz ze mną.
Ledwo
wróciliśmy na ojczystą ziemię, a zostałem niemiło zaskoczony przez Michaela.
Owszem, spodziewałem się go, że przybędzie na lotnisko i mnie odbierze, żebyśmy
poszli na jakieś małe piwo czy coś, ale że Iris wskoczy na niego jak małpa i
niemal go nie pocałuje? To już przeszło moje oczekiwania. Wziąłem go na bok,
żeby wyjaśnił mi, dlaczego jego nowa dziewczyna nie została mi przedstawiona
jako Iris a z całą pewnością jako Sarah.
–
Lepiej, żebyś o Sarah głośno nie mówił – poprosił mnie z okrutnie wystudiowanym
uśmiechem, żeby obserwujący nas modele nie zdawali sobie sprawy z powagi
rozmowy.
–
Lecisz na dwa fronty? Kpisz sobie? Sądziłem, że twoje laski wiedzą o twojej
otwartości w poligamii.
–
Znam twoje podejście do tematu, dyskutowaliśmy o tym, przyjacielu, ale lubię je
obie, okej?
–
Dwa tygodnie temu nawet nie mówiłeś o istnieniu tej laski! – przypomniałem z
pretensją.
Zarzucił
mi ramię na barki, a ja nie miałem sumienia go odpychać. To był mój najlepszy
przyjaciel.
–
Jestem pewien, że mówiłem ci o fotomodelce. Proszę, zostaw to mnie. Moje laski
i moje zmartwienie. Lepiej opowiedz mi, co ty do cholery robiłeś z nimi w
samolocie?
Westchnąłem
i odsunąłem pierwszy karton pełen małowartościowych rzeczy taty i napiłem się
czekolady. Zrobiłem sobie małą przerwę, podczas gdy siostra ze skupieniem
oglądała jakieś listy od ojca. Nigdy nie pokazywałem jej tych wszystkich
pamiątek, uważając je za coś bardzo prywatnego. Zrzucałem to też na matkę,
która po zetknięciu się z nimi od razu by wyniosła na śmietnik, a ja nie
chciałem tracić ani jednej z tych rzeczy. Należały do osoby, która odeszła na
dobre na drugim końcu świata.
–
Ale się zaczytałaś – zaśmiałem się, żeby rozładować tę dziwną ciszę. Spojrzała
na mnie bez wyrazu i powróciła do listu. Odwróciła pożółkłą kartkę na drugą
stronę.
–
Trochę ci teraz zazdroszczę.
–
Czego? Długów?
–
Wiesz, że nie – odbiła. – Twój ojciec się tobą interesował. Późno, bo późno,
ale nie tylko maile wymienialiście. Wysyłał ci jakieś drobne upominki z
listami, opisując ich powód zakupu. Detale, które sprawiają, że nabrał w moich
oczach ciepła.
–
Skoro i ty tak mówisz, to musi być coś w tym, że nie zostawił mi długów celowo
– oznajmiłem, znów wzdychając męczenniczo. Odstawiłem kubek i przysunąłem
ostatni karton. – Chociaż sam już nie wiem, czy z każdą przejrzaną rzeczą część
mnie nie umiera przez tę nadzieję.
–
Nie mów tak, Nik. – Wystawiła do mnie ręką i chwyciła za przedramię.
Spojrzeliśmy sobie w oczy. – Ten fotograf ma rację. Istnieje coś takiego jak
testament nieformalny. Zabezpieczają się w ten sposób głównie dłużnicy, ale nie
mówi się o tym aż tak. Nie traćmy jeszcze wiary. Trochę tego zostało.
Skinąłem
głową i powróciliśmy do przeczesywania kartonów. Siostra wyciągnęła ze swojego
złożone na cztery duże zdjęcie, które oglądałem wielokrotnie w przeszłości.
Przedstawiało ono mojego ojca oraz jego przyjaciela na tle jakiegoś domu. Tata
na odwrocie napisał swój adres i że jeśli zechcę go odwiedzić, to mam go szukać
w tym miejscu.
Siostra
właśnie odwróciła zdjęcie i przeczytała ten podpis. Zmarszczyła brwi i szybko
powróciła do fotografii.
–
Co?
–
Jak długo wymienialiście się wtedy korespondencją, gdy wysłał ci to zdjęcie?
–
Bo ja wiem? Z rok? Tata opowiadał dużo o swoim przyjacielu w mailach,
twierdząc, że ten chciałby mnie poznać, bo jeśli byłem tak zaradny, jak
staruszek, to chętnie mnie zatrudni – zaśmiałem się do wspomnienia. – Żałuję,
że mu wtedy nie powiedziałem, jak to z matką jest. Może wyniósłbym się stąd w
cholerę i pracował w rodzinnym biznesie.
–
Nicholas – przeczytała.
–
A tak, tata ciągle tak do mnie pisał.
–
Nie było ci z tego powodu źle?
–
Niby czemu? W szkole prześladowano mnie z powodu Rosyjskich korzeni. Moje imię
stanowiło niezły ubaw, a nie respekt. Tata wyjaśnił mi, że on nalegał, aby
nazwać mnie Nicholas, a mama na złość całemu światu najwidoczniej chciała upamiętnić
swoją Rosyjską rodzinę. Wszystko, co mi dała, jest gówno warte, nawet imię.
–
Czy wolisz... żebym też tak do ciebie mówiła?
–
Mówisz do mnie Nik, wychodzi na to samo. Wyobrażam sobie, że w zapisie byłoby
C.
–
Okej. Zapamiętam twoje preferencje – zapewniła z cieniem uśmiechu. Zrobiło mi
się głupio i miło jednocześnie.
–
Czemu to zdjęcie tak cię zaabsorbowało? – powróciłem do tematu z kartonem na
skrzyżowanych nogach.
–
No bo... skoro znałeś adres ojca, bo regularnie już w tym czasie coś drobnego ci
wysyłał, to... nie uważasz, że to dziwne? Podał ci dokładny adres, pokazał dom
i przyjaciela. Napisał z tyłu: „Tu zawsze czeka na ciebie miejsce, Nicholas”.
Co, jeśli tam czeka na ciebie testament?
–
Co...?
Zamarłem,
nie będąc w stanie zwizualizować sobie spekulacji siostry. Jeśli pozwoliłbym
sobie uwierzyć w tę spekulację, oznaczałoby to, że musiałbym polecieć... do
Tokio. Zmarnować wiele pieniędzy na lot i rezerwację hotelu. Straciłbym
wszystko, co zarobiłem, a i tak połowa pieniędzy już trafiła przelewem na
poczet długu. Nie zostało mi aż tak dużo, żeby sobie spontanicznie polecieć do
Azji, żeby poszukać testamentu, który, na Boga, mógł nie istnieć!
–
I co ja miałbym zrobić z tą informacją? – spytałem z zaciśniętym gardłem.
Siostra się skrzywiła i popatrzyła na zdjęcie, jakby to ono miało nam udzielić
odpowiedzi. – Ja nie mogę... biegać za mrzonką, sis. Nie mam więcej urlopu, nie
mam nawet zaklepanego zlecenia na sesję. Jestem w punkcie, gdzie poza
sprawdzeniem tych kartonów nic więcej zrobić nie mogę.
–
Nik, ale to ma sens – powiedziała nagle. – Testamentu tu nie ma i nie będzie.
Wiedział, że zostawiając ci pisemny list z czymś tak ważnym, jak spadek,
trafiłby w ręce kobiety, która i tak pobierała od niego pieniądze na ciebie.
Nie, Nik. Nic tu nie znajdziemy. Odpowiedzi skrywa przyjaciel twojego taty, a
nie kartony.
–
Kurwa – syknąłem i przeczesałem włosy palcami. Miała cholerną rację. – Nie mam
pewności, czy on w ogóle żyje.
–
A jak się nazywa wiesz?
–
Mam w zapisanych mailach, tak. Minęło tyle lat, Agnes. On jak żyje, to już
dawno mógł zmienić miejsce zamieszkania i pracę. Nie znajdę go.
–
Uważam inaczej. Opłacę ci lot, a ty znajdź hotel najbliżej tego miejsca.
–
Nie, nie, nie. Mowy nie ma – zaprzeczyłem szybko, odpychając z nóg karton. –
Wystarczy mi, że Neels opłacił mi lot do Paryża i z powrotem.
–
Braciszku, tu chodzi o twoją przyszłość. Nie interweniowałam szybciej w kwestii
apodyktycznej i zboczonej matki, więc pozwól, że teraz pobawię się trochę w
lepszą matkę dla ciebie i pomogę. To nie będzie żaden problem, tylko
konieczność, na którą oboje jesteśmy gotowi, tak?
–
Agnes, co jeśli...
–
Przestań. Leć tam. Nawet jeśli nie ma testamentu, to poznasz miejsce, w którym
twój ojciec żył i w którym go pochowano. Odwiedzisz go. Pomyśl o tym, jak o
należytym spotkaniu. Nie byłeś na jego pogrzebie – wzdrygnąłem się z poczucia
winy – a on na pewno się ucieszy, że zjawiłeś się na jego ziemi. Na chwilę
wyłącz poczucie wykorzystywania innych i potraktuj to jako wsparcie.
–
Dobrze. Pod jednym warunkiem.
–
Jakim znowu? – spytała zrezygnowana, opierając się na dłoni między nami.
–
Jeśli testament istnieje i jeśli są jakieś pieniądze... spłacę cię. Ciebie i
swoją dolę czynszu za ten czas.
Uśmiechała
się coraz szerzej, aż parsknęła i zgodziła się na ten układ. Marudziła też pod
nosem, że przyjaciel ojca miał rację, bo najwidoczniej byłem robotny i zaradny,
a ja rzuciłem w nią starym pluszakiem z kartonu. Ze śmiechem uciekła z salonu.
Dokończyłem w spokoju przegląd, aby mieć pewność, że w środku nie ma nic innego
i wtedy dopiero zniosłem wszystko do piwnicy, którą moja siostra miała w umowie
mieszkania. Trochę jej przez to zagraciłem i tak małą przestrzeń, ale na czas
wylotu do Tokio lepszego rozwiązania nie było.
Boże,
wylotu do Tokio.
Przed
chwilą byłem we Francji, a teraz miałem lecieć do Japonii i to w czysto
prywatnych sprawach? Żyłem życiem innej osoby. Kochałem podróże, poznawanie
innych kultur i ludzi, ale to zawsze było tylko marzenie dziecka, które za
biedne było, aby postawić stopę na obcej ziemi. Tymczasem byłem już na obcej
ziemi i zaraz miałem postąpić krok na kolejnej.
Wracając
do mieszkania, zahaczyłem o podwórze, gdzie usiadłem na ławce i wybrałem numer
Neelsa. Skoro ustaliliśmy, że nie taktujemy się jak powietrze – dobrze, ja jego
– to mogłem wtajemniczyć go w moje nowe odkrycia i plany. Tak sądziłem.
Chciałem mu zaufać i dawałem mu szansę, a jak on miał zamiar to wykorzystać?
Czas pokaże.
–
Hej, Niko – przywitał się, pobudzając na moich wargach uśmiech.
Nicholas
było super imieniem, Nikolai było koszmarem, ale nikt nie mówił do mnie tak,
jak Neels. Nie unikał mojego Rosyjsko brzmiącego imienia. Nie pytał o nie.
Zaakceptował je jak część mnie i zdrobnił po swojemu. W jego ustach nie
brzmiało to znowu tak paskudnie, jak Nikolai w ustach dzieciaków ze szkoły,
sąsiadów z bloku, współpracowników z marketu.
–
Hej, Neels – odpowiedziałem mu. – Przeszkadzam?
–
A skąd! – zapewnił radośnie jak to on. – Siedzę u Iris, bo tą porzucił nasz
wspólny znajomy, sobie wyobraź, i pojechał w swoje strony. Wiesz może, kiedy
wróci? Bo podobno ty jesteś bardziej na bieżąco od nas.
–
Ałć, kiedy nauczyłeś się wbijać mi takie szpilki?
–
Żartowałem, kochanie – zaśmiał się, a ja wywróciłem oczami na pieszczotliwość.
– Konkluzja jest taka, że chętnie porozmawiam z kimś innym niż Iris, która
tęskni za chłopakiem. Co u ciebie?
–
A masz tyle czasu, żeby posłuchać o historii mojej rodziny?
Zapadła
chwilowa cisza. Neels spoważniał.
–
Jasne. Słucham cię. Chyba że chcesz się spotkać, to będę za parę minut.
–
Telefon wystarczy.
–
W takim razie słucham uważnie.
Opowiedziałem
mu pokrótce, jak wyglądała moja sytuacja rodzinna. Jak wcześnie wyprowadziła
się z domu siostra i jak zostałem z matką sam. Jak odezwał się ojciec i wznowił
kontakt, co dało mi nadziei na lepszą dorosłość, aż umarł i zostały długi. Jak
Daniel zasugerował istnienie dodatkowego testamentu i jak Agnes rzuciła
pomysłem, że znajdę go w Tokio. Pominąłem wątki pracy matki i usiłowania
zmacania mnie. Uznałem, że to nie jest wiedza niezbędna do rozeznania się w
sytuacji, skoro nakreśliłem, że matka nigdy dobrą kobietą nie była. Neels
przyjął moje słowa na chłodno i ze spokojem, czego po nim naprawdę się nie
spodziewałem.
–
Agnes może mieć rację – przyznał. – Tylko szukanie tego człowieka w sercu
Japonii będzie jak szukanie igły w stogu siana, Niko. Wiesz, na co się
porywasz?
–
Nie. Boję się – przyznałem.
–
Jak mogę ci pomóc?
Uśmiechnąłem
się na to pytanie. Neels pierwszy raz w naszej relacji nie zakładał, co sprawi,
że będzie mi się lepiej żyło. On spytał, czym ów coś będzie. Może cieszyłem się
przedwcześnie z jego zmiany, może kosztowało go to pytanie sporo, ale sam fakt,
że je zadał, wiele dla mnie znaczył. Wreszcie ze mną rozmawiał, uczestniczył w
planowaniu, a nie planował za mnie.
–
Obawiam się, że tym razem musisz sobie siedzieć i słuchać narzekań dziewczyny-
–
Fejkdziewczyny – poprawił od razu.
–
...a ja polecę do Tokio w najbliższych dniach. Chociaż wiesz co? Jest coś.
–
Słucham.
–
Potrzebuję pracy. Jakiejkolwiek. Nawet zamiatanie podłogi. Nie wiem, ile
wyniesie mnie ta spontaniczna podróż, a czuję, że szef w markecie nie będzie
zachwycony dodatkowym wolnym.
–
Walić go – rzucił, aż się zdziwiłem. – Ojciec z pracownikami wrzucili cię na
stronę agencji, nie widziałeś?
–
Co?
–
Na stronie jest opcja wynajęcia cię. Co więcej, mój menadżer już wertuje parę
propozycji pracy i jest duża szansa, że za maks tydzień dostaniesz od niego
maila ze zleceniem.
–
Żartujesz?!
–
Nie. Sądziłem, że dawno olałeś ten market. Mówię poważnie. Masz tę pracę. Nie
jest regularna, jesteś w tym nowy, ale ja i Iris dołożymy wszelkich starań,
żeby cię wciągano w cokolwiek. No i Daniel za ciebie ręczy. Padły pochwały, że
dobrze się z tobą pracuje, szybko reagujesz i wypełniasz polecenia. Ugodowy,
bezkonfliktowy. Dopóki chcesz zarabiać w tym zawodzie, on cię zaakceptuje.
–
Nie wiem, co powiedzieć, Neels. Dziękuję wam.
–
Nie masz za co. To twoja zasługa, obroniłeś się sam – zapewnił szczerze. –
Kiedy lecisz?
–
Jeszcze nie wiem. Agnes ogarnia mi lot, a ja zaraz zajmę się hotelem, jak tylko
poznam datę.
–
Podeślesz mi wszystkie informacje?
–
Po co?
–
A po co ze mną rozmawiasz? Żeby mnie wtajemniczyć! – powiedział, jakby to było
oczywiste. Hamowałem parsknięcie śmiechu. – Chcę być na bieżąco z
poszukiwaniami! Trzymam za ciebie kciuki, Niko. Uda się znaleźć tego faceta i
wyciągnąć z niego informacje o ojcu. Jestem tego pewien.
Dobrze,
że chociaż on z naszej trójki nie brał pod uwagę niepowodzenia. Załamałbym się,
gdybym stracił pieniądze, testamentu nie znalazł, a na domiar złego przyjaciel
ojca zmarł. Jeśli pozwoliłbym temu strachowi rozgościć się w myślach,
obezwładniłby mnie i nie pozwolił ruszyć na poszukiwanie. Na swego rodzaju
przygodę, na której nigdy nie byłem i nie planowałem. Choć kosztowna, mogłem
sobie raz w życiu wybaczyć bycie rozrzutnym. Tu chodziło o mnie i mojego tatę.
Siostra miała rację. Winny mu byłem odwiedziny na grobie, złożenie hołdu.
Stresujące
było napisanie wypowiedzenia i pójście z nim do szefa. Zaufałem Neelsowi i jego
przedstawieniu dla mnie oferty życia. Niby podpisałem parę dokumentów, które
wiązały mnie z agencją, ale i tak czułem się taki dziwnie... bez pracy.
Czekałem na pierwsze zlecenie, które pewności nie miałem czy spłynie. Skoro
Neels mógł się dla mnie zmienić, ja też mogłem odpuścić i liczyć trochę na łut
szczęścia, a nie wiecznie towarzyszące mi zło.
Szef
przyjął dokument z nieskrywanym zaskoczeniem. Pytał o powód – nowa praca – i
podziękował za pracę dla jego sklepu. Tyle. Nie wiem, dlaczego sądziłem, że
zwolnienie się z pracy było takie... ciężkie. W zasadzie nie było ani trochę.
Poczułem wolność, której nie czułem od lat. Nawet wyprowadzenie się od matki
nie dało mi takiego poczucia bycia na swoim jak porzucenie tej cholernej
roboty.
Prosta
do Tokio bez komplikacji.
Siostra
przywiozła mnie na lotnisko i jak zwykle odjechała, rozumiejąc moją potrzebę
stawiania trudnością czoła w pojedynkę. Zwłaszcza tak trywialnym, jak wylot do
obcego kraju. Drobnostka. Tłum na lotnisku nie napawał optymizmem, bo choć
ostatnim razem także mało ich nie było, tak teraz leciałem sam. Trochę poczułem
się przytłoczony i w jakimś stopniu smutny. Zawsze byłem sam i sam musiałem
sobie radzić. To nie wychodziło z krwi po jednym postanowieniu zmian.
Wiedziałem, że Agnes zostałaby ze mną, gdybym tylko ją poprosił, ale wolałem
ruszyć w tę podróż sam. Dla ojca i siebie.
Poczułem
klepnięcie w plecy, więc podskoczyłem i się odwróciłem. Neels Lautner we
własnej osobie uśmiechał się do mnie szeroko z plecakiem na plecach i kurtką
trzymaną w dłoniach.
–
No cześć, przystojniaku.
–
Gdzie lecisz?
–
Do Tokio.
–
Nie masz zlecenia, prawda?
–
Mam. Dostałem je od wszechświata, żebym pomógł ci znaleźć testament. Brzmi
wybitnie, nie sądzisz?
Pokręciłem
z dezaprobatą głową, ale nie byłem w stanie ukryć uśmiechu. Neels był na
pieprzonym lotnisku i miał zamiar lecieć ze mną do Japonii. Mógłbym strzelić mu
wiązankę, że traci bezsensu pieniądze, ale to były jego pieniądze i mógł
wydawać je na cokolwiek zechciał. Nawet taką głupotę jak polecenie za mną na
drugi koniec świata. Poza tym... coś dziecinnie we mnie cieszyło się z
towarzystwa, na którego brak przed chwilą narzekałem w duchu. Z braku laku
dobry i on.
–
Po to był ci dokładny adres i godziny, co?
–
Przypadek chciał, że mam pokój w hotelu obok twojego.
–
Ile kosztowała cię ta przyjemność?
–
Wiesz, że to przyjemność, to dobrze – puścił mi oczko. – Niedużo, jak za
świadomość, że będziesz smacznie spał za ścianą.
–
Uroczo.
–
Prawda?
Dobrze,
że Neels niczego już nie próbował ze mną, nie w sposób jawny. Co prawda
pozwalał sobie na delikatne naciąganie granic przy flircie, ale gdy widział
moją nieprzychylną reakcję, którą by zaakceptował, od razu zmienia mu się wyraz
twarzy, wycofuje się mentalnie z tej gadki i zmienia temat. Płynnie lawirował w
swoich tematach i słowach rzucanych z niesamowitą swobodą. Wdepnięcie w
delikatny grunt, powodowało natychmiastowy odwrót. Mógłbym podziwiać te jego
aktorstwo, bo rozumiałem już, dlaczego był topowym modelem dzięki temu.
Potrafił przybierać tak wiele masek względem wymogów sytuacji, że nie szło go
nie podziwiać.
Nadal
nie umiałem rozpracować własnych uczuć. Niby całowaliśmy się dwukrotnie, gdzie
za drugim razem byłem zdecydowanie w pełni świadom sytuacji, ale niewiele to
zmieniło. Miałem mętlik w głowie. Z pewną odrazą wpisywałem w wyszukiwarkę
oznaki bycia biseksualnym. Seks z kobietą potrafiłem sobie wyobrazić –
prawiczkiem bynajmniej nie byłem – ale z takim Neelsem? Dziwny mur psychiczny,
którego nie potrafiłem przeskoczyć. Całowanie było okej, nigdy tak naprawdę nie
czułem obrzydzenia po zetknięciu warg. Czy to z Neelsem, czy z chłopakiem z
domówki. Ale czy to już mnie definiowało jako zainteresowanego tą samą płcią?
Czy powinienem porozmawiać o tym z Neelsem i zaznaczyć, że seks to coś, czego
nie powinien oczekiwać? Już sobie wyobrażałem, jak gość to przyjmuje, gdy
ewidentnie go kręciłem. Sam byłem facet i wiedziałem, jakie mamy potrzeby,
zwłaszcza gdy ktoś trafiał w nasz typ. Skromny za to przesadnie nie byłem, więc
rozumiałem, że mogę mu się podobać. Nie miałem władzy nad tym, komu wpadam w
oko.
W
Tokio znaleźliśmy się późnym wieczorem lokalnego czasu. Przerażał mnie ogrom
japońskich znaczków na tablicach czy plakatach. Ludzie także porozumiewali się
głównie w tym języku i nagle zrozumiałem, jak ogromny był ten dziki świat, w
który wszedłem bez wczesnego przygotowania. To był spontaniczny pomysł, plan, i
wszedłem w to, jak szalony.
–
Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale – zawahałem się, obserwując nawijającą z
prędkością światła niską japonkę – cieszę się, że tu jesteś, Neels.
Odpowiedział
mi po japońsku, a ja spojrzałem na niego jak na kosmitę.
–
Też się cieszę.
–
No pewnie, że znasz japoński. Powinienem się dziwić?
–
Nie przesadzajmy. Znam w stopniu komunikatywnym, chociaż z pisownią sobie nie
radzę. Umiem lepiej mówić po hiszpańsku i niemiecku.
–
Oczywiście – powtórzyłem z sarkazmem.
Neels
nie żartował także w kwestii wynajęcia pokoju sąsiadującego z moim. Puścił mi
oczko, gdy wchodził do swojego drzwi dalej. Musiałem przyznać, że dzięki niemu
ciągle czułem swego rodzaju lekkość, jakby sytuacja, w której brodziłem, wcale
nie była tak trudna. Rozbawiał mnie i rozpraszał negatywne myśli. Bardzo
dobrze. Potrzebowałem trochę optymizmu, bo mój pesymizm na tym wyjeździe mógł
nas obu zabić. I to dosłownie.



Komentarze
Prześlij komentarz