Zasłyszane wyznanie Cz.11


|Nikolai|

W moim życiu albo nie działo się nic, albo działo się wiele rzeczy naraz. Jedno randomowe wyznanie w sklepie z damską bielizną sprowadziło na nie lawinę zmian, na które zdecydowanie się nie przygotowałem. Najpierw musiałem rozważać swoją orientację, potem zmianę pracy, a finalnie rozgrzebywać testament ojca. A raczej rzeczy po ojcu w nadziei, że ów testament nieformalny tam znajdę. Wszystko, co pozornie miałem ułożone – z gorszym lub lepszym skutkiem dla mnie – musiałem teraz wywrócić do góry nogami, bo pewien model od siedmiu boleści wlazł z butami w moje życie. Zasiadłem więc w piątkowy wieczór do kartonów z rzeczami ojca. Agnes przyniosła nam po kubku gorącej czekolady i zabrała się do przeszukiwania ich wraz ze mną.

Ledwo wróciliśmy na ojczystą ziemię, a zostałem niemiło zaskoczony przez Michaela. Owszem, spodziewałem się go, że przybędzie na lotnisko i mnie odbierze, żebyśmy poszli na jakieś małe piwo czy coś, ale że Iris wskoczy na niego jak małpa i niemal go nie pocałuje? To już przeszło moje oczekiwania. Wziąłem go na bok, żeby wyjaśnił mi, dlaczego jego nowa dziewczyna nie została mi przedstawiona jako Iris a z całą pewnością jako Sarah.

– Lepiej, żebyś o Sarah głośno nie mówił – poprosił mnie z okrutnie wystudiowanym uśmiechem, żeby obserwujący nas modele nie zdawali sobie sprawy z powagi rozmowy.

– Lecisz na dwa fronty? Kpisz sobie? Sądziłem, że twoje laski wiedzą o twojej otwartości w poligamii.

– Znam twoje podejście do tematu, dyskutowaliśmy o tym, przyjacielu, ale lubię je obie, okej?

– Dwa tygodnie temu nawet nie mówiłeś o istnieniu tej laski! – przypomniałem z pretensją.

Zarzucił mi ramię na barki, a ja nie miałem sumienia go odpychać. To był mój najlepszy przyjaciel.

– Jestem pewien, że mówiłem ci o fotomodelce. Proszę, zostaw to mnie. Moje laski i moje zmartwienie. Lepiej opowiedz mi, co ty do cholery robiłeś z nimi w samolocie?

Westchnąłem i odsunąłem pierwszy karton pełen małowartościowych rzeczy taty i napiłem się czekolady. Zrobiłem sobie małą przerwę, podczas gdy siostra ze skupieniem oglądała jakieś listy od ojca. Nigdy nie pokazywałem jej tych wszystkich pamiątek, uważając je za coś bardzo prywatnego. Zrzucałem to też na matkę, która po zetknięciu się z nimi od razu by wyniosła na śmietnik, a ja nie chciałem tracić ani jednej z tych rzeczy. Należały do osoby, która odeszła na dobre na drugim końcu świata.

– Ale się zaczytałaś – zaśmiałem się, żeby rozładować tę dziwną ciszę. Spojrzała na mnie bez wyrazu i powróciła do listu. Odwróciła pożółkłą kartkę na drugą stronę.

– Trochę ci teraz zazdroszczę.

– Czego? Długów?

– Wiesz, że nie – odbiła. – Twój ojciec się tobą interesował. Późno, bo późno, ale nie tylko maile wymienialiście. Wysyłał ci jakieś drobne upominki z listami, opisując ich powód zakupu. Detale, które sprawiają, że nabrał w moich oczach ciepła.

– Skoro i ty tak mówisz, to musi być coś w tym, że nie zostawił mi długów celowo – oznajmiłem, znów wzdychając męczenniczo. Odstawiłem kubek i przysunąłem ostatni karton. – Chociaż sam już nie wiem, czy z każdą przejrzaną rzeczą część mnie nie umiera przez tę nadzieję.

– Nie mów tak, Nik. – Wystawiła do mnie ręką i chwyciła za przedramię. Spojrzeliśmy sobie w oczy. – Ten fotograf ma rację. Istnieje coś takiego jak testament nieformalny. Zabezpieczają się w ten sposób głównie dłużnicy, ale nie mówi się o tym aż tak. Nie traćmy jeszcze wiary. Trochę tego zostało.

Skinąłem głową i powróciliśmy do przeczesywania kartonów. Siostra wyciągnęła ze swojego złożone na cztery duże zdjęcie, które oglądałem wielokrotnie w przeszłości. Przedstawiało ono mojego ojca oraz jego przyjaciela na tle jakiegoś domu. Tata na odwrocie napisał swój adres i że jeśli zechcę go odwiedzić, to mam go szukać w tym miejscu.

Siostra właśnie odwróciła zdjęcie i przeczytała ten podpis. Zmarszczyła brwi i szybko powróciła do fotografii.

– Co?

– Jak długo wymienialiście się wtedy korespondencją, gdy wysłał ci to zdjęcie?

– Bo ja wiem? Z rok? Tata opowiadał dużo o swoim przyjacielu w mailach, twierdząc, że ten chciałby mnie poznać, bo jeśli byłem tak zaradny, jak staruszek, to chętnie mnie zatrudni – zaśmiałem się do wspomnienia. – Żałuję, że mu wtedy nie powiedziałem, jak to z matką jest. Może wyniósłbym się stąd w cholerę i pracował w rodzinnym biznesie.

– Nicholas – przeczytała.

– A tak, tata ciągle tak do mnie pisał.

– Nie było ci z tego powodu źle?

– Niby czemu? W szkole prześladowano mnie z powodu Rosyjskich korzeni. Moje imię stanowiło niezły ubaw, a nie respekt. Tata wyjaśnił mi, że on nalegał, aby nazwać mnie Nicholas, a mama na złość całemu światu najwidoczniej chciała upamiętnić swoją Rosyjską rodzinę. Wszystko, co mi dała, jest gówno warte, nawet imię.

– Czy wolisz... żebym też tak do ciebie mówiła?

– Mówisz do mnie Nik, wychodzi na to samo. Wyobrażam sobie, że w zapisie byłoby C.

– Okej. Zapamiętam twoje preferencje – zapewniła z cieniem uśmiechu. Zrobiło mi się głupio i miło jednocześnie.

– Czemu to zdjęcie tak cię zaabsorbowało? – powróciłem do tematu z kartonem na skrzyżowanych nogach.

– No bo... skoro znałeś adres ojca, bo regularnie już w tym czasie coś drobnego ci wysyłał, to... nie uważasz, że to dziwne? Podał ci dokładny adres, pokazał dom i przyjaciela. Napisał z tyłu: „Tu zawsze czeka na ciebie miejsce, Nicholas”. Co, jeśli tam czeka na ciebie testament?

– Co...?

Zamarłem, nie będąc w stanie zwizualizować sobie spekulacji siostry. Jeśli pozwoliłbym sobie uwierzyć w tę spekulację, oznaczałoby to, że musiałbym polecieć... do Tokio. Zmarnować wiele pieniędzy na lot i rezerwację hotelu. Straciłbym wszystko, co zarobiłem, a i tak połowa pieniędzy już trafiła przelewem na poczet długu. Nie zostało mi aż tak dużo, żeby sobie spontanicznie polecieć do Azji, żeby poszukać testamentu, który, na Boga, mógł nie istnieć!

– I co ja miałbym zrobić z tą informacją? – spytałem z zaciśniętym gardłem. Siostra się skrzywiła i popatrzyła na zdjęcie, jakby to ono miało nam udzielić odpowiedzi. – Ja nie mogę... biegać za mrzonką, sis. Nie mam więcej urlopu, nie mam nawet zaklepanego zlecenia na sesję. Jestem w punkcie, gdzie poza sprawdzeniem tych kartonów nic więcej zrobić nie mogę.

– Nik, ale to ma sens – powiedziała nagle. – Testamentu tu nie ma i nie będzie. Wiedział, że zostawiając ci pisemny list z czymś tak ważnym, jak spadek, trafiłby w ręce kobiety, która i tak pobierała od niego pieniądze na ciebie. Nie, Nik. Nic tu nie znajdziemy. Odpowiedzi skrywa przyjaciel twojego taty, a nie kartony.

– Kurwa – syknąłem i przeczesałem włosy palcami. Miała cholerną rację. – Nie mam pewności, czy on w ogóle żyje.

– A jak się nazywa wiesz?

– Mam w zapisanych mailach, tak. Minęło tyle lat, Agnes. On jak żyje, to już dawno mógł zmienić miejsce zamieszkania i pracę. Nie znajdę go.

– Uważam inaczej. Opłacę ci lot, a ty znajdź hotel najbliżej tego miejsca.

– Nie, nie, nie. Mowy nie ma – zaprzeczyłem szybko, odpychając z nóg karton. – Wystarczy mi, że Neels opłacił mi lot do Paryża i z powrotem.

– Braciszku, tu chodzi o twoją przyszłość. Nie interweniowałam szybciej w kwestii apodyktycznej i zboczonej matki, więc pozwól, że teraz pobawię się trochę w lepszą matkę dla ciebie i pomogę. To nie będzie żaden problem, tylko konieczność, na którą oboje jesteśmy gotowi, tak?

– Agnes, co jeśli...

– Przestań. Leć tam. Nawet jeśli nie ma testamentu, to poznasz miejsce, w którym twój ojciec żył i w którym go pochowano. Odwiedzisz go. Pomyśl o tym, jak o należytym spotkaniu. Nie byłeś na jego pogrzebie – wzdrygnąłem się z poczucia winy – a on na pewno się ucieszy, że zjawiłeś się na jego ziemi. Na chwilę wyłącz poczucie wykorzystywania innych i potraktuj to jako wsparcie.

– Dobrze. Pod jednym warunkiem.

– Jakim znowu? – spytała zrezygnowana, opierając się na dłoni między nami.

– Jeśli testament istnieje i jeśli są jakieś pieniądze... spłacę cię. Ciebie i swoją dolę czynszu za ten czas.

Uśmiechała się coraz szerzej, aż parsknęła i zgodziła się na ten układ. Marudziła też pod nosem, że przyjaciel ojca miał rację, bo najwidoczniej byłem robotny i zaradny, a ja rzuciłem w nią starym pluszakiem z kartonu. Ze śmiechem uciekła z salonu. Dokończyłem w spokoju przegląd, aby mieć pewność, że w środku nie ma nic innego i wtedy dopiero zniosłem wszystko do piwnicy, którą moja siostra miała w umowie mieszkania. Trochę jej przez to zagraciłem i tak małą przestrzeń, ale na czas wylotu do Tokio lepszego rozwiązania nie było.

Boże, wylotu do Tokio.

Przed chwilą byłem we Francji, a teraz miałem lecieć do Japonii i to w czysto prywatnych sprawach? Żyłem życiem innej osoby. Kochałem podróże, poznawanie innych kultur i ludzi, ale to zawsze było tylko marzenie dziecka, które za biedne było, aby postawić stopę na obcej ziemi. Tymczasem byłem już na obcej ziemi i zaraz miałem postąpić krok na kolejnej.

Wracając do mieszkania, zahaczyłem o podwórze, gdzie usiadłem na ławce i wybrałem numer Neelsa. Skoro ustaliliśmy, że nie taktujemy się jak powietrze – dobrze, ja jego – to mogłem wtajemniczyć go w moje nowe odkrycia i plany. Tak sądziłem. Chciałem mu zaufać i dawałem mu szansę, a jak on miał zamiar to wykorzystać? Czas pokaże.

– Hej, Niko – przywitał się, pobudzając na moich wargach uśmiech.

Nicholas było super imieniem, Nikolai było koszmarem, ale nikt nie mówił do mnie tak, jak Neels. Nie unikał mojego Rosyjsko brzmiącego imienia. Nie pytał o nie. Zaakceptował je jak część mnie i zdrobnił po swojemu. W jego ustach nie brzmiało to znowu tak paskudnie, jak Nikolai w ustach dzieciaków ze szkoły, sąsiadów z bloku, współpracowników z marketu.

– Hej, Neels – odpowiedziałem mu. – Przeszkadzam?

– A skąd! – zapewnił radośnie jak to on. – Siedzę u Iris, bo tą porzucił nasz wspólny znajomy, sobie wyobraź, i pojechał w swoje strony. Wiesz może, kiedy wróci? Bo podobno ty jesteś bardziej na bieżąco od nas.

– Ałć, kiedy nauczyłeś się wbijać mi takie szpilki?

– Żartowałem, kochanie – zaśmiał się, a ja wywróciłem oczami na pieszczotliwość. – Konkluzja jest taka, że chętnie porozmawiam z kimś innym niż Iris, która tęskni za chłopakiem. Co u ciebie?

– A masz tyle czasu, żeby posłuchać o historii mojej rodziny?

Zapadła chwilowa cisza. Neels spoważniał.

– Jasne. Słucham cię. Chyba że chcesz się spotkać, to będę za parę minut.

– Telefon wystarczy.

– W takim razie słucham uważnie.

Opowiedziałem mu pokrótce, jak wyglądała moja sytuacja rodzinna. Jak wcześnie wyprowadziła się z domu siostra i jak zostałem z matką sam. Jak odezwał się ojciec i wznowił kontakt, co dało mi nadziei na lepszą dorosłość, aż umarł i zostały długi. Jak Daniel zasugerował istnienie dodatkowego testamentu i jak Agnes rzuciła pomysłem, że znajdę go w Tokio. Pominąłem wątki pracy matki i usiłowania zmacania mnie. Uznałem, że to nie jest wiedza niezbędna do rozeznania się w sytuacji, skoro nakreśliłem, że matka nigdy dobrą kobietą nie była. Neels przyjął moje słowa na chłodno i ze spokojem, czego po nim naprawdę się nie spodziewałem.

– Agnes może mieć rację – przyznał. – Tylko szukanie tego człowieka w sercu Japonii będzie jak szukanie igły w stogu siana, Niko. Wiesz, na co się porywasz?

– Nie. Boję się – przyznałem.

– Jak mogę ci pomóc?

Uśmiechnąłem się na to pytanie. Neels pierwszy raz w naszej relacji nie zakładał, co sprawi, że będzie mi się lepiej żyło. On spytał, czym ów coś będzie. Może cieszyłem się przedwcześnie z jego zmiany, może kosztowało go to pytanie sporo, ale sam fakt, że je zadał, wiele dla mnie znaczył. Wreszcie ze mną rozmawiał, uczestniczył w planowaniu, a nie planował za mnie.

– Obawiam się, że tym razem musisz sobie siedzieć i słuchać narzekań dziewczyny-

– Fejkdziewczyny – poprawił od razu.

– ...a ja polecę do Tokio w najbliższych dniach. Chociaż wiesz co? Jest coś.

– Słucham.

– Potrzebuję pracy. Jakiejkolwiek. Nawet zamiatanie podłogi. Nie wiem, ile wyniesie mnie ta spontaniczna podróż, a czuję, że szef w markecie nie będzie zachwycony dodatkowym wolnym.

– Walić go – rzucił, aż się zdziwiłem. – Ojciec z pracownikami wrzucili cię na stronę agencji, nie widziałeś?

– Co?

– Na stronie jest opcja wynajęcia cię. Co więcej, mój menadżer już wertuje parę propozycji pracy i jest duża szansa, że za maks tydzień dostaniesz od niego maila ze zleceniem.

– Żartujesz?!

– Nie. Sądziłem, że dawno olałeś ten market. Mówię poważnie. Masz tę pracę. Nie jest regularna, jesteś w tym nowy, ale ja i Iris dołożymy wszelkich starań, żeby cię wciągano w cokolwiek. No i Daniel za ciebie ręczy. Padły pochwały, że dobrze się z tobą pracuje, szybko reagujesz i wypełniasz polecenia. Ugodowy, bezkonfliktowy. Dopóki chcesz zarabiać w tym zawodzie, on cię zaakceptuje.

– Nie wiem, co powiedzieć, Neels. Dziękuję wam.

– Nie masz za co. To twoja zasługa, obroniłeś się sam – zapewnił szczerze. – Kiedy lecisz?

– Jeszcze nie wiem. Agnes ogarnia mi lot, a ja zaraz zajmę się hotelem, jak tylko poznam datę.

– Podeślesz mi wszystkie informacje?

– Po co?

– A po co ze mną rozmawiasz? Żeby mnie wtajemniczyć! – powiedział, jakby to było oczywiste. Hamowałem parsknięcie śmiechu. – Chcę być na bieżąco z poszukiwaniami! Trzymam za ciebie kciuki, Niko. Uda się znaleźć tego faceta i wyciągnąć z niego informacje o ojcu. Jestem tego pewien.

Dobrze, że chociaż on z naszej trójki nie brał pod uwagę niepowodzenia. Załamałbym się, gdybym stracił pieniądze, testamentu nie znalazł, a na domiar złego przyjaciel ojca zmarł. Jeśli pozwoliłbym temu strachowi rozgościć się w myślach, obezwładniłby mnie i nie pozwolił ruszyć na poszukiwanie. Na swego rodzaju przygodę, na której nigdy nie byłem i nie planowałem. Choć kosztowna, mogłem sobie raz w życiu wybaczyć bycie rozrzutnym. Tu chodziło o mnie i mojego tatę. Siostra miała rację. Winny mu byłem odwiedziny na grobie, złożenie hołdu.

Stresujące było napisanie wypowiedzenia i pójście z nim do szefa. Zaufałem Neelsowi i jego przedstawieniu dla mnie oferty życia. Niby podpisałem parę dokumentów, które wiązały mnie z agencją, ale i tak czułem się taki dziwnie... bez pracy. Czekałem na pierwsze zlecenie, które pewności nie miałem czy spłynie. Skoro Neels mógł się dla mnie zmienić, ja też mogłem odpuścić i liczyć trochę na łut szczęścia, a nie wiecznie towarzyszące mi zło.

Szef przyjął dokument z nieskrywanym zaskoczeniem. Pytał o powód – nowa praca – i podziękował za pracę dla jego sklepu. Tyle. Nie wiem, dlaczego sądziłem, że zwolnienie się z pracy było takie... ciężkie. W zasadzie nie było ani trochę. Poczułem wolność, której nie czułem od lat. Nawet wyprowadzenie się od matki nie dało mi takiego poczucia bycia na swoim jak porzucenie tej cholernej roboty.

Prosta do Tokio bez komplikacji.

Siostra przywiozła mnie na lotnisko i jak zwykle odjechała, rozumiejąc moją potrzebę stawiania trudnością czoła w pojedynkę. Zwłaszcza tak trywialnym, jak wylot do obcego kraju. Drobnostka. Tłum na lotnisku nie napawał optymizmem, bo choć ostatnim razem także mało ich nie było, tak teraz leciałem sam. Trochę poczułem się przytłoczony i w jakimś stopniu smutny. Zawsze byłem sam i sam musiałem sobie radzić. To nie wychodziło z krwi po jednym postanowieniu zmian. Wiedziałem, że Agnes zostałaby ze mną, gdybym tylko ją poprosił, ale wolałem ruszyć w tę podróż sam. Dla ojca i siebie.

Poczułem klepnięcie w plecy, więc podskoczyłem i się odwróciłem. Neels Lautner we własnej osobie uśmiechał się do mnie szeroko z plecakiem na plecach i kurtką trzymaną w dłoniach.

– No cześć, przystojniaku.

– Gdzie lecisz?

– Do Tokio.

– Nie masz zlecenia, prawda?

– Mam. Dostałem je od wszechświata, żebym pomógł ci znaleźć testament. Brzmi wybitnie, nie sądzisz?

Pokręciłem z dezaprobatą głową, ale nie byłem w stanie ukryć uśmiechu. Neels był na pieprzonym lotnisku i miał zamiar lecieć ze mną do Japonii. Mógłbym strzelić mu wiązankę, że traci bezsensu pieniądze, ale to były jego pieniądze i mógł wydawać je na cokolwiek zechciał. Nawet taką głupotę jak polecenie za mną na drugi koniec świata. Poza tym... coś dziecinnie we mnie cieszyło się z towarzystwa, na którego brak przed chwilą narzekałem w duchu. Z braku laku dobry i on.

– Po to był ci dokładny adres i godziny, co?

– Przypadek chciał, że mam pokój w hotelu obok twojego.

– Ile kosztowała cię ta przyjemność?

– Wiesz, że to przyjemność, to dobrze – puścił mi oczko. – Niedużo, jak za świadomość, że będziesz smacznie spał za ścianą.

– Uroczo.

– Prawda?

Dobrze, że Neels niczego już nie próbował ze mną, nie w sposób jawny. Co prawda pozwalał sobie na delikatne naciąganie granic przy flircie, ale gdy widział moją nieprzychylną reakcję, którą by zaakceptował, od razu zmienia mu się wyraz twarzy, wycofuje się mentalnie z tej gadki i zmienia temat. Płynnie lawirował w swoich tematach i słowach rzucanych z niesamowitą swobodą. Wdepnięcie w delikatny grunt, powodowało natychmiastowy odwrót. Mógłbym podziwiać te jego aktorstwo, bo rozumiałem już, dlaczego był topowym modelem dzięki temu. Potrafił przybierać tak wiele masek względem wymogów sytuacji, że nie szło go nie podziwiać.

Nadal nie umiałem rozpracować własnych uczuć. Niby całowaliśmy się dwukrotnie, gdzie za drugim razem byłem zdecydowanie w pełni świadom sytuacji, ale niewiele to zmieniło. Miałem mętlik w głowie. Z pewną odrazą wpisywałem w wyszukiwarkę oznaki bycia biseksualnym. Seks z kobietą potrafiłem sobie wyobrazić – prawiczkiem bynajmniej nie byłem – ale z takim Neelsem? Dziwny mur psychiczny, którego nie potrafiłem przeskoczyć. Całowanie było okej, nigdy tak naprawdę nie czułem obrzydzenia po zetknięciu warg. Czy to z Neelsem, czy z chłopakiem z domówki. Ale czy to już mnie definiowało jako zainteresowanego tą samą płcią? Czy powinienem porozmawiać o tym z Neelsem i zaznaczyć, że seks to coś, czego nie powinien oczekiwać? Już sobie wyobrażałem, jak gość to przyjmuje, gdy ewidentnie go kręciłem. Sam byłem facet i wiedziałem, jakie mamy potrzeby, zwłaszcza gdy ktoś trafiał w nasz typ. Skromny za to przesadnie nie byłem, więc rozumiałem, że mogę mu się podobać. Nie miałem władzy nad tym, komu wpadam w oko.

W Tokio znaleźliśmy się późnym wieczorem lokalnego czasu. Przerażał mnie ogrom japońskich znaczków na tablicach czy plakatach. Ludzie także porozumiewali się głównie w tym języku i nagle zrozumiałem, jak ogromny był ten dziki świat, w który wszedłem bez wczesnego przygotowania. To był spontaniczny pomysł, plan, i wszedłem w to, jak szalony.

– Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale – zawahałem się, obserwując nawijającą z prędkością światła niską japonkę – cieszę się, że tu jesteś, Neels.

Odpowiedział mi po japońsku, a ja spojrzałem na niego jak na kosmitę.

– Też się cieszę.

– No pewnie, że znasz japoński. Powinienem się dziwić?

– Nie przesadzajmy. Znam w stopniu komunikatywnym, chociaż z pisownią sobie nie radzę. Umiem lepiej mówić po hiszpańsku i niemiecku.

– Oczywiście – powtórzyłem z sarkazmem.

Neels nie żartował także w kwestii wynajęcia pokoju sąsiadującego z moim. Puścił mi oczko, gdy wchodził do swojego drzwi dalej. Musiałem przyznać, że dzięki niemu ciągle czułem swego rodzaju lekkość, jakby sytuacja, w której brodziłem, wcale nie była tak trudna. Rozbawiał mnie i rozpraszał negatywne myśli. Bardzo dobrze. Potrzebowałem trochę optymizmu, bo mój pesymizm na tym wyjeździe mógł nas obu zabić. I to dosłownie.



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty