Zasłyszane wyznanie Cz.12
Znaleźliśmy
nazajutrz miejsce, które odpowiadało zdjęciu od ojca. Porównywałem je na żywo i
dom zdawał się nietknięty paroma latami. Zerknąłem nawet na Neelsa, który wzruszył
ramionami i w milczeniu pozostawiał mi decydowanie o tym, co robimy.
Zawdzięczałem mu wiele. To on ogarniał rozmowy z kierowcami, to on ogarniał
odczytywanie mapy i to on ogarniał wszystko. Po prostu wszystko. Obiecał, że
wystawi mi rachunek po przeliczeniu na nasze, gdy już wrócimy, a na razie
miałem się skupić na celu. Zgodziłem się na to tylko dlatego, że mu ufałem.
–
Raz kozy śmierć – powiedziałem do siebie i ruszyłem chodniczkiem prosto do
drzwi jednopiętrowego domku. Typowo w Japońskim stylu, co nie omieszkał
oznajmić mój towarzysz.
Zapukałem.
Nic.
Nie
było nikogo w domu i to pierwsza komplikacja, która jawnie kpiła z nas. Mógł
otworzyć nam przyjaciel taty lub nowy właściciel posesji, ale nie – lepiej nie
zesłać nam nikogo, żebyśmy za łatwo nie mieli. Wpadłem na inny pomysł.
Widziałem, jak chodnikiem spaceruje paru mieszkańców dzielnicy. Chciałem ich
zaczepić i spytać o właściciela, ale Neels oznajmił, że kultura Japonii może mi
to utrudnić.
–
Co to znaczy?
–
Japończycy są mili, ale często lubią ignorować potrzebujących pomocy.
Przejezdni dla nich są jak najgorszy rodzaj ludności. Wiesz, ilu znanych ludzi
robi z Japońskiej kultury jakieś udziwnienia? Nie lubią przejezdnych. Poza tym
przeszkadzać im będziesz w spokojnym spacerku, już widzę ich szczerą chęć
niesienia pomocy.
–
Zajebiście po prostu – westchnąłem. – To co mam zrobić, Neels? Przecież nie
rozbiję tu namiotu, a czekać tygodnie nie mogę.
Wtedy
właśnie z odsieczą przyszła dobra starsza wróżka. Zwróciła się do nas po
angielsku, choć gdy obaj ją zmierzyliśmy, była na sto procent japonką.
Uśmiechała się do nas serdecznie przygarbiona.
Pochyliłem
się, chcąc oddać jej szacunek, a ona ewidentnie się z tego ucieszyła bardziej.
–
Szukamy właściciela tego domu. Zna go pani? – spytałem po angielsku, skoro go
rozumiała.
–
Ach, znałam! Pewnie, że znałam. Ale będzie z trzy lata, jak wziął i umarł.
Okropny wypadek w pracy! – pożaliła się skrzecznie. Spojrzenia moje z Neelsem
się skrzyżowały. Znalazła nas prawdziwa wróżka.
–
Jestem jego synem – powiedziałem. Uniosła w zaskoczeniu brwi i wskazała na mnie
pomarszczonym palcem.
–
Nicholas? – Pokiwałem szybko głową. Wydawała się poruszona. – Dobry Boże! Tyle
o tobie opowiadał! Wszyscy cię znali, a cię nigdy nie widzieli!
–
Naprawdę?
–
Ano! – potwierdziła i zaśmiała się krótko.
–
Zna pani może tego przyjaciela? – spytał Neels, odbierając mi szybko zdjęcie i
pokazując je staruszce. Pochyliła się i znów ożywiła.
–
Oczywiście! Ren zawsze tu przychodzi w poniedziałki, żeby obejrzeć kąty i
posprzątać! Dzieciaki mu pomagają czasem, czasem je widuję, tak – powiedziała
bardziej do siebie i swojej wadliwej pamięci zapewne. – Chcecie się pewnie z
nim skontaktować? W końcu jest współwłaścicielem tego domu.
–
Współ...właścicielem? – zdziwiłem się.
–
Ano. Musisz z nim porozmawiać, ja nie byłam wtajemniczona w nic. Dawniej
mieszkali tu razem, ale potem Ren się ożenił i zamieszkał z żoną, więc twój
ojciec był tu sam, ale na pewno byli współwłaścicielami!
Staruszka
była tak miła, że zadzwoniła po Rena i poczekała z nami na jego przyjazd. Los
nam sprzyjał, bo tego dnia miał wolne – zajmował się ogrodem, więc mógł
podjechać w paręnaście minut. W tym czasie dowiedzieliśmy się, że kobieta zna
angielski głównie z winy wnuków, którzy okazali się światowcami i często uczyli
ją słówek po powrocie do domu ze szkoły. Ucieszyła się, że nauka nie poszła w
las i mogła odkurzyć ten język. Co prawda trochę go kaleczyła, ale w życiu tej
kobiecie bym nie powiedział czegoś takiego. Uratowała mi życie. A raczej
wyjazd. Życie uratować mógł mi już tylko Ren, który na szczęście żył i parkował
swoje auto przy krawężniku. Zgasił silnik i wysiadł. Był dość wysoki jak na
tutejsze standardy – albo ja wybitnie bezczelny. Podszedł do nas z wyciągniętą
dłonią i wyuczonym uśmiechem na ustach.
–
Masz jakiś dowód tożsamości? – spytał od razu po angielsku, a kobieta spojrzała
na niego gniewnie. – Wybacz, ale każdy może tu przyjechać i mówić takie rzeczy.
–
Mam – zapewniłem i wyjąłem z portfela paszport. Wziął go do ręki i przejrzał.
Oddał mi go, wreszcie wydając się nieco bardziej zrelaksowanym.
–
Przepraszam za to, ale miałem umowę z twoim ojcem i musiałem mieć pewność.
Zeszło ci trochę, ale ile teraz masz? Dwadzieścia lat?
–
Dziewiętnaście – poprawiłem go. Pokiwał głową i wskazał mi dłonią na dom.
–
Zapraszam. Twój kolega może tu zostać i dotrzymać towarzystwa Sachiko.
Neels
zgrabnie ukrył chwilowe zaskoczenie, ale szybko zmienił stronę i teraz stał
przy staruszce, która ciskała w plecy Rena takie gromy, jakby już miał nie żyć.
Mężczyzna poprowadził mnie do drzwi domu, które otworzył kluczem. Przepuścił
mnie przodem, zaskakując wyglądem wnętrza. Wszystko albo było skryte pod
foliami malarskimi, albo... albo tego nie było. Jakieś małe pomieszczonko stało
puste całkowicie. Z kulturą chciałem zostawić buty przed stopniem, ale
powstrzymał mnie ręką na ramieniu, gdy zamknął za nami drzwi.
–
Nie trzeba. Nikt tu nie mieszka – zapewnił z nutą nostalgii. – Kiedyś żył tu
twój ojciec, ale po tym, jak umarł, pozbierałem jego co cenniejsze rzeczy i
spakowałem do garażu. Niektóre meble wyrzuciłem, a te nadające się do użytku
przykryłem. Tak naprawdę czekało to wszystko na ten dzień. Liczyłem, że będzie
miał on miejsce parę lat temu, ale... musiałeś dorosnąć. Nareszcie jesteś.
Witaj w domu swego ojca.
–
On... on sam tu mieszkał? Przed śmiercią – spytałem trochę poruszony tą...
dziwną pustką bez niego.
–
Owszem. Nie interesował się zakładaniem nowej rodziny. Był oddany pracy. Poza
tym twierdził, że ty mu wystarczasz. Kiedyś marzył, że cię tu ściągnie i pokaże
Tokio. Byłby zachwycony, że udało ci się tu zjawić.
–
Nie wiedziałem... nie wiedziałem, czego tu mam się spodziewać – wyznałem
szczerze. – Miałem tylko to zdjęcie i spekulację siostry, że może tutaj czeka
coś nawet po jego śmierci.
–
Miała rację – przyznał, zaskakując mnie. – Ten dom, chłopcze, jest twój. Meble,
które tu widzisz. Rzeczy w garażu. To czekało na ciebie.
–
Bez jaj – szepnąłem. Starał się nie roześmiać. – A-Ale tata miał długi! Zabrano
by mu taki dom na ich poczet!
–
Dlatego prawnie to nie jest uregulowane – wyjaśnił, po czym westchnął.
Zrobiliśmy parę kroków dalej. – Widzisz, prawnie ten dom w pełni jest mój.
Jednak dawno temu zawarliśmy z twoim ojcem umowę, że płacimy za niego po równo,
ale w papierach jestem tylko ja. Wiedziałem o jego problemach finansowych i zajęło
mu trochę czasu spłacenie jego części za przybytek. Zawsze nie potrafiłem
zrozumieć, czemu nie zacznie na poważnie spłacać długów, ale miał dziwne
podejście i wolał dawać im mało co, niż realną kwotę, która przybliżyłaby go do
spłaty zobowiązań. To jedna z wad twojego ojca, a nie powinienem źle mówić o
zmarłych przyjaciołach w ich domach.
–
Nie, ja... Oczekujesz, że zabiorę te rzeczy ze sobą?
Zrobiłem
gest ręką, okalając ogrom tych wszystkich pozostałości i tego, czego jeszcze
nie widziałem.
–
Nie. W tym sęk, chłopcze, że nie. Przemyślałem to i... mogę cię spłacić.
–
Spłacić. Jak to spłacić?
–
Jak mówiłem, twój ojciec i ja zainwestowaliśmy w to równe pieniądze, a ja
jestem słownym człowiekiem i połowa tego domu dla mnie należy do ciebie. Stać
mnie, żeby właśnie w tej chwili kliknąć przygotowany przelew i dokonać
transakcji. Odkupię dom, meble. Rzeczy osobiste twego ojca należą i należeć
będą do ciebie. Czy je wyrzucisz, czy weźmiesz, twoja wola.
–
Nieformalny testament – szepnąłem.
–
Słucham?
–
Mogłeś udawać, że mi się to nie należy. Aż tak lubiłeś mojego ojca, że skory
byłeś tyle lat czekać... na mnie? Nie chcę cię urazić, ale... nie rozumiem.
–
Wtedy, gdy twój tata zginął – zawahał się, bawiąc i patrząc na klucz w dłoniach
– odepchnął mnie. Technicznie rzecz biorąc, ocalił mi życie nie pierwszy raz,
ale zdecydowanie ostatni. Wyszedłem z tego z paroma złamaniami, podczas gdy
jego przygniotło osuwisko. Nigdy nie przestałem o tym myśleć. Mówię ci o tym,
bo nawet gdyby nie był mi drogim przyjacielem i tak miałbym wobec twojej
rodziny dług. Nie potrafiłbym spać w tym domu, który skradłbym w połowie tobie.
Domyślam się, że długi ojca przeszły na ciebie?
–
Tak... – szepnąłem.
–
Pieniądze pomogą ci to spłacić. Chyba że zależy ci na zamieszkaniu w Tokio-
–
Nie. Wierzę, że tata chciałby, aby twoja rodzina tutaj mieszkała. Chyba że
planujesz je sprzedać?
–
Nie, absolutnie. Planowałem odświeżyć pokoje i wręczyć w prezencie córce, gdy
wyjdzie za mąż. Mam do tego cudownego wydarzenia jeszcze masę czasu, ale jeśli
uda się załatwić z tobą sprawę dużo wcześniej, to przecież nie mam zamiaru
narzekać. Nicholasie, wybór należy do ciebie. Wiedz, że cię spłacę co do
monety. Lub oddam klucz i pożyczę dobrostanu.
Patrzyłem
na tego dobrze zbudowanego i wysokiego faceta w szarym golfie i białych
spodniach. Musiał dorobić się lepszego stanowiska niż miał za życia mojego
ojca. Uratował mu życie? Poświęcił się dla kogoś ze świadomością, że tego dnia
umrze? Jeśli tak, to dupek z niego. Kto dał mu prawo wracać do mojego życia,
żeby świadomie z niego bezpowrotnie wyjść?! Cały ten czas sądziłem, że zginął
przez upadek z wysokości. Matka nigdy nie sprecyzowała, co przyszło wraz ze
spadkiem – jakie wieści. I tak jej nie ufałem, więc to niewiele zmieniało.
–
Zostawić cię samego? Umówimy się na inny termin spotkania? – dociekał, widząc
mój najpewniej rozszalały wzrok, którego nie potrafiłem nigdzie zatrzymać na
dłużej.
–
Nie... – odparłem od razu i urwałem. Oblizałem wargi. – Choć perspektywa życia
w miejscu, gdzie tacie się wiodło, jest naprawdę kusząca, ja...
–
Serce zostawiłeś w innym miejscu – dopowiedział, jakby to rozumiał.
–
Tak.
Absolutnie
nie byłem zżyty ze swoim miejscem zamieszkania. W zasadzie było mi obojętne, a
nawet chętnie bym z niego nawiał. Jednak Agnes to część rodziny, od której nie
chciałem się odcinać. Została mi tylko ona. Poza tym był też Will i Amanda.
Doszedł Neels i w jakimś stopniu Iris. Zapuściłem tam długie korzenie, których
nigdy nie chciałem zapuszczać. Zawsze patrzyłem w przyszłość i widziałem swój
wyjazd. Teraz perspektywa przeprowadzki już mnie tak nie kusiła. Chciałem
gdzieś osiąść na jakiś czas, pozwolić sobie zarobić i odłożyć trochę pieniędzy,
a potem myśleć o samodoskonaleniu i rozkładaniu skrzydeł. Dom ojca miał już
perspektywy na osiedlenie, poza tym trafić miał w dobre ręce. Skoro tata się
dla niego poświęcił, skoro mu zaufał...
Spojrzałem
na Rena, a ten uniósł nieznacznie brwi, jakby zaskoczony tym, co zobaczył na
moim obliczu.
–
Sprzedam swoją część – zdecydowałem, a wraz z wypowiedzeniem tych słów,
przeszły mnie ciarki. – Dziękuję, że czekałeś.
–
Cieszę się, że udało mi się doczekać tego dnia, gdzie mogę pomóc synowi
przyjaciela, o którym tyle opowiadał. Wiem, że nie mieliście okazji się
spotkać, ale musisz wiedzieć, że twój ojciec naprawdę bardzo cię kochał.
–
Szkoda, że nigdy o mnie nie zawalczył – powiedziałem pod nosem. – W Tokio
zostaję jeszcze jeden dzień, gdybyś mnie potrzebował do czegoś.
–
Proponuję, żebyś ty i twój kolega pojechali ze mną, to ugoszczę was na tę noc.
Przejrzycie rzeczy twojego ojca i zdecydujesz, co chcesz zabrać, a co zostaje.
W międzyczasie dokonamy finalizacji. Na wypadek, gdybyś się rozmyślił, to
zawsze masz jeszcze trochę czasu.
Skinąłem
głową, będąc naprawdę wdzięcznym za takie rzeczowe podejście do sprawy. Na
pierwszy rzut wydawał się surowym i niedostępnym, ale gdy już mnie
wylegitymował, to okazał się całkiem przyjaznym człowiekiem. Zapewne ponurej
otoczki nabył w dniu śmierci przyjaciela, ale kto by jej nie nabył?
Czułem
rosnącą ekscytację.
Jeszcze
nie znałem dokładnej sumy, jaka przysługuje mi z części ojca, ale jeśli to było
jego zabezpieczenie mnie przed długami i pazerną łapą matki, to mu się udało.
Ten facet nie opowiadałby o domu nikomu poza mną. Wiedział jakiego imienia i
nazwiska wypatrywać. Do tego czasu tyle rzeczy mogło pójść nie tak! Mógł
chociażby umrzeć, a w papierach nie było uiszczonego taty, a co za tym szło,
mnie. Wszystko stało na wariackich papierach.
Przed
domem Neels uśmiechał się szeroko i szczerze do starszej kobiety, która mu coś
zawzięcie opowiadała. Zaśmiał się nawet, gdy mnie jeszcze nie dostrzegł. A gdy
już to zrobił, spojrzał mi pytająco w oczy. Uśmiechnąłem się, nie potrafiąc się
powstrzymać. Szybkim krokiem do nich doszedłem.
–
Tata zostawił nieformalny testament. Połowa domu jest moja i właśnie ją
upłynniłem.
–
Żartujesz? – spytał podekscytowany. – Jezu, Niko, to świetna wiadomość!
Przytulił
mnie, a ja zaśmiałem się głośno, oddając uścisk. Słyszałem za plecami szczęk
kluczy i kroki, więc Ren do nas doszedł, a ja odsunąłem się od przyjaciela.
–
Ren chce nas przenocować, żebym mógł przejrzeć prywatne rzeczy ojca i mógł
wybrać, co zabieram ze sobą. Musimy wymówić hotel.
–
Zajmę się tym – zakomunikował, salutując palcami przy skroni.
Dom
Rena także był parterowcem, ale za to naprawdę dużym. Poświęcił dla nas jeden
ze swoich pokoi, co Neelsa nieco zaniepokoiło – dostrzegłem tę rysę niepewności
na jego słowa, którą zaraz zakrył uśmiechem – a ja miałem to totalnie gdzieś. I
tak wiedziałem, że większą część nocy poświęcę pamiątkom po ojcu. Z nich na
pewno dowiedziałbym się więcej niż z tego, co przysłał mi dobrowolnie i co
mimochodem przyszło wraz ze spadkiem. Żona Rena okazała się jedną z
najcieplejszych kobiet, wyściskała mnie i nakarmiła nas typowo japońskim
jedzeniem, za które nie umiałem się zabrać, gdyby nie ich cierpliwość i
wyjaśnienia. Ona także dobrze znała mojego tatę, choć oczywiście nie tak
dobrze, jak jej mąż. Opowiedziała nawet, że był na ich ślubie jednym z
ważniejszych gości od strony męża i podkreśliła, że zawsze odtrącał
zainteresowanie kobiet, wymigując się brakiem czasu na romanse.
–
Może twój tata odkrył swoją homoseksualność i nie chciał w takim kraju uchodzić
za jeszcze większe widowisko, gdyby zaczął się umawiać z facetem? – dumał
Neels, gdy poszliśmy do tymczasowego naszego pokoju chwilę odpocząć.
Usiadłem
na łóżku i rozmasowywałem kark, słuchając go uważnie i dumając nad tą
spekulacją. Neels wyglądał niepewnie, jakby zaraz zaczął żałować
wypowiedzianych słów, ale skoro już padły, to nieporadnie przechadzał się boso
po niskim pokoju.
–
Sam nie wiem – odparłem w końcu. Spojrzał na mnie dłuższą chwilę. – Co?
–
Nie jesteś zły, że zrobiłem na chwilę z twojego ojca geja? Spodziewałem się
ciętej riposty, że wszędzie ich widzę w facetach, którzy są hetero.
Wywróciłem
oczami.
–
Przecież go nie znałem, Neels. Równie dobrze mógł być kimkolwiek. Spekulowanie,
że wolał facetów, nie jest przecież uwłaczające, nie dla mnie. Jeśli jego by to
obraziło, cóż, i tak nie żyje, więc tego nie wiemy. Może zwyczajnie wybrał
życie samotnika, wiedząc, jakie baby są paskudne.
–
A to z kolei słowa, których żaden zainteresowany kobietami nie powie – zakpił.
–
Moja matka jest do kitu i moja była jest do kitu. To o dwie baby za dużo, żeby
nie zacząć całować się z chłopakiem.
–
Iris i Agnes chyba nie są takie złe, co? – spytał, zagryzając wargę i opierając
się o szafkę. Schlebiłem mu w jakiś sposób.
–
Chodzi mi o to, że po Lisie sam straciłem ochotę na poznawanie kobiet i
zaufanie im – wyznałem szczerze, opuszczając głowę, żeby lepiej rozmasować
spięty kark. – Czasem lepiej być samotnym niż ranionym.
–
Zakładając, że osoba, której zaufasz, znów cię zrani – dodał. Podszedł do mnie
bliżej. Widziałem, że stoi nade mną, ale nie podnosiłem głowy, czekając, co ma
zamiar zrobić dalej. Kucnął i nasze oczy się spotkały. – Ja nie mam takiego
zamiaru.
Oparłem
łokcie na kolanach, by przez chwilę móc po prostu patrzeć sobie z nim w oczy.
–
Nie boisz się, że to moje próbowanie z tobą będzie niczym innym, jak próbą
ucieczki od kobiet, bo nie chcę im zaufać, a nie dlatego, że szczerze może też
chodzić o facetów?
–
Przynajmniej spróbujesz, tak? Nie możesz wiedzieć, dopóki się nie dowiesz. Jak
inaczej poszerzać horyzonty? Siedzeniem na dupie i zastanawianie się, co by
było gdyby? Spróbowałeś modelingu, Niko, i zobacz, gdzie to cię zaprowadziło.
Do miejsca, gdzie zaraz dostaniesz przelew, który spłaci wszystkie twoje długi.
Odzyskasz młodzieńczą wolność, którą ci odebrano na parę lat. Kto wie, jakie
jeszcze zmiany na ciebie czekają, jeśli tylko pozwolisz sobie na nie.
–
Co za subtelny nacisk na wpadnięcie ci w ramiona – zakpiłem.
–
Nie zabraniałeś nam rozmawiać poważnie – wytknął. – Tak właśnie uważam i
chciałem, żebyś wiedział. Dostrzegł, na ile zmian sobie pozwoliłeś i ile dobra
ci przyniosły. Wyniosłeś się od toksycznej matki, rzuciłeś okropną pracę na
rzecz lepszej, poleciałeś do Japonii w ślad za ojcem, który jednak nie zostawił
cię na minusie. Przecież ja nie oczekuję, że się we mnie zakochasz, Niko. Nie
wierzę bezgranicznie, że związek ze mną przyniesie ci same dobre wspomnienia,
ale wierzę za to, że samo rozważenie tej samej płci otworzy cię na dużo więcej,
niż sobie dotychczas pozwalałeś. To nie muszę być ja, może-
–
Och, zamknij się już – westchnąłem zmęczony.
Zacisnąłem
palce na kołnierzu jego bluzy i przyciągnąłem go do siebie. Klęknął, ja
pochyliłem się bardziej, aby nasze usta się spotkały. Neels był zaskoczony moim
posunięciem, ale gdy poruszyłem wargami i zamknąłem oczy, od razu odwzajemnił
pocałunek. Wyprostował się bardziej, a dłonie wsunął na moją szyję i szczękę.
Oddał pocałunek z pełnym zaangażowaniem, czego po nim się spodziewałem od
początku. I to on go pogłębił, wsuwając się językiem do moich ust, jakby
zapomniał swoje postanowienie, że to ja nadaję rytm rozwojowi relacji.
Zbliżenie należało do tych z natury wygłodniałych i to nie do końca z mojej
zasługi, a jego. Całował mnie tak, jakby od dawna miał na to ochotę, ale
powstrzymywał się z chociażby sygnalizowaniem tego. Z drugiej strony jeśli
rzeczywiście nie pamiętał sytuacji jego pijackiej eskapady, to mógł chcieć to
odzyskać w inny sposób. Nakładając na niewyraźne wspomnienie nowe z teraz.
Ktoś
zastukał delikatnie w liche drzwi, a ja z niemałą siłą odepchnąłem chłopaka,
który upadł na łydki tyłkiem. Poderwałem się do pionu, nie znając i nie chcąc
poznać tolerancji na homoseksualność domowników. Uchyliłem przesuwne drzwi, za
którymi stał Ren.
–
Jeśli chcesz, zaprowadzę cię do garażu i pokażę rzeczy ojca.
–
Pewnie. Chodźmy.
Zignorowałem
patrzenie na Neelsa, żeby jak najszybciej zabrać mężczyzna z dala od chłopaka,
który z całą pewnością miał wypisane na ciele „przed chwilą chciałem go
przelecieć, ale mi nie pozwolił”. W końcu czułem, jak jedna z dłoni zjechała
niżej na klatkę piersiową, kto wie, czy nie zawędrowałaby dalej, gdyby nie Ren.
Rzeczywiście
Ren miał zdecydowanie więcej rzeczy taty niż ja u siebie. Wyjął nawet zakurzoną
szkatułkę pełną biżuterii, twierdząc, że to powinienem zabrać. Mogłem ją
spieniężyć i też na tym zyskać lub zostawić na pamiątkę. Mogłem też
zdezynfekować i użytkować, skoro miałem parę przekłuć. Opowiedział mi, że tata
nosił kolczyki w uszach i w brwi. Do tego uwielbiał zegarki – niekoniecznie
markowe i drogie, ale na każdy dzień tygodnia inny. Pokazał mi ten, który miał
w dniu śmierci.
–
Oddali jego rzeczy osobiste przy przygotowywaniu ciała do pochówku – wyjaśnił,
dotykając czarnego paska zegarka z dziwnym namaszczeniem. Soczewka była
stłuczona, a wskazówki się nie poruszały. Czy wskazywały godzinę zgonu?
Znalazłem
też parę telefonów, z czego także ten, którego używał przed śmiercią. Ren
spisał na kartce ważne kody do odblokowywania urządzenia i wsunął ją w
kieszonkę etui telefonu. Był nieokreśloną pomocą przy oglądaniu tych rzeczy
taty. Znał jego sekrety, jego kody, jego codzienność. Byli blisko, ale... czy tak
blisko? Spoglądałem na Rena konspiracyjnie, nie mogąc pozbyć się z głowy słów
Neelsa o gejostwie taty. Skoro ożenił się z tą kobietą, to chyba jednak nie...
prawda?
–
Twój tata nie prowadził żadnego dziennika ani pamiętnika, więc nie znajdziesz
tu niczego takiego. To dosłownie jego drobiazgi z życia codziennego. Ulubione
kubki, breloczki, tego typu rzeczy.
–
Mam w sumie pytanie. Masz jakieś jego zdjęcie? To stare to jedyne, jakie mam.
–
Ach, tak. Jasne, że mam. Poczekaj tutaj, zaraz przejrzę album w domu i coś ci
wybiorę. W tym czasie możesz sobie rozgrzebać to wszystko. Zaraz wracam.
Zniknął
z garażu, a ja westchnąłem z nowym ciężarem na piersi. To wszystko należało
kiedyś do żywej istoty, której już między nami nie było. Do mojego taty, który
się mną interesował, ale nie zorientował się w porę, że chroniąc przyjaciela,
pozbawia tej ochrony mnie. Zostawił mi w spuściźnie długi i połowę domu oraz
swoje rzeczy osobiste. Ren miał rację co do zawartości kartonów. Było tu
wszystko, co Ren uznał za prywatne i niegodne wyrzucenia. Słuchawki, klucze,
figurki. Wszystkiego zabrać nie chciałem, a nawet nie mogłem. Wybrałem więc co
ciekawsze przedmioty – jak najnowszy telefon, aby przejrzeć zawartość – kilka
breloków, zegarków i szkatułkę z biżuterią, która na szczęście nie była za
duża.
Ren
wrócił z małym plikiem zdjęć tej samej wielkości, mniejszej od tego dużego
zdjęcia, które dostałem bezpośrednio od taty. W stosiku znajdowało się sześć
zdjęć, z czego większa część zawierała tylko tatę. Ostatnie dwa to tata z
Renem.
–
Zapisałem ci na odwrocie mój obecny adres, numer telefonu i adres mailowy,
gdybyś chciał się skontaktować w jakiejś sprawie. Zawsze chętnie udzielę ci
pomocy, nawet jeśli poznaliśmy się dopiero dziś, to znam cię prawie jak
własnego syna. Twój tata nie darowałby mi, gdybym tak po prostu po tej wizycie
udawał, że przestałeś istnieć.
–
Dziękuję. Doceniam, że tyle dla mnie zrobiłeś. Przylatując tu, byłem niepewien,
czy w ogóle żyjesz.
–
Rozumiem. Najwidoczniej miałem jeszcze pożyć, żeby jakoś móc ci pomóc.
–
Mam ostatnią prośbę. – Pochylił głowę, jakby słuchał uważnie. – Chciałbym,
żebyś zabrał mnie jutro na jego grób przed wylotem.
Komentarze
Prześlij komentarz